sobota, 5 grudnia 2015

Chapter Ten




"Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa."
▼ Rose ▼
Po wyjściu Luka porozmawiałam trochę z moją siostrą. Byłam z niej naprawdę dumna. Młoda nastolatka, którą czeka jeszcze całe życie, postanowiła, że nie usunie ciąży i donosi dziecka. Taka odważna i stawiająca czoło wszystkim przeciwnościom. Pod tym względem obie byłyśmy podobne do naszej matki. Obiecałam Mel, że pojadę z nią do chłopaka, żeby go o tym poinformować, oraz dałam słowo, że będę jej pomagać w każdy możliwy sposób. Po dobrych dwóch godzinach Melanie położyła się spać, a ja skierowałam się do swojego pokoju. Musiałam odpocząć po tym całym chaosie, który wplątał się w moje życie dzisiejszego dnia. I nie, nie mówię tylko o moim nadchodzącym siostrzeńcu. Mam na myśli Adriana i Luka. Jako mój przyjaciel, którego znam od lat i który wyciągnął mnie z bagna pod tytułem „Martin”, może i mógł robić mi aferę o głupie wspomnienia związane z moim byłym. Ale według mnie bardziej bolała go obecność Luka w moim mieszkaniu, niż majaczenie poprzez upicie się poprzedniego dnia. Co mu strzeliła do tego łba, żeby podnieść rekę na Hemmingsa? Podirytowana położyłam się na łóżku i jak na złość akurat w tym momencie zadzwonił telefon.. Jęknęłam i sięgnęłam do kieszeni.
- Tak, Sue? - spytałam, zmęczonym głosem.
- Rose, sprawa się skomplikowała. - po jej tonie mogłam usłyszeć, że jest wściekła, a to nigdy nie wróży nic dobrego. Usiadłam prosto na łóżku i obawiałam się pytać, co jest grane.
- Jak bardzo?
- Jutro Luke i Harry mają konferencję. - warknęła. - A przypominam, że Hemmings ma pod okiem limo, którego nic nie jest w stanie zakryć!
Zacisnęłam mocniej pięści i cisnęłam poduszką w drugi kąt pokoju.
- No to jesteśmy w ciemnej dupie. Ojj, ktoś na tym ucierpi. - syknęłam.
W słuchawce usłyszałam śmieszek mojej przyjaciółki. Westchnęłam i podrapałam się po karku.
- Już ktoś za to oberwał, prawda? - jęknęłam.

▼ Luke ▼
Następnego dnia bolała mnie cała twarz. I jeszcze ten siniak pod okiem.. Jęknąłem i odwróciłem się w stronę Caluma stojącego z jakąś zaprzyjaźnioną makijażystką. Wolałem nie wnikać, skąd Hood ma takie znajomości.
- Najlepiej byłoby podbić Tobie drugie oko i ściemniać, że to dodatkowy makijaż. To łatwiejsze niż próba zatuszowania tego lima. - zaśmiał się przyjaciel. Widząc moje spojrzenie szybko spoważniał i skinął głową. - Dobra, kiepski żart. Siadaj i próbujcie coś zadziałać, a ja ulatniam się do chłopaków. Powodzenia, blondasku. - po tych słowach wyszedł z pomieszczenia.
Sophia, bo tak miała na imię znajoma Caluma, zrobiła kawał dobrej roboty. Fakt, nie było to perfekcyjnie zakryte, ale teraz bynajmniej połowa mojej twarzy nie jest granatowa. Posłałem jej uśmiech i przytuliłem ją do siebie.
- Dziękuję Ci. - wyszeptałem.
- Drobiazg. - odpowiedziała z bananem przyklejonym do twarzy. - A teraz zbieraj swoje cztery litery i uciekaj na tą waszą konferencję.
Przed wyjściem usłyszałem dźwięk przychodzącego sms'a. Wyciągnąłem telefon i uśmiechnąłem się na widok imienia Rose na ekranie.

Luke, przepraszam, że ucierpiałeś wczorajszego dnia. Mam nadzieję, że czujesz się lepiej, niż wyglądasz.” Zaśmiałem się i czytałem dalej. „Chciałam Ciebie jednak prosić, abyś przemyślał kwestię siniaka, która niewątpliwie zostanie poruszona na dzisiejszej konferencji. Wiem, że jesteś wściekły na Adriana. Jeśli byś mógł, to rozważ zatuszowanie tej sprawy.”

Zatuszowanie tej sprawy? Cholera, przecież ten idiota tak mi obił twarz, że Hood uciekał z piskiem jak mnie zobaczył! Poza tym, dlaczego nie zadzwoni do mnie, bądź też nie porozmawia o tej sprawie w cztery oczy? Zacisnąłem zęby i odpisałem.

Rose, nie oczekuję od Ciebie przeprosin. Miałam nadzieję, że „Twój przyjaciel” nie posłuży się Tobą. Rozważam właśnie poważną kwestię, prawda. Ale dotyczy ona tego, czy pozwę Adriana o pobicie, czy nie. Myślałem, że jako pani psycholog preferujesz kontakt bezpośredni, niż wysłanie głupiej wiadomości.”

Poddenerwowany schowałem telefon do kieszeni i wyszedłem z domu.
Po drodze zajechałem po Rose, żeby sobie co nieco wyjaśnić, ale okazało się, że ta wyruszyła już w drogę razem z Sue. Trudno, może uda mi się z nią pogadać na miejscu. Udałem się więc wprost do budynku, gdzie przez następne kilka godzin będę przepytywany przez masę dziennikarzy. Jak można było się domyśleć, wejście do wieżowca było praktycznie zablokowane. Źródło tego zamieszania stało w centrum blasku fleszy oraz wyciągniętych w jego stronę mikrofonów. Założyłem okulary przeciwsłoneczne i wysiadłem z auta.
- Panie Hemmings. - nawoływały głosy wokół mnie.
Uśmiechnąłem się do dziennikarzy i przepchałem prosto do Styles'a. Kiedy zauważył moją sylwetkę, odetchnął z ulgą i wykrzywił twarz w dziwnym grymasie.
- Stary, nie mogę dostać się do środka. - szepnął mi na ucho w momencie, gdy stanąłem obok niego. - Ci kretyni blokują przejście.
W normalnych okolicznościach roześmiałbym się i ruszył dalej. Ale przecież ja również musiałem tam wejść, prawda? Moją uwagę odwrócił widok czarnego mercedesa zajeżdżającego na parking. Widziałem już gdzieś ten samochód, aczkolwiek nie mogłem skojarzyć miejsca oraz okoliczności. Wszystko stało się jasne, gdy z pojazdu wyszły nasze panie psycholog. I wtedy padłem na genialny pomysł!
- Harry. - powiedziałem z entuzjazmem, klepiąc go w ramię. - Chyba już wiem, jak to rozwiążemy.

▼ Rose ▼
Stałyśmy z Sue jak wryte. Przed nami rozpościerała się fala ludzi, próbujących dopchać się do środka. Głośno przełknęłam ślinę i nerwowo poprawiłam sukienkę.
- Jeśli źle się poczuję, to mnie łap. - powiedziałam przyjaciółce, mierząc wzrokiem tłum. - Boże, jak my się przez to przedostaniemy. - jęknęłam widząc nie ogarniających zamieszania ochroniarzy.
Poczułam, że Sue łapie mnie za ramię. Spojrzałam na nią, a ta skinęła głową na zbliżających się w naszym kierunku Styles'a oraz Hemmings'a.
- Myślę, że panowie już na coś wpadli.
Widząc Luka poczułam ścisk w żołądku. Dobra, zachowałam się jak tchórz. Ale nie mogłam się przełamać, żeby prosić go milczenie stojąc z nim twarzą w twarz. Zawsze pozostawało zadzwonić do niego, ale już w głowie słyszałam wyzwiska kierowane pod imieniem Adriana oraz przekleństwa, które niewątpliwie sypałyby się z jego ust jak śnieg w zimę. Brawo, Caisage. Zaliczyłaś kolejny pułap porażki w swojej karierze. Załamana swoim zachowaniem obserwowałam naszych klientów i musiałam stwierdzić, że wzrok Harry'ego i Sue nie minął się nawet na sekundę. Uśmiechnęłam się pod nosem i cmoknęłam językiem. Luke krzyknął, żebyśmy podeszły, więc skierowałyśmy się w kierunku naszych klientów.
- Dzień dobry. - powiedzieli chłopcy chórkiem.
Wciąż zszokowane całym tym zamieszaniem, skinęłyśmy głową i zdałyśmy się na nasze „gwiazdy”. Tuptałyśmy za nimi małymi kroczkami, kiedy to nad moich uchem usłyszałam głośny krzyk Luka.
- Ale drodzy państwo! Dajcie w spokoju dojść paniom do budynku!
- Zróbcie przejście! - krzyknął Harry.
Zdziwiło mnie to, lecz nie odważyłam się podnieść wzroku. Wpatrywałam się w własne stopy i starałam przejść do pomieszczenia, nie zostać przy tym staranowana. Po jakimś czasie zauważyłam pod moimi butami kafelki, a to już był dobry znak. Podniosłam głowę i odetchnęłam z ulgą, widząc przed sobą hol biurowca.
- Przepraszamy za to zamieszanie. - zaczął jakiś mężczyzna, który jakby nagle wyrósł z ziemi przed naszą czwórką. - To miało odbyć się w małym gronie kilku znanych nam dziennikarzy, a cała prasa nie powinna się o tym dowiedzieć. Przysięgam, że nie wiem, skąd tutaj tylu ludzi. - tłumaczył się, patrząc to na Harry'ego, to na Luka. - Biorę to na siebie. Zmobilizowałem na dzisiaj za mało chłopców, żeby ogarnąć tą gromadę.
Styles uśmiechnął się do niego i poklepał go po ramieniu.
- Nie martw się tym. A teraz przepraszam, ale musimy dostać się do sali konferencyjnej.
Bez żadnego słowa skierowaliśmy się do windy, która miała nas zawieźć na dziesiąte piętro. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, odetchnęłam z ulgą.
- Zawsze tak macie? - spytałam, spoglądając na Hemmingsa.
- Przeważnie. - odpowiedział, wzruszając ramionami.
Z podziwu do tych mężczyzn pokręciłam głową i oparłam ją o ścianę windy. Moją uwagę zwróciła Sue, która podeszła bliżej Luka. Spojrzałam na nią i zaczęłam przyglądać się temu, co miało się wydarzyć.
- Możesz ściągnąć okulary? - spytała, lekko poddenerwowana.
Luke posłał jej ten jeden ze swoich uroczych uśmieszków, co spowodowało, że mogłam ujrzeć jego piękne dołeczki. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dla naszej pani terapeutki wszystko. - odpowiedział.
Powolnym ruchem sięgnął ręką do oka i złapał za oprawkę swoich okularów przeciwsłonecznych. Skrzywiłam się na sam widok tego siniaka. Czemu nie zapobiegłam tej bójce? Rose, Ty kretynko!
- Ooo, kurwa. - mruknął Harry. Widząc piorunujące spojrzenie Sue, Harry odchrząknął i szybko się poprawił. - Przepraszam za wyrażenie.
Zignorowałam to i podeszłam do Luka. Złapałam go za podbródek i obróciłam jego twarz w lewą stronę.
- Myślałam, że będzie gorzej. - burknęłam.
Chłopak ściągnął moją dłoń z swojej twarzy i posłał mi swój łobuzerski.
- Hood znalazł makijażystkę, która potrafi czynić cuda.
Przez jakiś czas zapatrzyłam się w te błękitne oczy, które przyciągały mnie do siebie. Zaczęłam się zastanawiać, jak to byłoby poczuć ten kolczyk muskający moje wargi. Luke przez cały czas nie puszczał mojej dłoni.
- Rose, Luke - usłyszałam głos Sue. Gwałtownie odwróciłam głowę w jej stronę i poprawiłam swoje włosy. - Musicie pomyśleć nad tym, jak wytłumaczycie tego siniaka.
Zdawało się, że nie zauważyła tego, co przed chwilą zaszło między mną, a Lukiem. Właściwie nie było co zauważać, bo nic takiego się nie wydarzyło. Mimo wszystko moje swobodne poczucie humoru zniknęło. Co pojawiło się w miejsce tego? Moje tchórzostwo. Odchrząknęłam i spojrzałam na mojego podopiecznego.
- Możemy powiedzieć prawdę. - powiedziałam lekko zduszonym głosem. - Jeśli posądziłeś Adriana, to będzie idealne wytłumaczenie. Nikt nie będzie podejrzewał tego, że między Tobą, a panem Styles'em doszło do kolejnej konfrontacji.
Zakłopotana całą tą sytuacją objęłam się ramionami i prawie wybiegłam z windy, kiedy ta zatrzymała się na naszym piętrze.

▼ Luke ▼
Na sali konferencyjnej zostałem posadzony pomiędzy Rose, a Harrym. I w końcu nadeszła chwila, w której media zaczęły zadawać nam masę pytań. Nie zwracałem nawet uwagi na to, kto z jakiej stacji pochodzi. Moją głowę zaprzątało to, w jaki sposób mam wyminąć niektóre niedogodności. Padło pierwsze pytanie, o które mógłbym się założyć, że będzie na samym początku.
- 20 października doszło do bójki między panem Styles'em, a Tobą, panie Hemmings. Co spowodowało, że zaczęliście się bić podczas waszego koncertu?
Lekko poddenerwowany przełknąłem ślinę i już miałem coś odpowiedzieć, kiedy to usłyszałem głos z mojej prawej strony.
- Może ja odpowiem na to pytanie. - zaczął Harry, patrząc się na mnie pytająco. Skinąłem głową, po czym głowa bujnych loków zaczęła kontynuować. - Otóż tamtego dnia rozmawiałem z moim kolegą po fachu o różnych rzeczach. Po pewnym czasie zeszliśmy na temat mojej siostry. Gemmy, a na jej punkcie jestem trochę wrażliwy. Pech chciał, że źle zrozumiałem Luka, mówiącego o mojej siostrze, i pod wpływem impulsu uderzyłem go.
Spojrzałem pytająco na Rose, a ta z kolei wpatrywała się w swoją przyjaciółkę. Sue siedziała dumna z siebie, widocznie zadowolona z odpowiedzi Harry'ego. Z zamyśleń wyrwało mnie kolejne pytanie.
- Stąd ten siniak na twarzy pana Hemmingsa?
Odruchowo złapałem się za moje prawe oko i skrzywiłem się pod wpływem bólu, który wciąż dał się odczuć. Co ja mam odpowiedzieć? Co?! Cholera, cholera.. Przecież jak obwinię Adriana, to Rose mnie zabije.. A może nie? Przecież przez tego dupka mam limo na twarzy. Spojrzałem w kierunku mojej pani psycholog, która spuściła głowę.
- Panie Hemmings? - rozbrzmiał ponownie ten sam głos.
Spojrzałem na dziennikarza i posłałem jemu promienny uśmiech.
- Nie. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Więc skąd on jest? - naciskał dalej.
Na usta nasuwało się pytanie „Na cholerę Tobie to wiedzieć?”, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem.
- Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? - spytałem, mając kątem oka widok na spanikowaną Rose.
- Owszem, ma. - powiedział już lekko zniecierpliwiony dziennikarz.
W głowie uroiłem sobie Rose, która wypowiada do mnie słowa napisane w sms'ie. Rany, co ta kobieta ze mną robi..
- Zostałem zaatakowany podczas wczorajszego powrotu z terapii. - odchrząknąłem. - Mężczyzna pomylił mnie z jakimś swoim kolegą, o czym się skapnął dopiero po tym, jak uderzył mnie w twarz. Wyjaśnił sprawę, przeprosił, a ja postanowiłem nie wnosić na niego oskarżenia.
Po lewej stronie usłyszałem głośne wypuszczenie powietrza. Uśmiechnąłem się pod nosem i wraz z Harrym odpowiadaliśmy na dalsze pytania. Media chciały wyciągnąć od nas wszystko, dosłownie WSZYSTKO. Napomknęli o zespole, koncercie, naszych menadżerach, rzeszy niezadowolonych fanów, naszym stosunku do swoich grup.. No i o nasze terapie.
- Czy kroki, które zostały podjęte w kierunku zażegnania waszego konfliktu, przynoszą jakiś efekt?
Harry roześmiał się i rzucił mi krótkie spojrzenie.
- A czy wyglądam, jakbym miał zaraz skoczyć Lukowi do gardła? - spytał dziennikarza.
Mężczyzna speszył się lekko, lecz to nie powstrzymało go przed dalszym przesłuchaniem.
- Fakt, że jeszcze nie pobiliście się na tej sali konferencyjnej nie oznacza, że dalej nie jesteście w konflikcie.
- To brzmi jak podżeganie mojego klienta do odpowiedzenia w taki sposób, który chcieliby państwo usłyszeć. - rozbrzmiał przyjemny głos Sue. - Prosiłabym o zaprzestanie zadawania takich pytań.
Dziennikarz zmierzył wzrokiem panią psycholog, a obok poczułem jak Harry cały aż się spiął. Jeszcze chwila, a zjedzie tego faceta. Uśmiechnąłem się i spytałem zebranego tłumu, zanim Styles skoczyłby temu durniowi do oczu.
- Czy są jeszcze jakieś pytania?
Z tłumu wyłoniła się blondynka o kręconych włosach, która już od dłuższego czasu próbowała przebić się przez innych. Posłała mi szeroki uśmiech, a ja odwzajemniłem jej gest.
- Czy zauważył pan postępy w swoim zachowaniu?
Chyba to przed chwilą przerobiliśmy, prawda? Przewróciłem oczyma i cmoknąłem językiem.
- Myślę, że na to pytanie powinna odpowiedzieć pani psycholog, która przyjęła mnie pod swoje skrzydła.
Rose siedziała wpatrzona w blondynkę, dokładnie ją mierząc. Miałem ochotę się roześmiać widząc tą zawiść wymalowaną na jej zwykle łagodnych rysach twarzy. Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem na psycholożkę.
- Pani Caisage? - zagadnąłem kobietę.
Rose potrząsnęła głową i obudziła się z otępienia.
- Mogłaby pani powtórzyć pytanie? - spytała cicho.
- Czy zauważyła pani postępy w zachowaniu pana Hemmingsa?
Moja ciemnowłosa piękność uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
- To wszystko zależy od zaangażowania mojego klienta. Oczywiście, Luke wyraża bardzo duże chęci, aby zażegnać konflikt z panem Styles'em.
Bystra dziewczyna wyminęła dokładnej odpowiedzi na pytanie, co mnie ucieszyło. Najwidoczniej zrozumiała, że nie chcemy rozmawiać o naszej sprawie publicznie. Już miałem zasugerować koniec konferencji, kiedy to padło kolejne pytanie.
- Jak wygląda taka typowa terapia, przeprowadzana z panem Hemmingsem?
Rose zastukała paznokciem o blat, znajdujący się przed nami i odpowiedziała pewnym siebie głosem.
- Niestety obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, która nie dopuszcza do zdradzania jakichkolwiek informacji dotyczących naszych spotkań.
W głowie dopowiedziałem sobie pewne zdania. „Bo po co miałoby wyjść na jaw, że na pierwszej terapii zostałem zapchany piankami, na następnej obsikał mnie pies, a na kolejnej zostałem obity po pysku.” Oczywiście zostawiłem to dla siebie, aczkolwiek jak tak się patrzy z boku, to mogło to wyglądać zabawnie. Harry i Sue odpowiedzieli jeszcze na dwa pytania, po czym konferencja dobiegła końca. Ludzie zaczęli się rozchodzić, a ja odczułem niesamowitą ulgę. Wraz z Styles'em oraz naszymi psycholożkami poszliśmy do jednego pomieszczenia, aby móc spożyć jakiś podwieczorek. Gratulowałem Rose oraz Sue pięknego wyminięcia się z pytaniami. Harry również się do tego dołączył, nie mogąc się pohamować przed podziwianiem naszych dam. Głównie Sue, ale ten fakt jakoś mnie nie zaskoczył. Usłyszałem, że dwie kobiety szepczą coś do siebie, po czym przeprosiły nas i ulotniły się na bok. Spojrzałem na Rose szukając w jej twarzy jakieś informacji, lecz ta tylko wzruszyła ramionami i posłała mi ciepły uśmiech.
- Te kobiety.. - rzucił Harry, wchodząc do pomieszczenia z posiłkiem. - One wszystkie nas kiedyś wykończą.
Zaśmiałem się i wszedłem za nim do pokoju. Harry sięgnął po jakąś sałatkę warzywną i zaczął mi się dokładnie przyglądać. Zająłem miejsce naprzeciw niego i nałożyłem na talerz kalafior.
- Słuchaj, Harry.. - zagadnąłem, lekko zakłopotany. - Chciałem podziękować za to, że wziąłeś winę na siebie..
Styles prychnął i nałożył sobie jedzenia do ust. Przełknął to szybko, po czym mruknął pod nosem.
- Nie zrobiłem tego dla Ciebie, Hemmings.
Skinąłem głową i nabrałem kalafior na widelec.
- Mimo wszystko dziękuję.

▼ Rose ▼
Po konferencji, Sue poprosiła mnie na krótką rozmowę. Domyślałam się, czego będzie dotyczyć, dlatego byłam gotowa na najgorsze. Poszłyśmy do toalety, wypraszając z niej jakąś dziewczynkę, która bawiła się przy umywalkach. Przeprosiłyśmy ją, a ta lekko speszona wybiegła z pomieszczenia. Sue zakluczyła drzwi, a ja oparłam się o ścianę.
- Rosemarie Caisage. - rzuciła przyjaciółka. - Jak myślisz? Dobrze wypadłyśmy?
Posłałam jej nieśmiały uśmiech i wzruszyłam ramionami,
- Nikt nas nie zlinczował, więc chyba nie było tak tragicznie.
Sue skinęła głową i zaczęła kręcić się w kółko. Coś ją gryzło i wiedziałam, że zaraz to wyrzuci z siebie.
- Miejmy to za sobą. - powiedziałam, przecierając twarz dłonią. - No powiedz to.
Spojrzała na mnie i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Jak mogłaś dopuścić do takiej sytuacji? - szepnęła.
Z przypływu adrenaliny aż odepchnęłam się od ściany.
- Przepraszam, dobra? - żachnęłam się. - Ale to nie była moja wina, do jasnej cholery! Tylko na chwilę straciłam ich z wzroku. Skąd mogłam wiedzieć, że skoczą sobie do gardeł?!
Przyjaciółka kucnęła i schowała twarz w dłoniach. Coś zdecydowanie było nie tak. Zmartwiona podeszłam do niej i objęłam ją ramieniem.
- Mogłyśmy wszystko zaprzepaścić. - syknęła. - I to wszystko przez tego idiotę. Mówiłam Ci, że każdy facet w Twoim pobliżu to zapalnik do jego zazdrości.
Oparłam głowę o jej ramię.
- Ale wszystko się udało. - odchyliłam się na kawałek od jej twarzy i zmusiłam, żeby spojrzała w moje oczy. - Co jest grane?
Sue spojrzała przed siebie i głęboko westchnęła.
- Boję się, że możemy stracić tą sprawę, jeśli non stop będzie dochodzić do podobnych sytuacji.
Uśmiechnęłam się i klepnęłam ją w udo.
- Obiecuję, że będę lepiej pilnować Luka. - wykrzywiłam lekko twarz w grymasie i burknęłam. - I nie dopuszczę więcej do spotkania Hemmingsa i Adriana.
Sue zaśmiała się i spojrzała mi w twarz.
- Będziesz miała z tym trudności. Blondas to Twoja praca, a ten drugi twardziel, to Twój cień latający za Tobą od dobrych dziesięciu lat. Powodzenia.
Taa.. Obawiam się, że ten „blonda”, staje się czymś więcej niż moim obowiązkiem.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz