"Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa."
▼ Rose ▼
Po wyjściu Luka porozmawiałam trochę
z moją siostrą. Byłam z niej naprawdę dumna. Młoda nastolatka,
którą czeka jeszcze całe życie, postanowiła, że nie usunie
ciąży i donosi dziecka. Taka odważna i stawiająca czoło
wszystkim przeciwnościom. Pod tym względem obie byłyśmy podobne
do naszej matki. Obiecałam Mel, że pojadę z nią do chłopaka,
żeby go o tym poinformować, oraz dałam słowo, że będę jej
pomagać w każdy możliwy sposób. Po dobrych dwóch godzinach
Melanie położyła się spać, a ja skierowałam się do swojego
pokoju. Musiałam odpocząć po tym całym chaosie, który wplątał
się w moje życie dzisiejszego dnia. I nie, nie mówię tylko o moim
nadchodzącym siostrzeńcu. Mam na myśli Adriana i Luka. Jako mój
przyjaciel, którego znam od lat i który wyciągnął mnie z bagna
pod tytułem „Martin”, może i mógł robić mi aferę o głupie
wspomnienia związane z moim byłym. Ale według mnie bardziej bolała
go obecność Luka w moim mieszkaniu, niż majaczenie poprzez upicie
się poprzedniego dnia. Co mu strzeliła do tego łba, żeby podnieść
rekę na Hemmingsa? Podirytowana położyłam się na łóżku i jak
na złość akurat w tym momencie zadzwonił telefon.. Jęknęłam i
sięgnęłam do kieszeni.
- Tak, Sue? - spytałam, zmęczonym
głosem.
- Rose, sprawa się skomplikowała. -
po jej tonie mogłam usłyszeć, że jest wściekła, a to nigdy nie
wróży nic dobrego. Usiadłam prosto na łóżku i obawiałam się
pytać, co jest grane.
- Jak bardzo?
- Jutro Luke i Harry mają konferencję.
- warknęła. - A przypominam, że Hemmings ma pod okiem limo,
którego nic nie jest w stanie zakryć!
Zacisnęłam mocniej pięści i
cisnęłam poduszką w drugi kąt pokoju.
- No to jesteśmy w ciemnej dupie. Ojj,
ktoś na tym ucierpi. - syknęłam.
W słuchawce usłyszałam śmieszek
mojej przyjaciółki. Westchnęłam i podrapałam się po karku.
- Już ktoś za to oberwał, prawda? -
jęknęłam.
▼ Luke ▼
Następnego dnia bolała mnie cała
twarz. I jeszcze ten siniak pod okiem.. Jęknąłem i odwróciłem
się w stronę Caluma stojącego z jakąś zaprzyjaźnioną
makijażystką. Wolałem nie wnikać, skąd Hood ma takie znajomości.
- Najlepiej byłoby podbić Tobie
drugie oko i ściemniać, że to dodatkowy makijaż. To łatwiejsze
niż próba zatuszowania tego lima. - zaśmiał się przyjaciel.
Widząc moje spojrzenie szybko spoważniał i skinął głową. -
Dobra, kiepski żart. Siadaj i próbujcie coś zadziałać, a ja
ulatniam się do chłopaków. Powodzenia, blondasku. - po tych
słowach wyszedł z pomieszczenia.
Sophia, bo tak miała na imię znajoma
Caluma, zrobiła kawał dobrej roboty. Fakt, nie było to
perfekcyjnie zakryte, ale teraz bynajmniej połowa mojej twarzy nie
jest granatowa. Posłałem jej uśmiech i przytuliłem ją do siebie.
- Dziękuję Ci. - wyszeptałem.
- Drobiazg. - odpowiedziała z bananem
przyklejonym do twarzy. - A teraz zbieraj swoje cztery litery i
uciekaj na tą waszą konferencję.
Przed wyjściem usłyszałem dźwięk
przychodzącego sms'a. Wyciągnąłem telefon i uśmiechnąłem się
na widok imienia Rose na ekranie.
„Luke, przepraszam, że
ucierpiałeś wczorajszego dnia. Mam nadzieję, że czujesz się
lepiej, niż wyglądasz.” Zaśmiałem
się i czytałem dalej. „Chciałam Ciebie jednak prosić,
abyś przemyślał kwestię siniaka, która niewątpliwie zostanie
poruszona na dzisiejszej konferencji. Wiem, że jesteś wściekły na
Adriana. Jeśli byś mógł, to rozważ zatuszowanie tej sprawy.”
Zatuszowanie tej
sprawy? Cholera, przecież ten idiota tak mi obił twarz, że Hood
uciekał z piskiem jak mnie zobaczył! Poza tym, dlaczego nie
zadzwoni do mnie, bądź też nie porozmawia o tej sprawie w cztery
oczy? Zacisnąłem zęby i odpisałem.
„Rose, nie oczekuję od Ciebie
przeprosin. Miałam nadzieję, że „Twój przyjaciel” nie posłuży
się Tobą. Rozważam właśnie poważną kwestię, prawda. Ale
dotyczy ona tego, czy pozwę Adriana o pobicie, czy nie. Myślałem,
że jako pani psycholog preferujesz kontakt bezpośredni, niż
wysłanie głupiej wiadomości.”
Poddenerwowany schowałem telefon do
kieszeni i wyszedłem z domu.
Po drodze zajechałem po Rose, żeby
sobie co nieco wyjaśnić, ale okazało się, że ta wyruszyła już
w drogę razem z Sue. Trudno, może uda mi się z nią pogadać na
miejscu. Udałem się więc wprost do budynku, gdzie przez następne
kilka godzin będę przepytywany przez masę dziennikarzy. Jak można
było się domyśleć, wejście do wieżowca było praktycznie
zablokowane. Źródło tego zamieszania stało w centrum blasku
fleszy oraz wyciągniętych w jego stronę mikrofonów. Założyłem
okulary przeciwsłoneczne i wysiadłem z auta.
- Panie Hemmings. - nawoływały głosy
wokół mnie.
Uśmiechnąłem się do dziennikarzy i
przepchałem prosto do Styles'a. Kiedy zauważył moją sylwetkę,
odetchnął z ulgą i wykrzywił twarz w dziwnym grymasie.
- Stary, nie mogę dostać się do
środka. - szepnął mi na ucho w momencie, gdy stanąłem obok
niego. - Ci kretyni blokują przejście.
W normalnych okolicznościach
roześmiałbym się i ruszył dalej. Ale przecież ja również
musiałem tam wejść, prawda? Moją uwagę odwrócił widok czarnego
mercedesa zajeżdżającego na parking. Widziałem już gdzieś ten
samochód, aczkolwiek nie mogłem skojarzyć miejsca oraz
okoliczności. Wszystko stało się jasne, gdy z pojazdu wyszły
nasze panie psycholog. I wtedy padłem na genialny pomysł!
- Harry. - powiedziałem z entuzjazmem,
klepiąc go w ramię. - Chyba już wiem, jak to rozwiążemy.
▼ Rose ▼
Stałyśmy z Sue jak wryte. Przed nami
rozpościerała się fala ludzi, próbujących dopchać się do
środka. Głośno przełknęłam ślinę i nerwowo poprawiłam
sukienkę.
- Jeśli źle się poczuję, to mnie
łap. - powiedziałam przyjaciółce, mierząc wzrokiem tłum. -
Boże, jak my się przez to przedostaniemy. - jęknęłam widząc nie
ogarniających zamieszania ochroniarzy.
Poczułam, że Sue łapie mnie za
ramię. Spojrzałam na nią, a ta skinęła głową na zbliżających
się w naszym kierunku Styles'a oraz Hemmings'a.
- Myślę, że panowie już na coś
wpadli.
Widząc Luka poczułam ścisk w
żołądku. Dobra, zachowałam się jak tchórz. Ale nie mogłam się
przełamać, żeby prosić go milczenie stojąc z nim twarzą w
twarz. Zawsze pozostawało zadzwonić do niego, ale już w głowie
słyszałam wyzwiska kierowane pod imieniem Adriana oraz
przekleństwa, które niewątpliwie sypałyby się z jego ust jak
śnieg w zimę. Brawo, Caisage. Zaliczyłaś kolejny pułap porażki
w swojej karierze. Załamana swoim zachowaniem obserwowałam naszych
klientów i musiałam stwierdzić, że wzrok Harry'ego i Sue nie
minął się nawet na sekundę. Uśmiechnęłam się pod nosem i
cmoknęłam językiem. Luke krzyknął, żebyśmy podeszły, więc
skierowałyśmy się w kierunku naszych klientów.
- Dzień dobry. - powiedzieli chłopcy
chórkiem.
Wciąż zszokowane całym tym
zamieszaniem, skinęłyśmy głową i zdałyśmy się na nasze
„gwiazdy”. Tuptałyśmy za nimi małymi kroczkami, kiedy to nad
moich uchem usłyszałam głośny krzyk Luka.
- Ale drodzy państwo! Dajcie w spokoju
dojść paniom do budynku!
- Zróbcie przejście! - krzyknął
Harry.
Zdziwiło mnie to, lecz nie odważyłam
się podnieść wzroku. Wpatrywałam się w własne stopy i starałam
przejść do pomieszczenia, nie zostać przy tym staranowana. Po
jakimś czasie zauważyłam pod moimi butami kafelki, a to już był
dobry znak. Podniosłam głowę i odetchnęłam z ulgą, widząc
przed sobą hol biurowca.
- Przepraszamy za to zamieszanie. -
zaczął jakiś mężczyzna, który jakby nagle wyrósł z ziemi
przed naszą czwórką. - To miało odbyć się w małym gronie kilku
znanych nam dziennikarzy, a cała prasa nie powinna się o tym
dowiedzieć. Przysięgam, że nie wiem, skąd tutaj tylu ludzi. -
tłumaczył się, patrząc to na Harry'ego, to na Luka. - Biorę to
na siebie. Zmobilizowałem na dzisiaj za mało chłopców, żeby
ogarnąć tą gromadę.
Styles uśmiechnął się do niego i
poklepał go po ramieniu.
- Nie martw się tym. A teraz
przepraszam, ale musimy dostać się do sali konferencyjnej.
Bez żadnego słowa skierowaliśmy się
do windy, która miała nas zawieźć na dziesiąte piętro. Kiedy
tylko drzwi się zamknęły, odetchnęłam z ulgą.
- Zawsze tak macie? - spytałam,
spoglądając na Hemmingsa.
- Przeważnie. - odpowiedział,
wzruszając ramionami.
Z podziwu do tych mężczyzn pokręciłam
głową i oparłam ją o ścianę windy. Moją uwagę zwróciła Sue,
która podeszła bliżej Luka. Spojrzałam na nią i zaczęłam
przyglądać się temu, co miało się wydarzyć.
- Możesz ściągnąć okulary? -
spytała, lekko poddenerwowana.
Luke posłał jej ten jeden ze swoich
uroczych uśmieszków, co spowodowało, że mogłam ujrzeć jego
piękne dołeczki. Mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
- Dla naszej pani terapeutki wszystko.
- odpowiedział.
Powolnym ruchem sięgnął ręką do
oka i złapał za oprawkę swoich okularów przeciwsłonecznych.
Skrzywiłam się na sam widok tego siniaka. Czemu nie zapobiegłam
tej bójce? Rose, Ty kretynko!
- Ooo, kurwa. - mruknął Harry. Widząc
piorunujące spojrzenie Sue, Harry odchrząknął i szybko się
poprawił. - Przepraszam za wyrażenie.
Zignorowałam to i podeszłam do Luka.
Złapałam go za podbródek i obróciłam jego twarz w lewą stronę.
- Myślałam, że będzie gorzej. -
burknęłam.
Chłopak ściągnął moją dłoń z
swojej twarzy i posłał mi swój łobuzerski.
- Hood znalazł makijażystkę, która
potrafi czynić cuda.
Przez jakiś czas zapatrzyłam się w
te błękitne oczy, które przyciągały mnie do siebie. Zaczęłam
się zastanawiać, jak to byłoby poczuć ten kolczyk muskający moje
wargi. Luke przez cały czas nie puszczał mojej dłoni.
- Rose, Luke - usłyszałam głos Sue.
Gwałtownie odwróciłam głowę w jej stronę i poprawiłam swoje
włosy. - Musicie pomyśleć nad tym, jak wytłumaczycie tego
siniaka.
Zdawało się, że nie zauważyła
tego, co przed chwilą zaszło między mną, a Lukiem. Właściwie
nie było co zauważać, bo nic takiego się nie wydarzyło. Mimo
wszystko moje swobodne poczucie humoru zniknęło. Co pojawiło się
w miejsce tego? Moje tchórzostwo. Odchrząknęłam i spojrzałam na
mojego podopiecznego.
- Możemy powiedzieć prawdę. -
powiedziałam lekko zduszonym głosem. - Jeśli posądziłeś
Adriana, to będzie idealne wytłumaczenie. Nikt nie będzie
podejrzewał tego, że między Tobą, a panem Styles'em doszło do
kolejnej konfrontacji.
Zakłopotana całą tą sytuacją
objęłam się ramionami i prawie wybiegłam z windy, kiedy ta
zatrzymała się na naszym piętrze.
▼ Luke ▼
Na sali konferencyjnej zostałem
posadzony pomiędzy Rose, a Harrym. I w końcu nadeszła chwila, w
której media zaczęły zadawać nam masę pytań. Nie zwracałem
nawet uwagi na to, kto z jakiej stacji pochodzi. Moją głowę
zaprzątało to, w jaki sposób mam wyminąć niektóre
niedogodności. Padło pierwsze pytanie, o które mógłbym się
założyć, że będzie na samym początku.
- 20 października doszło do bójki
między panem Styles'em, a Tobą, panie Hemmings. Co spowodowało, że
zaczęliście się bić podczas waszego koncertu?
Lekko poddenerwowany przełknąłem
ślinę i już miałem coś odpowiedzieć, kiedy to usłyszałem głos
z mojej prawej strony.
- Może ja odpowiem na to pytanie. -
zaczął Harry, patrząc się na mnie pytająco. Skinąłem głową,
po czym głowa bujnych loków zaczęła kontynuować. - Otóż
tamtego dnia rozmawiałem z moim kolegą po fachu o różnych
rzeczach. Po pewnym czasie zeszliśmy na temat mojej siostry. Gemmy,
a na jej punkcie jestem trochę wrażliwy. Pech chciał, że źle
zrozumiałem Luka, mówiącego o mojej siostrze, i pod wpływem
impulsu uderzyłem go.
Spojrzałem pytająco na Rose, a ta z
kolei wpatrywała się w swoją przyjaciółkę. Sue siedziała dumna
z siebie, widocznie zadowolona z odpowiedzi Harry'ego. Z zamyśleń
wyrwało mnie kolejne pytanie.
- Stąd ten siniak na twarzy pana
Hemmingsa?
Odruchowo złapałem się za moje prawe
oko i skrzywiłem się pod wpływem bólu, który wciąż dał się
odczuć. Co ja mam odpowiedzieć? Co?! Cholera, cholera.. Przecież
jak obwinię Adriana, to Rose mnie zabije.. A może nie? Przecież
przez tego dupka mam limo na twarzy. Spojrzałem w kierunku mojej
pani psycholog, która spuściła głowę.
- Panie Hemmings? - rozbrzmiał
ponownie ten sam głos.
Spojrzałem na dziennikarza i posłałem
jemu promienny uśmiech.
- Nie. - odpowiedziałem zgodnie z
prawdą.
- Więc skąd on jest? - naciskał
dalej.
Na usta nasuwało się pytanie „Na
cholerę Tobie to wiedzieć?”, ale w ostatniej chwili się
powstrzymałem.
- Czy to ma jakiekolwiek znaczenie? -
spytałem, mając kątem oka widok na spanikowaną Rose.
- Owszem, ma. - powiedział już lekko
zniecierpliwiony dziennikarz.
W głowie uroiłem sobie Rose, która
wypowiada do mnie słowa napisane w sms'ie. Rany, co ta kobieta ze
mną robi..
- Zostałem zaatakowany podczas
wczorajszego powrotu z terapii. - odchrząknąłem. - Mężczyzna
pomylił mnie z jakimś swoim kolegą, o czym się skapnął dopiero
po tym, jak uderzył mnie w twarz. Wyjaśnił sprawę, przeprosił, a
ja postanowiłem nie wnosić na niego oskarżenia.
Po lewej stronie usłyszałem głośne
wypuszczenie powietrza. Uśmiechnąłem się pod nosem i wraz z
Harrym odpowiadaliśmy na dalsze pytania. Media chciały wyciągnąć
od nas wszystko, dosłownie WSZYSTKO. Napomknęli o zespole,
koncercie, naszych menadżerach, rzeszy niezadowolonych fanów,
naszym stosunku do swoich grup.. No i o nasze terapie.
- Czy kroki, które zostały podjęte w
kierunku zażegnania waszego konfliktu, przynoszą jakiś efekt?
Harry roześmiał się i rzucił mi
krótkie spojrzenie.
- A czy wyglądam, jakbym miał zaraz
skoczyć Lukowi do gardła? - spytał dziennikarza.
Mężczyzna speszył się lekko, lecz
to nie powstrzymało go przed dalszym przesłuchaniem.
- Fakt, że jeszcze nie pobiliście się
na tej sali konferencyjnej nie oznacza, że dalej nie jesteście w
konflikcie.
- To brzmi jak podżeganie mojego
klienta do odpowiedzenia w taki sposób, który chcieliby państwo
usłyszeć. - rozbrzmiał przyjemny głos Sue. - Prosiłabym o
zaprzestanie zadawania takich pytań.
Dziennikarz zmierzył wzrokiem panią
psycholog, a obok poczułem jak Harry cały aż się spiął. Jeszcze
chwila, a zjedzie tego faceta. Uśmiechnąłem się i spytałem
zebranego tłumu, zanim Styles skoczyłby temu durniowi do oczu.
- Czy są jeszcze jakieś pytania?
Z tłumu wyłoniła się blondynka o
kręconych włosach, która już od dłuższego czasu próbowała
przebić się przez innych. Posłała mi szeroki uśmiech, a ja
odwzajemniłem jej gest.
- Czy zauważył pan postępy w swoim
zachowaniu?
Chyba to przed chwilą przerobiliśmy,
prawda? Przewróciłem oczyma i cmoknąłem językiem.
- Myślę, że na to pytanie powinna
odpowiedzieć pani psycholog, która przyjęła mnie pod swoje
skrzydła.
Rose siedziała wpatrzona w blondynkę,
dokładnie ją mierząc. Miałem ochotę się roześmiać widząc tą
zawiść wymalowaną na jej zwykle łagodnych rysach twarzy.
Uśmiechnąłem się szeroko i spojrzałem na psycholożkę.
- Pani Caisage? - zagadnąłem kobietę.
Rose potrząsnęła głową i obudziła
się z otępienia.
- Mogłaby pani powtórzyć pytanie? -
spytała cicho.
- Czy zauważyła pani postępy w
zachowaniu pana Hemmingsa?
Moja ciemnowłosa piękność
uśmiechnęła się lekko i skinęła głową.
- To wszystko zależy od zaangażowania
mojego klienta. Oczywiście, Luke wyraża bardzo duże chęci, aby
zażegnać konflikt z panem Styles'em.
Bystra dziewczyna wyminęła dokładnej
odpowiedzi na pytanie, co mnie ucieszyło. Najwidoczniej zrozumiała,
że nie chcemy rozmawiać o naszej sprawie publicznie. Już miałem
zasugerować koniec konferencji, kiedy to padło kolejne pytanie.
- Jak wygląda taka typowa terapia,
przeprowadzana z panem Hemmingsem?
Rose zastukała paznokciem o blat,
znajdujący się przed nami i odpowiedziała pewnym siebie głosem.
- Niestety obowiązuje mnie tajemnica
zawodowa, która nie dopuszcza do zdradzania jakichkolwiek informacji
dotyczących naszych spotkań.
W głowie dopowiedziałem sobie pewne
zdania. „Bo po co miałoby wyjść na jaw, że na pierwszej terapii
zostałem zapchany piankami, na następnej obsikał mnie pies, a na
kolejnej zostałem obity po pysku.” Oczywiście zostawiłem to dla
siebie, aczkolwiek jak tak się patrzy z boku, to mogło to wyglądać
zabawnie. Harry i Sue odpowiedzieli jeszcze na dwa pytania, po czym
konferencja dobiegła końca. Ludzie zaczęli się rozchodzić, a ja
odczułem niesamowitą ulgę. Wraz z Styles'em oraz naszymi
psycholożkami poszliśmy do jednego pomieszczenia, aby móc spożyć
jakiś podwieczorek. Gratulowałem Rose oraz Sue pięknego wyminięcia
się z pytaniami. Harry również się do tego dołączył, nie mogąc
się pohamować przed podziwianiem naszych dam. Głównie Sue, ale
ten fakt jakoś mnie nie zaskoczył. Usłyszałem, że dwie kobiety
szepczą coś do siebie, po czym przeprosiły nas i ulotniły się na
bok. Spojrzałem na Rose szukając w jej twarzy jakieś informacji,
lecz ta tylko wzruszyła ramionami i posłała mi ciepły uśmiech.
- Te kobiety.. - rzucił Harry,
wchodząc do pomieszczenia z posiłkiem. - One wszystkie nas kiedyś
wykończą.
Zaśmiałem się i wszedłem za nim do
pokoju. Harry sięgnął po jakąś sałatkę warzywną i zaczął mi
się dokładnie przyglądać. Zająłem miejsce naprzeciw niego i
nałożyłem na talerz kalafior.
- Słuchaj, Harry.. - zagadnąłem,
lekko zakłopotany. - Chciałem podziękować za to, że wziąłeś
winę na siebie..
Styles prychnął i nałożył sobie
jedzenia do ust. Przełknął to szybko, po czym mruknął pod nosem.
- Nie zrobiłem tego dla Ciebie,
Hemmings.
Skinąłem głową i nabrałem kalafior
na widelec.
- Mimo wszystko dziękuję.
▼ Rose ▼
Po konferencji, Sue poprosiła mnie na
krótką rozmowę. Domyślałam się, czego będzie dotyczyć,
dlatego byłam gotowa na najgorsze. Poszłyśmy do toalety,
wypraszając z niej jakąś dziewczynkę, która bawiła się przy
umywalkach. Przeprosiłyśmy ją, a ta lekko speszona wybiegła z
pomieszczenia. Sue zakluczyła drzwi, a ja oparłam się o ścianę.
- Rosemarie Caisage. - rzuciła
przyjaciółka. - Jak myślisz? Dobrze wypadłyśmy?
Posłałam jej nieśmiały uśmiech i
wzruszyłam ramionami,
- Nikt nas nie zlinczował, więc chyba
nie było tak tragicznie.
Sue skinęła głową i zaczęła
kręcić się w kółko. Coś ją gryzło i wiedziałam, że zaraz to
wyrzuci z siebie.
- Miejmy to za sobą. - powiedziałam,
przecierając twarz dłonią. - No powiedz to.
Spojrzała na mnie i zmierzyła mnie
wzrokiem.
- Jak mogłaś dopuścić do takiej
sytuacji? - szepnęła.
Z przypływu adrenaliny aż odepchnęłam
się od ściany.
- Przepraszam, dobra? - żachnęłam
się. - Ale to nie była moja wina, do jasnej cholery! Tylko na
chwilę straciłam ich z wzroku. Skąd mogłam wiedzieć, że skoczą
sobie do gardeł?!
Przyjaciółka kucnęła i schowała
twarz w dłoniach. Coś zdecydowanie było nie tak. Zmartwiona
podeszłam do niej i objęłam ją ramieniem.
- Mogłyśmy wszystko zaprzepaścić. -
syknęła. - I to wszystko przez tego idiotę. Mówiłam Ci, że
każdy facet w Twoim pobliżu to zapalnik do jego zazdrości.
Oparłam głowę o jej ramię.
- Ale wszystko się udało. -
odchyliłam się na kawałek od jej twarzy i zmusiłam, żeby
spojrzała w moje oczy. - Co jest grane?
Sue spojrzała przed siebie i głęboko
westchnęła.
- Boję się, że możemy stracić tą
sprawę, jeśli non stop będzie dochodzić do podobnych sytuacji.
Uśmiechnęłam się i klepnęłam ją
w udo.
- Obiecuję, że będę lepiej pilnować
Luka. - wykrzywiłam lekko twarz w grymasie i burknęłam. - I nie
dopuszczę więcej do spotkania Hemmingsa i Adriana.
Sue zaśmiała się i spojrzała mi w
twarz.
- Będziesz miała z tym trudności.
Blondas to Twoja praca, a ten drugi twardziel, to Twój cień
latający za Tobą od dobrych dziesięciu lat. Powodzenia.
Taa.. Obawiam się, że ten „blonda”,
staje się czymś więcej niż moim obowiązkiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz