sobota, 12 grudnia 2015

Chapter Twelve




"Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa"

▼ Luke ▼
Dziś będzie miał miejsce nasz pierwszy koncert od czasu tej całej afery z Harrym. Cieszę się, że menadżer do niego dopuścił, bo nawet to stało ostatnio pod znakiem zapytania. A zgodę od tego sztywniaka zawdzięczam pięknej, niezmiernie atrakcyjnej i pociągającej pani psycholog. Za każdym razem kiedy myślę o Rose, w moim żołądku wszystko się wywraca. Jak się na to mówi? Latające motyle w brzuchu? No mniejsza.. Z uśmiechem zbiegłem na dół do chłopaków.
- Luke, cóż za podniecenie wymalowane na Twojej facjacie! - wrzasnął na mój widok uradowany Calum.
Usiadłem obok niego na podłodze i sięgnąłem po popcorn.
- W końcu dzisiaj gramy koncert, no nie? - zagadnąłem, wrzucając kilka ziaren do buzi. - Wy się nie cieszycie?
Michael patrzył na mnie i poruszył zabawnie brwiami.
- Czy aby na pewno chodzi tylko o występ? - mruknął Clifford.
Wziąłem do ręki garść popcornu i rzuciłem nim w mojego przyjaciela. Nawet jeśli, to co im do tego? Roześmiałem się i zakryłem poduszką, żeby nie oberwać od Ashtona, który właśnie spróbował oddać „cios” za przyjaciela. W pokoju rozpoczęła się wojna na jedzenie. Zabawa przednia, ale gorzej będzie później ze sprzątaniem. Nagle z mojej prawej strony usłyszałem głośne walnięcie. Niepewnie wyjrzałem zza kupy pluszu i zauważyłem Caluma, trzymającego się za czoło. Mich padł na tapczan ze śmiechu, a rozchichotany Ash dosłownie taczał się po podłodze.
- Coś Ty odwalił, Hood? - spytałem, z uśmiechem na twarzy.
Cal spojrzał na mnie, śmiejąc się pod nosem.
- To Twoja wina. - wykrztusił. - Chciałem pójść w Twoje ślady i zrobić unik.. Pech chciał, że źle wymierzyłem odległość do blatu..
- Idiota. - rzucił między wybuchami śmiechu Michael.
Rozbawiony poszedłem do kuchni po kostki lodu. Ktoś mądry, a dokładnie to kobieta z moich myśli, powiedziała mi, że zimny okład bardzo pomaga. Wierzcie mi, nikt lepiej nie potwierdzi słuszności tych słów, niż facet z obitym ryjem. Otworzyłem zamrażarkę i wziąłem do ręki foremkę, w której kiedyś była woda w ciele stałym. Na widok zastanej tam pustki rzuciłem ją do zlewu i zacząłem dalej szperać w lodówce.
- Miło by było, gdyby ta rozwydrzona banda czasami uzupełniała to po sobie. - mruknąłem.
Nie mając innego wyboru, wziąłem do ręki paczkę zamrożonych warzyw. Poszedłem do pomieszczenia obok, gdzie Ash i Michael pastwili się nad naszym kumplem.
- Na urodziny kupimy Tobie stolik z gumowymi kantami. - powiedział czerwonowłosy, klepiąc Caluma po plecach. - Mniejsze ryzyko, że zrobisz sobie krzywdę.
Roześmiałem się i rzuciłem do Clifforda paczkę mrożonek.
- Przyłóż to jemu do głowy, proszę.
Przyjaciel skinął głową i bez żadnego ostrzeżenia przyłożył lodowate opakowanie do głowy Caluma. To, co wydobyło się z gardła Hood'a było mieszaniną pisku i krzyku. Moje uszy! Skrzywiłem się i rozłożyłem na kanapie.
- Jak tylko ta ślamazara ogarnie swój tyłek, to zbieramy się i lecimy przygotowywać przed koncertem. - rzuciłem zażenowany, jednak wciąż podekscytowany zbliżającym się wydarzeniem.


▼ Rose ▼
Obiecałam Melanie, że pojadę z nią w odwiedziny do chłopaka z którym zaszła w ciążę. Tak więc o godzinie 10:00 zapakowałam ją do samochodu i ruszyłyśmy do centrum miasta. Cała ta sytuacja robi się niewygodna, ponieważ jakby nie patrzyć mam masę roboty, a w dodatku siostrę na utrzymaniu. Oczywiście nie jest to dla mnie żaden problem, ale mimo wszystko nie idzie to tak, jakbym chciała. Zamyślona nie zwróciłam nawet uwagi na to, że Mel stara się wyciągnąć mnie z transu, praktycznie drąc mi się do ucha.
- Rosemarie! - pisnęła. - Obudź się, śpiąca królewno!
Rozkojarzona spojrzałam na nią i zmierzyłam wzrokiem. Co też jej do tego łba strzeliło? Co jeśli bym się wzdrygnęła i straciła panowanie nad samochodem?
- O co chodzi? - mruknęłam, ponownie skupiając się na drodze.
Mel głęboko westchnęła i zatopiła się w fotelu.
- Chciałam Tobie powiedzieć, ze przeoczyłaś zjazd do domu Ed'a.
Powstrzymywałam się, żeby nie walnąć własną głową o kierownicę. Nie pamiętam kiedy ostatni raz nie potrafiłam się na niczym skupić. Wszystko zaczęło się przez jedną gwiazdę estradową, która pojawiła się w moim życiu. Luke Hemmings. Dzieciak, który owładnął moim umysłem do tego stopnia, że z niecierpliwością czekam na moment, w którym znów będę mogła go zobaczyć.. Dzieciak, do którego moje ciało lgnie jak magnes.. Dzieciak, którego samo spojrzenie i uśmiech jest w stanie mnie sparaliżować, odwrócić moją uwagę od wszystkiego, co się dzieje wokół mnie i zabrać z dala od moich problemów.. Poza tym jest przystojnym, pociągającym i nieziemsko seksownym członkiem sławnego zespołu, z którym muszę dzielić praktycznie każdy swój dzień. Problem polega na tym, że nie interesuje mnie jego kariera, sława, czy pieniądze jakie zarabia.. Interesuje mnie jako mężczyzna, partner. To musi brzmieć idiotycznie zważywszy na to, że ja mam 25 lat, a on niedawno skończył 19. Chyba powinnam udać się do psychiatry, bo to nie jest normalne..
Zajechałyśmy pod kamienicę, w której mieszka Ed. Spojrzałam na swoją siostrę i posłałam jej pokrzepiający uśmiech.
- Gotowa? - spytałam.
Melanie skrzywiła się i nerwowo zaczęła bawić się pasem.
- Co jeśli mnie wyrzuci i nie będzie chciał mnie wysłuchać?
Odwróciłam się twarzą do niej i złapałam ją za dłoń.
- Oj, młoda.. Znamy Ed'a już kilka lat, prawda? Jest rozsądny, inteligentny i bardzo dojrzały jak na swój wiek. - uśmiechnęłam się. - Myślę, że zrozumie powagę tej sprawy i będzie Twoim wsparciem.
Siostra pocałowała mnie w policzek i otworzyła drzwi.
- Przynajmniej próbowałaś mnie pocieszyć, psycholu. - westchnęła, drocząc się ze mną, po czym wysiadła z samochodu.
Jak na złość w budynku popsuła się winda, a to oznaczało, że musiałyśmy zapylać na szóste piętro po schodach. Nie pamiętam kiedy ostatni raz ćwiczyłam, przez co lekko się zmachałam. Za to na twarzy mojej siostrzyczki nie wystąpiła ani jedna kropla potu! Zażenowana swoją kondycją wyprostowałam się i stanęłam za plecami Melanie. Dziewczyna zapukała do drzwi. Nikt nie otwierał, więc oparłam się biodrem o poręcz i skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Może nie ma go w domu. - rzuciłam, mrużąc oczy.
Mel nic nie odpowiedziała, tylko walnęła w to drewno jeszcze mocniej. Skąd w niej tyle energii? No ale najwidoczniej to poskutkowało, ponieważ zaraz po tym drzwi się uchyliły i wyłoniła się uśmiechnięta głowa szatyna.
- Melanie - powiedział, biorąc moją siostrę w ramiona. W jego głosie mogłam usłyszeć ulgę. - Gdzieś Ty była przez ostatnie dwa dni? Nie odbierałaś ode mnie telefonu, nie odpisywałaś na sms. Byłem u Ciebie w domu, ale Twoi rodzice nie byli w stanie odpowiedzieć na żadne pytanie..
Nie chciałam im przerywać tej chwili, ale niestety czas mnie naglił. No i poza tym zaczęłam sobie wyobrażać sytuację, w której ja przychodzę do Luka, a on bierze mnie w te swoje silne ramiona.. Odchrząknęłam i posłałam uśmiech Edowi.
- Cześć, mięśniaku. Możemy pogadać?
Chłopak najwyraźniej nie zauważył mnie wcześniej, bo momentalnie odskoczył od Mel jak poparzony.. Strzelił buraka na twarzy i zaprosił nas do środka. Poszliśmy do jego pokoju, gdzie moja dzielna siostrzyczka wytłumaczyła jemu całe zajście. Ed siedział zbaraniały i wpatrywał się w brzuch Melanie.
- Jesteś pewna? - spytał nieobecnym głosem.
Dziewczyna skinęła głową, a w jej oczach mogłam dostrzec łzy. Między nimi zapadła cisza, więc wzięłam sprawę w swoje ręce.
- Zdajesz sobie jaka to odpowiedzialność, prawda chłopcze? – spytałam, przyglądając się jemu uważnie. - Powiedz mi, czy moja siostra może liczyć na Twoje wsparcie?
Ed wciąż wpatrywał się w Mel, całkiem ignorując moje pytanie. Miałam je ponowić, w momencie gdy ten małolat wtrącił mi się w zdanie.
- Możesz nas zostawić samych, Rose? - spojrzał mi w oczy. - Proszę?
Skierowałam swój wzrok na Melanie, która skinęła głową na potwierdzenie.
- Przyjadę po Ciebie za godzinę. - powiedziałam, wstając z podłogi.
Pożegnałam się więc i wyszłam z pomieszczenia. Teraz pozostała mi już jedna sprawa, zanim udam się na koncert. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam wprost do restauracji, gdzie pracował Adrian. Nie rozmawiałam z nim od czasu jego bójki z Hemmingsem. Próbował się do mnie dodzwonić, lecz za każdym razem odrzucałam połączenie.
Piętnaście minut później zaparkowałam moje niezawodne auto na parkingu i skierowałam się szybkim krokiem do lokalu. Na wejście przywitał mnie niesamowity zapach wanilii zmieszanej z czekoladą. Obróciłam głowę w kierunku źródła tych zapachów i zauważyłam napoje stojące na całej długości lady. Podeszłam więc tam i zadzwoniłam dzwoneczkiem.
- W czym mogę pomóc? - spytała ruda kobieta. Podniosła na nie wzrok i burknęła. - Ah, to Ty.. Czego chcesz?
Posłałam jej szeroki uśmiech i skinęłam głową na zaplecze.
- Mogłabyś zawołać Adriana? - powiedziałam opanowanym głosem.
Dziewczyna oparła się łokciami o blat i wycelowała we mnie palec.
- Nie wystarczająco go skrzywdziłaś? - warknęła mi w twarz. - Jak śmiesz się tu pokazywać?
Cmoknęłam językiem i spojrzałam za jej plecy. Nie miałam nastroju na kłótnię z tym zatynkowanym bez mózgiem.
- Czy obsługa nie powinna być milsza dla swoich klientów? - powiedziałam, znów patrząc w jej zielone oczy. - Proszę Cię, poproś tutaj Adriana, albo zaraz zrobię taką aferę, że wypłoszę Tobie wszystkich klientów, których zdążyłaś ugościć.
Nickol wiedziała, że nie żartuję. Rzuciła w moim kierunku wiązankę przekleństw, po czym wyszła na zaplecze. W chwilę po tym ujrzałam zszokowaną twarz mojego przyjaciela. Nie mogąc nic na to poradzić uśmiechnęłam się szeroko. Pomachałam jemu i poczekałam, aż podejdzie.
- Cześć, Rosie. - powiedział zdezorientowany. - Stało się coś?
- Chciałabym z Tobą porozmawiać. - wyszeptałam. - Znalazłbyś jutro chwilę dla mnie?
Chłopak lekko się zmieszał i przetarł ręką po czuprynie.
- No nie wiem.. O dwunastej idę do pracy, a po niej umówiłem się z Nickol do kina..
O proszę.. No nie powiem, lekko zszokowała mnie ta wiadomość. Zazwyczaj ja byłam jedyną kobietą w jego życiu. Ale w końcu każdy ma prawo do swoich spraw sercowych, prawda? Z lekkim trudem uśmiechnęłam się do niego.
- Żadnego cienia szansy? Chociaż pół godzinki? - wyszeptałam.
Chłopak był lekko zakłopotany. Patrzył nerwowo to na mnie, to na Nickol, która stała niedaleko nas. Nie miałam zamiaru stawać między nimi.. Po prostu chciałam porozmawiać z moim przyjacielem, wyjaśnić sobie kilka spraw, a przede wszystkim chciałabym odzyskać mojego Adriana, z którym mogłabym porozmawiać o tematach, które mnie przytłaczają. Oczywiście jest jeszcze Sue, ale nie chce jej obarczać moim problemami. Nie teraz, kiedy wiem ile serca i zaangażowania wkłada w naszą sprawę, próbując zachować przy tym zdrowe zmysły. Chłopak dalej nie odpowiadał, więc stwierdziłam, że najwyraźniej nie ma ochoty na spotkanie. Wstałam z krzesła i poprawiłam spodnie.
- No trudno, rozumiem. - burknęłam pod nosem. - W takim razie nie będę przeszkadzać. Miłego dnia.
Skierowałam się do wyjścia. Otworzyłam drzwi i poczułam chłodne powietrze, którego tak bardzo potrzebowałam. Czułam się załamana tym, że Adrian powoli odizolowywał się ode mnie. Myślałam, że mimo tego incydentu wszystko będzie jak dawniej. Miałam ochotę usiąść na krawężniku i płakać tak długo, aż wyleciałaby ze mnie ta frustracja, rozczarowanie i wszystkie inne emocje, które towarzyszyły mi przez ostatnie dni. Wzięłam głębszy wdech i praktycznie pobiegłam do samochodu. Otwierałam drzwi, kiedy to poczułam, że ktoś łapie mnie za prawy nadgarstek. Odwróciłam się twarzą do napastnika i zauważyłam Adriana z lekkim uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
- Nie tak szybko, mała. - wyszeptał, biorąc mnie w swoje ramiona. - Przepraszam za swoje zachowanie. - mruknął w moje włosy. - Wpadnę jutro między dziesiąta, a jedenastą. Może być?
Wtuliłam się w Adriana. Byłam w głębokim szoku. Nigdy wcześniej się tak dziwnie nie zachowywał. Może nie chciał nic mówić przy Nickol? Ale jeśli oni ze sobą kręcili, to czy Adrian nie powinien być z nią szczery? Z resztą, nie pora zaprzątać sobie tym głowę. Ważne, że jest teraz przy mnie.
- Rose? - wyrwał mnie z zamyśleń głęboki głos mężczyzny.
Odsunęłam się od niego i popatrzyłam w jego ślepia.
- Pewnie, postaram się nie zaspać. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Cofnęłam się o kilka kroków i dokładniej przyjrzałam się mojemu przyjacielowi. Na jego twarzy wciąż widniały siniaki, które pozostawił po sobie Luke. Nie sądziłam, że Adrian aż tak od niego oberwał. Skrzywiłam się i spojrzałam w jego ciemne oczy.
- Wciąż boli? - spytałam, wskazując na jego sińce.
Chłopak zaśmiał się lekko i pokręcił przecząco głową.
- Bardziej ucierpiało moje sumienie, które prawi mi wyrzuty do tej pory..
Uśmiechnęłam się delikatnie i spojrzałam w kierunku restauracji, do której właśnie weszła większa grupa nastolatek. Westchnęłam i skinęłam głową na budynek.
- Chyba przyszli do Ciebie klienci.
Adrian jęknął, dał mi całusa w policzek na pożegnanie i ruszył do swojego miejsca pracy. Wsiadłam więc do samochodu i skierowałam się do domu Ed'a, aby potem udać się na koncert i zobaczyć, dlaczego tak dużo kobiet wzdycha do mojego podopiecznego.

▼ Luke ▼
Zza kulis słyszeliśmy już grupę ludzi, która czekała na nasze wyjście. Z informacji, którą dostaliśmy dziesięć minut temu, wynika, że na koncert przyszło około tysiąca ludzi. Miało być skromnie, ale niestety coś nie pyknęło. Liczyłem, że będzie tutaj z pięćset głów maksymalnie. Wziąłem swoją gitarę do ręki i podszedłem do pozostałej części kapeli.
- Gotowi? - spytałem napiętym głosem.
Michael roześmiał się, przełożył pas od gitary przez głowę i parsknął z rozbawienia.
- Mamy już tyle koncertów za sobą, a Ty wciąż stresujesz się przed każdym występem. - cmoknął językiem. - Jesteś niesamowity, Luke.
Uśmiechnąłem się i wzruszyłem ramionami. Dzisiejszy koncert szczególnie mnie stresował, ponieważ na widowni będzie stać Rose. Poinformowała mnie wcześniej, że przyjdzie tutaj z gościem, więc może się lekko spóźnić, bo nie wie czy dostanie bilet. Przełożyłem pas przez głowę i wziąłem głębszy oddech. Mam głęboką nadzieję, ze tym „ktosiem” nie będzie Adrian. W końcu nadeszła ta chwila! Rozbłysnęły lampy, a to zwiastowało nasze wyjście. Spojrzeliśmy na siebie, skinęliśmy głowami i ruszyliśmy na scenę. Ludzie! Nie miałem pojęcia, że tysiąc ludzi potrafi zrobić tak ogromny hałas, uwierzcie mi! Zaczęliśmy od piosenki „She looks so perfect”, podczas której refreny śpiewała sama publiczność. Na widok bawiących się ludzi uśmiech sam wpełzał mi na twarz. Poszerzył się wtedy, gdy zobaczyłem Rose stojącą niedaleko sceny. Puściłem jej oczko, a dziewczyna obok niej prawie zemdlała. Roześmiałem się i skierowałem na przód sceny. Kiedy skończyła się piosenka podszedłem do Micha i Caluma.
- Moi drodzy, chciałem z tego miejsca podziękować dwóm wyjątkowym kobietom, dzięki którym możemy dzisiaj tu stać. - powiedziałem lekko zziajany do mikrofonu, obejmując przyjaciół ramionami.
Mich uśmiechnął się pod nosem i nachylił do mikrofonu.
- Taa.. - powiedział przeciągle. - Wszyscy jesteśmy im wdzięczni, ponieważ od nich zależały dalsze losy 5 Second of Summer.
- Chcieliśmy im zadedykować dzisiejszy koncert. - rzucił Calum, pociągając za jedną strunę. - A zwłaszcza nasz blondas, Luke.
Spojrzałem na niego, a ten roześmiał się głośno zaczynając grać „Beside you”. Zaśmiałem się pod nosem i dołączyłem do swojego przyjaciela.
Koncert trwał około dwóch godzin, a ludziom jeszcze było mało. Niestety mieliśmy ograniczony czas, więc musieliśmy w końcu skończyć ten event. Poważnie, nie spodziewałem się, że dzisiaj dojdzie do takiej świetnej zabawy w mega pozytywnej atmosferze. Po ostatniej piosence podziękowaliśmy wszystkim i skierowaliśmy się za kulisy. Po drodze Mich i Calum zaczęli naskakiwać sobie na plecy, a Ashton patrzył na nich z politowaniem.
- Luke. - wyszeptał do mnie kumpel w okularach. - Nie da się ich wcisnąć do tej Twojej pani psycholog? - zaśmiał się cicho i pokręcił głową. - A może na to już za późno? Weź jej podpytaj, to może chociaż poleci jakiegoś dobrego psychiatrę.
Poklepałem go po ramieniu i odłożyłem swoją gitarę na przygotowane dla niej miejsce.
- Obawiam się, że nawet specjalista im już nie pomoże. - powiedziałem z uśmiechem.
Ashton wydał zduszony jęk, skupiając przy tym uwagę innych. Mich i Calum podeszli do nas, przepychając się na boki.
- Co jest? - spytał roześmiany czerwonowłosy, klepiąc przy tym Hooda po głowie. - Ogarnij się, pajacu.
- Zważaj na słowa, Clifford. - zripostował uśmiechnięty Cal, zamachując się na przyjaciela.
Stanąłem między nimi, zanim nabiją sobie sińców. i objąłem ich ramionami.
- Panowie, macie dzisiaj ważne spotkanie. - poinformowałem. - Musicie spędzić czas z pewną młodą damą.. To jest bardzo odpowiedzialne zadanie, któremu podołają nieliczni bohaterowie.
Mich uśmiechnął się, a jego ręka gwałtownie podniosła się do góry.
- Piszę się na ochotnika! - rzucił, nawet nie pytając o kogo chodzi.
Innego sposobu na panów nie było, niż trochę urozmaicić całą sytuację. Skinąłem głową i zaprosiłem go gestem ręki, aby wyszedł przez scenę jako pierwszy. Oczywiście reszta zrobiła to samo, lecz chciałem wziąć Michaela na pierwszy rzut. Zastaliśmy w miarę małe grono fanek, co nie zmieniło faktu, że moje uszy prawie odpadły od ich pisku. Z uśmiechem na ustach zacząłem wypatrywać dziewczynki, której obiecałem przedstawić resztę ekipy. Nie było to trudne.. Zastanawiacie się czemu? Otóż mała blondyneczka zrobiła transparent z większym od siebie napisem „LUKE, COŚ MI OBIECAŁEŚ”. Zaśmiałem się i poprosiłem ochroniarza, aby wpuścił młodą za barierki. Dziewczynka przybiegła do nas z piskiem, wtulając się w Micha.
- Michael to jest.. - o cholera, nie wiem jak ona ma na imię.
Szukałem odpowiedzi w jej twarzy, a ta z uśmiechem wykrzyczała swoje imię.
- Eve! - pisnęła. - Jestem Eve!
- Miło mi Ciebie poznać, Eve. - powiedział Mich, przytulając do siebie naszą młodą fankę. - Chodź, przedstawię Tobie resztę.
Chłopak skierował się z nią do chłopaków, a ja stanąłem na podwyższenie, żeby móc znaleźć Rose. Rozglądałem się i rozglądałem.. Już zacząłem powątpiewać w to, czy jeszcze tu jest, kiedy usłyszałem jej podniesiony głos. Odwróciłem się w jej stronę i zauważyłem ciemnowłosą dziewczynę, próbującą wyrwać się z uścisku jakiegoś blondyna. Odruchowo chciałem przeskoczyć barierkę i do niej pobiec, ale niestety ochrona mi to uniemożliwiła.
- Puśćcie mnie tam! - wrzasnąłem, szarpiąc się z mężczyznami.
- Nie ma takiej możliwości, panie Hemmings. - odpowiedział dryblas swoim służbowym tonem.
Mój wzrok nie odrywał się od Rose, przez co nawet nie zauważyłem, że moi przyjaciele stanęli obok mnie.
- Co się dzieje? - spytał zmartwiony Ashton.
- Ktoś właśnie szarpie panią psycholog, do której chodzę na terapię. - warknąłem i spojrzałem w twarz ochroniarza. - Zróbcie coś, albo was wszystkich wywalę na zbity pysk!
Mężczyźni wyglądali na całkiem rozbawionych. Najwyraźniej nie brali tego na poważnie.. Ich błąd. Ku mojej uldze podszedł do nas Calum i strącił ze mnie ich łapy.
- Jesteście głusi?! - wrzasnął, wskazując na dziewczynę. - No pomóżcie jej, no!
Dopiero wsparcie mojej kapeli zmotywowało ich leniwe tyłki do działania. Dwóch czarnoskórych mężczyzn skierowało się w kierunku Rose, jakieś dziewczyny oraz tego sukinsyna.

▼ Rose ▼
Na widok Martina dosłownie kolana się pode mną ugięły. Nie miałam pojęcia, że go tutaj spotkam.
- Puść mnie! - powiedziałam po raz setny, próbując wydostać się z jego uścisku. - Zostaw mnie wreszcie w spokoju!
Chłopak uśmiechnął się i zagarnął kosmyk włosów za moje prawe ucho.
- Ale kochanie.. - zaczął, a krew we mnie się zagotowała. - Przecież byliśmy ze sobą dwa lata, układało się nam wręcz idealnie.. Dlaczego tak się zachowujesz?
Idealnie? Dobre sobie. Wyrwałam swoją prawą rękę i zdzieliłam jemu liścia w ten parszywy pysk.
- Pierdol się, Martin. - syknęłam przez zęby. - Jesteś obleśny.
Melanie stała obok zszokowana, nie wiedząc co robić. Dla mnie to było nawet i lepiej, że nie wtrącała się w tą sprawę. Kto wie, co ten psychopata by jej zrobił? Martin chciał coś powiedzieć, lecz w tym momencie odciągnęło go dwóch umięśnionych mężczyzn. Zszokowana natychmiast odsunęłam się z dala od zasięgu jego rąk i podeszłam do mojej siostry, która cała się trzęsła. Objęłam ją ramionami, próbując ją nieco uspokoić. Ironia losu, zważywszy na to, że sama byłam roztrzęsiona. Odetchnęłam z ulgą widząc na plecach czarnoskórych dryblasów „Ochrona”.
- Halo, co jest? - spytał zaskoczony Martin. - Czego ode mnie chcecie?
- Proszę opuścić ten lokal. - powiedział jemu służbowy głos, całkowicie zlewając jego pytania. - Inaczej wezwiemy policję.
Chłopak stał oszołomiony, kierując swój wzrok w miejsce, gdzie wpatrywał się drugi goryl. Odruchowo również powiodłam spojrzeniem w tamtym kierunku. Na moje szczęście, bądź nieszczęście, za barierkami zauważyłam Luka oraz jego przyjaciół wpatrujących się w nas z surowymi wyrazami twarzy. Na widok zmartwionego, a zarazem wściekłego Hemmingsa moje serce prawie, że stanęło. Zauważył, że się jemu przyglądam i posłał mi kojący uśmiech, wskazując gestem ręki, abym do niego podeszła.
- Chcesz poznać Luka Hemmingsa? - spytałam mojej siostry na ucho. Dalej oszołomiona skinęła głową, a ja pocałowałam ją w czoło. - W takim razie idź do nich, a ja zaraz Ciebie dogonię.
Wyraźnie strach powoli ustępował miejsca ekscytacji, ponieważ w chwilę po tym Melanie skierowała się w stronę 5SoS z szerokim uśmiechem na twarzy. Odwróciłam się szybko do Martina i syknęłam jemu w twarz, zanim został wyprowadzony z sali.
- Jeszcze raz się do mnie zbliż, a obiecuję Ci, że zgłoszę sprawę o nękanie.
Martin roześmiał się i popatrzył na mnie z politowaniem.
- Nie zrobisz tego, malutka.
- Założymy się?
Odeszłam od tego imbecyla, nie czekając nawet na odpowiedź. Szybkim krokiem skierowałam się do mojej małej siostrzyczki, którą ochrona wpuściła za barierki. Poszłam w jej ślady i w chwilę po tym znalazłam się twarzą w twarz z Lukiem. Podszedł do mnie i złapał za podbródek, kierując moją twarz ku swojej.
- Nic Ci nie jest? - wyszeptał cicho, a mimo to jego głos owładnął całe moje ciało.
Przełknęłam gulę, która stanęła w moim gardle i próbowałam coś z siebie wydukać.
- Ja.. Luke.. Tutaj są ludzie. - mruknęłam speszona jego bliskością.
Chłopak uśmiechnął się smutno i poprawił mój kosmyk włosów.
- W takim razie mi odpowiedz, bo inaczej Cię nie puszczę.
Jęknęłam i przymknęłam lekko powieki, żeby nie wpatrywać się w te jego błękitne, hipnotyzujące oczy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział nas w takiej sytuacji..
- Nic mi nie jest. - wyszeptałam. - A teraz proszę, możesz przestać?
Poczułam, że Luke przybliża do mnie swoją twarz. Mogłam poczuć jego oddech i intensywny zapach męskich perfum. Niepewnie otworzyłam oczy i pierwsze co zauważyłam to jego rozchylone usta z kolczykiem w dolnej wardze. Był coraz bliżej i bliżej..
- Luke, złe miejsce i czas na Twoje amory. - rozbrzmiał głos jakiegoś chłopaka w okularach.
No i cały czas prysł. Miałam ochotę zabić go za to, że nam przerwał, a jednocześnie byłam jemu tak cholernie wdzięczna.. Spojrzałam w jego kierunku i zauważyłam, że jego kumple wraz z moją siostrą zasłonili nas swoimi ciałami przed tłumem. Odetchnęłam z ulgą stwierdzając, że przez ich sylwetki żadna fanka nie była w stanie zauważyć mnie i Luka. Dzięki Bogu.. Odsunęłam się od mojego podopiecznego i pośpiesznie stanęłam obok Melanie. Żałowałam, że nie mogę nacieszyć się jego bliskością i dotykiem. Hemmings wpatrywał się we mnie przez jakiś czas, po czym podszedł do chłopaków i razem z nimi zrobili kilka zdjęć z piszczącymi, a nawet płaczącymi, dziewczynami. Po całej tej szopce wyszliśmy z sali i skierowaliśmy się szatni chłopaków. Michael towarzyszył mojej siostrze, rozmawiając na temat farbowania włosów, Ashton z Calumem zniknęli nam z oczu, zaś Luke szedł równo u mego boku. Nie odzywaliśmy się do siebie słowem, ale sama jego obecność wystarczyła. Może to dziwne, ale będąc obok niego miałam gdzieś fakt, że w pobliżu grasuje Martin. Wiedziałam, że cokolwiek by się działo, mogę liczyć na jego pomoc. Weszliśmy do pomieszczenia, siadając wygodnie na krzesłach przy stole. Zajęłam miejsce między Mel, a Michaelem, mając przed sobą blondyna.
- Więc.. Miło mi w końcu poznać sławną panią psycholog, która wzięła w obroty naszego pingwina. - rzucił podekscytowany czerwonowłosy.
Posłałam jemu uśmiech, a obok mnie usłyszałam pisk mojej siostry.
- Czemu mi nie mówiłaś, że to Ty przyjęłaś jego sprawę? - spytał pretensjonalnie Mel.
- A co w tym takiego? - spytałam, unikając wpatrującego się we mnie Luka. - Praca jak praca.
Dziewczyna zrobiła jeszcze szersze oczy. Oho, panienka z okienka dostała olśnienia.
- W takim razie wiesz kto pracuje z Harrym? - rzuciła na bezdechu.
Michael pokręcił głową z rozbawienia.
- Miłośniczka pianek. - zaśmiał się. - Mówię Ci, pokręcona kobieta.
Siostra spojrzała na mnie pytająco, a ja posłałam jej uśmieszek.
- Sue prowadzi z nim terapię. - odpowiedziałam.
-Ale jaja.. - westchnęła zszokowana Melanie.
Hemmings wiercił się w miejscu, nie mogąc się usadowić. Coś zaprzątało mu głowę, a ja chyba wiedziałam co ma na myśli. W końcu nie wytrzymał.
- Kim był ten facet? - spytał bezpośrednio Luke.
Nie miałam ochoty mówić jemu kim był Martin, co zrobił i co mnie z nim łączyło. No ale najwyraźniej moja siostra miała inne zdanie na ten temat.
- Aa, on.. - powiedziała ze strachem w oczach. - To mój niedoszły szwagier. - spiorunowałam ją wzrokiem, a ta tylko wzruszyła ramionami. - Właściwie to sądziłam, że oni dalej są parą.
- No to się myliłaś. - burknęłam pod nosem.
- Adrian i Sue wiedzą? - spytała, a ja skinęłam głową na potwierdzenie. - A dlaczego ja nie jestem w gronie poinformowanych?
Michael wstał z krzesła i mocno przytulił mnie do siebie.
- Głowa do góry, pani psycholog. - uśmiechnął się do mnie i skierował się do drzwi. - Zostawię was samych.. Poza tym wypadałoby znaleźć Caluma i Ashtona, bo znając życie znów zerują bufet. - spojrzał na Luka. - Idziesz?
Hemmings pokręcił głową i posłał jemu uśmieszek.
- Zaraz do was dołączę. - po wyjściu czerwonowłosego oparł się łokciami o blat stołu i wbił we mnie wzrok. - Dlaczego, do cholery, Twój były zaczął Tobą szarpać?
Przewróciłam oczami i popatrzyłam na swoją siostrę.
- Nie miałaś przypadkiem zadzwonić do rodziców? - spytałam, mocno sugerując, żeby opuściła pomieszczenie.
Melanie gwałtownie podniosła głowę do góry i rzuciła mi spojrzenie, którego morderca mógłby pozazdrościć.
- Jaja sobie robisz? - spytała zdenerwowana.
Nie odwróciłam wzroku, przez co dała za wygraną i przed wyjściem poprosiła Luka o zdjęcie. Drzwi za nią zamknęły się z hukiem, a blondyn zaczął swoje przesluchanie.
- No więc słucham.
- Luke, nie powiedziałam tego nawet mojej siostrze. Chyba nie uważasz, że powiem to praktycznie obcej mi osobie? - mruknęłam, próbując odwrócić od niego wzrok.
Ten człowiek doprowadzi mnie do obłędu. Wstał powoli z swojego miejsca, podszedł do mnie i kucnął przez moim krzesłem.
- Jestem dla Ciebie kimś obcym? - spytał niskim głosem.

▼ Luke ▼
W mojej głowie panował istny chaos. Chciałem jej pomóc, bo widziałem, że ma jakiś problem. Ale, cholera, ona wcale nie chciała ze mną rozmawiać. Już nie wspomnę o tym, jak zabolało mnie jej ostatnie zdanie. Zbliżyłem się do niej, biorąc do ręki jej dłonie.
- Luke... - zaczęła. - Przepraszam, że to tak brzmi, ale to jest prawda. My się praktycznie nie znamy.
Uniosłem się lekko na nogach tak, aby moja twarz znalazła się na jej wysokości.
- Więc może powinniśmy się poznać? - spytałem.
Nie wiem co mną kierowało.. Zbliżyłem się do niej i musnąłem ustami jej wargi. Spodziewałem się wszystkiego.. Liścia w twarz, wyzwisk, a nawet upadku na podłogę.. Ale nie oczekiwałem, że Rose odda mi pocałunek. Było to uczucie nie do opisania.. Przepełniała mnie radość, satysfakcją, pożądanie. Serce chciało wyskoczyć z mojej klatki piersiowej, a czas wokół nas jakby się zatrzymał.
- Luke.. - wysapała przestraszona dziewczyna, kiedy nasze wargi się rozłączyły.
Odsunąłem się od niej i spojrzałem w zaszklone oczy mojej piękności. Ciężko było cokolwiek wyczytać z jej twarzy.. Jednak miałem przeczucie, że nie spodoba mi się to, co zaraz od niej usłyszę.
- Uważam, że powinniśmy odpocząć od terapii na okres świąteczny. - rzuciła, unikając mojego spojrzenia.

Zdenerwowany wodziłem wzrokiem po jej obliczu, szukając jakiegoś znaku, że żartuje. Nie miałem najmniejszej ochoty robić sobie przerwy od tej kobiety! Niestety nic takiego nie znalazłem. Rose nic więcej nie powiedziała. Wstała z miejsca i praktycznie wybiegła z pomieszczenia, zostawiając mnie niezdolnego do wypowiedzenia jakiego słowa. Stałem tam i wpatrywałem się w miejsce, w którym zniknął mój obiekt westchnień..

1 komentarz: