▼ Luke ▼
Ostatnie kilka dni spędziłem
razem z Rose. Nadchodzące zakończenie terapii było tym, czego
najbardziej się obawiałem.. Moje spotkania z tą kobietą już
dawno straciły podłoże biznesowe. Teraz wykorzystywałem każdą
chwilę, aby być bliżej niej. W końcu nie bez powodu zawarłem z
Harry'm pewien pakt. Wszystko nasilał fakt, że przecież za kilka
dni wylatywałem razem z chłopakami, opuszczałem Boston..
Opuszczałem Rose.. Musiałem korzystać z pozostałego nam czasu.
Niestety dzisiaj ona musiała coś załatwić, a ja postanowiłem nie
marnować czasu i zrobić z 5SoS kolejną próbę. Zszedłem więc do
chłopaków i usiadłem tuż obok nich.
- Ja tam uważam, że
wyszedł całkiem przyzwoicie.. Mówcie co chcecie. Dzisiejsze media
potrafią zrobić sieczkę z mózgu. Manipulują nakręconymi
materiałami tak, że z czasem sam zwątpisz w to, jak się nazywa
prezydent. - rzekł swoją przemową Ashton.
Pochyliłem się nad jego
ramieniem i zerknąłem w ekran telefonu.
- Przyjrzyj się dokładnie,
Luke. Może znajdziesz w sobie coś zachwycającego.
Spojrzałem pytająco na
Caluma, a ten posłał mi tylko głupi uśmieszek. Machnąłem więc
na niego ręką i zacząłem wpatrywać się w reklamę, którą
oglądał mój przyjaciel. Od naszej wizyty w schronisku minęło
zaledwie kilka dni, a ja mam wrażenie, że wieki przeleciały od
tego momentu. Śmiać mi się chciało na wspomnienie wygłupów
razem z Rose i bratem Adriana. Uśmiech sam wpełzł na moją twarz.
- Widzicie? - rzucił
Michael. - Jest zadowolony, a to jest najważniejsze.
- Nie jest tragicznie.. -
powiedziałem z uśmiechem. - Ale nie mówmy o tym, bo i tak się
tego nie zmieni..
Ashton skinął głową i
jako pierwszy stanął na nogi.
- Skoro blondas nie chce
rozmawiać, to bierzmy się do roboty. Mam dzisiaj ważne spotkanie i
wolałbym się wyrobić na czas.
Zaskoczony spojrzałem na
niego z ukosa. To mi nie pasowało do Irwina.
- Jakie spotkanie? -
spytałem z ciekawości.
Ash lekko się wykrzywił i
sięgnął po pałeczki.
- Rodzice do mnie
przyjeżdżają..
- Kontrola? - zaśmiał się
Hood.
Na to pytanie odpowiedzią
była pałeczką, którą Ashton trafił w tył głowy tego imbecyla.
Chyba zapomniał o wizycie jego ojca sprzed kilku tygodni. Calum
wziął kawałek drewna do ręki i rzucił prosto w Irwina.
- Za co to? - pisnął Ash.
Cal wzruszył tylko
ramionami i posłał jemu czarujący uśmiech.
- Za twoją życzliwość,
pacanie.
Widok przedrzeźniających
się chłopaków wprawił mnie w dobry humor. I pomyśleć, że czeka
mnie kilka miesięcy użerania się z nimi dzień w dzień.. Żyć,
nie umierać.
*
Po czterech ciężkich
godzinach usiedliśmy na podwyższeniu sali. Przećwiczyliśmy
wszystkie piosenki z najnowszej płyty. Michael wstał i zaczął
bawić się jabłkiem. Podrzucił je do góry, po czym je złapał. W
pewnym momencie wbił się we mnie wzrokiem, wywołując dreszcze na
moich plecach.
- Zrobiłem coś? -
spytałem.
Misha uśmiechnął się
lekko i ponownie podrzucił owocem.
- Problem w tym, że ja
właśnie nie wiem.. - prychnął. - Rozmawiałeś z nią?
- Z kim?
- Z Rosemarie..
- A Ty znowu o tym? -
żachnąłem się. - Stary, zluzuj trochę.
Michael rzucił tym razem
jabłkiem w moją stronę. Gdyby nie mój refleks, to roztrzaskałoby
się o moją twarz.
- Oszalałeś?! -
krzyknąłem.
Clifford wzruszył
ramionami, a panowie wpatrywali się w nas jak w najlepszy kabaret.
Nie wiem, co takiego śmieszyło ich w tej sytuacji. Przecież gdybym
nie złapał tego durnego owocu, to miałbym limo na pół twarzy!
- Co ci odbiło?!
Mike kucnął przede mną i
wziął z mojej ręki jabłko.
- Zachowujesz się jak
idiota. - burknął mi prosto w twarz. - Zluzuję wtedy, kiedy w
końcu jej powiesz. Sam siebie ranisz, Luke! Zrozum to! A gratisowo
ucierpi na tym Rose. Kiedy to zrobisz? W dzień naszego wylotu, czy
dzień wcześniej? Jak długo będziesz sam siebie katował?
Odepchnąłem go lekko do
tyłu, przez co Clifford wylądował na tyłku. Że niby mną się
przejmuje? Stanąłem na nogi i skierowałem się do wyjścia.
- To nie jest twój interes,
Michael. - powiedziałem, odwracając się do niego w drzwiach. -
Zrozum to w końcu, do cholery jasnej! Powiem jej wtedy, kiedy będę
na to gotowy! Myślisz, że nie wiem o tym że ją zranię? Jestem
tego świadomy. I właśnie przez to nie mam odwagi jej powiedzieć.
Po tych słowach wyszedłem
z pomieszczenia. Nie miałem najmniejszej ochoty prowadzić z nim
dalszej dyskusji.
▼ Rose ▼
Z samego rana dostałam
sms'a od Sue z informacją o której ląduje na lotnisku. Wczoraj
zaoferowałam się, że po nią pojadę. Takim sposobem od pół
godziny stałam i czekałam na przylot mojej najlepszej przyjaciółki.
Przez ostatni czas martwiłam się o nią. Wiem, że była
przemęczona, a do tego jeszcze ciągłe podróże. Nie miałam
pojęcia jak ona to zniosła.. Przystąpiłam z nogi na nogę i
wpatrywałam się w tłum ludzi, który właśnie wyszedł z samolotu
Sue. Na widok przyjaciółki dostałam takiego kopa energii, że
machając rękoma o mało nie pobiłam jakiegoś chłopaka.
Uśmiechnęłam się do niego i grzecznie przeprosiłam, upewniając
się czy wszystko z nim w porządku. Na szczęście ten młody
mężczyzna nie oberwał ode mnie ani razu. Musiało to komicznie
wyglądać z boku.. Zaraz podbiegła do niego jakaś kobieta i
zaczęła mnie obarczać tym, że zaczepiam małolatów. Próbowałam
wytłumaczyć całą sytuację ale ona pozostała przy swoim,
wyzywając mnie od napalonych na jej syna kobiet. Co się dzieje z
tym światem?! Na całe szczęście z tego całego zamieszania
wyrwała mnie Sue. Zaszła mnie od tyłu i naskoczyła mi na plecy.
Roześmiałam się i obróciłam wokół własnej osi.
- Susanne! - krzyknęłam. -
Zejdź ze mnie!
Przyjaciółka posłuchała
mojej prośby i podeszła do mnie od przodu. Bez żadnego słowa
wtuliłam się w nią i nie puszczałam za nic w świecie. Ta cała
troska i zmartwienia.. Nie wypuściłabym jej teraz z ramion dopóki
nie powiedziałaby mi, że wszystko jest w porządku. Ale to jest
Sue, ona by tego nie zrobiła sama z siebie.. No chyba, że sprawa
byłaby tragiczna. Uśmiechnęłam się pod nosem i odsunęłam od
najlepszej przyjaciółki.
- Jak minął lot? -
spytałam.
Dziewczyna wzruszyła
ramionami i przeciągnęła się jak kotka.
- Właściwie to nie wiem,
bo cały przespałam.
Zaśmiałam się w duchu na
myśl o chrapiącej Sue nad czyimś uchem. Musiałam pokręcić
głową, żeby ta wizja wypadła mi z myśli. Wzięłam od niej
walizkę i gestem ręki zaprosiłam do skierowania się w stronę
samochodu. Po drodze wyminęłyśmy grupkę ludzi okupującą wejście
na lotnisko. Nie, moment, nie ludzi.. To były piszczące nastolatki
namiętnie o czymś dyskutujące. Ktokolwiek miał przyjechać, to
było mi go cholernie szkoda. Zapakowaliśmy manatki Sue do bagażnika
i zasiadłyśmy w miękkich fotelach mojego pojazdu.
- No, a teraz, piękna.. -
powiedziałam, odpalając silnik. - Zabieram ciebie na obiad.
*
Ku mojemu zdziwieniu Sue
zgodziła się bez żadnego zająknięcia. Ba! Nawet sama
zaproponowała restaurację! Siedziałyśmy właśnie przy stoliku,
wybierając sobie danie na obiad.
- Co polecisz? - spytałam,
spoglądając na nią sponad listy. - Znasz ten lokal, więc zaufam
Twojej opinii.
Kobieta uśmiechnęła się
szeroko i nachyliła się nad stołem, aby wskazać mi interesującą
propozycję.
- W takim razie weź to. -
powiedziała. - Nigdzie indziej nie jadłam lepszego steku.
Skinęłam głową i
zamknęłam menu. Złożyłyśmy swoje zamówienie, po czym
przeszłyśmy do rozmowy. Niestety na sercu wciąż leżał mi pewien
wątek, który załamywał mnie od środka.
- Sue, jesteś świadoma
tego, że to już koniec naszej terapii? - spytałam, spoglądając w
jej oczy.
Dziewczyna niechętnie
przytaknęła, poprawiając się na krześle.
- Kiedy ten czas zleciał..
- wyszeptała. - Pamiętam jakby to wczoraj panowie weszli do naszego
gabinetu.
Uśmiechnęłam się na
komiczną myśl o moim pierwszym spotkaniu z Lukiem. Ta wypływająca
ślina z zapchanej piankami buzi.. To było obrzydliwe i dziwne, ale
właśnie takie wspomnienia najbardziej zakorzeniają się w naszej
głowie. Westchnęłam i zaczęłam bawić się palcami.
- Będzie mi tego brakować.
- wyżaliłam się. - Przez tą wesołą bandę wyzbyłam się
swojego lęku zwanym „Martin”, poczułam się jak w takiej małej
rodzinie. Śmieszna sprawa, co?
Sue posłała mi szczery
uśmiech i skinęła głową na potwierdzenie moich słów.
- Wiesz, że odczuwam to
samo? - zaśmiała się. - Taka chora, psychiczna rodzina.
Puściłam do niej oczko i
rozsiadłam się wygodnie na krześle. Nie chciałam jej mówić, że
głównie będzie mi brakowało Luka. Tej jego bliskości, poczucia
jego obecności i odczucia, że niczego więcej nie potrzeba mi do
szczęścia.. Sue wiedziała o wszystkim, a mimo to było mi głupio
o tym wspomnieć. Z zamyślenia wyrwały mnie wibracje telefonu.
Wyciągnęłam go z kieszeni kurtki i spojrzałam na ekran.
Uśmiechnęłam się na widok imienia Luka.
„Z góry przepraszam,
że Tobie przeszkadzam, bo wiem że jesteś zajęta. Chciałem tylko
życzyć Tobie miłego dnia oraz wspomnieć, że odczuwam cholerną
tęsknotę bez Ciebie u mego boku. Do zobaczenia jutro, mój piękny
Kwiatuszku.”
Gdyby on
tylko wiedział, jak mi jego brakuje.. Stał się moim powietrzem,
moim własnym kawałkiem świata. Westchnęłam i spojrzałam na moją
przyjaciółkę.
- Idę
do toalety. - wyszeptałam. - W razie gdyby w tym czasie przyszło
zamówienie, to proszę cię, nie zjedz mojej porcji.
Sue
zaśmiała się pod nosem i spławiła mnie gestem ręki.
- Masz
to jak w banku.
Z
uśmiechem na twarzy udałam się tam, gdzie król chodzi piechotą.
Zrobiło mi się gorąco i wręcz musiałam się ochłodzić zimną
wodą. Stanęłam przy umywalce, kiedy to gdzieś za sąsiednią
ścianą pewna rozmowa przykuła moją uwagę.
-
Wybacz, że wcześniej nie mogłam przyjechać.. Ale po zamieszaniu z
tymi dwoma pajacami nie chciałam się pokazywać w mieście, gdzie
oni przesiadują..
-
Zrozumiała sprawa.. - rozbrzmiał drugi głos. - Słuchaj, Miley.
Ogólnie to chciałam Tobie podziękować za to, co dla mnie
zrobiłaś. Nawet nie wiesz jaką miałam satysfakcję widząc, jak
Hemmings i Styles skaczą sobie do gardeł.
Czy to
był głos Taylor Swift? Wychyliłam się na tyle, aby sprawdzić kim
są rozmówczynie. O zgrozo, jaki przeżyłam szok kiedy okazało
się, że miałam rację! Co miała na myśli poprzez „to, co dla
mnie zrobiłaś”? Czyżby ona maczała w tym palce? Czy to wszystko
było ustawione? Po cichu wyciągnęłam telefon i włączyłam tryb
nagrywania kamerką.
- Myślę,
że wiem, bo mniej więcej dokładnie taką samą satysfakcję
odczuwałam.
-
Dlaczego właściwie zgodziłaś się na moją propozycję?
- A
dlaczego nie? - odpowiedziała pytaniem Cyrus. - Wokół mnie
zakręciło się więcej ludzi, Harry i Luke pomogli mojemu
rozgłosowi.. Poza tym, chyba mi nie powiesz, że Twój były
mężczyzna oraz jego przyjaciel nie są wyjątkowo przystojni i
seksowni, co Tay?
Zacisnęłam
szczękę, aby się powstrzymać przed wparowaniem tam i pokazaniu
tej jędzy co o niej myślę.
- Może
trochę.. - przyznała Swift.
- Może
trochę? - prychnęła Miley. - Właściwie po co ta cała szopka?
- Żebym
odegrała się na tym dupku. - syknęła. - Nikt nie będzie
traktował mnie w taki sposób, w jaki zrobił to Styles.
Zza
ściany dobiegł mnie głośny rechot jednej z gwiazd dzisiejszych
nastolatek. Przystanęłam z nogi na nogę, sprawdzając czy wszystko
się nagrywa.
- Ty go
nadal kochasz. - powiedziała oskarżycielskim głosem Miley. - Tylko
po co w to wszystko wciągnęłaś Luka?
- Ktoś
musiał być kozłem ofiarnym..
Więcej
nie udało mi się nagrać, ponieważ ktoś wszedł do łazienki.
Szybko zabrałam swoją rękę i zapisałam nagranie na swoim
telefonie. Pokażę ten materiał moim przyjaciołom, a wtedy
postaram się o to, żeby tak tego nie zostawić.. Wzięłam ze zlewu
swój sweterek i szybkim krokiem skierowałam się do naszego
stolika. Usiadłam naprzeciwko wcinającej obiad Sue. Spojrzała na
mnie do góry i zmarszczyła swoje czoło.
- Stało
się coś?
Skinęłam
głową i położyłam przed nią telefon.
- Jest
coś, co musisz zobaczyć..
*Harry
Podróż do Bostonu była dość
ciężka. Byłem trochę w dołku, bo nie mogłem wracać rano z Sue.
Paul zawsze coś musi wymyślić!!
Może już nie byłem z nim związany
umową, ale to on sprawował pieczę nad moja terapią. No pomijając
jednak ten fakt, teraz zamiast siedzącej obok mnie Sue... byłem
sam.
Miałem się dziś z nią spotkać co
wywoływało na mojej twarzy szeroki uśmiech. Nasza wczorajsza
rozmowa bardzo mnie podbudowała.
Szczerze? To chciałem już teraz,
zaraz... tu... zakończyć tą głupią terapię, aby normalnie móc
się z nią spotykać.
Wiedziałem, że ona chciała być ze
mną i teraz już nic nie stało nam na przeszkodzie.
Byłem szczęśliwy!!
*Sue
Siedziałam i w osłupieniu wpatrywałam
się w telefon Rose. Nie wierzyłam w to co widzą moje oczy i co
słyszą moje uszy.
Z tego wszystkiego wynikało, że to
wszystko było jakąś kiepską grą! Wymyśloną przez zranioną
dziewczynę i jej „dziwną” przyjaciółkę. Jakby nie one, Harry
nigdy by nie pobił się z Lukiem. Nigdy by nie mieli takich
problemów.
Tylko jest też drugie dno tej
sytuacji... jakby Harry i Luk nie skakali sobie do gardeł, nigdy bym
nie poznała Harrego. Nigdy bym się nie zakochała!
-zbieraj tyłek, Rose... jedziemy do
biura. -przywołałam kelnera -dzwoń po Luka.
Kiedy Rose rozmawiała z Lukiem ja
zapłaciłam za rachunek. Ciągle chodziło mi po głowie co możemy
w tej sytuacji zrobić. Sprawa już dawno ucichła i może by to już
zostawić i nie wyciągać tych brudów na wierzch... ale nie mogłam
tego tak po prostu zostawić.
Ja: daj znać jak będziesz w Bostonie.
Harry: już jestem, właśnie jadę do
hotelu.
Ja: Ty. Biuro. Teraz
Harry już nie odpisał, a ja dalej
zatopiłam się w swoich myślach.
Musiałyśmy coś wymyślić, aby je
choć w maleńkim stopniu ukarać za to, że to jak potraktowały
chłopaków.
-Sue, przerażasz mnie jak tak
milczysz... -posłałam szeroki uśmiech Rose i to nie był żaden
wymuszony uśmieszek.
-nie jesteś w tym sama...
*
W biurze poczułam się jak ryba w
wodzie. Wyciągnęłam segregatory z dokumentami chłopaków i
rozłożyłam wszystkie informacje jakie zdążyłyśmy zebrać przez
ten cały okres na temat tamtego całego incydentu na koncercie.
Każdy najmniejszy tweet, każde zdjęcie.
Przeglądałam wszystkie zdjęcia w
poszukiwaniu jakiegokolwiek tropu.
-Sue... co ty robisz? -Rose postawiła
przede mną kubek parującej kawy.
-szukam... -upiłam łyk kawy i
zabrałam się za przeglądanie. Nie wiem ile czasu minęło, ale na
pewno skończyła mi się w tym czasie kawa. Najgorsze jednak w tym
było to, że chłopcy nie pojawili się do tej pory. Nie wiem co ich
zatrzymało, ale lepiej jakby mieli jakieś dobre wytłumaczenie.
-mam! -mój krzyk rozszedł się po
całym gabinecie. -mam je... nie wiem jakim cudem prędzej tego nie
zauważyłam -Rose podeszła do mnie, a ja wskazałam jej dwie
niewyraźne postacie na jednej z fotek, które wykonała jakaś
fanka.
-to ta Taylor i Miley? -zapytała
zdziwiona a ja tylko pokiwałam głową. -to przebiegłe su...
Mojej przyjaciółce nie było dane
dokończyć. Do gabinetu wszedł Luke. Wyglądał na dość złego,
ale zarazem przygnębionego. Coś było nie halo. Zdążyłam poznać
trochę Luka i już w miarę wiedziałam, kiedy nasz przyjaciel
zachowuje się dość... dziwnie.
Postanowiłam jak na razie nie
zaprzątać sobie tym głowy. Są rzeczy ważne i te ważniejsze.
Teraz najważniejsze było to, żeby utrzeć nosa tym dwóm żmija.
Kiedy ja siedziałam i obmyślałam
plan działania, Rose wtajemniczała Luka w całą ta sytuację.
Chłopak oczywiście nie był zadowolony tym całym obrotem sytuacji.
Miał nawet zamiar pójść i załatwić sam sprawę.
-przepraszam.... -odwróciłam się w
stronę dobrze znanego mi głosu. Harry stał w drzwiach i poprawiał
włosy -korki
Skinęłam głową i wróciłam dalej
do tworzenia planu.
Nawet nie wiem kiedy podszedł do mnie
Harry. Odwrócił mnie w swoją stronę i tak po prostu pocałował
mnie w usta. Siedziałam teraz z otwartymi ustami i wpatrywałam się
w niego.
-cześć, skarbie -wyszeptał i
uśmiechnął się szeroko.
Spojrzałam w miejsce gdzie stała Rose
i Luke. Chłopak uśmiechał się szeroko, a Rose patrzyła na mnie z
niedowierzaniem.
No dobra ja też nie dowierzałam, że
on to zrobił. Nie wiedziałam jak mam się zachować, natomiast
Harry czuł się z tym wszystkim swobodnie.
-co się stało, że tak mnie tu
goiłaś? -kucnął przede mną i wpatrywał mi się w oczy. Byłam
jeszcze w szoku po tym jak mnie pocałował, więc wydukałam tylko
Taylor i Miley.
Dobrze, że Rose
wkroczyła do akcji i zaczęła wszystko tłumaczyć Harremu. Z
każdym słowem mojej przyjaciółki, z jego twarzy schodził
uśmiech. Chodził po gabinecie rzucając co chwilę jakimś
przekleństwem. W pewnym momencie kucnął i schował twarz w dłonie.
Zareagowałam od razu. Podbiegłam do niego i przykucnęłam.
-Hazz... -oderwałam
dłonie od jego twarzy. Widać było, że trochę podłamała go ta
informacja.
-za sprawą tych
dwóch idiotek mogliśmy pójść na dno... a to wszystko przeze
mnie.
*Harry
Targało mną silne
poczucie winy. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że ktoś wywoła we
mnie takie reakcje. Czułem jak wszystko w środku zaciska mi się i
związuje grubym węzłem.
To było wszystko
moją winą... Tay zemściła się na mnie kosztem chłopaków i
wplątała w to nic winnego Luka!!
Musiałem do niej
iść i wywalić to z siebie.
-idę to
załatwić... -wstaję z podłogi i ruszam do drzwi. Zatrzymuje mnie
jednak lekki uścisk na nadgarstku. Maleńkie palce Sue oplatają
teraz moją rękę. Praktycznie ich nie zaciska, to tak jakby mnie
tylko dotknęła... ale wystarczy aby mnie zatrzymać. Może po
prostu tylko ona potrafi mnie zatrzymać.
Nie wiem dlaczego
to robię, ale przytulam się do niej. Czuje się bezradny i taki
maleńki. Przeze mnie moi najlepsi przyjaciele mogli stracić
wszystko. Nawet Luke nie miał z tym nic wspólnego. Był tylko
kozłem ofiarnym, którego te dwie sobie upatrzyły.
-zostawmy to
-słyszę głos Sue -nie ma co robić większych komplikacji w
świecie. Mamy swoją własną wersję tego jak to wszystko
przebiegło. Jednak, chętnie złożę wizytę tym panią... nie
oficjalną oczywiście.
-nie ty -wyrzucam z
siebie. Spoglądam w jej oczy i próbuję nie odwrócić od niej
wzroku. Przy Sue czułem jak małe dziecko, które trzeba ukarać.
Nie mogłem pozwolić sobie teraz na to. -pójdę z nimi porozmawiać.
Podjąłem tą
decyzję na szybko. Nawet nie wiedziałem, co miałbym powiedzieć
tym dwóm żmiją, ale na pewno chciałem im podziękować. Tego
powianiem się trzymać, przecież Tay dostanie zawału jak
zorientuje się, że jej plan narobił więcej dobrego niż złego.
-Rose, prześlij mi to nagranie a później je usuń. Jest zbyt
niebezpieczne, żeby mogło się wydostać.
Odsunąłem się od
Sue i podaje Rose swój telefon. Mój wzrok padł na Luka, który był
dość przygaszony i wyglądał źle. Widziałem w nim siebie sprzed
kilku dni, kiedy trzymałem w tajemnicy wypadek Le. Musiało być coś
na rzeczy, ale o to zapytam w drodze do hotelu.
Taylor zatrzymywała
się tylko w jednym hotelu, więc trudno jej nie będzie znaleźć.
Kiedy odebrałem od
Rose swój telefon, od razu zadzwonię po taksówkę.
-Harry... -uniosłem
wzrok i napotkałem brązowe oczy intensywnie wpatrujące się we
mnie. -co ty planujesz?
Dotknąłem jej
policzka dłonią, posłałem delikatny uśmiech. Tak naprawdę nie
miałem ochoty nigdzie się ruszać, chciałem zostać przy niej...
ale nie mogłem puścić płazem tego co zrobiła Tay i Miley.
-obiecuję, że nic
nie zrobię... Pinkie słowo -uśmiechnęła się szeroko. Sue
dotknęła mojej dłoni na swoim policzku. Zbliżyłem się do niej
bardziej -wszystko przed nami... -wyszeptałem
-echem... -ktoś
odchrząknął. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem Rose
wpatrującą się w nas. Jej wzrok nie wróżył nic dobrego. Jednym
zdaniem mieliśmy przerąbane.
-już idę, idę
-uniosłem ręce go góry.
Wychodząc zabrałem
ze sobą Luka, który wyglądał jak naburmuszony dzieciak. Ostatnio
zachowywał się dość dziwnie i chyba wiedziałem co było tego
powodem. ICH TRASA KONCERTOWA I ROSE. Możliwe, że się przez to
pokłócili, albo Luke jeszcze jej o tym nie powiedział.
-powiedziałeś jej
? -chłopak zatrzymuje się na schodach i patrzy na mnie krzywo.
Kręci przecząco głową -musisz to zrobić.
-co wy tak się
uczepiliście?! Powiem jej jak będę gotowy!!
-Luke, nie mówię
tego złośliwie. Ile ci zostało? Tydzień? Luke to tylko tydzień!
Za tydzień spakujesz dupę i wyjedziesz. Ona zostanie sama, bez
wyjaśnień.
-a jak nie
zrozumie? -zapytał cicho
-zrozumie... to
twoja praca. Pewnie będzie się wściekać, ale nie dlatego, że
wyjeżdżasz... ale dlatego, że jej nie powiedziałeś.
-nie chcę jej
zostawić -usiadł na schodach i wpatrywał się w swoje dłonie. Nie
wyglądał najlepiej. Usiadłem obok niego i wpatrywałem się w
drzwi wyjściowe z budynku. Dzielił nas od nich tylko maleńki
korytarzyk.
-jak cię kocha, to
poczeka -Luke pokręcił głową przecząco -a poza tym mamy
dwudziesty pierwszy wiek. Istnieje coś takiego jak telefon, Skype
itp...a poza tym nie lecisz tam w ciemno, Luke. Masz harmonogram
całej trasy. Zawsze może do ciebie przylecieć.
I to był koniec
naszej rozmowy. Luk tylko pokiwał głową, wstał i wyszedł z
budynku. Mnie nic nie zostało jak zrobić to samo
*Sue
-co to było?!
-uśmiecham się szeroko kiedy patrzę na Rose. Przygładzam swoją
bluzkę i ze wszystkich sił próbuję nie zacząć krzyczeć z
radości.
To był Harry...
mój Harry!!
Matko jedyna! Ja Sue Hearson, po roku niezdolności do kochania innego mężczyzny niż Denis'a... zakochałam się. Zakochałam się!! i to nie w byle kim, a w Harry'm Styles'ie. Ale nie w tym Styles'ie ze sceny i z 1D, a w tym prawdziwym.
Matko jedyna! Ja Sue Hearson, po roku niezdolności do kochania innego mężczyzny niż Denis'a... zakochałam się. Zakochałam się!! i to nie w byle kim, a w Harry'm Styles'ie. Ale nie w tym Styles'ie ze sceny i z 1D, a w tym prawdziwym.
W tym zwariowanym
chłopcu, który potrafi mnie rozbawić i przy którym czuje się
kochana i bezpieczna.
-zakochałam się...
-wstrzymałam oddech, kiedy słyszę, gdy te słowa padają z moich
ust i muszę przyznać, że nie było tak źle jak mi się wydawało.
-zakochałam się w Harry'm -poczułam pod powiekami zbierające się
łzy i to nie były łzy rozpaczy, a szczęścia.
Dzięki Harremu
odnalazłam swoją drogę do gwiazd.
Oglądając z Le
„Trzy metry nad niebem”, chciało mi się śmiać kiedy padły te
słowa... znalazłem się trzy metry nad niebem... bo
jak to jest możliwe?!
Ale teraz już
wiedziałam, że jest to możliwe. To było możliwe, bo właśnie
teraz tak się czułam.
-i jestem cholernie
szczęśliwa -dodałam po chwili widzą, że Rose dalej stoi
wpatrując się we mnie -i co byś nie powiedziała, nic tego nie
zmieni. Możesz na mnie krzyczeć, ale... -Rose przerwała mi
wypowiedź przytulając mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk i
rozpłakałam się.
Płakałam pierwszy
raz od momentu, gdy rozstałam się z Denis'em. Od momentu, gdy mnie
zdradził z jakimś facetem.
-cieszę się -Rose
wyszeptała mi do ucha. Poczułam się wtedy jeszcze bardziej
szczęśliwsza. Nic już nie mogło zakłócić mojego szczęścia.
Nic!!
Było jednak coś
jeszcze. Musiałam powiedzieć to co czuję Harremu, a tego się
właśnie najbardziej bałam. Wiedziałam, że on coś do mnie czuje,
ale nie wiedziałam co to dokładnie jest. Jednak nie psuło to mi
humoru w najmniejszym ułamku. Te „złe” myśli zastąpiły słowa
Harrego „..nawet i wieczność”.
Musiałam sobie to
wszystko poukładać w głowie, więc potrzebowałam trochę czasu.
-jestem naprawdę
szczęśliwa... nawet sama nie mogę w to uwierzyć.
*Harry
Droga do hotelu
minęła nam w miarę dobrze, mimo tego że Luke ciągle milczał.
Wyglądał na bardziej zdołowanego niż chwilę temu. Wiedziałem,
że to co mu powiedziałem, trochę bardziej go przybiło... no ale
tym milczeniem nic nie wskóra. To było pewne, że nic z tego nie
wyjdzie jeśli on będzie robił tak jak robi.
Martwiłem się o
niego i o Rose. Bardzo do siebie pasowali.
-chodź...
-otrząsnąłem się z mojego zamyślenia. Luke potrząsnął mną
lekko. Byliśmy już pod hotelem i należałoby już wyjść z
taksówki i zając się tym małym problemem... no i wracać do Sue.
-co planujesz?
-trzeba zamówić
szampana -wyszczerzyłem zęby w uśmiechu. Planowałem je pokonać
ich własną bronią.
Musiałem się
nieźle wygimnastykować, żeby podali mi numer pokoju pokoju Tay.
Zamówiliśmy szampana i poprosiliśmy, aby dostarczyli go za
dziesięć minut do pokoju dziewczyny.
Oparłem się po
prawej stronie drzwi, a Luke po lewej. Spojrzałem pytająco na Luka,
kiwnął głową. Zapukałem. Głośne echo rozeszło się po całym
korytarzu.
Czekaliśmy może z
minutę, za nim drzwi otworzyły się. Stanęła w nich Taylor. Jej
mina była warta tej całej wycieczki.
-Tay, co jest...
-no i jak na zawołanie obok mojej ex, pojawiła się Miley.
-cieszę się, że
jesteście tu obie. -klęsnąłem w dłonie. Chyba wyglądałem jak
idiota.
-co wy... tu...
-prawdopodobnie
stoimy -wreszcie do naszego dialogu wtrącił się Luke. Wyglądał
trochę na zirytowanego. Wpatrywał się w Miley z morderczym
wzrokiem.
No tak, też miałem
ochotę zabić obie, ale nie po to tu byliśmy. Wyciągnąłem
telefon i włączyłem nagranie i z ogromną przyjemnością
wpatrywałem się w coraz szerzej otwarte oczy Taylor. To naprawdę
było przyjemne.
-nie będziemy
wchodzić, więc powiem wam to tu i teraz -przeczesałem włosy i za
wszelką cenę próbowałem nie parsknąć śmiechem -przyszliśmy
wam podziękować.
Obie dziewczyny
włącznie z Lukiem spojrzały na mnie ze zdziwieniem. No tak
zapomniałem dokładnie wprowadzić Luka w mój plan.
-wiecie co? Kurde,
nawet nie wiem jak wam podziękować. Dzięki wam pogodziłem się ze
swoim przyjacielem -klepnąłem Luka w ramię -byliśmy na wojennej
ścieżce, a wtedy pojawiłyście się wy i przez to daliśmy sobie
po twarzy,no i to chyba wystarczyło by się pogodzić, prawda Luke?
-oczywiście. Masz
rację...
Mina Tay była
bezcenna. Na zmianę otwierała usta i zamykała. Miley wyglądała
jakby właśnie połknęła kij.
-no i odnaleźliśmy
miłość swojego życia. I to wszystko dzięki wam!!
-ale... ale...
-no ale...
-podszedłem bliżej swojej byłej dziewczyny. -no ale jeśli
wywiniecie znowu jakiś numer, to cię zniszczę Tay. Mam nagranie i
trochę innych rzeczy też. Nie pogrywaj ze mną.
Wtedy po korytarzu
rozszedł się dźwięk kroków. Odwróciłem głowę w tamtą stronę
i zobaczyłem kelnera niosącego butelkę szampana. Kiedy stanął
obok nas, przepuściłem go w drzwiach.
-a to w
podziękowaniu. Wypijcie za nasze zdrowie...
*Sue
Chodziłam po swoim
mieszkaniu. Minęły dwie godziny od kiedy Luke i Harry wyszli z
naszego gabinetu. Od tamtej pory żaden nie dawał znaków życia.
Bałam się, że zrobili coś złego. Bałam się o nich.
A jak teraz siedzą
na jakimś komisariacie za pobicie tych dziewczyn?!
Kiedy usłyszałam
dźwięk przekręcania zamka w drzwiach, prawie podskoczyłam.
Przecież to nie było możliwe, aby Le i Fab wrócili. Podeszłam do
drzwi akurat w momencie, gdy się otworzyły a w nich stanął nie
kto inny jak sam Harry. Uśmiechał się od ucha do ucha.
Jak tylko
przekroczył próg mojego mieszkania, pochwycił mnie w ramiona i
mocno przycisnął do swojej klatki piersiowej. Tak bardzo mi tego
brakowało.
-martwiłam się
-wyszeptałam
-cieszę się...
-poczułam jak jego usta dotykają mojego czubka głowy. To było
naprawdę przyjemne. Mogłabym stać tak wiecznie. Czując jego
zapach, ciepło i bijące serce.
To był on... to
zawsze miał być on. Wiecznie wkurzający mnie dzieciak. On miał
być tym jedynym.
Dzięki temu
pobiciu trafili do nas, a przecież nic nie dzieje się tak po
prostu. To było przeznaczenie. Miałam się w nim zakochać, miałam
go potrzebować, miałam przejść tą długą drogę... tylko po to,
aby zrozumieć gdzie jest moje miejsce na ziemi.
-Harry... -byłam
gotowa mu to powiedzieć. Teraz albo nigdy -ja... cię... -i wtedy
przerwał nam dzwonek domofonu. Byłam zdziwiona... nikogo innego niż
Harrego nie oczekiwałam. Może któryś z lokatorów zapomniał
kluczy.
Wyspowiadałam się
z ramion Harrego i wcisnęłam przycisk domofonu.
-tak?
-czy to mieszkanie
pani Sue Hearson?
-tak, słucham...
-poszukujemy pana
Lue Jahson
-a w czym mogę
pomóc? -trochę się zdziwiłam. Le nikomu nie mówił, gdzie
obecnie mieszkają z Fabianem. Przynajmniej raz w tygodniu chodził
co ich wspólnego mieszkania i odbierał pocztę. Nieraz ja to
robiłam.
-tu Anton Perrier
jestem z policji... -moje serce stanęło, spojrzałam przerażona na
Harrego.
-proszę wejść
-Harry odezwał się za mnie i wcisnął przycisk odblokowujący
drzwi.
Stałam przed
drzwiami i nie wiedziałam co ze sobą zrobić, ale chyba nie było
co się tym przejmować... prawda? Może to miło związek z
wypadkiem.
Moje wątpliwości
i teoria rozpłynęła się, gdy przed drzwiami stanęło dwóch
wysokich mężczyzn. Jeden z nich trzymał za ramię nastolatkę,
która była mi znana tylko i wyłącznie ze zdjęć.
Byłam tak
zamroczona, ze nawet nie otworzyłam ust. To Harry rozmawiał z nimi.
-Sue, dokumenty...
-usłyszałam to jak przez mgłę. Jednak nie mogłam się ruszyć.
Mój wzrok był wlepiony w dziewczynkę.
-tak, proszę ją
zostawić... -otrząsnęłam się na słowa, które wypowiedział
Harry.
Że jak? Kogo
zostawić? Matko?! Co ona tu robiła?!
-Sue? -Harry lekko
potrząsnął mnie i wtedy dopiero na niego spojrzałam. Nie
wierzyłam co tu się dzieje.
Harry stał z moją
torebką i wkładał coś do niej.
-Toni...
-wyszeptałam wpatrując się w dość zlękniona piętnastolatkę.
-co tu robisz?
-Sue... -Harry
zabrał głos -nie słuchałaś? -pokręciłam głową -znasz Cetlin
Gomes? -odwróciłam głowę od dziewczyny i spojrzałam na niego.
Jak miałam mu to wszystko wytłumaczyć? Ostatecznie jednak
pokiwałam głową -miała wypadek. Jest w szpitalu. Le ma dziecko?
-zapytał cicho
Spojrzałam na
dziewczynę.
-idę zadzwonić do
Le -wyszeptałam. Zatrzymałam się po dwóch krokach -Harry zajmiesz
się nią przez chwilę?
Kiedy uzyskałam
pozytywną odpowiedź, poszłam po telefon. Czekała mnie długa
rozmowa z Le. Kurde... miałam w mieszkaniu adoptowaną córkę
mojego brata. Nie znałam tej dziewczyny, tak samo jak reszta
rodziny.
Co ja miałam z nią
zrobić?!
▼
Luke ▼
Po
dramie z Miley i Taylor wróciłem do hotelu. Psychicznie byłem
dzisiaj wypompowany. Denerwowało mnie ciągłe nagadywanie chłopaków
na rozmowę z Rose. Przecież wiem doskonale, że muszę jej
powiedzieć o naszej trasie koncertowej. Muszę jej powiedzieć, że
wyjeżdżam na parę miesięcy i przez ten czas nie będę u jej
boku.. Wiem, że poradziłaby sobie beze mnie.. Ale problem polega na
tym, że ja nie potrafiłbym poradzić sobie bez jej obecności w
moim życiu. Zakochałem się w niej na zabój i nie wyobrażam sobie
dalszego życia bez tej kobiety. Zrobiłbym dla niej wszystko!
Wszystko oprócz przełożenia trasy koncertowej, nie mógłbym
zrobić tego chłopakom. Wściekły cisnąłem butami w ścianę.
-
Cholerna miłość! - jęknąłem.
Moje
przemyślenia przerwał dzwonek telefonu. Za pierwszym razem go
zignorowałem, ale kiedy kolejny raz ktoś próbował mnie się do
dobić, postanowiłem go odebrać. Sięgnąłem po urządzenie i
zdziwiłem się na widok Adriana na ekranie. Odebrałem po krótkim
zawahaniu.
-
Czego chcesz? - westchnąłem.
-
Porozmawiać? - odchrząknął i kontynuował. - Chciałem się
dowiedzieć co słychać u Rose i..
-
Nagle to Ciebie interesuje? - warknąłem. - Taki troskliwy się o
nią zrobiłeś? Skoro Tobie na niej zależy to zadzwoń do Rose i
sam się dowiedz!
-
Kiedy ja nie mogę..
-
Możesz, ale nie chcesz, kretynie.
-
Wyobraź sobie, że nie mogę! - wrzasnął do słuchawki. - Może Ty
tego nie zrozumiesz, bo nigdy nie miałeś złamanego serca. Gdybyś
się nie pojawił w jej życiu, to nie musiałbym stamtąd wyjeżdżać!
Rose by się w Tobie nie zakochała i nie odrzuciłaby moich uczuć!
Adrian
to wszystko wyrzucił z siebie na jednym wydechu. Nie spodziewałem
się, że tak wybuchnie.. I dlaczego do cholery mnie obwiniał za
jego zawód? Przecież to nie moja wina, że trafiłem do Rose na
terapię! Nie moja wina, że miłość sobie nie wybiera.. Nie moja
wina, że mnie i Rosemarie połączyło piękne uczucie.. Z drugiej
strony chłopak cierpiał, a ja nie powinienem wyładowywać na nim
swojej złości. Zacisnąłem pięści i niechętnie jemu
odpowiedziałem.
-
Z Rose jest wszystko w porządku. - burknąłem. - Jakoś się
podniosła po Twoim wyjeździe.
-
Podniosła? - spytał łamiącym się głosem. - Aż tak bardzo to
przeżyła?
-
Dziwisz się? Adrian, sam wiesz jaka ona jest wrażliwa i jak bardzo
zależy jej na Tobie..
Odpowiedziała
mi głucha cisza. Zacząłem zastanawiać się, czy mój rozmówca
nie zszedł na zawał. Na szczęście moje myśli się nie
potwierdziły.
-
W takim razie dziękuję, że przy niej jesteś.
-
Szkoda, że nie na długo.. - mruknąłem sam do siebie, zapominając
na chwilę, że rozmawiam z nim przez telefon.
-
Że jak? - spytał Adrian.
-
Hmm? Nic takiego. - mruknąłem. - Kiedy wracasz do Bostonu?
-
Nie planuję tego zbyt wcześnie.. Dlaczego pytasz?
- Bo
chciałbym Ciebie prosić, żebyś wrócił trochę wcześniej..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz