▼ Rose ▼
Po telefonie od Sue byłam pewna, któż
poszedł jej wszystko wyśpiewać. Co Adrianowi strzeliło do tego
łba, żeby iść do niej i żądać, aby w pewnym sensie rozdzieliła
mnie i Luka? Cholera, zachował się jak dzieciak! Może warto by
najpierw ze mną porozmawiać, a potem włączać do życia swoje
irracjonalne plany? Takim oto sposobem usiadłam na kanapie przed
telewizorem i czekałam, aż ten pacan raczy wrócić do domu. W
pewnym momencie poczułam, że ktoś zasłania mi oczy. Uśmiechnęłam
się i ujęłam w dłoń małe rączki Jack'a.
- Zgadnij kto to! - zapiszczał mi do
ucha.
Roześmiałam się i uwolniłam swoje
oczy od ciemności, odwracając się twarzą do malucha.
- Zważywszy na to, że w domu jesteśmy
sami.. Mam do wyboru dwie opcje: pierwsza, Odi przemówił do mnie
ludzkim głosem. Drugą zaś jesteś Ty.
Jack westchnął i opadł na kanapie
obok mnie.
- No tak, nie pomyślałem. - spojrzał
na mnie i prawie położył się na moich kolanach, aby uzyskać
pewność, że widzę jego zbolałą twarz. - Nudzę się. Mogę iść
do kolegi?
Ehh.. Byłam świadoma tego, że młody
nie będzie miał tutaj zajęcia. No bo co mógł tutaj robić
7-latek? Nie mam żadnych zabawek, czy dzieci w sąsiedztwie, co by
mogło umilić jemu pobyt w moim domu. Uśmiechnęłam się lekko i
poczochrałam jego czuprynę.
- Ja nie mogę podjąć takiej decyzji,
młody. - westchnęłam. - Poczekaj na powrót mamy albo Adriana.
Jestem prawie pewna, że się zgodzą.
Jack usiadł prosto i skrzyżował ręce
na piersi. Teraz to już całkowicie przypominał mi Adiego, który
zwykł przyjmować taką pozę wtedy, kiedy coś się jemu nie
podobało.
- To nie fair. - burknął pod nosem. -
Mama jest w pracy i pewnie wróci późnym wieczorem. A jeśli mój
brat poszedł do tej swojej koleżanki, to pewnie też nieszybko
wróci.
Musiałam przetworzyć to zdanie dwa
razy, aby zrozumieć jego przekaz.
- Często zostajesz sam w domu?
Jack spojrzał na mnie i pokręcił
głową.
- A gdzie tam. - prychnął. - Adrian
wychodzi wtedy, kiedy mama jest w domu. Starają się nie zostawiać
mnie samego w otoczeniu taty. No chyba, że oboje są w pracy.. Wtedy
zawsze zawożą mnie do ciotki Van.
Uśmiechnęłam się i zagarnęłam
młodego ramieniem, łaskocząc przy tym drugą ręką. Z drugiej
strony zainteresowało mnie kim jest ta znajoma mojego przyjaciela.
- A tak z czystej ciekawości.. -
rzuciłam poprzez śmiech. - Tą koleżanką Adriana jest Nicol, z
którą pracuje?
Młody się roześmiał i wykrzywił w
taką pozycję, że wyglądał na połamanego. Rany, jakie te dzieci
są elastyczne! Uśmiechnęłam się szeroko i sięgnęłam po pilot.
- Eee, nie.. - odpowiedział, kiedy
wystarczająco opanował śmiech. - Nie lubię jej. Adrian o tym wie
i często opowiada mi jakieś historie. Wiesz o tym, że kilka dni
temu potknęła się o własną nogę i oblała kawą jakiegoś pana?
- zaczął się rechotać. - Pobiegła po jakąś szmatkę i zaczęła
go wycierać! Adi wspomniał coś o jakimś śrubokręcie płytowym..
Zastanawiałam się przez chwilę,
próbując zrozumieć czym może być „śrubokręt płytowy”. No
i nagle mnie olśniło.. Roześmiałam się tak bardzo, że aż
poleciały mi łzy z oczu. Kocham dzieci i ich określenia.
- Masz na myśli narząd płciowy?
Młody uderzył się z otwartej dłoni
w czoło i zaczął kiwać głową.
- Dokładnie! - spojrzał ukradkiem na
pilota w mojej ręce i uśmiechnął się szeroko. - Włączysz mi
bajki?
- Jasne. - włączyłam pierwszy lepszy
program z filmami animowanymi, podający przy tym pilota młodego. -
Trzymaj, młody.
Po tym jak berło spoczęło w ręce
małego brzdąca, wstałam i poszłam do kuchni zrobić młodemu
śniadanie. Spodziewałam się, że pośpi trochę dłużej, ale to
żaden problem. Sięgnęłam do lodówki po jakieś produkty i
zaczęłam bawić się w artystkę, tworząc na kanapkach swoje
arcydzieła.
▼ Luke ▼
Po powrocie z terapii Sue miałem
dziwny mętlik w głowie. Jasne, bawiłem się tam przednio,
integrowałem się zresztą i byłem po prostu sobą. Jednak jedynie
niewidomy nie zauważyłby napięcia, które tam powstało. Nie mówię
o 5sos, bo oni udawali idiotów jak zawsze.. Szczególnie miałem na
myśli Sue i Harry'ego. Nie wiem co między nimi zaszło, ale na
twarzy Styles'a była wymalowana troska o swoją.. hmm.. ukochaną?
Dziewczynę? W sumie nie wiem.. Ale coś pomiędzy. Zmęczony tym
wszystkim udałem się do pobliskiego kina na jakiś seans. Dzwoniłem
wcześniej do Rose z propozycją wspólnego wypadku. Niestety
dziewczyna wytłumaczyła mi, że podczas terapii nie powinniśmy
rzucać się w oczy otoczeniu. Poza tym, czekała na Adriana, aby
odbyć z nim jakąś poważną rozmowę.. Takim oto sposobem
siedziałem z Calumem na sali, oglądając komedię romantyczną. Co
mnie pokusiło, żeby wierzyć na słowo opinii Hood'a o tym filmie?
To miał być film akcji, a okazał się cholernym melodramatem!
- Luke, patrz teraz. - szepnął mi do
ucha. - W tym momencie ta laska znajdzie swojego faceta w..
- Czekaj, czekaj.. - przerwałem jemu,
przysuwając się do jego ryjca. - Chcesz mi powiedzieć, że już to
wcześniej oglądałeś? - chłopak skinął głową, na co miałem
ochotę go pacnąć. - Mogłeś mi o tym powiedzieć zanim tutaj
wylądowaliśmy! Stary, dzisiaj była premiera Deadpool! - syknąłem.
Calum wzruszył ramionami i wtopił się
w fotel, oglądając akcję jak laska nakryła swojego faceta na
dogadzaniu samemu sobie. Zakryłem twarz kapturem i zanurkowałem w
swoje siedzenie. Może Hood nie będzie na mnie zły, jeśli prześpię
cały seans?
*
Po dobrych dwóch godzinach udałem się
do hotelu, żeby jak najszybciej pozbyć się jęczącego Caluma u
mego boku. Non stop opowiadał mi o akcji filmu na którym byłem! No
dobra.. Powinienem powiedzieć „który przespałem”, ale Hood
nawet się nie zorientował. Więc po kiego grzyba wiercił mi dziurę
w brzuchu?! Kiedy tylko dotarliśmy pod hotel, dostałem takiego
kopa, że praktycznie wbiegłem do swojego pokoju. Wytłumaczyłem
się Calumowi tym, że zostawiłem telefon w pokoju, a musiałem
gdzieś pilnie zadzwonić. Wszedłem więc do swojego zacisza i
rozłożyłem się na łóżku. Spojrzałem w sufit i zacząłem się
zastanawiać, czy Rose skończyła rozmowę z Adrianem. Sięgnąłem
po komórkę i szybko wystukałem do niej sms'a.
„Przetrwałaś bitwę ze swoim
przyjacielem?”
Długo czekałem na
odpowiedź, więc zgadywałem, że albo z nim rozmawia, albo śpi.
Ciekawego co było takiego ważnego, że Rose przesiedziała w domu
cały dzień, aby tylko z nim pogadać?
Dostałem odpowiedź
w momencie, w którym już praktycznie zasypiałem.
„Nie, wciąż oczekuję pojawienia się mojego oprawcy. Chciałam tylko przypomnieć, że jutro mamy wspólną terapię. Postarajcie się nie spóźnić.”
„Nie, wciąż oczekuję pojawienia się mojego oprawcy. Chciałam tylko przypomnieć, że jutro mamy wspólną terapię. Postarajcie się nie spóźnić.”
Jasny gwint!
Kompletnie o tym zapomniałem! Opadłem na poduszkę zastanawiając
się, czy iść powiadomić o tym chłopaków osobiście, czy
wystarczy, że do nich zadzwonię.. To się nazywa lenistwo.
▼ Rose ▼
Była późna
godzina wieczorna, a Adrian jeszcze nie wrócił do domu. Pani Walker
oraz jej młodszy syn już dawno chrapali w sypialni. Może coś się
stało Adiemu? Albo wrócił do swojego domu? Westchnęłam i
wtuliłam się w Odiego, który leżał na kanapie, kopiąc mnie łapą
co jakiś czas. Kto by pomyślał, że zwierzaki w ten sposób
zwracają na siebie uwagę.. Przytuliłam się do tej kupy sierści i
włączyłam po cichu telewizję, co by umilić sobie czas. Leżałam
już tam na wpół przytomna, nasłuchując hałasów z podjazdu.
Zainteresowana wstałam i podeszłam do okna, żeby zobaczyć, co się
dzieje. Otóż, ku mojej radości, na podjeździe zobaczyłam
Adriana, kierującego się do mieszkania. Przystanęłam więc przy
drzwiach wejściowych i czekałam, aż osobnik przejdzie przez próg.
Tup, tup, tup.. Słyszę jak wchodzi po schodach. Nagle drzwi się
otwierają, a do moich nozdrzy dociera mieszanka damskich i męskich
perfum. Zapowiada się ciekawie. Adrian wchodzi do mieszkania i
zamyka po cichu drzwi.
- Miło, że
raczyłeś zaszczycić mnie swoją obecnością. - szepczę po cichu,
na co Adi zrywa się jak poparzony.
Przez jakiś czas
mierzy mnie wzrokiem. W końcu przełamuje się i ściąga swoją
odzież wierzchnią.
- Porozmawiamy? -
pytam z cichą nadzieją w głosie.
Adrian wzdycha pod
nosem i kiwa głową na potwierdzenie swoich słów. Gestem
zaprosiłam go na górne piętro, ponieważ wolałabym, aby nasza
rozmowa nie obudziła pani Walker, bądź małego Jack'a. Młody
wyszalał się u swojego kolegi, zaś jego mama była padnięta po
pracy. Dzisiaj to ja zaopiekowałam się tą dwójką, a nie na
odwrót. Adrian poczłapał leniwymi krokami na górę, a ja
zamknęłam drzwi wejściowe i ruszyłam w ślad zanim. Poszliśmy do
mojego pokoju znajdującego się w samym rogu całego mieszkania.
Lubiłam to miejsce, ponieważ miałam widok na ogród oraz panoramę
naturalnych krajobrazów z drugiej strony pomieszczenia. Na początku
nastała między nami głucha cisza, przerywająca przez hałas
domówki u sąsiada. Westchnęłam i usiadłam obok przyjaciela.
- Słuchaj,
Adrian.. - zaczęłam niepewnie. - Sądzę, że musimy sobie wyjaśnić
pewne rzeczy. Ale wolałabym, aby ta rozmowa została pomiędzy nami.
Chłopak prychnął
i spojrzał prosto w moje oblicze.
- Wspaniały
pomysł, Rose. W takim razie liczę na szczere odpowiedzi. - odwrócił
się do mnie przodem, przechylając swoją głowę na bok. - Może ja
zacznę. Co łączy Ciebie i Luka?
Spojrzałam na
swoje ręce, nie wiedząc co odpowiedzieć. To było dość
skomplikowane..
- Ja..
Sama nie wiem. - spojrzałam jemu w oczy. - Z pewnością coś
więcej, niż sprawy biznesowe..
Adrian zaśmiał
się gorzko i oparł swoje ręce o kolana.
- Oo,
tak. To już zdążyłem zauważyć. - między nami zapadła cisza.
Widziałam ja mój przyjaciel prowadzi wewnętrzną walkę, aby
wypowiedzieć następne pytanie. - Kochasz go? - spytał szeptem.
Przełknęłam
ślinę i opuściłam głowę na dół. Jak ja mam rozmawiać na ten
temat z Adrianem, skoro sama nie jestem pewna swoich uczuć?
- Ja
naprawdę nie wiem, Adrian.. - w głowie przeleciały mi wizje
każdego spotkania z Lukiem, każdej rozmowy, każdego małego
gestu. Przypomniałam sobie jak wielką radość odczuwam w jego
obecności, oraz jaka niesamowita pustka panuje w moim życiu, kiedy nie
ma go obok mnie. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem i
spojrzałam na swojego przyjaciela. - Chyba tak..
Mężczyzna jęknął
i zakrył twarz swoimi dłońmi. Przysunęłam się do niego i
objęłam go ramieniem.
- Co
się dzieje? - spytałam z troską w głosie.
Mężczyzna nabrał
powietrza do płuc. Mogłam poczuć jak jego serce przyśpiesza.
-
Rozmawiałaś z Sue? - spytał łamiącym się głosem. Skinęłam
głową, na co mój przyjaciel kontynuował. - Czyli wiesz co od niej
chciałem. - zwrócił się do mnie twarzą, na której mogłam
dostrzec wymalowany ból. Na ten widok poczułam, jak coś w środku
mnie rozrywa. - Pewnie zastanawiasz się dlaczego to zrobiłem, huh?
-
Właściwie to tak. - wyszeptałam. - Co on takiego zrobił?
Adrian opuścił
głowę na dół i zaczął bawić się swoimi palcami.
-
Nic. On po prostu.. Odebrał mi Ciebie, Rose. - wyszeptał.
Mogłam zauważyć
jak pojedyncza łza spływa po jego policzku. W tym momencie moje
serce rozsypało się na tysiące kawałków. Mocniej przytuliłam
się do jego klatki piersiowej, na co Adrian objął mnie swoimi
silnymi ramionami.
- Nikt
nikogo nie odebrał. - wyszeptałam w jego bluzkę. - Nie gadaj
głupot.
Adi uścisnął
mnie nieco mocniej, wtulając się w moje zgięcie w szyi.
- Nie
zrozumiałaś mnie. Naprawdę przez te wszystkie lata nie zauważyłaś,
że jestem w Tobie zakochany? Łudziłem się, że kiedyś może coś
z tego będzie.. Ale teraz pojawił się Luke. - pociągnął nosem,
po czym kontynuował. - Wiesz co w tym wszystkim jest najgorsze? To,
że nigdy nie patrzyłaś na mnie w ten sposób, w który patrzysz na
Hemmings'a. Nigdy Twoje myśli nie były skupione na czymś tak
bardzo, jak na tym dzieciaku. Twoje życie i cała Twoja uwaga
skupiła się właśnie na nim, Rosemarie.
Byłam
tak oszołomiona, że nie mogłam niczego z siebie wydusić. Z moich
oczu lały się strumienie łez, które wsiąkały w koszulkę
przyjaciela. Jak ja mogłam tego nie zauważyć? Sue kilka razy coś
napomknęła na ten temat, ale sądziłam, że ona tylko się zgrywa,
a Adrian po prostu zachowuje się wobec mnie jak przyjaciel. Nic
więcej. Nie chciałam go ranić.. Może gdybym wcześniej wiedziała,
to wszystko potoczyłoby się całkiem inaczej.
-
Powiedz coś, proszę. - wyszeptał do mojego ucha. - Cokolwiek.
Odsunęłam
się od niego i spojrzałam w jego oczy.
-
Przepraszam. - wychlipałam.
Nic
więcej nie zdołałam z siebie wydusić. Siedziałam tam i
wpatrywałam się w twarz zrozpaczonego mężczyzny. Chłopak zbliżył
się do mnie i nerwowo przełknął ślinę.
- Nie,
Rose. To ja przepraszam.
- Za
co? - spytałam zaskoczona.
- Za
to, co zamierzam teraz zrobić.
Nie
zdążyłam nawet przetrawić jego słów, a jego usta wylądowały
na moich. Pocałował mnie tak delikatnie, że sama zwątpiłam, czy
nie mam jakiś zwid. Oszołomiona odsunęłam się od niego i
dotknęłam dłonią moich warg.
-
Adrian.. Co Ty..?
Chłopak
uśmiechnął się niepewnie, po czym wstał i skierował się do
drzwi.
-
Plułbym sobie w twarz, gdybym chociaż raz w życiu tego nie zrobił.
- posłał mi ostatnie zbolałe spojrzenie, wychodząc z mojego
pokoju. - Jutro z rana wyjeżdżam. Wziąłem urlop na kilka dni. Mam
nadzieję, że przyjdziesz się pożegnać?
Będąc
wciąż w ciężkim szoku zdołałam tylko skinąć głową. Po tym najbliższy mojemu sercu przyjaciel wyszedł.. Poczułam się tak,
jakbyśmy właśnie zamknęli pewien rozdział w naszym życiu.
▼ Luke
▼
Z
samego rana obudził mnie telefon. Miałem ochotę rzucić nim o
ścianę kiedy zauważyłem, że na wyświetlaczu pojawiło się
nazwisko mojego menadżera. Westchnąłem i usiadłem na łóżku.
- Luke
Hemmings. - rzuciłem zaspany. - O co chodzi?
-
Witaj, Lucas. - powiedział radosny Wilkinson. - Mam dla Ciebie dobrą
nowinę!
- Aż
nie mogę się doczekać.. - powiedział poprzez ziew. - Co tak
raduje Twoją poczciwą duszyczkę?
-
Zostałeś zaproszony przez pobliskie schronisko o mały akt
wolontariatu. - zaśmiał się. - Twoje zadanie polegałoby na tym,
że przez cały dzień będziesz zajmować się psami, jednocześnie
reklamując je w małym stopniu. Wiesz jak jest.. Schronisko jest
przepełnione, napływają do niego nowi podopieczni, ale z drugiej
strony nikt nie chce adoptować tych psów.
Jęknąłem
i opadłem na poduszkę.
- Nie
ma mowy, Adam. Mam już plany na jutrzejszy dzień.
Mężczyzna
roześmiał się i zaczął przeciągać każdy wyraz.
- Too
nie była propozycja, Luke. Jutro o dwunastej rano podjedzie po
Ciebie samochód. Możesz zabrać ze sobą jedną osobę. Życzę
udanego dnia!
Nie
zdążyłem nic powiedzieć, ponieważ połączenie zostało zerwane.
Czyż ten dzień nie zapowiada się cudownie?
*
Dzisiejszego dnia
również stała masa fanek pod budynkiem Sue oraz Rose. Kto im do
licha przekazał informację, kiedy mamy terapie?! To już się
robiło męczące! Razem z chłopakami naciągnęliśmy kaptury na
głowy i skierowaliśmy się na tylne wejście. Ku mojej uldze Sue
posłuchała mnie i dzisiaj owe schody były już naprawione. Jak to
było możliwe? Mają aż tak szybką obsługę? Z resztą..
Nieważne. Wdrapaliśmy się na odpowiednie piętro, po czym niczym
żółwie ninja wdarliśmy się do gabinetu Rose. Zapukaliśmy, a
drzwi otworzył nam pan Niall Horan. Uśmiechnąłem się do niego i
podałem rękę na powitanie.
-
Cześć, Niaaaaaaall. - rozbrzmiał za mną głos roześmianego
Michaela. - Uwierzysz mi, jeśli Tobie powiem, że stęskniłem się za
Tobą?
Farbowany blondyn
popatrzył na niego jak na pajaca.
-
Przecież wczoraj się widzieliśmy, Mikey.
Clifford nie
przejął się za bardzo jego uwagą. Przepchał się między mną i
Calumem, tarasując sobie wejście do środka. Horan posłał mi
błagalne o pomoc spojrzenie, a ja jedynie wzruszyłem ramionami i
wszedłem do pomieszczenia. Ku mojej zgrozie panowała tutaj grobowa
cisza. Harry siedział skulony w fotelu, zaraz obok niego siedział
rozmawiający z nim Louis. Problem polegał na tym, że Styles
kompletnie odciął się od otoczenia i nie zwracał na nikogo uwagi.
Śmiem przypuszczać, że jego sprawa nie poprawiła się od
wczorajszego dnia. Tuż obok nich zasiedli moi przyjaciele wraz z
Liamem i Niallem. Tutaj już odczułem pewną ulgę, ponieważ z tego
grona mogłem usłyszeć śmiechy i jakieś mało dowcipne żarty.
Nie zastanawiając się długo zająłem miejsce tuż obok Caluma.
Wszystko się zgadzało oprócz pewnej drobnej rzeczy.. Nigdzie nie
było pani psycholog. Spojrzałem na farbowanego blondyna i posłałem
jemu lekki uśmiech.
-
Gdzie jest Rose? - spytałem.
Horan wzruszył
ramionami i spojrzał na drzwi.
-
Poszła zrobić sobie kawę. - zmarszczył czoło i zwrócił swój
wzrok na moją osobę. - Chyba się nie wyspała.
Skinąłem głową
i wyczekiwałem momentu, w którym rozpocznie się nasza terapia. Nie
miałem bladego pojęcia, czego dzisiaj ma ona dotyczyć. Moje
rozmyślanie przerwało trzaśnięcie drzwiami. Odwróciłem się w
tamtą stronę i zauważyłem Rose. Kiedy Niall powiedział, że
„chyba się nie wyspała”, nie spodziewałem się takiego widoku.
Jej oczy były podkrążone. Wyglądało to jakby miała limo pod okiem.
-
Miło, że reszta już dotarła. - powiedziała bez żadnego przejawu
emocji. - Myślę, że nie ma co owijać w bawełnę, bo pewnie
większość z was ma jakieś plany.
Poczułem, że ktoś
siada po mojej lewej stronie. Spojrzałem na tego osobnika i
zauważyłem zastanawiającego się nad czymś Irwina.
- Co
jej jest? - wyszeptał na ucho.
Wzruszyłem
ramionami i zacząłem wpatrywać się w panią psycholog.
-
Ponoć się nie wyspała..
Jakoś nie byłem
przekonany co do tego. Tutaj musiało być coś innego na rzeczy.
Moje przekonanie potwierdził przyjaciel.
-
Obawiam się, że wydarzyło się coś złego. - mruknął, po czym
klepnął mnie w ramię. - Masz pole do popisu, Romeo.
Odepchnąłem go od
siebie, skupiając się na pani psycholog, która właśnie
przedstawiała nam plan zajęć.
- Na
dzisiaj przygotowałam wam coś innego. - powiedziała, siląc się
na uśmiech. - Chcę sprawdzić wasze stosunki oraz to, jak
spostrzegacie swoich znajomych. A dokładniej mam na myśli to, że
każdy z was będzie udawał kogoś innego.
W gabinecie
rozległy się szepty oraz śmiechy. Zapewne wizja odgrywania siebie
nawzajem była dla nich przednią zabawą.
-
Zacznie Calum. - zarządziła Rose. - Będziesz udawał jednego z
członków One Direction. Zadaniem pozostałych jest odgadnięcie
postaci.
Hood wyszedł na
środek gabinetu i rozejrzał się po chłopakach. Zaśmiał się pod
nosem, po czym podwinął swoje nogawki tak wysoko, że odkrył całe
swoje kostki. W pomieszczeniu rozległ się śmiech Louisa, który
wskazał gestem na swoje nogi.
- Ja
ich nie noszę w ten sposób! - obruszył się Tomlinson.
Calum
zignorował uwagę Lou i zaczął parodiować jego zachowanie na
koncertach. Spodziewałem się, że mężczyzna obrazi się przez to,
co Hood tutaj odstawia. Ku mojemu zdziwieniu Louis śmiał się w
najlepsze, wcinając w międzyczasie jakieś dopowiedzenia. Ja przez
ten czas wpatrywałem się w Rose, która siedziała na biurku bez
żadnego przejawu emocji na twarzy. Niby tutaj była ciałem, ale
duchem równie dobrze mogła być pod drugiej stronie globu. W pewnym
momencie spojrzała w moją stronę i momentalnie zastygnąłem. W
jej oczach widniała czysta rozpacz, która wręcz krzyczała. Tylko
dlaczego pojawiła się wtedy, kiedy spojrzała na mnie? Co ja znowu
takiego narobiłem?
-
Teraz kolej na Harry'ego. - powiedziała, odwracając się tyłem do
zebranych. Pewnie nie chciała, by ktokolwiek jeszcze to dostrzegł.
Styles
spojrzał na nią spod byka i wzruszył ramionami.
- Nie
mam zamiaru brać w tym udziału. - odburknął.
Rose
uśmiechnęła się i spiorunowała go wzrokiem.
-
Zapraszam na środek, Haroldzie.
Harry
warknął, niechętnie podniósł się z miejsca i poczłapał na
środek. Chyba wolałem nie słyszeć, cóż takiego mruczał wtedy
pod nosem. Obrzucił wszystkich wzrokiem, po czym jego spojrzenie
zostało na mnie. Uśmiechnął się chytrze i podszedł do Rose.
Ukucnął przed nią i wziął jej dłoń w swoją rękę.
-
Pięknie dzisiaj wyglądasz. - powiedział, całując jej dłoń. -
Nie chciałabyś się ze mną umówić?
Po
tych słowach spojrzał się na mnie wymownie. Posłał mi ten swój
szelmowski uśmieszek i pocałował ją w policzek. Rose stała tam
oszołomiona, zaś ja byłem tak wzburzony, że wstałem i z
prędkością światła podszedłem do Styles'a.
- Co
Ty odwalasz? - warknąłem.
Harry
odwrócił się do mnie i wskazał ręką na panią psycholog.
-
Wykonuję jej polecenia.
Zacisnąłem
pięści i zbliżyłem się do niego na odległość kilku
centymetrów.
-
Chyba nie do końca zrozumiałeś polecenie, tumanie. - syknąłem. -
To, że nie masz humoru, to nie oznacza, że masz go psuć
pozostałym.
Harry
wbił swój palec w moją klatkę piersiową i parsknął mi prosto w
twarz.
-
Doskonale je zrozumiałem, Luke. Chyba nie powiesz mi, że się za
nią nie uganiasz, co?
Nie
wytrzymałem i popchnąłem go do tyłu.
- Co
Ci odwala, Styles?! - wydarłem się.
Między
nami stanęła wkurzona Rose. Rozdzieliła nas od siebie, po czym
spojrzała to w moje, to w jego oczy.
-
Ogarnijcie się, do cholery! - wrzasnęła.
Harry
obrzucił mnie swoim wściekłym wzrokiem, który potem spoczął na
pani psycholog. Ewidentnie coś leżało na sercu temu panu. Coś, z
czym nie był w stanie sobie poradzić. Mimo wszystko nie chciałem
wracać z nim na ścieżkę wojenną. Podszedłem do niego, będąc
nieudolnie odpychanym przez Rose, i podałem jemu rękę.
- Wybacz, że na Ciebie naskoczyłem. - burknąłem.
Właściwie
nie wiem dlaczego ja wypowiedziałem te słowa, skoro to on powinien
przeprosić Rose za swoje zachowanie. Styles od niechcenia podał mi
swoją dłoń i skierował się do wyjścia. Po drodze musiał
przepchać się przez One Direction, które rzuciło się wcześniej,
aby nas rozdzielić. Harry bez żadnego słowa opuścił gabinet.
-
Idźcie za nim. - rzuciła zrezygnowana Rose w kierunku jego kumpli.
- Dopilnujecie, zeby nie zrobił czegoś głupiego.
1D
skinęło głowami i pognało za przyjacielem. Odwróciłem się w
kierunku Rose, zaś ta zwróciła się do mnie plecami.
- To
by było na tyle. - westchnęła i zaczęła pakować swoje rzeczy do
torebki. - Nie tak to miało się potoczyć.
Położyłem
swoją rękę na jej ramieniu, zaś ta dość szybką ją strąciła
i podeszła do drzwi.
- Nie
pogniewajcie się, ale.. Idźcie już. - mówiąc te słowa,
próbowała za wszelką cenę uciec gdzieś wzrokiem.
-
Rose.. - zacząłem.
-
Wyjdźcie stąd. - podniosła na mnie swoje spojrzenie, a w jej
oczach dostrzegłem łzy. - Proszę.
Nagle
poczułem szarpnięcie za moje prawe ramię. Odwróciłem się i
spojrzałem zatroskaną minę Ashtona.
-
Chodź, Luke. - wyszeptał. - Nic tutaj po nas.
Westchnąłem
i z ciężkim sercem skierowałem się do wyjścia. Spojrzałem
ostatni raz na Rose, lecz ta znów odpłynęła gdzieś do swojego
świata. Wyszedłem z gabinetu i usłyszałem, jak za nami drzwi się
zamykają, a następnie przekręcany zamek.
▼ Rose
▼
Po
wyjściu chłopaków przystawiłam sobie krzesło do okna i oglądałam
panoramę miasta oraz bandę rozwrzeszczanych nastolatek u dołu
naszego budynku. Po dzisiejszym pożegnaniu się z Adrianem miałam
wrażenie, że cały mój świat się zawalił. Nie odwzajemniałam
jego uczucia, ale mimo to był on ogromną częścią mojego życia
od.. właściwie zawsze. Całą noc rozmyślałam nad tym, co się
wydarzyło nie tak w naszych relacjach. Kiedy to wszystko zaczęło
się psuć? Odwróciłam się w kierunku gabinetu.. I już
wiedziałam. Wszystko poszło w diabły wtedy, kiedy dałam ponieść
się urokowi Luka.. Oparłam się rękoma o parapet i dałam upust
swoim łzom po raz kolejny.. Tutaj przynajmniej nikt mi nie
przeszkadza i mogę w spokoju pomyśleć nad pewnymi sprawami..
__________________________________________________________________________________
Kochani! Mam dla Was trzy ogłoszenia!
1. Dzisiejszego dnia zgłosiła się do nas pewna osoba z prośbą o rozgłaśnienie jej akcji charytatywnej. Polega ona na przekazywaniu osobom potrzebującym gadżetów tj. naklejki, notatniki, zeszyty czy też inne bajery. Osoby zainteresowane zapraszam tutaj na dokładniejsze zapoznanie się ze sprawą. Odnośnik również możecie znaleźć u góry po prawej stronie bloga. Serdecznie zachęcamy do zajrzenia!
2. Drugą sprawą jest nasza prośba skierowana do czytelników. Otóż zgłosiłyśmy nasz blog do wzięcia udziału w konkursie na Blog Roku 2015 w kategorii "Pasje i twórczość". Liczymy na Wasze wsparcie poprzez wysłanie sms'a z głosem na nasze Love Therapy. Odnośnik również możecie znaleźć w prawym górym rogu strony. Akcja rozpoczyna się 23.02.2016r. Za wszystkie głosy z góry dziękujemy!
3. Ostatnia sprawa jest odrobinę mniej przyjemna. Razem z Yaśminą postanowiłyśmy, że zrobimy tydzień przerwy od wstawiania rozdziałów. Chcemy nadrobić trochę z materiałem i wrócić do Was w pełnej gotowości! Tak więc następny wpis ukaże się 2.03.16r. (środa).
Serdecznie pozdrawiamy i życzymy udanego weekendu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz