sobota, 19 marca 2016

Chapter Fourty - Two





▼ Luke ▼
Ostatnie kilka dni spędziłem razem z Rose. Nadchodzące zakończenie terapii było tym, czego najbardziej się obawiałem.. Moje spotkania z tą kobietą już dawno straciły podłoże biznesowe. Teraz wykorzystywałem każdą chwilę, aby być bliżej niej. W końcu nie bez powodu zawarłem z Harry'm pewien pakt. Wszystko nasilał fakt, że przecież za kilka dni wylatywałem razem z chłopakami, opuszczałem Boston.. Opuszczałem Rose.. Musiałem korzystać z pozostałego nam czasu. Niestety dzisiaj ona musiała coś załatwić, a ja postanowiłem nie marnować czasu i zrobić z 5SoS kolejną próbę. Zszedłem więc do chłopaków i usiadłem tuż obok nich.
- Ja tam uważam, że wyszedł całkiem przyzwoicie.. Mówcie co chcecie. Dzisiejsze media potrafią zrobić sieczkę z mózgu. Manipulują nakręconymi materiałami tak, że z czasem sam zwątpisz w to, jak się nazywa prezydent. - rzekł swoją przemową Ashton.
Pochyliłem się nad jego ramieniem i zerknąłem w ekran telefonu.
- Przyjrzyj się dokładnie, Luke. Może znajdziesz w sobie coś zachwycającego.
Spojrzałem pytająco na Caluma, a ten posłał mi tylko głupi uśmieszek. Machnąłem więc na niego ręką i zacząłem wpatrywać się w reklamę, którą oglądał mój przyjaciel. Od naszej wizyty w schronisku minęło zaledwie kilka dni, a ja mam wrażenie, że wieki przeleciały od tego momentu. Śmiać mi się chciało na wspomnienie wygłupów razem z Rose i bratem Adriana. Uśmiech sam wpełzł na moją twarz.
- Widzicie? - rzucił Michael. - Jest zadowolony, a to jest najważniejsze.
- Nie jest tragicznie.. - powiedziałem z uśmiechem. - Ale nie mówmy o tym, bo i tak się tego nie zmieni..
Ashton skinął głową i jako pierwszy stanął na nogi.
- Skoro blondas nie chce rozmawiać, to bierzmy się do roboty. Mam dzisiaj ważne spotkanie i wolałbym się wyrobić na czas.
Zaskoczony spojrzałem na niego z ukosa. To mi nie pasowało do Irwina.
- Jakie spotkanie? - spytałem z ciekawości.
Ash lekko się wykrzywił i sięgnął po pałeczki.
- Rodzice do mnie przyjeżdżają..
- Kontrola? - zaśmiał się Hood.
Na to pytanie odpowiedzią była pałeczką, którą Ashton trafił w tył głowy tego imbecyla. Chyba zapomniał o wizycie jego ojca sprzed kilku tygodni. Calum wziął kawałek drewna do ręki i rzucił prosto w Irwina.
- Za co to? - pisnął Ash.
Cal wzruszył tylko ramionami i posłał jemu czarujący uśmiech.
- Za twoją życzliwość, pacanie.
Widok przedrzeźniających się chłopaków wprawił mnie w dobry humor. I pomyśleć, że czeka mnie kilka miesięcy użerania się z nimi dzień w dzień.. Żyć, nie umierać.
*
Po czterech ciężkich godzinach usiedliśmy na podwyższeniu sali. Przećwiczyliśmy wszystkie piosenki z najnowszej płyty. Michael wstał i zaczął bawić się jabłkiem. Podrzucił je do góry, po czym je złapał. W pewnym momencie wbił się we mnie wzrokiem, wywołując dreszcze na moich plecach.
- Zrobiłem coś? - spytałem.
Misha uśmiechnął się lekko i ponownie podrzucił owocem.
- Problem w tym, że ja właśnie nie wiem.. - prychnął. - Rozmawiałeś z nią?
- Z kim?
- Z Rosemarie..
- A Ty znowu o tym? - żachnąłem się. - Stary, zluzuj trochę.
Michael rzucił tym razem jabłkiem w moją stronę. Gdyby nie mój refleks, to roztrzaskałoby się o moją twarz.
- Oszalałeś?! - krzyknąłem.
Clifford wzruszył ramionami, a panowie wpatrywali się w nas jak w najlepszy kabaret. Nie wiem, co takiego śmieszyło ich w tej sytuacji. Przecież gdybym nie złapał tego durnego owocu, to miałbym limo na pół twarzy!
- Co ci odbiło?!
Mike kucnął przede mną i wziął z mojej ręki jabłko.
- Zachowujesz się jak idiota. - burknął mi prosto w twarz. - Zluzuję wtedy, kiedy w końcu jej powiesz. Sam siebie ranisz, Luke! Zrozum to! A gratisowo ucierpi na tym Rose. Kiedy to zrobisz? W dzień naszego wylotu, czy dzień wcześniej? Jak długo będziesz sam siebie katował?
Odepchnąłem go lekko do tyłu, przez co Clifford wylądował na tyłku. Że niby mną się przejmuje? Stanąłem na nogi i skierowałem się do wyjścia.
- To nie jest twój interes, Michael. - powiedziałem, odwracając się do niego w drzwiach. - Zrozum to w końcu, do cholery jasnej! Powiem jej wtedy, kiedy będę na to gotowy! Myślisz, że nie wiem o tym że ją zranię? Jestem tego świadomy. I właśnie przez to nie mam odwagi jej powiedzieć.
Po tych słowach wyszedłem z pomieszczenia. Nie miałem najmniejszej ochoty prowadzić z nim dalszej dyskusji.

▼ Rose ▼
Z samego rana dostałam sms'a od Sue z informacją o której ląduje na lotnisku. Wczoraj zaoferowałam się, że po nią pojadę. Takim sposobem od pół godziny stałam i czekałam na przylot mojej najlepszej przyjaciółki. Przez ostatni czas martwiłam się o nią. Wiem, że była przemęczona, a do tego jeszcze ciągłe podróże. Nie miałam pojęcia jak ona to zniosła.. Przystąpiłam z nogi na nogę i wpatrywałam się w tłum ludzi, który właśnie wyszedł z samolotu Sue. Na widok przyjaciółki dostałam takiego kopa energii, że machając rękoma o mało nie pobiłam jakiegoś chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego i grzecznie przeprosiłam, upewniając się czy wszystko z nim w porządku. Na szczęście ten młody mężczyzna nie oberwał ode mnie ani razu. Musiało to komicznie wyglądać z boku.. Zaraz podbiegła do niego jakaś kobieta i zaczęła mnie obarczać tym, że zaczepiam małolatów. Próbowałam wytłumaczyć całą sytuację ale ona pozostała przy swoim, wyzywając mnie od napalonych na jej syna kobiet. Co się dzieje z tym światem?! Na całe szczęście z tego całego zamieszania wyrwała mnie Sue. Zaszła mnie od tyłu i naskoczyła mi na plecy. Roześmiałam się i obróciłam wokół własnej osi.
- Susanne! - krzyknęłam. - Zejdź ze mnie!
Przyjaciółka posłuchała mojej prośby i podeszła do mnie od przodu. Bez żadnego słowa wtuliłam się w nią i nie puszczałam za nic w świecie. Ta cała troska i zmartwienia.. Nie wypuściłabym jej teraz z ramion dopóki nie powiedziałaby mi, że wszystko jest w porządku. Ale to jest Sue, ona by tego nie zrobiła sama z siebie.. No chyba, że sprawa byłaby tragiczna. Uśmiechnęłam się pod nosem i odsunęłam od najlepszej przyjaciółki.
- Jak minął lot? - spytałam.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i przeciągnęła się jak kotka.
- Właściwie to nie wiem, bo cały przespałam.
Zaśmiałam się w duchu na myśl o chrapiącej Sue nad czyimś uchem. Musiałam pokręcić głową, żeby ta wizja wypadła mi z myśli. Wzięłam od niej walizkę i gestem ręki zaprosiłam do skierowania się w stronę samochodu. Po drodze wyminęłyśmy grupkę ludzi okupującą wejście na lotnisko. Nie, moment, nie ludzi.. To były piszczące nastolatki namiętnie o czymś dyskutujące. Ktokolwiek miał przyjechać, to było mi go cholernie szkoda. Zapakowaliśmy manatki Sue do bagażnika i zasiadłyśmy w miękkich fotelach mojego pojazdu.
- No, a teraz, piękna.. - powiedziałam, odpalając silnik. - Zabieram ciebie na obiad.
*
Ku mojemu zdziwieniu Sue zgodziła się bez żadnego zająknięcia. Ba! Nawet sama zaproponowała restaurację! Siedziałyśmy właśnie przy stoliku, wybierając sobie danie na obiad.
- Co polecisz? - spytałam, spoglądając na nią sponad listy. - Znasz ten lokal, więc zaufam Twojej opinii.
Kobieta uśmiechnęła się szeroko i nachyliła się nad stołem, aby wskazać mi interesującą propozycję.
- W takim razie weź to. - powiedziała. - Nigdzie indziej nie jadłam lepszego steku.
Skinęłam głową i zamknęłam menu. Złożyłyśmy swoje zamówienie, po czym przeszłyśmy do rozmowy. Niestety na sercu wciąż leżał mi pewien wątek, który załamywał mnie od środka.
- Sue, jesteś świadoma tego, że to już koniec naszej terapii? - spytałam, spoglądając w jej oczy.
Dziewczyna niechętnie przytaknęła, poprawiając się na krześle.
- Kiedy ten czas zleciał.. - wyszeptała. - Pamiętam jakby to wczoraj panowie weszli do naszego gabinetu.
Uśmiechnęłam się na komiczną myśl o moim pierwszym spotkaniu z Lukiem. Ta wypływająca ślina z zapchanej piankami buzi.. To było obrzydliwe i dziwne, ale właśnie takie wspomnienia najbardziej zakorzeniają się w naszej głowie. Westchnęłam i zaczęłam bawić się palcami.
- Będzie mi tego brakować. - wyżaliłam się. - Przez tą wesołą bandę wyzbyłam się swojego lęku zwanym „Martin”, poczułam się jak w takiej małej rodzinie. Śmieszna sprawa, co?
Sue posłała mi szczery uśmiech i skinęła głową na potwierdzenie moich słów.
- Wiesz, że odczuwam to samo? - zaśmiała się. - Taka chora, psychiczna rodzina.
Puściłam do niej oczko i rozsiadłam się wygodnie na krześle. Nie chciałam jej mówić, że głównie będzie mi brakowało Luka. Tej jego bliskości, poczucia jego obecności i odczucia, że niczego więcej nie potrzeba mi do szczęścia.. Sue wiedziała o wszystkim, a mimo to było mi głupio o tym wspomnieć. Z zamyślenia wyrwały mnie wibracje telefonu. Wyciągnęłam go z kieszeni kurtki i spojrzałam na ekran. Uśmiechnęłam się na widok imienia Luka.
Z góry przepraszam, że Tobie przeszkadzam, bo wiem że jesteś zajęta. Chciałem tylko życzyć Tobie miłego dnia oraz wspomnieć, że odczuwam cholerną tęsknotę bez Ciebie u mego boku. Do zobaczenia jutro, mój piękny Kwiatuszku.”
Gdyby on tylko wiedział, jak mi jego brakuje.. Stał się moim powietrzem, moim własnym kawałkiem świata. Westchnęłam i spojrzałam na moją przyjaciółkę.
- Idę do toalety. - wyszeptałam. - W razie gdyby w tym czasie przyszło zamówienie, to proszę cię, nie zjedz mojej porcji.
Sue zaśmiała się pod nosem i spławiła mnie gestem ręki.
- Masz to jak w banku.
Z uśmiechem na twarzy udałam się tam, gdzie król chodzi piechotą. Zrobiło mi się gorąco i wręcz musiałam się ochłodzić zimną wodą. Stanęłam przy umywalce, kiedy to gdzieś za sąsiednią ścianą pewna rozmowa przykuła moją uwagę.
- Wybacz, że wcześniej nie mogłam przyjechać.. Ale po zamieszaniu z tymi dwoma pajacami nie chciałam się pokazywać w mieście, gdzie oni przesiadują..
- Zrozumiała sprawa.. - rozbrzmiał drugi głos. - Słuchaj, Miley. Ogólnie to chciałam Tobie podziękować za to, co dla mnie zrobiłaś. Nawet nie wiesz jaką miałam satysfakcję widząc, jak Hemmings i Styles skaczą sobie do gardeł.
Czy to był głos Taylor Swift? Wychyliłam się na tyle, aby sprawdzić kim są rozmówczynie. O zgrozo, jaki przeżyłam szok kiedy okazało się, że miałam rację! Co miała na myśli poprzez „to, co dla mnie zrobiłaś”? Czyżby ona maczała w tym palce? Czy to wszystko było ustawione? Po cichu wyciągnęłam telefon i włączyłam tryb nagrywania kamerką.
- Myślę, że wiem, bo mniej więcej dokładnie taką samą satysfakcję odczuwałam.
- Dlaczego właściwie zgodziłaś się na moją propozycję?
- A dlaczego nie? - odpowiedziała pytaniem Cyrus. - Wokół mnie zakręciło się więcej ludzi, Harry i Luke pomogli mojemu rozgłosowi.. Poza tym, chyba mi nie powiesz, że Twój były mężczyzna oraz jego przyjaciel nie są wyjątkowo przystojni i seksowni, co Tay?
Zacisnęłam szczękę, aby się powstrzymać przed wparowaniem tam i pokazaniu tej jędzy co o niej myślę.
- Może trochę.. - przyznała Swift.
- Może trochę? - prychnęła Miley. - Właściwie po co ta cała szopka?
- Żebym odegrała się na tym dupku. - syknęła. - Nikt nie będzie traktował mnie w taki sposób, w jaki zrobił to Styles.
Zza ściany dobiegł mnie głośny rechot jednej z gwiazd dzisiejszych nastolatek. Przystanęłam z nogi na nogę, sprawdzając czy wszystko się nagrywa.
- Ty go nadal kochasz. - powiedziała oskarżycielskim głosem Miley. - Tylko po co w to wszystko wciągnęłaś Luka?
- Ktoś musiał być kozłem ofiarnym..
Więcej nie udało mi się nagrać, ponieważ ktoś wszedł do łazienki. Szybko zabrałam swoją rękę i zapisałam nagranie na swoim telefonie. Pokażę ten materiał moim przyjaciołom, a wtedy postaram się o to, żeby tak tego nie zostawić.. Wzięłam ze zlewu swój sweterek i szybkim krokiem skierowałam się do naszego stolika. Usiadłam naprzeciwko wcinającej obiad Sue. Spojrzała na mnie do góry i zmarszczyła swoje czoło.
- Stało się coś?
Skinęłam głową i położyłam przed nią telefon.
- Jest coś, co musisz zobaczyć..
 
*Harry
Podróż do Bostonu była dość ciężka. Byłem trochę w dołku, bo nie mogłem wracać rano z Sue. Paul zawsze coś musi wymyślić!!
Może już nie byłem z nim związany umową, ale to on sprawował pieczę nad moja terapią. No pomijając jednak ten fakt, teraz zamiast siedzącej obok mnie Sue... byłem sam.
Miałem się dziś z nią spotkać co wywoływało na mojej twarzy szeroki uśmiech. Nasza wczorajsza rozmowa bardzo mnie podbudowała.
Szczerze? To chciałem już teraz, zaraz... tu... zakończyć tą głupią terapię, aby normalnie móc się z nią spotykać.
Wiedziałem, że ona chciała być ze mną i teraz już nic nie stało nam na przeszkodzie.
Byłem szczęśliwy!!

*Sue
Siedziałam i w osłupieniu wpatrywałam się w telefon Rose. Nie wierzyłam w to co widzą moje oczy i co słyszą moje uszy.
Z tego wszystkiego wynikało, że to wszystko było jakąś kiepską grą! Wymyśloną przez zranioną dziewczynę i jej „dziwną” przyjaciółkę. Jakby nie one, Harry nigdy by nie pobił się z Lukiem. Nigdy by nie mieli takich problemów.
Tylko jest też drugie dno tej sytuacji... jakby Harry i Luk nie skakali sobie do gardeł, nigdy bym nie poznała Harrego. Nigdy bym się nie zakochała!
-zbieraj tyłek, Rose... jedziemy do biura. -przywołałam kelnera -dzwoń po Luka.
Kiedy Rose rozmawiała z Lukiem ja zapłaciłam za rachunek. Ciągle chodziło mi po głowie co możemy w tej sytuacji zrobić. Sprawa już dawno ucichła i może by to już zostawić i nie wyciągać tych brudów na wierzch... ale nie mogłam tego tak po prostu zostawić.
Ja: daj znać jak będziesz w Bostonie.
Harry: już jestem, właśnie jadę do hotelu.
Ja: Ty. Biuro. Teraz
Harry już nie odpisał, a ja dalej zatopiłam się w swoich myślach.
Musiałyśmy coś wymyślić, aby je choć w maleńkim stopniu ukarać za to, że to jak potraktowały chłopaków.
-Sue, przerażasz mnie jak tak milczysz... -posłałam szeroki uśmiech Rose i to nie był żaden wymuszony uśmieszek.
-nie jesteś w tym sama...
*
W biurze poczułam się jak ryba w wodzie. Wyciągnęłam segregatory z dokumentami chłopaków i rozłożyłam wszystkie informacje jakie zdążyłyśmy zebrać przez ten cały okres na temat tamtego całego incydentu na koncercie. Każdy najmniejszy tweet, każde zdjęcie.
Przeglądałam wszystkie zdjęcia w poszukiwaniu jakiegokolwiek tropu.
-Sue... co ty robisz? -Rose postawiła przede mną kubek parującej kawy.
-szukam... -upiłam łyk kawy i zabrałam się za przeglądanie. Nie wiem ile czasu minęło, ale na pewno skończyła mi się w tym czasie kawa. Najgorsze jednak w tym było to, że chłopcy nie pojawili się do tej pory. Nie wiem co ich zatrzymało, ale lepiej jakby mieli jakieś dobre wytłumaczenie.
-mam! -mój krzyk rozszedł się po całym gabinecie. -mam je... nie wiem jakim cudem prędzej tego nie zauważyłam -Rose podeszła do mnie, a ja wskazałam jej dwie niewyraźne postacie na jednej z fotek, które wykonała jakaś fanka.
-to ta Taylor i Miley? -zapytała zdziwiona a ja tylko pokiwałam głową. -to przebiegłe su...
Mojej przyjaciółce nie było dane dokończyć. Do gabinetu wszedł Luke. Wyglądał na dość złego, ale zarazem przygnębionego. Coś było nie halo. Zdążyłam poznać trochę Luka i już w miarę wiedziałam, kiedy nasz przyjaciel zachowuje się dość... dziwnie.
Postanowiłam jak na razie nie zaprzątać sobie tym głowy. Są rzeczy ważne i te ważniejsze. Teraz najważniejsze było to, żeby utrzeć nosa tym dwóm żmija.
Kiedy ja siedziałam i obmyślałam plan działania, Rose wtajemniczała Luka w całą ta sytuację. Chłopak oczywiście nie był zadowolony tym całym obrotem sytuacji. Miał nawet zamiar pójść i załatwić sam sprawę.
-przepraszam.... -odwróciłam się w stronę dobrze znanego mi głosu. Harry stał w drzwiach i poprawiał włosy -korki
Skinęłam głową i wróciłam dalej do tworzenia planu.
Nawet nie wiem kiedy podszedł do mnie Harry. Odwrócił mnie w swoją stronę i tak po prostu pocałował mnie w usta. Siedziałam teraz z otwartymi ustami i wpatrywałam się w niego.
-cześć, skarbie -wyszeptał i uśmiechnął się szeroko.
Spojrzałam w miejsce gdzie stała Rose i Luke. Chłopak uśmiechał się szeroko, a Rose patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
No dobra ja też nie dowierzałam, że on to zrobił. Nie wiedziałam jak mam się zachować, natomiast Harry czuł się z tym wszystkim swobodnie.
-co się stało, że tak mnie tu goiłaś? -kucnął przede mną i wpatrywał mi się w oczy. Byłam jeszcze w szoku po tym jak mnie pocałował, więc wydukałam tylko Taylor i Miley.
Dobrze, że Rose wkroczyła do akcji i zaczęła wszystko tłumaczyć Harremu. Z każdym słowem mojej przyjaciółki, z jego twarzy schodził uśmiech. Chodził po gabinecie rzucając co chwilę jakimś przekleństwem. W pewnym momencie kucnął i schował twarz w dłonie. Zareagowałam od razu. Podbiegłam do niego i przykucnęłam.
-Hazz... -oderwałam dłonie od jego twarzy. Widać było, że trochę podłamała go ta informacja.
-za sprawą tych dwóch idiotek mogliśmy pójść na dno... a to wszystko przeze mnie.

*Harry
Targało mną silne poczucie winy. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że ktoś wywoła we mnie takie reakcje. Czułem jak wszystko w środku zaciska mi się i związuje grubym węzłem.
To było wszystko moją winą... Tay zemściła się na mnie kosztem chłopaków i wplątała w to nic winnego Luka!!
Musiałem do niej iść i wywalić to z siebie.
-idę to załatwić... -wstaję z podłogi i ruszam do drzwi. Zatrzymuje mnie jednak lekki uścisk na nadgarstku. Maleńkie palce Sue oplatają teraz moją rękę. Praktycznie ich nie zaciska, to tak jakby mnie tylko dotknęła... ale wystarczy aby mnie zatrzymać. Może po prostu tylko ona potrafi mnie zatrzymać.
Nie wiem dlaczego to robię, ale przytulam się do niej. Czuje się bezradny i taki maleńki. Przeze mnie moi najlepsi przyjaciele mogli stracić wszystko. Nawet Luke nie miał z tym nic wspólnego. Był tylko kozłem ofiarnym, którego te dwie sobie upatrzyły.
-zostawmy to -słyszę głos Sue -nie ma co robić większych komplikacji w świecie. Mamy swoją własną wersję tego jak to wszystko przebiegło. Jednak, chętnie złożę wizytę tym panią... nie oficjalną oczywiście.
-nie ty -wyrzucam z siebie. Spoglądam w jej oczy i próbuję nie odwrócić od niej wzroku. Przy Sue czułem jak małe dziecko, które trzeba ukarać. Nie mogłem pozwolić sobie teraz na to. -pójdę z nimi porozmawiać.
Podjąłem tą decyzję na szybko. Nawet nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć tym dwóm żmiją, ale na pewno chciałem im podziękować. Tego powianiem się trzymać, przecież Tay dostanie zawału jak zorientuje się, że jej plan narobił więcej dobrego niż złego. -Rose, prześlij mi to nagranie a później je usuń. Jest zbyt niebezpieczne, żeby mogło się wydostać.
Odsunąłem się od Sue i podaje Rose swój telefon. Mój wzrok padł na Luka, który był dość przygaszony i wyglądał źle. Widziałem w nim siebie sprzed kilku dni, kiedy trzymałem w tajemnicy wypadek Le. Musiało być coś na rzeczy, ale o to zapytam w drodze do hotelu.
Taylor zatrzymywała się tylko w jednym hotelu, więc trudno jej nie będzie znaleźć.
Kiedy odebrałem od Rose swój telefon, od razu zadzwonię po taksówkę.
-Harry... -uniosłem wzrok i napotkałem brązowe oczy intensywnie wpatrujące się we mnie. -co ty planujesz?
Dotknąłem jej policzka dłonią, posłałem delikatny uśmiech. Tak naprawdę nie miałem ochoty nigdzie się ruszać, chciałem zostać przy niej... ale nie mogłem puścić płazem tego co zrobiła Tay i Miley.
-obiecuję, że nic nie zrobię... Pinkie słowo -uśmiechnęła się szeroko. Sue dotknęła mojej dłoni na swoim policzku. Zbliżyłem się do niej bardziej -wszystko przed nami... -wyszeptałem
-echem... -ktoś odchrząknął. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem Rose wpatrującą się w nas. Jej wzrok nie wróżył nic dobrego. Jednym zdaniem mieliśmy przerąbane.
-już idę, idę -uniosłem ręce go góry.
Wychodząc zabrałem ze sobą Luka, który wyglądał jak naburmuszony dzieciak. Ostatnio zachowywał się dość dziwnie i chyba wiedziałem co było tego powodem. ICH TRASA KONCERTOWA I ROSE. Możliwe, że się przez to pokłócili, albo Luke jeszcze jej o tym nie powiedział.
-powiedziałeś jej ? -chłopak zatrzymuje się na schodach i patrzy na mnie krzywo. Kręci przecząco głową -musisz to zrobić.
-co wy tak się uczepiliście?! Powiem jej jak będę gotowy!!
-Luke, nie mówię tego złośliwie. Ile ci zostało? Tydzień? Luke to tylko tydzień! Za tydzień spakujesz dupę i wyjedziesz. Ona zostanie sama, bez wyjaśnień.
-a jak nie zrozumie? -zapytał cicho
-zrozumie... to twoja praca. Pewnie będzie się wściekać, ale nie dlatego, że wyjeżdżasz... ale dlatego, że jej nie powiedziałeś.
-nie chcę jej zostawić -usiadł na schodach i wpatrywał się w swoje dłonie. Nie wyglądał najlepiej. Usiadłem obok niego i wpatrywałem się w drzwi wyjściowe z budynku. Dzielił nas od nich tylko maleńki korytarzyk.
-jak cię kocha, to poczeka -Luke pokręcił głową przecząco -a poza tym mamy dwudziesty pierwszy wiek. Istnieje coś takiego jak telefon, Skype itp...a poza tym nie lecisz tam w ciemno, Luke. Masz harmonogram całej trasy. Zawsze może do ciebie przylecieć.
I to był koniec naszej rozmowy. Luk tylko pokiwał głową, wstał i wyszedł z budynku. Mnie nic nie zostało jak zrobić to samo

*Sue
-co to było?! -uśmiecham się szeroko kiedy patrzę na Rose. Przygładzam swoją bluzkę i ze wszystkich sił próbuję nie zacząć krzyczeć z radości.
To był Harry... mój Harry!!
Matko jedyna! Ja Sue Hearson, po roku niezdolności do kochania innego mężczyzny niż Denis'a... zakochałam się. Zakochałam się!! i to nie w byle kim, a w Harry'm Styles'ie. Ale nie w tym Styles'ie ze sceny i z 1D, a w tym prawdziwym.
W tym zwariowanym chłopcu, który potrafi mnie rozbawić i przy którym czuje się kochana i bezpieczna.
-zakochałam się... -wstrzymałam oddech, kiedy słyszę, gdy te słowa padają z moich ust i muszę przyznać, że nie było tak źle jak mi się wydawało. -zakochałam się w Harry'm -poczułam pod powiekami zbierające się łzy i to nie były łzy rozpaczy, a szczęścia.
Dzięki Harremu odnalazłam swoją drogę do gwiazd.
Oglądając z Le „Trzy metry nad niebem”, chciało mi się śmiać kiedy padły te słowa... znalazłem się trzy metry nad niebem... bo jak to jest możliwe?!
Ale teraz już wiedziałam, że jest to możliwe. To było możliwe, bo właśnie teraz tak się czułam.
-i jestem cholernie szczęśliwa -dodałam po chwili widzą, że Rose dalej stoi wpatrując się we mnie -i co byś nie powiedziała, nic tego nie zmieni. Możesz na mnie krzyczeć, ale... -Rose przerwała mi wypowiedź przytulając mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk i rozpłakałam się.
Płakałam pierwszy raz od momentu, gdy rozstałam się z Denis'em. Od momentu, gdy mnie zdradził z jakimś facetem.
-cieszę się -Rose wyszeptała mi do ucha. Poczułam się wtedy jeszcze bardziej szczęśliwsza. Nic już nie mogło zakłócić mojego szczęścia. Nic!!
Było jednak coś jeszcze. Musiałam powiedzieć to co czuję Harremu, a tego się właśnie najbardziej bałam. Wiedziałam, że on coś do mnie czuje, ale nie wiedziałam co to dokładnie jest. Jednak nie psuło to mi humoru w najmniejszym ułamku. Te „złe” myśli zastąpiły słowa Harrego „..nawet i wieczność”.
Musiałam sobie to wszystko poukładać w głowie, więc potrzebowałam trochę czasu.
-jestem naprawdę szczęśliwa... nawet sama nie mogę w to uwierzyć.

*Harry
Droga do hotelu minęła nam w miarę dobrze, mimo tego że Luke ciągle milczał. Wyglądał na bardziej zdołowanego niż chwilę temu. Wiedziałem, że to co mu powiedziałem, trochę bardziej go przybiło... no ale tym milczeniem nic nie wskóra. To było pewne, że nic z tego nie wyjdzie jeśli on będzie robił tak jak robi.
Martwiłem się o niego i o Rose. Bardzo do siebie pasowali.
-chodź... -otrząsnąłem się z mojego zamyślenia. Luke potrząsnął mną lekko. Byliśmy już pod hotelem i należałoby już wyjść z taksówki i zając się tym małym problemem... no i wracać do Sue. -co planujesz?
-trzeba zamówić szampana -wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Planowałem je pokonać ich własną bronią.
Musiałem się nieźle wygimnastykować, żeby podali mi numer pokoju pokoju Tay. Zamówiliśmy szampana i poprosiliśmy, aby dostarczyli go za dziesięć minut do pokoju dziewczyny.
Oparłem się po prawej stronie drzwi, a Luke po lewej. Spojrzałem pytająco na Luka, kiwnął głową. Zapukałem. Głośne echo rozeszło się po całym korytarzu.
Czekaliśmy może z minutę, za nim drzwi otworzyły się. Stanęła w nich Taylor. Jej mina była warta tej całej wycieczki.
-Tay, co jest... -no i jak na zawołanie obok mojej ex, pojawiła się Miley.
-cieszę się, że jesteście tu obie. -klęsnąłem w dłonie. Chyba wyglądałem jak idiota.
-co wy... tu...
-prawdopodobnie stoimy -wreszcie do naszego dialogu wtrącił się Luke. Wyglądał trochę na zirytowanego. Wpatrywał się w Miley z morderczym wzrokiem.
No tak, też miałem ochotę zabić obie, ale nie po to tu byliśmy. Wyciągnąłem telefon i włączyłem nagranie i z ogromną przyjemnością wpatrywałem się w coraz szerzej otwarte oczy Taylor. To naprawdę było przyjemne.
-nie będziemy wchodzić, więc powiem wam to tu i teraz -przeczesałem włosy i za wszelką cenę próbowałem nie parsknąć śmiechem -przyszliśmy wam podziękować.
Obie dziewczyny włącznie z Lukiem spojrzały na mnie ze zdziwieniem. No tak zapomniałem dokładnie wprowadzić Luka w mój plan.
-wiecie co? Kurde, nawet nie wiem jak wam podziękować. Dzięki wam pogodziłem się ze swoim przyjacielem -klepnąłem Luka w ramię -byliśmy na wojennej ścieżce, a wtedy pojawiłyście się wy i przez to daliśmy sobie po twarzy,no i to chyba wystarczyło by się pogodzić, prawda Luke?
-oczywiście. Masz rację...
Mina Tay była bezcenna. Na zmianę otwierała usta i zamykała. Miley wyglądała jakby właśnie połknęła kij.
-no i odnaleźliśmy miłość swojego życia. I to wszystko dzięki wam!!
-ale... ale...
-no ale... -podszedłem bliżej swojej byłej dziewczyny. -no ale jeśli wywiniecie znowu jakiś numer, to cię zniszczę Tay. Mam nagranie i trochę innych rzeczy też. Nie pogrywaj ze mną.
Wtedy po korytarzu rozszedł się dźwięk kroków. Odwróciłem głowę w tamtą stronę i zobaczyłem kelnera niosącego butelkę szampana. Kiedy stanął obok nas, przepuściłem go w drzwiach.
-a to w podziękowaniu. Wypijcie za nasze zdrowie...

*Sue
Chodziłam po swoim mieszkaniu. Minęły dwie godziny od kiedy Luke i Harry wyszli z naszego gabinetu. Od tamtej pory żaden nie dawał znaków życia. Bałam się, że zrobili coś złego. Bałam się o nich.
A jak teraz siedzą na jakimś komisariacie za pobicie tych dziewczyn?!
Kiedy usłyszałam dźwięk przekręcania zamka w drzwiach, prawie podskoczyłam. Przecież to nie było możliwe, aby Le i Fab wrócili. Podeszłam do drzwi akurat w momencie, gdy się otworzyły a w nich stanął nie kto inny jak sam Harry. Uśmiechał się od ucha do ucha.
Jak tylko przekroczył próg mojego mieszkania, pochwycił mnie w ramiona i mocno przycisnął do swojej klatki piersiowej. Tak bardzo mi tego brakowało.
-martwiłam się -wyszeptałam
-cieszę się... -poczułam jak jego usta dotykają mojego czubka głowy. To było naprawdę przyjemne. Mogłabym stać tak wiecznie. Czując jego zapach, ciepło i bijące serce.
To był on... to zawsze miał być on. Wiecznie wkurzający mnie dzieciak. On miał być tym jedynym.
Dzięki temu pobiciu trafili do nas, a przecież nic nie dzieje się tak po prostu. To było przeznaczenie. Miałam się w nim zakochać, miałam go potrzebować, miałam przejść tą długą drogę... tylko po to, aby zrozumieć gdzie jest moje miejsce na ziemi.
-Harry... -byłam gotowa mu to powiedzieć. Teraz albo nigdy -ja... cię... -i wtedy przerwał nam dzwonek domofonu. Byłam zdziwiona... nikogo innego niż Harrego nie oczekiwałam. Może któryś z lokatorów zapomniał kluczy.
Wyspowiadałam się z ramion Harrego i wcisnęłam przycisk domofonu.
-tak?
-czy to mieszkanie pani Sue Hearson?
-tak, słucham...
-poszukujemy pana Lue Jahson
-a w czym mogę pomóc? -trochę się zdziwiłam. Le nikomu nie mówił, gdzie obecnie mieszkają z Fabianem. Przynajmniej raz w tygodniu chodził co ich wspólnego mieszkania i odbierał pocztę. Nieraz ja to robiłam.
-tu Anton Perrier jestem z policji... -moje serce stanęło, spojrzałam przerażona na Harrego.
-proszę wejść -Harry odezwał się za mnie i wcisnął przycisk odblokowujący drzwi.
Stałam przed drzwiami i nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ale chyba nie było co się tym przejmować... prawda? Może to miło związek z wypadkiem.
Moje wątpliwości i teoria rozpłynęła się, gdy przed drzwiami stanęło dwóch wysokich mężczyzn. Jeden z nich trzymał za ramię nastolatkę, która była mi znana tylko i wyłącznie ze zdjęć.
Byłam tak zamroczona, ze nawet nie otworzyłam ust. To Harry rozmawiał z nimi.
-Sue, dokumenty... -usłyszałam to jak przez mgłę. Jednak nie mogłam się ruszyć. Mój wzrok był wlepiony w dziewczynkę.
-tak, proszę ją zostawić... -otrząsnęłam się na słowa, które wypowiedział Harry.
Że jak? Kogo zostawić? Matko?! Co ona tu robiła?!
-Sue? -Harry lekko potrząsnął mnie i wtedy dopiero na niego spojrzałam. Nie wierzyłam co tu się dzieje.
Harry stał z moją torebką i wkładał coś do niej.
-Toni... -wyszeptałam wpatrując się w dość zlękniona piętnastolatkę. -co tu robisz?
-Sue... -Harry zabrał głos -nie słuchałaś? -pokręciłam głową -znasz Cetlin Gomes? -odwróciłam głowę od dziewczyny i spojrzałam na niego. Jak miałam mu to wszystko wytłumaczyć? Ostatecznie jednak pokiwałam głową -miała wypadek. Jest w szpitalu. Le ma dziecko? -zapytał cicho
Spojrzałam na dziewczynę.
-idę zadzwonić do Le -wyszeptałam. Zatrzymałam się po dwóch krokach -Harry zajmiesz się nią przez chwilę?
Kiedy uzyskałam pozytywną odpowiedź, poszłam po telefon. Czekała mnie długa rozmowa z Le. Kurde... miałam w mieszkaniu adoptowaną córkę mojego brata. Nie znałam tej dziewczyny, tak samo jak reszta rodziny.
Co ja miałam z nią zrobić?!

▼ Luke ▼
Po dramie z Miley i Taylor wróciłem do hotelu. Psychicznie byłem dzisiaj wypompowany. Denerwowało mnie ciągłe nagadywanie chłopaków na rozmowę z Rose. Przecież wiem doskonale, że muszę jej powiedzieć o naszej trasie koncertowej. Muszę jej powiedzieć, że wyjeżdżam na parę miesięcy i przez ten czas nie będę u jej boku.. Wiem, że poradziłaby sobie beze mnie.. Ale problem polega na tym, że ja nie potrafiłbym poradzić sobie bez jej obecności w moim życiu. Zakochałem się w niej na zabój i nie wyobrażam sobie dalszego życia bez tej kobiety. Zrobiłbym dla niej wszystko! Wszystko oprócz przełożenia trasy koncertowej, nie mógłbym zrobić tego chłopakom. Wściekły cisnąłem butami w ścianę.
- Cholerna miłość! - jęknąłem.
Moje przemyślenia przerwał dzwonek telefonu. Za pierwszym razem go zignorowałem, ale kiedy kolejny raz ktoś próbował mnie się do dobić, postanowiłem go odebrać. Sięgnąłem po urządzenie i zdziwiłem się na widok Adriana na ekranie. Odebrałem po krótkim zawahaniu.
- Czego chcesz? - westchnąłem.
- Porozmawiać? - odchrząknął i kontynuował. - Chciałem się dowiedzieć co słychać u Rose i..
- Nagle to Ciebie interesuje? - warknąłem. - Taki troskliwy się o nią zrobiłeś? Skoro Tobie na niej zależy to zadzwoń do Rose i sam się dowiedz!
- Kiedy ja nie mogę..
- Możesz, ale nie chcesz, kretynie.
- Wyobraź sobie, że nie mogę! - wrzasnął do słuchawki. - Może Ty tego nie zrozumiesz, bo nigdy nie miałeś złamanego serca. Gdybyś się nie pojawił w jej życiu, to nie musiałbym stamtąd wyjeżdżać! Rose by się w Tobie nie zakochała i nie odrzuciłaby moich uczuć!
Adrian to wszystko wyrzucił z siebie na jednym wydechu. Nie spodziewałem się, że tak wybuchnie.. I dlaczego do cholery mnie obwiniał za jego zawód? Przecież to nie moja wina, że trafiłem do Rose na terapię! Nie moja wina, że miłość sobie nie wybiera.. Nie moja wina, że mnie i Rosemarie połączyło piękne uczucie.. Z drugiej strony chłopak cierpiał, a ja nie powinienem wyładowywać na nim swojej złości. Zacisnąłem pięści i niechętnie jemu odpowiedziałem.
- Z Rose jest wszystko w porządku. - burknąłem. - Jakoś się podniosła po Twoim wyjeździe.
- Podniosła? - spytał łamiącym się głosem. - Aż tak bardzo to przeżyła?
- Dziwisz się? Adrian, sam wiesz jaka ona jest wrażliwa i jak bardzo zależy jej na Tobie..
Odpowiedziała mi głucha cisza. Zacząłem zastanawiać się, czy mój rozmówca nie zszedł na zawał. Na szczęście moje myśli się nie potwierdziły.
- W takim razie dziękuję, że przy niej jesteś.
- Szkoda, że nie na długo.. - mruknąłem sam do siebie, zapominając na chwilę, że rozmawiam z nim przez telefon.
- Że jak? - spytał Adrian.
- Hmm? Nic takiego. - mruknąłem. - Kiedy wracasz do Bostonu?
- Nie planuję tego zbyt wcześnie.. Dlaczego pytasz?
- Bo chciałbym Ciebie prosić, żebyś wrócił trochę wcześniej..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz