*Sue
Z samego rana odwiozłam Le i Fabiana
na lotnisko. Chłopcy całą drogę rozmawiali podekscytowani. Miałam
ochotę rzygać ich miłością. Nie to, że miałam coś przeciwko
ich miłości, ale dziś miałam coś do KAŻDEJ miłości.
Mimo, że wczoraj spędziłam cały
dzień z Rose, która chciała ze wszystkich sił mnie pocieszyć...
ja... ja udawałam radość. Tak naprawdę kiedy uśmiechałam się
do Rose, coś rozrywało mnie od środka. Kochałam Harrego i nigdy
pomyślałabym, że miłość jednak potrafi aż tak boleć! To co
czułam po rozstaniu z Denisem, to było nic w porównaniu z tym co
teraz się ze mną działo.
Ostatni raz pożegnałam się z bratem
i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Do swojego pustego domu. Co
się ze mną działo?! Kiedyś to mi nie przeszkadzało, ale teraz?!
Wchodząc do mieszkania poczułam chłód
i przeraźliwą ciszę. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie ten
cały harmider, który panował tu jeszcze kilka dni temu.
Przypomniałam sobie roześmiany głos Harrego, kiedy kłócił się
z Le o to, kto pierwszy przekroczył metę w jakiejś grze.
Ostatnio całe moje życie kręciło w
około Harrego i to mi się podobało, dlatego teraz stałam tu
zalana złami i żałowałam, że w ogóle go poznałam.
*
Było już po piętnastej, kiedy mój
telefon zadzwonił. Myśląc, że to Rose, albo ktoś kto chciał
sprawdzić, czy żyję... nie odebrałam. Przyciągnęłam kolana pod
brodę i schowałam je pod rozciągniętym swetrem, który kiedyś
zwinęłam tacie.
Zakryłam uszy, kiedy mój telefon
znowu zaczął dzwonić. Przy trzecim razie złapałam za niego z
myślą o wyłączeniu go, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłam imię i
nazwisko managera Harrego. Odebrałam szybko. To musiało być
ważnego skoro nie dawał za wygraną.
-słucham...
-pani Hearson? -w słuchawce rozbrzmiał
ciężki męski głos
-tak, słucham...
-dlaczego nie ma pani z Harrym w
centrum handlowym? -uniosłam wysoko brwi. Nie wiedziałam w ogóle o
czym on do mnie mówił. Nie mieliśmy dziś żadnego spotkania, więc
czego od ode mnie wymagał?
-ale dziś nie mamy zajęć...
-słucham? -po jego głosie można było
odczytać, że był zirytowany -żartuje sobie pani
-nie. Dziś nie mamy...
-to co Harry robi z Lukiem w centrum
handlowym?! -jego krzyk postawił mnie do pionu -są w trakcie
wywiadu z jakąś kobietą...
O mało nie spadłam z kanapy po
usłyszeniu tej informacji. Przecież to musiał być jakiś głupi
żart!
Włączyłam laptopa i szybko
przejrzałam wiadomości. Okazało się, że dziś o piętnastej miał
się odbyć wywiad na żywo w jakiś tam centrum handlowym z udziałem
Harrego i Luka. Nie zdziwił mnie fakt, ze prowadzącą miała być
ta żmija DarcyH. Tylko ja się pytam? Co do cholery jasnej wpadło
do głowy tym dwóm idiotą!!
Spojrzałam na zegarek, było
piętnaście po. Wstałam szybko, zapisałam sobie adres tego
centrum.
Nie przejmowałam się nawet swoim
ubiorem. To co miałam ochotę zrobić teraz Harremu, nie wymagało
ekskluzywnego ubioru.
Za nim zeszłam po schodach zadzwoniłam
do Rose.
-cześć, Sue -usłyszałam jej radosny
głos. -dzwonisz, bo masz ochotę gdzieś wyjść?
-o tak!! -odparłam otwierając drzwi
swojego auta -zaraz po ciebie będę...
-gdzie się wybieramy?
-do centrum handlowego...
-zakupy? -roześmiała się, a ja
pokręciłam głową. Dobrze, że mnie nie widziała. -idę się
ubrać...
-weź czarny worek, nawet i dwa... -w
słuchawce zapadła cisza. Wiedziałam jednak, że Rose dalej tam
jest. Pewnie zastanawiała się co miała zrozumieć po moich
słowach.
-zabiłaś kogoś? -zapytała
ostrożnie, a ja się roześmiałam.
-dopiero mam zamiar...
*
Rose była tak samo zła jak ja.
Wypluwała tyle słów naraz, ze połowy nie rozumiałam. Luka chyba
piekły uszy. Rzucała w niego mięsem praktycznie co drugie słowo.
Teraz to naprawdę chciało mi się śmiać. W tym momencie to Rose
denerwowała się za nas obie.
-zabiję dupka... -zaciska zęby i
wpatruje się przed siebie z morderczym wzrokiem. Oderwałam jedną
dłoń od kierownicy i poklepałam dziewczynę po udzie.
-zakopiemy ich w ogrodzie...
-roześmiałam się, gdy Rose spojrzała na mnie ze ściągniętymi
brwiami.
Pod „centrum” podjechałyśmy przed
czwartą. Weszłyśmy do środka i zobaczyła to czego się
obawiałam. Nie było gdzie postawić nogi, gdzie nie spojrzało
się... tam były tłumy dziewczyn. A o hałasie nie było co
wspominać. Jęknęłam, gdy jakieś dziecko nadepnęło mi na stopę.
-co robimy? -usłyszałam tuż przy
uchu głos Rose. Rozejrzałam się dookoła i natknęłam się na
jakiś mały sklepik, ruszyłam w jego kierunku ciągnąc za sobą
Rose. Kupiłam w nim najdziwniejsze okulary jakie do tej pory
widziałam. Podałam jedne przyjaciółce, a drugie nałożyłam
sama. Chciało mi się śmiać. Musiałam wyglądać jak jakaś
bezdomna. Spodnie porwane, rozciągnięty sweter, który też gdzie
niegadzie miał jakieś dziury i fryzura, która wyglądała jakbym
się nie czesała z tydzień.
-co ty kombinujesz? -zapytała Rose
idąc za mną przez tłum.
-zrobimy im taką samą niespodziankę
jak oni nam. -odpowiedziałam spokojnie.
Ze wszystkich sił próbowałam
przedrzeć się przez cały tłum, co nie było zbytnio łatwe. Każda
z zebranych tu dziewczyn chciała być jak najbliżej Harrego i Luka.
Ja do nich nie należałam. Chciałam być jak najdalej od tych
dwóch.
Ustawiłyśmy się w kolejce po
autografy. Kolejka była długa, ale jak na nasze szczęście szybko
wszystko szło.
Cieszyłam się jednak tylko z jednej
rzeczy. Było widać po zebranych, że chłopcy dali radę z całym
wywiadem.
-ej to ta dziewczyna, która pocałowała
Luka -spojrzałam w miejsce, gdzie wskazywała Rose i otworzyłam
szeroko oczy. Nie wiedziałam, czy mam wyśmiać Rose, czy uderzyć
ją w głowę.
-o to dziecko byłaś zazdrosna?
-zapytałam z niedowierzaniem. Spojrzałam ponowie na dziewczynę,
akurat w momencie, gdy ta znowu chciała pocałować Luka, a on
zrobił dyskretny unik i jej usta wylądowały na jego policzku
-spójrz na nią i na siebie, Rose -zaakcentowałam jej imię.
-ale pewnie są w tym samym wieku...
Prychnęłam i pokręciłam głową.
Teraz miałam prawdziwą ochotę śmiać się z niej.
-spójrz na nią, a po ten na siebie...
zgadnij kogo wybierze Luke -odwróciłam się plecami do Rose. Nie
powinnyśmy rozmawiać o takich rzeczach w kolejce, bo ktoś by mógł
to usłyszeć.
Pół godziny później dotarłyśmy do
celu. Chłopcy siedzieli za dużym stołem, tuż obok nich siedziała
żmija Darcy. Puszyła się jak paw, miałam ochotę podejść do
niej i walić jej głową o stół.
Podeszłyśmy do stolika, gdzie
siedzieli. Żaden z chłopaków nawet nie podniósł wzroku na nas.
Najpierw Luke podpisał zdjęcie na
którym był razem z Harrym, a później przekazał je Harremu.
Widać, że robili to automatycznie.
Za nim Harry podpisał owe zdjęcie, ja
położyłam na nim dłoń. Od razu podniósł wzrok. Wbiło mnie w
ziemię. Patrzał na mnie pusto, bez wyrazu. Miał podkrążone oczy,
jakby nie spał od jakiegoś czasu. Jego włosy, które zawsze były
jakoś w miarę ułożone, teraz były w kompletnym nie ładzie.
Wyglądał jakby coś go przeżuło i wypluło.
Kiedy zorientował się, że to ja
przed nim stoję... z jego twarzy zszedł wymuszony uśmieszek, teraz
był zdziwiony. Jego usta układały się w literkę „o”.
Luke spojrzał na niego i podążył za
wzrokiem Harrego. Kiedy wzrok Luka spoczął na mnie, a później na
Rose... z jego ust mogłam odczytać: o kurwa
Nie ozywając się poszłyśmy przed
siebie, aby nie blokować kolejki.
Widok Harrego trochę mnie przybił,
ale cieszyłam się (mimo tego, że było to wredne), że wygląda
jak wygląda. Przynajmniej też odczuwał skutki naszej rozmowy.
Usiadłyśmy z Rose w jakiejś kawiarni
i poczekaliśmy jak KSIĄŻĘTA skończą rozdawać autografy i robić
sobie zdjęcia.
Poczekałyśmy sobie trochę, bo
kolejka zamiast się zmniejszać, ona się powiększała.
Dwie godziny później tłum się
przerzedził a panowie wstali od stolika. Pożegnali się z Darcy,
która miałem ochotę osobiście zamordować, po tym jak zabiję
Stylesa.
Wyszłyśmy z kawiarni i poczekałyśmy,
aż do nas dojdą. Jak tylko zobaczyłam Harrego w odległości dwóch
metrów, zagotowałam się jeszcze bardziej. Chyba powinnam
sprawdzić, czy dym nie szedł mi uszami.
-witam panie -cichy głos Luka wywołał
na mojej twarzy uśmiech.
-o Boże! -zasłoniłam usta dłonią
-popatrz Rose, to przecież Harry Styles i Luke Hemmings! -zaczęłam
podskakiwać do góry -oni do nas podeszli -złapałam ją za rękę
i uchwyciłam zdezorientowany wzrok Luka -zobacz, zauważyli nas...
czy to jest realne?!
Zwróciłam na nas swoim piskiem uwagę
innych ludzi, ale miałam to w dupie. Byłam tak cholernie zła, że
nie obchodziło mnie to.
-ja.. ja...
-zawiesiłeś się Luke? -uśmiechnęłam
się szeroko, później jakby nigdy nic odeszłam. Miałam dość
tego wszystkiego i wszystkich. Chyba teraz powinnam zakończyć tą
przeklętą terapię, skoro chłopcy tak bardzo dobrze sobie radzą
bez nas.
*Harry
Stałem tam jak kołek wpatrując się
w to jak Sue odchodzi. Luke próbował jakoś się wytłumaczyć
Rose, która przyjmowała wszystko z uśmiechem. Nie była aż tak
zła jak Sue, ale jej złość była spowodowana moim zachowaniem.
Powinienem spłonąć na stosie.
Postanowiłem pójść za Sue, ale
przed moimi oczami wszystko zakręciło się jak na karuzeli.
Złapałem się ramienia Luka i zamknąłem oczy. Luke odwrócił się
w moją stronę i złapał w pasie za nim wylądowałem na twardej
posadzce.
-Hazz, wszystko ok -uniosłem kciuk do
góry. Odczekałem chwilę za nim obraz przed moimi oczami wrócił
do normalnego stanu.
-Harry... ?? -Rose spojrzała w moją
twarz, a ja uśmiechnąłem się do niej krzywo.
-chodźmy poszukać Sue -wyszeptałem.
Rose pokręciła głową, ale odwróciła
się poszła w ślady za Sue.
Opierając się o Luka chwiejnym
krokiem ruszyłem za Rose. Zdziwiłem się, gdy obie stały przy
wyjściu.
-Sue... -podszedłem do niej.
Odzyskałem wreszcie równowagę -możemy porozmawiać?
Dziewczyna zmarszczyła brwi i bez
żadnego słowa odwróciła się i pociągnęła Rose za sobą w
stronę drzwi. Zdążyliśmy znaleźć się w tym samym sektorze co
dziewczyny. Zachwiałem się znowu i oparłem się o szkło drzwi
obrotowych. Chwilę potem drzwi zatrzymały się, więżąc nas w
nich.
*Sue
Z przerażeniem stwierdziłam, że
znalazłam się w szklanej pułapce. Byłam przerażona!
Miałam lęk przed małymi
pomieszczeniami. Czułam powoli jak zaczyna brakować mi powietrza.
-wezwijcie pomoc! -krzyknęłam do
stojących po drugiej stronie dziewczyn. One zamiast wezwać pomoc,
wyciągnęły telefony i zaczęły robić zdjęcia.
-to wszystko twoja wina! -uderzyłam
Harrego w ramię -zrób coś! -zjechałam plecami po gładkiej
powierzchni szyby.
Nie wiem co działo się potem, ale
poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramionami. Podniosłam wzrok do
góry i zobaczyłam Harrego. Otoczył mnie ramieniem przyciągając
mocno do siebie. Miał zamknięte oczy. Był taki blady, nie
przypominał pod żadnym względem Harrego, którego znałam. Przez
to zapomniałam o swojej klaustrofobii.
-Harry... -dotknęłam jego ramienia.
Otworzył oczy, wyglądały jakby były wyprane z życia. -wszystko
jest ok?
-tak -nie kupiłam tego oczywiście.
Miał mocno zachrypnięty głos, przez co mówił niewyraźnie.
Przyjrzałam się mu. Dotknęłam dłonią jego czoła, aby
sprawdzić, czy nie ma gorączki. Był zimny jak lód.
-idzie pomoc -spojrzałam na uradowaną
Rose.
-wreszcie -Luke opierał się o jedną
z szyb drzwi.
*
Wyjście z tej szklanej pułapki było
dla mnie jedną z najlepszych rzeczy. Na dworze odetchnęłam z ulgą.
Rześkie powietrze dodało mi energii, o czym oczywiście nie można
było powiedzieć o Harrym, który dalej wyglądał jak białe
płótno.
-musimy pogadać -mruknęłam
-kurde... -Rose spojrzała na zegarek i
lekko się skrzywiła -jestem umówiona z Adrianem
-to się dobrze składa -odparłam
-idziemy do biura. Niektórzy z nas zapomnieli jak ono wygląda
-spojrzałam wymownie na chłopaków
-myślę, że Harry powinieneś...
-Luke zaczął spokojnie, ale Harry mu przerwał
-dam radę.
Droga do biura nie była taka długa
jak myślałam. Luke i Harry siedzieli z tyłu. Zdawało mi się, że
Harry wygląda coraz gorzej. Nie wiedziałam co się dzieje i mimo
tego, że byłam na niego zła... martwiłam się o niego!
Postanowiłam, że jak tylko będę
miała możliwość sam na sam z nim, wezmę go w obroty i dowiem się
co mu dolega. Wiem, że nie chciałam zostawać z nim sama, ale w
takiej sytuacji to było wskazane.
W parku, w którym mieliśmy czekać na
Adriana był tłum ludzi, co było dziwne jak na taką porę roku.
Ale jak widać Lukowi i Rose to w ogóle nie przeszkadzało. Z
uśmiechem na twarzy o czymś zawzięcie dyskutowali. Wyglądali ze
sobą bardzo dobrze. Miałam nadzieję, że mimo wszystko, co się
teraz dzieje coś z tego będzie. Należało się to im obojgu, a
szczególnie Rose, która nie miała zaciekawcie do tej pory.
Spojrzałam na Harrego, który ciągle
mi się przyglądał. Zimne powietrze dodało mu trochę kolorów i
nie wyglądał teraz jak własne śmierć. Uśmiechnął się do mnie
delikatnie, tak jakby bał się, że dostanie za to w twarz. Wyglądał
na takiego bezbronnego, że aż miałam ochotę go przytulić.
Stałoby się to tak jakby jakaś kupa futra nie wpadła na mnie o
mało mnie nie przewracając.
-Odi!!
Tego można było się spodziewać. Na
świecie istnieje tylko jeden pies, który jest tak samo słabo
wychowany jak jego właściciel. Ta góra futra nie słuchała się
nikogo i niczego.
Za nim Adrian do nasz podszedł, Odi
zdążył po przymilać się do Harrego, przewrócić Luka i położyć
się tuż obok stóp Rose. To psisko potrafiło narobić więcej
szkód niż jakikolwiek rozbrykany szczeniak.
-wszyscy żyją? -pierwsze co pada z
ust Adriana, kiedy do nas podchodzi. Miałam ochotę mu odpowiedzieć,
że on już nie żyje, ale się powstrzymałam.
-powiedzmy -mruknął Luke podnosząc
się z ziemi. Rose powstrzymując się od śmiechu próbowała mu
pomóc. Jednak sama wylądowała na Luku, który wydał z siebie dość
dziwny dźwięk. Prawdopodobnie przy upadku, Rose trafiła kolanem
tam gdzie nie powinna, bo biedny chłopak zwijał się teraz z
bólu... trzymając się za klejnoty rodowe.
Siedzieliśmy chyba z godzinę w parku.
Śmialiśmy się z Adriana, który opowiadał o tym co ostatnio
zdarzyło się w jego restauracji. Wszyscy byliśmy głośno, oprócz
Harrego, który siedział w dość dużym odstępie od nas.
Nie odzywał się w ogóle, co było
dość dziwne. Siedział tylko i zaciskał donie w pięści. Wyglądał
tak strasznie, że aż moje serce się zaciskało. Mimo tego, że
byłam na niego strasznie zła, to jednak dalej go kochałam i nie
mogłam patrzeć na to jak cierpi.
Przysunęłam się do niego bliżej,
nawet nie zareagował. Uporczywie wpatrywał się w swoje dłonie,
tak jakby coś w nich szukał. Położyłam swoją dłoń na jego,
aby zwrócić na siebie jego uwagę. On dalej jednak siedział w tej
samej pozycji, nawet nie drgnął. Po chwili jednak ku mojej uciesze
ścisnął moją dłoń i położył na niej drugą. Jednak na mnie
nie spojrzał. Jego wzrok dalej spoczywał na dłoniach. Trochę mnie
zabolało, że nie chciał na mnie spojrzeć. Chyba mocniej to bolało
niż, to co do mnie powiedział. Chyba wołałabym, żeby rzucał we
mnie tymi wszystkimi oszczerstwami, niż miałby mnie całkowicie
olewać.
Nagle ku mojemu zdziwieniu, uniósł
moją dłoń do góry i przyłożył ja do ust. Były zimne, a wręcz
lodowate, ale dalej miękkie i przyjemne. Nikt nawet nie wie jak
bardzo chciałam je poczuć na swoich ustach.
Harry nie patrząc na mnie, odłożył
delikatnie moją dłoń na moją nogę. Wstał i sięgnął do
kieszeni z której wyciągnął telefon. Patrzałam na niego z
szeroko otwartymi ustami. Poczułam się chyba gorzej niż powinnam.
Harry olewał mnie całkowicie, miałam ochotę się rozpłakać.
Wtedy na mnie spojrzał i zobaczyłam w jego oczach tyle bólu i to
czego się nie spodziewałam... łzy. Harry odwrócił wzrok i wlepił
go w telefon.
Nawet nie zauważyłam kiedy podbiegł
do nas Odi i wytrącił telefon Harremu. Wszystko byłoby ok, jakby
to futro nie wzięło go w pysk i nie uciekło.
-oddaj mój telefon!! -Harry rzucił
się biegiem za psem.
Kolejne dziesięć minut wszyscy
spędziliśmy na ganianiu za psem i próbie odzyskania telefonu
Harrego. Mieliśmy przy tym niezły ubaw. Dawno się tak świetnie
nie bawiłam.
-Odi, choć piesku... -Adi ukucnął i
próbował przywołać psa. -Odi, choć tu natychmiast!!
Chciało mi się śmiać, kiedy
zobaczyłam jak Odi przebiega obok niego, a ten próbując go złapać
ląduje twarzą na ziemi.
Kawałek dalej na ziemi ląduje Harry.
Tylko on zaczyna głośno jęczeć i nie podnosi się do góry.
Podchodzę do niego, aby sprawdzić co się stało.
-Harry, coś się stało??
-chyba skręciłem sobie kostkę
-mruczy zasłaniając twarz.
Kawałek od nas Odi wypluł telefon
Harrego, który raczej już nie nadawał się do pracy.
*
Do szpitala dojechaliśmy szybko.
Miałam nadzieje, że dyżur ma Peter. Przynajmniej będziemy mieli
lepszą i szybsza pomoc.
Pielęgniarka umieściła nas w jednym
z pokoi zabiegowych. Lekarz miał się zjawić za chwilę. Nie
odzywając się pomogłam zdjąć płaszcz Harremu.
Luke i Rose stali w kącie i
przyglądali się temu co robiłam.
Ucieszyłam się, gdy do gabinetu
wszedł Peter, ale za to Harry jęknął głośno.
-o matko -Peter przyjrzał się nam
-chyba wyrobię wam kartę stałego klienta
Spojrzałam na Harrego, który zasłonił
twarz rękoma a Luke nagle zaczął się rozglądać po
pomieszczeniu. -co się stało?
-upadł i chyba coś zrobił sobie z
nogą -wskazałam na jego nogę, która trochę spuchła.
-Harry co się dzieje? -on w odpowiedzi
pokręcił głową -zrobiło Ci się słabo? -znowu zaprzeczył
-brałeś leki?
-tak...
-kręciło ci się w głowie? -w
odpowiedzi uzyskaliśmy lekkie skinienie -przemęczałeś się,
prawda? -westchnął -chyba powinienem cię przykuć do łózka na
tydzień
-pośliznąłem się tylko. Odi zwinął
mi telefon i...
-zrobimy badania krwi i wszystkie
podstawowe -zwrócił się do pielęgniarki, której prędzej nie
zauważyłam -ale najpierw RTG
Patrzałam ze zdziwieniem na to co się
działo. Nie rozumiałam nic przez te pytania, które zadawał mu
Peter. Coś było jednak na rzeczy, coś o czym nikt mi nie
powiedział. Kiedy pielęgniarka zabrała Harrego, ja spojrzałam na
Luka. Wyglądało, że on coś wiedział.
-Luk... -zaczęłam podchodzić do
niego.
-tak, Sue?
-co się stało? -chłopak wzruszył
ramionami i wypalił
-zapytaj Harrego, jeśli z nim
rozmawiasz...
*
Godzinę później siedziałam sama w
poczekalni. Po długich namowach, wysłałam Rose i Luka do domu. Nie
musieli tu sterczeć jak idioci.
Wreszcie z pokoju Harrego wyszedł
Peter. Podeszłam do niego.
-i jak?
-chciałem go zostawić do jutra, ale
go wypuszczę -odszedł zawołany przez innego lekarza.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam
siedzącego na fotelu Harrego. Jego kostka była owinięta bandażem.
Ubierał się szybko jakby nie chciał tu być dłużnej niż musi.
-Harry... -podniósł na mnie wzrok.
Wyglądał strasznie. Ukucnęłam przy nim -Harry... powiedz mi co
się stało. -mówiłam najspokojniej jak potrafiłam, mimo tego że
gotowałam się cała w środku.
-nic..
-proszę powiedz mi
-jestem po prostu przemęczony -wstał
podpierając się o fotel -pożyczysz mi telefon?
-oczywiście, ale po co? -może to było
głupie pytanie, ale coś przeczuwałam, że znam odpowiedź
-muszę zadzwonić po taksówkę, albo
po Louisa... jakoś muszę wrócić do hotelu, a jakbyś nie
zauważyła, Odi zjadł mój telefon -wymusił na sobie uśmiech.
-ja cię odwiozę...
*
To była chyba najdłuższa podróż w
moim życiu. Harry się w ogóle do mnie nie odzywał, co jeszcze
bardziej mnie zaczęło drażnić. Olałam już to, że nazwał mnie
dziwką. I chyba na złość jemu, skleciłam w stronę mojego domu.
-co robisz? -chciałam zacząć bić mu
brawo, za to, że wreszcie się do mnie odezwał.
-do mnie.
-chcę wrócić do hotelu, Sue
-powiedział twardo, a ja to olałam. W tej chwili to ja chciałam
wyjaśnień i miałam zamiar je uzyskać... nawet jeśli miałabym go
zamknąć w piwnicy i torturować.
Do mieszkania praktycznie go
wciągnęłam. Słyszałam przy tym różne przekleństwa, ale
postanowiłam się tym w ogóle nie przejmować.
W mieszkaniu pomogłam mu zdjąć
płaszcz i posadziłam na sofie. Usiadłam obok niego i spojrzałam
mu w oczy.
-mów! -krzyknęłam -mów do jasnej
cholery!
Harry przetarł dłońmi twarz i
spojrzał na mnie z krzywą miną.
-co chcesz wiedzieć?! Upiłem się i
trafiłem do szpitala. Wczoraj mnie wypuścili, a dziś trafiłem tam
ponownie...
-co zrobiłeś? -nie mogłam pojąć
jego słów.
-to co słyszałaś... nie mogłem
znieść tego jaki jestem żałosny. Zraniłem osobę na której mi
naprawdę zależało. Nie chciałem tego powiedzieć. Naprawdę nie
chciałem tego powiedzieć i nie wiem jak mam cię przerosić za
to...
-Harry, ja... -byłam zdziwiona tym co
powiedział. Upił się z mojego powodu. -czy twój pobyt w szpitalu
był...
-Peter stwierdził, że jestem
przemęczony. Przepisał mi kilka proszków, ale dziś chyba
przeholowałem...
-no właśnie, co wam przyszyło do
tych tępych głów... -uderzyłam go w ramię -Boże,Harry... co
tobie odbiło. Nie rób tego więcej... nie strasz mnie -dotknęłam
jego policzka i wszelka złość na niego mi minęła. Nie obchodziło
mnie to co powiedział prędzej. Liczyła się tylko ta chwila, kiedy
nasze usta się złączyły, a ja prawie się rozpłakałam, bo tak
bardzo mi tego brakowało.
-przepraszam za to co powiedziałem,
jestem idiotą... ale tak bardzo nie chciałem się z tobą rozstawać
-wyszeptał Harry, kiedy nasze usta rozłączyły się.
-w tym cały problem, że ja też
nie... -wiem, że nie powinnam tego mówić, ale po wypowiedzeniu
tych słów zrobiło mi się jakoś lżej.
-przepraszam...
-to ja przepraszam... -nasze usta znowu
się złączyły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz