*Sue
Byłam strasznie zmęczona. Dwadzieścia
cztery godziny na nogach właśnie dały o sobie znać. Myślałam,
że zaraz będę ryć nosem po ziemi.
W drodze do pokoju spotkałam rodziców
i Petera. Właśnie zbierali się, aby dotrzeć do szpitala. Z faktu,
że nie mogą dodzwonić się do Le, chcą znaleźć się jak
najszybciej w klinice.
Musiałam jeszcze porozmawiać z bratem
za nim wparuje do kliniki z chęcią zapłaty.
Będzie żądał wyjaśnień, a zapewne
mój ukochany brat numer dwa, nie będzie chciał mu nic powiedzieć.
Wywiąże się kłótnia, mama będzie płakać, tata będzie zły...
a Fabian (jeśli będzie przy tym), będzie krzyczał na Lue.
Normalne życie.
-Peter... -łapię go za rękę i
ciągnę w stronę mojego pokoju. -muszę z tobą poważnie
porozmawiać.
Peter nic nie mówiąc idzie za mną.
Przygląda mi się podejrzanie. Ma racje to wszystko jest podejrzane.
-co się stało, Sue -pyta kiedy
stajemy w moim pokoju. Wtedy przypomina mi się, że mam w ręku
papiery, które przyniósł Harry. Pośród nich znajdował się
rachunek za leczenie Fabiana. Widziałam tam parę rzędów liczb i
byłam przerażona.
Podaję dokumenty Peterowi. Moje dłonie
trzęsą się jak galareta. Nie wiem jak mój brat zareaguje na to co
tam zobaczy, ale ja wiem... że jakby nie Harry, właśnie zeszłabym
na zawał, a później wylądowałabym na ulicy.
-że co?! -patrzę przerażona na
Petera. Twarz chłopaka zmienia szybko kolory. -zabije tego
szczeniaka!
Teraz zaczęłam dziękować w myślach
Harremu. Jakby nie on to prawdopodobnie Peter zabiłby Le, a jego
organy sprzedałby na czarnym rynku.
-dlaczego tu jest nazwisko twojego
przyjaciela... -Peter przystawił mi jakiś papier pod nos.
Spojrzałam na bardzo znane mi pismo. Harry wiele razy podpisywał mi
dokumentacje, więc z zamkniętymi oczami mogłabym stwierdzić, że
to oryginalny podpis młodszego pana Stylesa.
Lekko się skrzywiłam i podrapałam po
policzku.
Kurde, co ja miałam mu powiedzieć?
-Le, poprosił go o pożyczkę -mówię
szeptem. Jestem trochę niepewna jego reakcji, ale mówiąc
szczerze... spodziewam się krzyków, wyzwisk.
Jednak nie spodziewałam się tego, że
mój brat oprze się o ścianę i po niej zjedzie.
Peter oparł głowę o zgięte kolana i
zaczął się głośno śmiać. Wypuścił papiery z dłoni, które
rozsypały się po podłodze. Uderzył głową kilka razy o kolana i
znowu zaniósł się śmiechem. Nie wierzyłam w to co widziałam.
Peter zachowywał się tak jakby był obłąkany.
-pierwszy raz w życiu, ten szczeniak
podjął właściwą decyzję... -kręcą głową podniósł się do
pozycji stojącej. -idę do rodziców. -po tych słowach wyszedł.
Stałam osłupiała. Nie wiedziałam co
mam ze sobą zrobić. Nie rozumiałam reakcji Petera. Czy on nie
powinien być zły, tak jak ja...
Pozbierałam rozsypane papiery i
uświadomiłam sobie jak głupia byłam. Harry zapewne chciał pomóc,
a ja zachowałam się tak niemiło w jego kierunku. Nakrzyczałam
jeszcze do tego na Le, a przecież teraz nie było na to miejsca.
Byłam ostatnio jakoś nadmiernie sfrustrowana. Krzyczałam na Rose,
a przecież ona niczemu nie była winna. Powinnam chyba do niej
zadzwonić i ją przeprosić. Kiedy z nią wczoraj rozmawiałam byłam
dość nie miła. Nie wiem co się ostatnio ze mną działo. Byłyśmy
tak długo przyjaciółkami, że chyba nie powinnam tak się
zachowywać. Mogłam to zrzucić na to, że wkurzył mnie Adrian, tak
po prostu zostawiając cały syf po sobie i uciekając... albo na
Harrego.
Od kiedy pojawił się w moim życiu,
czułam się jak jakaś bomba ze spóźnionym zapłonem.
Mogłabym zadzwonić do niej teraz, ale
byłam za mocno śpiąca, co mogło by spowodować wielką lawinę
bezużytecznych słów.
Musiałam jej przecież wytłumaczyć
co robiłam we Francji, a to jest dość ciężka sprawa.
Rzuciłam się na łóżko i jak tylko
moja głowa dotknęła miękkiej poduszki, odpłynęłam. To był
ciężki długi dzień, choć dopiero się zaczął.
*
Ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu.
Czułam jak moje całe ciało wibruje razem z nim. Zaspanym wzrokiem
spojrzałam na wyświetlacz. Nazwa była dość rozmazana, ale chyba
dzwoniła Rose. Odebrałam.
- Halo? - mruknęłam
zaspana i modliłam się, aby osoba po drugiej stronie powiedziała
co chciała, abym ja mogła pójść dalej spać.
- Cześć, piękna. -
usłyszałam roześmiany głos Rose. - Jak się miewasz?
Ziewnęłam głośno i
podniosłam się do pozycji siedzącej z nadzieją, że nie spadnę z
łóżka.
- Nie jest źle.. A Ty jak
tam? Trzymasz się jakoś? Trochę mi głupio, że wczor..
- A daj spokój, Sue. -
przerwała mi wesoło, a ja naprawdę czułam się winna - Nie ma o
czym rozmawiać. Dzwonię z zapytaniem, czy nie masz ochoty skoczyć
jutro do kina?
Do kina?! Mówiąc szczerze
o mało nie wykrzyknęłam tego na głos. Przetarłam czoło i głośno
jęknęłam. Musiałam się skupić... a od nadmiaru myśli zaczęła
boleć mnie głowa. Delikatnie położyłam głowę na poduszce.
- Wiesz, Rose... -przerwałam
-Bardzo chętnie.. Ale tak jakby.. Nie ma mnie w Stanach. -po
drugiej stronie usłyszałam lekki szum.
- Jak to? To gdzie Ty
jesteś?
-W Francji? - jęknęłam
głośno. - Słuchaj, Rosita. Nie bardzo mogę teraz rozmawiać.
Pogadamy później, dobra? -chciałam się jak najszybciej rozłączyć
i iść dalej spać. Moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Nawet
trzymanie telefonu przy uchu, było dla mnie wyczynem. A nie będę
wspominać o moich powiekach. Usta trochę mi zdrętwiały.
Odsunęłam telefon od ucha,
aby spojrzeć na godzinę. Była chwila po szesnastej. Jęknęłam
głośno i usłyszałam międzyczasie głos Rose...
- No.. dobra.. alee..
- W takim razie do
zobaczenia! -szybko się rozłączyłam i przykryłam narzutą.
Cieszyłam się jak małe dziecko kiedy wreszcie mogłam położyć
się i znowu zasnąć.
*
Otworzyłam oczy, czułam się jakby
ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w twarz. Głowa mnie bolała,
pewnie przez rozregulowany sen i przez nerwy, które przysporzył mi
Le i Harry.
Spojrzałam na zegarek i się
skrzywiłam. Dochodziła ósma wieczorem. Właśnie przegapiłam
„widzenia”, ale postanowiłam zostać tu jeszcze kilka dni, więc
jeszcze trochę przede mną.
Zaburczało mi w brzuchu. Mój żołądek
obecnie przykleił mi się do kręgosłupa. Wypadałoby coś zjeść.
Nie wiedziałam gdzie są rodzice i Peter, a nie chciałam jeść
sama.
Odblokowuje telefon i dzwonie do
pewnego osobnika, który powinien mi pomóc w tej całej sytuacji.
-Sue... -pierwsze co słyszę, kiedy
osoba po drugiej stronie odbiera.
-panie Tomlinson -mruczę. Jestem
trochę na niego zła, bo wiem że Harry powiedział mu gdzie się
wybiera, a ten mały gnom nawet nie chciał mi tego powiedzieć.
-co cię znowu do mnie sprowadza?
-w którym hotelu jest Harry...
-ale... -aż słyszę jak uruchamiają
się w jego mózgu wszystkie trybiki.
-Louis powiedz mi, który hotel...
-ale go nie ma w... -przerywam mu
głośnym jękiem. Wiedziałam, że go nie ma tam gdzie powinien być.
-wiem gdzie jest Harry... tylko powiedz
mi, który hotel...
Louis jeszcze długo kreci za nim
ostatecznie podaje mi nazwę hotelu. Wiedziałam, że są
przyjaciółmi, ale nie musiał aż tak bardzo marnować mojego
czasu. Było późno, a ja chciałam jeszcze zadzwonić do Rose i się
wytłumaczyć ze swojego zachowania.
Wpisałam w wyszukiwarkę nazwę hotelu
i spisałam adres. Nawet nie chciałam wiedzieć ile kosztował jeden
dzień przebywania w nim.
Po obejrzeniu rachunków za szpital,
nie miałam zamiaru przez najbliższe lata patrzeć na pieniądze.
Miałam też nadzieję, że nie zachoruję i nie będę musiała
wylądować w jakiejś prywatnej klinice i później za nią płacić.
Przebrałam się szybko i zeszłam do
recepcji.
-dobry wieczór, mogłaby pani zamówić
mi taksówkę? -uśmiechnęłam się szeroko do kobiety w recepcji.
Mam nadzieję, że mój francuski nie był aż tak denny i kobieta
mnie zrozumiała.
Kobieta pokiwała głową i zaraz
chwyciła za telefon.
Zakomunikowała mi, że taksówka
przyjedzie za pięć minut, więc wyszłam na dwór. Było trochę
zimniej niż myślałam. Opatuliłam się szczelniej płaszczem.
*
O mało moje oczy nie wyskoczyły z
orbity kiedy zatrzymaliśmy się przed hotelem. Chyba z dziesięć
razy pytałam taksówkarza, czy nie pomylił czasem adresu.
Na drżących nogach weszłam do hotelu
i stanęłam na środku jak wryta. Czułam się jakby mnie zamknęli
w jakimś labiryncie.
Nocowałam wiele razy w hotelach... w
jednym przecież pracowałam... ale nigdy nie byłam w takim muzeum!
Bałam się cokolwiek dotknąć, a co dopiero do kogoś się odezwać.
Musiałam jednak znaleźć Harrego. Z
mocno bijącym sercem ruszyłam w stronę recepcji. Była malutka
kolejka, więc stanęłam w niej i rozejrzałam się po wielkim holu.
Schody do góry były tak wielkie, że zmieściłby się na nich
samochód. Ktoś ciągle po nich wbiegał, lub zbiegał. Drzwi windy
otwierały się i zamykały.
Często mówiłam, że tata w hotelu ma
duży ruch i muszę przyznać, że to prawda, tam był ruch... bo tu
było jak w mrowisku. To tak jakby wszyscy ludzie z całego kraju
zjechali się w jedno miejsce.
-dzień dobry, w czym mogę służyć
-z zamyślenia wyrwał mnie głos młodej dziewczyny. Mówiła
płynnie po angielsku.
-dzień dobry, szukam Harrego Styles
-próbowałam, aby mój głos brzmiał w miarę wyraźnie, ale chyba
ciężko z tym było.
Dziewczyna spojrzała na mnie krzywo.
-jak większa pół świata... -teraz
się do mnie już nie uśmiechała, tylko gromiła wzrokiem -nie ma u
nas tego pana.
Ona mnie chyba uważała za idiotkę!
-wiem, że tu jest... -syczę przez
zęby.
-blokuje pani kolejkę -mruczy
obojętnie, a ja mam ochotę wyciągnąć ja za tej lady i powyrywać
wszystkie włosy. Czy ja do cholery wyglądam jak te jego fanki?
Nagle obok mnie pojawia się wysoka
umięśniona postać. Muszę zrobić facetowi miejsce. Jestem
strasznie zła, wyciągam telefon, aby zadzwonić do tego idioty
Harrego.
-pani Hearson? -podnoszę głowę do
góry i z przerażeniem patrzę na faceta, który zajął moje
miejsce prze recepcją.
-t...tak -jestem trochę zdenerwowana.
Jakiś gościu zna moje nazwisko. To było dość dziwne.
-szuka pani, pana Stylesa... -pyta
szeptem. Patrzę na dziewczynkę, która przed chwilą odprawiła
mnie z kwitkiem. Teraz przygląda nam się z zaciekawieniem.
-jak widać...
-śpi nad basem. -mówi cicho
-Zaprowadzę panią, tylko zabiorę coś z recepcji. -stoję
oniemiała. Patrzę jak ten dryblas odbiera jakąś paczkę od
dziewczyny.
Jest teraz cała czerwona kiedy na mnie
patrzy. Cała złość na nią mi mija. Po prostu pilnowała
prywatności Harrego i to powinno się chwalić.
-dziękuję, że pilnuje pani Harrego
-rzucam jej szeroki uśmiech i idę za facetem, który zaczepił mnie
w recepcji. Okazało się, że jest ochroniarzem Harrego. Tłumaczył
mi, że chodzi za nami, tylko Harry chce mieć dużo prywatności
więc się nie pokazuje. Przepraszał też za recepcjonistkę, ale
pilnują bardzo aby nikt nie przeszkadzał Harremu. Ostatnio ma za
mało prywatności, a to wszystko za sprawą tego pobicia się z
Lukiem. Jest dużo osób, które nie wierzą w to, że się pogodzili
i teraz za nim łażą tylko po to aby go przyłapać na kłamstwie.
Trochę się spięłam, bo to była
moja wina. Kazałam ściemniać Harremu i Lukowi, że są najlepszymi
przyjaciółmi... prawda jednak chyba była inna i większość to
wiedziała.
Byłam winna całemu złu, które
działo się wokół nas. Jakbym nie wygarnęła wtedy Adrianowi, co
myślę o jego stosunku do Rose... i nie zadzwoniłabym do niej.
Pewnie by nie wyjechał i Rose dalej miałaby przyjaciela.
Byłam tak zamyślona, że nawet nie
zauważyłam, że mój towarzysz się zatrzymał. Uderzyłam w niego
całym moim ciałem. Facet był jak skała. Rozbolały mnie wszystkie
mięśnie.
Mruknęłam pod nosem przepraszam, a on
wskazał mi jeden z wielu zajętych leżaków. Była godzina
dwudziesta pierwsza trzydzieści, a ludzie wylegiwali się nad
basenem. Czy oni nie mieli czegoś innego do roboty?
Kręcąc głową głową ruszyłam w
stronę, gdzie wskazywał mi ochroniarz. Chłopak leżał na leżaku
na prawym boku, plecami do mnie. Jego leżak stał w dość dużej
odległości od innych, tak jakby ktoś go tam przestawił. No i
pewnie tak było. Pytanie było jednak takie dlaczego on spał na
leżaku, a nie w swoim łóżku.
Podeszłam do niego. Obeszłam leżak i
uklękłam tuż przed nim. Był przykryty jakimś niebieskim kocem i
wystawała spod niego tylko góra loków.
Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale
lekko odgarnęłam włosy z jego twarzy. Westchnęłam cichutko,
wyglądał uroczo jak spał. Dotknęłam palcem jego policzka, wiem
że nie powinnam tego robić... ale nikt nas nie widział. Złożyłam
delikatny pocałunek na jego czole. Chłopak lekko się poruszył i
uśmiechnął przez sen. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, nikt na
nas nie zwracał uwagi, no oprócz ochroniarza, który udawał że
nie patrzy.
Spojrzałam ponownie na Harrego,
uśmiechał się przez sen. Był ucieleśnieniem mojego księcia z
bajki. Tak łatwo było się w nim zakochać, nie dziwiłam się tym
wszystkim jego fanką.
Żałowałam tylko jednego, tego że
nie możemy być razem. Pochodziliśmy z dwóch różnych bajek...
Położyłam dłoń na jego policzku, a
on automatycznie pochwycił ją w swoją dłoń i wtulił się w nią.
Ten widok chwytał za serce i naprawdę chciałam aby tak wyglądał
nasz każdy dzień. Móc go dotykać i całować bezkarnie. Marzenia
ściętej głowy, Hearson.
-Harry...
-przeraziłam się swojego głosu. Nawet nie pomyślałam, że mogę
tak zachrypnąć. Odchrząknęłam -Harry... -powiedziałam trochę
głośniej.
Chłopak otworzył
lekko oczy, wyglądał jak mały kotek. Pod wpływem chwili wolną
ręka odgarnęłam jego włosy. Uśmiechnął się do mnie i zamknął
oczy.
Nagle się
wyprostował, puścił moją dłoń i osłupieniu mi się przyglądał.
To była naprawdę cudowna reakcja. Był przerażony moją
obecnością.
-co tu robisz?
-kiedy usłyszałam jego głos momentalnie usiadłam na tyłek. Od
kiedy pierwszy raz usłyszałam jego „senny” głos, zwalał mnie
z nóg.
-to ja mogę
zapytać cię o to samo -uśmiecham się do niego -dlaczego śpisz
tu, a nie w swoim pokoju?
Chłopak potarł
dłońmi twarz, a później przeczesał włosy. Definitywnie omijał
swoim wzrokiem moją twarz.
-Harry... -kładę
dłoń na jego kolanie. Chłopak przygląda się chwilę temu co
zrobiłam. Kładzie swoja dłoń na mojej i lekko ściska.
-powiedzmy, że pod
drzwiami był ktoś, kogo tam nie powinno być...
Skrzywiłam się
lekko. Żadna fanka nie miałam najmniejszej szansy aby dostać się
do środka, a co dopiero znać numer jego pokoju. Musiała być to
więc osoba, którą zna i na pewno musiała być to kobieta.
-kolejna kobieta z
twojej listy? -pytam. Nie chcę być złośliwa, ale chyba tak to
jednak brzmi.
-chyba, która chce
być na tej liście …
-to jednak jest
jakaś lista... -zaczynam się śmiać, a Harry mruży oczy. Wygląda
jak drapieżnik, który chce się rzucić na swoją ofiarę. Ja
jednak nic sobie z tego nie robiąc, wstaję i podchodzę do Harrego.
Ląduje między jego nogami. Harry kładzie swoje ciepłe dłonie tuż
pod moimi kolanami. Unosi głowę do góry i patrzy na mnie z
uśmiechem. On chyba nie myśli, że mu wybaczyłam...
-jesteś głodny?
-uśmiech schodzi z jego twarzy i teraz przygląda mi się
podejrzanie -bo ja tak. Chodź idziemy coś zjeść. -lekko pokiwał
głową -ale zjemy gdzie indziej. -rozejrzałam się po pomieszczeniu
-bo tu, to ja czuję się jak w muzeum.
Wtedy chłopak
roześmiał się. Zwróciliśmy na siebie uwagę ludzi wylegujących
się na leżakach. Jednak nie interesowało mnie to. Tak dawno nie
słyszałam jego przepięknego śmiechu, że teraz to chętnie
wymyśliłabym wiele innych dziwnych słów, tylko po to, aby słyszeć
jego cudowny śmiech.
-ja stawiam...
*
Zatrzymaliśmy się
w jakiejś małej restauracji. Na nasze szczęście mieli otwarte do
północy. Nie musieliśmy się śpieszyć z jedzeniem. Najgorsze
jednak było to, że ciężko było mi się przyzwyczaić do zmiany
czasowej. Nie chciało mi się w ogóle spać, co oczywiście mogło
się skończyć źle dla mojego wykończonego organizmu.
-Rose, do mnie
dzwoniła -Harry przerwał ciszę, która trwała dość długo
między nami.
-i co jej
powiedziałeś?
-nic... zapytała
mnie, co robimy obydwoje we Francji, a ja spanikowałem i się
rozłączyłem.
Uśmiechnęłam
się, bo jego zachowanie było godne dwulatka. Pokręciłam głową i
musiałam się powstrzymać, aby się nie roześmiać.
-Harry, to było
godne dwulatka...
-a co miałem jej
powiedzieć?
-prawdę -dotknęłam
jego zaciśniętej dłoni -też jestem ciekawa co tu robisz...
Harry milczał i
wpatrywał się we mnie. A ja? A ja miałam kolejną sprawę, którą
musiałam wytłumaczyć Rose. Po prostu cudownie.
-przyjechałem do
Le... chciałem odpocząć -oparł się plecami o oparcie i odchylił
głowę do tyłu. Wyglądał na dość zmęczonego -od paru dni
ukrywałem przed tobą prawdę. To mnie tak zmęczyło... kiedy
zadzwonił Le, że potrzebuje więcej kasy... wsiadłem w samolot i
jestem -rozłożył ramiona i spojrzał na mnie krzywo -naprawdę
ciężko mi jest ciebie okłamywać, Sue.
-dlaczego mi nie
powiedziałeś?
-bo mu obiecałem...
*
Harry rozłożył
się na łóżku w moim pokoju, a ja siedziałam na krześle i
wpatrywałam się w niego. Czułam się jakbym była jego niańka,
ale on właśnie tego teraz potrzebował.
Wstałam i
delikatnie go przykryłam,wzięłam telefon do ręki. Peter dzwonił
do mnie chyba z milion razy. Napisałam mu wiadomość, że się źle
czułam i widzimy się rano na śniadaniu. Była druga nad ranem i
miałam cichą nadzieję, że go nie obudziłam.
Teraz musiałam
zadzwonić do jednej osoby i wszystko jej wytłumaczyć. Weszłam do
łazienki, tak żeby nie przeszkadzać Harremu w śnie.
-Cześć, Rose
-zaczęłam cicho
-Sue, no wreszcie.
Cały dzień czekam na twój telefon. -usłyszałam dźwięk
otwieranych drzwi.
-przeszkadzam ci?
-nie, po prostu
właśnie wróciłam do domu. Opowiem ci później. Teraz mów co
jest grane. -przerwała -powiedz mi co ty robisz ze Styles we
Francji?!
-Lu i Fab mieli
wypadek -wyrzuciłam to na jednym wydechu. Po drugiej stronie
zapanowała kompletna cisza. -musiałam tu przyjechać... -dodałam
ciszej.
-wszystko z nimi w
porządku? -w jej głosie było można wyczuć zdenerwowanie.
-Le ma tylko
złamaną nogę, ale z Fabianem jest trochę gorzej -skrzywiłam się
-ale jest już stabilnie. Rano pójdę go odwiedzić...
-daj mi znać...
-przerwała -ale co tam robi Harry? Urządzasz terapię w plenerze?
Obie w tym samym
momencie roześmiałyśmy się. Ta sytuacja była tak dziwna, aż
śmieszna.
-ogólnie to długa
historia. Mogę ci powiedzieć, że przyjechał na wczasy i do Lue...
-nawet nie wiedziałam jak jej wytłumaczyć tą całą sytuację z
Harrym -opowiem ci resztę jak wrócę. Zostanę tu parę dni.
Poradzisz sobie sama?
-oczywiście.
Pozdrów chłopaków...
Kiedy się
rozłączamy, opieram rozgrzane czoło o zimna podłogę. Czuję się
jakbym miała gorączkę. Tylko nie wiem, czy tą gorączkę
wywoływał we mnie ten osobnik, który leżał na moim łóżku...
czy ten ciężki dzień tak na mnie wpływał.
Co by to nie
było... nie było zbyt dobre dla mojego ciała i umysłu.
*Harry
Podchodzę do drzwi
łazienki i widzę, że są lekko uchylone. Sue klęczy na środku
jej i mamrocze coś w podłogę. Było mi jej szkoda. Przysporzyliśmy
jej ostatnio dość dużo problemów.
-Sue... -podchodzę
do niej i lekko podnoszę z podłogi. Jej ciało praktycznie przelewa
się przez moje ramiona.
-Harry? -mruczy
wtulając się we mnie. Nie wiem ile tak stoimy, ale zaczynam czuć
jak jej ciało wiotczeje. Jej oddech się ustabilizował. Mam ochotę
się roześmiać. Jak to można usnąć na stojąco.
Przycisnąłem ją
mocniej siebie i zanoszę do łóżka.
Stałem tak nad nią
i nie wiedziałem co mam zrobić. Jednak ściągnąłem z niej
sweter, pod którym na szczęście miałam białą koszulkę.
Zabrałem się za rozpinanie jej spodni. Z tym było ciężej.
Zesuwałem już je z jej ud, kiedy nagle zacisnęła na moich
nadgarstkach dłonie. Spojrzałem na jej twarz. Miała dalej
zamknięte oczy.
-Denis, zostaw
-wymruczała, a ja cały się spiąłem. Samo jego imię działało
na mnie jak czerwona płachta na byka. Jednak postanowiłem to olać.
Musiałem ja rozebrać -Denis, przestań... -powtórzyła, a ja
musiałem mocno zacisnąć zęby, aby nie krzyknąć -Harry przyjdzie
i to zrobi...
Spojrzałem na nią
zdezorientowany.
-co zrobi Harry?
-rozbierze mnie...
-wymruczała i wtuliła się twarz w kołdrę.
Jednym ruchem
ściągnąłem z niej jeansy i już nie powstrzymywałem uśmiechu na
twarzy. Dziś dostałem wyraźną odpowiedź na to, że nie jestem
obojętny Sue.
Byłem szczęśliwy,
że jednak coś dla niej znaczę. Przytuliłem się do jej pleców i
usnąłem.
Wow, końcówka to mnie za serce chwyciła. Jak ja lubię to opowiadanie, ach...
OdpowiedzUsuńCieszymy się, że się podoba :D
Usuńpozdrawiamy ☺