"Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa"
▼ Luke ▼
Dziś będzie miał miejsce
nasz pierwszy koncert od czasu tej całej afery z Harrym. Cieszę
się, że menadżer do niego dopuścił, bo nawet to stało ostatnio
pod znakiem zapytania. A zgodę od tego sztywniaka zawdzięczam
pięknej, niezmiernie atrakcyjnej i pociągającej pani psycholog. Za
każdym razem kiedy myślę o Rose, w moim żołądku wszystko się
wywraca. Jak się na to mówi? Latające motyle w brzuchu? No
mniejsza.. Z uśmiechem zbiegłem na dół do chłopaków.
- Luke, cóż za podniecenie
wymalowane na Twojej facjacie! - wrzasnął na mój widok uradowany
Calum.
Usiadłem obok niego na
podłodze i sięgnąłem po popcorn.
- W końcu dzisiaj gramy
koncert, no nie? - zagadnąłem, wrzucając kilka ziaren do buzi. -
Wy się nie cieszycie?
Michael patrzył na mnie i
poruszył zabawnie brwiami.
- Czy aby na pewno chodzi
tylko o występ? - mruknął Clifford.
Wziąłem do ręki garść
popcornu i rzuciłem nim w mojego przyjaciela. Nawet jeśli, to co im
do tego? Roześmiałem się i zakryłem poduszką, żeby nie oberwać
od Ashtona, który właśnie spróbował oddać „cios” za
przyjaciela. W pokoju rozpoczęła się wojna na jedzenie. Zabawa
przednia, ale gorzej będzie później ze sprzątaniem. Nagle z mojej
prawej strony usłyszałem głośne walnięcie. Niepewnie wyjrzałem
zza kupy pluszu i zauważyłem Caluma, trzymającego się za czoło.
Mich padł na tapczan ze śmiechu, a rozchichotany Ash dosłownie
taczał się po podłodze.
- Coś Ty odwalił, Hood? -
spytałem, z uśmiechem na twarzy.
Cal spojrzał na mnie,
śmiejąc się pod nosem.
- To Twoja wina. -
wykrztusił. - Chciałem pójść w Twoje ślady i zrobić unik..
Pech chciał, że źle wymierzyłem odległość do blatu..
- Idiota. - rzucił między
wybuchami śmiechu Michael.
Rozbawiony poszedłem do
kuchni po kostki lodu. Ktoś mądry, a dokładnie to kobieta z moich
myśli, powiedziała mi, że zimny okład bardzo pomaga. Wierzcie mi,
nikt lepiej nie potwierdzi słuszności tych słów, niż facet z
obitym ryjem. Otworzyłem zamrażarkę i wziąłem do ręki foremkę,
w której kiedyś była woda w ciele stałym. Na widok zastanej tam
pustki rzuciłem ją do zlewu i zacząłem dalej szperać w lodówce.
- Miło by było, gdyby ta
rozwydrzona banda czasami uzupełniała to po sobie. - mruknąłem.
Nie mając innego wyboru,
wziąłem do ręki paczkę zamrożonych warzyw. Poszedłem do
pomieszczenia obok, gdzie Ash i Michael pastwili się nad naszym
kumplem.
- Na urodziny kupimy Tobie
stolik z gumowymi kantami. - powiedział czerwonowłosy, klepiąc
Caluma po plecach. - Mniejsze ryzyko, że zrobisz sobie krzywdę.
Roześmiałem się i
rzuciłem do Clifforda paczkę mrożonek.
- Przyłóż to jemu do
głowy, proszę.
Przyjaciel skinął głową
i bez żadnego ostrzeżenia przyłożył lodowate opakowanie do głowy
Caluma. To, co wydobyło się z gardła Hood'a było mieszaniną
pisku i krzyku. Moje uszy! Skrzywiłem się i rozłożyłem na
kanapie.
- Jak tylko ta ślamazara
ogarnie swój tyłek, to zbieramy się i lecimy przygotowywać przed
koncertem. - rzuciłem zażenowany, jednak wciąż podekscytowany
zbliżającym się wydarzeniem.
▼ Rose ▼
Obiecałam Melanie, że
pojadę z nią w odwiedziny do chłopaka z którym zaszła w ciążę.
Tak więc o godzinie 10:00 zapakowałam ją do samochodu i ruszyłyśmy
do centrum miasta. Cała ta sytuacja robi się niewygodna, ponieważ
jakby nie patrzyć mam masę roboty, a w dodatku siostrę na
utrzymaniu. Oczywiście nie jest to dla mnie żaden problem, ale mimo
wszystko nie idzie to tak, jakbym chciała. Zamyślona nie zwróciłam
nawet uwagi na to, że Mel stara się wyciągnąć mnie z transu,
praktycznie drąc mi się do ucha.
- Rosemarie! - pisnęła. -
Obudź się, śpiąca królewno!
Rozkojarzona spojrzałam na
nią i zmierzyłam wzrokiem. Co też jej do tego łba strzeliło? Co
jeśli bym się wzdrygnęła i straciła panowanie nad samochodem?
- O co chodzi? - mruknęłam,
ponownie skupiając się na drodze.
Mel głęboko westchnęła i
zatopiła się w fotelu.
- Chciałam Tobie
powiedzieć, ze przeoczyłaś zjazd do domu Ed'a.
Powstrzymywałam się, żeby
nie walnąć własną głową o kierownicę. Nie pamiętam kiedy
ostatni raz nie potrafiłam się na niczym skupić. Wszystko zaczęło
się przez jedną gwiazdę estradową, która pojawiła się w moim
życiu. Luke Hemmings. Dzieciak, który owładnął moim umysłem do
tego stopnia, że z niecierpliwością czekam na moment, w którym
znów będę mogła go zobaczyć.. Dzieciak, do którego moje ciało
lgnie jak magnes.. Dzieciak, którego samo spojrzenie i uśmiech jest
w stanie mnie sparaliżować, odwrócić moją uwagę od wszystkiego,
co się dzieje wokół mnie i zabrać z dala od moich problemów..
Poza tym jest przystojnym, pociągającym i nieziemsko seksownym
członkiem sławnego zespołu, z którym muszę dzielić praktycznie
każdy swój dzień. Problem polega na tym, że nie interesuje mnie
jego kariera, sława, czy pieniądze jakie zarabia.. Interesuje mnie
jako mężczyzna, partner. To musi brzmieć idiotycznie zważywszy na
to, że ja mam 25 lat, a on niedawno skończył 19. Chyba powinnam
udać się do psychiatry, bo to nie jest normalne..
Zajechałyśmy pod
kamienicę, w której mieszka Ed. Spojrzałam na swoją siostrę i
posłałam jej pokrzepiający uśmiech.
- Gotowa? - spytałam.
Melanie skrzywiła się i
nerwowo zaczęła bawić się pasem.
- Co jeśli mnie wyrzuci i
nie będzie chciał mnie wysłuchać?
Odwróciłam się twarzą do
niej i złapałam ją za dłoń.
- Oj, młoda.. Znamy Ed'a
już kilka lat, prawda? Jest rozsądny, inteligentny i bardzo
dojrzały jak na swój wiek. - uśmiechnęłam się. - Myślę, że
zrozumie powagę tej sprawy i będzie Twoim wsparciem.
Siostra pocałowała mnie w
policzek i otworzyła drzwi.
- Przynajmniej próbowałaś
mnie pocieszyć, psycholu. - westchnęła, drocząc się ze mną, po
czym wysiadła z samochodu.
Jak na złość w budynku
popsuła się winda, a to oznaczało, że musiałyśmy zapylać na
szóste piętro po schodach. Nie pamiętam kiedy ostatni raz
ćwiczyłam, przez co lekko się zmachałam. Za to na twarzy mojej
siostrzyczki nie wystąpiła ani jedna kropla potu! Zażenowana swoją
kondycją wyprostowałam się i stanęłam za plecami Melanie.
Dziewczyna zapukała do drzwi. Nikt nie otwierał, więc oparłam się
biodrem o poręcz i skrzyżowałam ramiona na piersi.
- Może nie ma go w domu. -
rzuciłam, mrużąc oczy.
Mel nic nie odpowiedziała,
tylko walnęła w to drewno jeszcze mocniej. Skąd w niej tyle
energii? No ale najwidoczniej to poskutkowało, ponieważ zaraz po
tym drzwi się uchyliły i wyłoniła się uśmiechnięta głowa
szatyna.
- Melanie - powiedział,
biorąc moją siostrę w ramiona. W jego głosie mogłam usłyszeć
ulgę. - Gdzieś Ty była przez ostatnie dwa dni? Nie odbierałaś
ode mnie telefonu, nie odpisywałaś na sms. Byłem u Ciebie w domu,
ale Twoi rodzice nie byli w stanie odpowiedzieć na żadne pytanie..
Nie chciałam im przerywać
tej chwili, ale niestety czas mnie naglił. No i poza tym zaczęłam
sobie wyobrażać sytuację, w której ja przychodzę do Luka, a on
bierze mnie w te swoje silne ramiona.. Odchrząknęłam i posłałam
uśmiech Edowi.
- Cześć, mięśniaku.
Możemy pogadać?
Chłopak najwyraźniej nie
zauważył mnie wcześniej, bo momentalnie odskoczył od Mel jak
poparzony.. Strzelił buraka na twarzy i zaprosił nas do środka.
Poszliśmy do jego pokoju, gdzie moja dzielna siostrzyczka
wytłumaczyła jemu całe zajście. Ed siedział zbaraniały i
wpatrywał się w brzuch Melanie.
- Jesteś pewna? - spytał
nieobecnym głosem.
Dziewczyna skinęła głową,
a w jej oczach mogłam dostrzec łzy. Między nimi zapadła cisza,
więc wzięłam sprawę w swoje ręce.
- Zdajesz sobie jaka to
odpowiedzialność, prawda chłopcze? – spytałam, przyglądając
się jemu uważnie. - Powiedz mi, czy moja siostra może liczyć na
Twoje wsparcie?
Ed wciąż wpatrywał się w
Mel, całkiem ignorując moje pytanie. Miałam je ponowić, w
momencie gdy ten małolat wtrącił mi się w zdanie.
- Możesz nas zostawić
samych, Rose? - spojrzał mi w oczy. - Proszę?
Skierowałam swój wzrok na
Melanie, która skinęła głową na potwierdzenie.
- Przyjadę po Ciebie za
godzinę. - powiedziałam, wstając z podłogi.
Pożegnałam się więc i
wyszłam z pomieszczenia. Teraz pozostała mi już jedna sprawa,
zanim udam się na koncert. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam wprost
do restauracji, gdzie pracował Adrian. Nie rozmawiałam z nim od
czasu jego bójki z Hemmingsem. Próbował się do mnie dodzwonić,
lecz za każdym razem odrzucałam połączenie.
Piętnaście minut później
zaparkowałam moje niezawodne auto na parkingu i skierowałam się
szybkim krokiem do lokalu. Na wejście przywitał mnie niesamowity
zapach wanilii zmieszanej z czekoladą. Obróciłam głowę w
kierunku źródła tych zapachów i zauważyłam napoje stojące na
całej długości lady. Podeszłam więc tam i zadzwoniłam
dzwoneczkiem.
- W czym mogę pomóc? -
spytała ruda kobieta. Podniosła na nie wzrok i burknęła. - Ah, to
Ty.. Czego chcesz?
Posłałam jej szeroki
uśmiech i skinęłam głową na zaplecze.
- Mogłabyś zawołać
Adriana? - powiedziałam opanowanym głosem.
Dziewczyna oparła się
łokciami o blat i wycelowała we mnie palec.
- Nie wystarczająco go
skrzywdziłaś? - warknęła mi w twarz. - Jak śmiesz się tu
pokazywać?
Cmoknęłam językiem i
spojrzałam za jej plecy. Nie miałam nastroju na kłótnię z tym
zatynkowanym bez mózgiem.
- Czy obsługa nie powinna
być milsza dla swoich klientów? - powiedziałam, znów patrząc w
jej zielone oczy. - Proszę Cię, poproś tutaj Adriana, albo zaraz
zrobię taką aferę, że wypłoszę Tobie wszystkich klientów,
których zdążyłaś ugościć.
Nickol wiedziała, że nie
żartuję. Rzuciła w moim kierunku wiązankę przekleństw, po czym
wyszła na zaplecze. W chwilę po tym ujrzałam zszokowaną twarz
mojego przyjaciela. Nie mogąc nic na to poradzić uśmiechnęłam
się szeroko. Pomachałam jemu i poczekałam, aż podejdzie.
- Cześć, Rosie. -
powiedział zdezorientowany. - Stało się coś?
- Chciałabym z Tobą
porozmawiać. - wyszeptałam. - Znalazłbyś jutro chwilę dla mnie?
Chłopak lekko się zmieszał
i przetarł ręką po czuprynie.
- No nie wiem.. O dwunastej
idę do pracy, a po niej umówiłem się z Nickol do kina..
O proszę.. No nie powiem,
lekko zszokowała mnie ta wiadomość. Zazwyczaj ja byłam jedyną
kobietą w jego życiu. Ale w końcu każdy ma prawo do swoich spraw
sercowych, prawda? Z lekkim trudem uśmiechnęłam się do niego.
- Żadnego cienia szansy?
Chociaż pół godzinki? - wyszeptałam.
Chłopak był lekko
zakłopotany. Patrzył nerwowo to na mnie, to na Nickol, która stała
niedaleko nas. Nie miałam zamiaru stawać między nimi.. Po prostu
chciałam porozmawiać z moim przyjacielem, wyjaśnić sobie kilka
spraw, a przede wszystkim chciałabym odzyskać mojego Adriana, z
którym mogłabym porozmawiać o tematach, które mnie przytłaczają.
Oczywiście jest jeszcze Sue, ale nie chce jej obarczać moim
problemami. Nie teraz, kiedy wiem ile serca i zaangażowania wkłada
w naszą sprawę, próbując zachować przy tym zdrowe zmysły.
Chłopak dalej nie odpowiadał, więc stwierdziłam, że najwyraźniej
nie ma ochoty na spotkanie. Wstałam z krzesła i poprawiłam
spodnie.
- No trudno, rozumiem. -
burknęłam pod nosem. - W takim razie nie będę przeszkadzać.
Miłego dnia.
Skierowałam się do
wyjścia. Otworzyłam drzwi i poczułam chłodne powietrze, którego
tak bardzo potrzebowałam. Czułam się załamana tym, że Adrian
powoli odizolowywał się ode mnie. Myślałam, że mimo tego
incydentu wszystko będzie jak dawniej. Miałam ochotę usiąść na
krawężniku i płakać tak długo, aż wyleciałaby ze mnie ta
frustracja, rozczarowanie i wszystkie inne emocje, które
towarzyszyły mi przez ostatnie dni. Wzięłam głębszy wdech i
praktycznie pobiegłam do samochodu. Otwierałam drzwi, kiedy to
poczułam, że ktoś łapie mnie za prawy nadgarstek. Odwróciłam
się twarzą do napastnika i zauważyłam Adriana z lekkim
uśmieszkiem przyklejonym do twarzy.
- Nie tak szybko, mała. -
wyszeptał, biorąc mnie w swoje ramiona. - Przepraszam za swoje
zachowanie. - mruknął w moje włosy. - Wpadnę jutro między
dziesiąta, a jedenastą. Może być?
Wtuliłam się w Adriana.
Byłam w głębokim szoku. Nigdy wcześniej się tak dziwnie nie
zachowywał. Może nie chciał nic mówić przy Nickol? Ale jeśli
oni ze sobą kręcili, to czy Adrian nie powinien być z nią
szczery? Z resztą, nie pora zaprzątać sobie tym głowę. Ważne,
że jest teraz przy mnie.
- Rose? - wyrwał mnie z
zamyśleń głęboki głos mężczyzny.
Odsunęłam się od niego i
popatrzyłam w jego ślepia.
- Pewnie, postaram się nie
zaspać. - odpowiedziałam z uśmiechem.
Cofnęłam się o kilka
kroków i dokładniej przyjrzałam się mojemu przyjacielowi. Na jego
twarzy wciąż widniały siniaki, które pozostawił po sobie Luke.
Nie sądziłam, że Adrian aż tak od niego oberwał. Skrzywiłam się
i spojrzałam w jego ciemne oczy.
- Wciąż boli? - spytałam,
wskazując na jego sińce.
Chłopak zaśmiał się
lekko i pokręcił przecząco głową.
- Bardziej ucierpiało moje
sumienie, które prawi mi wyrzuty do tej pory..
Uśmiechnęłam się
delikatnie i spojrzałam w kierunku restauracji, do której właśnie
weszła większa grupa nastolatek. Westchnęłam i skinęłam głową
na budynek.
- Chyba przyszli do Ciebie
klienci.
Adrian jęknął, dał mi
całusa w policzek na pożegnanie i ruszył do swojego miejsca pracy.
Wsiadłam więc do samochodu i skierowałam się do domu Ed'a, aby
potem udać się na koncert i zobaczyć, dlaczego tak dużo kobiet
wzdycha do mojego podopiecznego.
▼ Luke ▼
Zza kulis słyszeliśmy już
grupę ludzi, która czekała na nasze wyjście. Z informacji, którą
dostaliśmy dziesięć minut temu, wynika, że na koncert przyszło
około tysiąca ludzi. Miało być skromnie, ale niestety coś nie
pyknęło. Liczyłem, że będzie tutaj z pięćset głów
maksymalnie. Wziąłem swoją gitarę do ręki i podszedłem do
pozostałej części kapeli.
- Gotowi? - spytałem
napiętym głosem.
Michael roześmiał się,
przełożył pas od gitary przez głowę i parsknął z rozbawienia.
- Mamy już tyle koncertów
za sobą, a Ty wciąż stresujesz się przed każdym występem. -
cmoknął językiem. - Jesteś niesamowity, Luke.
Uśmiechnąłem się i
wzruszyłem ramionami. Dzisiejszy koncert szczególnie mnie
stresował, ponieważ na widowni będzie stać Rose. Poinformowała
mnie wcześniej, że przyjdzie tutaj z gościem, więc może się
lekko spóźnić, bo nie wie czy dostanie bilet. Przełożyłem pas
przez głowę i wziąłem głębszy oddech. Mam głęboką nadzieję,
ze tym „ktosiem” nie będzie Adrian. W końcu nadeszła ta
chwila! Rozbłysnęły lampy, a to zwiastowało nasze wyjście.
Spojrzeliśmy na siebie, skinęliśmy głowami i ruszyliśmy na
scenę. Ludzie! Nie miałem pojęcia, że tysiąc ludzi potrafi
zrobić tak ogromny hałas, uwierzcie mi! Zaczęliśmy od piosenki
„She looks so perfect”, podczas której refreny śpiewała sama
publiczność. Na widok bawiących się ludzi uśmiech sam wpełzał
mi na twarz. Poszerzył się wtedy, gdy zobaczyłem Rose stojącą
niedaleko sceny. Puściłem jej oczko, a dziewczyna obok niej prawie
zemdlała. Roześmiałem się i skierowałem na przód sceny. Kiedy
skończyła się piosenka podszedłem do Micha i Caluma.
- Moi drodzy, chciałem z
tego miejsca podziękować dwóm wyjątkowym kobietom, dzięki którym
możemy dzisiaj tu stać. - powiedziałem lekko zziajany do
mikrofonu, obejmując przyjaciół ramionami.
Mich uśmiechnął się pod
nosem i nachylił do mikrofonu.
- Taa.. - powiedział
przeciągle. - Wszyscy jesteśmy im wdzięczni, ponieważ od nich
zależały dalsze losy 5 Second of Summer.
- Chcieliśmy im zadedykować
dzisiejszy koncert. - rzucił Calum, pociągając za jedną strunę.
- A zwłaszcza nasz blondas, Luke.
Spojrzałem na niego, a ten
roześmiał się głośno zaczynając grać „Beside you”.
Zaśmiałem się pod nosem i dołączyłem do swojego przyjaciela.
Koncert trwał około dwóch
godzin, a ludziom jeszcze było mało. Niestety mieliśmy ograniczony
czas, więc musieliśmy w końcu skończyć ten event. Poważnie, nie
spodziewałem się, że dzisiaj dojdzie do takiej świetnej zabawy w
mega pozytywnej atmosferze. Po ostatniej piosence podziękowaliśmy
wszystkim i skierowaliśmy się za kulisy. Po drodze Mich i Calum
zaczęli naskakiwać sobie na plecy, a Ashton patrzył na nich z
politowaniem.
- Luke. - wyszeptał do mnie
kumpel w okularach. - Nie da się ich wcisnąć do tej Twojej pani
psycholog? - zaśmiał się cicho i pokręcił głową. - A może na
to już za późno? Weź jej podpytaj, to może chociaż poleci
jakiegoś dobrego psychiatrę.
Poklepałem go po ramieniu i
odłożyłem swoją gitarę na przygotowane dla niej miejsce.
- Obawiam się, że nawet
specjalista im już nie pomoże. - powiedziałem z uśmiechem.
Ashton wydał zduszony jęk,
skupiając przy tym uwagę innych. Mich i Calum podeszli do nas,
przepychając się na boki.
- Co jest? - spytał
roześmiany czerwonowłosy, klepiąc przy tym Hooda po głowie. -
Ogarnij się, pajacu.
- Zważaj na słowa,
Clifford. - zripostował uśmiechnięty Cal, zamachując się na
przyjaciela.
Stanąłem między nimi,
zanim nabiją sobie sińców. i objąłem ich ramionami.
- Panowie, macie dzisiaj
ważne spotkanie. - poinformowałem. - Musicie spędzić czas z pewną
młodą damą.. To jest bardzo odpowiedzialne zadanie, któremu
podołają nieliczni bohaterowie.
Mich uśmiechnął się, a
jego ręka gwałtownie podniosła się do góry.
- Piszę się na ochotnika!
- rzucił, nawet nie pytając o kogo chodzi.
Innego sposobu na panów nie
było, niż trochę urozmaicić całą sytuację. Skinąłem głową
i zaprosiłem go gestem ręki, aby wyszedł przez scenę jako
pierwszy. Oczywiście reszta zrobiła to samo, lecz chciałem wziąć
Michaela na pierwszy rzut. Zastaliśmy w miarę małe grono fanek, co
nie zmieniło faktu, że moje uszy prawie odpadły od ich pisku. Z
uśmiechem na ustach zacząłem wypatrywać dziewczynki, której
obiecałem przedstawić resztę ekipy. Nie było to trudne..
Zastanawiacie się czemu? Otóż mała blondyneczka zrobiła
transparent z większym od siebie napisem „LUKE, COŚ MI
OBIECAŁEŚ”. Zaśmiałem się i poprosiłem ochroniarza, aby
wpuścił młodą za barierki. Dziewczynka przybiegła do nas z
piskiem, wtulając się w Micha.
- Michael to jest.. - o
cholera, nie wiem jak ona ma na imię.
Szukałem odpowiedzi w jej
twarzy, a ta z uśmiechem wykrzyczała swoje imię.
- Eve! - pisnęła. - Jestem
Eve!
- Miło mi Ciebie poznać,
Eve. - powiedział Mich, przytulając do siebie naszą młodą fankę.
- Chodź, przedstawię Tobie resztę.
Chłopak skierował się z
nią do chłopaków, a ja stanąłem na podwyższenie, żeby móc
znaleźć Rose. Rozglądałem się i rozglądałem.. Już zacząłem
powątpiewać w to, czy jeszcze tu jest, kiedy usłyszałem jej
podniesiony głos. Odwróciłem się w jej stronę i zauważyłem
ciemnowłosą dziewczynę, próbującą wyrwać się z uścisku
jakiegoś blondyna. Odruchowo chciałem przeskoczyć barierkę i do
niej pobiec, ale niestety ochrona mi to uniemożliwiła.
- Puśćcie mnie tam! -
wrzasnąłem, szarpiąc się z mężczyznami.
- Nie ma takiej możliwości,
panie Hemmings. - odpowiedział dryblas swoim służbowym tonem.
Mój wzrok nie odrywał się
od Rose, przez co nawet nie zauważyłem, że moi przyjaciele stanęli
obok mnie.
- Co się dzieje? - spytał
zmartwiony Ashton.
- Ktoś właśnie szarpie
panią psycholog, do której chodzę na terapię. - warknąłem i
spojrzałem w twarz ochroniarza. - Zróbcie coś, albo was wszystkich
wywalę na zbity pysk!
Mężczyźni wyglądali na
całkiem rozbawionych. Najwyraźniej nie brali tego na poważnie..
Ich błąd. Ku mojej uldze podszedł do nas Calum i strącił ze mnie
ich łapy.
- Jesteście głusi?! -
wrzasnął, wskazując na dziewczynę. - No pomóżcie jej, no!
Dopiero wsparcie mojej
kapeli zmotywowało ich leniwe tyłki do działania. Dwóch
czarnoskórych mężczyzn skierowało się w kierunku Rose, jakieś
dziewczyny oraz tego sukinsyna.
▼ Rose ▼
Na widok Martina dosłownie
kolana się pode mną ugięły. Nie miałam pojęcia, że go tutaj
spotkam.
- Puść mnie! -
powiedziałam po raz setny, próbując wydostać się z jego uścisku.
- Zostaw mnie wreszcie w spokoju!
Chłopak uśmiechnął się
i zagarnął kosmyk włosów za moje prawe ucho.
- Ale kochanie.. - zaczął,
a krew we mnie się zagotowała. - Przecież byliśmy ze sobą dwa
lata, układało się nam wręcz idealnie.. Dlaczego tak się
zachowujesz?
Idealnie? Dobre sobie.
Wyrwałam swoją prawą rękę i zdzieliłam jemu liścia w ten
parszywy pysk.
- Pierdol się, Martin. -
syknęłam przez zęby. - Jesteś obleśny.
Melanie stała obok
zszokowana, nie wiedząc co robić. Dla mnie to było nawet i lepiej,
że nie wtrącała się w tą sprawę. Kto wie, co ten psychopata by
jej zrobił? Martin chciał coś powiedzieć, lecz w tym momencie
odciągnęło go dwóch umięśnionych mężczyzn. Zszokowana
natychmiast odsunęłam się z dala od zasięgu jego rąk i podeszłam
do mojej siostry, która cała się trzęsła. Objęłam ją
ramionami, próbując ją nieco uspokoić. Ironia losu, zważywszy na
to, że sama byłam roztrzęsiona. Odetchnęłam z ulgą widząc na
plecach czarnoskórych dryblasów „Ochrona”.
- Halo, co jest? - spytał
zaskoczony Martin. - Czego ode mnie chcecie?
- Proszę opuścić ten
lokal. - powiedział jemu służbowy głos, całkowicie zlewając
jego pytania. - Inaczej wezwiemy policję.
Chłopak stał oszołomiony,
kierując swój wzrok w miejsce, gdzie wpatrywał się drugi goryl.
Odruchowo również powiodłam spojrzeniem w tamtym kierunku. Na moje
szczęście, bądź nieszczęście, za barierkami zauważyłam Luka
oraz jego przyjaciół wpatrujących się w nas z surowymi wyrazami
twarzy. Na widok zmartwionego, a zarazem wściekłego Hemmingsa moje
serce prawie, że stanęło. Zauważył, że się jemu przyglądam i
posłał mi kojący uśmiech, wskazując gestem ręki, abym do niego
podeszła.
- Chcesz poznać Luka
Hemmingsa? - spytałam mojej siostry na ucho. Dalej oszołomiona
skinęła głową, a ja pocałowałam ją w czoło. - W takim razie
idź do nich, a ja zaraz Ciebie dogonię.
Wyraźnie strach powoli
ustępował miejsca ekscytacji, ponieważ w chwilę po tym Melanie
skierowała się w stronę 5SoS z szerokim uśmiechem na twarzy.
Odwróciłam się szybko do Martina i syknęłam jemu w twarz, zanim
został wyprowadzony z sali.
- Jeszcze raz się do mnie
zbliż, a obiecuję Ci, że zgłoszę sprawę o nękanie.
Martin roześmiał się i
popatrzył na mnie z politowaniem.
- Nie zrobisz tego, malutka.
- Założymy się?
Odeszłam od tego imbecyla,
nie czekając nawet na odpowiedź. Szybkim krokiem skierowałam się
do mojej małej siostrzyczki, którą ochrona wpuściła za barierki.
Poszłam w jej ślady i w chwilę po tym znalazłam się twarzą w
twarz z Lukiem. Podszedł do mnie i złapał za podbródek, kierując
moją twarz ku swojej.
- Nic Ci nie jest? -
wyszeptał cicho, a mimo to jego głos owładnął całe moje ciało.
Przełknęłam gulę, która
stanęła w moim gardle i próbowałam coś z siebie wydukać.
- Ja.. Luke.. Tutaj są
ludzie. - mruknęłam speszona jego bliskością.
Chłopak uśmiechnął się
smutno i poprawił mój kosmyk włosów.
- W takim razie mi
odpowiedz, bo inaczej Cię nie puszczę.
Jęknęłam i przymknęłam
lekko powieki, żeby nie wpatrywać się w te jego błękitne,
hipnotyzujące oczy. Nie chciałam, żeby ktokolwiek widział nas w
takiej sytuacji..
- Nic mi nie jest. -
wyszeptałam. - A teraz proszę, możesz przestać?
Poczułam, że Luke
przybliża do mnie swoją twarz. Mogłam poczuć jego oddech i
intensywny zapach męskich perfum. Niepewnie otworzyłam oczy i
pierwsze co zauważyłam to jego rozchylone usta z kolczykiem w
dolnej wardze. Był coraz bliżej i bliżej..
- Luke, złe miejsce i czas
na Twoje amory. - rozbrzmiał głos jakiegoś chłopaka w okularach.
No i cały czas prysł.
Miałam ochotę zabić go za to, że nam przerwał, a jednocześnie
byłam jemu tak cholernie wdzięczna.. Spojrzałam w jego kierunku i
zauważyłam, że jego kumple wraz z moją siostrą zasłonili nas
swoimi ciałami przed tłumem. Odetchnęłam z ulgą stwierdzając,
że przez ich sylwetki żadna fanka nie była w stanie zauważyć
mnie i Luka. Dzięki Bogu.. Odsunęłam się od mojego podopiecznego
i pośpiesznie stanęłam obok Melanie. Żałowałam, że nie mogę
nacieszyć się jego bliskością i dotykiem. Hemmings wpatrywał się
we mnie przez jakiś czas, po czym podszedł do chłopaków i razem z
nimi zrobili kilka zdjęć z piszczącymi, a nawet płaczącymi,
dziewczynami. Po całej tej szopce wyszliśmy z sali i skierowaliśmy
się szatni chłopaków. Michael towarzyszył mojej siostrze,
rozmawiając na temat farbowania włosów, Ashton z Calumem zniknęli
nam z oczu, zaś Luke szedł równo u mego boku. Nie odzywaliśmy się
do siebie słowem, ale sama jego obecność wystarczyła. Może to
dziwne, ale będąc obok niego miałam gdzieś fakt, że w pobliżu
grasuje Martin. Wiedziałam, że cokolwiek by się działo, mogę
liczyć na jego pomoc. Weszliśmy do pomieszczenia, siadając
wygodnie na krzesłach przy stole. Zajęłam miejsce między Mel, a
Michaelem, mając przed sobą blondyna.
- Więc.. Miło mi w końcu
poznać sławną panią psycholog, która wzięła w obroty naszego
pingwina. - rzucił podekscytowany czerwonowłosy.
Posłałam jemu uśmiech, a
obok mnie usłyszałam pisk mojej siostry.
- Czemu mi nie mówiłaś,
że to Ty przyjęłaś jego sprawę? - spytał pretensjonalnie Mel.
- A co w tym takiego? -
spytałam, unikając wpatrującego się we mnie Luka. - Praca jak
praca.
Dziewczyna zrobiła jeszcze
szersze oczy. Oho, panienka z okienka dostała olśnienia.
- W takim razie wiesz kto
pracuje z Harrym? - rzuciła na bezdechu.
Michael pokręcił głową z
rozbawienia.
- Miłośniczka pianek. -
zaśmiał się. - Mówię Ci, pokręcona kobieta.
Siostra spojrzała na mnie
pytająco, a ja posłałam jej uśmieszek.
- Sue prowadzi z nim
terapię. - odpowiedziałam.
-Ale jaja.. - westchnęła
zszokowana Melanie.
Hemmings wiercił się w
miejscu, nie mogąc się usadowić. Coś zaprzątało mu głowę, a
ja chyba wiedziałam co ma na myśli. W końcu nie wytrzymał.
- Kim był ten facet? -
spytał bezpośrednio Luke.
Nie miałam ochoty mówić
jemu kim był Martin, co zrobił i co mnie z nim łączyło. No ale
najwyraźniej moja siostra miała inne zdanie na ten temat.
- Aa, on.. - powiedziała ze
strachem w oczach. - To mój niedoszły szwagier. - spiorunowałam ją
wzrokiem, a ta tylko wzruszyła ramionami. - Właściwie to sądziłam,
że oni dalej są parą.
- No to się myliłaś. -
burknęłam pod nosem.
- Adrian i Sue wiedzą? -
spytała, a ja skinęłam głową na potwierdzenie. - A dlaczego ja
nie jestem w gronie poinformowanych?
Michael wstał z krzesła i
mocno przytulił mnie do siebie.
- Głowa do góry, pani
psycholog. - uśmiechnął się do mnie i skierował się do drzwi. -
Zostawię was samych.. Poza tym wypadałoby znaleźć Caluma i
Ashtona, bo znając życie znów zerują bufet. - spojrzał na Luka.
- Idziesz?
Hemmings pokręcił głową
i posłał jemu uśmieszek.
- Zaraz do was dołączę. -
po wyjściu czerwonowłosego oparł się łokciami o blat stołu i
wbił we mnie wzrok. - Dlaczego, do cholery, Twój były zaczął
Tobą szarpać?
Przewróciłam oczami i
popatrzyłam na swoją siostrę.
- Nie miałaś przypadkiem
zadzwonić do rodziców? - spytałam, mocno sugerując, żeby
opuściła pomieszczenie.
Melanie gwałtownie
podniosła głowę do góry i rzuciła mi spojrzenie, którego
morderca mógłby pozazdrościć.
- Jaja sobie robisz? -
spytała zdenerwowana.
Nie odwróciłam wzroku,
przez co dała za wygraną i przed wyjściem poprosiła Luka o
zdjęcie. Drzwi za nią zamknęły się z hukiem, a blondyn zaczął
swoje przesluchanie.
- No więc słucham.
- Luke, nie powiedziałam
tego nawet mojej siostrze. Chyba nie uważasz, że powiem to
praktycznie obcej mi osobie? - mruknęłam, próbując odwrócić od
niego wzrok.
Ten człowiek doprowadzi
mnie do obłędu. Wstał powoli z swojego miejsca, podszedł do mnie
i kucnął przez moim krzesłem.
- Jestem dla Ciebie kimś
obcym? - spytał niskim głosem.
▼ Luke ▼
W mojej głowie panował
istny chaos. Chciałem jej pomóc, bo widziałem, że ma jakiś
problem. Ale, cholera, ona wcale nie chciała ze mną rozmawiać. Już
nie wspomnę o tym, jak zabolało mnie jej ostatnie zdanie. Zbliżyłem
się do niej, biorąc do ręki jej dłonie.
- Luke... - zaczęła. -
Przepraszam, że to tak brzmi, ale to jest prawda. My się
praktycznie nie znamy.
Uniosłem się lekko na
nogach tak, aby moja twarz znalazła się na jej wysokości.
- Więc może powinniśmy
się poznać? - spytałem.
Nie wiem co mną kierowało..
Zbliżyłem się do niej i musnąłem ustami jej wargi. Spodziewałem
się wszystkiego.. Liścia w twarz, wyzwisk, a nawet upadku na
podłogę.. Ale nie oczekiwałem, że Rose odda mi pocałunek. Było
to uczucie nie do opisania.. Przepełniała mnie radość,
satysfakcją, pożądanie. Serce chciało wyskoczyć z mojej klatki
piersiowej, a czas wokół nas jakby się zatrzymał.
- Luke.. - wysapała
przestraszona dziewczyna, kiedy nasze wargi się rozłączyły.
Odsunąłem się od niej i
spojrzałem w zaszklone oczy mojej piękności. Ciężko było
cokolwiek wyczytać z jej twarzy.. Jednak miałem przeczucie, że nie
spodoba mi się to, co zaraz od niej usłyszę.
- Uważam, że powinniśmy
odpocząć od terapii na okres świąteczny. - rzuciła, unikając
mojego spojrzenia.
Zdenerwowany wodziłem
wzrokiem po jej obliczu, szukając jakiegoś znaku, że żartuje. Nie
miałem najmniejszej ochoty robić sobie przerwy od tej kobiety!
Niestety nic takiego nie znalazłem. Rose nic więcej nie
powiedziała. Wstała z miejsca i praktycznie wybiegła z
pomieszczenia, zostawiając mnie niezdolnego do wypowiedzenia jakiego
słowa. Stałem tam i wpatrywałem się w miejsce, w którym zniknął
mój obiekt westchnień..
Ach ta Rose :)
OdpowiedzUsuńczuję, że te święta bd pełne wrażeń ^^