czwartek, 11 lutego 2016

Chapter Thirty-Three



*Harry
Boli mnie kark,
nie czuję jednej nogi...
mógłbym tak wyliczać, ale tak naprawdę jest do dupy!
Otwieram oczy i mam ochotę umrzeć, kiedy ustawiam głowę do pionu. Mój kark woła o pomstę do nieba!
Sue śpi spokojnie z głową na moich kolanach. Próbuję jak najdelikatniej ściągnąć swoją poszkodowaną nogę z drewnianego stolika. Najgorsze jest jednak to, że strasznie mi zdrętwiała.
Telefon zaczyna brzęczeć mi w kieszeni. Próbuję go jak najszybciej wyciągnąć, aby nie obudzić dziewczyny. Jednak nie jest mi to dane.
Sue spogląda na mnie i szybko podnosi się do pozycji siedzącej, a ja z przepraszającą miną wyciągam ten przeklęty telefon.
Kiedy widzę kto dzwoni, zagryzam wargę. Nie jestem pewien, czy powinienem go odebrać.
-Styles... -rzucam do słuchawki, uśmiechając się przy tym do Sue. Nie mogę za nim w świecie zdradzić, tego że dzwoni Luke
-spotkajmy się dziś wieczorem...
-słucham...
-to bardzo ważne -mruczy.
-nie możemy teraz?
-teraz idę na próbę, a później mam tak jakby spotkanie z Rose... -patrzę na godzinę i dopiero teraz orientuję się, że jest tak późno!
-do wieczora... -rozłączam się i odkładam telefon
-matko... muszę iść -Sue staje jak poparzona z kanapy i biegnie do swojej sypialni.
Wraca dokładnie piętnaście minut później. Ubrana jakby szła na jakąś randkę.
-masz klucze, prawda? -kiwam trochę zdezorientowany głową -to zamkniesz
Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, jej już nie było.

*Sue
Byłam umówiona z tatą na piętnastą, a było już wpół do czwartej. Spojrzałam na telefon akurat w tym momencie, kiedy zaczął dzwonić.
-tato, przepraszam... -tata nie daje mi dokończyć.
-Sue, dobrze że cię złapałem... jestem w szpitalu...
-co??
-Meg... wiesz ta nasza nowa recepcjonistka, chyba złamała nogę... -westchnęłam głośno.
Mój ojczym miał ostatnio jakiegoś pecha co do pracowników. Ostatniego lata, jakąś dziewczynę ukąsiła osa i okazało się, że jest uczulona. A jakiś miesiąc temu jego kucharka urodziła dziecko na recepcji. Nikt nawet nie wiedział, że była w ciąży! -zajmiesz się interesem...
Tak o to dobiegł mój dzień wolny. Nie mogłam przecież odmówić tacie, więc się zgodziłam.
*
W hotelu panował jak zawsze ruch. Stan, młody chłopak, którego tata zatrudnił na lato... stał za recepcją i ze wszystkich sił próbował ogarnąć ten cały harmider i jak na dzieciaka radził sobie dobrze.
Koło osiemnastej, wszystko się rozluźniło. Goście okupowali hotelową restaurację, co dało mi więcej czasu na doprowadzenie holu i recepcji do jakiegoś ładu.
Usiadłam na krześle i wzięłam pierwszy łyk kawy. Tego było mi potrzeba! Dziś jeszcze ani razu nie miałam w ustach, tego stawiającego na nogi napoju.
Spojrzałam na kubek i uśmiechnęłam się szeroko. Przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z Harrym. To było już tak dawno, ale pamiętam wszystko. A szczególnie to jak znaleźliśmy w tej samej kawiarni.
Powiedziałam mu wtedy, że nie będę dla niego miła... okazało się wręcz przeciwnie. Zasłoniłam usta dłonią, aby nie parsknąć śmiechem, na samo wspomnienie jego miny na moje słowa.
Aby oderwać myśli od Harrego, wybieram numer Rose. Dawno z nią nie rozmawiałam
-cześć, piękna -uśmiecham się szeroko, kiedy słyszę głośne westchnienie
-jestem spóźniona... -sapie do słuchawki -jestem spóźniona na spotkanie z chłopakami
-coraz częściej ci to się zdarza -śmieje się, choć nie powinnam
-bardzo śmieszne, bardzo -mruczy, a mnie robi się jej żal
Rozłączamy się po tym jak upewnia mnie, że zda mi całą relację ze spotkania.
Idę jeszcze raz sprawdzić jak wygląda najwyższe piętro. Tata by mnie zabił jakby coś nie wyszło. Już sobie wyobrażam jak krzyczy na mnie za plamę na dywanie.
Nagle jakieś silne dłonie wciągają mnie do jakiegoś pomieszczenia. Chcę krzyczeć, jestem przecież przerażona. Nie wiem, czy ta osoba chce mnie zgwałcić czy zabić... matko, a jeśli chce zrobić obie rzeczy naraz?
Zaczynam się miotać...
-trochę ostrożnie, dziewczyno!! -przestaję momentalnie, kiedy słyszę ten głos. Jestem sparaliżowana strachem, a do tego zła...
-ty dupku! -uderzam pięścią w jego klatkę piersiowa -chciałeś abym dostała zawału serca?!
-Sue... uważaj, moja noga -śmieje się, ale mnie nie jest do śmiechu. Jeszcze raz uderzam go mocno w pierś. Ja o mało nie „zeszłam” ze strachu, a on się śmieje i pieprzy o jego nodze?
Harold Styles... był jednym wielkim absurdem!
-co tu w ogóle robisz?
-byłam zazdrosny, więc postanowiłem zobaczyć z kim się spotykasz. -przerwał, a ja mimo panującej w około nas ciemności wiedziałam, że się uśmiecha -byłem przygotowany obić komuś mordę, a tu proszę... widzę cię z jakimś dzieciakiem...
-Harry, on jest praktycznie w twoim wieku! -i o dziwno, to mnie zachciało się śmiać. Naprawdę chciałam teraz zobaczyć jego twarz!
-więc widzę cię z tym dzieciakiem, który ma tyle rozumu, aby mnie poinformować, że tylko tu pracuje, a to hotel twojego ojca. Tak więc... poszedłem tu za tobą i postanowiłem cię wciągnąć do schowka... -ostatnie słowo mnie przeraziło!
On... nas... zamknął... w... schowku... na... ostatnim... piętrze!!!!
Spanikowana oderwałam się od Harrego i naparłam w miejsce gdzie powinny być drzwi. Zaczęłam szarpać klamkę i dotarło do mnie to, że ojciec mówił prawdę!
-ej, spokojnie... wyrwiesz klamkę i nie wyjdziemy stąd. -ten idiota ma na tyle szczęścia, że wzrokiem nie można zabić, bo nawet by nie zauważył w tych egipskich ciemnościach, ze umarł.
-tak? Bo nie wyjdziemy! To jest schowek na ostatnim piętrze...
-no i? -po jego głosie słyszę, że jest nieźle rozbawiony.
-no i te drzwi otwierają się w jedną stronę! -między nami zapadła głucha cisza, tak jakby Harry próbował przetrawić to co powiedziałam.
Nagle sam zaczął majstrować przy drzwiach, a ja wpadłam w panikę.
Nie, nie, nie... nie to, że boję się panicznie zamkniętych pomieszczeń i do tego jeszcze ciemnych.
-cholera -mruczy Harry -trzeba zadzwonić po pomoc -jęczę głośno, gdy uświadamiam sobie, że zostawiłam telefon na dole.
-nie mam telefonu...
Kiedy tylko Harry odblokowuje telefon, wyrywam go z jego dłoni. Na panelu wystukuję numer do hotelu i czekam. Nikt nie odbiera... no tak, przecież to ja miałam odbierać telefony!!
kolejny telefon wykonuję do ojca, też nie odbiera... mama to samo. Rose ma wyłączony telefon. Wszystkie możliwości do kogo mogę zdzwonić wyczerpały się.
Harry odbiera ode mnie swój telefon i wykonuje kilka telefonów. Jego twarz się rozświetla, gdy ktoś odbiera.
-Louis... -czuje, że powstrzymuje się, aby się nie śmiać -mamy problem -Harry przez jakiś czas w ogóle nie odpowiada. Prawdopodobnie „miły” Louis o czymś mu opowiada -zatrzasnęliśmy się.... -dalej nie słucham. Osuwam się po gładkiej ścianie na podłogę. Opieram głowę o szafę z pościelą i tam podobnymi i zaczynam żałować, że tak w pośpiechu wybiegłam z domu. Jakbym powiedziała Harremu, gdzie się wybieram... nie znaleźlibyśmy się w takiej sytuacji!
Nawet nie wiem kiedy Harry kończy rozmawiać i siada obok mnie.
Zauważam go dopiero, gdy zaczyna świecić telefonem po całym schowku. Jak na nasze nieszczęście, włącznik światła znajduje się na zewnątrz. Będziemy musieli siedzieć w tych ciemnościach, aż ktoś nas uratuje.
-Louis, spróbuje nam jakoś pomóc... -kiwam głową, mimo tego, że wiem, że tego nie widzi.
-naprawdę byłeś zazdrosny? -pytam, chcąc odwrócić swoją własną uwagę od tego całego syfu, w który wpadliśmy.
-oczywiście... nawet nie wiem jak możesz w to wątpić -przerywa, a mój „szósty” zmysł podpowiada mi, że drapie się po karku. Pewnie jakby zrobił to lewą ręką, dostałabym po głowie. -Sue, nie wiem co mam powiedzieć... czuje się jak ostatni frajer. Ta cała sytuacja mnie gryzie. Nie wiem jakim cudem mogłem powiedzieć ci, że...
-jestem dziwką? -dokańczam za niego, bo jestem pewna, że szuka odpowiedniego słowa.
-tego nie powiedziałem, ale ok. jestem frajerem, bo powiedziałem coś co mogło zabrzmieć w ten sposób. Byłem na ciebie strasznie zły, byłem zły na siebie. Tak mi zależy na tobie, że...
-nie możemy się długo gniewać -dotykam lekko jego ramienia, aby jakoś rozluźnić całą sytuację. Nie byłam na niego już zła, a ta cała sytuacja zaczęła mnie bawić. -przecież pracujemy razem.
-no tak, jestem tylko twoim klientem -słyszę, że ciężko wzdycha
-nie jesteś tylko moim klientem... -przerywam. O mało nie mówię mu jak bardzo mi na nim zależy. To było jeszcze za szybko -jesteś moim przyjacielem.
*
Godzinę później, gdy jesteśmy już na zewnątrz oddycham z ulgą. Louis się bardzo postarał, bo zamiast wezwać kogoś do pomocy... sam się pojawił mówiąc, że nie mógł przegapić takiej akcji.
Harry praktycznie od razu znika tłumacząc, że ma spotkanie. Zabiera ze sobą Louisa. Prędzej jednak upewnia mnie, że idzie spotkać się ze znajomym i nie lubi chłopców. Co najbardziej mnie ze wszystkiego rozśmiesza.
Tata też się pojawił z paniką w oczach. Gdy tylko dowiaduje o całej sytuacji, zaczyna pluć sobie w brodę, bo nie odbierał ode mnie telefonu.
Na moim telefonie znalazłam dwadzieścia nieodebranych połączeń od Rose. Oddzwoniłam do niej.
-Harremu coś się stało? Tyle nie odebranych połączeń, a ty nawet nie odbierałaś...
W skrócie opowiedziałam jej co nam się przytrafiło. Oczywiście musiała się z tego pośmiać, ale co ja będę jej bronić... sama bym się śmiała, bo jak już byłam na zewnątrz i spojrzałam na to z innej strony, chciało mi się śmiać.
-mamy problem -ostatecznie Rose przestaje się śmiać i mówi poważnie
-zdziwiłabym się jakbyśmy go nie miały. Odkąd Hemmings i Styles pojawili się w naszym biurze, nasze życie stało się jednym wielkim problemem...
-znowu jesteśmy w gazecie...
Uśmiecham się szeroko. Nawet nie czytałam dzisiejszej prasy i szczerze? To gówno mnie obchodzi, czy piszą o nas, czy nie...
-to niech piszą. Nie przejmuj się, przynajmniej ja się nie przejmuję. To jest najmniejszy problem.
-a mamy jakiś większy? -przerywa -no dawaj, Sue. Oświeć mnie
-no na przykład to, że Luke jest w tobie na zabój zakochany... -po drugiej stronie zapada cisza. Uderzyłam we właściwe miejsce -ale naszym problemem nie jest to, że ten dzieciak się zakochał, ale to kim jest i co się za tym ciągnie. Po prostu musisz zrobić wszystko, aby nic nie zagrażało jego pozycji. Jeśli chcecie się spotykać, róbcie to... ale jak zamkniemy ich sprawę -mruczę. Przez te cholerne słowa Harrego, zrobiłam się dość naszpikowana...
-skąd ci się to wzięło?! Popatrz na siebie!! -no bingo, zdenerwowałam Rose
-właśnie stąd się to wzięło. Harry za dużo chyba powiedział. Rose, Luke to jeszcze młody chłopak. Nie rób nic co by go wytrąciło z „życia”. -Rose głośno wzdycha i już wiem, że jest coś nie tak. Coś musiało się już stać -co się porobiło??
-odmówiłam mu przyjścia na próbę. Był dość zamknięty na spotkaniu.
-to go teraz „roztwórz” -śmieje się do słuchawki -Rose nie każę ci robić czegoś wbrew siebie i nie musisz od razu panikować, bo odmówiłaś mu czegoś. Nie musisz za każdym razem kupować mu lizaka, jak ma na niego ochotę. Po prostu chcę, abyś uważała. To co napiszą o nas w prasie, gówno mnie obchodzi. Najważniejsze jest to, co napiszą o nich. Więc pogadaj z Lukiem, bo musicie uważać co mówicie i jak się zachowujecie. Czuję, że jakaś „poczwara” za nami łazi i tylko liczy, na nasze potknięcie. Nie możemy pozwolić na zepsucie ich reputacji i to nie ze względu na pieniądze, a na ich samych -biorę głęboki wdech -polubiłam te „dzieciaki” -obie w tym samym momencie wybuchamy śmiechem.
-jednego z nich chyba bardziej -prawdopodobnie Rose chce mi dogryźć...
-i kto to mówi?! Kobieta za którą Luke Hemmings biega jak piesek -ostatnie zdanie praktycznie wyszeptałam. Nie chciałam, aby mnie ktoś usłyszał.

*Harry
Znowu znajduję się w obskurnej knajpce na obrzeżach Bostonu. Luke jak ostatnio siedzi przy tym samym stoliku. Niebieski kubek stoi na środku stolika, prawdopodobnie „KAWA”. Kto o tej porze pije kawę?!
Podchodzę do niego i widzę, że Luke popija coś co zapewne było piwem.
Siadam naprzeciwko niego, chłopak spogląda na mnie z krzywym uśmiechem. Minutę później pojawia się kelnerka i stawia przede mną kubek z kawą. Odsuwam to świństwo od siebie i wlepiam wzrok w Luka.
-co jest stary?
-nic nie idzie po „naszemu”..
Wsłuchuję się w całą gadkę Luka o dzisiejszym dniu. Czuję się jak cholerny terapeuta. Chyba powinienem otworzyć gabinet dla mężczyzn ze złamanym sercem, bo coraz częściej mam z takimi styczność.
Aby trochę rozweselić Luka, opowiadam mu sytuację z dzisiejszego dnia. Chłopak nie dowierza w to co mówię, więc pokazuje mu zdjęcie wykonane przez Louisa w momencie kiedy otworzył drzwi i nas uwolnił.
-też tak bym chciał... -wzdycha i zamawia kolejne piwo -widziałeś dzisiejszą prasę?
-nie...
-chyba za to zginiemy...
-minuta...
Do Sue: widziałaś dzisiejszą prasę?
Od Sue: widziałam i mnie to nie wzrusza, a wiesz co najlepsze w tym wszystkim? nie interesuje mnie to, co tam piszą!
Odwracam telefon i pokazuje mu to co napisała Sue. A bądźmy szczerzy, to Sue jest tą złą w „związku” Sue, Rose.
Luke wzdycha i odsuwa od siebie mój telefon. Bierze kolejnego łyka z butelki.
-jak się czujesz? -pyta mnie niespodziewanie. Patrzę na moją nogę i nie wiem co mam odpowiedzieć,
-noga żyje, więc i ja żyję...
-z tym poślizgiem, to była ściema, prawda?
-no nie -kręcę głowa, choć oczywiście wiem, że to nie jest do końca prawda.
-nie pieprz, przecież cię widziałem. Byłeś tak blady... jak membrana w bębnie Asha.
-no dobra, zrobiło mi się ciemno przed oczami, ale jakbym się nie pośliznął -przerywam -to moja noga by była cała.
Luke kręci głową, ale po chwili zaczyna się śmiać. Nie wiem co zabawnego znalazł w tej sytuacja, ale najwidoczniej naprawdę coś było.
Miałem wrażenie, że wypił chyba za dużo. Odbieram od niego butelkę, bo wiem jakie są skutki nadmiernego spożywania alkoholu.
-wiesz co?
-nie, oświeć mnie -mówię
-jesteśmy idiotami, zakochaliśmy się w dwóch najgorszych kobietach na świecie. Mogliśmy mieć każdą, nie zależnie od koloru skóry, religii i w ogóle... a my wybraliśmy dwie harpie -teraz już mam dowód na to, że przeholował z alkoholem -jedna to wredna jędza, która zapycha wszystkich piankami, a druga jest... ona jest po prostu wredna z przyjacielem, który z miłą chęcią zwiedziłby jej majtki od środka.
-jak pijesz, to za dużo filozofujesz...
*

Odwiezienie Luka do hotelu, graniczyło z cudem. Musieliśmy wejść tylnym wejściem, bo przód był cały zapełniony jego fankami. Nawet nie chcę wiedzieć, co jutro znalazłoby się w gazetach jakby zobaczyli mnie praktycznie niosącego pijanego Luka. Jeszcze do tego kostka dawała o sobie znać. Było po prostu cudownie!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz