Przepraszam za wszelkie błędy, ale nie miałam czasu sprawdzać rozdziału.. Mam nadzieję, że mi wybaczycie!
* Luke
Leżę na plaży, czuje piasek pod
moim ciałem. Z dala słyszę szczekanie Molly i nawoływanie moich
braci.. Jest tak cudownie.. Odwracam się i widzę uśmiechniętą
Rose, wyznającą mi miłość. Próbuję coś powiedzieć, ale nie
mogę wydusić z siebie słowa.. Nagle ocean niesie ogromną falę..
Chcę uciekać, zrobić cokolwiek, ale moje ciało odmawia
posłuszeństwa..
I nagle poczułem
wodę na twarzy. Zerwałem się na równe nogi i zauważyłem stojącą
nade mną Rose, trzymającą pustą szklankę. Cholera, wiem, że
zgranie między snem, a rzeczywistością jest możliwe. Ale pierwszy
raz w życiu takie coś mnie spotkało. Starłem ciesz dłonią i
obrzuciłem ją groźnym wzrokiem.
- Dlaczego to
zrobiłaś? - prawie, że krzyknąłem.
Dziewczyna wskazała
ręką na ścianę, gdzie wisiał zegar.
- Za godzinę mamy
odebrać mojego kuzyna, a musisz jeszcze coś przekąsić, ogarnąć
się, ubrać i zapakować do samochodu.
No tak.. Śniadanie
w domu rodzinnym Rose. Jęknąłem i podniosłem się z przytulnego
łóżka. Zdziwiłem się kiedy moje stopy spotkały się z czymś
miękkim.
- Matko kochana! -
wydarłem się. - Co to jest?!
Spojrzałem w dół
i zobaczyłem małego kundelka, chowającego się teraz za nogą
dziewczyny.
- Nie co, tylko
kto. - sprostowała. - To jest Daisy. Zdążyłam rano po nią
pojechać, nim Ty podniosłeś swój tyłek z łóżka.
Zwróciłem wzrok
ku mojej ukochanej.
- Szukałaś
koleżanki dla Odiego? - spytałem.
Kobieta jęknęła
i odwróciła się w stronę drzwi. Zanim wyszła z pomieszczenia
krzyknęła przez ramię.
- To jest mój
prezent dla rodziców! A teraz pośpiesz się, proszę!
*
Pierwsze co
zrobiliśmy, to zajechanie pod dom kuzyna Rose. Mieliśmy go ze sobą
zabrać, więc robiliśmy za coś na podstawie taksówki. Chłopak
przez całą drogę marudził nam na to, że po raz kolejny nie
wyszło jemu z ukochaną. Brzmiało to tak, jakby każda dziewczyna
kopnęła go w dupę po jakimś czasie. Szkoda, bo gościu jest
naprawdę sympatyczny.
W końcu nadszedł
ten moment, w którym zaparkowaliśmy nasz pojazd pod domem rodziców
Rose. Chłopacy śmieją się, że jestem zestresowany przed każdym
koncertem? W takim razie nie wiem, jak określiliby stan, w którym
teraz się znajdują. Nogi miałem jak z waty i gdyby nie skacząca
obok mnie Daisy, to nie wiem co bym robił. Plan był taki.. My z
Rose wchodzimy od frontu, ściągając na siebie całą uwagę
rodziny. Robert miał w tym momencie wejść od kuchni i ukryć Daisy
w starym pokoju Rose. Wyciągnęliśmy paczki z bagażnika i
stanęliśmy na wycieraczce.
-
Gotowy? - spytała opanowana dziewczyna.
Jakim cudem
zachowywała taki spokój? Wziąłem głębszy oddech i nachyliłem
się nad jej uchem.
- Nie.
- wyszeptałem. - Błagam, nie zostawiaj mnie samego w towarzystwie
Twojej rodziny.
Dziewczyna
roześmiała się i zadzwoniła do drzwi. Miałem ochotę stamtąd
uciec. I naprawdę stawało się to bardziej realne! Od realizacji
planu odwiodło mnie otwarcie się wrót do jaskini lwa. Wystawała z
nich blond głowa pięknej, urodziwej kobiety.
-
Rose, córciu. - podeszła i ucałowała jej czoło. - Nawet nie
wiesz jak się cieszę, że jesteś.
Pani psycholog
uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
- Ja
też. - ciemnowłosa dziewczyna spojrzała na mnie i załapała pod
ramię. - Mamo, to jest Luke Hemmings. Luke, to jest moja mama.
Blondynka podeszła
do mnie, a ja zdążyłem wręczyć jej kwiaty, zanim uściskała
mnie tak mocno, że ledwo mogłem oddychać.
- Miło
panią poznać. - powiedziałem, próbując dać znać Rose, że
czuję się niekomfortowo.
Dziewczyna tylko
wzruszyła ramionami i za wszelką powagę starała się utrzymać
powagę. Na moją pomoc przyszedł wysoki mężczyzna. Dobra, może i
Rose odziedziczyła urodę po matce, ale oczy i włosy zdecydowanie
ma po ojcu.
-
Kochanie, zaraz udusisz chłopaka. - zaśmiał się i odwrócił w
stronę dziewczyny. - Rose, Słoneczko Ty moje.
-
Cześć, tatko. - mówiąc to wtuliła się w mężczyznę. - Mmm,
nowe perfumy?
Mężczyzna
roześmiał się głośno i skinął lekko głową.
- Coś
w życiu trzeba zmieniać.
Tym razem to Rose
się zaśmiała i odsunęła od swojego ojca.
- I
tym „czymś” są perfumy? - spojrzała w kierunku kobiety
stojącej obok mnie. - Mamo, chyba musisz zapewnić ojcu jakąś
rozrywkę, bo myślę, że dosięga go kryzys wieku średniego.
Uśmiechnąłem się
szeroko i podałem rękę mężczyźnie, w drugiej trzymając butelkę
wina.
-
Dzień dobry. - rzuciłem, nabierając odwagi. - Jestem Luke. A to
dla pana..
Facet zmierzył
mnie wzrokiem i mocno uścisnął moją dłoń, wciągając mnie
jednocześnie do środka domu.
-
Dzień dobry, chłopcze. - odchrząknął. - Tak, wiem kim jesteś.
Wyobraź sobie, że moja druga córka biega od kilku dni po całym
mieszkaniu i non stop opowiada o spotkaniu Luka Hemmingsa. - spojrzał
na mnie i puścił oczko. - Swoją drogą dzięki za to.
Zaśmiałem się i
wzruszyłem lekko ramionami.
-
Miałem okazję ją poznać, ale doprawdy, nie rozumiem dlaczego tak
się ekscytuje na mój widok.
Mężczyzna
zachichotał pod nosem i poklepał mnie po plecach.
- Mhm,
gdybyś widział jej pokój to byś zrozumiał.
Spojrzałem z
przerażeniem na twarz mężczyzny, co spowodowało, że ten jeszcze
bardziej się roześmiał.
-
Powinienem się bać? - spytałem.
- Ooo,
tak. - droczył się. - Zacznij się modlić, bo nie wiem czy
przypadkiem nie ma w planie zabarykadować drzwi przed Twoim
wyjściem.
Parsknąłem
i dyskretnie wydostałem się z zasięgu ramion tego gościa.
- Będę
o tym pamiętać. - jęknąłem.
* Rose
Ku
mojemu zdziwieniu ojciec i Luke zaczęli ucinać sobie pogawędkę.
Ba, oni wręcz zaczęli wspólnie żartować i stroić sobie żarty!
Po przyjściu Roberta mama skierowała mężczyzn do salonu, a ja
razem z Mel poszłyśmy do kuchni, żeby pobawić się w kelnerki.
Moja siostra przez cały czas miała zaciesz, a ja niestety
wiedziałam dlaczego. Na moje nieszczęście tak się złożyło, że
dziewczyna była wielką fanką 5SoS. Od czasu ich koncertu zasypuje
mnie pytaniami przy każdej nadającej się okazji. Tak było i tym
razem..
-
Myślisz, że mnie pamięta? - prawie krzyknęla.
Jęknęłam
i wzięłam w swoje ręce talerze z posiłkiem, który miałam
zanieść do drugiego pomieszczenia.
-
Dlaczego miałby nie pamiętać? - spytałam. - Uwierz mi, że na
ostatnim spotkaniu zapadłaś jemu głęboko w pamięci.
To
była prawda. Luke obdarował ją sympatią po tym, jak wypaplała
jemu kim jest Martin. Osobiście miałam ochotę ją zabić, no ale
cóż.. Rodzeństwa się nie wybiera. Przed moim wyjściem do salonu
odwróciłam się do niej przodem.
-
Melanie, proszę Cię o jedno. - zaczęłam. - Nawet nie próbuj
wypytywać Hemmingsa o jakiekolwiek głupoty, dobra? Nie traktuj go
jak idola, tylko jako normalnego człowieka, który jest u nas na
śniadaniu.
Dziewczyna
energicznie potrząsnęła głową.
-
Rozumiem. - podeszła i wzięła ode mnie talerze. - Ale pozwól, że
ja to zaniosę!
Nie
zdążyłam się nawet sprzeciwić.. Wybiegła z kuchni tak, że aż
się za nią dymiło. Podirytowana podeszłam do stołu.
-
Całkiem sympatyczny jest ten Twój przyjaciel. - rozbrzmiał głos
mamy za moimi plecami. - Aczkolwiek obstawiałam, że poprzez „osoba
towarzysząca” miałaś na myśli Martina lub Adriana.
Odwróciłam
się w jej stronę. Spojrzałam jej w oczy i lekko uśmiechnęłam.
- Już
od dawna nie jestem z Martinem, mamo. - wyszeptałam, próbując
zachować spokój. - A Adi spędza święta w swoim rodzinnym domu.
Przecież tłumaczyłam Tobie całą sytuację przez telefon, mamo.
Kobieta
skinęła głową i podała mi do ręki talerze.
-
Rozumiem. - rzuciła obojętnym głosem. - Ale nie myśl, że ominie
nas rozmowa na ten temat.
Na
szczęście do drzwi rozległo się głośne pukanie. Moja
rodzicielka poszła otworzyć drzwi, a ja skorzystałam z okazji i
czmychnęłam do salonu. Nie wierzyłam w to, co moje oczy widziały.
Tata, Robert i Luke siedzieli przy stole i opowiadali sobie historię
związane z pewną osobą. Zgadnijcie o kim!
-
Kiedy Rose miała pięć lat, chciała wejść na szafę i ściągnąć
puzzle. - ciągnął mój ojciec. - Niestety straciła równowagę i
spadła z mebla waląc głową o kant stołu.. Na samo huknięcie
pobiegłem wprost do jej pokoju i zobaczyłem leżącą i nic
nieświadomą dziewczynę na podłodze. Ze stoickim spokojem
przyłożyła rękę do tyłu głowy i kiedy tylko zobaczyła na niej
czerwoną ciesz spojrzała na mnie i powiedziała „Tato, chyba coś
mi się stało”.
Westchnęłam
i przekroczyłam próg salonu.
-
Zapomniałeś dodać, że moja głowa na sam koniec wylądowała na
klocku. - dorzuciłam do jego historii, co zwróciło na mnie uwagę
mężczyzn.
Spojrzeli
na mnie mając niezły ubaw. Postawiłam talerze na stole, po czym
Robert złapał mnie za rękę.
-
Siadaj z nami. - mówiąc to, pociągnął za nią tak, że
mimowolnie musiałam usiąść obok Luka, żeby nie wyrwać barku ze
stawu.
Uśmiechnęłam
się do niego i poklepałam po dłoni.
-
Muszę pomóc mamie w kuchni.
- Nie
musisz. - powiedziała kobieta, wprowadzając do pokoju dziadków. -
Babcia mi pomoże, a Ty rozsadź gości, proszę.
Dziadek
usiadł obok swojego syna, zaś Melanie zajęła miejsce obok Luka.
Jakżeby inaczej.. Mi przypadło krzesło pomiędzy Hemmingsem, a
kuzynem. Po przyjściu kobiet zaczęliśmy konsumować jedzenie.
Wszystko byłoby fajnie gdyby nie fakt, że z lewej strony czymś
oberwałam. Spojrzałam w tamtym kierunku i zauważyłam szczerzącego
się kuzyna z widelcem napełnionym kukurydza.
-
Tradycja musi zostać podtrzymana. - zaśmiał się i kolejny raz
strzelił we mnie jedzeniem.
Zaśmiałam
się i zrobiłam unik, przez co Luke dostał prosto w twarz.
Nachyliłam się nad stołem i wzięłam do ręki kawałek sera,
który później wylądował na czole kuzyna.
- Jak
dzieci. - rzucił roześmiany ojciec. - Ale skoro chcecie podtrzymać
tradycję to może przejdźmy do prezentów, co?
Melanie
na te słowa zerwała się i pobiegła pod choinkę, zeby sięgnąć
pierwszą paczkę.
- To
jest dla dziadków. - podała ciężkie pudło starszemu małżeństwu.
Babcia
wzięła od niej paczkę i rozdała papier owinięty wokół..
Kartonu z zastawą porcelanową! To był moment, w którym ja oraz
rodzice mojej mamy roześmialiśmy się tak głośno, że
prawdopodobnie słyszała nas cała dzielnica.
-
Dziękuję, wspaniały prezent. - powiedziała, puszczając
dyskretnie oczko do Luka.
Niczego
nieświadoma Mel podała następną paczkę mi.
- Aaa
to dla mojej siostrzyczki.
Z
uśmiechem na twarzy wzięłam od niej opakowanie i starannie je
odwinęłam.
- Ooo,
książka! - ucieszyłam się. - Rany, dziękuję bardzo!
Następna
była paczka Mel, w której znalazła telefon. Zaczęła piszczeć,
skakać i obcałowywać mnie po twarzy. Jej radość była warta
każdej ceny, którą zapłaciłam za ten podarek. Następny w
kolejce był Robert. W jego prezencie znalazł się kalkulator oraz
nowiutki zestaw biurowy. Chłopak roześmiał się i skinął głową.
-
Będzie łatwiej policzyć kobiety, które mnie zostawiły.
Wiem,
że powiedział to z żartem, ale mnie samą to zabolało. Mój kuzyn
jest cholernie przystojny, zabawny, inteligentny, sympatyczny..
Mogłabym tak wymieniać i wymieniać! Na samą myśl, że kobiety go
ranią.. Miałam ochotę wydrapać im oczy. Z zamyśleń wyrwała
mnie Mel, która podekscytowana podbiegła do Luka wręczając jemu
prezent.
- Ja
wiedziała od początku, że to Ty przyjdziesz z Rose. To ode mnie.
Blondyn
wziął niepewnie do ręki paczuszkę i ostrożnie zaczął ją
otwierać. Na widok poduszki ze zdjęciem zrobionym po koncercie,
roześmiałam się tak, że o mało z krzesła nie spadłam.
-
Dzięki, Mel. - powiedział z uśmiechem, po czym przytulił ją do
siebie. - To jest.. piękne.
Tata
wstał i spojrzał pod choinkę.
- No,
wygląda na to, że to już jest koniec prezentów.
- Nie,
nie jest. - rzuciłam, z trudem zachowując powagę. - Dajcie mi
sekundę.
Szybko
skierowałam się do mojego pokoju. Otworzyłam ostrożnie drzwi i
znalazłam Daisy dobierającą się do reklamówki, gdzie miałam
karmę, miseczki i posłanie dla tego psa.
- Ej,
mała. - upomniałam. - Poczekaj jeszcze chwilę.
Na
brzmienie mojego głosu suczka zerwała się i zaczęła na mnie
skakać. Miałam ją u siebie od rana, a mimo to już się do mnie
przywiązała. Cholera.. Aż ciężko było mi ją oddać. No ale w
końcu będe się z nią widzieć, nie? Pogłaskałam ją za uchem i
wzięłam ją na ręce, łapiąc ukradkiem za siatkę. Było ciężko
ale jakimś cudem zeszłam dół. Weszłam do salonu i posłałam
rodzicom szeroki uśmiech.
- A to
taki prezent ode mnie. - mówiąc to, postawiłam psa na podłodze. -
Wabi się Daisy.
Podekscytowana
para podeszła do mnie z szerokim usmiechem na twarzy. Utulili mnie,
po czym schylili się do pupila, który szczęśliwie latał u moich
stóp.
Po
dwóch godzinach nadszedł czas, w którym musieliśmy zbierać się
do domu. Daisy skutecznie odciągnęła całą uwagę od Luka, przez
co chłopak czuł się bardzo swobodnie w towarzystwie. Było tak
miło, że nie chciałam stąd wyjeżdżać. No ale co roku
spotykałam się wraz z przyjaciółmi na świątecznej kolacji, więc
i tym razem dotrzymam słowa. Żegnając się z rodzicami miałam łzy
w oczach. Pamiętam lata, kiedy ja i Mel biegaliśmy wokół nich
jako małe berbecie, ledwo sięgające im do kolan. Staliśmy z
Lukiem w przedpokoju, podczas gdy rodzice pakowali nam jedzenie do
misek. Taa.. Nigdy nie wypuściliby nas z pustymi rękoma.
- Ooo!
- usłyszałam wesoły głos Luka. Spojrzałam na niego znad moich
butów. - Popatrz do góry.
Podniosłam
wzrok i roześmiałam się na widok wiszącej nad nami jemioły.
-
Powiedz mi, że sobie żartujesz.
- W
żadnym wypadku. - wypowiadając te słowa podchodził do mnie coraz
bliżej.
Podał
mi dłoń, żeby pomóc mi wstać. Z cichym jękiem podniosłam się
na nogi, a Luke zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko. Nie
chciałam komplikować sprawy z Hemmingsem bardziej, niż jest teraz.
Ciągnęło mnie do tego chłopaka, ale po drodze było tyle
przeszkód.. Ja i Luke to całkiem dwa inne światy.. Już nie
wspomnę o tym, że dzieliło nas sześć lat, choć blondynek
wyglądał na starszego ode mnie.
-
Luke. - wyszeptałam w jego usta.
- Nie,
Rose. - wymruczał. - Chyba nie chcę słyszeć tego, co masz mi do
powiedzenia.
Bez
żadnego słowa złączył nasze usta. Chciałam się wyrwać z jego
uścisku, odsunąć się od niego, żeby nie czuć jego bliskości i
tych ciepłych, delikatnych warg.. Ale ja najzwyczajniej w świecie
nie potrafiłam tego zrobić. Zarzuciłam dłonie na jego szyję,
przez co Luke się uśmiechnął poprzez pocałunek. Jego lewa dłoń
automatycznie znalazła się na moich plecach, przyciągając mnie do
siebie, a drugą zaś wplątał w moje włosy. Czułam, że nic
więcej do szczęścia mi nie jest potrzebne. Wystarczył mi Luke..
Jego obecność, bliskość, pocałunki, ciepło jego ciała.. I
Melanie?
- Ej!
- krzyknęła nam przy twarzach. - Co to ma być?!
Speszona
odsunęłam się od niego i spojrzałam na moją siostrę.
-
Ładnie to się tak zakradać? - spytałam.
Dziewczyna
skrzyżowała ręce na swojej piersi. Luke roześmiał się i objął
ją ramieniem.
- Bez
stresu, młoda. - powiedział. - To tylko jemioła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz