wtorek, 22 grudnia 2015

Chapter Twenty-One [edycja świąteczna cz.7]



*Sue*
Wigilijny wieczór spędziliśmy dość leniwie. Ja siedziałam na kanapie czytając książkę, babcia robiła kolację, a chłopcy grali w karty. Co chwilę było słychać jęki Le, któremu dziś nie dopisywało szczęście i ani razu nie wygrał. Harry i Fabian naśmiewali się z biedaka. Zachowywali się jak małe dzieci.
-wygrałem... -Harry wstał i rozłożył ramiona -jestem mistrzem!
Pokręciłam głową. Zakryłam twarz książką, aby nie było widać mojego uśmiechu.
Mój telefon zawibrował. Dostałam wiadomość od Rose.
„U mnie. Luke. Święta”
Schowałam telefon z powrotem pod tyłek i wtedy dopiero zauważyłam, że ktoś przede mną stoi. Harry świetnie się prezentował w ciemnej obcisłej koszulce, ale on się we wszystkim dobrze prezentował.
-chodź na kolację -wystawił w moją stronę dłoń. Może to dla Harrego to dziwnie wyglądało, ale zamiast położyć swoją dłoń na jego, a siedziałam i wpatrywałam się w nią. Ostatnie dni bardzo wpłynęły na nasze relacje... z jednej strony traktowaliśmy się jak najlepsi przyjaciele, ale z drugiej jednak było czuć dystansem. Właśnie w takim momencie jak ten, dystans i przyjaźń przestawały istnieć. Każdy dotyk przedzierał się przez barierę dystansu... każde spojrzenie przeczyło teorii przyjaźni. W takich momentach nie wiedziałam kim dla siebie jesteśmy. Kiedy patrzał na mnie tak jak teraz i za wszelką cenę chciał mnie dotknąć dawało mi dużo do myślenia. Oczywiście, nie ukrywałam tego, że sama patrzałam na niego maślanymi oczami i przy każdej okazji go dotykałam, ale byliśmy zawieszeni pomiędzy współpracownikami a przyjaźnią. Był moim podopiecznym i przy każdej „zbliżającej” sytuacji czułam się jakbym ja była nauczycielką, a Harry uczniem... to co się działo było nie odpowiednie, zabronione.
Na własne życzenie wprowadziłam niezły bałagan do swojego życia.
-Sue... -pomachał mi dłonią przed oczami -Sue... hallo, tu ziemia -uśmiechnęłam się. Nałamałam już tyle zasad, że prawdopodobnie wylądowałabym przez to w Księdze Guinnessa.
Wstałam z fotela i ominęłam Harrego. Mogłam się tylko domyślić jaką miał minę.
-dystans... przede wszystkim -wymruczałam do siebie.

*Harry*
Obudziłem się z włosami na twarzy i w ustach. Oczywiście nic bym sobie nie robił z tego, jakby nie fakt że owe włosy nie należały do mnie. Zgarnąłem włosy z twarzy i spojrzałem na winowajczynię. Sue spała sobie w najlepsze, nie przejmując się tym co działo się w około. Wyglądała tak słodko kiedy spała... nigdy bym nie powiedział, że jest ode mnie starsza. Wyglądała jak dziecko... małe delikatne dziecko.
Zapragnąłem w tym momencie niemożliwego, czegoś co mi się nie należy... chciałem ją, chciałem jej miłości, chciałem jej duszy. Nigdy nie pragnąłem tak żadnej kobiety... i nie chodziło tu o jej ciało a o całokształt.
Chciałem spędzać z nią leniwe popołudnia pod kocem, oglądając filmy. Chciałem na nią patrzeć kiedy czyta książki, mogłem na nią patrzeć tak godzinami. Jej śmieszne miny, zależnie od sceny... była najcudowniejszą istotą na zmieni. Zamknąłem oczy, a moją wyobraźnia zaczęła płatać mi figle. Wyobrażałem sobie rzeczy, których nie powinienem. Widziałem ją w samej bieliźnie na łóżku, ale zaraz wyobraźnia podsunęła mi bardziej cenzuralny obrazek. Sue siedziała na fotelu z podwiniętymi pod siebie nogami, trzymała w dłoniach kubek z parującym napojem i uśmiechała się do mnie. Może to było dziwne, ale sam się uśmiechnąłem. To był naprawdę cudowny widok. Oddałabym wszystko, aby być zawsze tak witany w domu. Po tylu przejechanych kilometrach... byłoby cudownie wejść do mieszkania i zobaczyć, że na mnie czeka. Po tylu miesiącach poczuć jej przyjemny zapach.
Chciałem aby była moja... w każdym znaczeniu tego słowa. Nie chciałem jej na krótką metę... chciałem ją na zawsze. Nie wiem jak to przeżyję jak wrócę do domu. Budzić się sam w łóżku, nawet mi już jej włosy nie przeszkadzały, choć wchodziły dosłownie wszędzie.
Nie wiem jak będzie wyglądała nasza przyszłość, ale zapragnąłem spróbować... wiedziałem, że będę musiał zaryzykować wszystko, ale czy to nie będzie najlepsza decyzja. Lepiej wiedzieć, że zrobiło się wszystko, niż później pluć sobie w brodę, bo nic się nie zrobiło.
-co tak się uśmiechasz? -głos Sue rozbrzmiał mi w uszach, był dla mnie jak lekarstwo.
Odwróciłem głowę w jej stronę.
-wesołych świąt, Sue -chciałem się do niej zbliżyć i pocałować ją w czoło, ale zdążyła się odsunąć.
-poczekajmy do wieczora... na taki entuzjazm -wstała z łóżka, a ja mogłem przy tym przyjrzeć się jej pięknemu ciału -chciałam ci jeszcze coś powiedzieć -ech... zrobiło się już mało ciekawie -prawdopodobnie Denis będzie na śniadaniu. Zrozumiem jeśli nie będziesz chciał iść -taaaaaaaaaak. Dupek Denis miał się zjawić na śniadanku...
-nie ma sprawy -odparłem, siląc się na najbardziej obojętny ton. Tak naprawdę się gotowałem, ale już byłem na to przygotowany. Rozmawiałem na ten temat z Le... wiedziałem już od dawna, że ten palant prawdopodobnie przyjedzie z rodzicami. Le wspomniał, że rodzice tego idioty żyją w dobrych stosunkach z ich rodzicami i ci roku są na śniadaniu bożonarodzeniowym.
Miałem być spokojny i trzymać się planu... trzymać się wersji, którą wymyślili.
-mam nałożyć coś odpowiedniego?
-garnitur -Sue spojrzała na mnie -odświętnie
-na którą jest to śniadanie?
-na jedenastą -spojrzałem na zegarek i jęknąłem. Dochodziła ósma. Musiałem się zacząć ogarniać... z faktu, że nie posiadam w swojej walizce garnituru, będę musiał pożyczyć coś od Le.
Wygramoliłem się z łóżka i po cichu skierowałem się w stronę pokoju chłopaków. Delikatnie zapukałem.
-tak?
-mogę wejść, czy robicie coś czego bym nie chciał widzieć? -na samą myśl się wzdrygnąłem. Nie oczywiście nic nie miałem do gejów, ale wolałem tego nie oglądać.
-wchodź -drzwi się otworzyły i zobaczyłem Fabiana. Miał w dłoni książkę, natomiast Le stał przy desce do prasowania. Z wielkim skupieniem prasował koszule.
-co jest Harry? -zapytał odkładając żelazko. Podrapałem się po szyi, byłem trochę skrępowany tym wszystkim.
-masz może pożyczyć jakieś spodnie od garnituru? -chłopak na mnie spojrzał i dziwnie się uśmiechnął
-nie wejdziesz w spodnie Fabiana... ale zobaczymy czy wejdziesz w coś mojego...
-ej, nie musisz mówić że jestem niski -chłopak stanął przy nas. Naprawdę był niższy o głowę … nie dałbym rady zmieścić się w jego spodnie.
-nie powiedziałem, ze jesteś niski -mruknął Le. -te będą chyba pasować -podał mi ciemne spodnie w białe prążki.
-wyprasujesz? -może to była najdziwniejsza sytuacja na świecie, ale... Boże, co z tobą , Harry?! Prosisz faceta, aby ci wyprasował spodnie?

*Sue*
Byłam zdenerwowana. Nie wiedziałam jak w tym roku przebiegnie śniadanie świąteczne. Nigdy przecież nie było na nim babci i Harrego. Harrego się jakoś przełknie, ale babcie Klarę... będzie trudno.
Z drącymi dłońmi złapałam za klamkę i wyszłam ze swojego pokoju. W salonie obok kanapy stał Le i Harry. Oboje mieli na sobie białe koszule i ciemne spodnie, nawet fryzury mieli podobne. Włosy były zaczesane wysoko na czubku głowy. Jedno co ich różniło, to to, że Le miał zawiązany krawat, a Harry swój miał rozwiązany i wisiał mu po obu stronach ramion.
-mamy najprzystojniejszych facetów na świecie -ręka Fabiana objęło mnie w tali.
-oczywiście -postanowiłam już nie wykręcać się z tego, że Harry coś dla mnie znaczy.
Podeszłam do Harrego i zaczęłam zawiązywać mu krawat. Jego oczy śledziły moje dłonie. To było naprawdę przyjemnie, czułam że jednak nie jestem obojętna Harremu.
*
Kiedy tylko snęliśmy przed drzwiami domu rodziców, o mało nie zemdlałam ze strachu. Klara stała za nami dumnie. Tak jak myślałam... nic się w niej nie zmieniło... wyglądała jakby chciała już wszystko skrytykować. Miała szczęście, że się powstrzymała, bo bym jej od razu chciała wydrapać oczy.
Harry zadzwonił do drzwi. Tym razem otworzył nam tata. Biała koszula idealnie współgrała z jego ciemnym odcieniem cery. Zawsze uważałam go za najpiękniejszego faceta na ziemi. Kiedy byłam mała, rozpierała mnie duma, że ktoś tak przystojny jest moim tatą. Le odziedziczył po nim urodę, wiele dziewczyn za nim szalało, ale cóż... każdy ma jakiś swój plan na życie.
-Sue, kochanie -tata przygarnął mnie do siebie. Ciepło bijące z jego ciała, pozwoliło mi się odprężyć.
-ze mną tak się nie wita -prychnął obrażony Le. Tata z uśmiechem przygarnął syna do siebie i ucałował w czoło. Chłopak z udawanym obrzydzeniem odsunął się od niego.
-mój mały chłopczyk -Fabian skrzywił się, kiedy zauważył że Jose mówi o nim. Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie -Harry, przyjacielu... jak twarz? -pytanie taty zbiło mnie w ogóle z tropu. -nie widać nic po tobie.
-powiedzmy, że walił w mniej widoczne miejsca i oszczędził mi twarz -Harry roześmiał się. Wpatrywałam się w nich zdziwiona.
-no mamy szczęście, że nie oklepał twarzyczki... wartej kilkaset dolców -Le, klepnął Harrego po ramieniu.
-myślałem, że jeśli wpatrujesz się we mnie jak w obrazek, to wycenisz moją twarz na trochę więcej -mężczyźni się roześmieli. Byłam zdziwiona, z szoku otrząsnęła mnie babcia.
-może już wejdziemy? -chyba wolałam być w szoku, niż usłyszeć słowa Klary.
-tak oczywiście, pani Klara... tak? -babcia skinęła głowa i ominęła ojca wchodząc do środka. Harry zdążył złapać mnie za ramię, za nim nie naskoczyłam na babcię i nie wyrwałam jej włosów.
*
Tak jak się domyśliłam. Denis siedział obok swoich rodziców. Na jego twarzy widniały jeszcze ślady po interwencji Harrego. Ja miałam tyle szczęścia, że z mojej szyi siniaki zniknęły, pozostawiając po sobie delikatny ciemniejszy ślad.
Mama traktowała Harrego jak króla. Podawała mu wszystko, głaskała po głowie, przytulała... to była odmienna wersja jej niż ta przed tygodnia. Musiałam wreszcie zapytać się co oni takiego wymyślili, że mama się taka milutka zrobiła.
-Sue, będziemy mogli porozmawiać.... później? -wzdrygnęłam się kiedy usłyszałam pytanie Denisa. Nie wiem o czym ten palant chciał ze mną jeszcze rozmawiać... ale ja nie miałam najmniejszego zamiaru z nim mieć jakiekolwiek bliższe stosunki.
Najbardziej jednak bałam się reakcji Harrego. Myślałam, że wstanie i zacznie znowu go bić... ten jednak był nad wyraz spokojny, choć jego dłoń którą klepał mnie po nodze... zacisnęła się lekko na moim udzie. Mimo tego, że szeroko się uśmiechał, widziałam na jego twarzy triki nerwowe.
Wtedy zobaczyłam, że ramię Le leży na oparciu siedzenia Harrego. Wbijał Harremu palce w kark.
-śpieszymy się -Le wychylił się i uśmiechnął szeroko do Denisa. Ten nagle zrobił się cały czerwony. Teraz już widziałam jak mój bart działa na mojego byłego chłopaka. Kiedyś musiałam być ślepa, że tego nie widziałam. Byłam głupia, bardzo głupia i nie było co ukrywać. Nie wiem jak mogłam kochać taką osobę, taką zapatrzoną w siebie.
Jak to można być z kimś, tylko po to aby tą osobę zranić?!
-jedz -gdzieś z zaświatów usłyszałam głos Harrego. Zwróciłam głowę w jego kierunku i zobaczyłam jak przygląda mi się. Kręcił głową -jedz, bo będę musiał cię nakarmić.
-oczywiście -nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale strzepałam rękę Le z oparcia krzesła Harrego i położyłam swoją na jego ramieniu.
Byłam jednego pewna w tej całej sytuacji... Harry mnie zrani, bo mimo moich wszystkich wątpliwości i zaprzeczeń... zakochiwałam się w nim. Zakochałam się w tym młodym rozkapryszonym dzieciaku.
-Sue, proszę -oparł swoją głowę o moją rękę i uśmiechnął się. Jego uśmiech powalał mnie na kolana, wywoływał w moim żołądku wir... to nawet nie można było nazwać „motylami w brzuchu”. To było jak tornado, które przeszło przez moje całe ciało.

*Harry*
To było najprzyjemniejsze uczucie jakie od dłuższego czasu czułem. Siedziałem w gronie rodziny Sue i przytulałem się do niej.
Właśnie Sue składała pocałunek na moim policzku, kiedy głowa Poli wylądowała między nami. Ta ciemno włosa dziewczyna mnie rozbrajała. Ciągle mnie obmacywała. W pewnym momencie usiadła mi na kolana i pocałowała w usta.
-Pola -Le ściągnął z moich kolan piętnastolatkę -Harry jest już zajęty, księżniczko.
Wszyscy się roześmieli. Sue siedziała cała czerwona, a ja miałem ochotę schować się pod stół. Cała ta sytuacja trochę mnie krępowała.
-słyszałem że ma chłopaka -słowa Denisa wywołały ogromną ciszę. Wszyscy się we mnie wpatrywali. Gościu chciał mnie mocno zdenerwować. Miałem ochotę mu znowu obić ryj, albo zabić. Mimo wszystko roześmiałem się głośno i spojrzałem na tego padalca. Nie dam się sprowokować dupku!
-tak, tak... -przybliżyłem twarz do Sue -prawda kochanie? -ona tylko pokiwała głową. Najwidoczniej była zdezorientowana tą całą sytuacją.
-może rozpakujemy prezenty? -nawet nie drgnąłem kiedy wszyscy wstali od stołu. Ciągle wpatrywałem się w Sue. Wpatrywałem się w najbardziej najpiękniejsze oczy jakie widziałem. Topiłem się w nich jak w czekoladzie.
-Harry, chodź... -spojrzałem na jej usta. Prosiły, aby złożyć na nich delikatny pocałunek. Miałem nadzieję, że jeśli to zrobię, to nie dostanę po twarzy... jeśli tak, to trudno.
-za chwilę -dotknąłem delikatnie jej usta swoimi. Kiedy się nie odsunęła, położyłem dłoń na jej policzku i delikatnie dotknąłem językiem jej dolnej wargi. Roztworzyła delikatnie usta i właśnie kiedy miałem pogłębić pocałunek, nagle pojawił się Le.
-przepraszam gołąbeczki, ale mamusia kazała wam to przynieść -położył obok nas dwa dokładnie zapakowane pudełka. -nie przeszkadzajcie sobie
Sue zdążyła się ode mnie odsunąć. Wzięła pudełko z jej imieniem i zaczęła rozpakowywać. Zajrzała do środka i uśmiechnęła się, wyciągnęła drobią bransoletkę z zawieszkami... które układały się w słowo „Harry”. Myślałem, że się roześmieję, kiedy Sue zobaczy co ja jej kupiłem, sama będzie się śmiała.
Otworzyłem swój prezent. Zajrzałem do środka i zobaczyłem biały materiał. Wyciągnąłem go z środka i o mało się nie zadławiłem. Biała bluza była ok, dopóki nie zobaczyłem napisu z przodu „I ♥ Louis”.
Sue zakryła twarz, aby nie było widać jej zażenowania. Mama Sue zrobiła mi niezły żart.
-Harry, przepraszam... -wyszeptała
-daj spokój, kochanie -założyłem bluzę na koszulę i przytuliłem do siebie Sue. -to jest miłe...

-musimy się powoli zbierać -odsunęła się ode mnie -musimy jeszcze zdążyć na kolacje z Rose, a trzeba się przebrać.

***********

2 komentarze: