poniedziałek, 14 grudnia 2015

Chapter Thirteen




*Sue*
I to uczucie kiedy coś rozpoławia Cię na pół. Z jednej strony nie chcesz czegoś robią, ale z drugiej -myślisz, że to dobry pomysł.
Właśnie tak się czułam. Z jednej strony chciałam trzymać Harrego z dala od mojej rodziny, ale z drugiej strony... mogłam go, przecież użyć jako żywej tarczy. Mama przynajmniej przestałaby wałkować temat Denisa. Nie wyrzucałaby mi tego, że jestem głupia, bo go zostawiłam.
Może nie powinnam w ogóle iść?! To był dobry pomysł... „owca cała i wilk syty”. Podjęłam już decyzję. Nigdzie nie idę... wytłumaczę się tym, że miałam już umówione spotkanie.
-ty jeszcze nie ubrana? -Le wszedł do salonu i zlustrował mnie wzrokiem. Pokręcił głową z kwaśną miną.
-nie idę -rozsiadłam się na kanapie i włączyłam telewizor, który chyba stał tu już wieki, a tylko Le go używał.
Braciszek podszedł do sprzętu i odłączył go od prądu. Jakby nie fakt, że przeklną przy tym to nawet bym tego nie zauważyła. Tak naprawdę wszystkie moje myśli były skierowane w stronę Harrego.
-chyba sobie żartujesz! -podskoczyłam kiedy krzyknął. Nigdy nie słyszałam, aby krzyczał... myślałam, że jest na tyle opanowanym człowiekiem.... -chcesz mnie zostawić na pożarcie Rene? Co ja jej powiem? -zaczesał dłonią włosy do tyłu. Ten gest przypomniał mi Harrego. -nie rób mi tego!
-mam dziś pracę -jęczę i kładę się na kanapie.
-chodzi ci o Harrego? -podchodzi do mnie i teraz widzę jego twarz nad swoją. Jego wyraz twarzy mówi mi, że ma mnie ochotę zabić. -przecież on zgodzi się z tobą iść, dziewczyno...
-skąd to niby wiesz?! -wstałam gwałtownie, przez co zderzyliśmy się czołami. Upadłam z jękiem z powrotem na kanapę. Jeszcze mi teraz brakowało, abym miała siniaka na pół twarzy jak Lukey.
Spojrzałam jednak na mojego brata ze zdziwieniem. Niby skąd on ma taką pewność, że Harry ze mną chętnie pójdzie. No niby wczoraj się pożegnał i zaznaczył „do obiadu”, ale ostatnie dni pokazały mi, że Harry lubi mnie denerwować i stresować. A poza tym... niby dlaczego miałby znaleźć czas na rodzinne obiadki z moją rodziną. Nie byliśmy nawet przyjaciółmi!
Le uśmiechnął się szeroko, spojrzał na zegarek i wyszeptał.
-stąd... -jak na zawołanie usłyszałam dzwonek u drzwi. Mój kochany braciszek wstał i poszedł otworzyć drzwi. Po minucie usłyszałam bardzo znajomy mi głos. Wyjrzałam powoli za oparcia kanapy i zobaczyłam Harrego. Stał obok Le i rozmawiał z nim. Nie zauważył mnie, więc mogłam w ten sposób go poobserwować. Włosy miał znowu zaczesane wysoko na czubku głowy. Spod kurtki wystawała zwykła szara koszulka. Wszystko dopełniały ciemne spodnie i buty... Wyglądał tak perfekcyjnie, mimo tak zwykłego ubioru. Jednak jak chciał iść z nami na obiad, ubrał się zbyt luźno. Teraz przydałaby mu się koszula! Moja mama może nie przełknąć tak słabo odświętnego ubioru.
Zaraz, zaraz... przecież Harry... no chyba nie przyszedł tu po to, aby iść z nami na ten przeklęty obiad! Ale jednak przyszedł tu, a nie do biura, gdzie byliśmy umówieni na czwartą.
Nagle spojrzał na mnie, a ja lekko opuściłam głowę, aby schować się za oparciem kanapy. Nie chciałam aby mnie przyłapał na przyglądaniu się mu. Prawda była taka, ze nie mogłam się powstrzymać, aby mu się nie przyglądać. Widziałam go bez koszuli, w koszuli, w zwykłej koszulce... pewnie jakby miał na sobie worek po ziemniakach, efekt by był taki sam... WOW. Jego ciało było takie idealne mimo tych tatuaży.
Miałam twarz schowaną w kanapę, więc nie zauważyłam kiedy ktoś do mnie podszedł.
-przeszkadzam ci? -zapytał mnie głos z lekką chrypką. Odwróciłam głowę od oparcia kanapy i zobaczyłam obok siebie Harrego. Pokręciłam przecząco głową. Zesunęłam nogi z kanapy, robiąc tym samym miejsce dla chłopaka. Trochę się krępowałam, bo miałam na sobie piżamę, która składała się z krótkich spodenek i koszulki na cieniutkich ramiączkach! Nigdy nie prezentowałam się tak przed facetem, no oprócz Denisa, ale to już inna historia.
Chłopak jednak zamiast usiąść obok mnie, usiadł na stoliku naprzeciwko mnie. Unieruchomił moje nogi między swoimi. Pochylił się i oparł się łokciami o swoje uda, a jego dłonie wylądowały na moich nogach. To było naprawdę miłe uczucie, poczuć jego ciepłe dłonie bezpośrednio na swoim ciele. Małe impulsy prądu uderzały od jego rąk w moje ciało. Krew zaczęła rozprowadzać po moim okropny ogień. To było takie uczucie, jakie opisują autorzy romansów. Nigdy nie myślałam, że coś takiego istnieje.
-co tu robisz? -mój głos nie można było nawet zaliczyć do szeptu. Praktycznie sama go nie słyszałam. Co się ze mną dzieje! Sue, ogarnij się... uwolnij się z tej pokręconej sytuacji... spojrzałam w jego oczy i wtedy usłyszałam swój wewnętrzny głos, który zapytał mnie: czy ja tego właśnie chcę? Czy ja na pewno chcę uwolnić się od Harrego?
-ponoć idziemy dobrze zjeść -odpowiedział z uśmiechem na moje pytanie, a ja o mało nie roztopiłam się. On naprawdę chciał iść ze mną na ten obiad.
-Harry... -zaczęłam, ale nie było mi dane skończyć. Obok nas pojawił się Le, usiadł na naszych złączonych kolanach, założył ramiona za nasze ramiona i przygarnął do siebie. Moje czoło stykało się teraz z czołem Harrego. Harry nawet nie drgnął, nic nie powiedział. Byłam zdziwiona, spodziewałam się jakiejś reakcji, krzyków, wyzwisk... ale tu nic...
Otworzyłam oczy i spojrzałam lekko w górę. Napotkałam wzrok Harrego, przyglądał mi się z uśmiechem. Poczułam jak lekko potarł swoim nosem o mój. Rozłożył swoją dłoń na moim udzie.
-zabawne -wyszeptał tuż przy moich ustach. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
-co tak szepczecie, gołąbeczki/ -poczułam na włosach oddech Le. -dobra moje dzieci -nagle rozłączył nasze czoła i wstał. Chciałam jęknąć, ale się powstrzymałam. Chciałam jeszcze tkwić w takiej pozie, chciałam czuć przy sobie Harrego. -pozwól, że zabiorę ze sobą NASZĄ księżniczkę -spojrzałam z przerażeniem jak Le wyrywa mnie Harremu. Kiedy ciągnął mnie w stronę mojego pokoju, rzucałam w niego wyzwiskami, no co on odpowiadał śmiechem.
Nie było co ukrywać, leciałam na Harrego.
*
Uszykowanie siebie zajęło mi pół godziny. Prawdopodobnie siedziałabym dłużej, ale sama myśl że tuż za drzwiami czeka na mnie Harry, kazała mi się śpieszyć.
Kiedy weszłam ponownie do salonu. Harry stał przy oknie i wyglądał przez nie. Co najdziwniejsze miał na sobie białą koszulę, a jego włosy znowu gładko opadały mu na ramiona.
Odchrząknęłam, aby zwrócić na siebie jego uwagę. Odwrócił się do mnie i lekko uchylił usta, jakby chciał coś powiedzieć. Wyglądał jakby był w szoku. Po chwili jednak się opanował i zaszczycił mnie swoim uśmiechem.
Jego koszula standardowo była rozpięta, ukazując jego nagą pierś i tatuaże. Mojej matce takie coś mogłoby się nie spodobać. Pamiętam jak Le zrobił sobie tatuaż na piersi, o mało nie dostała zawału serca. To było dziwne, bo tak naprawdę Le nie był jej synem, ale zawsze traktowała go jak swojego. Zawsze powtarzała, że Le jest jej i koniec.
Chyba tak naprawdę nie myślałam co robię, podeszłam do Harrego i zaczęłam zapinać jego koszulę. Uważałam przy tym, aby nie dotknąć jego ciała.
-mojej matce może to się nie spodobać -tłumaczyłam się z tego co robiłam. Nie chciałam, aby źle zrozumiał to co robię. Nagle Harry złapał moje nadgarstki.
-zostaw mi trochę luzu na oddech -roześmiał się odciągając moje dłonie od ostatniego guzika jego koszuli.
-mam nadzieję, ze nie przeszkadzam -odwróciłam się w stronę Le, który chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Nałożył spodnie od garnituru, białą koszulę i krawat. Pod koszulą miał biały podkoszulek, który zapewne miał ukryć tatuaż.

*Harry*
Jeśli coś miałoby mnie jeszcze zaskoczyć, to brat Sue w garniaku. Wyglądał jakby szedł na jakąś kolację służbową. W ogóle nie przypominał chłopaka, którego widziałem chwilę prędzej. Poczułem się przy nim dziwnie. Może też powinienem też ubrać garnitur? Ale to miało być tylko spotkanie z rodzicami Sue.
-przesadziłem? -zapytał patrząc na Sue. Ona pokiwała głową -to bardzo dobrze -uśmiechnął się -Rene będzie w wniebowzięta, poczekam na was na dole -odprowadziłem go wzrokiem do drzwi. Wtedy doszło do mnie to, że trzymam dalej ręce Sue.
-pięknie wyglądasz -wymruczałem przyciągając ją bliżej do siebie.
To była prawda. Wyglądała gorąco w tej czarnej sukience, choć na moje oko była trochę za długa.
-dziękuję, wychodzimy -odsunęła się ode mnie i ruszyła w ślad za bratem. Podobało mi się to, bo mogłem zobaczyć jej tyłek.
Nie było co zaprzeczać, było coś między nami. I to bardzo mi się to podobało. Nie mogłem potraktować Sue jak zabawkę, więc musiałem się postarać. Postarać się o to, aby ją zdobyć i traktować jak księżniczkę tak długo jak mi pozwoli.
Ruszyłem za Sue dopiero gdy stanęła w drzwiach wyjściowych. Patrzała na mnie z zmarszczonym czołem. Pewnie już irytowało ją to, że zamiast iść za nią, to stoję.
-patrzałeś na mój tyłek -kiedy koło niej przechodzą, rzuca z wyrzutem. Chce mi się śmiać.
-nie -nachylam się i szepczę do jej ucha. Nagle łapie mnie za włosy i przyciąga do swojej twarzy. Zacisnąłem usta, aby nie usłyszała mojego jęku.
-nie patrz więcej na mój tyłek -syczy przy moim pliczku. To było naprawdę przyjemne -następnym razem wydrapię ci oczy -puszcza moje włosy, a ja nie mam ochoty się od niej odsunąć.
Nagle jakaś dłoń odsuwa mnie od niej. Oglądam się do tyłu i widzę Le.
-nie czas na amorki, kochani -ten człowiek jest tak irytujący, ale dało się go lubić.

*Sue*
Podróż do mojego domu rodzinnego trwała zbyt długo. Siedziałam z przodu na miejscu pasażera, obok Harrego. Le siedział z tyłu z głową między naszymi siedzeniami. Dyskutował zawzięcie z Harrym, na temat muzyki. Ja wolałam się nie wtrącać. Czułam się trochę dziwnie, znałam Harrego zaledwie od paru tygodni, a targam go na obiad do mojej rodziny! Mam dziwne przeczucie, że moja matka go zje żywcem. Nie, nie, nie... najpierw zje mnie, a później jego. Piękna śmierć.
Kiedy Harry zatrzymał się pod domem moich rodziców, lekko się wzdrygnęłam. Ostatnio byłam tu miesiąc temu i nie skończyło się to dobrze. Pierwszy raz od wielu lat, pokłóciłam się z mamą, a o co? Denis...
Byłam tak zagłębiona w swoich myślach, że nie zauważyłam jak wszyscy oprócz mnie wysiedli z auta. Harry otworzył drzwi i wystawił dłoń w moim kierunku. Tak naprawdę to chciałam błagać o to, aby mnie zawiózł z powrotem do domu.
-Kicia... -Le wepchał między nas głowę -jestem już głodny -praktycznie wytargał mnie z auta -o kutwa... -na początku nie wiedziałam o co chodzi. Rozejrzałam się, aby zobaczyć co go tak „przeraziło”. Kiedy mój wzrok spoczął na niebieskim Porsche, złapałam za dłoń Harrego. Byłam przerażona, nie byłam jeszcze gotowa na takie spotkanie.
-wracamy -wyszeptałam, na co Le złapała mnie za wolną dłoń i pociągnął w stronę drzwi -Le, ja nie chcę tam wchodzić.
-olej sprawę, wchodzimy -puścił moją dłoń i powoli szedł chodnikiem w stronę wejścia, a my za nim. Jakby nie Harry, to pewnie moje nogi nie oderwałyby się od podłoża -pukamy czy wchodzimy? -zapytał Le. Ja też nie wiedziałam co mamy zrobić. Zazwyczaj wchodziliśmy bez uprzedzenia, ale oboje dawno tu nie byliśmy. Trochę się krępowałam. Poczułam, że Harry mocniej ściska moją dłoń. Byłam mu wdzięczna, że jest przy mnie choć nie rozumie tej całej sytuacji. Odwzajemniłam jego uścisk i lekko się uśmiechnęłam.
Nim doszliśmy do drzwi, one się same otworzyły. Moja matka jak zawsze świetnie wyglądała. Dobrze dopasowana czerwona sukienka za kolana, czerwone szpilki, perfekcyjnie ułożona fryzura i mocno odznaczająca się czerwona szminka. Całość jednak zakłócał fartuszek, tak! To właśnie była moja matka.
Kiedy podeszliśmy do niej, pochwyciła Le i przytuliła go mocno do siebie. Po jego jęku można było wywnioskować, że moja matka przesadziła z czułościami.
-Lue, synku -chciało mi się śmiać, kiedy mój braciszek wyszeptał coś na wzór: Le...
Kiedy już moja matka oderwała się od Le, spojrzała na mnie i Harrego. Przez sekundę mogłam zobaczyć na jej twarzy zdziwienie.
-jesteś sam? -spojrzała ponownie na Le.
-dojedzie -rzucił. Ominął ją i wszedł do środka. Zostawił nas na pożarcie mojej matce. Może to dziwne, ale skamieniałam. Nie wiedziałam co mam zrobić, jak się zachować. Trzymaliśmy się za ręce... jak ja miałam jej to wytłumaczyć.
-mamo -zaczęłam niepewnie, mama podeszła do mnie i przytuliła do siebie. Musiałam przy tym puścić dłoń Harrego. Przez to poczułam się jeszcze bardziej niepewnie. Kiedy już moja rodzicielka mnie puściła przyszła pora na przedstawienie Harrego -mamo to jest Harry.
-Haroldzie -mama rzuciła bombą i przytuliła Harrego do siebie. Zobaczyłam przerażenie na jego twarzy. Teraz już się rozluźniłam i miałam ochotę zacząć się śmiać. Wiedziałam jak bardzo Harry nie lubi jak się do niego zwraca pełnym imieniem.
-mnie panią też miło poznać -uśmiechnął się szeroko. Na szczęście to nie był wymuszony uśmieszek.
-jaka pani, mów mi Rene -wciągnęła nas do środka i praktycznie zerwała z nas płaszcze.
Niepewnie weszłam do jadalni, ciągnąc za sobą Harrego. Wiedziałam, że czeka mnie jeszcze jedna batalia.
Kiedy stanęliśmy w drzwiach, zobaczyłam go. Siedział przy swoich rodzicach. Jak zawsze wyprostowany, tak jakby połknął kij. Miał na sobie niebieską koszulę, zapiętą pod samą szyję. Krawat mocno zaciśnięty. Wyglądał idealnie, jak zawsze. Spojrzałam na Harrego. Między nimi była wielka wyrwa. Chciałam walić głową o ścianę, nie wiem jakim cudem myślałam, że ubiór Denisa jest „odpowiednio” dobry.
-kochanie -spojrzałam na ojca, który do nas podszedł. Mimo, że nie był moim prawdziwym ojcem, zawsze go tak traktowałam. To on mnie wychowywał.
-papcio -odsunęłam się od Harrego i wpadłam w ramiona ojca. I dopiero wtedy poczułam się jak w domu. Pachniał jak zawsze miętą, a jego uścisk jak zawsze był ciepły, pełen miłości. Nie zamieniłabym go na nikogo innego. Był moją ostoją w tym zimnym domu.
-ty jesteś pewnie Harry -nie wypuszczając mnie z objęć, zwrócił się do Harrego
-witam pana -Harry wystawił dłoń. Jose spojrzał na nią, a później się roześmiał. Zwrócił w ten sposób na nas uwagę innych. Przez ułamek sekundy zobaczyłam za nim ramie ojca przygarnęło Harrego do siebie, zobaczyłam na sobie wzrok Denisa. Nie wiem czemu, ale miałam ochotę wystawić mu środkowego palca. Przy Harry czułam się silniejsza.
I tak drugi raz tego dnia znaleźliśmy się oboje w ramionach Jahsonów, stykając się czołami. Harry był trochę zdziwiony tym co zrobił ojciec i prze minutę nie wiedział co ma zrobić, ale po chwili poczułam na plecach jego ramię. To było przyjemne.
-rodzinne, tulenie? -usłyszałam za sobą głos Petera, a później poczułam na plecach jego ciało i z uśmiechem na twarzy zobaczyłam jak jednym ramieniem obejmuje Harrego.
-a ja? -Le praktycznie wskoczył na plecy Harrego.
Nagle poczułam jak coś małego przyczepia się do moich nóg. Spojrzałam na dół i zobaczyłam małą Karen, środkowa córeczka Petera. Uśmiechnęłam się do niej. Nie zabrakło oczywiście też Lilo, która wtuliła się w Harrego.
Musieliśmy naprawdę przekomicznie wyglądać, ale mam nadzieję, ze Harry nie przestraszył się mojej rodziny.
-dobra wystarczy -wyszeptał ojciec, zdyszanym głosem. Wszyscy zaczęliśmy się cofać, ojciec jednak nie puścił Harrego, ciągle trzymał ramię na jego barkach -pozwól, że zabiorę twojego przyjaciela -nie czekając na to co powiem, zaciągnął go w stronę swojego gabinetu. Bałam się tego co może się stać.

*Harry*
Czułem się skrępowany. Pierwszy raz w życiu byłem w takiej sytuacji. Nigdy nie musiałem rozmawiać z rodzicami swoich dziewczyn.
Chwila, chwila... Sue, to nie moja dziewczyna.
-tak więc Harry, jesteś klientem Sue? -mężczyzna usiadł na drewnianym krześle, a drugie wskazał mi. Niepewnie usiadłem. Myślę, że powinienem zacząć się modlić, albo cokolwiek...
-tak, od jakiegoś czasu, proszę pana -wyjąkałem. Ostatnio coraz częściej mój głos się załamywał, a to wszystko przez moją urodziwą terapeutkę.
-mów mi Jose, chłopcze -poklepał mnie po ramieniu. -napijesz się czego? -wstał i podszedł do stolika z różnego koloru butelkami.
-prowadzę -musiałem odchrząknąć. Mój głos zaczął jeszcze bardziej mnie zawodzić.
-a ja się napiję -wlał do szklanki brązową ciecz. Spojrzał na nią, a później za jednym razem opróżnił szklankę.
-tato... -drzwi gabinetu otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł Le. Rozwiązał krawat i rzucił go na biurko -Sue martwi się, że terroryzujesz Harrego -Le, usiadł obok mnie na krześle i klepnął mnie w nogę. -Denisowi żal dupę ściska.
-twoja matka nie powinna go zapraszać -nie uczestniczyłem w rozmowie, ale zaczęło mnie to ciekawić -ona myśli, że oni do siebie wrócą -parsknął
-dlatego mamy Harrego -Le roześmiał się, kiedy zobaczył moją zdziwioną twarz. Byłem skołowany i nie wiedziałem co mam teraz zrobić, albo co powiedzieć.
Jedno było pewne, że „wujek” Denis mi nie zagraża.

*Sue*
Siedziałam w kuchni rozmawiając z Kene, żoną mojego najstarszego brata. Była przecudowną kobietą. Zawsze powtarzałam Peterowi, że ona jest odpowiednim materiałem na jego żonę. Nie wyobrażam sobie go przy boku innej kobiety.
-ten twój Harry, jest gorący -wyszeptała mi praktycznie do ucha. Pewnie nie chciała, aby usłyszała to mama. Od kiedy przekroczyliśmy próg domu, mama dziwnie się zachowywała. Wiem, że chciała abym wróciła do Denisa, ale nie musiała pokazywać tego za każdym kroku.
Kiedy drzwi gabinetu otworzyły się, gwałtownie wstałam. Musiałam zobaczyć, czy Harry to przeżył. Wszyscy troje wyszli dziwnie uśmiechnięci, to było podejrzane.
-chodźcie już do stołu -mama lekko popchała mnie w stronę salonu. Stanęłam koło Harrego, który objął mnie w tali i mocno przysunął do siebie. Widziałem, że jego spojrzenie spoczywa na Denisie. Zachowywał się jakby zaznaczał swoje terytorium.
-Usiądziesz tu... -mama wskazała mi miejsce obok Denisa, za to Harrego posadziła praktycznie po drugiej stronie stołu. Spojrzałam na nią, to chyba jakieś jaja.
-usiądę, usiądę... -Le, zajął miejsce, które wskazała mi matka. Uśmiechnął się przy tym do niej szeroko. Ja szybko zajęłam miejsce między Harrym a Kene. I nikt nie miał szans mnie stąd ruszyć.
Kiedy już wszyscy usiedliśmy, oczywiście nie po myśli mamy, tata zaczął modlitwę. Chciałam aby jak najszybciej skończył. Chciałam iść do domu. Co chwilę patrzałam na zegarek, nawet nie zorientowałam się, kiedy Harry nałożył mi na talerz jakąś sałatkę i praktycznie zaczął wpychać mi ja do ust.
-no Sue, leci samolocik... -roześmiałam się, kiedy zobaczyłam przed swoimi ustami, widelec Harrego.
-Susanne! -krzyk mamy sprowadził mnie na ziemię. Wiedziałam, że nie powinnam się tak zachowywać. Zawsze mnie uczyła, że takie zachowanie nie przystoi. Chyba jednak bardziej była zła na Harrego, jej zdaniem żaden mężczyzna nie powinien zachowywać się jak dziecko.
-masz na imię Susanne? -zapytał zdziwiony. Skinęłam głową -nie mówiłaś mi tego -odłożył widelec na swój talerz i nie przejmował się tym jak patrzy na nas moja mama.
Zaczęła mnie teraz trochę wkurzać! Kiedyś była dla mnie najlepszą przyjaciółką, ale od kiedy posłałam Denisa do wszystkich diabłów, nasze relacje trochę mocno oziębły.
-trzeba było sobie... wygooglować -odpowiedziałam na tyle głośno, aby wszyscy to usłyszeli.
Nagle drzwi frontowe otworzyły się, dając tym samym znać że ktoś przyszedł. Wszystkie oczy wreszcie oderwały się ode mnie i Harrego.
Chciałam całować po rączkach Fabiana, kiedy wszedł do jadalni. Moja matka wreszcie z nas zeszła i zajęła się facetem mojego brata.
Harry patrzał z lekkim uśmiechem, jak Le przytula do siebie Fabiana i całuje go w usta. Dobra, to że oni się całują moja matka może przełknąć... ale nie może przeżyć mnie i Harrego. Chciało mi się śmiać.
-Fab, poznaj przyjaciela Sue -Le wskazał na Harrego, ten wstał i podszedł do mężczyzn -Harry to jest Fabian, Fabian to jest Harry.
Harry uśmiechnął się i uścisnął dłoń Fabiana. Jakoś nie był zdziwiony faktem, że mój bart jest gejem! Zachowywał się tak jakby wiedział o tym od dawna.
-czekaj, to nie ty czasem ostatnio pobiłeś Lukasa Hemmings'a? -o matko, miałam ochotę krzyknąć. Przecież to nie był czas na takie pytania. Spojrzałam na Fabiana ze smutną miną.
-niestety.. -odparł Harry. Poprawił włosy i roześmiał się. Nie wiem co ten idiota chciał tym osiągnąć, ale lepiej jakby przestał. I tak sytuacja była napięta, a on musiał jeszcze rzucać taką bombą! Przez to kolacja zrobiła się jeszcze bardziej sztywna.
Po pół godziny nie wytrzymałam i wyszłam się przewietrzyć. Przeprosiłam Harrego i wymknęłam się do ogrodu. Nie mogłam mamie wybaczyć tego, że zaprosiła na ten obiad Vallerów!
-jak mogła? -zapytałam sama siebie, krążąc po ogrodzie. Byłam tak na nią wściekła...
-tu jesteś... -przystanęłam na dźwięk głosu, który towarzyszył mi przez ostatnie pięć lat mojego życia.
-po co tu przyszedłeś?
-porozmawiajmy
-nie mamy o czym
-mamy... -podszedł do mnie -musisz do mnie wrócić -syknął mi w twarz. Nigdy go nie znałam z tej strony
-nie, wrócę do ciebie, idioto -odepchnęłam go od siebie
-słuchaj suko -złapał mnie za ramiona i popchnął na ścianę. Uderzyłam mocno o nią głową. Byłam przerażona. -wrócisz do mnie i odprawisz tego gówniarza, który mości sobie do ciebie prawa...
-myślisz, że do ciebie wrócę? -roześmiałam się. Był bardzo zabawny. -nie będę twoją przykrywką!
-nie myślę, a wiem... -podszedł do mnie na tyle blisko, że stykaliśmy się czołami -wrócisz do mnie idiotko -przyłożył dłonie do mojej szyi i zacisnął je -wrócisz do mnie i wszystko będzie się toczyć jak do tej pory -roześmiał się, a jego dłonie mocniej zacisnęły się na mojej szyi.
Powoli zaczęłam się dusić. To była ironia losu, w domu był tłum ludzi, a ja tu powoli umierałam. Czułam, że on mnie udusi, bo nie miałam zamiaru wracać do takiego człowieka. Nie po tym co mi zrobił, ale za chwilę nie będzie to miało dla mnie znaczenia. Przed oczami powoli zaczęłam widzieć czarne plamy i nagle poczułam ulgę. Jakby ktoś oderwał ode mnie napastnika. Nie czułam już na szyi jego dłoni... czy to był objaw śmierci? Umarłam?
Wtedy zobaczyłam przed sobą Le.
-Sue... -obmacał moją twarz. Pomógł mi usiąść na ziemi. Czyli jednak nie umarłam, ktoś mnie uratował. -poczekaj chwilę -nie chciałam, aby mnie zostawiał. Jednak nie miałam siły, aby cokolwiek powiedzieć.
Chwilę potem zobaczyłam nogi Petera. Widać, że do kogoś mówił, ale nie wiedziałam do kogo i co mówił. Spojrzałam w miejsce, w które wpatrywał się Peter. Zobaczyłam jak Le próbuje oderwać kogoś od leżącego na ziemi człowieka. Kiedy wreszcie Peter wkroczył do akcji, udało im się odciągnąć Harrego od zakrwawionego Denisa. Oprzytomniałam od razu. Mimo tego, ze kręciło mi się w głowie, wstałam.
Harry miał zakrwawione kostki u dłoni. Jego biała koszula była poplamiona krwią. Z jego miny można było odgadnąć, że jest bardzo zły, jednak kiedy na mnie spojrzał jego twarz przybrała łagodny wyraz. Wyswobodził się z rąk moich braci, kopnął Denisa w brzuch i podszedł do mnie. Nie wiedziałam się czego mam się po nim spodziewać, ale nikt nawet sobie nie wyobraża jak bardzo chciałam aby mnie przytulił. Jakby czytał w moich myślach, pochwycił mnie w swoje ramiona, a ja? A ja się rozryczałam. Byłam przerażona tym co się stało. Cieszyłam się, że Harry jest przy mnie.
-pójdę po wasze rzeczy -poczułam jak Le klepie Harrego po ramieniu.
-a ja zabiorę tego dupka do domu i sprawdzę, czy Harry nic mu nie połamał -oderwałam twarz od piersi Harrego i spojrzałam na leżącego Denisa. Za nim jednak go poniósł, poczęstował go lekkim kopniakiem, na co chłopak jęknął głośno -miło, że się ocknąłeś

*Harry*
Wsadziłem Sue do auta. Cały chodziłem, miałem ochotę tam wrócić i zabić tego frajera. Nie wiem co by się stało jakby coś mnie nie podkusiło i nie wyszedłbym za nią do tego ogrodu. Dupek mógł ją udusić i to parę kroków ode mnie. Zacisnąłem dłonie na kierownicy. Musiałem się uspokoić i dowieść moją ukochaną całą do domu. Za dużo stresu miała jak na jeden dzień.
Położyłem na jej udzie dłoń i ścisnąłem lekko. Spojrzała na mnie. Jej oczy były przekrwione od płaczu, a na jej szyi widniały czerwone ślady po dłoniach tego palanta.
-dlaczego zerwaliście -nie wiem dlaczego o to zapytałem, ale czułem że to miało jakiś związek z tym co jej teraz zrobił.
-okłamał mnie... -wyjąkała -bardzo mnie zranił, nie lubię jak kłamców -opuściła wzrok.
-ja cię nigdy nie okłamię... -może to były próżne obietnice z mojej strony, bo każdy kto mnie zna... wysiałby mnie teraz. Nie umiem dotrzymywać obietnic...
-zatrzymaj się! -wykrzyczała nagle, a ja wcisnąłem pedał hamulca, nie wiedziałem o co jej chodzi. Kiedy tylko auto się zatrzymało Sue wyskoczyła z niego i przebiegła prze ulicę. Skrzywiłem się, gdy zobaczyłem, że weszła do baru. Zaparkowałem auto i pobiegłem za nią. Wszedłem do baru i zobaczyłem ją siedzącą przy jednym ze stolików. Piła coś ze szklanki. I to na pewno nie była cola.
-Sue... -chciałem zabrać jej szklankę, ale mi nie pozwoliła. Dobra, dziś jej odpuszczę. Niech się dziewczyna napije, przeżyła szok.
Siedzieliśmy chyba tak z dwie godziny, za nim Sue zaniemogła. Oparła się o oparcie krzesła i powiedziała, że już nie da rady pić i poprosiła abym odwiózł ją do domu.
Zapłaciłem kelnerce za to co wypiła Sue i wyniosłem ją z baru. Wszyscy się nam dziwnie przyglądali. Wiem, że jakaś część mnie rozpoznała, a reszta była zdziwiona faktem że dziewczyna się zalała.
Sue usnęła w aucie. Ściszyłem radio i podkręciłem lekko ogrzewanie, aby nie zmarzła.
Była taka piękna jak spała. Chciałem codziennie się przy niej budzić, oczywiście jak będzie trzeźwa.
Droga do jej domu była za krótka. Musiałem ją obudzić, a nie miałem serca.
-Sue, jesteśmy na miejscu -dziewczyna powoli otworzyła oczy i przeciągnęła się. W dalszym czasie była nieźle zalana. Kiedy zobaczyła mnie, roześmiała się. Położyła swoją dłoń na moim policzku i przybliżyła swoją twarz do mojej i złożył lekki pocałunek na moich ustach.
-będziesz to pamiętać jutro?
-mam bardzo słabą głowę -wyszeptała, a ja nie mogłem się powstrzymać. Wbiłem się w jej usta. Mimo tego, że smakowała alkoholem, było mi przyjemnie. Przestawałem się powoli kontrolować. Kiedy moja dłoń wylądowała na jej pośladku, odsunąłem ja od siebie. Jęknęła w proteście i chciała mnie znowu do siebie przyciągnąć. Wysiadłem z auta za nim jej uległem.
-chodź -otworzyłem drzwi i wyciągnąłem ja z auta. Zaniosłem ją do drzwi do kamienicy. -kod
-7469 -wyszeptała w moją szyję. -nie, nie... 4769
Wniosłem ją na ostatnie piętro i postawiłem przed drzwiami. Teraz tylko musiała otworzyć drzwi i mogłem sobie iść. Nie chciałem, ale musiałem.
-nie ma... -wyszeptała, powstrzymując się od śmiechu
-czego?
-kluczy...

*Sue*
Czuję przyjemny zapach i ciepło. Tylko jedno się nie zgadza, poduszka pod moją głową unosi się i opada. Otwieram oczy i pierwsze co widzę, to ciemna jaskółka. Unoszę głowę z przerażenia do góry i napotykam wzrok Harrego. Uśmiecha się do mnie, a ja jestem przerażona tym wszystkim. Co ja do cholery robiłam w łóżku z Harrym?!
-witaj kochanie -pogładził mnie po włosach i rozśmiał się -nie bądź, aż tak przerażona, skarbie -poczułam jak dotyka moich pleców.
Podniosłam się gwałtownie i spojrzałam na to co miałam na sobie. Moją czarną sukienkę zastąpiła jasna koszulka Harrego i jakieś dziwne spodnie w kratę.
-gdzie moje ubranie? -zapytałam
-rozebrałaś się, więc cie ubrałem -usiadł i przyciągnął mnie do siebie. Upadliśmy ponownie na łóżko. Próbowałem wyswobodzić się z jego objęć, ale mi nie pozwolił -poleżmy jeszcze trochę, później zjemy śniadanie -pocałował mnie we włosy. Westchnęłam i położyłam głowę na jego piersi. Naprawdę było mi przyjemnie w jego ramionach, w jego koszulce i spodniach od piżamy.
Roześmiałam się.
-coś nie tak? -zapytał
-tak w ogóle to co ja tu robię? -naprawdę nic nie pamiętałam ze wczorajszego dnia. Boże, a jeśli my... coś... w... nocy?!
-zgubiłaś klucze od mieszkania. Nie miałaś gdzie spać, chciałaś spać w aucie -roześmiał się, a ja poczułam jak jego klatka piersiowa drży.
-a my w nocy... no wiesz... -nie mogłam spojrzeć w jego twarz. Byłam cała czerwona.
-no co? -wiedziałam, ze wie o co mi chodzi, bo się śmiał
-no wiesz...
-niech zacytuję nijakiego Greya.... "Nekrofilia mnie nie pociąga"* -przyciągnął mnie do siebie, a ja prawie zwariowałam od nadmiaru wrażeń.
____________________________________________

*cytat z książki "Pięćdziesiąt twarzy Greya" E.L James

2 komentarze: