środa, 13 kwietnia 2016

Chapter forty-Eighth



*Sue
Zadzwoniłam do drzwi... modląc się, aby ktoś był w domu oprócz gosposi. Chciałam towarzystwa moich przyjaciół a nie wrednej meksykanki. Nie to, że miałam coś do meksykanów, ale ich gosposia była naprawdę wredna!!
No powiedzmy, że nie lubi mnie i Rose.
Jakie było moje zdziwienie, gdy otworzyła mi ruda kobieta w sukience do kostek. Tylko jej oczy zdradzały kogo mam przed sobą. Nigdy nie powiedziałabym, że to Barbie.
Teraz nie stała przede mną plastikowa blondynka w obcisłym i skąpym ubraniu. Gdzie się podziała stara Barbara?!
Musiałam pomyśleć, czy moja stara znajoma nie ma czasem siostry i właśnie z tego co ja wiem... to jej nie ma.
-Sue?! -rzuciła się na mnie ściskając moja biedną szyję swoimi kościstymi ramionami -nie wierze, że nas odwiedziłaś!
-Barbara... -teraz już wiedziałam, że mam właśnie Barbie przed sobą.
Pozwoliłam wprowadzić się do domu i zaciągnąć do ogrodu. Nic się tu nie zmieniło, no oprócz Kevina, który siedział w basenie. Zapuścił brodę.
Nie przypominał już wiecznie na haju faceta, którego widziałam ponad rok temu. Musiałam się uszczypnąć kilkanaście razy, aby upewnić się, że na pewno to co widzę jest prawdziwe. Nie mogłam uwierzyć, że oni się tak zmienili.
-Susie! -Ken wyskakuje z basenu i nie przejmując się tym, że jest cały mokry... przyciąga mnie do siebie, co skutkuje tym, że moja sukienka jest cała przemoczona. Tak to na pewno był Kevin, ten sam roztrzepany facet. Kiedy się odsuwa ode mnie pyta -napijesz się czegoś?
Kiwam głową na zgodę i siadam na leżaku. Nie przejmuję się już tym, że jestem cała mokra. Przyjechałam tu, aby niczym się nie przejmować.
Pół godziny później leżę dalej na leżaku przysłuchując się temu jak Barbara opowiada jak postanowili zmienić swoje dotychczasowe życie i pójść o krok do przodu. Okazało się, że Kevin ma prawie nastoletnią córkę, którą teraz się oboje zajmują. W ogóle nie wiedzieli o dziecku, więc było to szok dla nich obojga, gdy dwunastoletnia dziewczyna stanęła przed ich drzwiami.
Teraz jakoś im się układało z czego się bardzo cieszyłam.
Przez chwilę zapomniałam o Harrym i tym co się działo między nami. Oczywiście do momentu, gdy Barbara zapytała o Denisa i jak nam się układa po rozstaniu. Musiałam się komuś wygadać, więc wyrzuciłam wszystko z siebie. Na moje szczęście kobieta przysłuchiwała się temu wszystkiemu w milczeniu i nie przerywała mi.
-ułoży się wszystko... zobaczysz -wyszeptała na koniec mojej wypowiedzi, a ja kiwam głową. Miałam nadzieje, że wszystko się ułoży.
Chciałam, aby Harry mnie kochał... chciałam być z nim, ale lęk że robił to wszystko aby mnie tylko zaliczyć był większy.
Powinnam mu zaufać, ale nie wiem czy potrafiłam.
Z jednej strony tak bardzo go kochałam, że miałam ochotę wsiąść w auto i wrócić, a później błagać na kolanach, aby mnie zechciał... z drugiej natomiast czaił się strach, że mnie wyśmieje i powie, że to wszystko miało jeden cel... ten bolesny cel.
Moje serce dopiero co się poskładało i nie wiem czy dałabym radę podnieść się po kolejnym zawodzie. Lepiej chyba nie być odtrąconym i żyć jakąś nadzieję, niż być zmieszanym z błotem.
Bo kim ja byłam w świetle tych wszystkich kobiet z którymi spotykał się Harry?
No kim?!
Jakimś małym robaczkiem, którego można rozdeptać, gdy nie patrzy się pod nogi. Nie chciałam być rozdeptana, a szczególnie nie przez Harrego.
Nie powinnam była zgadzać się na tą randkę... przynajmniej nasze relacje teraz byłby by jakieś lepsze. Mam dziwne wrażanie, że Harry uznał mnie za pierwszą lepszą... za desperatkę, która za wszelką cenę chce się wybić wskakując gwieździe do łóżka.
-Boże... dlaczego ja tego nie pamiętam? -szepnęłam i schowałam twarz w dłonie. Barbara poklepała mnie delikatnie po ramieniu.
-wszystko będzie dobrze... twój książę się pojawi... -przerwałam jej swoim histerycznym śmiechem. Mogłam przysiądź, że jeśli Harry tu się zjawi to pierwsze co zrobię to go pocałuję i powiem mu, że go kocham. Nie było o tym mowy, więc na pewno nie zrobię tego. Chyba piekło zamarznie jeśli Harry tu się pojawi. Nie wie przecież gdzie ja jestem i bardzo dobrze!
-co jest?
-myślę, że jeśli Harry tu się zjawi, to go pocałuję i wykrzyczę mu, że go kocham -roześmiałam się podnosząc drinka, którego przed chwilą postawił mi Kevin.
Chyba upicie się będzie odpowiednim wyjściem.

*Harry
Droga była długa. Pięć godzin! Pięć! Czy dziś akurat musiał się wydarzyć jakiś przeklęty wypadek?! Modliłem się oczywiście w duchu, aby w tym wypadku nie uczestniczyła Sue. Odetchnąłem z ulgą, że nie było w gronie rozbitych aut, jej samochodu.
Odbierałem co chwilę telefony od Rose. Wiem, że się martwiła, ale już miałem jej dość. Nie moja wina, że stałem w tym przeklętym korku!!
Jechałem według nawigacji i wylądowałem parę kilometrów od Nowego Jorku. Dzielnica była niczego sobie. Domki praktycznie takie same.
Kiedy trafiłem wreszcie pod odpowiedni adres, uniosłem wysoko brwi. Ten dom był całkowicie inny od tych wszystkich które mijałem po drodze. Wielkie białe gmaszysko. Nie, nie... gmaszysko tylko wielki nowoczesny oszklony dom.
Zaparkowałem przed nim. Przyżegałem się i odmówiłem zdrowaśkę. Kiedy pukałem do drzwi o mało nie zszedłem na zawał.
Otworzyła mi niewysoka dziewczyna. Miała górę piętnaście lat, albo i mniej.
Wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi ustami. Zamurowało ją...
-czy zastałem twoich rodziców? -pytam. Nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Dziewczyna dalej się we mnie wpatrywała. Wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-Ha... Ha... Ha... Harry Styles -wreszcie wydukała. Była moją fanką. Teraz nie dziwię się jej reakcji.
Rozkładam ramiona i czekam, aż dziewczyna do mnie podejdzie. Miałem nadzieję, że jeśli to zrobię będzie bardziej rozmowna i dowiem się czy znajdę tu Sue.
Dziewczyna się we mnie wtula. Muszę teraz wyglądać jak jakiś pedofil przytulający nieletnie dziewczynki.
-są twoim rodzice? -pytam ponownie, gdy się od niej odsuwam.
-tak na tarasie. Z tą twoją terapeutką... -kiwam głową i oddycham z ulgą, kiedy słyszę o Sue -zaprowadzę cię -łapie mnie za dłoń i ciągnie za sobą -kiedy zobaczyłam cię w telewizji z przyjaciółką mojej mamy... nie mogłam uwierzyć. Moje koleżanki mi nie uwierzą!
Ok, ok... pewnie teraz będę musiał pozować do miliona zdjęć, ale zrobię wszystko... nawet zatańczę nago, aby tylko zaprowadziła mnie do Sue!
Kiedy wychodzimy na wielki ogród przystaję. Widzę trzy postacie rozłożone na leżakach. Muszę powiedzieć, że kamień spadł mi z serca, gdy nie widzę żadnych „narkotycznych” orgii czy czegoś w ten deseń.
Sue leży i popija coś różowego ze szklanki. Mam nadzieję, że to tylko alkohol.
Nie mam zielonego pojęcia co jej powiem, ale biorę kilka głębokich oddechów i ruszam w ich stronę.
-Sue... -mówię cicho kiedy staję tuż przy jej leżaku. Dziewczyna unosi na mnie wzroki i patrzy z niedowierzaniem. Nagle zaczyna się głośno śmiać, a ja stoję jak głupi.
Odwracam się w stronę pozostałej dwójki z chęcią dowiedzenia się co się stało mojej maleńkiej Sue.
Rudowłosa kobieta posłała mi delikatny uśmiech, w ogóle nie przejmując zachowaniem Sue. Mężczyzna leżący obok wstaje i podchodzi do mnie.
-Kevin -wystawia dłoń w moim kierunku. Marszczę czoło. Ci ludzie nie wyglądają tak jak opowiadała mi Rose.
-Harry -ściskam mu dłoń. Odwracam się w stronę Sue, która dalej zwija się ze śmiechu -co jej się stało?
-za nim tu przeszedłeś, mówiła rożne rzeczy i pewnie teraz śmieje się z własnej głupoty -odparła mi rudowłosa -Sue!
Sue przestała się śmiać i spojrzała na mnie.
-Sue?
-Harry? -byłem zdezorientowany, gdy niespodziewanie rzuciła się na mnie. Mam szczęście, że była drobna, bo pewnie wylądowalibyśmy na ziemi. -naprawdę tu jesteś?
-jak widać... -odpowiadam przyciskając ją do siebie. Minęło parę godzin od ostatniego momentu, gdy miałem ją w ramionach.
-to my pójdziemy -słyszę jak wstają i odchodzą.
-porozmawiajmy, Sue -odsuwam się od niej i sadzam ją na leżaku. Sam klękam przed nią -jestem na ciebie zły, dlaczego uciekłaś...
-bo ja...
-nie spaliśmy ze sobą, Sue. Do niczego między nami nie doszło. No prawie to zrobiliśmy, ale ty usnęłaś a ja... a ja po prostu... -westchnąłem, przeczesałem włosy -dlaczego uciekłaś?
Patrzy na mnie chwilę za nim otwiera usta, żeby coś powiedzieć.
-bałam się, Harry. Bałam się, że będę następną na twojej liście. Bałam się, że mnie zostawisz i złamiesz mi serce, bo ja cię kocham, Harry -ukryła twarz w dłoniach.
-wiem -mówię spokojnie. -powiedziałaś mi już to...
-kiedy? -gwałtownie ściąga dłonie i wpatruje się we mnie.
-w nocy... -łapię jej dłonie i wpatruje się w nią. Kocham ją całym sercem i nic tego nie mogło zmienić -kocham cię, Sue -wyrzucam z siebie wreszcie -mógłbym cię wyciągnąć spod ziemi, aby ci to powiedzieć. Strasznie mnie zraniłaś, kiedy uciekłaś. Myślałem, że kogoś zabiję ze złości.
-ja... ja...
-Sue, chcę z tobą być... obiecałem, że na ciebie poczekam i dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebować, ale nie uciekaj już ode mnie...
Sue wstał, zrobiłem to samo. Myślałem, że będzie chciała to wszystko przemyśleć, ale ona się we mnie wtuliła, a później pocałowała. Na początku byłem oszołomiony tym wszystkim, jednak za nim się odsunęła oddałem jej pocałunek.
-Kocham cie, Harry...
-Kocham cię, Sue -uśmiechnąłem się
-odpowiednie zakończenie tej historii
-odpowiednie -szepnąłem i ponownie złączyłem nasze usta. Nie obchodziły mnie nawet te odgłosy westchnień dochodzące z wejścia do domu. Nic mnie nie obchodziło oprócz Sue. Mojej ukochanej.
To był mój najwspanialszy dzień w życiu. Po tylu latach związków z nie odpowiednimi kobietami, trafiłem na tą odpowiednią. Wystarczyło tylko dać sobie z Hemmings'em po twarzy, aby trafić w odpowiednie miejsce.
Poszczęściło nam się. Ja miałem swoją Sue, a on Rose... czyli nasz głupi plan nie poszedł na marne. Mimo, że po drodze było trochę przeszkód, pokonaliśmy to i teraz jesteśmy w odpowiednim miejscu, przy właściwych osobach.
To było najcudowniejsza chwila w dotychczasowym moim życiu.
Kiedy się od niej odrywam, uśmiecham się szeroko. To była magiczna chwila... którą mój dzwoniący telefon przerwał. Domyśliłem się kto to, więc musiałem odebrać, bo nie dadzą nam żyć.
Wyciągnąłem go z kieszeni i odebrałem...
-znalazłeś ją?
-tak, Rose... znalazłem ją -całuje Sue w czoło -pozdrawia cię
-daj mi ją...
Krzywię się trochę, ale oddaję Sue telefon. To mogła być długa i męcząca rozmowa, więc siadam na leżaku i wpatruję się w zwieszoną głowę Sue, która słucha Rose.

Zabawne...  

2 komentarze:

  1. Wow .. fajnie ze w końcu sobie wszystko wyjaśnili!!
    Miły rozdzialq

    OdpowiedzUsuń