▼ Luke ▼
Po telefonie od Sue lekko się
zaniepokoiłem. Widziałem już wcześniej, że coś trapi Rosemarie.
Mało tego, jej przyjaciółka na pewno nie zadzwoniłaby do mnie
sama z siebie, gdyby sytuacja nie była poważna. Mimo późnej pory
szybko się ubrałem i pobiegłem do pokoju Ashtona. Wsparcie mojego
kumpla bardzo by mi się przydało ostatnimi czasy, a jednocześnie
załatwiłbym sobie kierowcę w zestawie. Zasapany stanąłem przed
jego drzwiami i zapukałem do drzwi. Nie czekałem aż mi otworzy.
Wlazłem tam i zauważyłem całą wesołą gromadkę grającą w
jakąś grę na PS4.
- Luke Hemmings w końcu raczył
wypełznąć ze swojej jamy! - krzyknął Mike.
Posłałem jemu szczery uśmiech i
usiadłem między nim, a Irwinem. Klepnąłem Asha po plecach i
wyszeptałem na ucho.
- Dasz się wykorzystać? - spytałem
dyskretnie.
Przyjaciel rzucił na mnie swoje
przelotne spojrzenie, skupiając się na wbijaniu gola w FIFIE.
- O co chodzi? - wymruczał.
Westchnąłem i wziąłem od Caluma
pada, żeby zająć czymś swoje ręce. Na widok jego oburzonej miny
miałem ochotę wyć i tarzać się po podłodze.
- Ej! - krzyknął, spoglądając na
mnie. - Właśnie ogrywałem Zgredka! Dlaczego to zrobiłeś?
Ashton zwrócił na niego swój wzrok i
zmarszczył czoło.
- Jak ty mnie nazwałeś? - spytał,
nie dowierzając.
Hood prychnął i sięgnął po miskę
z chrupkami.
- Chyba nie powiesz mi, że nie
czytałeś Harry'ego Pottera?
Michael z lewej strony aż stoczył się
z kanapy ze śmiechu. Mnie samemu wpełzł uśmiech na twarzy,
rozluźniając mnie chociaż na moment. Irwin tylko pokręcił głową
i ponownie skupił się na grze.
- Dowiem się jakie masz plany wobec
mojej osoby, Luke? - spytał, wbijając gola Messim.
- Hemmings! - przerwał rozmowę Calum.
- Przedupisz mi mecz!
Wystawiłem język i rzuciłem do
niego pada. Może w ten sposób to dziecko się uciszy.
- Możesz się wyrwać na jakieś dwie
godziny? - wymruczałem w kierunku bębniarza.
Ashton ciężko westchnął i skinął
głową.
- O ile udowodnisz mi, że masz jakiś
ważny powód do wyjścia.
Poprawiłem się na siedzeniu i
odruchowo spojrzałem do swojej kieszeni, w której leżała moja
komórka.
- Dzwoniła do mnie Sue i poprosiła,
czy też rozkazała, żebym sprawdził co u Rose.
Milczący do tej pory Mike podpełzł
do nas i usiadł naprzeciwko mnie.
- Stało się coś? - spytał z wyraźną
troską w głosie.
- Mam nadzieję, że nie.
Clifford skinął głową i wstał
energicznie na nogi.
- W takim razie jedźmy się przekonać.
- powiedział z uśmiechem.
Spojrzałem na niego ostrożnie i
główkowałem, o co temu facetowi chodzi. Czyżby faktycznie czuł
taka sympatię do pani psycholog? A może nudził się w hotelu?
Przypuszczam, że każdego po trochę. Podniosłem swój tyłek z
kanapy i podałem dłoń Ashtonowi.
- To jak będzie? - spytałem z
przekonującym uśmiechem. Ponoć działa na kobiety, ale czy na
niego? - Dasz się przekonać?
▼ Rose ▼
Sue po odebranym połączeniu
była cieniem samej siebie. Na jej twarzy mogłam dostrzec czystą
rozpacz. Pytałam się, co takiego się wydarzyło, ale ona zdołała
tylko wydukać imię swojego brata i Fabiana, po czym wręcz wybiegła
z gabinetu. Oczywiście, że podążyłam w jej ślady, ale nie
zdołałam jej dogonić po tym, jak wsiadła do samochodu i
odjechała. Mam głęboką nadzieję, że skupi się na drodze i nic
poważnego się nie stanie. Ta sytuacja dała mi takiego kopa, że postanowiłam odstawić swoje problemy na bok. Cokolwiek by się nie działo, to są ważniejsze sprawy niż Adrian i jego wyjazd.. Wchodząc z powrotem do budynku odczułam
duża irytację na widok wciąż sterczącego tłumu fanek pod
drzwiami. Szczerze współczuję chłopakom, że muszą się z nimi
użerać praktycznie każdego dnia... Zamyślona skierowałam się
tylnym wejściem do mojego gabinetu, aby móc poszukać papierów
Luka i Harry'ego, co by napisać ten cholerny raport. Postanowiłam,
że odciążę kobietę, będącą dla mnie niczym druga siostra..
Poza tym, skupiając się na pracy moje myśli nie biegły w kierunku
Adriana. Swoją drogą, słowa Sue zabrzmiały tak, jakbym zabawiała
się moim przyjacielem.. A przecież tak nie było! Auć. Weszłam do
pomieszczenia i pierwsze co zrobiłam, to skierowałam się do
segregatorów leżących na moim regale. Skoro nie było ich u Sue,
to nie było innego wyjścia niż to, ze zalegały gdzieś w mojej
stercie papierów. Schyliłam się do praktycznie najniżej półki i
zaczęłam szperać.. Tak jest! Zguba się odnalazła! Zasiadłam
więc do swojego legowiska, zwanego biurkiem, i zaczęłam
zastanawiać się, co powinno się znaleźć w raporcie na ich
temat..
*
Od zabawy z papierkową
robotą wyrwało mnie pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek i z
przerażeniem stwierdziłam, że jest już po dziesiątej. Tym
bardziej zaciekawił mnie osobnik, który stał u wrót mojego
gabinetu. Wstając poczułam jak wszystkie moje kości zaczęły
strzelać. Skrzywiłam się na ten dźwięk i poszłam otworzyć
drzwi. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam tam Luka!
Chłopak uśmiechnął się nieśmiało i dokładnie omiótł
wzrokiem moją twarz. O tak, musiałam wyglądać wręcz pięknie z
moimi opuchniętymi, podkrążonymi i prawdopodobnie przekrwionymi
oczyma.
- Mogę wejść? - spytał
cichym głosem.
Przesunęłam się na bok
tak, żeby ta ludzka wieża Eiffla na spokojnie zmieściła się w
przejściu. Nie miałam teraz ochoty na jakąkolwiek rozmowę.. Jeśli
coś miałoby mi sprawić teraz przyjemność, to tylko i wyłącznie
moje wygodne łóżko. Z mojego gardła wydobył się jęk na samo
wspomnienie o miękkim materacu. Mozolnie zamknęłam drzwi i
podeszłam do kanapy, na której rozsiadł się Luke. Sam jego widok
wprawiał mnie w nieco lepszy humor. Miałam ochotę wtulić się w
jego umięśnioną klatkę piersiową i zatopić się w jego cieple..
Zapomnieć o całym świecie i zmartwieniach. Mimo wszystko
powstrzymałam się przed tym i usiadłam na poręczy.
- Co cię tutaj sprowadza o
tej porze? - spytałam, ziewając.
Chłopak przyglądał się
mi z wymalowaną troską i zarazem bólem na jego twarzy. Niby jestem
psychologiem, ale ten człowiek czasami był dla mnie wielką
zagadką. A może po prostu ja otępiałam w jego towarzystwie?
- Chciałem zobaczyć, co z
tobą. - uśmiechnął się lekko, co przyprawiło moje serce o fale
zalewającego ciepła w środku. - Martwiłem się.
Zajęłam miejsce tuż obok
niego i poklepałam go delikatnie po dłoni.
- Dziękuję. - mruknęłam
pod nosem. - Ale niepotrzebnie zawracasz sobie głowę.
Luke spojrzał na mnie jak
na idiotkę, zwracając się przodem w moim kierunku.
- Żartujesz sobie? -
prychnął. - Myślisz, że nie zwróciłem uwagi na twoje dzisiejsze
zachowanie?
Skrzywiłam się i wzrokiem
uciekłam na okno, przy którym wcześniej przesiedziałam trochę
czasu.
- Nie sądziłam, że to
będzie aż tak widoczne. - mruknęłam.
Chłopak prychnął i
przysunął bliżej mnie.
- Można o tobie powiedzieć
wiele rzeczy. - odchrząknął. - Ale uwierz mi, że wśród nich nie
znalazłaby się umiejętność zatajania emocji przed innymi.
Odwróciłam się w jego
kierunku, posyłając lekki uśmiech.
- Na innych wystarcza.
Luke pokręcił głową i
chwycił moją dłoń w swoje wielkie, lecz delikatne ręce.
- Najwyraźniej nie mieli
tyle szczęścia co ja, żeby móc ciebie bliżej poznać.
Wtuliłam się w jego ramię
i spojrzałam na swoje nogi.
- Co cię trapi? - spytał
delikatnym głosem.
Poczułam, że na samą myśl
o całej tej sytuacji, łzy napływają mi do oczu. Pociągnęłam
nosem i mocniej wtuliłam się w Luka, na co ten objął mnie
ramieniem.
- Adrian wyjechał. -
mruknęłam w jego koszulkę.
Poczułam, że jego ciało
zesztywniało. Ze niby ciebie to zaskoczyło, Lukey? Prychnęłam w
duchu, zamknęłam oczy i wdychałam zapach męskich perfum.
- Dlaczego?
- Bo nie odwzajemniam jego
uczuć.. - mruknęłam, prawie zasypiając.
Luke odsunął mnie od
siebie na kawałek, po czym spojrzał prosto w moje oczy.
- Rozmawiał z tobą na ten
temat? Kiedy?
Zaczęłam się jemu
dokładnie przyglądać.. Czyżby Hemmings o czymś wiedział?
Skrzyżowałam swoje ręce na piersi i obrzuciłam go wzrokiem.
- Chcesz mi coś powiedzieć,
Lukey?
Chłopak uśmiechnął się
nieśmiało i zaczął obracać swój kolczyk ze zdenerwowania.
- Pamiętasz jak pojechałaś
do swoich dziadków? - skinęłam głową, na co on kontynuował. -
Szukałem ciebie razem z Adrianem. Przyznał wtedy, że jest w tobie
zakochany.
Wybałuszyłam swoje oczy,
po czym uderzyłam go w ramię.
- Dlaczego mi o tym nie
powiedziałeś?! - parsknęłam. - I dlaczego powiedział to tobie, a
ja dowiedziałam się o jego uczuciach dopiero po tym, jak widział
nasz pocałunek.
Teraz to Hemmings był
zaskoczony. Wstał i nerwowo obrócił się wkoło własnej osi.
- Cholera.. - mruknął. -
Dlaczego on jest zawsze tam, gdzie nie powinien być?
Taka reakcja była dla mnie
niemałym szokiem. Musiałam zamrugać z dwa razy, żeby się
upewnić, czy nie oszalałam. Niestety, to była najczystsza prawda.
- Czego ty się tak
wściekasz? - syknęłam. - I tak powinieneś się cieszyć, że
tylko on nas wtedy zauważył.
Luke wpatrywał się na mnie
jak na obcego. Jednak po chwili jego rysy twarzy złagodniały.
Podszedł do mnie i ukucnął przy moich kolanach.
- Dobrze, przepraszam. -
westchnął i ujął moją dłoń w swoje ręce. - Jak się czujesz?
Hemmings tak mi podniósł
ciśnienie, że odechciało mi się rozmawiać z nim na ten temat.
Spojrzałam na zegarek i zamarłam w bezruchu.
- O cholera.. - wyszeptałam.
- Zapomniałam, że pani Walker ma dzisiaj nockę.
- I co w związku z tym? -
spytał bez przekonania.
Zwróciłam na niego swój
wzrok, po czym wstałam i szybko skierowałam się po torbę i
kurtkę.
- A chociażby to, że
siedmioletni chłopiec siedzi właśnie sam w domu!
Luke się roześmiał, a ja
miałam ochotę podejść i jemu przyłożyć. W tym nie było
niczego zabawnego! Założyłam na siebie kurtkę i wskazałam ręką
na drzwi.
- Wychodź, śmieszku.
Chłopak powolnymi ruchami
poszedł we wskazanym kierunku.
- Chyba zapomniałem
wspomnieć, że Calum i Michael są u ciebie w domu.. - zanucił,
wychodząc z gabinetu.
- Że jak? - spytałam
zdezorientowana.
Luke wzruszył ramionami i
oparł się nonszalancko o ścianę.
- Chyba nie sądziłaś, że
pierwszym miejscem poszukiwań twojej osoby jest praca? Zajechaliśmy
z chłopakami do twojego domu, a tam szanowna mama Adriana poprosiła
o popilnowanie jej młodszego syna. - westchnął i obrócił się na
pięcie. - A teraz zapraszam, taksówka w postaci Ashtona czeka na
tyłach budynku.
Podirytowana rzuciłam w
niego czapką, którą trzymałam w ręce. Prychnęłam i zaczęłam
zakluczać drzwi.
- Wybacz, Luke, ale nie
skorzystam. - odpowiedziałam równie śpiewnym głosem. -
Przyjechałam samochodem. Dam radę sama wrócić.
- Nie ściemniaj, Rose.
Widziałem twój samochód na podjeździe pod domem. Czym wrócisz?
Autobusem? Taksówką? A nie zależało tobie przypadkiem na czasie?
Ten chłopak denerwował
mnie dzisiaj jak nigdy! Chociaż w sumie.. Wszystko mnie zaczęło
drażnić. Nawet cholerny zamek, który się zaciął!
▼ Luke ▼
Przez całą drogę powrotną
Rose praktycznie spała na siedzeniu. Budziła się tylko po to, żeby
mnie zrugać za jakieś głupie komentarze wypowiadane w kierunku
ludzi. Ashton z kolei miał z tego niezły ubaw. Znalazł się
przyjaciel, potrafiący wesprzeć człowieka w potrzebie. Gdy
zajechaliśmy pod dom kobiety, poczułem niesamowitą ulgę. Wiem, że nie do końca zachowałem się tak, jak powinienem. Ona
potrzebowała wsparcia, a tymczasem w mojej głowie zaiskrzyły
ogniki mojej zazdrości. Ash został w samochodzie. Stwierdził, że
jest późno i mamy się szybko zbierać do wyjazdu. Takim oto
sposobem razem z Rose weszliśmy do domu. To, co tam zastaliśmy,
chwyciło nawet mnie za serducho. Michael spał rozłożony na
kanapie, a w niego wtulał się mały brat Adriana. W nogach
chłopaków leżał skulony Calum, który najwyraźniej wcześniej
okrył ich kocem. Uśmiechnąłem się pod nosem i szturchnąłem
ramieniem Rose.
- Duże dzieci dogadały się
z twoim podopiecznym, co? - wyszeptałem.
Kobieta uśmiechnęła się
pod nosem i zniknęła na chwilę w okolicach szafy. Wróciła z
kocem w ręku.
- Co ty robisz? - spytałem,
próbując nie obudzić reszty.
Rose spojrzała się na mnie
z uśmiechem i przykryła Caluma ciepłym materiałem.
- Macie coś jutro do
roboty? - wyszeptała, kiedy już do mnie podeszła.
- Tak.. Znaczy się, nie..
Cholera, inaczej. Ja muszę coś zrobić, ale chłopacy mają dzień
wolny. - przyjrzałem się jej dokładnie. - Dlaczego pytasz?
Dziewczyna skinęła głową
na chłopaków.
- W takim razie ich nie
budź. Mogą przespać się u mnie. - zaśmiała się pod nosem i
pokręciła głową. - Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałam
Jacka śpiącego z uśmiechem na twarzy. Panowie odwalili kawał
dobrej roboty.
Spojrzałem na moich kumpli.
Ludzie mawiają o nich różne plotki, które często mijają się z
prawdą. Kreują ich wizerunek jako pozytywnych wariatów, a
tymczasem ci dwaj chłopcy mają ogromne serce. I właśnie to często
jest zatracane w tych plotkach. Uśmiechnąłem się pod nosem i
podszedłem do śpiącej bandy.
- Wiem, jak potrafią się
wiercić. - wyszeptałem. - Przeniosę młodego do pokoju, a zaraz po
tym się ulotnię.
Rose skinęła głową i
podeszła do telewizora, żeby go wyłączyć. Ja tymczasem starałem
się jak najdelikatniej podnieść tego malucha i przetransportować
go do sąsiedniego pomieszczenia. Nie chciałem budzić ani jego, ani
moich przyjaciół.
- Pobiegnę pościelić
łóżko. - wyszeptała Rose, po czym zniknęła we wnętrzu pokoju.
Małymi kroczkami tuptałem
tuż za nią, uważając, żeby młody nie przydzwonił głową w
futrynę. To byłaby jedna z najgorszych możliwych pobudek.
Położyłem chłopca na łóżku, po czym ściągnąłem jemu grubą
bluzę. Grzałby się tylko niepotrzebnie.
- Dziękuję. - powiedziała
dziewczyna z uśmiechem. - Samej byłoby mi ciężko.
Podszedłem do niej i
założyłem za ucho kosmyk włosów, wypadający z koka.
- Rose.. - zacząłem. -
Mogę mieć do ciebie prośbę?
Dziewczyna skinęła głową
i wpatrywała się w moje oczy.
- Pojedziesz jutro ze mną
do schroniska? Popołudniu mam tam kręcić jakieś reklamy... Nie
chcę jechać tam sam, a te przygłupy zwane moją kapelą, tylko by
mnie rozpraszały. Co ty na to?
Na jej twarz wstąpił
pewien wyraz zakłopotania. Spojrzała przelotem na brata Adriana.
Cholera, powinienem dowiedzieć się jak ta chłopaczyna ma na imię!
- Wiesz.. Z wielką chęcią..
Ale wtedy znowu zostaję sama z Jackiem.
- To żaden problem. Może
pojechać z nami.
Kobieta uśmiechnęła się
od ucha do ucha. Już miała coś powiedzieć, gdy z dworu rozbrzmiał
klakson samochodu.
- Oho, Irwin się nie
cierpliwi. - burknąłem pod nosem. - Daj mi znać do południa,
dobrze?'
Rose skinęła głową, po
czym odprowadziła mnie do drzwi.
- Dobranoc. - wyszeptała,
machając jednocześnie do Ashtona.
Przyjaciel odmachał jej z
uśmiechem przyklejonym do twarzy, co znów wzbudziło we mnie iskrę
zazdrości. Muszę nauczyć się nad tym zapanować.. Pocałowałem
ją w policzek i wyszeptałem do ucha.
- Kolorowych snów.
▼ Rose ▼
Z samego rana obudziły mnie
jakieś krzyki. Na wpół przytomna zbiegłam na dół sprawdzić co
się dzieje. Moim oczom ukazały się dwie sylwetki mężczyzn,
skaczących po kanapie.
- Powtarzam po raz
ostatni... Przestać przytulać się do mojego tyłka! - krzyknął
Michael.
Na te słowa wybuchnęłam
śmiechem, zwracając na siebie uwagę chłopców.
- Dzień dobry! - rzuciłam
radośnie, wkraczając do pokoju. - Nie ma to jak właściwie zacząć
poranek, co panowie?
- Cześć, Rose. -
powiedział roześmiany Calum. - Mam nadzieję, że ciebie nie
obudziliśmy?
Nie miałam serca im
powiedzieć, że wyrwali mnie z głębokiego snu. Grunt, że mieli
dobrą zabawę. No, przynajmniej tak było widać po Hood'ie... Nie
wiem czy mogłam powiedzieć to samo o Michaelu. Machnęłam ręką i
poczłapałam w kierunku pokoju gościnnego.
- Żaden problem. -
ziewnęłam i zajrzałam do środka, aby sprawdzić czy młody
jeszcze śpi. - Właściwie to chciałam wam podziękować za to, że
wczoraj go popilnowaliście. Musiałam coś zrobić i po drodze
zgubiłam gdzieś rachubę czasu..
- Daj spokój, Rose. -
rzucił Clifford, wstając z kanapy i kierując się do łazienki. -
Na co dzień mam do czynienia z trojgiem dzieciaków.
Calum wystawił jemu język,
ale tego niebiesko włosy już nie widział. Pokręciłam głową i
udałam się do kuchni, żeby zagotować wodę.
- W razie gdyby się
zrobiła, to wołaj, dobra? - zagadnęłam do Hood'a.
Chłopak skinął głową, a
ja skierowałam się na górę, zeby móc wykonać jedno połączenie.
Usiadłam na łóżku i sięgnęłam po telefon. Wybrałam numer i
czekałam na brzmienie głosu w słuchawce.
- Halo? - rozbrzmiał
zaspany głos Sue.
- Cześć, piękna. -
powiedziałam z uśmiechem. - Jak się miewasz?
Usłyszałam, jak ziewa, co
spowodowało u mnie reakcję łańcuchową. Przeklęte ziewanie..
- Nie jest źle.. A Ty jak
tam? Trzymasz się jakoś? Trochę mi głupio, że wczor..
- A daj spokój, Sue. -
przerwałam. - Nie ma o czym rozmawiać. Dzwonię z zapytaniem, czy
nie masz ochoty skoczyć jutro do kina?
Mogłam powiedzieć dużo
rzeczy o mojej przyjaciółce. Ale nie to, że czuje się zakłopotana
rozmową przez telefon! Jęczała i wzdychała do słuchawki,
zastanawiając się co odpowiedzieć.
- Wiesz, Rose.. Bardzo
chętnie.. Ale tak jakby.. Nie ma mnie w Stanach.
Zaskoczona aż prawie
spadłam z łóżka.
- Jak to? To gdzie Ty
jesteś?
- W Francji? - westchnęła.
- Słuchaj, Rosita. Nie bardzo mogę teraz rozmawiać. Pogadamy
później, dobra?
- No.. dobra.. alee..
- W takim razie do
zobaczenia!
- Sue!
Tego już nie usłyszała,
ponieważ połączenie zostało zakończenie. Cholera, co ona robiła
w tak daleko odsuniętym państwie? Ba, zwłaszcza że dzisiaj miała
zaplanowaną terapię z Harrym! Właśnie.. Wykręciłam drugi numer
do Styles'a. Przez te wszystkie przygody miałam w swojej komórce
numery do całego 5SoS i połowy 1D. Ich fanki pewnie siłą by mi je
wyrwały. Skrzyżowałam ramiona na piersi i czekałam, aż ten fagas
odbierze.
- Harry Styles. - mruknął.
- Witaj. - rzuciłam. -
Słuchaj, ja z małym pytaniem. Czy wasze dzisiejsze spotkanie jest
aktualne?
- No tak. - powiedział
pewny siebie. - Właśnie za trzy godziny będę widział się z Sue.
Zmarszczyłam czoło i
zaczęłam wytężać swoje szare komórki.
- Kiedy ostatni raz z nią
rozmawiałeś?
- Z jakąś godzinę temu.
- Dlaczego mnie oszukujesz,
Styles? - parsknęłam.
- Przysięgam tobie z całego
serca, że godzinę temu odbyłem z nią rozmowę.
- Telefoniczną?
- Nie
- To co wy u licha robicie
razem we Francji?!
Pip, pip, pip.. Połączenie
zostało zerwane. No nie wierzę! Czy ja o czymś nie wiem? Czy oni
wsiedli w samolot i od tak sobie wylecieli? Ale przecież.. Le i
Fabian.. Coś było z nimi nie tak. O co tutaj chodzi?
*
Siedziałam z Jackiem przy
klatce pięknego wilczura, podczas gdy Luke szczerzył się do
kamerzystów i starał się nie stresować przed całym tym sprzętem.
Średnio to jemu wychodziło, ale najwyraźniej tamci naiwniacy dali
się nabrać na ten jego cudowny uśmiech. Westchnęłam i poklepałam
młodego po ramieniu.
- No, młody..
Niejednokrotnie czesałeś Odiego, więc teraz wykaż się nabytą
umiejętnością i zajmij się tym skubańcem. - mówiąc to,
pogłaskałam wilczura po łbie. - Ja tymczasem skoczę umyć Lolka,
dobra?
Chłopak pokiwał głową z
entuzjazmem, zabierając się od ręki do roboty. Kolejne wspólne
cechy z Adrianem.. Mężczyzną, który doradził mi adopcję psa z
dokładnie tego schroniska. Na samo wspomnienie przyjaciela
westchnęłam i skierowałam się do klatki labradora, co by wypuścić
go na zewnątrz.
- Chodź, malutki. -
wyszeptałam. - Idziemy się kąpać.
I w tym momencie nastało
coś, co nie sądziłam, że może się wydarzyć. Na samo słowo
„kąpiel”, pies zaczął biegać po całym podwórku. On
dosłownie przede mną uciekał! Podczas gdy ten skubaniec merdał
ogonem świetnie się przy tym bawiąc, ja biegałam za nim, próbując
go trochę uciszyć ze względu na nagrywany nieopodal materiał.
- Lolek! - krzyknęłam
cicho. - Chodź tutaj! Żartowałam, dobra? Nie chcesz to nie
pójdziemy do kąpieli.
Kolejny strzał w mordę..
Ten pies najwyraźniej musiał zrozumieć moje słowa, bo momentalnie
ucichł i powoli skradał się w moją stronę. Niech ktoś mi kiedyś
powie, że psy są tępe to go perfidnie wyśmieje w twarz. Ale
jednak Lolek nie był na tyle inteligentny, żeby wyczuć spisek..
Kiedy tylko do mnie podszedł, rzuciłam się na niego, przytulając
się całym ciałem do jego tyłka. To było bardzo głupie, ale
pomyślałam o tym dopiero po fakcie. Powinnam się cieszyć, że ten
pies mnie nie pogryzł w twarz. W każdym razie.. Rose 1, Lolek 0.
- A teraz idziemy w tamtą
stronę.. - przyczepiłam do niego smycz, którą miałam
przewieszoną przez ramię. - Jesteś cały od błota, brudasie.
Pies zaskomlał i starał
się wyrwać w drugą stronę, ale nie dałam za wygraną! Po
ciężkiej bitwie stoczonej z labradorem, dzieki Bogu szczeniakowi,
czworonóg znajdował się już w wanience. Cała szopka z wsadzeniem
go do tego garnka dla psów zajęła mi pół godziny! Wyobrażacie
to sobie?! Opłukiwałam już tego małego zabójcę, kiedy to po
mojej prawej stronie stanął Jack. Poklepał mnie po ramieniu i
uśmiechnął się szeroko.
- Co ty, Rose.. Kąpałaś
się z nim, że taka mokra jesteś?
Obrzuciłam go wzrokiem i
odwzajemniłam gest.
- Jasne.. - i w tym momencie
wpadł mi do głowy genialny plan! - Wiesz, coś się stało młodemu.
Chodź tutaj i zobacz..
Niczego nieświadomy
chłopiec stanął przede mną, co wykorzystałam, żeby złapać go
za fraki i wrzucić do wody. Lolek skorzystał z zamieszania i
czmychnął z wanienki, ale jego miejsce zajął Jack. Szkoda tylko,
że woda była brudna, no ale cóż.. Prysznic w domu mam, prawda?
Chłopak zaczął się miotać i chlapać mnie wodą, na co głośno
się roześmiałam. Chciałam od niego uciec ale wpadłam na coś, co
znajdowało się tuż za mną. Spojrzałam na górę i zobaczyłam
uśmiechającego się od ucha do ucha Luka. Zaczął się do mnie
zbliżać, na co ja lekko się cofałam.
- Ładnie to tak wrzucać
kogoś do wody, panno Caisage? - zagadnął. - Ja wszystko widziałem.
- Nie powinieneś zająć
się materiałem do kręcenia? - mówiąc to zerknęłam za jego
plecy.
Hemmings zaśmiał się pod
nosem, po czym kręcąc głową zbliżył się do mnie jeszcze
bardziej.
- Pojechali jakieś
piętnaście minut temu. Z kolei ja miałem ubaw oglądając ciebie
walcząca z psem. - ponownie ryknął śmiechem, lekko mnie irytując.
- Pani psycholog prawie, że pokonana przez małego labradora.
Miałam już na końcu
języka piękną ripostę, ale nie było mi dane jej powiedzieć.
Luke przerzucił mnie przez ramię, po czym wylądowałam prosto w
wannie pełnej piany. Zszokowana wynurzyłam się z niej, rozglądając
się za sprawcą tego bagna.
- Luke! - wrzasnęłam. -
Zwariowałeś?!
Znając jego odpowiedziałby
coś głupawego. Z drugiej strony nie był w stanie powiedzieć
czegokolwiek, bo dławił się ze śmiechu. Wykorzystałam tą
sytuację i wyszłam ostrożnie z wanny tylko po to, żeby sięgnąć
po węża podłączonego do kranu. Luke stał do mnie tyłem, więc
ja bez żadnych wyrzutów sumienia włączyłam strumień wody i
popryskałam go po plecach.
- Aaa, zimne! - wydarł się.
Stałam tam i płakałam ze
śmiechu do czasu, aż Hemmings ogarnął się i zakradł się do
mnie, zabierając mi z ręki narzędzie zbrodni.
- Kwiatuszku, chyba masz
pianę na nosie.. - wymruczał.
Wiedziałam co to oznacza,
dlatego szybko zasłoniłam twarz rękoma i czekałam na strumień
orzeźwienia.
Pół godziny później
siedzieliśmy na ręcznikach w moim samochodzie. Nie zdążyliśmy
wyschnąć ani my, ani nasze ubrania.. Włączyłam ogrzewanie na
maksa i jechałam tak szybko, jak tylko się da, żeby żaden z nas
się nie przeziębiło. Jack zasnął na tylnym siedzeniu, podobnie
jak Luke siedzący z przodu. Nie ma to tamto.. Towarzystwo było
przednie. Odwiozłam Hemmingsa do hotelu, mając nadzieję, że nikt
tego nie zobaczy. Jeszcze by tego brakowało, żeby jakiś paparazzi
zrobił zdjęcie mokremu Lukowi wysiadającemu z mojego samochodu.
- Dziękujemy za
zaproszenie. - powiedziałam, kiedy blondyn wysiadał już z
samochodu. - Zabawa przednia.
Luke posłał mi ten jeden z
jego pięknych uśmiechów i skinął lekko głową.
- To ja dziękuję do
towarzystwo. - pochylił się i pocałował mnie w czoło. - Do
zobaczenia, Rose.
Po tych słowach wysiadł, a
ja z uśmiechem na twarzy wróciłam do domu razem z wymęczonym, ale
szczęśliwym Jack'iem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz