środa, 16 marca 2016

Chapter Forty -One

Do gwiazd prowadzi nas wiele dróg... jedną z nich jest szczęście...

*Sue
Pięć długich dni... pięć. Pięć dni poza domem i krajem. Jestem zmęczona i nie wyspana. Słabo orientuję się która jest godzina, kiedy wychodzę z samolotu.
Sunę po hali lotniska w niezbyt znanym mi kierunku. Wiem, że mimo tego, że mój umysł słabo funkcjonuje... zaprowadzi mnie ku celowi.
Odbierz tą przeklętą walizkę i jedź do domu -ciągle powtarzałam sobie w duchu.
Byłam tak zmęczona, że nie zauważyłam osoby usilnie machającej do mnie.
-Sue! -przystaję i wypatruję kto mnie woła. Peter. Mój kochany brat stał z szeroko rozstawionymi ramionami.
Co on u licha tu robił? Czy oni nie mogli mnie choć na pięć minut zostawić? Ciężko było??
-co tu robisz? -pytam jak tylko podchodzę niego.
-przyjechałem... gdzie Harry? -pyta i rozgląda się dookoła.
-u siebie w domu. -wzruszam ramionami i idę przed siebie. Mam dość na najbliższe lata pana Stylesa, który przez ostatnie trzy dni zachowywał się jak totalne dziecko...
*
Cieszyłam się, gdy wreszcie otworzyłam drzwi swojego mieszkanka i muszę przyznać, że się cieszyłam, że nikogo w nim nie ma. Mogłam się bezkarnie położyć do łóżka i nie musiałam słuchać nikogo. W takie dni kochałam mieszkać sama!
Zostawiłam walizkę w korytarzyku i rzuciłam się z westchnieniem na kanapę, która wydawała się być dziś taka wygodna, jak nigdy.
Zapadłam już w sen, gdy usłyszałam dzwonienie do drzwi. Miałam to daleko w poszanowaniu i czekałam, aż tamten ktoś po prostu sobie pójdzie i da mi spokój.
Uporczywe walenie w drzwi prawie wyprowadziło mnie z równowagi. Zerwałam się z sofy i z rozmachem otworzyłam drzwi. Spodziewałabym się każdego, ale nie Louis'a Tomlinson'a i Niall'a Horan'a. Ten pierwszy opierał się dłońmi o futrynę drzwi, a ten drugi skakał po całej klatce jak piłeczka.
Dobra byłam zła, ale zdziwienie wygrało nad złością.
-jak się tu dostaliście? -zapytałam, a później mi się przypomniało, że Harry prawdopodobnie podał swojemu przyjacielowi kod do drzwi.
-możemy wejść? -wbija we mnie swój wzrok. Raczej nie mam ochoty ich wpuszczać. Chciałam iść spać i wolałabym, żeby nikt mi nie przeszkadzał.
Pan Horan jednak ma inną wizję tego i przechodząc po ramieniem Louisa wpycha się do mojego mieszkania. Chłopak od razu kieruje się do kuchni. Nawet nie zamierzam pytać, po co tam idzie. Wszyscy to wiedzą.
Nie zostaje mi nic jak wpuścić tego drugiego do mieszkania, za nim nie wyjdzie sąsiadka i nie będzie się uporczywie dopytywać o wszystko.
Patrzę jak Lou z ociąganiem wchodzi do mojego mieszkania. Zachowuje się tak jakby miał zaraz wyjść... więc wchodzi do mojego salonu w „brudnych” butach i nawet się tym nie przejmuje.
Z kuchni dochodzi mnie dźwięk otwieranych i zamykanych szafek. Wchodzę do niej i widzę Niall'a grzebiącego w mojej lodówce. Nawet nastawił sobie wodę w czajniku. Nie ma co... takiemu trzeba pogratulować, albo nie zapraszać do domu.
Odwróciłam się w stronę salonu i o mało nie dostałam zawału, kiedy zauważyłam za sobą Louis'a. Nie wiem co ten koleś ode mnie chciał, ale ja chciałam aby sobie już poszedł. Niall'a jeszcze mogłam przeżyć, ale jego?! Mam wrażenie, że chce mnie poćwiartować i włożyć do lodówki, jako ozdoba, a wiecznie głodny Niall ma tylko odwrócić moją uwagę od tego co naprawdę się święci.
-czego chcesz? -zaczynam się lekko denerwować co słychać po tonie mojego głosu.
Louis drapie się po policzku i wygląda jakby się nad czymś zastanawiał. W tym momencie wygląda jakby był o trzy razy starszy niż jest w rzeczywistości.
-musisz mi pomóc... -szepcze.
-co się stało?
-a raczej komu... -patrzy na mnie z krzywym uśmieszkiem
-no??
Już ma odpowiadać, ale mój telefon zaczyna oznajmiać, że ktoś chce się ze mną skontaktować. Ogólnie olałabym sprawę, ale miał dzwonić Le. Lou patrzał na mnie z zaciśniętą szczęką. Prawdopodobnie nie podobało mu się to, że go olałam.
-tak? -rzuciłam w słuchawkę nie patrząc kto dzwoni.
-Sue... -i w tym momencie pożałowałam, że odebrałam ten telefon. Muszę wziąć głęboki oddech i zacisnąć mocno powieki tak aby czasem nie rzucić telefonem o ścianę, albo nie wydrzeć się.
-czego chcesz?! -podnoszę głos, obaj chłopcy patrzą na mnie z szeroko otwartymi ustami. Niall wygląda dość zabawnie z parówką w ustach.
-co u Rose?
-teraz o to pytasz? Trzeba było zostać i się nią zająć.... -nie daje mi dokończyć
-dobrze wiesz, że musiałem odejść... nie mogłem tam zostać. -słyszę jak wzdycha. Oczywiście wiem, że ma rację
-postawiłeś nas idioto w dość kiepskiej sytuacji...
-Sue, dobrze wiesz, że to było nieuniknione. Prędzej czy później tak by się stało. Dobrze o tym wiedziałaś. Ciągle o tym mówiłaś...
-może mówiłam, ale to był najgorszy czas jaki mogłeś sobie wybrać. Przez ciebie musiałam wybierać między rodziną a nią...
-o czym ty mówisz?
Słyszę tuż za sobą odchrząknięcie. Odwracam się i widzę wpatrującego się we mnie Lou.
-z Rose wszystko ok, a ja muszę kończyć -nie czekam na jakąkolwiek odpowiedź Adriana, rozłączam się i posyłam pytający wzrok Louisowi.
-więc co tu robicie? -Lou pociera twarz dłońmi. Wygląda na dość zdenerwowanego -no dobra, Niall'a rozumiem. Wygląda na bezdomnego, więc pewnie jest głodny. -chłopak na moje słowa protestuje -a ty Louis? Co ty tu robisz?
-Harry jest chory... -wyrzuca z siebie i wpatruje się we mnie. Jestem trochę zaszokowana. Widziałam go przecież niecałe dwa dni temu i wszystko było z nim ok. -siostra i mama Harrego wyjechały i biedak został sam. My mamy pewne zobowiązania... nie mamy z kim go zostawić -blondyn, który zapewne już opróżnił mi całą lodówkę, przytakuje na słowa Louisa.
-i??
-i musimy cię prosić o pomoc. Tak więc... masz jeszcze jakieś pół godziny, aby się przygotować.
*
Nie wiem dlaczego się zgodziłam na to, ale teraz siedziałam ponownie w samolocie i zmierzałam w odwrotnym kierunku, niż dziś rano. Po prostu cudownie!! wróciłam dopiero co z Francji... a teraz zmierzam do Anglii. Czy oni nie mogli się obudzić prędzej?! Z Francji do Anglii jest trochę mniejsza odległość niż z USA!!!
Z faktu, że byłam zmęczona praktycznie przespałam cały lot. Nawet nie zauważyłam kiedy moje nogi pierwszy raz spotkały się z brytyjską ziemią.
Londyn był taki sam jak opisywał mi często Le.
Pogoda też nie była najlepsza. Było pochmurnie i wyglądało jakby zaraz miało się rozpadać. Powietrze było zimne i ciężkie. Ludzie, których mijaliśmy opatulali się mocniej płaszczami i szalikami. Cudownie!!
-to ja lecę... -obejrzałam się za siebie i zobaczyłam jak Niall żegna się z Lou
-a ty gdzie? -pytam
-do domu... -skłonił się i zniknął w tłumie.
-mieszka w Irlandii -Lou wzrusza ramionami, a potem ciągnie mnie w stronę taśmy z bagażami. Czekamy dość długo za nim wynajdujemy nasze bagaże.
Później Lou wpycha mnie w pierwszą lepszą taksówkę. Pozwalam mu na to, bo jestem zmęczona. Kiedy siada koło mnie wygląda na zdenerwowanego. Czuję, że coś przede mną ukrywa, ale nie chcę chyba wiedzieć jak na razie co to jest, choć... Harry mógł być poważnie chory. Przecież ostatnio miał problemy ze zdrowiem. Trochę się spięłam.
Siedzieliśmy milcząc przez pierwszą godzinę jazdy. Chciałam zapytać, gdzie dokładnie jedziemy... ale zmogło mnie spanie za nim cokolwiek mogłam z siebie wydobyć. Naprawdę byłam zmęczona i nie można było temu zaprzeczyć.
Nie wiem ile spalam, ale za oknem zrobiło się już ciemno.
-jesteśmy już na miejscu -taksówka akurat zatrzymuje się pod jednym z domów, które tak naprawdę wyglądają podobnie. No dobra.
Gdzie jestem i co tu robię?
Lou pomaga mi wyciągnąć moją walizkę i patrzę na niego dziwnie kiedy nie robi tego ze swoja, tylko z trzaskiem zamyka bagażnik.
-idź tam... -wskazuje mi placem drzwi. Za nim zdążę cokolwiek powiedzieć chłopak wsiada do taksówki i odjeżdża.
Patrzę z niedowierzaniem na to co się stało. To był chyba jakiś kiepski żart!
Czy on mnie zostawił na jakimś podjeździe w obcym kraju... do tego po ciemku?!
Stoję zdezorientowana na środku jakiegoś podjazdu. Powinnam pewnie zadzwonić po taksówkę, aby odwiozła mnie do hotelu, ale nie mam zielonego pojęcia jak mam to zrobić.
Dzwonie więc do tego idioty Louisa, ale oczywiście nie odbiera. Może by było dobrze zapukać do drzwi i poprosić o numer na postój taksówek.
Nim jednak to robię, obok chodnika zatrzymuje się auto z niego wysiada średniego wzrostu dziewczyna. Wygląda na dość wkurzoną, a kiedy podchodzi do mnie... po prostu czuć od niej iskry. Po wyglądzie rozpoznaję w niej siostrę Harrego. Nie pamiętam jak miała na imię, ale teraz to było najmniej ważne.
Louis wywalił mnie pod domem rodzinnym Harrego. Jego mamy i siostry miało nie być, więc moje pytanie jest takie... co ona tu robi?
-mogę w czymś pomóc?-zapytała mnie, a jej jedna brew uniosła się do góry
-szukam Harrego...
-jak prawie większa część świata. Nie ma go... chyba jest w USA -teraz to ja jestem zdziwiona. Prawdopodobnie dziewczyna kłamie, tak samo jak Louis.
-ale...
-co tu się dzieje? -drzwi domu otwierają się i wtedy spotykam się oko w oko z mamą Harrego. To musiała być ona, wyglądała jak kobieta, która widziałam na zdjęciach.
-ta dziewczyna szuka Harrego...
-nie ma go -kobieta odpowiada twardo i patrzy na mnie wzrokiem typu: zmiataj z mojego podjazdu.
Po prostu cudownie. Miałam ochotę zabić Tomlinson'a. Na co on mnie naraził?! No na co?!
Nie chciałam nic od Harrego, chciałam się tylko znaleźć w łóżku i iść spać!
-cholera!!!! -wzdrygam się, gdy słyszę głośny krzyk za pleców kobiety. Od razu rozpoznałam do kogo należy głos. -co tu się dzieje? -głowa Harrego wychyla się za drzwi. Jego mama patrzy na niego z przerażeniem.
-Harry, proszę...
Wzrok Harrego pada na mnie, uśmiecha się... ale po chwili otwiera szeroko oczy i zaczyna nimi szybko mrugać. Jest zdziwiony moją obecnością... ale to nic.
Najlepsze jest to, że jest zdrowy!
Nie wygląda na obłożnie chorego, jak twierdził Louis. Co ten dupek kombinował?!
-Sue? -Harry wreszcie przerywa ciszę, która zapadła wraz z jego pojawieniem się. Podchodzi do mnie nie interesuje się tym, że jest na boso. -co tu robisz? -kiedy jest tuż przede mną przeczesuje dłonią włosy.
-też bym chciała to wiedzieć -odpowiadam zgodnie z prawdą. Kątem oka widzę, że jego siostra przygląda nam się z zaciekawieniem.
-ale...ale... -Harry zaczyna się jąkać, a ja rozkładam ramiona. Mam ochotę wyć do księżyca. To była jakaś jednak głupia szopka.
Mam ochotę płakać, bo jakiś idiota wywalił mnie w obcym kraju, nawet nie mówiąc o co do cholery jasnej chodzi.
Harry delikatnie przytula mnie do siebie. Odprężam się, gdy czuję jego ciepło i zapach. Czuję się dużo spokojniejsza, gdy jest przy mnie. Puszczam walizkę i zaciskam dłonie na jego koszulce. Nie chcę, aby mnie puszczał...ale musi. Ja muszę znaleźć się jak najszybciej w hotelu, odespać to wszystko i pomyśleć co dalej.
-zamów mi taksówkę, muszę jak najszybciej znaleźć się w hotelu. Muszę się przespać za nim zabiję Louisa... -Harry odsuwa się ode mnie i dziwnie patrzy -Harry... jestem zmęczona.
Chłopak puszcza mnie i podnosi moją walizkę, później jakby nigdy nic obejmuje mnie w pasie wolną ręką i ciągnie w stronę drzwi, gdzie dalej stoi jego mama.
-prześpisz się tu... w moim pokoju. -mijamy jego zdziwioną mamę.
Nawet nie wiem jakim cudem, ale szybko ląduję w ciepłym łóżku. Wygląda na to, że Harry w nim przed chwilą leżał. Dowodem jest otwarty laptop i telefon na poduszce.
-powiedz mi tylko... -mruczy -o co chodzi z Louisem...
-powiedział, że jesteś CHORY i potrzebujesz opieki... więc jestem... -Harry o coś jeszcze pyta, ale go nie rozumiem, bo mój umysł już zdążył się wyłączyć, a ja trafiłam w objęcia Morfeusza.

*Harry
Schodzę na dół. W kuchni czeka na mnie mama i Gemma. Patrzą na mnie podejrzanie.
-no co? -pytam, kiedy widzę, że obie chcą coś zapytać, ale żadna nie ma na to tyle odwagi.
-kim ona jest?
-Sue... to jest Sue -wskazałem w miejsce gdzie mniej więcej znajduje się mój pokój -moja terapeutka.
Uśmiechnąłem się szeroko i z przyjemnością patrzałem na dwie zdziwione miny.
Uniosłem oba kciuki do góry i wyszczerzyłem zęby. Czułem, że oberwę za to od mamy, ale nie byłbym sobą jakbym nie zrobił tego.
*
Dzwoniłem już chyba tysiąc razy do Louis'a, ale oczywiście głąb nie odbierał. No bo po co?
Najlepiej zrobić coś, a później czmychnąć i mieć wszystko w poszanowaniu.
-pali się? -podskakuję kiedy słyszę głos księcia pana po drugiej stronie telefonu.
-powiedz mi coś ty wymyślił? -pytam cicho. Nie chcę aby ktokolwiek usłyszał naszą rozmowę. Byłem pewny, że za planem przywiezienia tu Sue coś się kryje.
-nie dramatyzuj -wzdycha -robię to dla ciebie ośle. Masz weekend z Sue.. nie zmarnuj tego...
-po co ten cyrk, Louis? -pytam -przecież będę w USA w przyszłym tygodniu
-no właśnie. Ten cyrk, jak to mówisz... jest dla twojego dobra. Hazz w przyszłym tygodniu kończy się umowa...
-jaka umowa?! -podnoszę głos. Louis był moim przyjacielem, ale strasznie mnie irytował!
-między wami... w przyszłym tygodniu zakańczacie terapię -mruczy, a ja o mało nie wypuszczam telefonu z ręki. Przecież to było niemożliwe.
-skąd...
-powiedzmy, że widziałem raport... i tam czarno na białym jest, że...
-dobra dość -przyłożyłem dłoń do czoła i w duchu policzyłem szybko do dwudziestu.
Rozłączyłem się uprzednio obiecując Louis'owi, że nic nie powiem Sue i dodatkowo, że nie zrobię nic głupiego.
Napisałem SMS-a do Luka z wyjaśnieniem całej sytuacji. W odpowiedzi otrzymałem tylko jedno słowo „fuck”.
Musiałem teraz załatwić kilka rzeczy związanych z tym weekendem. Nie miałem zamiaru teraz dać wyjechać Sue. To mogły być nasze ostanie chwile razem, ostatnie sam na sam. Nie mogłem tego zaprzepaścić.
Poinstruowałem mamę, aby nie przeszkadzały Sue. Chciałem aby się wyspała.

*Sue
Obudziło mnie lekkie skrzypienie drzwi. Otworzyłem oczy i napotkałam wzrok jakiejś dziewczyny. Minęła dłuższa chwila za nim dotarło do mnie gdzie jestem i że to jest siostra Harrego.
-nie chciałam cię budzić. Przyniosłam ci coś do picia -postawiła szklankę z sokiem obok łóżka i spojrzała na mnie przyjemnie. Miałam ochotę się roześmiać. Jeszcze chwilę temu nie miała takiej przyjaznej miny -jakbyś chciała skorzystać z łazienki, to jak wyjdziesz... pierwsze drzwi na lewo -z tymi słowami wyszła, a ja rozejrzałam się po pokoju w którym się znajdowałam. Był dość w stylu Harrego. Jeden wielki bałagan i nic oprócz tego. Jednak miał wygodne łóżko, co oczywiście trzeba było pochwalić. Mogłabym spać w nim wieczność... no dobra nie okłamujmy się, tu nie chodziło o łóżko, tylko o to, że Harry tu spał i wszędzie było czuć jego zapach. Cudownie.
Podskoczyłam do góry, kiedy coś zaczęło wibrować, a później usłyszałam znajomy dźwięk. Mój telefon!! Gdzieś pośród tego wszystkiego dzwonił telefon. Gdy już go odnalazłam okazało się, że mam dwa nieodebrane połączenie od Rose. Spojrzałam na zegarek i lekko się skrzywiłam. Dochodziła dwudziesta. Skupiłam się i przekalkulowałam która musiała być godzina w Bostonie.
Siedemnasta.
Szczerze to nie chciałam z nią rozmawiać, bo jak niby miałam wytłumaczyć jej dlaczego nie jestem w UK.
Kiedy na wyświetlaczu pojawia się jej imię odbieram.
-ciężko się do ciebie dodzwonić -rzuca od razu z wyrzutem -Peter mówił, że już jesteś w kraju. Wiem, że jestem zmęczona, ale musimy się spotkać. Zrobiłam te raporty, ale...
-Rose... -cichutko jej przerwałam. Naprawdę się bałam odezwać -nie wróciłam...
-co ty gadasz?! Rozmawiał dopiero co z Peterem. Ponoć odwiózł cię do domu o siódmej rano!
-jestem w Anglii -wyrzuciłam z siebie i czekałam na jej reakcję. Panowała dość niezręczna cisza. -Rose...
-co ty tam robisz?!
-też bym chciała to wiedzieć...
*
Po rozmowie z Rose, postanowiłam wziąć kąpiel. Wypakowałam wszystko co potrzebne z walizki i udałam się w drogę. Szłam na paluszkach... nie trudno było trafić do łazienki, ale nie chciałam się na nikogo natknąć.
Oczywiście musiałam zapomnieć spodni... a kiedy się o tym dowiaduje?!
Kiedy wychodzę spod prysznicu!! normalnie muszę sobie pogratulować swojej mądrości.
Opatulam biodra ręcznikiem, który sama sobie wyciągnęłam z jakiejś szafy.
Wychodząc natknęłam się oczywiście na panią Styles, albo już nie Styles. Sama już nie wiedziałam... z papierów Harrego wynikało, że jego rodzice się rozwiedli... lata temu, a jego mama wyszła ponownie za mąż.
-dobry wieczór -mówię delikatnie -ja...
-miło mi ciebie poznać. Harry dużo o tobie mówił -posłała mi szeroki uśmiech. Poczułam się od razu lepiej.

*Harry
Nie mogłem zostawić tak tej całej sytuacji. Zadzwoniłem do Paula i wyciągnąłem z niego wszystkie informacje. Louis nie żartował... byliśmy na półmetku.
Wysłałem wiadomość jeszcze do Luka, że informacja jest potwierdzona. Mieliśmy bardzo mało czasu... trzeba było to wykorzystać.
*
Kolejne dwa dni były dość dziwne. Sue była zła na Luisa i co chwilę powtarzała, że go zabije. Jednak bawiliśmy się dobrze razem. Ja małymi kroczkami próbowałem zbliżyć się do niej, a ona za wszelką cenę chciała utrzymać między nami dystans.
Mój plan oprowadzenia jej po całym Holmes Chapel był genialny.
Sue była była szczęśliwa, przez to ja sam byłem szczęśliwy.
W niedzielę wieczorem, dzień przed wyjazdem do USA, leżeliśmy w moim łóżku i wpatrywaliśmy się w sufit. Nie rozmawialiśmy... delektowaliśmy się ciszą. W ogóle mi to nie przeszkadzało. Wolałem milczeć z nią, niż bez niej.
Sue nagle podniosła rękę do góry i zaczęła się jej przyglądać. Spojrzałem na nią z uśmiechem i sam podniosłem swoją i zakryłem nią jej. Moja przy jej drobnej dłoni wyglądała jak dłoń wielkoluda. Chciało mi się z tego śmiać, ale prawda była taka, że nasze dłonie doskonale pasowały do siebie. Teraz oboje wpatrywaliśmy się w nasze splecione dłonie.
To było coś cudownego...
-co z nami będzie? -nagle słyszę cichy głos Sue. Odrywam wzrok od naszych dłoni. Przekręcam twarz w jej stronę i widzę jak mi się przygląda. Opuszczam nasze dłonie i kładę je między nami. Wzmacniam uścisk, kiedy czuję, że Sue chce puścić moją dłoń.
-a co by miało być?
-nie wiem -widzę w jej oczach zdenerwowanie. Bardzo chciałbym, aby była moja... ale ona musiała mi to powiedzieć. Musi mi dać znak... musi mi pozwolić, abym zaczął działać dalej...
-poczekamy i zobaczymy... -nie odrywam od niej oczu. Uśmiecham się i cicho dodaje -całe życie mamy przed sobą. Nie chcę abyś podjęła jakąkolwiek decyzje, a później żałowała.
Uśmiechała się do mnie. Byłem dumny z tego co powiedziałem. O to w tym wszystkim chodziło, abyśmy oboje byli szczęśliwi... nawet jeśli miałoby to znaczyć, że jedno z nas odejdzie.
-moja babcia jest złą osobą... mój ojciec jest identyczny jak ona. Boję się, że będę taka sama... -wzdycha ciężko.
-nie jesteś...
-miałam sześć lat jak poznałam Le. Był takim bratem jakiego chciałem mieć zawsze. Miał jedenaście lat i niezłą fryzurę, która została mu do dziś. -przerwała -mieszkaliśmy wtedy w hotelu taty. Moja babcia, mama mamy wyjechała w jakąś podróż... więc musieliśmy gdzieś się zatrzymać. Kiedy mama chodziła do pracy, mną zajmował się Peter. Był trochę wiesz... miał swój wiek i chciał być wszędzie tam, gdzie nie było mnie. Wtedy poznaliśmy Le... przynosił nam obiad z kuchni. Nikt o tym nie wiedział -roześmiała się. Musiała sobie przypomnieć cała ta sytuację. -kiedyś nakrył go tata i nie mówiąc nic mamie zajmował się nami, a raczej mną -skrzywiła się lekko -to były piękne czasy. Moja mama jest szczęśliwa z tatą. Chciałabym przeżyć taką miłość jaką przeżywają oni.
-wszystko przed nami...
-przed nami -wyszeptała
Uniosłem swoją wolną dłoń i wystawiłem małego palca...
-przed nami...
Sue zrobiła to samo i spletliśmy nasz małe palce.
-przed nami... -powtórzyła po mnie.
Leżeliśmy i wpatrywaliśmy się w swoje oczy. Szczerze? To chciałbym robić to codziennie.
Codzienność z Sue, musiała być cudowna...
-spróbujesz mi coś obiecać? -Sue przerywa ciszę panującą między nami. Kiwam głową -zaczekasz na mnie?
Na początku w ogóle nie wiem o co pyta. Te słowa mogą mieć wiele znaczeń. Po jej minie jednak wiem o co jej chodzi.
-tak.. nawet wieczność...
-Pinkie słowo?
-tak... -kiwam głową -ale powiedz mi tylko jedno -Sue przygląda mi się -kto to lub co to jest Pinkie?


-Harry... proszę cię. Nie wiesz kim jest Pinkie Pie? -kręcę głową -ja jestem stara i wiem, ale ty... -rozkładam bezradnie ręce. Sue zaczyna się śmiać i spycha mnie z łóżka. Z jękiem ląduję na twardej podłodze.

2 komentarze:

  1. Wow, wow, wow!!
    Dech mi zaparło w piersiach!!,Serio!!
    Nie wiem która z was to pisała ale podziwiam i zazdroszczę.
    Ze wam sie tak chce ... to naprawde kawal dobrej roboty. Mniuustwo rozdziałów, a każ dluiugi ;) SUPER!!

    OdpowiedzUsuń