sobota, 5 marca 2016

Chapter Thirty - Eight




▼ Luke ▼
Po telefonie od Sue lekko się zaniepokoiłem. Widziałem już wcześniej, że coś trapi Rosemarie. Mało tego, jej przyjaciółka na pewno nie zadzwoniłaby do mnie sama z siebie, gdyby sytuacja nie była poważna. Mimo późnej pory szybko się ubrałem i pobiegłem do pokoju Ashtona. Wsparcie mojego kumpla bardzo by mi się przydało ostatnimi czasy, a jednocześnie załatwiłbym sobie kierowcę w zestawie. Zasapany stanąłem przed jego drzwiami i zapukałem do drzwi. Nie czekałem aż mi otworzy. Wlazłem tam i zauważyłem całą wesołą gromadkę grającą w jakąś grę na PS4.
- Luke Hemmings w końcu raczył wypełznąć ze swojej jamy! - krzyknął Mike.
Posłałem jemu szczery uśmiech i usiadłem między nim, a Irwinem. Klepnąłem Asha po plecach i wyszeptałem na ucho.
- Dasz się wykorzystać? - spytałem dyskretnie.
Przyjaciel rzucił na mnie swoje przelotne spojrzenie, skupiając się na wbijaniu gola w FIFIE.
- O co chodzi? - wymruczał.
Westchnąłem i wziąłem od Caluma pada, żeby zająć czymś swoje ręce. Na widok jego oburzonej miny miałem ochotę wyć i tarzać się po podłodze.
- Ej! - krzyknął, spoglądając na mnie. - Właśnie ogrywałem Zgredka! Dlaczego to zrobiłeś?
Ashton zwrócił na niego swój wzrok i zmarszczył czoło.
- Jak ty mnie nazwałeś? - spytał, nie dowierzając.
Hood prychnął i sięgnął po miskę z chrupkami.
- Chyba nie powiesz mi, że nie czytałeś Harry'ego Pottera?
Michael z lewej strony aż stoczył się z kanapy ze śmiechu. Mnie samemu wpełzł uśmiech na twarzy, rozluźniając mnie chociaż na moment. Irwin tylko pokręcił głową i ponownie skupił się na grze.
- Dowiem się jakie masz plany wobec mojej osoby, Luke? - spytał, wbijając gola Messim.
- Hemmings! - przerwał rozmowę Calum. - Przedupisz mi mecz!
Wystawiłem język i rzuciłem do niego pada. Może w ten sposób to dziecko się uciszy.
- Możesz się wyrwać na jakieś dwie godziny? - wymruczałem w kierunku bębniarza.
Ashton ciężko westchnął i skinął głową.
- O ile udowodnisz mi, że masz jakiś ważny powód do wyjścia.
Poprawiłem się na siedzeniu i odruchowo spojrzałem do swojej kieszeni, w której leżała moja komórka.
- Dzwoniła do mnie Sue i poprosiła, czy też rozkazała, żebym sprawdził co u Rose.
Milczący do tej pory Mike podpełzł do nas i usiadł naprzeciwko mnie.
- Stało się coś? - spytał z wyraźną troską w głosie.
- Mam nadzieję, że nie.
Clifford skinął głową i wstał energicznie na nogi.
- W takim razie jedźmy się przekonać. - powiedział z uśmiechem.
Spojrzałem na niego ostrożnie i główkowałem, o co temu facetowi chodzi. Czyżby faktycznie czuł taka sympatię do pani psycholog? A może nudził się w hotelu? Przypuszczam, że każdego po trochę. Podniosłem swój tyłek z kanapy i podałem dłoń Ashtonowi.
- To jak będzie? - spytałem z przekonującym uśmiechem. Ponoć działa na kobiety, ale czy na niego? - Dasz się przekonać?

▼ Rose ▼
Sue po odebranym połączeniu była cieniem samej siebie. Na jej twarzy mogłam dostrzec czystą rozpacz. Pytałam się, co takiego się wydarzyło, ale ona zdołała tylko wydukać imię swojego brata i Fabiana, po czym wręcz wybiegła z gabinetu. Oczywiście, że podążyłam w jej ślady, ale nie zdołałam jej dogonić po tym, jak wsiadła do samochodu i odjechała. Mam głęboką nadzieję, że skupi się na drodze i nic poważnego się nie stanie. Ta sytuacja dała mi takiego kopa, że postanowiłam odstawić swoje problemy na bok. Cokolwiek by się nie działo, to są ważniejsze sprawy niż Adrian i jego wyjazd.. Wchodząc z powrotem do budynku odczułam duża irytację na widok wciąż sterczącego tłumu fanek pod drzwiami. Szczerze współczuję chłopakom, że muszą się z nimi użerać praktycznie każdego dnia... Zamyślona skierowałam się tylnym wejściem do mojego gabinetu, aby móc poszukać papierów Luka i Harry'ego, co by napisać ten cholerny raport. Postanowiłam, że odciążę kobietę, będącą dla mnie niczym druga siostra.. Poza tym, skupiając się na pracy moje myśli nie biegły w kierunku Adriana. Swoją drogą, słowa Sue zabrzmiały tak, jakbym zabawiała się moim przyjacielem.. A przecież tak nie było! Auć. Weszłam do pomieszczenia i pierwsze co zrobiłam, to skierowałam się do segregatorów leżących na moim regale. Skoro nie było ich u Sue, to nie było innego wyjścia niż to, ze zalegały gdzieś w mojej stercie papierów. Schyliłam się do praktycznie najniżej półki i zaczęłam szperać.. Tak jest! Zguba się odnalazła! Zasiadłam więc do swojego legowiska, zwanego biurkiem, i zaczęłam zastanawiać się, co powinno się znaleźć w raporcie na ich temat..
*
Od zabawy z papierkową robotą wyrwało mnie pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek i z przerażeniem stwierdziłam, że jest już po dziesiątej. Tym bardziej zaciekawił mnie osobnik, który stał u wrót mojego gabinetu. Wstając poczułam jak wszystkie moje kości zaczęły strzelać. Skrzywiłam się na ten dźwięk i poszłam otworzyć drzwi. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam tam Luka! Chłopak uśmiechnął się nieśmiało i dokładnie omiótł wzrokiem moją twarz. O tak, musiałam wyglądać wręcz pięknie z moimi opuchniętymi, podkrążonymi i prawdopodobnie przekrwionymi oczyma.
- Mogę wejść? - spytał cichym głosem.
Przesunęłam się na bok tak, żeby ta ludzka wieża Eiffla na spokojnie zmieściła się w przejściu. Nie miałam teraz ochoty na jakąkolwiek rozmowę.. Jeśli coś miałoby mi sprawić teraz przyjemność, to tylko i wyłącznie moje wygodne łóżko. Z mojego gardła wydobył się jęk na samo wspomnienie o miękkim materacu. Mozolnie zamknęłam drzwi i podeszłam do kanapy, na której rozsiadł się Luke. Sam jego widok wprawiał mnie w nieco lepszy humor. Miałam ochotę wtulić się w jego umięśnioną klatkę piersiową i zatopić się w jego cieple.. Zapomnieć o całym świecie i zmartwieniach. Mimo wszystko powstrzymałam się przed tym i usiadłam na poręczy.
- Co cię tutaj sprowadza o tej porze? - spytałam, ziewając.
Chłopak przyglądał się mi z wymalowaną troską i zarazem bólem na jego twarzy. Niby jestem psychologiem, ale ten człowiek czasami był dla mnie wielką zagadką. A może po prostu ja otępiałam w jego towarzystwie?
- Chciałem zobaczyć, co z tobą. - uśmiechnął się lekko, co przyprawiło moje serce o fale zalewającego ciepła w środku. - Martwiłem się.
Zajęłam miejsce tuż obok niego i poklepałam go delikatnie po dłoni.
- Dziękuję. - mruknęłam pod nosem. - Ale niepotrzebnie zawracasz sobie głowę.
Luke spojrzał na mnie jak na idiotkę, zwracając się przodem w moim kierunku.
- Żartujesz sobie? - prychnął. - Myślisz, że nie zwróciłem uwagi na twoje dzisiejsze zachowanie?
Skrzywiłam się i wzrokiem uciekłam na okno, przy którym wcześniej przesiedziałam trochę czasu.
- Nie sądziłam, że to będzie aż tak widoczne. - mruknęłam.
Chłopak prychnął i przysunął bliżej mnie.
- Można o tobie powiedzieć wiele rzeczy. - odchrząknął. - Ale uwierz mi, że wśród nich nie znalazłaby się umiejętność zatajania emocji przed innymi.
Odwróciłam się w jego kierunku, posyłając lekki uśmiech.
- Na innych wystarcza.
Luke pokręcił głową i chwycił moją dłoń w swoje wielkie, lecz delikatne ręce.
- Najwyraźniej nie mieli tyle szczęścia co ja, żeby móc ciebie bliżej poznać.
Wtuliłam się w jego ramię i spojrzałam na swoje nogi.
- Co cię trapi? - spytał delikatnym głosem.
Poczułam, że na samą myśl o całej tej sytuacji, łzy napływają mi do oczu. Pociągnęłam nosem i mocniej wtuliłam się w Luka, na co ten objął mnie ramieniem.
- Adrian wyjechał. - mruknęłam w jego koszulkę.
Poczułam, że jego ciało zesztywniało. Ze niby ciebie to zaskoczyło, Lukey? Prychnęłam w duchu, zamknęłam oczy i wdychałam zapach męskich perfum.
- Dlaczego?
- Bo nie odwzajemniam jego uczuć.. - mruknęłam, prawie zasypiając.
Luke odsunął mnie od siebie na kawałek, po czym spojrzał prosto w moje oczy.
- Rozmawiał z tobą na ten temat? Kiedy?
Zaczęłam się jemu dokładnie przyglądać.. Czyżby Hemmings o czymś wiedział? Skrzyżowałam swoje ręce na piersi i obrzuciłam go wzrokiem.
- Chcesz mi coś powiedzieć, Lukey?
Chłopak uśmiechnął się nieśmiało i zaczął obracać swój kolczyk ze zdenerwowania.
- Pamiętasz jak pojechałaś do swoich dziadków? - skinęłam głową, na co on kontynuował. - Szukałem ciebie razem z Adrianem. Przyznał wtedy, że jest w tobie zakochany.
Wybałuszyłam swoje oczy, po czym uderzyłam go w ramię.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?! - parsknęłam. - I dlaczego powiedział to tobie, a ja dowiedziałam się o jego uczuciach dopiero po tym, jak widział nasz pocałunek.
Teraz to Hemmings był zaskoczony. Wstał i nerwowo obrócił się wkoło własnej osi.
- Cholera.. - mruknął. - Dlaczego on jest zawsze tam, gdzie nie powinien być?
Taka reakcja była dla mnie niemałym szokiem. Musiałam zamrugać z dwa razy, żeby się upewnić, czy nie oszalałam. Niestety, to była najczystsza prawda.
- Czego ty się tak wściekasz? - syknęłam. - I tak powinieneś się cieszyć, że tylko on nas wtedy zauważył.
Luke wpatrywał się na mnie jak na obcego. Jednak po chwili jego rysy twarzy złagodniały. Podszedł do mnie i ukucnął przy moich kolanach.
- Dobrze, przepraszam. - westchnął i ujął moją dłoń w swoje ręce. - Jak się czujesz?
Hemmings tak mi podniósł ciśnienie, że odechciało mi się rozmawiać z nim na ten temat. Spojrzałam na zegarek i zamarłam w bezruchu.
- O cholera.. - wyszeptałam. - Zapomniałam, że pani Walker ma dzisiaj nockę.
- I co w związku z tym? - spytał bez przekonania.
Zwróciłam na niego swój wzrok, po czym wstałam i szybko skierowałam się po torbę i kurtkę.
- A chociażby to, że siedmioletni chłopiec siedzi właśnie sam w domu!
Luke się roześmiał, a ja miałam ochotę podejść i jemu przyłożyć. W tym nie było niczego zabawnego! Założyłam na siebie kurtkę i wskazałam ręką na drzwi.
- Wychodź, śmieszku.
Chłopak powolnymi ruchami poszedł we wskazanym kierunku.
- Chyba zapomniałem wspomnieć, że Calum i Michael są u ciebie w domu.. - zanucił, wychodząc z gabinetu.
- Że jak? - spytałam zdezorientowana.
Luke wzruszył ramionami i oparł się nonszalancko o ścianę.
- Chyba nie sądziłaś, że pierwszym miejscem poszukiwań twojej osoby jest praca? Zajechaliśmy z chłopakami do twojego domu, a tam szanowna mama Adriana poprosiła o popilnowanie jej młodszego syna. - westchnął i obrócił się na pięcie. - A teraz zapraszam, taksówka w postaci Ashtona czeka na tyłach budynku.
Podirytowana rzuciłam w niego czapką, którą trzymałam w ręce. Prychnęłam i zaczęłam zakluczać drzwi.
- Wybacz, Luke, ale nie skorzystam. - odpowiedziałam równie śpiewnym głosem. - Przyjechałam samochodem. Dam radę sama wrócić.
- Nie ściemniaj, Rose. Widziałem twój samochód na podjeździe pod domem. Czym wrócisz? Autobusem? Taksówką? A nie zależało tobie przypadkiem na czasie?
Ten chłopak denerwował mnie dzisiaj jak nigdy! Chociaż w sumie.. Wszystko mnie zaczęło drażnić. Nawet cholerny zamek, który się zaciął!

▼ Luke ▼
Przez całą drogę powrotną Rose praktycznie spała na siedzeniu. Budziła się tylko po to, żeby mnie zrugać za jakieś głupie komentarze wypowiadane w kierunku ludzi. Ashton z kolei miał z tego niezły ubaw. Znalazł się przyjaciel, potrafiący wesprzeć człowieka w potrzebie. Gdy zajechaliśmy pod dom kobiety, poczułem niesamowitą ulgę. Wiem, że nie do końca zachowałem się tak, jak powinienem. Ona potrzebowała wsparcia, a tymczasem w mojej głowie zaiskrzyły ogniki mojej zazdrości. Ash został w samochodzie. Stwierdził, że jest późno i mamy się szybko zbierać do wyjazdu. Takim oto sposobem razem z Rose weszliśmy do domu. To, co tam zastaliśmy, chwyciło nawet mnie za serducho. Michael spał rozłożony na kanapie, a w niego wtulał się mały brat Adriana. W nogach chłopaków leżał skulony Calum, który najwyraźniej wcześniej okrył ich kocem. Uśmiechnąłem się pod nosem i szturchnąłem ramieniem Rose.
- Duże dzieci dogadały się z twoim podopiecznym, co? - wyszeptałem.
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem i zniknęła na chwilę w okolicach szafy. Wróciła z kocem w ręku.
- Co ty robisz? - spytałem, próbując nie obudzić reszty.
Rose spojrzała się na mnie z uśmiechem i przykryła Caluma ciepłym materiałem.
- Macie coś jutro do roboty? - wyszeptała, kiedy już do mnie podeszła.
- Tak.. Znaczy się, nie.. Cholera, inaczej. Ja muszę coś zrobić, ale chłopacy mają dzień wolny. - przyjrzałem się jej dokładnie. - Dlaczego pytasz?
Dziewczyna skinęła głową na chłopaków.
- W takim razie ich nie budź. Mogą przespać się u mnie. - zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową. - Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałam Jacka śpiącego z uśmiechem na twarzy. Panowie odwalili kawał dobrej roboty.
Spojrzałem na moich kumpli. Ludzie mawiają o nich różne plotki, które często mijają się z prawdą. Kreują ich wizerunek jako pozytywnych wariatów, a tymczasem ci dwaj chłopcy mają ogromne serce. I właśnie to często jest zatracane w tych plotkach. Uśmiechnąłem się pod nosem i podszedłem do śpiącej bandy.
- Wiem, jak potrafią się wiercić. - wyszeptałem. - Przeniosę młodego do pokoju, a zaraz po tym się ulotnię.
Rose skinęła głową i podeszła do telewizora, żeby go wyłączyć. Ja tymczasem starałem się jak najdelikatniej podnieść tego malucha i przetransportować go do sąsiedniego pomieszczenia. Nie chciałem budzić ani jego, ani moich przyjaciół.
- Pobiegnę pościelić łóżko. - wyszeptała Rose, po czym zniknęła we wnętrzu pokoju.
Małymi kroczkami tuptałem tuż za nią, uważając, żeby młody nie przydzwonił głową w futrynę. To byłaby jedna z najgorszych możliwych pobudek. Położyłem chłopca na łóżku, po czym ściągnąłem jemu grubą bluzę. Grzałby się tylko niepotrzebnie.
- Dziękuję. - powiedziała dziewczyna z uśmiechem. - Samej byłoby mi ciężko.
Podszedłem do niej i założyłem za ucho kosmyk włosów, wypadający z koka.
- Rose.. - zacząłem. - Mogę mieć do ciebie prośbę?
Dziewczyna skinęła głową i wpatrywała się w moje oczy.
- Pojedziesz jutro ze mną do schroniska? Popołudniu mam tam kręcić jakieś reklamy... Nie chcę jechać tam sam, a te przygłupy zwane moją kapelą, tylko by mnie rozpraszały. Co ty na to?
Na jej twarz wstąpił pewien wyraz zakłopotania. Spojrzała przelotem na brata Adriana. Cholera, powinienem dowiedzieć się jak ta chłopaczyna ma na imię!
- Wiesz.. Z wielką chęcią.. Ale wtedy znowu zostaję sama z Jackiem.
- To żaden problem. Może pojechać z nami.
Kobieta uśmiechnęła się od ucha do ucha. Już miała coś powiedzieć, gdy z dworu rozbrzmiał klakson samochodu.
- Oho, Irwin się nie cierpliwi. - burknąłem pod nosem. - Daj mi znać do południa, dobrze?'
Rose skinęła głową, po czym odprowadziła mnie do drzwi.
- Dobranoc. - wyszeptała, machając jednocześnie do Ashtona.
Przyjaciel odmachał jej z uśmiechem przyklejonym do twarzy, co znów wzbudziło we mnie iskrę zazdrości. Muszę nauczyć się nad tym zapanować.. Pocałowałem ją w policzek i wyszeptałem do ucha.
- Kolorowych snów.

▼ Rose ▼
Z samego rana obudziły mnie jakieś krzyki. Na wpół przytomna zbiegłam na dół sprawdzić co się dzieje. Moim oczom ukazały się dwie sylwetki mężczyzn, skaczących po kanapie.
- Powtarzam po raz ostatni... Przestać przytulać się do mojego tyłka! - krzyknął Michael.
Na te słowa wybuchnęłam śmiechem, zwracając na siebie uwagę chłopców.
- Dzień dobry! - rzuciłam radośnie, wkraczając do pokoju. - Nie ma to jak właściwie zacząć poranek, co panowie?
- Cześć, Rose. - powiedział roześmiany Calum. - Mam nadzieję, że ciebie nie obudziliśmy?
Nie miałam serca im powiedzieć, że wyrwali mnie z głębokiego snu. Grunt, że mieli dobrą zabawę. No, przynajmniej tak było widać po Hood'ie... Nie wiem czy mogłam powiedzieć to samo o Michaelu. Machnęłam ręką i poczłapałam w kierunku pokoju gościnnego.
- Żaden problem. - ziewnęłam i zajrzałam do środka, aby sprawdzić czy młody jeszcze śpi. - Właściwie to chciałam wam podziękować za to, że wczoraj go popilnowaliście. Musiałam coś zrobić i po drodze zgubiłam gdzieś rachubę czasu..
- Daj spokój, Rose. - rzucił Clifford, wstając z kanapy i kierując się do łazienki. - Na co dzień mam do czynienia z trojgiem dzieciaków.
Calum wystawił jemu język, ale tego niebiesko włosy już nie widział. Pokręciłam głową i udałam się do kuchni, żeby zagotować wodę.
- W razie gdyby się zrobiła, to wołaj, dobra? - zagadnęłam do Hood'a.
Chłopak skinął głową, a ja skierowałam się na górę, zeby móc wykonać jedno połączenie. Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer i czekałam na brzmienie głosu w słuchawce.
- Halo? - rozbrzmiał zaspany głos Sue.
- Cześć, piękna. - powiedziałam z uśmiechem. - Jak się miewasz?
Usłyszałam, jak ziewa, co spowodowało u mnie reakcję łańcuchową. Przeklęte ziewanie..
- Nie jest źle.. A Ty jak tam? Trzymasz się jakoś? Trochę mi głupio, że wczor..
- A daj spokój, Sue. - przerwałam. - Nie ma o czym rozmawiać. Dzwonię z zapytaniem, czy nie masz ochoty skoczyć jutro do kina?
Mogłam powiedzieć dużo rzeczy o mojej przyjaciółce. Ale nie to, że czuje się zakłopotana rozmową przez telefon! Jęczała i wzdychała do słuchawki, zastanawiając się co odpowiedzieć.
- Wiesz, Rose.. Bardzo chętnie.. Ale tak jakby.. Nie ma mnie w Stanach.
Zaskoczona aż prawie spadłam z łóżka.
- Jak to? To gdzie Ty jesteś?
- W Francji? - westchnęła. - Słuchaj, Rosita. Nie bardzo mogę teraz rozmawiać. Pogadamy później, dobra?
- No.. dobra.. alee..
- W takim razie do zobaczenia!
- Sue!
Tego już nie usłyszała, ponieważ połączenie zostało zakończenie. Cholera, co ona robiła w tak daleko odsuniętym państwie? Ba, zwłaszcza że dzisiaj miała zaplanowaną terapię z Harrym! Właśnie.. Wykręciłam drugi numer do Styles'a. Przez te wszystkie przygody miałam w swojej komórce numery do całego 5SoS i połowy 1D. Ich fanki pewnie siłą by mi je wyrwały. Skrzyżowałam ramiona na piersi i czekałam, aż ten fagas odbierze.
- Harry Styles. - mruknął.
- Witaj. - rzuciłam. - Słuchaj, ja z małym pytaniem. Czy wasze dzisiejsze spotkanie jest aktualne?
- No tak. - powiedział pewny siebie. - Właśnie za trzy godziny będę widział się z Sue.
Zmarszczyłam czoło i zaczęłam wytężać swoje szare komórki.
- Kiedy ostatni raz z nią rozmawiałeś?
- Z jakąś godzinę temu.
- Dlaczego mnie oszukujesz, Styles? - parsknęłam.
- Przysięgam tobie z całego serca, że godzinę temu odbyłem z nią rozmowę.
- Telefoniczną?
- Nie
- To co wy u licha robicie razem we Francji?!
Pip, pip, pip.. Połączenie zostało zerwane. No nie wierzę! Czy ja o czymś nie wiem? Czy oni wsiedli w samolot i od tak sobie wylecieli? Ale przecież.. Le i Fabian.. Coś było z nimi nie tak. O co tutaj chodzi?
*
Siedziałam z Jackiem przy klatce pięknego wilczura, podczas gdy Luke szczerzył się do kamerzystów i starał się nie stresować przed całym tym sprzętem. Średnio to jemu wychodziło, ale najwyraźniej tamci naiwniacy dali się nabrać na ten jego cudowny uśmiech. Westchnęłam i poklepałam młodego po ramieniu.
- No, młody.. Niejednokrotnie czesałeś Odiego, więc teraz wykaż się nabytą umiejętnością i zajmij się tym skubańcem. - mówiąc to, pogłaskałam wilczura po łbie. - Ja tymczasem skoczę umyć Lolka, dobra?
Chłopak pokiwał głową z entuzjazmem, zabierając się od ręki do roboty. Kolejne wspólne cechy z Adrianem.. Mężczyzną, który doradził mi adopcję psa z dokładnie tego schroniska. Na samo wspomnienie przyjaciela westchnęłam i skierowałam się do klatki labradora, co by wypuścić go na zewnątrz.
- Chodź, malutki. - wyszeptałam. - Idziemy się kąpać.
I w tym momencie nastało coś, co nie sądziłam, że może się wydarzyć. Na samo słowo „kąpiel”, pies zaczął biegać po całym podwórku. On dosłownie przede mną uciekał! Podczas gdy ten skubaniec merdał ogonem świetnie się przy tym bawiąc, ja biegałam za nim, próbując go trochę uciszyć ze względu na nagrywany nieopodal materiał.
- Lolek! - krzyknęłam cicho. - Chodź tutaj! Żartowałam, dobra? Nie chcesz to nie pójdziemy do kąpieli.
Kolejny strzał w mordę.. Ten pies najwyraźniej musiał zrozumieć moje słowa, bo momentalnie ucichł i powoli skradał się w moją stronę. Niech ktoś mi kiedyś powie, że psy są tępe to go perfidnie wyśmieje w twarz. Ale jednak Lolek nie był na tyle inteligentny, żeby wyczuć spisek.. Kiedy tylko do mnie podszedł, rzuciłam się na niego, przytulając się całym ciałem do jego tyłka. To było bardzo głupie, ale pomyślałam o tym dopiero po fakcie. Powinnam się cieszyć, że ten pies mnie nie pogryzł w twarz. W każdym razie.. Rose 1, Lolek 0.
- A teraz idziemy w tamtą stronę.. - przyczepiłam do niego smycz, którą miałam przewieszoną przez ramię. - Jesteś cały od błota, brudasie.
Pies zaskomlał i starał się wyrwać w drugą stronę, ale nie dałam za wygraną! Po ciężkiej bitwie stoczonej z labradorem, dzieki Bogu szczeniakowi, czworonóg znajdował się już w wanience. Cała szopka z wsadzeniem go do tego garnka dla psów zajęła mi pół godziny! Wyobrażacie to sobie?! Opłukiwałam już tego małego zabójcę, kiedy to po mojej prawej stronie stanął Jack. Poklepał mnie po ramieniu i uśmiechnął się szeroko.
- Co ty, Rose.. Kąpałaś się z nim, że taka mokra jesteś?
Obrzuciłam go wzrokiem i odwzajemniłam gest.
- Jasne.. - i w tym momencie wpadł mi do głowy genialny plan! - Wiesz, coś się stało młodemu. Chodź tutaj i zobacz..
Niczego nieświadomy chłopiec stanął przede mną, co wykorzystałam, żeby złapać go za fraki i wrzucić do wody. Lolek skorzystał z zamieszania i czmychnął z wanienki, ale jego miejsce zajął Jack. Szkoda tylko, że woda była brudna, no ale cóż.. Prysznic w domu mam, prawda? Chłopak zaczął się miotać i chlapać mnie wodą, na co głośno się roześmiałam. Chciałam od niego uciec ale wpadłam na coś, co znajdowało się tuż za mną. Spojrzałam na górę i zobaczyłam uśmiechającego się od ucha do ucha Luka. Zaczął się do mnie zbliżać, na co ja lekko się cofałam.
- Ładnie to tak wrzucać kogoś do wody, panno Caisage? - zagadnął. - Ja wszystko widziałem.
- Nie powinieneś zająć się materiałem do kręcenia? - mówiąc to zerknęłam za jego plecy.
Hemmings zaśmiał się pod nosem, po czym kręcąc głową zbliżył się do mnie jeszcze bardziej.
- Pojechali jakieś piętnaście minut temu. Z kolei ja miałem ubaw oglądając ciebie walcząca z psem. - ponownie ryknął śmiechem, lekko mnie irytując. - Pani psycholog prawie, że pokonana przez małego labradora.
Miałam już na końcu języka piękną ripostę, ale nie było mi dane jej powiedzieć. Luke przerzucił mnie przez ramię, po czym wylądowałam prosto w wannie pełnej piany. Zszokowana wynurzyłam się z niej, rozglądając się za sprawcą tego bagna.
- Luke! - wrzasnęłam. - Zwariowałeś?!
Znając jego odpowiedziałby coś głupawego. Z drugiej strony nie był w stanie powiedzieć czegokolwiek, bo dławił się ze śmiechu. Wykorzystałam tą sytuację i wyszłam ostrożnie z wanny tylko po to, żeby sięgnąć po węża podłączonego do kranu. Luke stał do mnie tyłem, więc ja bez żadnych wyrzutów sumienia włączyłam strumień wody i popryskałam go po plecach.
- Aaa, zimne! - wydarł się.
Stałam tam i płakałam ze śmiechu do czasu, aż Hemmings ogarnął się i zakradł się do mnie, zabierając mi z ręki narzędzie zbrodni.
- Kwiatuszku, chyba masz pianę na nosie.. - wymruczał.
Wiedziałam co to oznacza, dlatego szybko zasłoniłam twarz rękoma i czekałam na strumień orzeźwienia.
Pół godziny później siedzieliśmy na ręcznikach w moim samochodzie. Nie zdążyliśmy wyschnąć ani my, ani nasze ubrania.. Włączyłam ogrzewanie na maksa i jechałam tak szybko, jak tylko się da, żeby żaden z nas się nie przeziębiło. Jack zasnął na tylnym siedzeniu, podobnie jak Luke siedzący z przodu. Nie ma to tamto.. Towarzystwo było przednie. Odwiozłam Hemmingsa do hotelu, mając nadzieję, że nikt tego nie zobaczy. Jeszcze by tego brakowało, żeby jakiś paparazzi zrobił zdjęcie mokremu Lukowi wysiadającemu z mojego samochodu.
- Dziękujemy za zaproszenie. - powiedziałam, kiedy blondyn wysiadał już z samochodu. - Zabawa przednia.
Luke posłał mi ten jeden z jego pięknych uśmiechów i skinął lekko głową.
- To ja dziękuję do towarzystwo. - pochylił się i pocałował mnie w czoło. - Do zobaczenia, Rose.
Po tych słowach wysiadł, a ja z uśmiechem na twarzy wróciłam do domu razem z wymęczonym, ale szczęśliwym Jack'iem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz