▼ Rose ▼
Po wizycie w szpitalu postanowiłam
odwieźć Luka do hotelu. Może i całe to spotkanie poszło w
niepamięć, ale naprawdę nie miałam ochoty oglądać dzisiaj
więcej jego twarzy. Zwłaszcza, że jutro czeka mnie wizyta u
Adriana oraz terapia z Hemmingsem i 5SoS. Ta cała sprawa powoli
zaczyna wyprowadzać mnie z równowagi. Wzięłam głębszy oddech i
skierowałam się do domu, żeby móc odpocząć. W kącie mojej
pustej główki wciąż tkwiła sprawa Sue oraz Harry'ego. Wierzę,
że się pogodzą, bo ich ciągnie do siebie jak nikogo innego. Ona
naprawdę była szczęśliwa u jego boku, chociaż może i tego nie
przyznaje. Otworzyłam okno i dodałam gazu, żeby szybko znaleźć
się w moim pokoju.
Parkując na podjeździe nie marzyłam
o niczym innym, jak wziąć szybki prysznic i położyć się spać.
Spięłam więc szybko swoje dupsko i wpełzłam do domu. Okazało
się, że ktoś nagrał mi się na telefon domowy. Zdziwiłam się
lekko i odsłuchałam wiadomość.
„Cześć. Rose. Tutaj Adrian. Chciałem Ciebie prosić,
abyś dała mi jutro znać piętnaście minut przed Twoim przyjściem
do mnie do domu. Wiesz jak jest z ojcem.. Wolałbym, żebyś nie
musiała się z nim widzieć. Trzymaj się na wodzy, kochanie. Już
za Tobą tęsknie.”
Koniec wiadomości.
Zaśmiałam się pod nosem i wyłączyłam nagranie. Często
mówiliśmy z Adrianem do siebie podobne teksty, ale na tle ostatnich
wydarzeń to wszystko gdzieś się ulotniło. Po zakończeniu terapii
będę musiała nadrobić zaległości z Adrianem. Ale to oznacza z
kolei koniec mojej przygody z Lukiem.. Udałam się na górę i
wzięłam szybki prysznic, żeby móc zmyć z głowy przytłaczające
myśli. Potem jak gdyby nigdy nic położyłam się w łóżku
rozmyślając o Sue, Harry'm, Adrianie i oczywiście Lukey'u..
▼ Luke ▼
Z samego rana
zadzwoniłem do chłopaków i umówiłem się na próbę przed
terapią. Przez ostatnie czasy naprawdę miałem dużo na głowie i
koncertowanie, czy samo brzdękanie na gitarze było dla mnie
oddaloną rzeczywistością. Umówiliśmy się na jakieś salce
niedaleko naszego hotelu. Przed wyjściem wykonałem jeszcze jedne
telefon. Wybrałem numer do Rose i rozsiadłem się na stole.
-
Halo? - usłyszałem jej głos. - Stało się coś, Luke?
- Czy
zawsze coś musi się wydarzyć, żebym do Ciebie zadzwonił? -
mruknąłem.
-
Mniej więcej dokładnie tak to działa..
W sumie gdyby się
tak dłużej zastanowić, to może i Rose miała rację. Uśmiechnąłem
się pod nosem i zacząłem bawić się kolczykiem.
- Ja w
innej sprawie. Nie masz może ochoty wpaść do nas na próbę? -
spytałem bez ogródek. - Powiedziałabyś, co sądzisz o naszej
nowej piosence.
Po drugiej stronie
nastała krótka cisza, przerywana stukaniem jakiś przedmiotów.
-
Bardzo chętnie, ale.. Tak jakby jestem z kimś umówiona.. -
wydukała z siebie.
-
Idziesz do Sue?
- Nie.
Chyba nie muszę się Tobie tłumaczyć z moich planów, co Lukey?
Auć. Czy te słowa
powinny mnie zaboleć? Bo właśnie mniej więcej dostałem cios
prosto w moje zgruchotane serce. Sądziłem, że nasza znajomość
znowu zaczyna kroczyć ku lepszemu..
- Nie no, oczywiście. - wyszeptałem. - Do zobaczenia w gabinecie, Rose.
-
Udanej próby!
Po tych słowach
połączenie zostało zerwane. Wkurzony miałem ochotę rzucić tym
telefonem o ścianę. Co jeśli Rose właśnie jedzie spotkać się z
jakimś facetem? Nie moja wina, że byłem cholernie zazdrosny o moją
ukochaną! Każdy facet stojący obok niej był dla mnie potencjalnym
zagrożeniem, które mam ochotę walnąć z gitary prosto w głowę.
Chyba, że idzie zobaczyć się z Adrianem? Chociaż nie.. on jest
dzisiaj w pracy. A może się mylę? Rozkojarzony poczułem, że coś
zawija mi się wokół nogi. Spojrzałem w dół i zobaczyłem kabel,
w który wlazłem. Chciałem strzepnąć go nogą, ale to pogorszyło
sprawę, bo moja stopa jeszcze bardziej wplątała się w to gówno,
co sprawiło, że wyrżnąłem na podłodze pięknego orła. No
pięknie! Nie ma to jak dobrze zacząć dzień!
Od godziny trwała
nasza próba, która nie należała dzisiaj do najlepszych. Zdarzyło
się, że kilka razy pomyliłem tekst, bądź też ominąłem swoją
kwestię. Pewnie myślicie, że to nic takiego? Otóż okazało się,
że nie! Ashton dwukrotnie rzucił we mnie swoimi pałeczkami, żeby
mnie obudzić, a Michael i Calum non stop podchodzili i darli mi się
do ucha!
-
Dobra, dość! - rozbrzmiał głos wkurzonego Clifforda,
odkładającego swoją gitarę na stojak. - Tak się nie da grać!
-
Przepraszam. - burknąłem pod nosem, również odkładając swój
sprzęt. - Nie mogę się dzisiaj skupić.
Spojrzałem na
niego i lekko zmrużyłem oczy. Coś się w moim przyjacielu
zmieniło.. Tylko co? I nie, nie mówię o jego wściekłym wyrazie
miny.
- No
nie gadaj, że jestem Twoim kolejnym obiektem westchnień, Hemmings.
- prychnął Mike, spoglądając mi w oczy. - Wystarczy już jedna
laska, która rozbija nam próbę.
Wywróciłem oczyma
i postanowiłem, że nie odpowiem na jego zaczepki. Bo i po co? Żeby
panowie mieli ze mnie polew? Nie, nie.. Odchrząknąłem i skinąłem
na niego głową.
-
Robiłeś coś ostatnio ze swoim wyglądem?
Wkoło mnie
rozbrzmiały śmiech, a ja zdezorientowany spoglądałem po moich
kumplach. Nie moja wina, że nie mogę skojarzyć faktów!
-
Ehee.. - zaczął Calum, wcinający kanapkę. - Podpowiem Tobie, że
zmienił fryzurę.
Spojrzałem
na niego jeszcze raz i walnąłem się dłonią prosto w czoło. Jak
ja mogłem tego nie zauważyć?!
-
Znowu powracasz do niebieskiego, Mike? - spytałem. - A tak bardzo
kojarzyłeś się naszym fanom z psem Cliffordem.. Pewnie kojarzysz
tego olbrzyma, co latał obok małej dziewczynki?
Michael
spojrzał na mnie jak na idiotę. Myślałem, że mnie zruga za to
stwierdzenie, ale okazało się całkiem inaczej. Przyjaciel zaczął
śmiać się jak opętany.
-
Dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłem? - wydusił przez śmiech.
- Może
dlatego, że nigdy nie porównałbyś siebie do psa..
Odwróciłem
się w stronę Ashtona wypowiadającego te słowa i zaśmiałem się
pod nosem.
-
Trochę brutalne stwierdzenie. - szepnął Calum, upewniając się,
że Mike nic nie słyszy.
Irwin
wzruszył ramionami i wziął od Hood'a kanapkę.
- On
się nie obrazi. - powiedział, biorąc kęs chleba.
Jeśli
ktokolwiek miałby mi dzisiaj poprawić humor, to właśnie tymi
osobami byliby moi najwspanialsi przyjaciele, z którymi czeka mnie
wspólne spędzenie kilku najbliższych miesięcy.
▼ Rose
▼
Stałam
u progu Adriana zastanawiając się czy będę miała tą
„przyjemność” spotkania się z jego ojcem. Ogólnie jest to
całkiem przyzwoity facet.. O ile wcześniej nie wypije. Osobiście
byłam świadkiem kilku sytuacji, w których to pan Roman użył
przemocy wobec Adiego, czy też jego brata. Co prawda przepraszał
wtedy, gdy wytrzeźwiał.. Ale następnego razu robił znowu coś
podobnego. Ten mężczyzna wręcz nad sobą nie panował! Pięć razy
próbował iść na odwyk, lecz ani razu nie podołał zadaniu.
Wracał do domu i wszystko wracało do starego stanu.. Jack, brat
Adriana, miał poparcie w swojej starszej wersji, ponieważ mój
przyjaciel zawsze stawał między nim, a ojcem. Tylko, cholera, nie
zawsze Adi był w domu, prawda? Mama chłopaka dorabiała, żeby móc
się stamtąd wyprowadzić.. Adrian też dorabiał właśnie z tego
powodu! Jednak wyżywienie i posłanie młodszego Walkera do szkoły
dość sporo kosztowało. Adi poświęcił wszystko dla swojego
brata.. Nie ma na świecie ważniejszej osoby dla mojego przyjaciela.
Niepewnie wzięłam głębszy wdech i zapukałam delikatnie do drzwi.
Na moje szczęście moim oczom ukazał się Adrian, a nie twarz jego
ojca.
- O,
hej, piękna. - przywitał się, całując mnie w policzek. - Wejdź.
Uśmiechnęłam
się do niego szeroko i ściągnęłam z siebie płaszcz.
-
Czołem, Adi. - puściłam jemu oczko. - Mamy dla siebie cztery
godziny, dlatego pomyślałam, że nie wypada wpadać z pustymi
rękoma.
Chłopak
zmarszczył zabawnie czoło i skrzyżował ramiona na piersi.
- Co
wykombinowałaś? - spytał ostrożnie.
Zaśmiałam
się pod nosem i pokazałam jemu siatkę, w której znajdowała się
chińszczyzna wraz z dużą butelką picia.
- Twój
smakołyk. - zanuciłam śpiewnym głosem.
Adrian
roześmiał się głośno i objął mnie swoimi ramionami, zakręcając
mną dwa piruety.
-
Będziemy cholernie otyli! - prawie, że krzyknął mi do ucha. -
Zamówiłem dokładnie ten sam zestaw.
- Co w
tym takiego radosnego? - spytałam, spoglądając jemu w twarz. - To,
że wznowimy nasze poranne treningi?
Adi
pokręcił głową i ponownie ucałował mnie w policzek.
- To
też. Jednakże mówiłem o tym, że wciąż myślimy w ten sam
sposób.
Naszą
rozmowę przerwał głośny hałas dochodzący z najdalej odsuniętego
pokoju. Adi spojrzał na mnie przepraszająco i skierował się w
tamtym kierunku.
-
Przepraszam. Poczekaj tutaj chwilę..
Nie
zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ mojego przyjaciela nie było już
obok mnie. Zmartwiona oparłam się ramieniem o ścianę i
spoglądałam w miejsce, w którym zniknął Adrian. Do moich nozdrzy
dotarła charakterystyczna woń wódki, zmieszanej ze smrodem
papierosów. Usłyszałam głos, nim skojarzyłam jakiekolwiek fakty.
- To
znowu Ty.. - rozbrzmiał ledwo zrozumiany głos za mną. - Dlaczego
ciągle nachodzisz mojego syna?
Zdziwiłam
się, że cokolwiek zrozumiałam z tego bełkotu. Skrzywiłam się i
odwróciłam bardzo ostrożnie w stronę pana Walkera. Nauczyłam się
już, żeby nie robić przy nim żadnych gwałtownych ruchów.
-
Chciałam się z nim zobaczyć. - odpowiedziałam drżącym głosem.
- No i dawno też nie widziałam Jack'a. Przyszłam ich tylko
odwiedzić.
Mężczyzna
spoglądał na mnie przez chwilę, po czym jego wzrok skierował się
na coś, co znajdowało się za moimi plecami.
-
Zapewne moi synowie bardzo cieszą się z Twojej wizyty, Brittany.
-
Rose. - poprawił go Adrian, stojący tuż za moim ramieniem. - A
teraz zabieram ją ze sobą do pokoju.
Przyjaciel
wziął ode mnie siatki z chińszczyzną i poczekał, aż ruszę
przodem do pomieszczenia, które dzielił ze swoim bratem.
-
Adrian! - wrzasnął pijany facet. - Tylko nie pieprz jej zbyt mocno!
Nie chciałbym usłyszeć jakichkolwiek jęków, pisków, czy krzyków
wydobywających się z jej gardła.
Poczułam,
że Adi cały się spiął. Zaczął się odwracać z zaciśniętymi
pięściami. Złapałam go za dłonie i wtuliłam w jego umięśnione
plecy.
-
Zostaw go, Adi. - wyszeptałam. - Nie warto wszczynać awantury.
Chłopak
poniekąd mnie posłuchał.. Stał w miejscu i milczał, wpatrując
się w jego plecy. Całą sytuację oglądałam spod ramienia
Adriana.
-
Nigdy więcej nie waż się mówić do Rose czegokolwiek podobnego,
obleśny zboczeńcu.
Pan
Walker zaczął się gwałtownie zbliżać, przez co szybko
zaciągnęłam Adriana do jego pokoju, co by uniknąć bójki. Wiem,
że Adi dałby sobie z nim radę, ale po co? Zamknęliśmy za sobą
drzwi, wysłuchując przy tym całą symfonię wyzwisk jego ojca.
-
Przepraszam. - wyszeptał Adrian, spoglądając na mnie ze zbolałą
miną. - Nie zapraszałbym Ciebie, gdybym wiedział.. Przysięgam, że
jeszcze godzinę temu był trzeźwy i pokorny jak piesek.
Uśmiechnęłam
się do niego krzepiąco, głaszcząc przy tym jego ramię.
- Daj
spokój. Nie masz za co przepraszać. - spojrzałam w głąb pokoju i
zauważyłam Jack'a siedzącego przy zbitym wazonie. - Cześć,
młody!
Mniejsza
wersja Adriana podbiegła i wtuliła się w moje nogi.
-
Rose, dobrze że przyszłaś! - pisnął. - Odi zbił ulubiony wazon
Adiego! Nawet sobie nie wyobrażam jakby zareagował, gdybyśmy byli
tutaj sami.
Spojrzałam
na swojego przyjaciela pytająco, a ten tylko postukał się w czoło
i wystawił język swojemu bratu.
- Już
nie koloryzuj, Jack. Obaj wiemy, że ja miałbym bardziej przekichane
wysłuchując Twoich przeprosin.
Widok
przedrzeźniających się braci sprawił, że na moją twarz wpłynął
jeden z najbardziej szczerych uśmiechów w ciągu ostatnich dni.
▼ Luke
▼
Wieczorem
razem z ekipą pojechaliśmy pod gabinet, w którym miała odbyć się
dzisiejsza terapia. Mieliśmy spotkać się dwie godziny wcześniej,
ale Rose poprosiła o przełożenie godziny, ponieważ przedłużyło
się jej spotkanie. Chłopacy byli jak najbardziej chętni, z kolei
ja zacząłem się zastanawiać, co się tam takiego działo. No bo
co było aż tak ważnego? Wczłapałem się jakoś na górę i
zapukałem do drzwi gabinetu pani psycholog.
-
Wejdźcie. - rozbrzmiał głos Rose.
Pierwszy
do wejścia wyrwał się Calum oraz Michael. Od kiedy tak bardzo było
im śpieszno do spotkanie z tą kobietą? Zazwyczaj marudzili, że
psycholodzy ich przerażają. Spojrzałem na Ashtona, a ten tylko
wzruszył ramionami i wkroczył do gabinetu. Chcąc nie chcąc
zrobiłem to samo. Zamknąłem drzwi i usiadłem na kanapie.
Pomyśleć, że tutaj wszystko się zaczęło.. Pierwsze spotkanie..
Pierwsze ujrzenie piękna tej kobiety.. Poczucie jej charyzmy.. Widok
jej idealnego uśmiechu i ciała.. Potrząsnąłem głową i
spojrzałem na Rose, która uparcie wpatrywała się w telefon.
- Już,
moment. - rzuciła, klikając coś w urządzeniu. - Muszę pilnie
odpisać i przejdziemy do rozmowy..
- Nie
krępuj się. - rzucił niebiesko włosy Mike.
Przyjrzałem
się jemu dokładnie, a ten tylko posłał mi swój chciwy uśmieszek,
opierając się wygodnie o sofę. Prychnąłem i zwróciłem swoją
uwagę na Rose, która wstała i zmierzała w naszym kierunku.
-
Witajcie, panowie. - powiedziała z uśmiechem. Mogłem się założyć,
że był on wymuszony. - Chciałam dzisiaj z wami porozmawiać o tym,
jak się miewa sytuacja. - spojrzała wprost na mnie i przeszywała
mnie swoim wzrokiem. - Czy między wami wszystko dobrze?
Spytanie
skierowała do wszystkich, a mimo to jej wzrok nie odstępował mnie
na krok. O co tej kobiecie chodzi?
- Jak
najbardziej. - odpowiedział uśmiechnięty Calum, co odwróciło
moją uwagę od wizerunku ukochanej.
Rose
cicho się zaśmiała i podeszła do Michaela.
- A
jak miewa się Wasza sytuacja z fankami? Nadal napływa na Was fala
tak zwanego „hejtu”?
Chłopak
uśmiechnął się do niej szeroko i skinął głową.
- W
żadnym wypadku. Nasze fanki mają teraz inne plotki na głowie. -
mówiąc to spojrzał na mnie. - W sumie bardzo ciekawa sprawa.
Rose
popędziła za jego spojrzeniem i wzrokiem wwiercała się ponownie w
moją osobę.
- Co
się stało? - spytała.
Michael
prychnął i podał jej wycinek z gazety.
- To
się stało. Ty i Sue ponownie widniejecie na pierwszych stronach.
________________________________________________________________________________
Witajcie! Przepraszam Was bardzo za to opóźnienie, ale ostatnio miałam masę roboty, przez którą nawet zapomniałam jak się nazywam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Obiecuję, że następnym razem będę się ściśle trzymać wyznaczonego terminu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz