*Sue*
Wigilijny wieczór spędziliśmy dość
leniwie. Ja siedziałam na kanapie czytając książkę, babcia
robiła kolację, a chłopcy grali w karty. Co chwilę było słychać
jęki Le, któremu dziś nie dopisywało szczęście i ani razu nie
wygrał. Harry i Fabian naśmiewali się z biedaka. Zachowywali się
jak małe dzieci.
-wygrałem... -Harry wstał i rozłożył
ramiona -jestem mistrzem!
Pokręciłam głową. Zakryłam twarz
książką, aby nie było widać mojego uśmiechu.
Mój telefon zawibrował. Dostałam
wiadomość od Rose.
„U mnie. Luke. Święta”
Schowałam telefon z powrotem pod tyłek
i wtedy dopiero zauważyłam, że ktoś przede mną stoi. Harry
świetnie się prezentował w ciemnej obcisłej koszulce, ale on się
we wszystkim dobrze prezentował.
-chodź na kolację -wystawił w moją
stronę dłoń. Może to dla Harrego to dziwnie wyglądało, ale
zamiast położyć swoją dłoń na jego, a siedziałam i wpatrywałam
się w nią. Ostatnie dni bardzo wpłynęły na nasze relacje... z
jednej strony traktowaliśmy się jak najlepsi przyjaciele, ale z
drugiej jednak było czuć dystansem. Właśnie w takim momencie jak
ten, dystans i przyjaźń przestawały istnieć. Każdy dotyk
przedzierał się przez barierę dystansu... każde spojrzenie
przeczyło teorii przyjaźni. W takich momentach nie wiedziałam kim
dla siebie jesteśmy. Kiedy patrzał na mnie tak jak teraz i za
wszelką cenę chciał mnie dotknąć dawało mi dużo do myślenia.
Oczywiście, nie ukrywałam tego, że sama patrzałam na niego
maślanymi oczami i przy każdej okazji go dotykałam, ale byliśmy
zawieszeni pomiędzy współpracownikami a przyjaźnią. Był moim
podopiecznym i przy każdej „zbliżającej” sytuacji czułam się
jakbym ja była nauczycielką, a Harry uczniem... to co się działo
było nie odpowiednie, zabronione.
Na własne życzenie wprowadziłam
niezły bałagan do swojego życia.
-Sue... -pomachał mi dłonią przed
oczami -Sue... hallo, tu ziemia -uśmiechnęłam się. Nałamałam
już tyle zasad, że prawdopodobnie wylądowałabym przez to w
Księdze Guinnessa.
Wstałam z fotela i ominęłam Harrego. Mogłam się tylko domyślić
jaką miał minę.
-dystans... przede wszystkim -wymruczałam do siebie.
*Harry*
Obudziłem się z włosami na twarzy i w ustach. Oczywiście nic bym
sobie nie robił z tego, jakby nie fakt że owe włosy nie należały
do mnie. Zgarnąłem włosy z twarzy i spojrzałem na winowajczynię.
Sue spała sobie w najlepsze, nie przejmując się tym co działo się
w około. Wyglądała tak słodko kiedy spała... nigdy bym nie
powiedział, że jest ode mnie starsza. Wyglądała jak dziecko...
małe delikatne dziecko.
Zapragnąłem w tym momencie niemożliwego, czegoś co mi się nie
należy... chciałem ją, chciałem jej miłości, chciałem jej
duszy. Nigdy nie pragnąłem tak żadnej kobiety... i nie chodziło
tu o jej ciało a o całokształt.
Chciałem spędzać z nią leniwe popołudnia pod kocem, oglądając
filmy. Chciałem na nią patrzeć kiedy czyta książki, mogłem na
nią patrzeć tak godzinami. Jej śmieszne miny, zależnie od
sceny... była najcudowniejszą istotą na zmieni. Zamknąłem oczy,
a moją wyobraźnia zaczęła płatać mi figle. Wyobrażałem sobie
rzeczy, których nie powinienem. Widziałem ją w samej bieliźnie na
łóżku, ale zaraz wyobraźnia podsunęła mi bardziej cenzuralny
obrazek. Sue siedziała na fotelu z podwiniętymi pod siebie nogami,
trzymała w dłoniach kubek z parującym napojem i uśmiechała się
do mnie. Może to było dziwne, ale sam się uśmiechnąłem. To był
naprawdę cudowny widok. Oddałabym wszystko, aby być zawsze tak
witany w domu. Po tylu przejechanych kilometrach... byłoby cudownie
wejść do mieszkania i zobaczyć, że na mnie czeka. Po tylu
miesiącach poczuć jej przyjemny zapach.
Chciałem aby była moja... w każdym znaczeniu tego słowa. Nie
chciałem jej na krótką metę... chciałem ją na zawsze. Nie wiem
jak to przeżyję jak wrócę do domu. Budzić się sam w łóżku,
nawet mi już jej włosy nie przeszkadzały, choć wchodziły
dosłownie wszędzie.
Nie wiem jak będzie wyglądała nasza przyszłość, ale zapragnąłem
spróbować... wiedziałem, że będę musiał zaryzykować wszystko,
ale czy to nie będzie najlepsza decyzja. Lepiej wiedzieć, że
zrobiło się wszystko, niż później pluć sobie w brodę, bo nic
się nie zrobiło.
-co tak się uśmiechasz? -głos Sue rozbrzmiał mi w uszach, był
dla mnie jak lekarstwo.
Odwróciłem głowę w jej stronę.
-wesołych świąt, Sue -chciałem się do niej zbliżyć i pocałować
ją w czoło, ale zdążyła się odsunąć.
-poczekajmy do wieczora... na taki entuzjazm -wstała z łóżka, a
ja mogłem przy tym przyjrzeć się jej pięknemu ciału -chciałam
ci jeszcze coś powiedzieć -ech... zrobiło się już mało ciekawie
-prawdopodobnie Denis będzie na śniadaniu. Zrozumiem jeśli nie
będziesz chciał iść -taaaaaaaaaak. Dupek Denis miał się zjawić
na śniadanku...
-nie ma sprawy -odparłem, siląc się na najbardziej obojętny ton.
Tak naprawdę się gotowałem, ale już byłem na to przygotowany.
Rozmawiałem na ten temat z Le... wiedziałem już od dawna, że ten
palant prawdopodobnie przyjedzie z rodzicami. Le wspomniał, że
rodzice tego idioty żyją w dobrych stosunkach z ich rodzicami i ci
roku są na śniadaniu bożonarodzeniowym.
Miałem być spokojny i trzymać się planu... trzymać się wersji,
którą wymyślili.
-mam nałożyć coś odpowiedniego?
-garnitur -Sue spojrzała na mnie -odświętnie
-na którą jest to śniadanie?
-na jedenastą -spojrzałem na zegarek i jęknąłem. Dochodziła
ósma. Musiałem się zacząć ogarniać... z faktu, że nie posiadam
w swojej walizce garnituru, będę musiał pożyczyć coś od Le.
Wygramoliłem się z łóżka i po cichu skierowałem się w stronę
pokoju chłopaków. Delikatnie zapukałem.
-tak?
-mogę wejść, czy robicie coś czego bym nie chciał widzieć? -na
samą myśl się wzdrygnąłem. Nie oczywiście nic nie miałem do
gejów, ale wolałem tego nie oglądać.
-wchodź -drzwi się otworzyły i zobaczyłem Fabiana. Miał w dłoni
książkę, natomiast Le stał przy desce do prasowania. Z wielkim
skupieniem prasował koszule.
-co jest Harry? -zapytał odkładając żelazko. Podrapałem się po
szyi, byłem trochę skrępowany tym wszystkim.
-masz może pożyczyć jakieś spodnie od garnituru? -chłopak na
mnie spojrzał i dziwnie się uśmiechnął
-nie wejdziesz w spodnie Fabiana... ale zobaczymy czy wejdziesz w coś
mojego...
-ej, nie musisz mówić że jestem niski -chłopak stanął przy nas.
Naprawdę był niższy o głowę … nie dałbym rady zmieścić się
w jego spodnie.
-nie powiedziałem, ze jesteś niski -mruknął Le. -te będą chyba
pasować -podał mi ciemne spodnie w białe prążki.
-wyprasujesz? -może to była najdziwniejsza sytuacja na świecie,
ale... Boże, co z tobą , Harry?! Prosisz faceta, aby ci wyprasował
spodnie?
*Sue*
Byłam zdenerwowana. Nie wiedziałam jak w tym roku przebiegnie
śniadanie świąteczne. Nigdy przecież nie było na nim babci i
Harrego. Harrego się jakoś przełknie, ale babcie Klarę... będzie
trudno.
Z drącymi dłońmi złapałam za klamkę i wyszłam ze swojego
pokoju. W salonie obok kanapy stał Le i Harry. Oboje mieli na sobie
białe koszule i ciemne spodnie, nawet fryzury mieli podobne. Włosy
były zaczesane wysoko na czubku głowy. Jedno co ich różniło, to
to, że Le miał zawiązany krawat, a Harry swój miał rozwiązany i
wisiał mu po obu stronach ramion.
-mamy najprzystojniejszych facetów na świecie -ręka Fabiana objęło
mnie w tali.
-oczywiście -postanowiłam już nie wykręcać się z tego, że
Harry coś dla mnie znaczy.
Podeszłam do Harrego i zaczęłam zawiązywać mu krawat. Jego oczy
śledziły moje dłonie. To było naprawdę przyjemnie, czułam że
jednak nie jestem obojętna Harremu.
*
Kiedy tylko snęliśmy przed drzwiami domu rodziców, o mało nie
zemdlałam ze strachu. Klara stała za nami dumnie. Tak jak
myślałam... nic się w niej nie zmieniło... wyglądała jakby
chciała już wszystko skrytykować. Miała szczęście, że się
powstrzymała, bo bym jej od razu chciała wydrapać oczy.
Harry zadzwonił do drzwi. Tym razem otworzył nam tata. Biała
koszula idealnie współgrała z jego ciemnym odcieniem cery. Zawsze
uważałam go za najpiękniejszego faceta na ziemi. Kiedy byłam
mała, rozpierała mnie duma, że ktoś tak przystojny jest moim
tatą. Le odziedziczył po nim urodę, wiele dziewczyn za nim
szalało, ale cóż... każdy ma jakiś swój plan na życie.
-Sue, kochanie -tata przygarnął mnie do siebie. Ciepło bijące z
jego ciała, pozwoliło mi się odprężyć.
-ze mną tak się nie wita -prychnął obrażony Le. Tata z uśmiechem
przygarnął syna do siebie i ucałował w czoło. Chłopak z
udawanym obrzydzeniem odsunął się od niego.
-mój mały chłopczyk -Fabian skrzywił się, kiedy zauważył że
Jose mówi o nim. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie -Harry,
przyjacielu... jak twarz? -pytanie taty zbiło mnie w ogóle z tropu.
-nie widać nic po tobie.
-powiedzmy, że walił w mniej widoczne miejsca i oszczędził mi
twarz -Harry roześmiał się. Wpatrywałam się w nich zdziwiona.
-no mamy szczęście, że nie oklepał twarzyczki... wartej kilkaset
dolców -Le, klepnął Harrego po ramieniu.
-myślałem, że jeśli wpatrujesz się we mnie jak w obrazek, to
wycenisz moją twarz na trochę więcej -mężczyźni się
roześmieli. Byłam zdziwiona, z szoku otrząsnęła mnie babcia.
-może już wejdziemy? -chyba wolałam być w szoku, niż usłyszeć
słowa Klary.
-tak oczywiście, pani Klara... tak? -babcia skinęła głowa i
ominęła ojca wchodząc do środka. Harry zdążył złapać mnie za
ramię, za nim nie naskoczyłam na babcię i nie wyrwałam jej
włosów.
*
Tak jak się domyśliłam. Denis siedział obok swoich rodziców. Na
jego twarzy widniały jeszcze ślady po interwencji Harrego. Ja
miałam tyle szczęścia, że z mojej szyi siniaki zniknęły,
pozostawiając po sobie delikatny ciemniejszy ślad.
Mama traktowała Harrego jak króla. Podawała mu wszystko, głaskała
po głowie, przytulała... to była odmienna wersja jej niż ta przed
tygodnia. Musiałam wreszcie zapytać się co oni takiego wymyślili,
że mama się taka milutka zrobiła.
-Sue, będziemy mogli porozmawiać.... później? -wzdrygnęłam się
kiedy usłyszałam pytanie Denisa. Nie wiem o czym ten palant chciał
ze mną jeszcze rozmawiać... ale ja nie miałam najmniejszego
zamiaru z nim mieć jakiekolwiek bliższe stosunki.
Najbardziej jednak bałam się reakcji Harrego. Myślałam, że
wstanie i zacznie znowu go bić... ten jednak był nad wyraz
spokojny, choć jego dłoń którą klepał mnie po nodze...
zacisnęła się lekko na moim udzie. Mimo tego, że szeroko się
uśmiechał, widziałam na jego twarzy triki nerwowe.
Wtedy zobaczyłam, że ramię Le leży na oparciu siedzenia Harrego.
Wbijał Harremu palce w kark.
-śpieszymy się -Le wychylił się i uśmiechnął szeroko do
Denisa. Ten nagle zrobił się cały czerwony. Teraz już widziałam
jak mój bart działa na mojego byłego chłopaka. Kiedyś musiałam
być ślepa, że tego nie widziałam. Byłam głupia, bardzo głupia
i nie było co ukrywać. Nie wiem jak mogłam kochać taką osobę,
taką zapatrzoną w siebie.
Jak to można być z kimś, tylko po to aby tą osobę zranić?!
-jedz -gdzieś z zaświatów usłyszałam głos Harrego. Zwróciłam
głowę w jego kierunku i zobaczyłam jak przygląda mi się. Kręcił
głową -jedz, bo będę musiał cię nakarmić.
-oczywiście -nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale strzepałam rękę
Le z oparcia krzesła Harrego i położyłam swoją na jego ramieniu.
Byłam jednego pewna w tej całej sytuacji... Harry mnie zrani, bo
mimo moich wszystkich wątpliwości i zaprzeczeń... zakochiwałam
się w nim. Zakochałam się w tym młodym rozkapryszonym dzieciaku.
-Sue, proszę -oparł swoją głowę o moją rękę i uśmiechnął
się. Jego uśmiech powalał mnie na kolana, wywoływał w moim
żołądku wir... to nawet nie można było nazwać „motylami w
brzuchu”. To było jak tornado, które przeszło przez moje całe
ciało.
*Harry*
To było najprzyjemniejsze uczucie jakie od dłuższego czasu czułem.
Siedziałem w gronie rodziny Sue i przytulałem się do niej.
Właśnie Sue składała pocałunek na moim policzku, kiedy głowa
Poli wylądowała między nami. Ta ciemno włosa dziewczyna mnie
rozbrajała. Ciągle mnie obmacywała. W pewnym momencie usiadła mi
na kolana i pocałowała w usta.
-Pola -Le ściągnął z moich kolan piętnastolatkę -Harry jest już
zajęty, księżniczko.
Wszyscy się roześmieli. Sue siedziała cała czerwona, a ja miałem
ochotę schować się pod stół. Cała ta sytuacja trochę mnie
krępowała.
-słyszałem że ma chłopaka -słowa Denisa wywołały ogromną
ciszę. Wszyscy się we mnie wpatrywali. Gościu chciał mnie mocno
zdenerwować. Miałem ochotę mu znowu obić ryj, albo zabić. Mimo
wszystko roześmiałem się głośno i spojrzałem na tego padalca.
Nie dam się sprowokować dupku!
-tak, tak... -przybliżyłem twarz do Sue -prawda kochanie? -ona
tylko pokiwała głową. Najwidoczniej była zdezorientowana tą całą
sytuacją.
-może rozpakujemy prezenty? -nawet nie drgnąłem kiedy wszyscy
wstali od stołu. Ciągle wpatrywałem się w Sue. Wpatrywałem się
w najbardziej najpiękniejsze oczy jakie widziałem. Topiłem się w
nich jak w czekoladzie.
-Harry, chodź... -spojrzałem na jej usta. Prosiły, aby złożyć
na nich delikatny pocałunek. Miałem nadzieję, że jeśli to
zrobię, to nie dostanę po twarzy... jeśli tak, to trudno.
-za chwilę -dotknąłem delikatnie jej usta swoimi. Kiedy się nie
odsunęła, położyłem dłoń na jej policzku i delikatnie
dotknąłem językiem jej dolnej wargi. Roztworzyła delikatnie usta
i właśnie kiedy miałem pogłębić pocałunek, nagle pojawił się
Le.
-przepraszam gołąbeczki, ale mamusia kazała wam to przynieść
-położył obok nas dwa dokładnie zapakowane pudełka. -nie
przeszkadzajcie sobie
Sue zdążyła się ode mnie odsunąć. Wzięła pudełko z jej
imieniem i zaczęła rozpakowywać. Zajrzała do środka i
uśmiechnęła się, wyciągnęła drobią bransoletkę z
zawieszkami... które układały się w słowo „Harry”. Myślałem,
że się roześmieję, kiedy Sue zobaczy co ja jej kupiłem, sama
będzie się śmiała.
Otworzyłem swój prezent. Zajrzałem do środka i zobaczyłem biały
materiał. Wyciągnąłem go z środka i o mało się nie zadławiłem.
Biała bluza była ok, dopóki nie zobaczyłem napisu z przodu „I ♥
Louis”.
Sue zakryła twarz, aby nie było widać jej zażenowania. Mama Sue
zrobiła mi niezły żart.
-Harry, przepraszam... -wyszeptała
-daj spokój, kochanie -założyłem bluzę na koszulę i przytuliłem
do siebie Sue. -to jest miłe...
-musimy się powoli zbierać -odsunęła się ode mnie -musimy
jeszcze zdążyć na kolacje z Rose, a trzeba się przebrać.
***********
Jeju! To chyba najkochańszy rozdział ever! Kocham go, kocham, kocham, kocham!
OdpowiedzUsuńDziękujemy:D
Usuń