środa, 10 lutego 2016

Chapter Thirty -Two

▼ Rose ▼
Po wizycie w szpitalu postanowiłam odwieźć Luka do hotelu. Może i całe to spotkanie poszło w niepamięć, ale naprawdę nie miałam ochoty oglądać dzisiaj więcej jego twarzy. Zwłaszcza, że jutro czeka mnie wizyta u Adriana oraz terapia z Hemmingsem i 5SoS. Ta cała sprawa powoli zaczyna wyprowadzać mnie z równowagi. Wzięłam głębszy oddech i skierowałam się do domu, żeby móc odpocząć. W kącie mojej pustej główki wciąż tkwiła sprawa Sue oraz Harry'ego. Wierzę, że się pogodzą, bo ich ciągnie do siebie jak nikogo innego. Ona naprawdę była szczęśliwa u jego boku, chociaż może i tego nie przyznaje. Otworzyłam okno i dodałam gazu, żeby szybko znaleźć się w moim pokoju.
Parkując na podjeździe nie marzyłam o niczym innym, jak wziąć szybki prysznic i położyć się spać. Spięłam więc szybko swoje dupsko i wpełzłam do domu. Okazało się, że ktoś nagrał mi się na telefon domowy. Zdziwiłam się lekko i odsłuchałam wiadomość.
Cześć. Rose. Tutaj Adrian. Chciałem Ciebie prosić, abyś dała mi jutro znać piętnaście minut przed Twoim przyjściem do mnie do domu. Wiesz jak jest z ojcem.. Wolałbym, żebyś nie musiała się z nim widzieć. Trzymaj się na wodzy, kochanie. Już za Tobą tęsknie.”
Koniec wiadomości. Zaśmiałam się pod nosem i wyłączyłam nagranie. Często mówiliśmy z Adrianem do siebie podobne teksty, ale na tle ostatnich wydarzeń to wszystko gdzieś się ulotniło. Po zakończeniu terapii będę musiała nadrobić zaległości z Adrianem. Ale to oznacza z kolei koniec mojej przygody z Lukiem.. Udałam się na górę i wzięłam szybki prysznic, żeby móc zmyć z głowy przytłaczające myśli. Potem jak gdyby nigdy nic położyłam się w łóżku rozmyślając o Sue, Harry'm, Adrianie i oczywiście Lukey'u..

▼ Luke ▼
Z samego rana zadzwoniłem do chłopaków i umówiłem się na próbę przed terapią. Przez ostatnie czasy naprawdę miałem dużo na głowie i koncertowanie, czy samo brzdękanie na gitarze było dla mnie oddaloną rzeczywistością. Umówiliśmy się na jakieś salce niedaleko naszego hotelu. Przed wyjściem wykonałem jeszcze jedne telefon. Wybrałem numer do Rose i rozsiadłem się na stole.
- Halo? - usłyszałem jej głos. - Stało się coś, Luke?
- Czy zawsze coś musi się wydarzyć, żebym do Ciebie zadzwonił? - mruknąłem.
- Mniej więcej dokładnie tak to działa..
W sumie gdyby się tak dłużej zastanowić, to może i Rose miała rację. Uśmiechnąłem się pod nosem i zacząłem bawić się kolczykiem.
- Ja w innej sprawie. Nie masz może ochoty wpaść do nas na próbę? - spytałem bez ogródek. - Powiedziałabyś, co sądzisz o naszej nowej piosence.
Po drugiej stronie nastała krótka cisza, przerywana stukaniem jakiś przedmiotów.
- Bardzo chętnie, ale.. Tak jakby jestem z kimś umówiona.. - wydukała z siebie.
- Idziesz do Sue?
- Nie. Chyba nie muszę się Tobie tłumaczyć z moich planów, co Lukey?
Auć. Czy te słowa powinny mnie zaboleć? Bo właśnie mniej więcej dostałem cios prosto w moje zgruchotane serce. Sądziłem, że nasza znajomość znowu zaczyna kroczyć ku lepszemu..
- Nie no, oczywiście. - wyszeptałem. - Do zobaczenia w gabinecie, Rose.
- Udanej próby!
Po tych słowach połączenie zostało zerwane. Wkurzony miałem ochotę rzucić tym telefonem o ścianę. Co jeśli Rose właśnie jedzie spotkać się z jakimś facetem? Nie moja wina, że byłem cholernie zazdrosny o moją ukochaną! Każdy facet stojący obok niej był dla mnie potencjalnym zagrożeniem, które mam ochotę walnąć z gitary prosto w głowę. Chyba, że idzie zobaczyć się z Adrianem? Chociaż nie.. on jest dzisiaj w pracy. A może się mylę? Rozkojarzony poczułem, że coś zawija mi się wokół nogi. Spojrzałem w dół i zobaczyłem kabel, w który wlazłem. Chciałem strzepnąć go nogą, ale to pogorszyło sprawę, bo moja stopa jeszcze bardziej wplątała się w to gówno, co sprawiło, że wyrżnąłem na podłodze pięknego orła. No pięknie! Nie ma to jak dobrze zacząć dzień!
Od godziny trwała nasza próba, która nie należała dzisiaj do najlepszych. Zdarzyło się, że kilka razy pomyliłem tekst, bądź też ominąłem swoją kwestię. Pewnie myślicie, że to nic takiego? Otóż okazało się, że nie! Ashton dwukrotnie rzucił we mnie swoimi pałeczkami, żeby mnie obudzić, a Michael i Calum non stop podchodzili i darli mi się do ucha!
- Dobra, dość! - rozbrzmiał głos wkurzonego Clifforda, odkładającego swoją gitarę na stojak. - Tak się nie da grać!
- Przepraszam. - burknąłem pod nosem, również odkładając swój sprzęt. - Nie mogę się dzisiaj skupić.
Spojrzałem na niego i lekko zmrużyłem oczy. Coś się w moim przyjacielu zmieniło.. Tylko co? I nie, nie mówię o jego wściekłym wyrazie miny.
- No nie gadaj, że jestem Twoim kolejnym obiektem westchnień, Hemmings. - prychnął Mike, spoglądając mi w oczy. - Wystarczy już jedna laska, która rozbija nam próbę.
Wywróciłem oczyma i postanowiłem, że nie odpowiem na jego zaczepki. Bo i po co? Żeby panowie mieli ze mnie polew? Nie, nie.. Odchrząknąłem i skinąłem na niego głową.
- Robiłeś coś ostatnio ze swoim wyglądem?
Wkoło mnie rozbrzmiały śmiech, a ja zdezorientowany spoglądałem po moich kumplach. Nie moja wina, że nie mogę skojarzyć faktów!
- Ehee.. - zaczął Calum, wcinający kanapkę. - Podpowiem Tobie, że zmienił fryzurę.
Spojrzałem na niego jeszcze raz i walnąłem się dłonią prosto w czoło. Jak ja mogłem tego nie zauważyć?!
- Znowu powracasz do niebieskiego, Mike? - spytałem. - A tak bardzo kojarzyłeś się naszym fanom z psem Cliffordem.. Pewnie kojarzysz tego olbrzyma, co latał obok małej dziewczynki?
Michael spojrzał na mnie jak na idiotę. Myślałem, że mnie zruga za to stwierdzenie, ale okazało się całkiem inaczej. Przyjaciel zaczął śmiać się jak opętany.
- Dlaczego ja na to wcześniej nie wpadłem? - wydusił przez śmiech.
- Może dlatego, że nigdy nie porównałbyś siebie do psa..
Odwróciłem się w stronę Ashtona wypowiadającego te słowa i zaśmiałem się pod nosem.
- Trochę brutalne stwierdzenie. - szepnął Calum, upewniając się, że Mike nic nie słyszy.
Irwin wzruszył ramionami i wziął od Hood'a kanapkę.
- On się nie obrazi. - powiedział, biorąc kęs chleba.
Jeśli ktokolwiek miałby mi dzisiaj poprawić humor, to właśnie tymi osobami byliby moi najwspanialsi przyjaciele, z którymi czeka mnie wspólne spędzenie kilku najbliższych miesięcy.

Rose ▼
Stałam u progu Adriana zastanawiając się czy będę miała tą „przyjemność” spotkania się z jego ojcem. Ogólnie jest to całkiem przyzwoity facet.. O ile wcześniej nie wypije. Osobiście byłam świadkiem kilku sytuacji, w których to pan Roman użył przemocy wobec Adiego, czy też jego brata. Co prawda przepraszał wtedy, gdy wytrzeźwiał.. Ale następnego razu robił znowu coś podobnego. Ten mężczyzna wręcz nad sobą nie panował! Pięć razy próbował iść na odwyk, lecz ani razu nie podołał zadaniu. Wracał do domu i wszystko wracało do starego stanu.. Jack, brat Adriana, miał poparcie w swojej starszej wersji, ponieważ mój przyjaciel zawsze stawał między nim, a ojcem. Tylko, cholera, nie zawsze Adi był w domu, prawda? Mama chłopaka dorabiała, żeby móc się stamtąd wyprowadzić.. Adrian też dorabiał właśnie z tego powodu! Jednak wyżywienie i posłanie młodszego Walkera do szkoły dość sporo kosztowało. Adi poświęcił wszystko dla swojego brata.. Nie ma na świecie ważniejszej osoby dla mojego przyjaciela. Niepewnie wzięłam głębszy wdech i zapukałam delikatnie do drzwi. Na moje szczęście moim oczom ukazał się Adrian, a nie twarz jego ojca.
- O, hej, piękna. - przywitał się, całując mnie w policzek. - Wejdź.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i ściągnęłam z siebie płaszcz.
- Czołem, Adi. - puściłam jemu oczko. - Mamy dla siebie cztery godziny, dlatego pomyślałam, że nie wypada wpadać z pustymi rękoma.
Chłopak zmarszczył zabawnie czoło i skrzyżował ramiona na piersi.
- Co wykombinowałaś? - spytał ostrożnie.
Zaśmiałam się pod nosem i pokazałam jemu siatkę, w której znajdowała się chińszczyzna wraz z dużą butelką picia.
- Twój smakołyk. - zanuciłam śpiewnym głosem.
Adrian roześmiał się głośno i objął mnie swoimi ramionami, zakręcając mną dwa piruety.
- Będziemy cholernie otyli! - prawie, że krzyknął mi do ucha. - Zamówiłem dokładnie ten sam zestaw.
- Co w tym takiego radosnego? - spytałam, spoglądając jemu w twarz. - To, że wznowimy nasze poranne treningi?
Adi pokręcił głową i ponownie ucałował mnie w policzek.
- To też. Jednakże mówiłem o tym, że wciąż myślimy w ten sam sposób.
Naszą rozmowę przerwał głośny hałas dochodzący z najdalej odsuniętego pokoju. Adi spojrzał na mnie przepraszająco i skierował się w tamtym kierunku.
- Przepraszam. Poczekaj tutaj chwilę..
Nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ mojego przyjaciela nie było już obok mnie. Zmartwiona oparłam się ramieniem o ścianę i spoglądałam w miejsce, w którym zniknął Adrian. Do moich nozdrzy dotarła charakterystyczna woń wódki, zmieszanej ze smrodem papierosów. Usłyszałam głos, nim skojarzyłam jakiekolwiek fakty.
- To znowu Ty.. - rozbrzmiał ledwo zrozumiany głos za mną. - Dlaczego ciągle nachodzisz mojego syna?
Zdziwiłam się, że cokolwiek zrozumiałam z tego bełkotu. Skrzywiłam się i odwróciłam bardzo ostrożnie w stronę pana Walkera. Nauczyłam się już, żeby nie robić przy nim żadnych gwałtownych ruchów.
- Chciałam się z nim zobaczyć. - odpowiedziałam drżącym głosem. - No i dawno też nie widziałam Jack'a. Przyszłam ich tylko odwiedzić.
Mężczyzna spoglądał na mnie przez chwilę, po czym jego wzrok skierował się na coś, co znajdowało się za moimi plecami.
- Zapewne moi synowie bardzo cieszą się z Twojej wizyty, Brittany.
- Rose. - poprawił go Adrian, stojący tuż za moim ramieniem. - A teraz zabieram ją ze sobą do pokoju.
Przyjaciel wziął ode mnie siatki z chińszczyzną i poczekał, aż ruszę przodem do pomieszczenia, które dzielił ze swoim bratem.
- Adrian! - wrzasnął pijany facet. - Tylko nie pieprz jej zbyt mocno! Nie chciałbym usłyszeć jakichkolwiek jęków, pisków, czy krzyków wydobywających się z jej gardła.
Poczułam, że Adi cały się spiął. Zaczął się odwracać z zaciśniętymi pięściami. Złapałam go za dłonie i wtuliłam w jego umięśnione plecy.
- Zostaw go, Adi. - wyszeptałam. - Nie warto wszczynać awantury.
Chłopak poniekąd mnie posłuchał.. Stał w miejscu i milczał, wpatrując się w jego plecy. Całą sytuację oglądałam spod ramienia Adriana.
- Nigdy więcej nie waż się mówić do Rose czegokolwiek podobnego, obleśny zboczeńcu.
Pan Walker zaczął się gwałtownie zbliżać, przez co szybko zaciągnęłam Adriana do jego pokoju, co by uniknąć bójki. Wiem, że Adi dałby sobie z nim radę, ale po co? Zamknęliśmy za sobą drzwi, wysłuchując przy tym całą symfonię wyzwisk jego ojca.
- Przepraszam. - wyszeptał Adrian, spoglądając na mnie ze zbolałą miną. - Nie zapraszałbym Ciebie, gdybym wiedział.. Przysięgam, że jeszcze godzinę temu był trzeźwy i pokorny jak piesek.
Uśmiechnęłam się do niego krzepiąco, głaszcząc przy tym jego ramię.
- Daj spokój. Nie masz za co przepraszać. - spojrzałam w głąb pokoju i zauważyłam Jack'a siedzącego przy zbitym wazonie. - Cześć, młody!
Mniejsza wersja Adriana podbiegła i wtuliła się w moje nogi.
- Rose, dobrze że przyszłaś! - pisnął. - Odi zbił ulubiony wazon Adiego! Nawet sobie nie wyobrażam jakby zareagował, gdybyśmy byli tutaj sami.
Spojrzałam na swojego przyjaciela pytająco, a ten tylko postukał się w czoło i wystawił język swojemu bratu.
- Już nie koloryzuj, Jack. Obaj wiemy, że ja miałbym bardziej przekichane wysłuchując Twoich przeprosin.
Widok przedrzeźniających się braci sprawił, że na moją twarz wpłynął jeden z najbardziej szczerych uśmiechów w ciągu ostatnich dni.

Luke ▼
Wieczorem razem z ekipą pojechaliśmy pod gabinet, w którym miała odbyć się dzisiejsza terapia. Mieliśmy spotkać się dwie godziny wcześniej, ale Rose poprosiła o przełożenie godziny, ponieważ przedłużyło się jej spotkanie. Chłopacy byli jak najbardziej chętni, z kolei ja zacząłem się zastanawiać, co się tam takiego działo. No bo co było aż tak ważnego? Wczłapałem się jakoś na górę i zapukałem do drzwi gabinetu pani psycholog.
- Wejdźcie. - rozbrzmiał głos Rose.
Pierwszy do wejścia wyrwał się Calum oraz Michael. Od kiedy tak bardzo było im śpieszno do spotkanie z tą kobietą? Zazwyczaj marudzili, że psycholodzy ich przerażają. Spojrzałem na Ashtona, a ten tylko wzruszył ramionami i wkroczył do gabinetu. Chcąc nie chcąc zrobiłem to samo. Zamknąłem drzwi i usiadłem na kanapie. Pomyśleć, że tutaj wszystko się zaczęło.. Pierwsze spotkanie.. Pierwsze ujrzenie piękna tej kobiety.. Poczucie jej charyzmy.. Widok jej idealnego uśmiechu i ciała.. Potrząsnąłem głową i spojrzałem na Rose, która uparcie wpatrywała się w telefon.
- Już, moment. - rzuciła, klikając coś w urządzeniu. - Muszę pilnie odpisać i przejdziemy do rozmowy..
- Nie krępuj się. - rzucił niebiesko włosy Mike.
Przyjrzałem się jemu dokładnie, a ten tylko posłał mi swój chciwy uśmieszek, opierając się wygodnie o sofę. Prychnąłem i zwróciłem swoją uwagę na Rose, która wstała i zmierzała w naszym kierunku.
- Witajcie, panowie. - powiedziała z uśmiechem. Mogłem się założyć, że był on wymuszony. - Chciałam dzisiaj z wami porozmawiać o tym, jak się miewa sytuacja. - spojrzała wprost na mnie i przeszywała mnie swoim wzrokiem. - Czy między wami wszystko dobrze?
Spytanie skierowała do wszystkich, a mimo to jej wzrok nie odstępował mnie na krok. O co tej kobiecie chodzi?
- Jak najbardziej. - odpowiedział uśmiechnięty Calum, co odwróciło moją uwagę od wizerunku ukochanej.
Rose cicho się zaśmiała i podeszła do Michaela.
- A jak miewa się Wasza sytuacja z fankami? Nadal napływa na Was fala tak zwanego „hejtu”?
Chłopak uśmiechnął się do niej szeroko i skinął głową.
- W żadnym wypadku. Nasze fanki mają teraz inne plotki na głowie. - mówiąc to spojrzał na mnie. - W sumie bardzo ciekawa sprawa.
Rose popędziła za jego spojrzeniem i wzrokiem wwiercała się ponownie w moją osobę.
- Co się stało? - spytała.
Michael prychnął i podał jej wycinek z gazety.
- To się stało. Ty i Sue ponownie widniejecie na pierwszych stronach.



________________________________________________________________________________
Witajcie! Przepraszam Was bardzo za to opóźnienie, ale ostatnio miałam masę roboty, przez którą nawet zapomniałam jak się nazywam. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Obiecuję, że następnym razem będę się ściśle trzymać wyznaczonego terminu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz