*Sue
Zadzwoniłam do drzwi... modląc się,
aby ktoś był w domu oprócz gosposi. Chciałam towarzystwa moich
przyjaciół a nie wrednej meksykanki. Nie to, że miałam coś do
meksykanów, ale ich gosposia była naprawdę wredna!!
No powiedzmy, że nie lubi mnie i Rose.
Jakie było moje zdziwienie, gdy
otworzyła mi ruda kobieta w sukience do kostek. Tylko jej oczy
zdradzały kogo mam przed sobą. Nigdy nie powiedziałabym, że to
Barbie.
Teraz nie stała przede mną plastikowa
blondynka w obcisłym i skąpym ubraniu. Gdzie się podziała stara
Barbara?!
Musiałam pomyśleć, czy moja stara
znajoma nie ma czasem siostry i właśnie z tego co ja wiem... to jej
nie ma.
-Sue?! -rzuciła się na mnie ściskając
moja biedną szyję swoimi kościstymi ramionami -nie wierze, że nas
odwiedziłaś!
-Barbara... -teraz już wiedziałam, że
mam właśnie Barbie przed sobą.
Pozwoliłam wprowadzić się do domu i
zaciągnąć do ogrodu. Nic się tu nie zmieniło, no oprócz Kevina,
który siedział w basenie. Zapuścił brodę.
Nie przypominał już wiecznie na haju
faceta, którego widziałam ponad rok temu. Musiałam się uszczypnąć
kilkanaście razy, aby upewnić się, że na pewno to co widzę jest
prawdziwe. Nie mogłam uwierzyć, że oni się tak zmienili.
-Susie! -Ken wyskakuje z basenu i nie
przejmując się tym, że jest cały mokry... przyciąga mnie do
siebie, co skutkuje tym, że moja sukienka jest cała przemoczona.
Tak to na pewno był Kevin, ten sam roztrzepany facet. Kiedy się
odsuwa ode mnie pyta -napijesz się czegoś?
Kiwam głową na zgodę i siadam na
leżaku. Nie przejmuję się już tym, że jestem cała mokra.
Przyjechałam tu, aby niczym się nie przejmować.
Pół godziny później leżę dalej na
leżaku przysłuchując się temu jak Barbara opowiada jak
postanowili zmienić swoje dotychczasowe życie i pójść o krok do
przodu. Okazało się, że Kevin ma prawie nastoletnią córkę,
którą teraz się oboje zajmują. W ogóle nie wiedzieli o dziecku,
więc było to szok dla nich obojga, gdy dwunastoletnia dziewczyna
stanęła przed ich drzwiami.
Teraz jakoś im się układało z czego
się bardzo cieszyłam.
Przez chwilę zapomniałam o Harrym i
tym co się działo między nami. Oczywiście do momentu, gdy Barbara
zapytała o Denisa i jak nam się układa po rozstaniu. Musiałam się
komuś wygadać, więc wyrzuciłam wszystko z siebie. Na moje
szczęście kobieta przysłuchiwała się temu wszystkiemu w
milczeniu i nie przerywała mi.
-ułoży się wszystko... zobaczysz
-wyszeptała na koniec mojej wypowiedzi, a ja kiwam głową. Miałam
nadzieje, że wszystko się ułoży.
Chciałam, aby Harry mnie kochał...
chciałam być z nim, ale lęk że robił to wszystko aby mnie tylko
zaliczyć był większy.
Powinnam mu zaufać, ale nie wiem czy
potrafiłam.
Z jednej strony tak bardzo go kochałam,
że miałam ochotę wsiąść w auto i wrócić, a później błagać
na kolanach, aby mnie zechciał... z drugiej natomiast czaił się
strach, że mnie wyśmieje i powie, że to wszystko miało jeden
cel... ten bolesny cel.
Moje serce dopiero co się poskładało
i nie wiem czy dałabym radę podnieść się po kolejnym zawodzie.
Lepiej chyba nie być odtrąconym i żyć jakąś nadzieję, niż być
zmieszanym z błotem.
Bo kim ja byłam w świetle tych
wszystkich kobiet z którymi spotykał się Harry?
No kim?!
Jakimś małym robaczkiem, którego
można rozdeptać, gdy nie patrzy się pod nogi. Nie chciałam być
rozdeptana, a szczególnie nie przez Harrego.
Nie powinnam była zgadzać się na tą
randkę... przynajmniej nasze relacje teraz byłby by jakieś lepsze.
Mam dziwne wrażanie, że Harry uznał mnie za pierwszą lepszą...
za desperatkę, która za wszelką cenę chce się wybić wskakując
gwieździe do łóżka.
-Boże... dlaczego ja tego nie
pamiętam? -szepnęłam i schowałam twarz w dłonie. Barbara
poklepała mnie delikatnie po ramieniu.
-wszystko będzie dobrze... twój
książę się pojawi... -przerwałam jej swoim histerycznym
śmiechem. Mogłam przysiądź, że jeśli Harry tu się zjawi to
pierwsze co zrobię to go pocałuję i powiem mu, że go kocham. Nie
było o tym mowy, więc na pewno nie zrobię tego. Chyba piekło
zamarznie jeśli Harry tu się pojawi. Nie wie przecież gdzie ja
jestem i bardzo dobrze!
-co jest?
-myślę, że jeśli Harry tu się
zjawi, to go pocałuję i wykrzyczę mu, że go kocham -roześmiałam
się podnosząc drinka, którego przed chwilą postawił mi Kevin.
Chyba upicie się będzie odpowiednim
wyjściem.
*Harry
Droga była długa. Pięć godzin!
Pięć! Czy dziś akurat musiał się wydarzyć jakiś przeklęty
wypadek?! Modliłem się oczywiście w duchu, aby w tym wypadku nie
uczestniczyła Sue. Odetchnąłem z ulgą, że nie było w gronie
rozbitych aut, jej samochodu.
Odbierałem co chwilę telefony od
Rose. Wiem, że się martwiła, ale już miałem jej dość. Nie moja
wina, że stałem w tym przeklętym korku!!
Jechałem według nawigacji i
wylądowałem parę kilometrów od Nowego Jorku. Dzielnica była
niczego sobie. Domki praktycznie takie same.
Kiedy trafiłem wreszcie pod odpowiedni
adres, uniosłem wysoko brwi. Ten dom był całkowicie inny od tych
wszystkich które mijałem po drodze. Wielkie białe gmaszysko. Nie,
nie... gmaszysko tylko wielki nowoczesny oszklony dom.
Zaparkowałem przed nim. Przyżegałem
się i odmówiłem zdrowaśkę. Kiedy pukałem do drzwi o mało nie
zszedłem na zawał.
Otworzyła mi niewysoka dziewczyna.
Miała górę piętnaście lat, albo i mniej.
Wpatrywała się we mnie z szeroko
otwartymi ustami. Zamurowało ją...
-czy zastałem twoich rodziców?
-pytam. Nie uzyskałem żadnej odpowiedzi. Dziewczyna dalej się we
mnie wpatrywała. Wyglądała jakby zobaczyła ducha.
-Ha... Ha... Ha... Harry Styles
-wreszcie wydukała. Była moją fanką. Teraz nie dziwię się jej
reakcji.
Rozkładam ramiona i czekam, aż
dziewczyna do mnie podejdzie. Miałem nadzieję, że jeśli to zrobię
będzie bardziej rozmowna i dowiem się czy znajdę tu Sue.
Dziewczyna się we mnie wtula. Muszę
teraz wyglądać jak jakiś pedofil przytulający nieletnie
dziewczynki.
-są twoim rodzice? -pytam ponownie,
gdy się od niej odsuwam.
-tak na tarasie. Z tą twoją
terapeutką... -kiwam głową i oddycham z ulgą, kiedy słyszę o
Sue -zaprowadzę cię -łapie mnie za dłoń i ciągnie za sobą
-kiedy zobaczyłam cię w telewizji z przyjaciółką mojej mamy...
nie mogłam uwierzyć. Moje koleżanki mi nie uwierzą!
Ok, ok... pewnie teraz będę musiał
pozować do miliona zdjęć, ale zrobię wszystko... nawet zatańczę
nago, aby tylko zaprowadziła mnie do Sue!
Kiedy wychodzimy na wielki ogród
przystaję. Widzę trzy postacie rozłożone na leżakach. Muszę
powiedzieć, że kamień spadł mi z serca, gdy nie widzę żadnych
„narkotycznych” orgii czy czegoś w ten deseń.
Sue leży i popija coś różowego ze
szklanki. Mam nadzieję, że to tylko alkohol.
Nie mam zielonego pojęcia co jej
powiem, ale biorę kilka głębokich oddechów i ruszam w ich stronę.
-Sue... -mówię cicho kiedy staję tuż
przy jej leżaku. Dziewczyna unosi na mnie wzroki i patrzy z
niedowierzaniem. Nagle zaczyna się głośno śmiać, a ja stoję jak
głupi.
Odwracam się w stronę pozostałej
dwójki z chęcią dowiedzenia się co się stało mojej maleńkiej
Sue.
Rudowłosa kobieta posłała mi
delikatny uśmiech, w ogóle nie przejmując zachowaniem Sue.
Mężczyzna leżący obok wstaje i podchodzi do mnie.
-Kevin -wystawia dłoń w moim
kierunku. Marszczę czoło. Ci ludzie nie wyglądają tak jak
opowiadała mi Rose.
-Harry -ściskam mu dłoń. Odwracam
się w stronę Sue, która dalej zwija się ze śmiechu -co jej się
stało?
-za nim tu przeszedłeś, mówiła
rożne rzeczy i pewnie teraz śmieje się z własnej głupoty
-odparła mi rudowłosa -Sue!
Sue przestała się śmiać i spojrzała
na mnie.
-Sue?
-Harry? -byłem zdezorientowany, gdy
niespodziewanie rzuciła się na mnie. Mam szczęście, że była
drobna, bo pewnie wylądowalibyśmy na ziemi. -naprawdę tu jesteś?
-jak widać... -odpowiadam przyciskając
ją do siebie. Minęło parę godzin od ostatniego momentu, gdy
miałem ją w ramionach.
-to my pójdziemy -słyszę jak wstają
i odchodzą.
-porozmawiajmy, Sue -odsuwam się od
niej i sadzam ją na leżaku. Sam klękam przed nią -jestem na
ciebie zły, dlaczego uciekłaś...
-bo ja...
-nie spaliśmy ze sobą, Sue. Do
niczego między nami nie doszło. No prawie to zrobiliśmy, ale ty
usnęłaś a ja... a ja po prostu... -westchnąłem, przeczesałem
włosy -dlaczego uciekłaś?
Patrzy na mnie chwilę za nim otwiera
usta, żeby coś powiedzieć.
-bałam się, Harry. Bałam się, że
będę następną na twojej liście. Bałam się, że mnie zostawisz
i złamiesz mi serce, bo ja cię kocham, Harry -ukryła twarz w
dłoniach.
-wiem -mówię spokojnie. -powiedziałaś
mi już to...
-kiedy? -gwałtownie ściąga dłonie i
wpatruje się we mnie.
-w nocy... -łapię jej dłonie i
wpatruje się w nią. Kocham ją całym sercem i nic tego nie mogło
zmienić -kocham cię, Sue -wyrzucam z siebie wreszcie -mógłbym cię
wyciągnąć spod ziemi, aby ci to powiedzieć. Strasznie mnie
zraniłaś, kiedy uciekłaś. Myślałem, że kogoś zabiję ze
złości.
-ja... ja...
-Sue, chcę z tobą być... obiecałem,
że na ciebie poczekam i dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebować,
ale nie uciekaj już ode mnie...
Sue wstał, zrobiłem to samo.
Myślałem, że będzie chciała to wszystko przemyśleć, ale ona
się we mnie wtuliła, a później pocałowała. Na początku byłem
oszołomiony tym wszystkim, jednak za nim się odsunęła oddałem
jej pocałunek.
-Kocham cie, Harry...
-Kocham cię, Sue -uśmiechnąłem się
-odpowiednie zakończenie tej historii
-odpowiednie -szepnąłem i ponownie
złączyłem nasze usta. Nie obchodziły mnie nawet te odgłosy
westchnień dochodzące z wejścia do domu. Nic mnie nie obchodziło
oprócz Sue. Mojej ukochanej.
To był mój najwspanialszy dzień w
życiu. Po tylu latach związków z nie odpowiednimi kobietami,
trafiłem na tą odpowiednią. Wystarczyło tylko dać sobie z
Hemmings'em po twarzy, aby trafić w odpowiednie miejsce.
Poszczęściło nam się. Ja miałem
swoją Sue, a on Rose... czyli nasz głupi plan nie poszedł na
marne. Mimo, że po drodze było trochę przeszkód, pokonaliśmy to
i teraz jesteśmy w odpowiednim miejscu, przy właściwych osobach.
To było najcudowniejsza chwila w
dotychczasowym moim życiu.
Kiedy się od niej odrywam, uśmiecham
się szeroko. To była magiczna chwila... którą mój dzwoniący
telefon przerwał. Domyśliłem się kto to, więc musiałem odebrać,
bo nie dadzą nam żyć.
Wyciągnąłem go z kieszeni i
odebrałem...
-znalazłeś ją?
-tak, Rose... znalazłem ją -całuje
Sue w czoło -pozdrawia cię
-daj mi ją...
Krzywię się trochę, ale oddaję Sue
telefon. To mogła być długa i męcząca rozmowa, więc siadam na
leżaku i wpatruję się w zwieszoną głowę Sue, która słucha
Rose.
Zabawne...
Wow .. fajnie ze w końcu sobie wszystko wyjaśnili!!
OdpowiedzUsuńMiły rozdzialq
cieszę się, że się podoba :D
Usuń