*Lue*
Siedziałem i wpatrywałem się w
drzwi. Z po mojej prawej stronie siedział Fabian a po lewej Rose.
Przyjaciółka mojej siostrzyczki ze wszystkich sił próbowała mnie
pocieszać. Byłem zdołowany, ale tu nie chodziło o tą idiotkę
Nikol. Jej słowa mnie najmniej obchodziły. Wiedziałem jednak, że
jej słowa najbardziej poruszyły Fabiana. Prawda była taka, że
mnie mogła obrażać na ile ją by ochota wzięła, ale nie Fabiana.
Czułem jak sztywnieje za każdym razem, kiedy z jej ust wychodziły
te cholerne oszczerstwa w naszym kierunku. Jego cierpienie mnie
przybiło. To ja parę lat temu praktycznie zmusiłem go do tego, aby
się „publicznie” przyznał do swojej orientacji. Czułem się
winny, że musiał wysłuchiwać tych wszystkich bredni w gronie
najbliższych przyjaciół.
Jednak nie tylko to pociągnęło mnie
na samo dno. Byłem wkurzony, bo ta idiotka zepsuła mi coś co
planowałem już od dawna. To miał być nas czas...
-Le, posłuchaj -odwróciłem się w
stronę Rose. Wymusiłem na sobie uśmiech -naprawdę...
-daj spokój, Rose -szepnąłem.
Ponownie spojrzałem na swoje zaciśnięte dłonie. Rozluźniłem
zacisk i wziąłem w nie dłoń Fabiana i zbliżyłem ją do ust
-przepraszam -spojrzałem w jego oczy. Zobaczyłem w nich tyle
smutku, że aż znowu niewidzialna dłoń zacisnęła mi się na
sercu -wybacz mi, proszę.
Kiedy uśmiechnął się,odczułem
ulgę. Poczułem jakby ciężki ciężar spadł z moich ramion.
-kocham cię -wyczytałem z ruch jego
warg.
*Harry*
Obudziło mnie coś lądującego na
mojej twarzy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Sue położyła na
mnie rękę. Delikatnie ją ściągnąłem z twarzy. Uśmiechnąłem
się, kiedy zobaczyłem jak słodko śpi. Byłem szczęśliwy, że
mogłem ją taką oglądać. Była zjawiskowa kiedy spała... no
przynajmniej na mnie nie krzyczała.
Nie wiem jakim sposobem nie miałem się
w niej zakochać. Miała wszystko to, czego potrzebowałem.
Zauroczyła mnie sobą od samego początku. Nie wiem jak miałbym
teraz żyć bez niej.
Miałem ochotę tak leżeć obok niej
do końca życia, ale musiałem wstać. Umówiłem się dziś
wieczorem z Hemmings'em, a po spojrzeniu na zegarek zauważyłem, że
miałem tylko godzinę do naszego spotkania.
Wygrzebałem się z łóżka, tak aby
nie obudzić Sue. W drodze do kuchni postanowiłem zajrzeć do
chłopaków. Le chodził trochę podminowany, chciałem zobaczyć czy
już jakoś się polepszyło.
W korytarzu natknąłem się na Klarę,
która zmierzyła mnie wzrokiem. Domyślałem się, że musiałem
wyglądać jakby przemieliła mnie krowa.
-dobry wieczór -ukłoniłem się
-tak dobry -mruknęła -chłopcy mają
gościa -ominęła mnie i zginęła w kuchni.
Stanąłem przed drzwiami do ich pokoju
i uśmiechnąłem się szeroko. Miałem nadzieję zobaczyć tam jakąś
gorącą laskę. Zapukałem.
-właź -usłyszałem radosny głos Le.
Nareszcie mu się poprawiło.
Zdziwiłem się jak gdy po wejściu do
ich pokoju, zobaczyłem siedzącą na łóżku Rose. Klepała Fabiana
po plecach, kiedy Le klęczał przed nim i trzymał głowę na jego
kolanach.
-przeszkadzam wam? -zapytałem trochę
zdezorientowany tą całą sceną. Le podniósł głowę do góry i
spojrzał na mnie. Było widać, że ledwo powstrzymuje się od
śmiechu. Gołym okiem było widać, że już mu się polepszyło. Po
jego „dole” z rana już nic nie zostało. Pokręciłem głową
-miałem nadzieję zobaczyć tu jakąś gwiazdę porno -jęknąłem
udając zawiedzenie. Rose spojrzała na mnie ze złością i rzuciła
we mnie poduszką -dobra, dobra... nara -wyszedłem z pokoju za nim
znowu czymś nie dostałem. Za sobą usłyszałem śmiech. Otworzyłem
drzwi na chwilę i pokazałem im środkowego palca.
*
Podróż na obrzeża Bostonu, trwała
zbyt długo. Przemawiało przeze mnie zmęczenie i mega kac. Na
szczęście zamówiłem taksówkę i sam nie musiałem się toczyć
po mieście. Nie wiem po jaką cholerę Luke wymyślił spotkanie na
takim odludziu.
Wysiadając z taksówki, o mało z niej
nie wypadłem. Brakowało mi jeszcze mojej okorowanej twarzy.
Zapłaciłem za taksówkarzowi i
wtoczyłem się do obskurnej kawiarni. Śmierdziało tam fajkami i
kawo pochodnym napojem.
Poprawiłem okulary i wszedłem w głąb.
Minąłem kilkanaście stolików i stanąłem przy tym, przy którym
siedział blondyn. Klepnąłem chłopaka w ramie, który na moją
uciechę podskoczył wystraszony.
Usiadłem naprzeciwko niego i
uśmiechnąłem się krzywo. Chłopak nie wyglądał lepiej niż ja.
Podkrążone oczy wskazywały na to, że też słabo spał. Dziwnie
się krzywił, więc pewnie kac go też męczył.
Prawie się roześmiałem, ale
przerwała mi kelnerka, która postawiła przede mną zielony kubek i
nalała do niego ciemnej cieczy. Z uśmiechem podziękowałem.
Nachyliłem się nad kubkiem i mina mi zrzedła. Sam zapach mógł
przenieść człowieka na tamten świat.
-nie pij tego -Luke uśmiechnął się
-no dzięki -odsunąłem swój kubek
jak najdalej od siebie
-czego chcesz, Styles? -podniosłem na
niego wzrok. Chłopak przyglądał mi się intensywnie.
-pogadać...
-o czym? -spojrzał na mnie ze
zmarszczonym czołem. Czy to było dziwne, że chciałem z nim
pogadać?
-najpierw chciałbym cię przerosić za
swoje zachowanie -potarłem dłonią czoło. Ściągnąłem okulary i
spojrzałem w jego oczy -jakbym wiedział, że kręcisz z Miley... to
bym się z nią spotykał -nachyliłem się w jego stronę -ona
puściła nas obu kantem. Pewnie miała niezły ubaw, kiedy się
pobiliśmy.
-no właśnie -Luke roześmiał się
-przepraszasz mnie, bo masz w tym jakiś interes??
Miałem ochotę walić głową o stół,
choć dziś to pewnie by się skończyło wizytą w szpitalu ze
wstrząsem mózgu.
-powiedzmy -odpowiedziałem zgodnie z
prawdą. Miałem w tym interes, ale naprawdę chciałem się z nim
pogodzić. Przecież kiedyś byliśmy przyjaciółmi, a później to
tak nagle się skończyło -Luke, naprawdę cię przepraszam. Nie
wiem w jakim momencie to wszystko poszło nie w tą stronę co
trzeba. Nie wiem kiedy się w tym wszystkim pogubiliśmy. Cokolwiek
zrobiłem... to sorry.
Luke westchnął głośno, pokręcił
głową ale zobaczyłem na jego ustach uśmiech.
-luzik, Harry... ja cię też
przepraszam -wystawił dłoń w moją stronę. Uścisnąłem ją -a
teraz mów o interesie, Styles -odchylił się w krześle i spojrzał
na mnie.
-więc tak... widzę, że lecisz na
Rose
-tak samo jak ty na tą wariatkę
-miałem ochotę znowu mu przyłożyć.
-ej...
-luz -roześmiał się. Kilka osób na
nas spojrzało. Prawdopodobnie nikt nawet nie wiedział kim jesteśmy.
To było dobre.
-tak więc, lecisz na Rose a ja na
Sue... musimy połączyć siły, przeciwko nim. Zważywszy, że się
pogodziliśmy... one zapewne tylko będą się nam kazać pokazywać
razem i nagle znikną z naszego życie...
-mamy teraz kłamać, że się nie
lubimy? -jego pytanie było trafione. Doskonale trafione.
-nie do końca... -moją wypowiedź
przerwał telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i ze zdziwieniem
odebrałem. -Sue?
Po chwili zobaczyłem jak Hemmings
wyciąga swój telefon.
-wracaj, natychmiast do domu -w głosie
Sue było tyle złości, że poczułem się jak dziecko, które nie
wróciło do domu na czas.
-Sue -jęknąłem
-Harry, sprawa jest pilna... wracaj do
domu -zmrużyłem oczy i spojrzałem na Luka, który z kwaśną miną
odłożył telefon na stolik. Czułem, że sprawa w której dzwoniła
do mnie Sue, dotyczy też Luka. Mogłem dać sobie uciąć rękę, że
przed chwilą rozmawiał z Rose.
-będę za pół godziny. Prędzej nie
dam rady -słucham jeszcze przez chwilę narzekania Sue i wreszcie
się rozłączam.
-zgrzyty na szczycie -Luke wstaje i
czeka aż ja też to zrobię. Kręcąc głową wstaję, wyciągam
portfel i rzucam kilka banknotów na stolik. Mam nadzieję, że to co
nalała mi kelnerka nie kosztowało więcej niż obiad w dobrej
restauracji.
Wychodzimy oboje z lokalu, przy
drzwiach odwracam się jeszcze i spoglądam na miejsce, gdzie
zaciągnął mnie Luke.
*Sue*
Siedzę i przeglądam aparat Le. Jestem
tak zła, że chyba jeszcze nigdy taka nie byłam. Czuję jak ze mnie
kipi. Z zaciśniętymi ustami spoglądam jeszcze raz na gazetę,
która leży przede mną. Mam ochotę ją podrzeć, a jej szczątki
wepchać do gardła osobie, która udostępniła nasze wczorajsze
zdjęcia z kolacji u Rose.
Rose siedzi obok i przegląda
informacje w necie. Z tego co widać jest bardzo rozbawiona tą całą
sytuacją. Chyba tylko ja się spinam.
Kiedy już kończę przeglądanie
zdjęć, odkładam na stół aparat Le. Wszystkie zdjęcia są
wykonane pod innym kątem niż te z gazety.
Przejrzałyśmy swoje telefony, bo
wczoraj też nie grzeszyłyśmy alkoholem. Przewertowałyśmy
telefony Le i Fabiana, też nic.
Ktoś musiał zrobić te zdjęcia i
wysłać do prasy. Mogłam obiecać jedno, że kiedy znajdę osobę
odpowiadającą za to, to ją zabiję. Nawet jeśli miałby się tą
osobą okazać Harry lub Luke.
Kiedy o tym myślę drzwi mojego
mieszkania się otwierają. Słyszę szepty, a po chwili w kuchni
ukazuje się Harry, a tuż za nim Luke. Wydaje mi się to zbyt
podejrzane, ale nie chcę tego komentować. Mam dość problemów jak
na jeden wieczór.
-co się stało? -Harry siada tuż obok
mnie i całuje mnie w policzek. Jakieś dwie godziny temu jakoś by
to przeszło, ale nie teraz. Odpycham go od siebie i rzucam
dzisiejszą gazetą pod jego nos. Patrzy na mnie zdziwiony, ale
bierze gazetę do dłoni i spogląda na nią.
Zaczyna się śmiać, co jeszcze
bardziej mnie irytuje. Mam ochotę mu przyłożyć i to porządnie.
Jednak się powstrzymuję i patrzę jak podaje gazetę Lukowi.
-wyglądamy jak zakochani -Luke klepie
Harrego po ramieniu i zaczyna czytać.
„Jak donosi nasz informator,
wczorajszego wieczoru Luke Hemmings, czyli ja-Luke klepie się po
piersi -i Harry Styles, to chyba o tobie -Luk zaczyna mnie
bardziej wkurzać niż Harry -spędzili kolacje w dość
przyjacielskich stosunkach. Jak widać na zdjęciach poniżej,
chłopcy bardzo dobrze bawili się w swoim towarzystwie. Nikt by
nawet nie pomyślał, że jakiś czas temu uczestniczyli w wielkiej
aferze. Możemy teraz tylko zastanawiać się, czy to wszystko było
tylko chwytem marketingowym, czy może terapia na którą chodzą
obaj panowie, przynosi skutki.
Z tego co wiemy, to właśnie
panowie bawili się w gronie przyjaciół Panny Hearson i Caisage...”
Luke odkłada
gazetę i podchodzi do Rose. Patrzy na nią.
-to nie ja -rzuca,
kiedy Rose patrzy na niego podejrzanie
-ja też nie -Harry
bierze gazetę do rąk i przygląda się zdjęciom. Może pięć
minut temu ich o to podejrzewałam, ale teraz już wiedziałam, że
oni tego nie mogli zrobić.
-my wszyscy
siedzieliśmy po jednej stronie. -mruknął Luke -Harry później się
przesiadł, ale... -chłopak wyrwał Harremu gazetę z rąk i
przyjrzał się jej.
-po tamtej stronie
siedział Adrian i ta jego dziunia -podskoczyłam, kiedy usłyszałam
obok ucha głos Harrego.
-chyba nie chcesz
powiedzieć, że Adrian... -Rose spiorunowała Harrego wzrokiem
-nie on, ale ona...
-spojrzeliśmy wszyscy na Luka.
Całkowicie
zapomniałam o nich. Tak jakby ich tam nie było.
Wiedziałam jedno,
że Adrian nigdy by nie pogrywał przeciw Rose, więc została Nikol.
Z nią i tak miałam porozmawiać.
*
Byłam taka
wściekła. Wyciągając płaszcz z szafy, wyrzuciłam z niej
wszystko co tam się znajdowało. Nie interesowało mnie to, byłam
zdeterminowana. Spojrzałam na zegarek dochodziła ósma wieczorem,
restauracja w której pracuje Adrian, powinna być jeszcze otwarta
przez godzinę.
Nakładając
płaszcz wyobrażałam sobie jak wyrywam tej suce włosy. Nie miałam
najmniejszego prawa podrzucać fotek prasie, a na pewno nie miała
prawa obrażać Le.
Zacisnęłam pasek
od płaszcze z uczuciem, że zaciskam swoje dłonie na szyi tej
idiotki.
Miałam już
wychodzić z domu, kiedy nagle obok mnie pojawił się Harry. Złapał
mnie za nadgarstek, mocno ściskając. Spojrzałam na jego dłoń, a
później na jego twarz. Jego włosy były zaczesane do góry, co
ujmowało mu trochę lat. Teraz wyglądał na swój wiek. Boże, jego
oczy były takie piękne, przypominały mi o mojej ukochanej wiośnie.
Miałam ochotę z nim przywitać wiosnę i nie tylko... ale to nie
było realne. Harry odejdzie wraz z zakończeniem terapii. Złamie mi
serce... nie on to już robił. Na własne życzenie pozwalałam się
ponowie zranić.
Jednak najgorsze
było w tym to, że ja chciałam dać się zranić, aby choć przez
chwilę poczuć się potrzebną. Poczuć to przyjemne uczucie, które
wywoływał we mnie jego dotyk. Poczuć to wszystko co jest związane
z Harrym. Codziennie widzieć jego uśmiech. Słuchać jego
narzekania, jęków niezadowolenia i wyrzutów kiedy jest zły.
Potrząsnęłam
głową... cholera! o czym ja myślę?! Nie mam czasu na takie
rzeczy.
Poczułam znowu
złość. Ogarnęło mnie nieprzyjemne uczucie wściekłości.
Wyrwałam swój nadgarstek z zacisku Harrego.
-gdzie idziesz?
-zapytał ponuro. Musiałam go zranić swoim zachowaniem, ale mnie to
nie interesowało. Teraz liczyło się to, abym zdążyła „złapać”
tą idiotkę!
-nie muszę ci się
tłumaczyć -odszczekuję mu. Na jego twarzy pojawia się trik
nerwowy. Widzę jak żyłka na jego szyi zaczyna być widoczna.
-pytałem, gdzie
idziesz -pyta spokojnie. Choć widzę ile musiało go kosztować, aby
przybrać spokojny ton,wzruszyłam ramionami. Łapie za klamkę i
otwieram drzwi, nie mam zamiaru tłumaczyć się przed nim, ani przed
nikim innym.
Czuję na ramieniu
jego dłoń i znowu stoję w moim mieszkaniu. Harry mierzy mnie
wzrokiem.
-to nie jest dobry
pomysł... -odpycham go od siebie. -pójdę z tobą -sięga po swój
płaszcz, który leży między innymi, które wywaliłam z szafy. Po
jego twarzy widzę, że jest bardzo zły i nie mam co się z nim
kłócić. Wiedziałam, że tak czy siak ze mną pójdzie.
-skąd niby wiesz,
gdzie idę? -pytam siląc się, aby mój głos zabrzmiał bardziej na
luzie.
-od razu widać,
gdzie się wybierasz. Masz wypisane na twarzy, że idziesz do tej
laluni -jestem zdziwiona. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że
jestem aż taka przewidywalna.
Stoimy już na
klatce schodowej, kiedy jego telefon dzwoni. Harry się krzywi kiedy
widzi kto do niego się dobija.
-Paul, co jest?
-kręci głową, kiedy prawdopodobnie słucha tego, co osoba po
drugiej stronie do niego mówi -to nie może poczekać? -przeciera
oczy i wzdycha -dobrze, zaraz będę. -rozłącza się i patrzy na
mnie. -odłóżmy to na jutro -wpycha mnie do mieszkania -nigdzie
nie idź, muszę wyjść.
Z tymi słowami
wychodzi z mieszkania. Chwilę odczekuję i ruszam jego śladem.
Wsiadam do auta i zmierzam w stronę restauracji.
Parkuję na
parkingu. Ogarnia mnie jeszcze większa złość, zatrzaskuję za
sobą drzwi. Wchodzę do restauracji i od razu namierzam tą idiotkę.
Idę w jej kierunku.
-musimy porozmawiać
-rzucam, nie patrząc na to co dzieje się w około.
-nie będę z tobą
gadać -prycha i odchodzi. Moja złość właśnie dobiła do
maksimum. Mam wrażenie, że dym idzie mi uszami.
Podchodzę do
dziewczyny i nie patrząc na to, że w restauracji jest tłum ludzi,
biorę ją za ramię i wyciągam przed restauracje. Nie wiem skąd
mam tyle siły, ale mino tego, że jest ode mnie wyższa nie może
wyswobodzić się z mojego zacisku.
Kiedy jesteśmy
poza widokiem widowni, pcham ją na ścianę. Tak naprawdę mam
ochotę wyrwać jej włosy i obić twarz.
-co ty sobie ,
kurwa wyobrażasz?! -wrzeszczy mi w twarz.
-ja? Co ty sobie
myślisz?! -odpowiadam jej krzykiem -myślisz, że wszystko ujdzie ci
na sucho?
-mówisz o tych
pedałach? -spogląda na swoje paznokcie, a ja prawie już nad sobą
nie panuję. Mało brakuje, abym nie rzuciła się jej do szyi.
-odwal się od
mojego brata, suko -łapię ją za włosy i dziewczyna prawie klęczy
na ziemi -ja tak w ogóle w sprawie zdjęć -mówię jej w twarz,
puszczam jej włosy i odchodzę na bezpieczną odległość. -co ty
sobie myślałaś?
Dziewczyna podnosi
się i patrzy na mnie z głupim uśmiechem
-pójdziesz na dno
z tą twoją przyjaciółeczką i z tą resztą! -śmieje się
głośno. Nie wytrzymuję i ponownie pcham ja na ścianę. Mam ochotę
jej przyłożyć, ale coś silnego odpycha mnie od niej. Odwracam się
do tyłu i widzę Le. Jego usta są zaciśnięte w prostą linię.
-odpuść -rzuca i
patrzy mi prosto w oczy. Nie widzę w ich smutku z rana. -wracajmy do
domu.
-no właśnie
posłuchaj tej marnej imitacji faceta -Nikol śmieje się, a ja
zamachuję się i walę ją z pięści w pysk. Dziewczyna z
przerażeniem łapie się za policzek. Tego chyba się po mnie nie
spodziewała.
-Sue, chodź -Le,
ciągnie mnie w stronę restauracji -odpuść...
-pozwę cię, suko!
-słyszę stłumiony krzyk Nikol. Odwracam się w jej stronę.
-dawaj! A ja znajdę
na ciebie odpowiedni paragraf! -nie widzę już jej miny. Le, odciąga
mnie od niej jak najdalej.
-kluczyki -wystawia
dłoń w moją stronę. Waham się przez chwilę, ale wreszcie
wyciągam kluczyki z kieszeni płaszcza i mu je podaję. Le ściska
je w dłonie i otwiera mi drzwi od swojego samochodu. Jestem bardzo
zdziwiona.
-a mój samochód?
-Harry go odbierze
-Le, zatrzaskuje za mną drzwi samochodu i widzę jak wchodzi do
restauracji. Wraca po chwili i odjeżdżamy. Widzę, że jest zły,
chyba dołożyłam mu więcej problemów.
-skąd wiedziałeś,
gdzie jestem? -pytam, aby jakoś do niego zagadać.
-Harry do mnie
zadzwonił -rzucił krótko. Na to wyglądało, że nie chciał ze
mną rozmawiać.
-przepraszam cię,
czuję się winna...
-daj spokój, Sue
-klepnął mnie wolną ręką w nogę -to nie była czyjaś wina, ani
ty, ani Rose... nie mogłyście przewidzieć tego co się stanie. I
szczerze? -rzuca mi krótkie spojrzenie -nie obchodzi mnie to co
mówiła, bardziej bolało mnie to, że musiał słuchać tego Fabian
-Le, zjechał z trasy i zatrzymaliśmy się w jakiejś uliczce.
Przetarł dłonią twarz i z wymuszonym uśmiechem spojrzał na mnie.
-ale tu naprawdę nie chodzi o to co mówiła i czego musieliśmy się
nasłuchać.
-więc o co chodzi?
-byłam teraz strasznie ciekawa.
-zaplanowałem coś,
a ona wszystko zniszczyła i tyle -wzruszył ramionami.
-ale co? Mów,
szybko -cała złość na Nikol jakoś minęła.
Le wymamrotał coś
niezbyt zrozumianego dla mnie. Z całego tego jego bełkotu,
zrozumiałam tylko imię jego partnera. Pokręciłam głową.
-że jak?
-zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego. Byłam zdziwiona, kiedy
zobaczyłam, że mój ukochany braciszek się rumieni. Zrobiłam się
teraz nad wyraz ciekawa. Przysunęłam się bliżej mojego braciszka.
Zaczął znowu coś
szeptać pod nosem. Podsunęłam się bliżej i usłyszałam słowo
„oświadczyć”.
-oświadczyć?
-zapytałam zdziwiona. Nagle sens tego słowa do mnie doszedł. -że
jak?! -krzyknęłam szczęśliwa. Nie mogłam uwierzyć w to co on
powiedział. Miałam ochotę wysiąść z auta i pójść znowu do
restauracji, obić pysk tej dziewczynie. Zniszczyła taką magiczna
chwilę.
-tak, chciałem się
oświadczyć -jęknął. Widziałam, ze czuł się zażenowany.
-kupiłeś mu...
wiesz... pierścień, sygnet czy coś w tym rodzaju? -poruszałam
brwiami.
-w schowku
-spojrzałam w miejsce o którym mówił i nawet się nie
zastanawiałam, otworzyłam schowek i wyciągnęłam granatowe
pudełko i z bijącym sercem, otworzyłam je. W środku znajdowały
się dwa złote sygnety. Przejechałam placem po tym, gdzie pisało
„Fabian”. O mało się nie rozpłynęłam. Cieszyłam się
szczęściem brata, ale gdzieś w zakamarkach poczułam ukucie
zazdrości. Mnie nikt tak bardzo nie kochał, aby się przeciwstawić
całemu światu.
Delikatnie
zamknęłam pudełko i położyłam na dłoni brata.
-zrób to...
***********
Takie mały świąteczny challenge :D
*************
Rozdział świetny
OdpowiedzUsuńAż zrobiło mi się tak ciepło na sercu
cieszę się :D
Usuń