środa, 13 stycznia 2016

Chapter Twenty-Five



*Lue*
Siedziałem i wpatrywałem się w drzwi. Z po mojej prawej stronie siedział Fabian a po lewej Rose. Przyjaciółka mojej siostrzyczki ze wszystkich sił próbowała mnie pocieszać. Byłem zdołowany, ale tu nie chodziło o tą idiotkę Nikol. Jej słowa mnie najmniej obchodziły. Wiedziałem jednak, że jej słowa najbardziej poruszyły Fabiana. Prawda była taka, że mnie mogła obrażać na ile ją by ochota wzięła, ale nie Fabiana. Czułem jak sztywnieje za każdym razem, kiedy z jej ust wychodziły te cholerne oszczerstwa w naszym kierunku. Jego cierpienie mnie przybiło. To ja parę lat temu praktycznie zmusiłem go do tego, aby się „publicznie” przyznał do swojej orientacji. Czułem się winny, że musiał wysłuchiwać tych wszystkich bredni w gronie najbliższych przyjaciół.
Jednak nie tylko to pociągnęło mnie na samo dno. Byłem wkurzony, bo ta idiotka zepsuła mi coś co planowałem już od dawna. To miał być nas czas...
-Le, posłuchaj -odwróciłem się w stronę Rose. Wymusiłem na sobie uśmiech -naprawdę...
-daj spokój, Rose -szepnąłem. Ponownie spojrzałem na swoje zaciśnięte dłonie. Rozluźniłem zacisk i wziąłem w nie dłoń Fabiana i zbliżyłem ją do ust -przepraszam -spojrzałem w jego oczy. Zobaczyłem w nich tyle smutku, że aż znowu niewidzialna dłoń zacisnęła mi się na sercu -wybacz mi, proszę.
Kiedy uśmiechnął się,odczułem ulgę. Poczułem jakby ciężki ciężar spadł z moich ramion.
-kocham cię -wyczytałem z ruch jego warg.

*Harry*
Obudziło mnie coś lądującego na mojej twarzy. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Sue położyła na mnie rękę. Delikatnie ją ściągnąłem z twarzy. Uśmiechnąłem się, kiedy zobaczyłem jak słodko śpi. Byłem szczęśliwy, że mogłem ją taką oglądać. Była zjawiskowa kiedy spała... no przynajmniej na mnie nie krzyczała.
Nie wiem jakim sposobem nie miałem się w niej zakochać. Miała wszystko to, czego potrzebowałem. Zauroczyła mnie sobą od samego początku. Nie wiem jak miałbym teraz żyć bez niej.
Miałem ochotę tak leżeć obok niej do końca życia, ale musiałem wstać. Umówiłem się dziś wieczorem z Hemmings'em, a po spojrzeniu na zegarek zauważyłem, że miałem tylko godzinę do naszego spotkania.
Wygrzebałem się z łóżka, tak aby nie obudzić Sue. W drodze do kuchni postanowiłem zajrzeć do chłopaków. Le chodził trochę podminowany, chciałem zobaczyć czy już jakoś się polepszyło.
W korytarzu natknąłem się na Klarę, która zmierzyła mnie wzrokiem. Domyślałem się, że musiałem wyglądać jakby przemieliła mnie krowa.
-dobry wieczór -ukłoniłem się
-tak dobry -mruknęła -chłopcy mają gościa -ominęła mnie i zginęła w kuchni.
Stanąłem przed drzwiami do ich pokoju i uśmiechnąłem się szeroko. Miałem nadzieję zobaczyć tam jakąś gorącą laskę. Zapukałem.
-właź -usłyszałem radosny głos Le. Nareszcie mu się poprawiło.
Zdziwiłem się jak gdy po wejściu do ich pokoju, zobaczyłem siedzącą na łóżku Rose. Klepała Fabiana po plecach, kiedy Le klęczał przed nim i trzymał głowę na jego kolanach.
-przeszkadzam wam? -zapytałem trochę zdezorientowany tą całą sceną. Le podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie. Było widać, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu. Gołym okiem było widać, że już mu się polepszyło. Po jego „dole” z rana już nic nie zostało. Pokręciłem głową -miałem nadzieję zobaczyć tu jakąś gwiazdę porno -jęknąłem udając zawiedzenie. Rose spojrzała na mnie ze złością i rzuciła we mnie poduszką -dobra, dobra... nara -wyszedłem z pokoju za nim znowu czymś nie dostałem. Za sobą usłyszałem śmiech. Otworzyłem drzwi na chwilę i pokazałem im środkowego palca.
*
Podróż na obrzeża Bostonu, trwała zbyt długo. Przemawiało przeze mnie zmęczenie i mega kac. Na szczęście zamówiłem taksówkę i sam nie musiałem się toczyć po mieście. Nie wiem po jaką cholerę Luke wymyślił spotkanie na takim odludziu.
Wysiadając z taksówki, o mało z niej nie wypadłem. Brakowało mi jeszcze mojej okorowanej twarzy.
Zapłaciłem za taksówkarzowi i wtoczyłem się do obskurnej kawiarni. Śmierdziało tam fajkami i kawo pochodnym napojem.
Poprawiłem okulary i wszedłem w głąb. Minąłem kilkanaście stolików i stanąłem przy tym, przy którym siedział blondyn. Klepnąłem chłopaka w ramie, który na moją uciechę podskoczył wystraszony.
Usiadłem naprzeciwko niego i uśmiechnąłem się krzywo. Chłopak nie wyglądał lepiej niż ja. Podkrążone oczy wskazywały na to, że też słabo spał. Dziwnie się krzywił, więc pewnie kac go też męczył.
Prawie się roześmiałem, ale przerwała mi kelnerka, która postawiła przede mną zielony kubek i nalała do niego ciemnej cieczy. Z uśmiechem podziękowałem. Nachyliłem się nad kubkiem i mina mi zrzedła. Sam zapach mógł przenieść człowieka na tamten świat.
-nie pij tego -Luke uśmiechnął się
-no dzięki -odsunąłem swój kubek jak najdalej od siebie
-czego chcesz, Styles? -podniosłem na niego wzrok. Chłopak przyglądał mi się intensywnie.
-pogadać...
-o czym? -spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem. Czy to było dziwne, że chciałem z nim pogadać?
-najpierw chciałbym cię przerosić za swoje zachowanie -potarłem dłonią czoło. Ściągnąłem okulary i spojrzałem w jego oczy -jakbym wiedział, że kręcisz z Miley... to bym się z nią spotykał -nachyliłem się w jego stronę -ona puściła nas obu kantem. Pewnie miała niezły ubaw, kiedy się pobiliśmy.
-no właśnie -Luke roześmiał się -przepraszasz mnie, bo masz w tym jakiś interes??
Miałem ochotę walić głową o stół, choć dziś to pewnie by się skończyło wizytą w szpitalu ze wstrząsem mózgu.
-powiedzmy -odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Miałem w tym interes, ale naprawdę chciałem się z nim pogodzić. Przecież kiedyś byliśmy przyjaciółmi, a później to tak nagle się skończyło -Luke, naprawdę cię przepraszam. Nie wiem w jakim momencie to wszystko poszło nie w tą stronę co trzeba. Nie wiem kiedy się w tym wszystkim pogubiliśmy. Cokolwiek zrobiłem... to sorry.
Luke westchnął głośno, pokręcił głową ale zobaczyłem na jego ustach uśmiech.
-luzik, Harry... ja cię też przepraszam -wystawił dłoń w moją stronę. Uścisnąłem ją -a teraz mów o interesie, Styles -odchylił się w krześle i spojrzał na mnie.
-więc tak... widzę, że lecisz na Rose
-tak samo jak ty na tą wariatkę -miałem ochotę znowu mu przyłożyć.
-ej...
-luz -roześmiał się. Kilka osób na nas spojrzało. Prawdopodobnie nikt nawet nie wiedział kim jesteśmy. To było dobre.
-tak więc, lecisz na Rose a ja na Sue... musimy połączyć siły, przeciwko nim. Zważywszy, że się pogodziliśmy... one zapewne tylko będą się nam kazać pokazywać razem i nagle znikną z naszego życie...
-mamy teraz kłamać, że się nie lubimy? -jego pytanie było trafione. Doskonale trafione.
-nie do końca... -moją wypowiedź przerwał telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i ze zdziwieniem odebrałem. -Sue?
Po chwili zobaczyłem jak Hemmings wyciąga swój telefon.
-wracaj, natychmiast do domu -w głosie Sue było tyle złości, że poczułem się jak dziecko, które nie wróciło do domu na czas.
-Sue -jęknąłem
-Harry, sprawa jest pilna... wracaj do domu -zmrużyłem oczy i spojrzałem na Luka, który z kwaśną miną odłożył telefon na stolik. Czułem, że sprawa w której dzwoniła do mnie Sue, dotyczy też Luka. Mogłem dać sobie uciąć rękę, że przed chwilą rozmawiał z Rose.
-będę za pół godziny. Prędzej nie dam rady -słucham jeszcze przez chwilę narzekania Sue i wreszcie się rozłączam.
-zgrzyty na szczycie -Luke wstaje i czeka aż ja też to zrobię. Kręcąc głową wstaję, wyciągam portfel i rzucam kilka banknotów na stolik. Mam nadzieję, że to co nalała mi kelnerka nie kosztowało więcej niż obiad w dobrej restauracji.
Wychodzimy oboje z lokalu, przy drzwiach odwracam się jeszcze i spoglądam na miejsce, gdzie zaciągnął mnie Luke.

*Sue*
Siedzę i przeglądam aparat Le. Jestem tak zła, że chyba jeszcze nigdy taka nie byłam. Czuję jak ze mnie kipi. Z zaciśniętymi ustami spoglądam jeszcze raz na gazetę, która leży przede mną. Mam ochotę ją podrzeć, a jej szczątki wepchać do gardła osobie, która udostępniła nasze wczorajsze zdjęcia z kolacji u Rose.
Rose siedzi obok i przegląda informacje w necie. Z tego co widać jest bardzo rozbawiona tą całą sytuacją. Chyba tylko ja się spinam.
Kiedy już kończę przeglądanie zdjęć, odkładam na stół aparat Le. Wszystkie zdjęcia są wykonane pod innym kątem niż te z gazety.
Przejrzałyśmy swoje telefony, bo wczoraj też nie grzeszyłyśmy alkoholem. Przewertowałyśmy telefony Le i Fabiana, też nic.
Ktoś musiał zrobić te zdjęcia i wysłać do prasy. Mogłam obiecać jedno, że kiedy znajdę osobę odpowiadającą za to, to ją zabiję. Nawet jeśli miałby się tą osobą okazać Harry lub Luke.
Kiedy o tym myślę drzwi mojego mieszkania się otwierają. Słyszę szepty, a po chwili w kuchni ukazuje się Harry, a tuż za nim Luke. Wydaje mi się to zbyt podejrzane, ale nie chcę tego komentować. Mam dość problemów jak na jeden wieczór.
-co się stało? -Harry siada tuż obok mnie i całuje mnie w policzek. Jakieś dwie godziny temu jakoś by to przeszło, ale nie teraz. Odpycham go od siebie i rzucam dzisiejszą gazetą pod jego nos. Patrzy na mnie zdziwiony, ale bierze gazetę do dłoni i spogląda na nią.
Zaczyna się śmiać, co jeszcze bardziej mnie irytuje. Mam ochotę mu przyłożyć i to porządnie. Jednak się powstrzymuję i patrzę jak podaje gazetę Lukowi.
-wyglądamy jak zakochani -Luke klepie Harrego po ramieniu i zaczyna czytać.
Jak donosi nasz informator, wczorajszego wieczoru Luke Hemmings, czyli ja-Luke klepie się po piersi -i Harry Styles, to chyba o tobie -Luk zaczyna mnie bardziej wkurzać niż Harry -spędzili kolacje w dość przyjacielskich stosunkach. Jak widać na zdjęciach poniżej, chłopcy bardzo dobrze bawili się w swoim towarzystwie. Nikt by nawet nie pomyślał, że jakiś czas temu uczestniczyli w wielkiej aferze. Możemy teraz tylko zastanawiać się, czy to wszystko było tylko chwytem marketingowym, czy może terapia na którą chodzą obaj panowie, przynosi skutki.
Z tego co wiemy, to właśnie panowie bawili się w gronie przyjaciół Panny Hearson i Caisage...”
Luke odkłada gazetę i podchodzi do Rose. Patrzy na nią.
-to nie ja -rzuca, kiedy Rose patrzy na niego podejrzanie
-ja też nie -Harry bierze gazetę do rąk i przygląda się zdjęciom. Może pięć minut temu ich o to podejrzewałam, ale teraz już wiedziałam, że oni tego nie mogli zrobić.
-my wszyscy siedzieliśmy po jednej stronie. -mruknął Luke -Harry później się przesiadł, ale... -chłopak wyrwał Harremu gazetę z rąk i przyjrzał się jej.
-po tamtej stronie siedział Adrian i ta jego dziunia -podskoczyłam, kiedy usłyszałam obok ucha głos Harrego.
-chyba nie chcesz powiedzieć, że Adrian... -Rose spiorunowała Harrego wzrokiem
-nie on, ale ona... -spojrzeliśmy wszyscy na Luka.
Całkowicie zapomniałam o nich. Tak jakby ich tam nie było.
Wiedziałam jedno, że Adrian nigdy by nie pogrywał przeciw Rose, więc została Nikol. Z nią i tak miałam porozmawiać.
*
Byłam taka wściekła. Wyciągając płaszcz z szafy, wyrzuciłam z niej wszystko co tam się znajdowało. Nie interesowało mnie to, byłam zdeterminowana. Spojrzałam na zegarek dochodziła ósma wieczorem, restauracja w której pracuje Adrian, powinna być jeszcze otwarta przez godzinę.
Nakładając płaszcz wyobrażałam sobie jak wyrywam tej suce włosy. Nie miałam najmniejszego prawa podrzucać fotek prasie, a na pewno nie miała prawa obrażać Le.
Zacisnęłam pasek od płaszcze z uczuciem, że zaciskam swoje dłonie na szyi tej idiotki.
Miałam już wychodzić z domu, kiedy nagle obok mnie pojawił się Harry. Złapał mnie za nadgarstek, mocno ściskając. Spojrzałam na jego dłoń, a później na jego twarz. Jego włosy były zaczesane do góry, co ujmowało mu trochę lat. Teraz wyglądał na swój wiek. Boże, jego oczy były takie piękne, przypominały mi o mojej ukochanej wiośnie. Miałam ochotę z nim przywitać wiosnę i nie tylko... ale to nie było realne. Harry odejdzie wraz z zakończeniem terapii. Złamie mi serce... nie on to już robił. Na własne życzenie pozwalałam się ponowie zranić.
Jednak najgorsze było w tym to, że ja chciałam dać się zranić, aby choć przez chwilę poczuć się potrzebną. Poczuć to przyjemne uczucie, które wywoływał we mnie jego dotyk. Poczuć to wszystko co jest związane z Harrym. Codziennie widzieć jego uśmiech. Słuchać jego narzekania, jęków niezadowolenia i wyrzutów kiedy jest zły.
Potrząsnęłam głową... cholera! o czym ja myślę?! Nie mam czasu na takie rzeczy.
Poczułam znowu złość. Ogarnęło mnie nieprzyjemne uczucie wściekłości. Wyrwałam swój nadgarstek z zacisku Harrego.
-gdzie idziesz? -zapytał ponuro. Musiałam go zranić swoim zachowaniem, ale mnie to nie interesowało. Teraz liczyło się to, abym zdążyła „złapać” tą idiotkę!
-nie muszę ci się tłumaczyć -odszczekuję mu. Na jego twarzy pojawia się trik nerwowy. Widzę jak żyłka na jego szyi zaczyna być widoczna.
-pytałem, gdzie idziesz -pyta spokojnie. Choć widzę ile musiało go kosztować, aby przybrać spokojny ton,wzruszyłam ramionami. Łapie za klamkę i otwieram drzwi, nie mam zamiaru tłumaczyć się przed nim, ani przed nikim innym.
Czuję na ramieniu jego dłoń i znowu stoję w moim mieszkaniu. Harry mierzy mnie wzrokiem.
-to nie jest dobry pomysł... -odpycham go od siebie. -pójdę z tobą -sięga po swój płaszcz, który leży między innymi, które wywaliłam z szafy. Po jego twarzy widzę, że jest bardzo zły i nie mam co się z nim kłócić. Wiedziałam, że tak czy siak ze mną pójdzie.
-skąd niby wiesz, gdzie idę? -pytam siląc się, aby mój głos zabrzmiał bardziej na luzie.
-od razu widać, gdzie się wybierasz. Masz wypisane na twarzy, że idziesz do tej laluni -jestem zdziwiona. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że jestem aż taka przewidywalna.
Stoimy już na klatce schodowej, kiedy jego telefon dzwoni. Harry się krzywi kiedy widzi kto do niego się dobija.
-Paul, co jest? -kręci głową, kiedy prawdopodobnie słucha tego, co osoba po drugiej stronie do niego mówi -to nie może poczekać? -przeciera oczy i wzdycha -dobrze, zaraz będę. -rozłącza się i patrzy na mnie. -odłóżmy to na jutro -wpycha mnie do mieszkania -nigdzie nie idź, muszę wyjść.
Z tymi słowami wychodzi z mieszkania. Chwilę odczekuję i ruszam jego śladem. Wsiadam do auta i zmierzam w stronę restauracji.
Parkuję na parkingu. Ogarnia mnie jeszcze większa złość, zatrzaskuję za sobą drzwi. Wchodzę do restauracji i od razu namierzam tą idiotkę. Idę w jej kierunku.
-musimy porozmawiać -rzucam, nie patrząc na to co dzieje się w około.
-nie będę z tobą gadać -prycha i odchodzi. Moja złość właśnie dobiła do maksimum. Mam wrażenie, że dym idzie mi uszami.
Podchodzę do dziewczyny i nie patrząc na to, że w restauracji jest tłum ludzi, biorę ją za ramię i wyciągam przed restauracje. Nie wiem skąd mam tyle siły, ale mino tego, że jest ode mnie wyższa nie może wyswobodzić się z mojego zacisku.
Kiedy jesteśmy poza widokiem widowni, pcham ją na ścianę. Tak naprawdę mam ochotę wyrwać jej włosy i obić twarz.
-co ty sobie , kurwa wyobrażasz?! -wrzeszczy mi w twarz.
-ja? Co ty sobie myślisz?! -odpowiadam jej krzykiem -myślisz, że wszystko ujdzie ci na sucho?
-mówisz o tych pedałach? -spogląda na swoje paznokcie, a ja prawie już nad sobą nie panuję. Mało brakuje, abym nie rzuciła się jej do szyi.
-odwal się od mojego brata, suko -łapię ją za włosy i dziewczyna prawie klęczy na ziemi -ja tak w ogóle w sprawie zdjęć -mówię jej w twarz, puszczam jej włosy i odchodzę na bezpieczną odległość. -co ty sobie myślałaś?
Dziewczyna podnosi się i patrzy na mnie z głupim uśmiechem
-pójdziesz na dno z tą twoją przyjaciółeczką i z tą resztą! -śmieje się głośno. Nie wytrzymuję i ponownie pcham ja na ścianę. Mam ochotę jej przyłożyć, ale coś silnego odpycha mnie od niej. Odwracam się do tyłu i widzę Le. Jego usta są zaciśnięte w prostą linię.
-odpuść -rzuca i patrzy mi prosto w oczy. Nie widzę w ich smutku z rana. -wracajmy do domu.
-no właśnie posłuchaj tej marnej imitacji faceta -Nikol śmieje się, a ja zamachuję się i walę ją z pięści w pysk. Dziewczyna z przerażeniem łapie się za policzek. Tego chyba się po mnie nie spodziewała.
-Sue, chodź -Le, ciągnie mnie w stronę restauracji -odpuść...
-pozwę cię, suko! -słyszę stłumiony krzyk Nikol. Odwracam się w jej stronę.
-dawaj! A ja znajdę na ciebie odpowiedni paragraf! -nie widzę już jej miny. Le, odciąga mnie od niej jak najdalej.
-kluczyki -wystawia dłoń w moją stronę. Waham się przez chwilę, ale wreszcie wyciągam kluczyki z kieszeni płaszcza i mu je podaję. Le ściska je w dłonie i otwiera mi drzwi od swojego samochodu. Jestem bardzo zdziwiona.
-a mój samochód?
-Harry go odbierze -Le, zatrzaskuje za mną drzwi samochodu i widzę jak wchodzi do restauracji. Wraca po chwili i odjeżdżamy. Widzę, że jest zły, chyba dołożyłam mu więcej problemów.
-skąd wiedziałeś, gdzie jestem? -pytam, aby jakoś do niego zagadać.
-Harry do mnie zadzwonił -rzucił krótko. Na to wyglądało, że nie chciał ze mną rozmawiać.
-przepraszam cię, czuję się winna...
-daj spokój, Sue -klepnął mnie wolną ręką w nogę -to nie była czyjaś wina, ani ty, ani Rose... nie mogłyście przewidzieć tego co się stanie. I szczerze? -rzuca mi krótkie spojrzenie -nie obchodzi mnie to co mówiła, bardziej bolało mnie to, że musiał słuchać tego Fabian -Le, zjechał z trasy i zatrzymaliśmy się w jakiejś uliczce. Przetarł dłonią twarz i z wymuszonym uśmiechem spojrzał na mnie. -ale tu naprawdę nie chodzi o to co mówiła i czego musieliśmy się nasłuchać.
-więc o co chodzi? -byłam teraz strasznie ciekawa.
-zaplanowałem coś, a ona wszystko zniszczyła i tyle -wzruszył ramionami.
-ale co? Mów, szybko -cała złość na Nikol jakoś minęła.
Le wymamrotał coś niezbyt zrozumianego dla mnie. Z całego tego jego bełkotu, zrozumiałam tylko imię jego partnera. Pokręciłam głową.
-że jak? -zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego. Byłam zdziwiona, kiedy zobaczyłam, że mój ukochany braciszek się rumieni. Zrobiłam się teraz nad wyraz ciekawa. Przysunęłam się bliżej mojego braciszka.
Zaczął znowu coś szeptać pod nosem. Podsunęłam się bliżej i usłyszałam słowo „oświadczyć”.
-oświadczyć? -zapytałam zdziwiona. Nagle sens tego słowa do mnie doszedł. -że jak?! -krzyknęłam szczęśliwa. Nie mogłam uwierzyć w to co on powiedział. Miałam ochotę wysiąść z auta i pójść znowu do restauracji, obić pysk tej dziewczynie. Zniszczyła taką magiczna chwilę.
-tak, chciałem się oświadczyć -jęknął. Widziałam, ze czuł się zażenowany.
-kupiłeś mu... wiesz... pierścień, sygnet czy coś w tym rodzaju? -poruszałam brwiami.
-w schowku -spojrzałam w miejsce o którym mówił i nawet się nie zastanawiałam, otworzyłam schowek i wyciągnęłam granatowe pudełko i z bijącym sercem, otworzyłam je. W środku znajdowały się dwa złote sygnety. Przejechałam placem po tym, gdzie pisało „Fabian”. O mało się nie rozpłynęłam. Cieszyłam się szczęściem brata, ale gdzieś w zakamarkach poczułam ukucie zazdrości. Mnie nikt tak bardzo nie kochał, aby się przeciwstawić całemu światu.
Delikatnie zamknęłam pudełko i położyłam na dłoni brata.

-zrób to...

***********

Takie mały świąteczny challenge :D



*************


2 komentarze: