środa, 9 marca 2016

Chapter Thirty- Nine


*Sue
Byłam strasznie zmęczona. Dwadzieścia cztery godziny na nogach właśnie dały o sobie znać. Myślałam, że zaraz będę ryć nosem po ziemi.
W drodze do pokoju spotkałam rodziców i Petera. Właśnie zbierali się, aby dotrzeć do szpitala. Z faktu, że nie mogą dodzwonić się do Le, chcą znaleźć się jak najszybciej w klinice.
Musiałam jeszcze porozmawiać z bratem za nim wparuje do kliniki z chęcią zapłaty.
Będzie żądał wyjaśnień, a zapewne mój ukochany brat numer dwa, nie będzie chciał mu nic powiedzieć. Wywiąże się kłótnia, mama będzie płakać, tata będzie zły... a Fabian (jeśli będzie przy tym), będzie krzyczał na Lue. Normalne życie.
-Peter... -łapię go za rękę i ciągnę w stronę mojego pokoju. -muszę z tobą poważnie porozmawiać.
Peter nic nie mówiąc idzie za mną. Przygląda mi się podejrzanie. Ma racje to wszystko jest podejrzane.
-co się stało, Sue -pyta kiedy stajemy w moim pokoju. Wtedy przypomina mi się, że mam w ręku papiery, które przyniósł Harry. Pośród nich znajdował się rachunek za leczenie Fabiana. Widziałam tam parę rzędów liczb i byłam przerażona.
Podaję dokumenty Peterowi. Moje dłonie trzęsą się jak galareta. Nie wiem jak mój brat zareaguje na to co tam zobaczy, ale ja wiem... że jakby nie Harry, właśnie zeszłabym na zawał, a później wylądowałabym na ulicy.
-że co?! -patrzę przerażona na Petera. Twarz chłopaka zmienia szybko kolory. -zabije tego szczeniaka!
Teraz zaczęłam dziękować w myślach Harremu. Jakby nie on to prawdopodobnie Peter zabiłby Le, a jego organy sprzedałby na czarnym rynku.
-dlaczego tu jest nazwisko twojego przyjaciela... -Peter przystawił mi jakiś papier pod nos. Spojrzałam na bardzo znane mi pismo. Harry wiele razy podpisywał mi dokumentacje, więc z zamkniętymi oczami mogłabym stwierdzić, że to oryginalny podpis młodszego pana Stylesa.
Lekko się skrzywiłam i podrapałam po policzku.
Kurde, co ja miałam mu powiedzieć?
-Le, poprosił go o pożyczkę -mówię szeptem. Jestem trochę niepewna jego reakcji, ale mówiąc szczerze... spodziewam się krzyków, wyzwisk.
Jednak nie spodziewałam się tego, że mój brat oprze się o ścianę i po niej zjedzie.
Peter oparł głowę o zgięte kolana i zaczął się głośno śmiać. Wypuścił papiery z dłoni, które rozsypały się po podłodze. Uderzył głową kilka razy o kolana i znowu zaniósł się śmiechem. Nie wierzyłam w to co widziałam. Peter zachowywał się tak jakby był obłąkany.
-pierwszy raz w życiu, ten szczeniak podjął właściwą decyzję... -kręcą głową podniósł się do pozycji stojącej. -idę do rodziców. -po tych słowach wyszedł.
Stałam osłupiała. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nie rozumiałam reakcji Petera. Czy on nie powinien być zły, tak jak ja...
Pozbierałam rozsypane papiery i uświadomiłam sobie jak głupia byłam. Harry zapewne chciał pomóc, a ja zachowałam się tak niemiło w jego kierunku. Nakrzyczałam jeszcze do tego na Le, a przecież teraz nie było na to miejsca. Byłam ostatnio jakoś nadmiernie sfrustrowana. Krzyczałam na Rose, a przecież ona niczemu nie była winna. Powinnam chyba do niej zadzwonić i ją przeprosić. Kiedy z nią wczoraj rozmawiałam byłam dość nie miła. Nie wiem co się ostatnio ze mną działo. Byłyśmy tak długo przyjaciółkami, że chyba nie powinnam tak się zachowywać. Mogłam to zrzucić na to, że wkurzył mnie Adrian, tak po prostu zostawiając cały syf po sobie i uciekając... albo na Harrego.
Od kiedy pojawił się w moim życiu, czułam się jak jakaś bomba ze spóźnionym zapłonem.
Mogłabym zadzwonić do niej teraz, ale byłam za mocno śpiąca, co mogło by spowodować wielką lawinę bezużytecznych słów.
Musiałam jej przecież wytłumaczyć co robiłam we Francji, a to jest dość ciężka sprawa.
Rzuciłam się na łóżko i jak tylko moja głowa dotknęła miękkiej poduszki, odpłynęłam. To był ciężki długi dzień, choć dopiero się zaczął.
*
Ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu. Czułam jak moje całe ciało wibruje razem z nim. Zaspanym wzrokiem spojrzałam na wyświetlacz. Nazwa była dość rozmazana, ale chyba dzwoniła Rose. Odebrałam.
- Halo? - mruknęłam zaspana i modliłam się, aby osoba po drugiej stronie powiedziała co chciała, abym ja mogła pójść dalej spać.
- Cześć, piękna. - usłyszałam roześmiany głos Rose. - Jak się miewasz?
Ziewnęłam głośno i podniosłam się do pozycji siedzącej z nadzieją, że nie spadnę z łóżka.
- Nie jest źle.. A Ty jak tam? Trzymasz się jakoś? Trochę mi głupio, że wczor..
- A daj spokój, Sue. - przerwała mi wesoło, a ja naprawdę czułam się winna - Nie ma o czym rozmawiać. Dzwonię z zapytaniem, czy nie masz ochoty skoczyć jutro do kina?
Do kina?! Mówiąc szczerze o mało nie wykrzyknęłam tego na głos. Przetarłam czoło i głośno jęknęłam. Musiałam się skupić... a od nadmiaru myśli zaczęła boleć mnie głowa. Delikatnie położyłam głowę na poduszce.
- Wiesz, Rose... -przerwałam -Bardzo chętnie.. Ale tak jakby.. Nie ma mnie w Stanach. -po drugiej stronie usłyszałam lekki szum.
- Jak to? To gdzie Ty jesteś?
-W Francji? - jęknęłam głośno. - Słuchaj, Rosita. Nie bardzo mogę teraz rozmawiać. Pogadamy później, dobra? -chciałam się jak najszybciej rozłączyć i iść dalej spać. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nawet trzymanie telefonu przy uchu, było dla mnie wyczynem. A nie będę wspominać o moich powiekach. Usta trochę mi zdrętwiały.
Odsunęłam telefon od ucha, aby spojrzeć na godzinę. Była chwila po szesnastej. Jęknęłam głośno i usłyszałam międzyczasie głos Rose...
- No.. dobra.. alee..
- W takim razie do zobaczenia! -szybko się rozłączyłam i przykryłam narzutą. Cieszyłam się jak małe dziecko kiedy wreszcie mogłam położyć się i znowu zasnąć.
*
Otworzyłam oczy, czułam się jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w twarz. Głowa mnie bolała, pewnie przez rozregulowany sen i przez nerwy, które przysporzył mi Le i Harry.
Spojrzałam na zegarek i się skrzywiłam. Dochodziła ósma wieczorem. Właśnie przegapiłam „widzenia”, ale postanowiłam zostać tu jeszcze kilka dni, więc jeszcze trochę przede mną.
Zaburczało mi w brzuchu. Mój żołądek obecnie przykleił mi się do kręgosłupa. Wypadałoby coś zjeść. Nie wiedziałam gdzie są rodzice i Peter, a nie chciałam jeść sama.
Odblokowuje telefon i dzwonie do pewnego osobnika, który powinien mi pomóc w tej całej sytuacji.
-Sue... -pierwsze co słyszę, kiedy osoba po drugiej stronie odbiera.
-panie Tomlinson -mruczę. Jestem trochę na niego zła, bo wiem że Harry powiedział mu gdzie się wybiera, a ten mały gnom nawet nie chciał mi tego powiedzieć.
-co cię znowu do mnie sprowadza?
-w którym hotelu jest Harry...
-ale... -aż słyszę jak uruchamiają się w jego mózgu wszystkie trybiki.
-Louis powiedz mi, który hotel...
-ale go nie ma w... -przerywam mu głośnym jękiem. Wiedziałam, że go nie ma tam gdzie powinien być.
-wiem gdzie jest Harry... tylko powiedz mi, który hotel...
Louis jeszcze długo kreci za nim ostatecznie podaje mi nazwę hotelu. Wiedziałam, że są przyjaciółmi, ale nie musiał aż tak bardzo marnować mojego czasu. Było późno, a ja chciałam jeszcze zadzwonić do Rose i się wytłumaczyć ze swojego zachowania.
Wpisałam w wyszukiwarkę nazwę hotelu i spisałam adres. Nawet nie chciałam wiedzieć ile kosztował jeden dzień przebywania w nim.
Po obejrzeniu rachunków za szpital, nie miałam zamiaru przez najbliższe lata patrzeć na pieniądze. Miałam też nadzieję, że nie zachoruję i nie będę musiała wylądować w jakiejś prywatnej klinice i później za nią płacić.
Przebrałam się szybko i zeszłam do recepcji.
-dobry wieczór, mogłaby pani zamówić mi taksówkę? -uśmiechnęłam się szeroko do kobiety w recepcji. Mam nadzieję, że mój francuski nie był aż tak denny i kobieta mnie zrozumiała.
Kobieta pokiwała głową i zaraz chwyciła za telefon.
Zakomunikowała mi, że taksówka przyjedzie za pięć minut, więc wyszłam na dwór. Było trochę zimniej niż myślałam. Opatuliłam się szczelniej płaszczem.
*
O mało moje oczy nie wyskoczyły z orbity kiedy zatrzymaliśmy się przed hotelem. Chyba z dziesięć razy pytałam taksówkarza, czy nie pomylił czasem adresu.
Na drżących nogach weszłam do hotelu i stanęłam na środku jak wryta. Czułam się jakby mnie zamknęli w jakimś labiryncie.
Nocowałam wiele razy w hotelach... w jednym przecież pracowałam... ale nigdy nie byłam w takim muzeum! Bałam się cokolwiek dotknąć, a co dopiero do kogoś się odezwać.
Musiałam jednak znaleźć Harrego. Z mocno bijącym sercem ruszyłam w stronę recepcji. Była malutka kolejka, więc stanęłam w niej i rozejrzałam się po wielkim holu. Schody do góry były tak wielkie, że zmieściłby się na nich samochód. Ktoś ciągle po nich wbiegał, lub zbiegał. Drzwi windy otwierały się i zamykały.
Często mówiłam, że tata w hotelu ma duży ruch i muszę przyznać, że to prawda, tam był ruch... bo tu było jak w mrowisku. To tak jakby wszyscy ludzie z całego kraju zjechali się w jedno miejsce.
-dzień dobry, w czym mogę służyć -z zamyślenia wyrwał mnie głos młodej dziewczyny. Mówiła płynnie po angielsku.
-dzień dobry, szukam Harrego Styles -próbowałam, aby mój głos brzmiał w miarę wyraźnie, ale chyba ciężko z tym było.
Dziewczyna spojrzała na mnie krzywo.
-jak większa pół świata... -teraz się do mnie już nie uśmiechała, tylko gromiła wzrokiem -nie ma u nas tego pana.
Ona mnie chyba uważała za idiotkę!
-wiem, że tu jest... -syczę przez zęby.
-blokuje pani kolejkę -mruczy obojętnie, a ja mam ochotę wyciągnąć ja za tej lady i powyrywać wszystkie włosy. Czy ja do cholery wyglądam jak te jego fanki?
Nagle obok mnie pojawia się wysoka umięśniona postać. Muszę zrobić facetowi miejsce. Jestem strasznie zła, wyciągam telefon, aby zadzwonić do tego idioty Harrego.
-pani Hearson? -podnoszę głowę do góry i z przerażeniem patrzę na faceta, który zajął moje miejsce prze recepcją.
-t...tak -jestem trochę zdenerwowana. Jakiś gościu zna moje nazwisko. To było dość dziwne.
-szuka pani, pana Stylesa... -pyta szeptem. Patrzę na dziewczynkę, która przed chwilą odprawiła mnie z kwitkiem. Teraz przygląda nam się z zaciekawieniem.
-jak widać...
-śpi nad basem. -mówi cicho -Zaprowadzę panią, tylko zabiorę coś z recepcji. -stoję oniemiała. Patrzę jak ten dryblas odbiera jakąś paczkę od dziewczyny.
Jest teraz cała czerwona kiedy na mnie patrzy. Cała złość na nią mi mija. Po prostu pilnowała prywatności Harrego i to powinno się chwalić.
-dziękuję, że pilnuje pani Harrego -rzucam jej szeroki uśmiech i idę za facetem, który zaczepił mnie w recepcji. Okazało się, że jest ochroniarzem Harrego. Tłumaczył mi, że chodzi za nami, tylko Harry chce mieć dużo prywatności więc się nie pokazuje. Przepraszał też za recepcjonistkę, ale pilnują bardzo aby nikt nie przeszkadzał Harremu. Ostatnio ma za mało prywatności, a to wszystko za sprawą tego pobicia się z Lukiem. Jest dużo osób, które nie wierzą w to, że się pogodzili i teraz za nim łażą tylko po to aby go przyłapać na kłamstwie.
Trochę się spięłam, bo to była moja wina. Kazałam ściemniać Harremu i Lukowi, że są najlepszymi przyjaciółmi... prawda jednak chyba była inna i większość to wiedziała.
Byłam winna całemu złu, które działo się wokół nas. Jakbym nie wygarnęła wtedy Adrianowi, co myślę o jego stosunku do Rose... i nie zadzwoniłabym do niej. Pewnie by nie wyjechał i Rose dalej miałaby przyjaciela.
Byłam tak zamyślona, że nawet nie zauważyłam, że mój towarzysz się zatrzymał. Uderzyłam w niego całym moim ciałem. Facet był jak skała. Rozbolały mnie wszystkie mięśnie.
Mruknęłam pod nosem przepraszam, a on wskazał mi jeden z wielu zajętych leżaków. Była godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści, a ludzie wylegiwali się nad basenem. Czy oni nie mieli czegoś innego do roboty?
Kręcąc głową głową ruszyłam w stronę, gdzie wskazywał mi ochroniarz. Chłopak leżał na leżaku na prawym boku, plecami do mnie. Jego leżak stał w dość dużej odległości od innych, tak jakby ktoś go tam przestawił. No i pewnie tak było. Pytanie było jednak takie dlaczego on spał na leżaku, a nie w swoim łóżku.
Podeszłam do niego. Obeszłam leżak i uklękłam tuż przed nim. Był przykryty jakimś niebieskim kocem i wystawała spod niego tylko góra loków.
Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale lekko odgarnęłam włosy z jego twarzy. Westchnęłam cichutko, wyglądał uroczo jak spał. Dotknęłam palcem jego policzka, wiem że nie powinnam tego robić... ale nikt nas nie widział. Złożyłam delikatny pocałunek na jego czole. Chłopak lekko się poruszył i uśmiechnął przez sen. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, nikt na nas nie zwracał uwagi, no oprócz ochroniarza, który udawał że nie patrzy.
Spojrzałam ponownie na Harrego, uśmiechał się przez sen. Był ucieleśnieniem mojego księcia z bajki. Tak łatwo było się w nim zakochać, nie dziwiłam się tym wszystkim jego fanką.
Żałowałam tylko jednego, tego że nie możemy być razem. Pochodziliśmy z dwóch różnych bajek...
Położyłam dłoń na jego policzku, a on automatycznie pochwycił ją w swoją dłoń i wtulił się w nią. Ten widok chwytał za serce i naprawdę chciałam aby tak wyglądał nasz każdy dzień. Móc go dotykać i całować bezkarnie. Marzenia ściętej głowy, Hearson.
-Harry... -przeraziłam się swojego głosu. Nawet nie pomyślałam, że mogę tak zachrypnąć. Odchrząknęłam -Harry... -powiedziałam trochę głośniej.
Chłopak otworzył lekko oczy, wyglądał jak mały kotek. Pod wpływem chwili wolną ręka odgarnęłam jego włosy. Uśmiechnął się do mnie i zamknął oczy.
Nagle się wyprostował, puścił moją dłoń i osłupieniu mi się przyglądał. To była naprawdę cudowna reakcja. Był przerażony moją obecnością.
-co tu robisz? -kiedy usłyszałam jego głos momentalnie usiadłam na tyłek. Od kiedy pierwszy raz usłyszałam jego „senny” głos, zwalał mnie z nóg.
-to ja mogę zapytać cię o to samo -uśmiecham się do niego -dlaczego śpisz tu, a nie w swoim pokoju?
Chłopak potarł dłońmi twarz, a później przeczesał włosy. Definitywnie omijał swoim wzrokiem moją twarz.
-Harry... -kładę dłoń na jego kolanie. Chłopak przygląda się chwilę temu co zrobiłam. Kładzie swoja dłoń na mojej i lekko ściska.
-powiedzmy, że pod drzwiami był ktoś, kogo tam nie powinno być...
Skrzywiłam się lekko. Żadna fanka nie miałam najmniejszej szansy aby dostać się do środka, a co dopiero znać numer jego pokoju. Musiała być to więc osoba, którą zna i na pewno musiała być to kobieta.
-kolejna kobieta z twojej listy? -pytam. Nie chcę być złośliwa, ale chyba tak to jednak brzmi.
-chyba, która chce być na tej liście …
-to jednak jest jakaś lista... -zaczynam się śmiać, a Harry mruży oczy. Wygląda jak drapieżnik, który chce się rzucić na swoją ofiarę. Ja jednak nic sobie z tego nie robiąc, wstaję i podchodzę do Harrego. Ląduje między jego nogami. Harry kładzie swoje ciepłe dłonie tuż pod moimi kolanami. Unosi głowę do góry i patrzy na mnie z uśmiechem. On chyba nie myśli, że mu wybaczyłam...
-jesteś głodny? -uśmiech schodzi z jego twarzy i teraz przygląda mi się podejrzanie -bo ja tak. Chodź idziemy coś zjeść. -lekko pokiwał głową -ale zjemy gdzie indziej. -rozejrzałam się po pomieszczeniu -bo tu, to ja czuję się jak w muzeum.
Wtedy chłopak roześmiał się. Zwróciliśmy na siebie uwagę ludzi wylegujących się na leżakach. Jednak nie interesowało mnie to. Tak dawno nie słyszałam jego przepięknego śmiechu, że teraz to chętnie wymyśliłabym wiele innych dziwnych słów, tylko po to, aby słyszeć jego cudowny śmiech.
-ja stawiam...
*
Zatrzymaliśmy się w jakiejś małej restauracji. Na nasze szczęście mieli otwarte do północy. Nie musieliśmy się śpieszyć z jedzeniem. Najgorsze jednak było to, że ciężko było mi się przyzwyczaić do zmiany czasowej. Nie chciało mi się w ogóle spać, co oczywiście mogło się skończyć źle dla mojego wykończonego organizmu.
-Rose, do mnie dzwoniła -Harry przerwał ciszę, która trwała dość długo między nami.
-i co jej powiedziałeś?
-nic... zapytała mnie, co robimy obydwoje we Francji, a ja spanikowałem i się rozłączyłem.
Uśmiechnęłam się, bo jego zachowanie było godne dwulatka. Pokręciłam głową i musiałam się powstrzymać, aby się nie roześmiać.
-Harry, to było godne dwulatka...
-a co miałem jej powiedzieć?
-prawdę -dotknęłam jego zaciśniętej dłoni -też jestem ciekawa co tu robisz...
Harry milczał i wpatrywał się we mnie. A ja? A ja miałam kolejną sprawę, którą musiałam wytłumaczyć Rose. Po prostu cudownie.
-przyjechałem do Le... chciałem odpocząć -oparł się plecami o oparcie i odchylił głowę do tyłu. Wyglądał na dość zmęczonego -od paru dni ukrywałem przed tobą prawdę. To mnie tak zmęczyło... kiedy zadzwonił Le, że potrzebuje więcej kasy... wsiadłem w samolot i jestem -rozłożył ramiona i spojrzał na mnie krzywo -naprawdę ciężko mi jest ciebie okłamywać, Sue.
-dlaczego mi nie powiedziałeś?
-bo mu obiecałem...
*
Harry rozłożył się na łóżku w moim pokoju, a ja siedziałam na krześle i wpatrywałam się w niego. Czułam się jakbym była jego niańka, ale on właśnie tego teraz potrzebował.
Wstałam i delikatnie go przykryłam,wzięłam telefon do ręki. Peter dzwonił do mnie chyba z milion razy. Napisałam mu wiadomość, że się źle czułam i widzimy się rano na śniadaniu. Była druga nad ranem i miałam cichą nadzieję, że go nie obudziłam.
Teraz musiałam zadzwonić do jednej osoby i wszystko jej wytłumaczyć. Weszłam do łazienki, tak żeby nie przeszkadzać Harremu w śnie.
-Cześć, Rose -zaczęłam cicho
-Sue, no wreszcie. Cały dzień czekam na twój telefon. -usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
-przeszkadzam ci?
-nie, po prostu właśnie wróciłam do domu. Opowiem ci później. Teraz mów co jest grane. -przerwała -powiedz mi co ty robisz ze Styles we Francji?!
-Lu i Fab mieli wypadek -wyrzuciłam to na jednym wydechu. Po drugiej stronie zapanowała kompletna cisza. -musiałam tu przyjechać... -dodałam ciszej.
-wszystko z nimi w porządku? -w jej głosie było można wyczuć zdenerwowanie.
-Le ma tylko złamaną nogę, ale z Fabianem jest trochę gorzej -skrzywiłam się -ale jest już stabilnie. Rano pójdę go odwiedzić...
-daj mi znać... -przerwała -ale co tam robi Harry? Urządzasz terapię w plenerze?
Obie w tym samym momencie roześmiałyśmy się. Ta sytuacja była tak dziwna, aż śmieszna.
-ogólnie to długa historia. Mogę ci powiedzieć, że przyjechał na wczasy i do Lue... -nawet nie wiedziałam jak jej wytłumaczyć tą całą sytuację z Harrym -opowiem ci resztę jak wrócę. Zostanę tu parę dni. Poradzisz sobie sama?
-oczywiście. Pozdrów chłopaków...
Kiedy się rozłączamy, opieram rozgrzane czoło o zimna podłogę. Czuję się jakbym miała gorączkę. Tylko nie wiem, czy tą gorączkę wywoływał we mnie ten osobnik, który leżał na moim łóżku... czy ten ciężki dzień tak na mnie wpływał.
Co by to nie było... nie było zbyt dobre dla mojego ciała i umysłu.

*Harry
Podchodzę do drzwi łazienki i widzę, że są lekko uchylone. Sue klęczy na środku jej i mamrocze coś w podłogę. Było mi jej szkoda. Przysporzyliśmy jej ostatnio dość dużo problemów.
-Sue... -podchodzę do niej i lekko podnoszę z podłogi. Jej ciało praktycznie przelewa się przez moje ramiona.
-Harry? -mruczy wtulając się we mnie. Nie wiem ile tak stoimy, ale zaczynam czuć jak jej ciało wiotczeje. Jej oddech się ustabilizował. Mam ochotę się roześmiać. Jak to można usnąć na stojąco.
Przycisnąłem ją mocniej siebie i zanoszę do łóżka.
Stałem tak nad nią i nie wiedziałem co mam zrobić. Jednak ściągnąłem z niej sweter, pod którym na szczęście miałam białą koszulkę. Zabrałem się za rozpinanie jej spodni. Z tym było ciężej. Zesuwałem już je z jej ud, kiedy nagle zacisnęła na moich nadgarstkach dłonie. Spojrzałem na jej twarz. Miała dalej zamknięte oczy.
-Denis, zostaw -wymruczała, a ja cały się spiąłem. Samo jego imię działało na mnie jak czerwona płachta na byka. Jednak postanowiłem to olać. Musiałem ja rozebrać -Denis, przestań... -powtórzyła, a ja musiałem mocno zacisnąć zęby, aby nie krzyknąć -Harry przyjdzie i to zrobi...
Spojrzałem na nią zdezorientowany.
-co zrobi Harry?
-rozbierze mnie... -wymruczała i wtuliła się twarz w kołdrę.
Jednym ruchem ściągnąłem z niej jeansy i już nie powstrzymywałem uśmiechu na twarzy. Dziś dostałem wyraźną odpowiedź na to, że nie jestem obojętny Sue.

Byłem szczęśliwy, że jednak coś dla niej znaczę. Przytuliłem się do jej pleców i usnąłem.

2 komentarze:

  1. Wow, końcówka to mnie za serce chwyciła. Jak ja lubię to opowiadanie, ach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że się podoba :D
      pozdrawiamy ☺

      Usuń