wtorek, 5 kwietnia 2016

Chapter Fourty - Four



▼ Luke ▼
Od wczorajszego dnia nie mogłem skontaktować się z Rose. Próbowałem, dzwoniłem, wieczorem nawet pojechałem ponownie do domu mojej ukochanej. Niestety to nie poskutkowało, bo kobieta unikała mnie jak żywego ognia. Wiem, że schrzaniłem sprawę, ale ona powinna dać mi wytłumaczyć całą sytuację! Ostatnią nadzieją jest Sue, bądź też nasze ostatnie spotkanie na zakończenie terapii. Wziąłem głębszy wdech i wkroczyłem do pokoju, w którym przesiadywali moi przyjaciele. Nie miałem na to najmniejszej ochoty.. No ale te pacany zagroziły mi, że jeśli stąd nie wyjdę to będę to odpokutowywać przez całą trasę.
- Na stole masz śniadanie. - rzucił Ashton, nie wyglądając spoza gazety. - Zjedz je i zbieraj tyłek.
- Nie jestem głodny. - mruknąłem, siadając na kanapie.
- Zamierzasz się głodzić? - spytał, odkładając makulaturę na stolik. - Człowieku, od wczoraj nic nie miałeś w ustach.
Uśmiechnąłem się do niego i poklepałem delikatnie po plecach.
- Nie do końca.. Wypiłem butelkę wody mineralnej.
- Lucasie Hemmings.. - rozbrzmiał za mną głos Michaela. - Mógłbyś chociaż raz nie denerwować ludzi i zrobić to, o co ciebie proszą. Jesteś wrakiem człowieka, do cholery!
Spojrzałem na swoje palce u prawej ręki, lewą bawiąc się kolczykiem.
- Rose dowiedziała się o trasie koncertowej.. - burknąłem.
- Wow, w końcu odważyłeś się jej powiedzieć? - spytał Clifford, siadając na podłodze u moich stóp. - Jak zareagowała?
Oparłem się plecami o oparcie, spoglądając na mojego przyjaciela spod byka.
- Źle.. - wyszeptałem. - Dowiedziała się w nieodpowiednim momencie..
- Czyli? - spytał Calum, dołączający się do grupy wsparcia Luka Hemmingsa.
- Chwilę przed tym wyszedł na jaw pewien układ między mną, a Stylesem..
- Hee? - jęknął Hood. - Ty wszedłeś z Harrym w jakiś układ?
Skinąłem głową i schowałem swoją twarz w dłonie. Nie chciałem, aby widzieli jak ich kumpel się rozkleja.
- Mieliśmy udawać pokłóconych, byle tylko dłużej zostać u boku Rose i Sue. Zakochałem się w Caisage, a Hazz z kolei wpadł po uszy przy tej drugiej. Na nasze nieszczęście Sue usłyszała naszą rozmowę i powiadomiła o tym swoją przyjaciółkę.
W pokoju nastała głucha cisza, którą przerwał śmiech Mike'a.
- Nie wierzę, że byliście tacy głupi. - parsknął. - Zachowaliście się jak dzieciaki. Przecież nawet po zakończeniu terapii mogliście pójść do nich i porozmawiać, zamiast urządzać taką szopkę.
Clifford 1, Hemmings 0. Teraz już wiem, że to był idiotyczny pomysł. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Przetarłem dłońmi twarz, po czym ponownie skuliłem się na kanapie.
- Wiecie co? - zagadnąłem. - To nie było najgorsze. Przedwczoraj zadzwonił do mnie Adrian, ten przyjaciel Rose. Niechcący palnąłem jakiś głupi tekst, przez który on się domyślił, że wyjeżdżam. Ten sprzedawczyk powiedział o tym Rosemarie, a ta z kolei zagadnęła na ten temat tuż po wyjściu naszego sekretu na wierzch.
- Chcesz mi powiedzieć, że dowiedziała się o twoim wyjeździe od tego mężczyzny? - spytał Ash.
Skinąłem głową i przełknąłem gulę, która powstała w moim gardle. Mike wstał i poddenerwowany skierował się do okna. Widocznie chłopaczynę wyprowadzałem powoli z równowagi. Uderzył pięścią w parapet i odwrócił się gwałtownie w naszą stronę.
- A nie mówiłem, że niepotrzebnie to odwlekasz?! - wrzasnął. - Było mnie chociaż raz posłuchać, idioto! Teraz masz za swoje!
Po raz kolejny nie powiedziałem nic po tyradzie przyjaciela. Doskonale wiedziałem, że ma racje. Podparłem się łokciami o kolana i spojrzałem na podłogę. Było mi wstyd przed własnymi kumplami.
- Jak zareagowała? - spytał troskliwie Calum.
- Wściekła się.. - burknąłem. - Nie dość, że dowiedziała się o tym ostatnia, to jeszcze z ust kogoś innego.
- Wcale się jej nie dziwie. - warknął Michael, powoli się opanowujący. Wziął głęboki wdech i usiadł tuż obok mnie. - Dobra, a teraz do sedna. Masz dwa dni, aby się z nią pogodzić, Luke. Nie wiem jak to zrobisz, ale rozwiąż ten problem.
- Co się tak przejmujesz? - spytał podejrzliwie Hood.
Spojrzałem kątem oka na Michaela, który z krzywym grymasem odpowiedział kumplowi.
- Naprawdę nie dostrzegłeś tego, że Luke kocha tą kobietę? To nie jest głupie zauroczenie, za dużo Hemmings wkłada w to swojego serca i całego siebie. Nie wiem jak ty, Cal, ale ja nie zamierzam oglądać zdruzgotanego przyjaciela tylko dlatego, że nie dogadał się ze swoją ukochaną.
Uśmiechnąłem się pod nosem i szturchnąłem Mike'a w nogę.
- Dzięki za zrozumienie, stary. - wyszeptałem.
- Na mnie zawsze możesz liczyć. - odpowiedział Michael.
- Na mnie też. - wtrącił uśmiechnięty Ashton.
Calum milczał, po czym wstał i rzucił się mi na szyję, powodując że poleciałem na Clifforda.
- Na mnie też! - wrzasnął mi do ucha. - Dawaj, Irwin. Robimy kanapkę!
Nie bardzo wiedziałem o co chodzi, dopóki Ash nie wskoczył na Caluma. Uśmiechnąłem się i pogilgotałem Hooda.
- Mike się udusi. - ostrzegłem.
- W takim razie będę miał podwójne śniadanie. - zaśmiał się, po czym na złość podskoczył do góry z perkusistą na plecach.

▼ Rose ▼
Sue napisała mi, że wypadło jej coś ważnego i spytała czy Toni może zostać u mnie na noc. Nie miałam nic do stracenia, dlatego zgodziłam się bez namysłu i pościeliłam jej świeżą pościel w moim łóżku. Sama położyłam się na kanapie, przez co niesamowicie bolały mnie plecy. Przeciągnęłam się i ruszyłam do kuchni, żeby zrobić sobie mocną kawę. Nie mogłam dzisiaj spać, nosiło mną przez całą noc. W głowie miałam Luka i całą tą beznadziejną sytuację. Chciałam do niego pojechać i powiedzieć, że właściwie jestem w stanie jemu wybaczyć. Tylko po co? Jeszcze narobiłabym sobie nadziei, a to w tym wypadku było mało możliwe. Ja zostanę w Bostonie, bo mam tutaj pracę, rodzinę i przyjaciół. Za kilka dni zaczynam terapię z nowym klientem i wręcz nie mogę stąd wyjechać. A Luke? Będzie koncertował po całym świecie, udzielał wywiadów, brał udział w różnych wydarzeniach, przez co i tak nie miałby dla mnie czasu. Zamyślona ruszyłam z czarną cieczą w kierunku salonu, nie zwracając uwagi na to, że ktoś wcześniej dzwonił do drzwi. Dowiedziałam się o tym dopiero wtedy, gdy podniosłam głowę do góry i zobaczyłam nade mną swoją przyjaciółkę. Jej twarz nie wyrażała zbyt dużego szczęścia. Westchnęła głęboko i podniosła mój podbródek do góry.
- Wyglądasz okropnie. - powiedziała z lekkim uśmiechem.
Lewą dłonią dotknęłam jej ręki znajdującej się przy mojej twarzy. Ostatnio strasznie brakowało mi Sue, a wszystko przez to, że obie miałyśmy dużo rzeczy na głowie. Westchnęłam i spojrzałam jej w oczy.
- Dzięki, ciebie też miło widzieć. - wyszeptałam, po czym przyjaciółka lekko się zaśmiała.
Wzięła do ręki mój kubek i upiła łyka czarnego wywaru.
- O rany.. - jęknęła, kiedy upiła odrobinę płynu. - Jaka mocna. Co ty, spać po nocach nie możesz, że takie trunki pijasz?
Skinęłam głową i usiadłam w salonie na fotelu. Przyjaciółka usiadła naprzeciwko mnie, wpatrując się wprost w moją twarz.
- Co się stało?
Wzięłam głębszy wdech i wymusiłam na sobie, żeby opowiedzieć o całej sytuacji Sue. Nie miałam ochoty o tym rozmawiać, ale wiem, że moja przyjaciółka będzie dla mnie wsparciem w tej ciężkiej sytuacji.
- Pokłóciłam się z Lukiem.. - zaczęłam.
- Poszło wam o ten układ z Harrym? - spytała, opierając się o oparcie.
- Też. - westchnęłam. - 5SoS wyjeżdża w trasę koncertową za kilka dni, Sue. I nic nie pisnął słówkiem na ten temat, nic! - pociągnęłam nosem, czując że po policzkach płyną mi łzy. - Musiałam dowiedzieć się od Adriana, że Hemmings w ogóle się gdzieś wybiera. Wiesz jakie to jest uczucie? - teraz moim ciałem wstrząsały spazmy, a sama ledwo opanowywałam płacz, żeby móc kontynuować,
- Och, kochanie.. - powiedziała, podchodząc do mnie i przytulając mocno do siebie. - Tylko nie rycz mi tutaj, bo serce mi łamiesz. - pogłaskała mnie po włosach i pocałowała w czubek głowy. - Opowiedz mi wszystko od początku.
Zrobiłam tak, jak Sue o to poprosiła. Powiedziałam jej o telefonie Adriana, całej naszej rozmowie. Potem przeszłam do tematu Luka, kłótni i „pożegnaniu”, a właściwie moim olewaniu Hemmingsa przez cały czas. Przyjaciółka siedziała obok w ciszy i słuchała każdego wypowiedzianego przeze mnie słowa. Byłam jej za to wdzięczna, potrzebowałam tego. Po zakończeniu opowieści leżałam na kolanach Sue, siedzącej na kanapie. Nie wiem dlaczego, ale tak czułam się o wiele bezpieczniej, mając przy sobie jedną z najważniejszych osób w moim życiu.
- Dzisiaj macie zakończenie terapii? - spytała z troską w głosie. Skinęłam głową. - Chcesz, żebym poszła na to spotkanie za ciebie?
- Nie.. - wyszeptałam, podnosząc się z jej nóg. - Dam radę..
- Jesteś pewna?
- Tak. - próbowałam się uśmiechnąć, ale nijak mi to nie wychodziło.
Sue wstała na nogi i podeszła do mnie, aby ucałować mnie w czubek głowy.
- Jakby coś się działo, to dzwoń. - uśmiechnęła się delikatnie i skierowała na górne piętro. - A teraz jeśli pozwolisz, to obudzę Toni i zabiorę ją do siebie. Swoją drogą, dziękuję tobie za opiekę nad młodą. Życie mi uratowałaś.
Machnęłam ręką i również podniosłam się z pozycji siedzącej. W końcu muszę powoli zacząć przygotowywać się do spotkania z Lukiem i zakończenia naszej terapii raz na zawsze.
- To ja tobie dziękuję. - powiedziałam na odchodnym. - Za wsparcie.
Przyjaciółka posłała mi jeden z jej pięknych, szczerych uśmiechów.
- Nie musisz mi za o dziękować, Rose. Przecież wiesz, że dla ciebie zrobiłabym wszystko.
Skinęłam głową i poczułam jak na moją twarz wpełza mały uśmieszek.
- Ja dla ciebie również, piękna.



▼ Luke ▼
Stałem u progu gabinetu Rose, zastanawiając się, czy w ogóle powinienem tam wchodzić. Przecież ona nie chciała ze mną rozmawiać, prawda? Nie wiem, czy cokolwiek się w tej sprawie zmieniło. Z drugiej strony zakończenie terapii było jej obowiązkiem, a z tego kobieta zawsze solidnie się wywiązywała. Drżącą ręką zapukałem do drzwi i wszedłem do środka.
- Cześć. - powiedziałem cicho na widok siedzącej przy biurku Rose.
Podniosła na mnie wzrok, a widok jej zmarniałej twarzy mnie zdruzgotał. Wyglądała okropnie! Oczy miała zapadnięte i podkrążone, twarz wyraźnie wskazywała na to, że źle spała, o ile w ogóle.
- Witaj. - odpowiedziała, uciekając wzrokiem do okna. - Siadaj, to nie zajmie nam dużo czasu.
Skinąłem głową i zająłem miejsce po drugiej stronie biurka. Postanowiłem, że zrobię wszystko, aby to przedłużyć.
- Jak się czujesz? - spytałem półszeptem.
Dziewczyna westchnęła i podsunęła mi pod nos jakieś papiery.
- Podpisz mi to. - odpowiedziała, totalnie mnie ignorując.
- Rose, proszę. - wyszeptałem, kładąc rękę na jej dłoni. - Odłóżmy na chwilę formalności.
Milczała przez jakiś czas. Widziałem, jak toczy w środku walkę ze sobą. I teraz pytanie, co wygra? Jej duma i honor, czy uczucie, które nas łączy? Cieszył mnie fakt, że nie zabierała swojej ręki spod mojej dłoni. Miejsce dotknięcia naszych ciał paliło gorącym ciepłem. Pogłaskałem jej skórę kciukiem i spojrzałem prosto w oczy. Czaiły się w nich łzy, które lada moment mogły spłynąć po policzkach.
- Masz minutę. - wyszeptała.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wziąłem głębszy wdech, co by dodać sobie otuchy.
- Przepraszam ciebie za wszystko.. Nie chciałem ciebie oszukiwać, a tym bardziej okłamywać. Sprawa ze Stylesem była tylko pomysłem, aby móc trwać u twego boku. Chciałem ciebie bliżej poznać, bo od samego początku wpadłem po uszy w tym, co do ciebie czuję.
- Zrobiliście z nas idiotki. - odpowiedziała pociągając nosem.
Pokręciłem głową i drugą dłonią złapałem jej rękę. Potrzebowałem jej bliskości, moje ciało tego wręcz pragnęło.
- Nie chcieliśmy. - odparłem poważnie. - Wiem, że to był głupi pomysł, ale wtedy był jedynym na jaki wpadliśmy.
- Głupi? Raczej dziecinny. - parsknęła.
Świadomość rozmawiającej ze mną Rose sprawił, że na moją twarz wpełzł mały uśmieszek.
- Masz rację. - westchnąłem i przymknąłem na chwilę oczy, wyobrażając sobie nasze pogodzenie się. - Jest też sprawa naszej trasy koncertowej.. Wybacz mi, że tak długo zwlekałem z powiedzeniem tobie o całej sprawie. Chciałem to zrobić dawno temu, ale nie potrafiłem.
Rose milczała, przyglądając się mojej twarzy w powadze. W końcu westchnęła i zabrała swoją rękę z mojego uścisku. Podała mi długopis i wskazała miejsce na kawałku papieru.
- Podpisz mi tutaj. - wyszeptała drżącym głosem.
Niechętnie złożyłem tam swoją parafkę, próbując nie zawyć z powodu tego, co się między nami dzieje. Odłożyłem długopis na bok i spojrzałem w górę.
- A więc to koniec? - spytałem.
Rose spojrzała w moje oczy, próbując ukryć łzy w jej pięknych, zielonych licach. Pociągnęła nosem i skinęła głową.
- Koniec.. - wyszeptała. - A teraz jeśli nie masz nic przeciwko, to prosiłabym abyś wypełnił jeszcze kilka formalności, które podam tobie przez menadżera.
Wstała z miejsca i skierowała się w kierunku drzwi. Poszedłem za nią, stając tuż przed jej twarzą.
- Rose.. - powiedziałem łamiącym się głosem. - Powiedz mi, że to się nie dzieje.
Kobieta położyła dłoń na mojej klatce piersiowej, wpatrując się uparcie w moje oczy.
- Luke, idź już. - wyszeptała.
Pokręciłem głową i zbliżyłem się do niej jeszcze bardziej.
- Nie wyjdę stąd dopóki nie zrobię jednej rzeczy.
Nie czekając na to, co powie, zbliżyłem swoje wargi do jej ust. Pocałowałem ją tak delikatnie, próbując ukazać jej wszystkie moje uczucia do niej. Pocieszył mnie fakt, że nie odepchnęła mnie i nie spoliczkowała, tylko oddała mi pocałunek. To była moja Rose, moja ukochana! Myślałem, że wszystko wróci do normy, dopóki nie rozłączyłem naszych ust i nie usłyszałem słów wypowiedzianych przez kobietę.
- Nie powinieneś tego robić. - wyszeptała. - To nie ma sensu. Z resztą, nigdy nie miało. Mimo wszystko, dziękuję że pojawiłeś się w moim życiu. Dzięki tobie odżyłam po upadku, który zaliczyłam jakiś czas temu.
Poczułem jak po moim policzku poleciała łza. Złapałem za jej dłonie, próbując upewnić się, że ona jest prawdziwa, a ja nie utknąłem w jakimś koszmarze.
- Nie mów w taki sposób, jakby to było pożegnanie. - jęknąłem, opanowując się przed kompletnym rozpłakaniem.
Kobieta starła dłonią łzy spływające po moim policzku, po czym odsunęła się ode mnie na spory kawałek.
- Cieszę się, że miałam okazję móc ciebie bliżej poznać. - teraz przetarła swoją twarz, wycierając mokre potoki wyżłobione przez strumienie wypływające z jej oczu. - A teraz żegnaj. Powodzenia podczas trasy koncertowej.
- Rose.. - wypłakałem jak dziecko. - Nie rób mi tego..
Kobieta odwróciła się do mnie plecami i zauważyłem, jak wzięła głęboki wdech.
- Do widzenia, Luke.
Czyli to był definitywny koniec. Mogłem tam zostać i nalegać, żeby dała nam szansę.. Tylko po co? Pewna mądra osoba powiedziała kiedyś, że jeśli kogoś kochamy to powinniśmy dać jemu odejść.. Problem polegał na tym, że akurat ta historia mogła zakończyć się happy endem. Ruszyłem w kierunku drzwi i przystanąłem w progu, aby powiedzieć do niej ostatnie słowa.
- Dziękuję za wszystko. Zwłaszcza za to, że byłaś, jesteś i już zawsze będziesz kobietą mojego życia. Dzięki tobie wiem, czym jest prawdziwa miłość. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
Po tych słowach zamknąłem drzwi, rozumiejąc, że moja historia z Rose właśnie zakończyła się raz na zawsze.
________________________________________________________________
Witajcie! Wybaczcie mi mały poślizg w czasie. Wiem, że zawaliłam i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Bardzo Was przepraszam! 

2 komentarze: