▼ Rose ▼
Z samego rano postanowiłam pojechać
po Adriana, jego brata oraz mamę chłopaków. Wczoraj długo
rozmawiałam z przyjacielem na temat jego sytuacji w domu.
Stwierdziłam, że najlepiej będzie jeśli Walker'owie pobędą
przez kilka dni z dala od tego psychola. Facet nie ma pojęcia gdzie
mieszkam, a to może dać jemu trochę do myślenia. Ogarnęłam
szybko pokój gościnny na dole oraz na górze, po czym wsiadłam do
samochodu. Zadzwoniłam do Adiego i włączyłam na głośnomówiący.
- Halo? - rozbrzmiał jego głos.
- No dzień dobry, śnieżynko. -
prychnęłam. - Mam nadzieję, że jesteście gotowi, co? Bo właśnie
wyjeżdżam spod domu i wolałabym dość szybko Was stamtąd zabrać.
Adrian gorzko się zaśmiał, po czym
wesołym tonem zanucił mi do słuchawki.
- Jesteśmy gotowi..
- Odi, oddaj mojego buta! - rozbrzmiał
w tle głos pani Walker. - Przysięgam, że postaram się o Twoje
spanie w ogrodzie!
- Noo, prawie.. - dokończył
zażenowany przyjaciel.
Głośno się roześmiałam i
przycisnęłam pedał gazu, żeby jak najszybciej mieć tą wesołą
rodzinkę obok siebie.
- Będę za dziesięć minut.
*
Parkowałam właśnie na parkingu
niedaleko domu Adriana, kiedy to zadzwonił mój telefon. Spojrzałam
na ekran i zamarłam na widok imienia i nazwiska, które tam
zobaczyłam. Wstrzymałam oddech i odebrałam połączenie.
- Halo?
- Cześć, Rose. - rozbrzmiał głos
Caluma. - Rozmawiałaś wczoraj z Lukiem?
Zastanowiłam się nad tym, co się
wydarzyło poprzedniego dnia.
- Nie.. Znaczy tak, ale praktycznie
tylko na terapii. - zamknęłam samochód i skierowałam się do domu
Adriana. - Dlaczego mnie o to pytasz? Stało się coś?
- Poniekąd.. - moje serce stanęło na
sekundę, a w środku zaczął wzbierać się niepokój. - Nie daje o
sobie znaku życia odkąd wrócił wieczorem do hotelu.
- Ale.. że.. emm.. Jak to? -
zająknęłam się.
- Nie wpuszcza nas do pokoju, nie
odbiera telefonów, obsługa też nie może się z nim skontaktować.
Miałem nadzieję, że odezwał się do Ciebie.
- Cholera.. - sięgnęłam drżącą
ręką do klamki i otworzyłam drzwi. - Dobra.. Posłuchaj, Calum.
Postarajcie się coś wykombinować, a ja przybędę do Was tak
szybko, jak tylko dam radę.
- Dobrze. - odrzekł. - Tylko prowadź
samochód ostrożnie i rozważnie. Do zobaczenia.
Po zakończeniu połączenia
praktycznie wbiegłam na piętro Adriana i zapukałam do drzwi.
Otworzyła mi jego mama z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
- Dzień dobry. - wysapałam.
- Witaj, Rose. - wpuściła mnie do
środka. - Właśnie mieliśmy wychodzić.
Zasapana nie mogłam wydusić z siebie
słowa, więc tylko skinęłam głową i podeszłam do mojego
przyjaciela, stojącego przy ścianie i wpatrującego się we mnie
jak w obrazek.
- Co jest grane? - spytał. Adi jak
zwykle czujny..
Wskazałam ręką na zegarek, po czym
ogarnęłam wzrokiem cały przedpokój.
- Mam pilną sprawę do załatwienia.
Więc jeśli jesteście gotowi, to zapraszam do samochodu.
Lista zadań na następne pół
godziny:
1. Odwieźć Walker'ów do mojego domu.
2. Upewnić się, że Luke żyje.
3. Zabić tego dzieciaka (o ile nic mu
nie jest)
▼ Luke ▼
- Luke, otwieraj te cholerne drzwi! -
rozbrzmiał rozmyty głos w moich uszach,
Otwarłem powoli oczy i rozejrzałem
się dookoła. Leżałem na podłodze w samych slipach. Jakim cudem
to się stało?
- Jeśli zaraz nie otworzysz, to wejdę
przez okno! No dalej!
Czy to był głos Ashtona? Mozolnie
podniosłem się z podłogi i skierowałem do drzwi hotelowych.
Otwarłem wrota, a moim oczom ukazał się Irwin, Clifford oraz..
Rose?
- Dzie.. Dzień dobry. - na jej twarz
wpełzł rumieniec, a ja spojrzałem za jej wzrokiem.
Brawo, Luke! Tak to jest jak wita się
kogoś w samych slipach! Chociaż w sumie.. Nie będę się ubierał.
Niech pani Caisage chociaż raz czuje się nieswojo w moim otoczeniu.
Uśmiechnąłem się szeroko i wpuściłem ich do środka.
- Zapraszam. - wychrypiałem.
Na twarzy przyjaciół mogłem dostrzec
czystą wściekłość, podobnie zresztą jak u Rose.. Z tym, że na
jej twarzy mogłem jeszcze dostrzec zakłopotanie.
- Co Was tutaj sprowadza? - spytałem
niepewnie.
- Twoja durnowata osoba. - warknął
Ashton. - Dlaczego nie odbierasz telefonów, do cholery?! Od
wczorajszego wieczora staraliśmy się z Tobą skontaktować, pajacu!
Spojrzałem to na niego, to na
Clifforda.
- Ale.. - zamyśliłem się, aby
cokolwiek sobie z wczoraj przypomnieć. - Ale nie kojarzę, żeby
taka sytuacja miała miejsce.
- Piłeś?
To nagłe pytanie padło z ust Rose.
Zwróciłem się ku niej i wzruszyłem ramionami.
- Chyba nie muszę się Tobie
tłumaczyć, co? - spytałem, naśladując jej ton głosu.
Widziałem, że dziewczyna zaciska zęby
ze złości, ale powstrzymywała się tylko ze względu na obecność
chłopaków.
- Masz jakiś problem? - syknęła
podirytowana kobieta.
Posłałem jej uśmieszek i spojrzałem
na chłopaków.
- Zostawicie nas samych? - spytałem.
Na ich twarzy wciąż widniała wściekłość, co powoli zaczęło i
mnie denerwować. - Proszę?
Panowie niechętnie ruszyli swoje tyłki
i wyszli z pokoju, wyklinając mnie pod nosem. Nie obchodziło mnie
to teraz. Chciałem tylko wyjaśnić sobie kilka spraw z moją panią
psycholog. Usiadłem naprzeciwko niej i czekałem, aż zacznie swoje
mądrości.
- O co Tobie chodzi, Luke? -
powiedziała, spoglądając wprost w moje oczy.
Prychnąłem i skrzyżowałem ręce na
swojej nagiej klatce piersiowej.
- Mi? To nie ja się od Ciebie
praktycznie całkowicie odizolowałem. - parsknąłem. - Potrafisz
tylko udawać przy innych, że wszystko jest w porządku, podczas gdy
tak naprawdę masz głęboko w dupie mnie i całą tą terapię!
Rose obrzuciła mnie surowym wzrokiem,
wiercąc mnie nim na wylot. To spojrzenie zawsze sprawia, że czuję
się przy niej jak małe, głupiutkie dziecko..
- Mam w dupie Ciebie i terapię? -
prychnęła i wstała, mierząc we mnie palcem. - Gdyby tak było, to
już dawno rzuciłabym tą całą sprawę! Myślisz, że byłabym
tutaj, jeśli byłbyś mi obojętny? Myślisz, że tkwiłabym w tym
całym gównie, jeśli razem z Sure nie wkładałabym całego swojego
wysiłku w rozwikłanie waszego problemu?! Oboje dobrze wiemy, że to
nie jest powodem Twojego dziecinnego zachowania! Więc jeśli chcesz
dalej ze mną rozmawiać, to weź się w końcu opanuj i zacznij
zachowywać się jak dorosły!
Po tym wybuchu zbaraniałem. Dlaczego
właściwie wypowiedziałem tamte słowa? Chciałem jej dogryźć?
Byłem na nią wściekły za to, że trzyma do mnie dystans! Ale Rose
nigdy nie dała mi do zrozumienia, że ma wywalone na naszą
terapię.. No i mnie.. Westchnąłem i usiadłem pokornie naprzeciwko
mojej ukochanej. W dodatku moja głowa bolała tak mocno, że
rozsadzało mnie od środka.
- Przepraszam. - mruknąłem. - Trochę
mnie poniosło.
Kobieta zignorowała moje zdanie i
usiadła tuż obok mojej osoby. Spojrzałem prosto w jej oczy tylko
po to, aby zobaczyć w nich wymalowaną troskę oraz rozczarowanie.
Mówią, że kobieta zmienną jest, a Rose to idealny przykład owego
powiedzenia.
- Co się wczoraj wydarzyło?
Wykrzywiłem swoją twarz i zacząłem
bawić się kolczykiem.
- Wypiłem sobie jedno, czy dwa piwa..
- burknąłem.
Naprawdę czasami czułem się przy
niej jak nieposłuszne dziecko! Kobieta prychnęła i wskazała ręką
na podłogę mojego pokoju.
- Powiadasz, że jedno lub dwa? -
spojrzała na mnie znacząco. - Coś mi tu ściemniasz, Lukey.
Uśmiechnąłem się na moje imię
wypowiedziane z ust Rose. Obróciłem się do niej twarzą i złapałem
za jej rękę. Jeśli nie teraz, to nie wiem kiedy będę miał
okazję na szczerą rozmowę z moją ukochaną.
- Nie potrafię się pogodzić z całą
tą sytuacją, Rose. - westchnąłem i spojrzałem w jej oczy. - Z
dnia na dzień zaczęłaś mnie unikać jak żywego ognia. A to
spotkanie w centrum.. Zachowywałaś się jak dawniej.. Byłaś
radosną sobą, rozmawiającą ze mną o wszystkim, spędzającą ze
mną szczęśliwe, wspólne chwile.. To jednak nie trwało długo, bo
później znów zaczęłaś mnie unikać..
Kobieta zaczęła wiercić się w
miejscu, nie wiedząc gdzie zawiesić swój wzrok.
- Posłuchaj mnie, Luke.. - spojrzała
na mnie i uśmiechnęła się pod nosem. - Wcześniej uważałam, że
całe to szaleństwo zaszło troszeczkę za daleko.. Ale ja wcale
tego nie żałuję. Starałam się od Ciebie odsunąć, bo nie
chciałam tego dalej ciągnąć. Jakby nie patrzyć ja jestem szarą
myszką, a Ty obiektem zainteresowania swoich fanek i reporterów z
całego globu. Chciałam uniknąć wszelkich niedogodności
zagrażających Tobie, bądź mi.
Przysunąłem się do niej bliżej i
schowałem za ucho pojedyncze włosy, które wypadły z jej spiętej
fryzury.
- To jest absurd, Rose. - szepnąłem,
badając wzrokiem jej twarz. - Między mną, a Tobą nie ma żadnej
rzeczy, która by nas do siebie poróżniła. Myślisz, że obchodzi
mnie to, co ludzie powiedzą? Prędzej czy później zaakceptowaliby
każdą relację, która by między nami zaistniała.
Kobieta uśmiechnęła się i wtuliła
w moją dłoń, leżącą na jej policzku.
- Twoja kariera dopiero się zaczyna. -
westchnęła i odsunęła się ode mnie na kawałek, ujmując moje
dłonie w swoje zgrabne rączki. - Pewna osoba rozjaśniła mi
spojrzenie na kilka spraw. Co powiesz na to, żeby nie afiszować się
z naszymi powiązaniami przez okres trwania terapii? Nie chcę Ciebie
narażać na jakiekolwiek nieprzyjemności. Potem zobaczymy jak dalej
potoczą się sprawy. Co Ty na to?
Uśmiechnąłem się od ucha do ucha i
momentalnie zgarnąłem ją w swoje ramiona.
- Ale musisz mi coś obiecać. -
ostrzegłem ją.
Rose odsunęła się ode mnie i
zachichotała pod nosem.
- Że posłucham waszej nowej piosenki?
Zaśmiałem się i pocałowałem ją w
czoło.
- To też. Jednak chciałbym, abyś
była ze mną szczera pod każdym względem.
- Wiesz, że to będzie się liczyć w
obie strony? - spytała, mierząc mnie mnie wzrokiem.
Skinąłem powoli głową, spoglądając
na zegarek wiszący na ścianie.
- Skoro tego chcesz.. - uśmiechnąłem
się pod nosem i wyszeptałem jej do ucha. - Dlatego teraz będę z
Tobą szczery. Za dwie godziny mamy umówione spotkanie z moją mamą.
Przyleciała tutaj z Australii, żeby poznać moją przeuroczą panią
psycholog.
Rose odsunęła się ode mnie
gwałtownie i zmierzyła wzrokiem.
- Teraz mi to mówisz? - powiedziała,
prawie piszcząc. - W takim razie wypad pod prysznic i ogarniaj się
na spotkanie! Ja jadę do domu się przyszykować.
Zaśmiałem się i wstałem, aby
sięgnąć po świeże ubrania.
- Skoro nalegasz, moja pani. - po tych
słowach ukłoniłem się do pasa. - Wpadnę do Ciebie za jakieś
półtora godziny.
Kobieta skinęła głową i skierowała
się do wyjścia.
- Aa, jeszcze jedno, Luke! - krzyknęła
za mną, kiedy chowałem się już w łazience.
Wychyliłem głowę zza drzwi i
spojrzałem na nią pytająco.
- Przewietrz tu trochę, bo śmierdzi
jak w jakieś melinie.
▼ Rose ▼
Mimo wszystko cieszyłam się z tego,
że dogadałam się z Lukiem. Sama przed sobą musiałam przyznać,
że moje dni bez jego obecności były dość puste i samotne. Z
uśmiechem na twarzy wracałam do domu, żeby uszykować się na
spotkanie z panią Hemmings. Sporo się o niej słyszało, ale
perspektywa rozmowy z nią twarzą w twarz jest dość.. Stresująca?
No bo co jeśli źle wypadnę? Zaparkowałam swój samochód pod
domem i wpadłam do niego jak poparzona.
- W końcu jesteś! - krzyknęła pani
Walker. - Pozwoliłam sobie użyczyć kuchni i ugotowałam obiad.
Skusisz się?
Spojrzałam na nią przepraszająco,
kręcąc przy tym głową.
- Jestem pani niezmiernie wdzięczna, ale
niestety za niedługo wychodzę na ważne spotkanie.
- Nie zdążysz nic zjeść? - pokręciłam
głową, a ona skrzyżowała ramiona i obrzuciła mnie matczynym
spojrzeniem. - Ostatnio jesteś strasznie zabiegana, Rose. Powinnaś
trochę poluzować, bo wykończysz swój organizm.
Wywróciłam oczyma i zerknęłam do
kuchni.
- Co jest dobrego na obiad?
- Zupa warzywna. A na drugie danie
ziemniaki ze stekiem i sałatą, polewane sosem grzybowym.
Na samo wypowiedzenie tych słów mój
żołądek wykonał salto. Jak ja dawno nie jadłam takiego sycącego
dania! W sumie mam jeszcze jakąś godzinę przed przyjściem Luka, a
sama musiałabym się tylko przebrać. Wzruszyłam ramionami i
zajęłam swoje miejsce przy stole.
- Dla mnie bomba.
Panna Walker uśmiechnęła się
szeroko, sięgając po talerze.
- Smrody, dalej chodźcie na obiad!
Chciało mi się śmiać na to, że ona
wciąż traktowała Adriana jak małego dzieciaka. Jeszcze bardziej
zabawna była jego mina w momencie, w którym wpełzł do
pomieszczenia ze spuszczona głową.
- Mamo, ile razy mam Ciebie prosić,
żebyś już tak do mnie nie mówiła?
- Ależ synku, dla mnie zawsze będziesz
małym smarkiem.
Głośno się roześmiałam, prawie
spadając z krzesła na którym siedziałam. Adi spojrzał na mnie i
wystawił język.
- A Ty się nie śmiej, bo w nocy znowu
naślę na Ciebie Odiego.
*
Gotowa czekałam na przyjście Luka.
Przez jakiś czas zastanawiałam się, co mam przyodziać. Wybór
padł na sukienką, która dostałam od Hemmings'a na święta.
Zakładałam właśnie szpilki, kiedy do moich drzwi rozbrzmiał
dzwonek. Krzyknęłam do Adriana, żeby otworzył drzwi, po czym
wolnym krokiem skierowałam się na dolne piętro. Widok jaki
zastałam sprawił, że prawie stoczyłam się ze schodów przez
nagły napad śmiechu. Otóż w drzwiach stał Luke, na którym już
zawisło cielsko Odiego. Niby nic śmiesznego, gdyby nie fakt, że
wilczur chwycił w mordę kurtkę trzymaną przez Hemmings'a w ręce..
Pewnie każdy się domyśla, co wydarzyło się dalej? A jeśli nie,
to ja chętnie rozjaśnię sprawę. Nasz przeuroczy sierściuch
biegał po całym mieszkaniu, a Adrian, Luke i pani Walker ganiali
go, próbując uchwycić małego złodzieja. Zrezygnowany Lukey dał
sobie spokój twierdząc, ze jego ubranie i tak pewnie jest oślinione
i nie nadające się do użytku. Rozbawiona zeszłam na dół i
podeszłam do mojego klienta.
- To co, lecimy? - spytałam, poprawiając
jemu kołnierz od koszuli. W tym typie ubrania wyglądał tak
cholernie seksownie, że miałam ochotę zedrzeć z niego to
odzienie.
Luke uśmiechnął się po całował
mnie w dłoń.
- Pięknie wyglądasz, droga psycholożko.
Adrian wyciągający kurtkę z mordy
Odiego, odwrócił się do nas twarzą i krzyknął na całe gardło.
- Lizus!
Na co odezwała się młodsza wersja
Adiego.
- A Ty jesteś zazdrośnik!
- Coś Ty powiedział? - spytał Adrian,
podchodząc powoli do swojego brata. - Niech Cię złapię, mała
bestio, to pożałujesz!
Chętnie popatrzyłabym na to, jak
chłopcy się wygłupiają, lecz czas nas naglił. Pożegnałam się
z moimi nowymi lokatorami, po czym wyszłam z domu u boku Luka
Hemmings'a.
▼ Luke ▼
Widok Adriana i jego rodziny lekko
zbiło mnie z tropu. Zdziwiłem się, kiedy przywitał mnie
przyjaciel Rose, a zaraz po tym napadł wkurzający pies. Dobra,
uwielbiałem tego wilczura, ale czasami tak mnie denerwował, że
miałem ochotę zrobić z niego chińskie ciasteczka! No ale mniejsza
o nich.. Miałem teraz większe zmartwienie, a mianowicie spotkanie z
moją mamą.. Obawiałem się tego, co będzie miała mi do
powiedzenia. Nie widziałem się z nią od kilku miesięcy, a
sytuację zaognił fakt, że na święta pozostałem w Bostonie.
Przełknąłem gulę i spojrzałem na miejsce pasażera, gdzie
siedziała Rose. Kobieta była równie zestresowana, co ja.
Uśmiechnąłem się i złapałem ją dłoń.
- Nie stresuj się. - powiedziałem
pokrzepiająco. - Nie jest tak straszna, na jaką wygląda.- Ty lepiej skup się na drodze. - burknęła pod nosem. Mimo wszystko mogłem dostrzec na jej twarzy mały uśmieszek.
Roześmiałem się i zabrałem swoja
rekę z jej dłoni, w razie gdyby chciała mi ją pożreć.
*
Staliśmy u progu pensjonatu na
obrzeżach miasta, w którym to moja mama postanowiła się
zatrzymać. Po raz ostatni poprawiłem kołnierzyk i zadzwoniłem do
drzwi. Otworzyła nam siwa kobieta, ledwo trzymająca się na nogach.
Uśmiechnąłem się szeroko i powiedziałem pewnym siebie głosem.
- Dzień dobry. Przyszliśmy do Liz
Hemmings.
Poczciwa kobieta skinęła głową i
bez żadnego słowa zaprowadziła nas do pokoju, który wynajmowała
moja mama. Zapukaliśmy i czekaliśmy, aż rodzicielka otworzy nam
wrota do swojej jamy.
- Tylko bez nerwów. - powtarzała
pod nosem Rose. - To tylko wizyta dotycząca terapii. Nic Ci się
nie stanie.. Jak wyjdziesz z tego cało, to postawisz sobie wypad do
kina.
Spojrzałem na nią z ukosa i
prychnąłem.
- Mówisz sama do siebie? -
spytałem.
Kobieta skinęła głową, na co ja
wybuchnąłem głośnym śmiechem.
- No co.. - burknęła. - To mnie
czasami relaksuje..
Co za dziwna kobieta.. Rozbawiony
przystanąłem z nogi na nogę, po czym zapukałem jeszcze raz do
drzwi.
- Już idę, idę! - krzyknęła
moja mama zza drzwi.
Po chwili moim oczom ukazała się
sylwetka mojej rodzicielki. Zagarnęła mnie w swoje ramiona, mocno
ściskając.
- Dzień dobry, mamo. - wyszeptałam,
przytulając ją do siebie. - Dobrze znów Ciebie widzieć.
Kobieta odsunęła się ode mnie i
spojrzała spod byka.
- Było przyjechać na święta, to
byś nie był teraz taki zaskoczony.
Wywróciłem oczyma i spojrzałem na
nią błagalnie.
- Mamo.. - zacząłem. - Przecież
tłumaczyłem Tobie tą sytuację.
- Tak, wiem. - uśmiechnęła się.
- Przepraszam.
Z toku rozmowy wyrwała nas moja
partnerka, wyciągająca dłoń do mojej mamy.
- Dzień dobry, proszę pani. Nazywam się
Rosemarie Caisage.
- Kobieta, która podjęła się
ustawienia mojego syna do pionu, tak? - Rose skinęła głową, a
rodzicielka roześmiała się głośno, podając jej dłoń. -
Podziwiam panią. Mi nie udało się tego osiągnąć przez ponad 19
lat.
Rose zachichotała i skinęła głową.
- Ja jednak uważam, że wychowała
pani wspaniałego mężczyznę, z którym szybko dochodzimy do
porozumienia.
Moja mama ponownie głośno się
roześmiała, po czym gestem zaprosiła nas do środka.
- Wejdźcie, moi drodzy. -
przekroczyliśmy próg pomieszczenia i zaczęliśmy się rozbierać.
- Luke, przytrzymaj pani płaszcz. Gdzie Twoja kultura?
Świetnie wiedziałem, że moja mama
robi sobie ze mnie żarty, ale nie wypada teraz odmówić Rose takiej
przyjemności, co?
- Tak jak każesz.. - spojrzałem na
moją ukochaną i złapałem za jej płaszcz. - Pomogę pani.
Rose zaśmiała się pod nosem,
puszczając do mnie oczko.
- Ależ dziękuję bardzo, proszę
pana.
Rozebrani z odzieży zimowej
skierowaliśmy się do pokoiku, który wynajęła moja mama. Nigdy
nie lubiła zbyt dużych luksusów, toteż wcale mnie nie zdziwił
skromny wygląd pomieszczenia. Usiedliśmy na kanapie i czekaliśmy,
aż Liz Hemmings raczy nas swoją obecnością przy stoliku.
- Napijecie się czegoś?
Rose uśmiechnęła się nieśmiało do
mojej mamy i skinęła głową.
- Poproszę wody mineralnej, o ile
mogę.- Ja tak samo.
Moja mama szybko podreptała do stolika
stojącego w kącie i wróciła do nas z butelką wody oraz trzema
szklankami. Zajęła miejsce naprzeciw nas i zaczęła wpatrywać się
w psycholożkę.
- A więc.. Jak sprawuje się Lucas
przez ostatnie kilka tygodni? Mam nadzieję, że nie sprawia zbyt
dużo problemów?
Rosemarie uśmiechnęła się pod
nosem, spoglądając na mnie znacząco. Taa.. Tyle rzeczy, przez
które przeszliśmy zdecydowanie nie stawiały mnie w wyobrażonym
przez moją mamę świetle. Mimo wszystko Rose postanowiła lekką
wyminąć się z kilkoma sprawami.
- Luke to prawdziwy okaz grzeczności
i kultury.
Na słowa mojej ukochanej aż
zachłysnąłem się wodą. Pani psycholog poklepała mnie po
plecach, posyłając mi swój piękny uśmiech.
- Lucasie... - rzuciła ostrzegawczo
moja mama.
Podniosłem ręce do góry w geście
poddania. Coś mi się wydaje, że dwie najważniejsze kobiety w moim
życiu zawiążą koalicję, co by umilić mi ten wieczór..
▼ Rose ▼
Wizyta u Liz Hemmings okazała się nie
być taka zła. Kobieta była bardzo sympatyczna z poczuciem humoru.
Już wiem po kim Luke jest taki towarzyski i kochany. Po spotkaniu z
jego mamą nadszedł czas na pożegnanie. Podczas gdy tamta dwójka
nie mogła się od siebie odkleić, ja postanowiłam odejść na bok
i zadzwonić do swojej przyjaciółki. Grzecznie powiedziałam „Do
widzenia” Liz i udałam się w stronę samochodu. Oparłam się o
maskę i wybrałam numer do mojej przyjaciółki.
- Cześć, Rose. - rzuciła
radośnie.- Hello, śliczna. - uśmiechnęłam się pod nosem. - Jak tam samopoczucie?
- Wiesz, że nie najgorzej? - zaśmiała się. - Właśnie miałam do Ciebie dzwonić.
- Czyżby? - spytałam podejrzliwie,
- No może nie dosłownie. - parsknęła. - Jak idzie odkręcanie sprawy?
Odwróciłam się w stronę rodziny
Hemmings, łapiąc się za serce na widok czułego syna w stosunku do
swojej mamy.
- Dobrze.. - rzuciłam niepewnie. -
Właśnie wyszłam ze spotkania z Liz Hemmings.- Co Ty gadasz? - zdziwiła się Sue. - Widziałaś się z mamą Luka? Po co?
Zaśmiałam się pod nosem i cmoknęłam
językiem.
- Chciała poznać kobietę, która
prowadzi jego terapię.- Ej.. - oburzyła się. - Czuję się pominięta. Przecież wspólnie prowadzę z Tobą tą sprawę.
- Chciałabyś obyć rozmowę z jego mamą? - spytałam zaskoczona.
- Oczywiście, że nie. - prychnęła.
Roześmiałam się i spojrzałam na
Luka, który właśnie zmierzał w moim kierunku. Uśmiechnęłam się
pod nosem i szybko pożegnałam się z moją przyjaciółką.
Schowałam telefon do torebki, spoglądając na smutnego Luka.
- Wszystko w porządku? - spytałam.- Nie lubię tego momentu. - burknął, otwierając mi drzwi do samochodu. - W tym zwariowanym świecie strasznie brakuje mi obecności mojej mamy.
Uśmiechnęłam się pokrzepiająca,
wsiadając do pojazdu. Luke zajął miejsce obok, opuszczając się
leniwie.
- Nie martw się. - szepnęłam,
klepiąc go pokrzepująco po udzie. - Ważne, że w każdej chwili
możecie na siebie liczyć.
Posłał mi uśmiech i odpalił
samochód.
- Odwieźć Cię do domu? - spytał.
- Czy masz jeszcze jakieś plany?
Prychnęłam i oparłam swoja głowę i
okno.
- Prościutko do domu.
Droga minęła mi tak szybko, ze nawet
nie zauważyłam kiedy znalazłam się na moim podjeździe.
- No, koniec tego dobrego.- Luke, masz prawo jazdy? - nie wiem dlaczego to powiedziałam. To była pierwsza myśl, która pojawiła się w mojej głowie.
Luke roześmiał się i wysiadł, żeby
otworzyć mi drzwi.
- Zaczynasz majaczyć ze zmęczenia.
Uśmiechnęłam się pod nosem i
wysiadłam z pojazdu. Hemmings oparł się o samochód i przyglądał
mi się dokładnie.
- Dziękuję, że ze mną
pojechałaś.
Puściłam jemu oczko i poprawiłam
sukienkę.
- Cała przyjemność po mojej
stronie.
Luke roześmiał się i podszedł do
mnie na niebezpiecznie bliską odległość. Dzieliły nas
centymetry, a mój wzrok padł na ustach mojego partnera. Blondyn
zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, składając na moich wargach
delikatny pocałunek. Jeszcze kilka dni temu odepchnęłabym go, ale
dzisiaj.. Poczułam ogarniająco mnie radość i poczucie, że w ten
sposób mogłabym spędzać każdą swoją chwilę. Wystarczyła mi
sama obecność Luka, abym była szczerze prawdziwa. W momencie, w
którym Hemmings odsunął się ode mnie, poczułam nagłą tęsknotę
za jego wargami. Lukey widząc moją reakcję roześmiał się i
pocałował mnie w czoło.
- Do zobaczenia, Rose.
Po tych słowach uścisnął moją dłoń
w czułym uścisku i wsiadł do samochodu. Wciąż odurzona jego
pocałunkiem, skierowałam się do domu. Weszłam do mieszkania i z
uśmiechem na ustach oparłam się o drzwi wejściowe.
- Jak się bawiłaś? - rozbrzmiał
głos Adriana z mojej lewej strony.
Spojrzałam na niego i delikatnie
oblizałam wargi.
- Całkiem, całkiem.
Ari prychnął i wykrzywił twarz z
niesmaku.
- Właśnie widziałem. - prychnął.
- O mało Hemmings nie wpakował Tobie języka do gardła.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
Nerwowo poprawiłam włosy i przystanęłam z nogi na nogę.
- Emm.. Trochę nas poniosło.- Tak traktujesz swoich klientów?
Zmrużyłam oczy i przyjrzałam się
jemu dokładnie.
- Nie zapędzaj się, dobra? -
wyszeptałam w obawie, że ktoś nas usłyszy. - Z czym Ty masz
problem?
Adrian nie powiedział nic więcej,
tylko na odchodnym rzucił mi zbolałe spojrzenie i lekko pokręcił
głową. Cholera..
Fajnie :) kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńRozdziały pojawiają się dwa razy w tygodniu. W środę i w sobotę, chyba że są jakieś poślizgi :)
Usuńpozdrawiam :D