środa, 3 lutego 2016

Chapter Thirty-First



*Sue
Z samego rana odwiozłam Le i Fabiana na lotnisko. Chłopcy całą drogę rozmawiali podekscytowani. Miałam ochotę rzygać ich miłością. Nie to, że miałam coś przeciwko ich miłości, ale dziś miałam coś do KAŻDEJ miłości.
Mimo, że wczoraj spędziłam cały dzień z Rose, która chciała ze wszystkich sił mnie pocieszyć... ja... ja udawałam radość. Tak naprawdę kiedy uśmiechałam się do Rose, coś rozrywało mnie od środka. Kochałam Harrego i nigdy pomyślałabym, że miłość jednak potrafi aż tak boleć! To co czułam po rozstaniu z Denisem, to było nic w porównaniu z tym co teraz się ze mną działo.
Ostatni raz pożegnałam się z bratem i ruszyłam w drogę powrotną do domu. Do swojego pustego domu. Co się ze mną działo?! Kiedyś to mi nie przeszkadzało, ale teraz?!
Wchodząc do mieszkania poczułam chłód i przeraźliwą ciszę. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie ten cały harmider, który panował tu jeszcze kilka dni temu. Przypomniałam sobie roześmiany głos Harrego, kiedy kłócił się z Le o to, kto pierwszy przekroczył metę w jakiejś grze.
Ostatnio całe moje życie kręciło w około Harrego i to mi się podobało, dlatego teraz stałam tu zalana złami i żałowałam, że w ogóle go poznałam.
*
Było już po piętnastej, kiedy mój telefon zadzwonił. Myśląc, że to Rose, albo ktoś kto chciał sprawdzić, czy żyję... nie odebrałam. Przyciągnęłam kolana pod brodę i schowałam je pod rozciągniętym swetrem, który kiedyś zwinęłam tacie.
Zakryłam uszy, kiedy mój telefon znowu zaczął dzwonić. Przy trzecim razie złapałam za niego z myślą o wyłączeniu go, kiedy na wyświetlaczu zobaczyłam imię i nazwisko managera Harrego. Odebrałam szybko. To musiało być ważnego skoro nie dawał za wygraną.
-słucham...
-pani Hearson? -w słuchawce rozbrzmiał ciężki męski głos
-tak, słucham...
-dlaczego nie ma pani z Harrym w centrum handlowym? -uniosłam wysoko brwi. Nie wiedziałam w ogóle o czym on do mnie mówił. Nie mieliśmy dziś żadnego spotkania, więc czego od ode mnie wymagał?
-ale dziś nie mamy zajęć...
-słucham? -po jego głosie można było odczytać, że był zirytowany -żartuje sobie pani
-nie. Dziś nie mamy...
-to co Harry robi z Lukiem w centrum handlowym?! -jego krzyk postawił mnie do pionu -są w trakcie wywiadu z jakąś kobietą...
O mało nie spadłam z kanapy po usłyszeniu tej informacji. Przecież to musiał być jakiś głupi żart!
Włączyłam laptopa i szybko przejrzałam wiadomości. Okazało się, że dziś o piętnastej miał się odbyć wywiad na żywo w jakiś tam centrum handlowym z udziałem Harrego i Luka. Nie zdziwił mnie fakt, ze prowadzącą miała być ta żmija DarcyH. Tylko ja się pytam? Co do cholery jasnej wpadło do głowy tym dwóm idiotą!!
Spojrzałam na zegarek, było piętnaście po. Wstałam szybko, zapisałam sobie adres tego centrum.
Nie przejmowałam się nawet swoim ubiorem. To co miałam ochotę zrobić teraz Harremu, nie wymagało ekskluzywnego ubioru.
Za nim zeszłam po schodach zadzwoniłam do Rose.
-cześć, Sue -usłyszałam jej radosny głos. -dzwonisz, bo masz ochotę gdzieś wyjść?
-o tak!! -odparłam otwierając drzwi swojego auta -zaraz po ciebie będę...
-gdzie się wybieramy?
-do centrum handlowego...
-zakupy? -roześmiała się, a ja pokręciłam głową. Dobrze, że mnie nie widziała. -idę się ubrać...
-weź czarny worek, nawet i dwa... -w słuchawce zapadła cisza. Wiedziałam jednak, że Rose dalej tam jest. Pewnie zastanawiała się co miała zrozumieć po moich słowach.
-zabiłaś kogoś? -zapytała ostrożnie, a ja się roześmiałam.
-dopiero mam zamiar...
*
Rose była tak samo zła jak ja. Wypluwała tyle słów naraz, ze połowy nie rozumiałam. Luka chyba piekły uszy. Rzucała w niego mięsem praktycznie co drugie słowo. Teraz to naprawdę chciało mi się śmiać. W tym momencie to Rose denerwowała się za nas obie.
-zabiję dupka... -zaciska zęby i wpatruje się przed siebie z morderczym wzrokiem. Oderwałam jedną dłoń od kierownicy i poklepałam dziewczynę po udzie.
-zakopiemy ich w ogrodzie... -roześmiałam się, gdy Rose spojrzała na mnie ze ściągniętymi brwiami.
Pod „centrum” podjechałyśmy przed czwartą. Weszłyśmy do środka i zobaczyła to czego się obawiałam. Nie było gdzie postawić nogi, gdzie nie spojrzało się... tam były tłumy dziewczyn. A o hałasie nie było co wspominać. Jęknęłam, gdy jakieś dziecko nadepnęło mi na stopę.
-co robimy? -usłyszałam tuż przy uchu głos Rose. Rozejrzałam się dookoła i natknęłam się na jakiś mały sklepik, ruszyłam w jego kierunku ciągnąc za sobą Rose. Kupiłam w nim najdziwniejsze okulary jakie do tej pory widziałam. Podałam jedne przyjaciółce, a drugie nałożyłam sama. Chciało mi się śmiać. Musiałam wyglądać jak jakaś bezdomna. Spodnie porwane, rozciągnięty sweter, który też gdzie niegadzie miał jakieś dziury i fryzura, która wyglądała jakbym się nie czesała z tydzień.
-co ty kombinujesz? -zapytała Rose idąc za mną przez tłum.
-zrobimy im taką samą niespodziankę jak oni nam. -odpowiedziałam spokojnie.
Ze wszystkich sił próbowałam przedrzeć się przez cały tłum, co nie było zbytnio łatwe. Każda z zebranych tu dziewczyn chciała być jak najbliżej Harrego i Luka. Ja do nich nie należałam. Chciałam być jak najdalej od tych dwóch.
Ustawiłyśmy się w kolejce po autografy. Kolejka była długa, ale jak na nasze szczęście szybko wszystko szło.
Cieszyłam się jednak tylko z jednej rzeczy. Było widać po zebranych, że chłopcy dali radę z całym wywiadem.
-ej to ta dziewczyna, która pocałowała Luka -spojrzałam w miejsce, gdzie wskazywała Rose i otworzyłam szeroko oczy. Nie wiedziałam, czy mam wyśmiać Rose, czy uderzyć ją w głowę.
-o to dziecko byłaś zazdrosna? -zapytałam z niedowierzaniem. Spojrzałam ponowie na dziewczynę, akurat w momencie, gdy ta znowu chciała pocałować Luka, a on zrobił dyskretny unik i jej usta wylądowały na jego policzku -spójrz na nią i na siebie, Rose -zaakcentowałam jej imię.
-ale pewnie są w tym samym wieku...
Prychnęłam i pokręciłam głową. Teraz miałam prawdziwą ochotę śmiać się z niej.
-spójrz na nią, a po ten na siebie... zgadnij kogo wybierze Luke -odwróciłam się plecami do Rose. Nie powinnyśmy rozmawiać o takich rzeczach w kolejce, bo ktoś by mógł to usłyszeć.
Pół godziny później dotarłyśmy do celu. Chłopcy siedzieli za dużym stołem, tuż obok nich siedziała żmija Darcy. Puszyła się jak paw, miałam ochotę podejść do niej i walić jej głową o stół.
Podeszłyśmy do stolika, gdzie siedzieli. Żaden z chłopaków nawet nie podniósł wzroku na nas.
Najpierw Luke podpisał zdjęcie na którym był razem z Harrym, a później przekazał je Harremu. Widać, że robili to automatycznie.
Za nim Harry podpisał owe zdjęcie, ja położyłam na nim dłoń. Od razu podniósł wzrok. Wbiło mnie w ziemię. Patrzał na mnie pusto, bez wyrazu. Miał podkrążone oczy, jakby nie spał od jakiegoś czasu. Jego włosy, które zawsze były jakoś w miarę ułożone, teraz były w kompletnym nie ładzie. Wyglądał jakby coś go przeżuło i wypluło.
Kiedy zorientował się, że to ja przed nim stoję... z jego twarzy zszedł wymuszony uśmieszek, teraz był zdziwiony. Jego usta układały się w literkę „o”.
Luke spojrzał na niego i podążył za wzrokiem Harrego. Kiedy wzrok Luka spoczął na mnie, a później na Rose... z jego ust mogłam odczytać: o kurwa
Nie ozywając się poszłyśmy przed siebie, aby nie blokować kolejki.
Widok Harrego trochę mnie przybił, ale cieszyłam się (mimo tego, że było to wredne), że wygląda jak wygląda. Przynajmniej też odczuwał skutki naszej rozmowy.
Usiadłyśmy z Rose w jakiejś kawiarni i poczekaliśmy jak KSIĄŻĘTA skończą rozdawać autografy i robić sobie zdjęcia.
Poczekałyśmy sobie trochę, bo kolejka zamiast się zmniejszać, ona się powiększała.
Dwie godziny później tłum się przerzedził a panowie wstali od stolika. Pożegnali się z Darcy, która miałem ochotę osobiście zamordować, po tym jak zabiję Stylesa.
Wyszłyśmy z kawiarni i poczekałyśmy, aż do nas dojdą. Jak tylko zobaczyłam Harrego w odległości dwóch metrów, zagotowałam się jeszcze bardziej. Chyba powinnam sprawdzić, czy dym nie szedł mi uszami.
-witam panie -cichy głos Luka wywołał na mojej twarzy uśmiech.
-o Boże! -zasłoniłam usta dłonią -popatrz Rose, to przecież Harry Styles i Luke Hemmings! -zaczęłam podskakiwać do góry -oni do nas podeszli -złapałam ją za rękę i uchwyciłam zdezorientowany wzrok Luka -zobacz, zauważyli nas... czy to jest realne?!
Zwróciłam na nas swoim piskiem uwagę innych ludzi, ale miałam to w dupie. Byłam tak cholernie zła, że nie obchodziło mnie to.
-ja.. ja...
-zawiesiłeś się Luke? -uśmiechnęłam się szeroko, później jakby nigdy nic odeszłam. Miałam dość tego wszystkiego i wszystkich. Chyba teraz powinnam zakończyć tą przeklętą terapię, skoro chłopcy tak bardzo dobrze sobie radzą bez nas.

*Harry
Stałem tam jak kołek wpatrując się w to jak Sue odchodzi. Luke próbował jakoś się wytłumaczyć Rose, która przyjmowała wszystko z uśmiechem. Nie była aż tak zła jak Sue, ale jej złość była spowodowana moim zachowaniem.
Powinienem spłonąć na stosie.
Postanowiłem pójść za Sue, ale przed moimi oczami wszystko zakręciło się jak na karuzeli. Złapałem się ramienia Luka i zamknąłem oczy. Luke odwrócił się w moją stronę i złapał w pasie za nim wylądowałem na twardej posadzce.
-Hazz, wszystko ok -uniosłem kciuk do góry. Odczekałem chwilę za nim obraz przed moimi oczami wrócił do normalnego stanu.
-Harry... ?? -Rose spojrzała w moją twarz, a ja uśmiechnąłem się do niej krzywo.
-chodźmy poszukać Sue -wyszeptałem.
Rose pokręciła głową, ale odwróciła się poszła w ślady za Sue.
Opierając się o Luka chwiejnym krokiem ruszyłem za Rose. Zdziwiłem się, gdy obie stały przy wyjściu.
-Sue... -podszedłem do niej. Odzyskałem wreszcie równowagę -możemy porozmawiać?
Dziewczyna zmarszczyła brwi i bez żadnego słowa odwróciła się i pociągnęła Rose za sobą w stronę drzwi. Zdążyliśmy znaleźć się w tym samym sektorze co dziewczyny. Zachwiałem się znowu i oparłem się o szkło drzwi obrotowych. Chwilę potem drzwi zatrzymały się, więżąc nas w nich.

*Sue
Z przerażeniem stwierdziłam, że znalazłam się w szklanej pułapce. Byłam przerażona!
Miałam lęk przed małymi pomieszczeniami. Czułam powoli jak zaczyna brakować mi powietrza.
-wezwijcie pomoc! -krzyknęłam do stojących po drugiej stronie dziewczyn. One zamiast wezwać pomoc, wyciągnęły telefony i zaczęły robić zdjęcia.
-to wszystko twoja wina! -uderzyłam Harrego w ramię -zrób coś! -zjechałam plecami po gładkiej powierzchni szyby.
Nie wiem co działo się potem, ale poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramionami. Podniosłam wzrok do góry i zobaczyłam Harrego. Otoczył mnie ramieniem przyciągając mocno do siebie. Miał zamknięte oczy. Był taki blady, nie przypominał pod żadnym względem Harrego, którego znałam. Przez to zapomniałam o swojej klaustrofobii.
-Harry... -dotknęłam jego ramienia. Otworzył oczy, wyglądały jakby były wyprane z życia. -wszystko jest ok?
-tak -nie kupiłam tego oczywiście. Miał mocno zachrypnięty głos, przez co mówił niewyraźnie. Przyjrzałam się mu. Dotknęłam dłonią jego czoła, aby sprawdzić, czy nie ma gorączki. Był zimny jak lód.
-idzie pomoc -spojrzałam na uradowaną Rose.
-wreszcie -Luke opierał się o jedną z szyb drzwi.
*
Wyjście z tej szklanej pułapki było dla mnie jedną z najlepszych rzeczy. Na dworze odetchnęłam z ulgą. Rześkie powietrze dodało mi energii, o czym oczywiście nie można było powiedzieć o Harrym, który dalej wyglądał jak białe płótno.
-musimy pogadać -mruknęłam
-kurde... -Rose spojrzała na zegarek i lekko się skrzywiła -jestem umówiona z Adrianem
-to się dobrze składa -odparłam -idziemy do biura. Niektórzy z nas zapomnieli jak ono wygląda -spojrzałam wymownie na chłopaków
-myślę, że Harry powinieneś... -Luke zaczął spokojnie, ale Harry mu przerwał
-dam radę.
Droga do biura nie była taka długa jak myślałam. Luke i Harry siedzieli z tyłu. Zdawało mi się, że Harry wygląda coraz gorzej. Nie wiedziałam co się dzieje i mimo tego, że byłam na niego zła... martwiłam się o niego!
Postanowiłam, że jak tylko będę miała możliwość sam na sam z nim, wezmę go w obroty i dowiem się co mu dolega. Wiem, że nie chciałam zostawać z nim sama, ale w takiej sytuacji to było wskazane.
W parku, w którym mieliśmy czekać na Adriana był tłum ludzi, co było dziwne jak na taką porę roku. Ale jak widać Lukowi i Rose to w ogóle nie przeszkadzało. Z uśmiechem na twarzy o czymś zawzięcie dyskutowali. Wyglądali ze sobą bardzo dobrze. Miałam nadzieję, że mimo wszystko, co się teraz dzieje coś z tego będzie. Należało się to im obojgu, a szczególnie Rose, która nie miała zaciekawcie do tej pory.
Spojrzałam na Harrego, który ciągle mi się przyglądał. Zimne powietrze dodało mu trochę kolorów i nie wyglądał teraz jak własne śmierć. Uśmiechnął się do mnie delikatnie, tak jakby bał się, że dostanie za to w twarz. Wyglądał na takiego bezbronnego, że aż miałam ochotę go przytulić. Stałoby się to tak jakby jakaś kupa futra nie wpadła na mnie o mało mnie nie przewracając.
-Odi!!
Tego można było się spodziewać. Na świecie istnieje tylko jeden pies, który jest tak samo słabo wychowany jak jego właściciel. Ta góra futra nie słuchała się nikogo i niczego.
Za nim Adrian do nasz podszedł, Odi zdążył po przymilać się do Harrego, przewrócić Luka i położyć się tuż obok stóp Rose. To psisko potrafiło narobić więcej szkód niż jakikolwiek rozbrykany szczeniak.
-wszyscy żyją? -pierwsze co pada z ust Adriana, kiedy do nas podchodzi. Miałam ochotę mu odpowiedzieć, że on już nie żyje, ale się powstrzymałam.
-powiedzmy -mruknął Luke podnosząc się z ziemi. Rose powstrzymując się od śmiechu próbowała mu pomóc. Jednak sama wylądowała na Luku, który wydał z siebie dość dziwny dźwięk. Prawdopodobnie przy upadku, Rose trafiła kolanem tam gdzie nie powinna, bo biedny chłopak zwijał się teraz z bólu... trzymając się za klejnoty rodowe.
Siedzieliśmy chyba z godzinę w parku. Śmialiśmy się z Adriana, który opowiadał o tym co ostatnio zdarzyło się w jego restauracji. Wszyscy byliśmy głośno, oprócz Harrego, który siedział w dość dużym odstępie od nas.
Nie odzywał się w ogóle, co było dość dziwne. Siedział tylko i zaciskał donie w pięści. Wyglądał tak strasznie, że aż moje serce się zaciskało. Mimo tego, że byłam na niego strasznie zła, to jednak dalej go kochałam i nie mogłam patrzeć na to jak cierpi.
Przysunęłam się do niego bliżej, nawet nie zareagował. Uporczywie wpatrywał się w swoje dłonie, tak jakby coś w nich szukał. Położyłam swoją dłoń na jego, aby zwrócić na siebie jego uwagę. On dalej jednak siedział w tej samej pozycji, nawet nie drgnął. Po chwili jednak ku mojej uciesze ścisnął moją dłoń i położył na niej drugą. Jednak na mnie nie spojrzał. Jego wzrok dalej spoczywał na dłoniach. Trochę mnie zabolało, że nie chciał na mnie spojrzeć. Chyba mocniej to bolało niż, to co do mnie powiedział. Chyba wołałabym, żeby rzucał we mnie tymi wszystkimi oszczerstwami, niż miałby mnie całkowicie olewać.
Nagle ku mojemu zdziwieniu, uniósł moją dłoń do góry i przyłożył ja do ust. Były zimne, a wręcz lodowate, ale dalej miękkie i przyjemne. Nikt nawet nie wie jak bardzo chciałam je poczuć na swoich ustach.
Harry nie patrząc na mnie, odłożył delikatnie moją dłoń na moją nogę. Wstał i sięgnął do kieszeni z której wyciągnął telefon. Patrzałam na niego z szeroko otwartymi ustami. Poczułam się chyba gorzej niż powinnam. Harry olewał mnie całkowicie, miałam ochotę się rozpłakać. Wtedy na mnie spojrzał i zobaczyłam w jego oczach tyle bólu i to czego się nie spodziewałam... łzy. Harry odwrócił wzrok i wlepił go w telefon.
Nawet nie zauważyłam kiedy podbiegł do nas Odi i wytrącił telefon Harremu. Wszystko byłoby ok, jakby to futro nie wzięło go w pysk i nie uciekło.
-oddaj mój telefon!! -Harry rzucił się biegiem za psem.
Kolejne dziesięć minut wszyscy spędziliśmy na ganianiu za psem i próbie odzyskania telefonu Harrego. Mieliśmy przy tym niezły ubaw. Dawno się tak świetnie nie bawiłam.
-Odi, choć piesku... -Adi ukucnął i próbował przywołać psa. -Odi, choć tu natychmiast!!
Chciało mi się śmiać, kiedy zobaczyłam jak Odi przebiega obok niego, a ten próbując go złapać ląduje twarzą na ziemi.
Kawałek dalej na ziemi ląduje Harry. Tylko on zaczyna głośno jęczeć i nie podnosi się do góry. Podchodzę do niego, aby sprawdzić co się stało.
-Harry, coś się stało??
-chyba skręciłem sobie kostkę -mruczy zasłaniając twarz.
Kawałek od nas Odi wypluł telefon Harrego, który raczej już nie nadawał się do pracy.
*
Do szpitala dojechaliśmy szybko. Miałam nadzieje, że dyżur ma Peter. Przynajmniej będziemy mieli lepszą i szybsza pomoc.
Pielęgniarka umieściła nas w jednym z pokoi zabiegowych. Lekarz miał się zjawić za chwilę. Nie odzywając się pomogłam zdjąć płaszcz Harremu.
Luke i Rose stali w kącie i przyglądali się temu co robiłam.
Ucieszyłam się, gdy do gabinetu wszedł Peter, ale za to Harry jęknął głośno.
-o matko -Peter przyjrzał się nam -chyba wyrobię wam kartę stałego klienta
Spojrzałam na Harrego, który zasłonił twarz rękoma a Luke nagle zaczął się rozglądać po pomieszczeniu. -co się stało?
-upadł i chyba coś zrobił sobie z nogą -wskazałam na jego nogę, która trochę spuchła.
-Harry co się dzieje? -on w odpowiedzi pokręcił głową -zrobiło Ci się słabo? -znowu zaprzeczył -brałeś leki?
-tak...
-kręciło ci się w głowie? -w odpowiedzi uzyskaliśmy lekkie skinienie -przemęczałeś się, prawda? -westchnął -chyba powinienem cię przykuć do łózka na tydzień
-pośliznąłem się tylko. Odi zwinął mi telefon i...
-zrobimy badania krwi i wszystkie podstawowe -zwrócił się do pielęgniarki, której prędzej nie zauważyłam -ale najpierw RTG
Patrzałam ze zdziwieniem na to co się działo. Nie rozumiałam nic przez te pytania, które zadawał mu Peter. Coś było jednak na rzeczy, coś o czym nikt mi nie powiedział. Kiedy pielęgniarka zabrała Harrego, ja spojrzałam na Luka. Wyglądało, że on coś wiedział.
-Luk... -zaczęłam podchodzić do niego.
-tak, Sue?
-co się stało? -chłopak wzruszył ramionami i wypalił
-zapytaj Harrego, jeśli z nim rozmawiasz...
*
Godzinę później siedziałam sama w poczekalni. Po długich namowach, wysłałam Rose i Luka do domu. Nie musieli tu sterczeć jak idioci.
Wreszcie z pokoju Harrego wyszedł Peter. Podeszłam do niego.
-i jak?
-chciałem go zostawić do jutra, ale go wypuszczę -odszedł zawołany przez innego lekarza.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam siedzącego na fotelu Harrego. Jego kostka była owinięta bandażem. Ubierał się szybko jakby nie chciał tu być dłużnej niż musi.
-Harry... -podniósł na mnie wzrok. Wyglądał strasznie. Ukucnęłam przy nim -Harry... powiedz mi co się stało. -mówiłam najspokojniej jak potrafiłam, mimo tego że gotowałam się cała w środku.
-nic..
-proszę powiedz mi
-jestem po prostu przemęczony -wstał podpierając się o fotel -pożyczysz mi telefon?
-oczywiście, ale po co? -może to było głupie pytanie, ale coś przeczuwałam, że znam odpowiedź
-muszę zadzwonić po taksówkę, albo po Louisa... jakoś muszę wrócić do hotelu, a jakbyś nie zauważyła, Odi zjadł mój telefon -wymusił na sobie uśmiech.
-ja cię odwiozę...
*
To była chyba najdłuższa podróż w moim życiu. Harry się w ogóle do mnie nie odzywał, co jeszcze bardziej mnie zaczęło drażnić. Olałam już to, że nazwał mnie dziwką. I chyba na złość jemu, skleciłam w stronę mojego domu.
-co robisz? -chciałam zacząć bić mu brawo, za to, że wreszcie się do mnie odezwał.
-do mnie.
-chcę wrócić do hotelu, Sue -powiedział twardo, a ja to olałam. W tej chwili to ja chciałam wyjaśnień i miałam zamiar je uzyskać... nawet jeśli miałabym go zamknąć w piwnicy i torturować.
Do mieszkania praktycznie go wciągnęłam. Słyszałam przy tym różne przekleństwa, ale postanowiłam się tym w ogóle nie przejmować.
W mieszkaniu pomogłam mu zdjąć płaszcz i posadziłam na sofie. Usiadłam obok niego i spojrzałam mu w oczy.
-mów! -krzyknęłam -mów do jasnej cholery!
Harry przetarł dłońmi twarz i spojrzał na mnie z krzywą miną.
-co chcesz wiedzieć?! Upiłem się i trafiłem do szpitala. Wczoraj mnie wypuścili, a dziś trafiłem tam ponownie...
-co zrobiłeś? -nie mogłam pojąć jego słów.
-to co słyszałaś... nie mogłem znieść tego jaki jestem żałosny. Zraniłem osobę na której mi naprawdę zależało. Nie chciałem tego powiedzieć. Naprawdę nie chciałem tego powiedzieć i nie wiem jak mam cię przerosić za to...
-Harry, ja... -byłam zdziwiona tym co powiedział. Upił się z mojego powodu. -czy twój pobyt w szpitalu był...
-Peter stwierdził, że jestem przemęczony. Przepisał mi kilka proszków, ale dziś chyba przeholowałem...
-no właśnie, co wam przyszyło do tych tępych głów... -uderzyłam go w ramię -Boże,Harry... co tobie odbiło. Nie rób tego więcej... nie strasz mnie -dotknęłam jego policzka i wszelka złość na niego mi minęła. Nie obchodziło mnie to co powiedział prędzej. Liczyła się tylko ta chwila, kiedy nasze usta się złączyły, a ja prawie się rozpłakałam, bo tak bardzo mi tego brakowało.
-przepraszam za to co powiedziałem, jestem idiotą... ale tak bardzo nie chciałem się z tobą rozstawać -wyszeptał Harry, kiedy nasze usta rozłączyły się.
-w tym cały problem, że ja też nie... -wiem, że nie powinnam tego mówić, ale po wypowiedzeniu tych słów zrobiło mi się jakoś lżej.
-przepraszam...

-to ja przepraszam... -nasze usta znowu się złączyły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz