*Sue*
Są rzeczy, których nie powinnam
robić. Pierwszą na liście takich spraw jest: myślenie o Denisie,
drugą picie alkoholu, a trzecią? A trzecią jest umawianie się z
klientami. Dwie pierwsze właśnie robiłam, a trzecia wisiała na
włosku.
Oszalałam!
Miałam dziś wolny dzień i to
pierwszy od dłuższego czasu i jak przypuszczałam, myślałam o
Denisie. Uniosłam do góry kieliszek z winem. Jego czerwona głębia
pozwalała mi zapomnieć o tym, że ten dupek zmarnował mi pięć
lat z życia.
Potrafię odgadnąć ludzkie uczucia, a
nie potrafiłam zauważyć, co dzieje się pod moim nosem. Chciało
mi się śmiać, wczoraj o mało nie urwałam głowy Rose, a dziś
sama nie byłam lepsza.
-twoje zdrowie, dupku -roześmiałam
się. Powinnam przestać pić. Powinnam przestać robić wiele
rzeczy. Po pierwsze powinnam przestać się lenić. Miałam tyle
rzeczy do zrobienia. Musiałam nazbierać jak najwięcej informacji o
1D i 5SoS. Nie chciałam pytać o nic Harrego, więc musiałam
pogrzebać w necie.
Miałam trochę zalegających
informacji na poczcie, które przysłała mi najstarsza z moich
bratanic. Obecnie kochała się w Harrym lub w Liamie,a jeszcze był
Luke. No bo za nią nie da się zadążyć.
Wcisnęłam link, który mi podesłała
i od razu zostałam przekierowana na YouTube. O mało się nie
udławiłam, kiedy zobaczyłam jak Harry wywija orła na scenie. On
był naprawdę taką łamagą, jak o niem mówią! Nie dziwnie się,
że uszkodził sobie stopę.
Pola, przysłała mi jeszcze jakiś
film stworzony przez fanów. Na niego musiałam znaleźć trochę
więcej czasu i dużo popcornu.
Wstawałam już, aby poszukać popcornu
w kuchni, kiedy zadzwonił mój telefon. „Rose”.
-cześć -rzuciłam z uśmiechem na
twarzy.
-cześć -wymruczała. Skrzywiłam się.
Coś musiało być nie tak. -mamy problem
-z czym? -moje rozbawienie rozwiało
się wraz ze słowami Rose. Jeśli Rose mówiła, że mamy problem,
to go mieliśmy.
-z Lukiem -musiałam się bardziej
przysłuchać. Domyślałam się, że Luke gdzieś krąży obok niej,
bo szepcze.
-co nasze dziecko zrobiło?
*Harry*
Wszedłem pod prysznic. Ostatnią
godzinę spędziłem na siłowni. Wycisnąłem z siebie nadmiar
energii, który ostatnio mi towarzyszył. A dokładnie od pierwszego
spotkania z Sue. Co to była za kobieta! Z jednej strony tak władcza,
ze aż strach, ale z drugiej wydaje się taka zagubiona i
przemęczona. Tak jakby potrzebowała kogoś, kto się nią zajmie.
To samo mogłem powiedzieć o tej
drugiej, Rose. Wczoraj to pokazały swoją drugą twarz. Pierwszy raz
zobaczyłem, Sue w takim stanie. Strzelała piorunami na prawo i
lewo. Zrobiło mi się strasznie żal, Rose i dlatego wkroczyłem.
Nie wiem dokładnie o co chodziło z
tym Martinem, ale z pierwszych oględzin można było się domyślić,
że ten koleś potraktował Rose jak ostatniego śmiecia.
A ten jej przyjaciel, który Sue
zdążyła nazwać wszystkimi możliwymi wyzwiskami, musiał być
burakiem skoro zostawił ją w takim stanie. Chwalmy Boga, że
przynajmniej ten idiota Luke, zachował się odpowiednio.
Wytarłem włosy i spojrzałem w
lustro. Moje odbicie się do mnie głupio uśmiechało. Byłem chyba
takim samym burakiem jak ten koleś, Adrian.
Uganiałem się za zajętą laską.
Chyba nie nauczyłem nic z lekcji, którą dała mi Miley.
Harry Styles, idioto daj sobie spokój
z nią! Doprowadź to do końca i zapomnij. Tylko jak zapomnieć? No
jak zapomnieć, kiedy ta dziewczyna przyciąga mnie jak magnes. Moje
ciało i umysł rozpływał się przy niej. Nigdy nie czułem tak
silnego i dziwnego przyciągania do jakiejkolwiek kobiety. Tylko
każda poprzednia nie była Sue. Piękną ciemnowłosą kobietą,
która ubiera się dziwacznie. W ogóle była dziwaczna. Jej poglądy
i metody był dziwne. Wczoraj zapychała każdego chłopaka, który
choćby użył słowa „idiota”, „głupi”. W pewnym momencie
Mike i Niall zaczęli się specjalnie wyzywać. Wywaliła ich za
drzwi.
*Sue*
Z determinacją kroczyłam w stronę
parku. Miałam ochotę kogoś zabić i jedno spojrzenie na park
wystarczyło mi, abym znalazła swój cel.
Adrian siedział na ławce, a wkoło
niego biegał Odi.
Wiedziałam, że po tej rozmowie to
Adrian będzie biegał w około ławki. Już ja się o to postaram.
Kiedy do niego podeszłam, wstał i
bezczelnie się do mnie uśmiechnął. Miała siniaka pod okiem i w
okolicy ust. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale przyłożyłam mu z
otwartej dłoni w twarz. Chłopak się z giął w pół i jęknął z
bólu. To musiało go zaboleć i dobrze. Było widać, że Hemmings
go nie oszczędził. Miałam jednak cichą nadzieję, że Luke
wygląda trochę lepiej od niego.
-za co to było? -wyjąkał, kiedy
spojrzał mi w oczy. Cofnął się lekko do tyłu. Cieszyłam się,
że się boi, byłam teraz w bojowym nastroju.
-popieprzyło cię do końca?! -mój
krzyk zwrócił na nas uwagę kilku starszych pań, które siedziały
na następnej ławce. Nawet Odi, przystanął i spojrzał na mnie.
-jesteś, idiotą! -mój gniew zaczął osiągać najwyższą skalę.
Alkohol podwyższał mi temperaturę. -dlaczego uderzyłeś naszego
klienta?
-bo się wpieprza w nie swoje sprawy
-skrzywił się -łazi za Rose wszędzie! Do cholery, przyłazi nawet
do jej domu -podeszłam do niego bliżej.
-słuchaj -wbiłam palec w jego mostek
-to gdzie, Rose zaprasza Luke, to nie twoja sprawa -szepnęłam, bo
coraz więcej ludzi zaczęło nam się przyglądać. -jeśli stracimy
przez to, ich sprawę, to mi za to zapłacisz, dupku -uderzyłam go z
pięści w klatkę piersiową. Jęknął. Nigdy nie cieszyło mnie
sprawianie komuś bólu, ale teraz byłam z siebie zadowolona -módl
się, żeby Luke cię nie pozwał -nagle jego twarz zmieniła wyraz.
Patrzał na mnie przerażony. Ten idiota nawet nie pomyślał, że
Luke mógłby go pozwać?! To by był dobry pomysł, przynajmniej nie
musielibyśmy się głowić jak wytłumaczyć siniaka Luka, kiedy
ktoś to zauważy. Wszyscy pewnie zwalą winę na Harrego, który
nawet nie ma pojęcia co nawywijał nasz kochany Luke. -wiesz, że...
-moją wypowiedź przerwał dzwonek mojego telefonu. Wkurzona
odebrałam telefon.
-słucham -sama nie poznawałam swojego
głosu, ale się nie dziwiłam. Byłam tak wkurzona, taki kontrakt
mógł przejść nam koło nosa i tylko dlatego, że ten idiota
Adrian jest zazdrosny.
-pani Hearson? -miałam ochotę
odpowiedzieć, NIE, służba więzienna.
-tak, słucham
-tu Paul Higgins... -Higgins? Cholera,
kto to był?! -menadżer... -wyprostowałam się jakbym połknęła
kij. Jego telefon mógł znaczyć to, że już się dowiedział o
Luku i właśnie straciłyśmy pracę. -chciałem panią
poinformować, że na jutrzejszy dzień została zwołana konferencja
prasowa, w sprawie Luka i Harrego...
-że co? -byłam w szoku. Konferencja?!
Jutro?! Przecież to za szybko! Nie mamy nawet planu!
-została na jutro zwołana
konferencja. Mam nadzieję, że odpowiednio przygotowałyście Panie,
Harrego i Luka.
-ja...
-jutro o jedenastej... -ziemia się
pode mną zarwała, a niebo spadło mi na ziemię. Właśnie
spieprzyłyśmy najważniejszą sprawę jaką dostałyśmy i to przez
tego idiotę, który miał jeszcze czelność nazywać się
przyjacielem, Rose.
-do jutra -szepnęłam i się
rozłączyłam. Byłam taka zła.
Wkurzona z całej siły uderzyłam
Adriana w brzuch, lekko się zatoczył. Miałam ochotę jeszcze go
trochę poturbować, ale nie miałam na to czasu.
Odeszłam z zamiarem zadzwonienia do
Rose. Miałyśmy teraz ogromny problem.
*Harry*
Byłem totalnie zmęczony. Położyłem
się jak tylko wróciłem z siłowni, ale to nic nie dało. Dalej
oczy mi się kleiły, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Żyć nie
umierać.
Wziąłem telefon do ręki, który
uprzednio wyciszyłem. Otworzyłem szeroko oczy, gdy zobaczyłem, że
mam prawie sto nie odebranych połączeń i parę wiadomości.
Większość połączeń była od Sue i Paula. Przeczytałem
wiadomości.
Sue: Gdzie Ty do jasnej cholery
jesteś?! Wszyscy Cię szukają!!!
Sue: odbierz ten telefon!
Sue: Harry, nie żartuj sobie z nas!
Wszyscy Cię szukają. Gdzie jesteś?!
Olałem totalnie Paula i oddzwoniłem
do Sue. Jak tylko odebrała usłyszałem chyba najgłośniejszy krzyk
na świecie.
-gdzieś ty się podziewał!!!
-musiałem odsunąć telefon od ucha, aby czasem nie ogłuchnąć.
Jeden nie słyszący członek zespołu, wystarczy.
-spałem, mam wolny dzień, więc...
-myście, ze dała mi się wytłumaczyć? Oczywiście, że nie.
-od kiedy narozrabiałeś z Lukiem, nie
masz wolnego czasu i masz odbierać telefony! -westchnąłem. Czy
wszyscy muszą mi ciągle przypominać co ostatnio zrobiłem?
-Sue... -szepnąłem zrezygnowany -co
się stało?
-mamy wielki problem -warknęła -na
jutro zwołano konferencje w waszej sprawie
-co?! -teraz już się na maksa
obudziłem. Wstałem z łóżka
-to... nie mamy nawet przygotowanego
planu -teraz już mówiła spokojniej. Teraz już wiedziałem,
dlaczego była taka zła. -dlatego mam dla ciebie pozycję nie do
odrzucenia.
-tak?
-musisz wziąć na siebie cała winę
za tą waszą bójkę... -chyba się przesłyszałem. Ona myślała,
że nadstawię swoją twarz, aby cały świat mnie zlinczował
-nie...
-nie masz wyjścia, Harry....
-ale jak? -nie wiedziałem co mam
powiedzieć.
-zadzwonię do ciebie jak dopracuję
mój plan...
-kicia, gdzie masz moje bokserki?!
-usłyszałem przytłumiony męski głos. Poczułem dziwne ukucie w
okolicy serca.
-a co pilnuję twojej bielizny? -Sue
musiała zakryć dłonią telefon, bo praktycznie tego nie usłyszałem
-Harry, nie mam czasu. Oddzwonię jak to wszystko dopracuję
-rozłączyła się. Zostawiła mnie z otwartymi ustami i telefonem
przy uchu.
No tak.... nie miała czasu. Pewnie
siedział u niej ten jej facet. Na samą o tym myśl zacisnąłem
dłonie. Zazdrość, o tak, zazdrość. Nie miałem zamiaru tak po
prostu się poddać.
Ubrałem się szybko i zamówiłem
taksówkę. Nie chciałem teraz sam prowadzić. W drodze do Sue,
oddzwoniłem do Paula. Czekał na mnie nieziemski opieprz.
*
Wysiadłem przed wysoką, stara
kamienica. Wiedziałem, że gdzieś tu mieszka Sue, ale tylko gdzie?
Podszedłem do budynku. Niestety
zamiast nazwisk obok przycisków domofonu, był panel jak do
wpisywania kodu. Nie znałem numeru domu, więc byłem w ciemnej
dupie. Mogłem wcisnąć jakikolwiek numerek i poczekać, aż ktoś
mi odpowie. Już chciałem to zrobić kiedy obok mnie pojawiła się
jakaś kobieta. Była koło czterdziestki. Spojrzała na mnie z
uśmiechem i wpisała jakieś cyferki. Drzwi z trzaskiem ustąpiły.
Nie wiedziałem, czy mam wejść czy nie. Mogłem wyglądać jak
młodociany przestępca, który chce się do kogoś włamać.
-a pan do kogo? -zapytała kobieta,
kiedy przytrzymałem jej drzwi, aby weszła.
-do Sue Hearson -odparłem, modląc się
o to, aby dała mi jakąś małą podpowiedź, co do tego gdzie
mieszka Sue.
-Sue? -kobieta wcisnęła mi swoje
siatki z zakupami do ręki -mieszkamy na tym samym piętrze -chciałem
krzyczeć „eureka”. Podałem swoje ramie kobiecie i zaczęliśmy
maszerować ku górze. -to stara kamienica, ale mogliby zamontować
tu windę -kobieta trajkotała jak opętana -mam dość już
codziennie biegania na czwarte piętro.
-bardzo współczuję -chciałem
całować tą wygadaną kobietę po rękach. Nawet nie wyobrażała
sobie jak pomagała mi tą swoją paplaniną.
Przystanąłem na czwartym piętrze.
Mieściły się tam tylko dwa mieszkania. Stanąłem na środku
korytarza. Kobieta otworzyła pierwsze drzwi przy schodach.
-dalej sobie już poradzę -odebrała
ode mnie zakupy -do widzenia, panu -zniknęła za drzwiami za nim
zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć.
Odwróciłem się w stronę drzwi, za
którymi miałem znaleźć Sue i prawdopodobnie jej faceta.
Zapukałem głośno. Sama myśl, że
ona należy do innego faceta, doprowadzała mnie do gorączki.
Otworzył mi facet mojego wzrostu.
Włosy miał długie, związane na czubku głowy, a najgorsze było
to, że był w samych bokserkach! Cholera... gdzie on miał spodnie?!
-cześć, koleś -jednym ruchem ręki
wciągnął mnie do środka. Byłem zdezorientowany -ty pewnie, ten
nowy klient Sue. Mów mi Le -wyciągnął rękę przed siebie.
Uścisnąłem ją lekko. Po czym chłopak wepchnął mnie w głąb
domu.
Dom wyglądał jak spod brzytwy. Każdy
drobiazg był ustawiony pod odpowiednim kątem i bez grama kurzu.
Biała kanapa, która zajmowała większą część salonu, wyglądała
jakby przed chwilą wyjechała ze sklepu. Pod oszklonym stolikiem
znajdowały się rysunki dzieci. Wszystko było tak perfekcyjne, no
prawie. Cały ten idealny obrazek psuły jakieś ubrania na fotelu.
-Sue, zaraz przyjdzie. Rozgość się
-spodziewałem się, że zaraz wyjdzie „moja” piękność w samym
szlafroku i w roztrzepanych włosach. Obawiałem się, że
przeszkodziłem im w czymś o czym nie chciałbym słyszeć.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się
i usłyszałem jej głos.
-Le, jest do dupy! -dziewczyna weszła
do salonu i od razu wpadła w ramiona tego faceta.
-wyrażaj się, mamy gościa
-uśmiechnął się i pocałował ją w czoło. Miałem ochotę obić
mu twarz, to ja chciałem ją całować.
-Harry, co tu robisz?! -była bardzo
zdziwiona moja obecnością -jak tu trafiłeś? -wzruszyłem
ramionami i próbowałem nie patrzeć na to jak przytula się do
tamtego kolesia.
Ogarnij się, Styles. To nie kobieta
dla ciebie. -Le, idź się ubierz. -ode pchała go od siebie.
-mamy sprawę chyba do omówienia
-usiadłem na jej bialutkiej kanapie i od razu wstałem. Bałem się,
że ją zabrudzę a Królowa Pani, mnie za to zabije.
-usiądź, Harry -popchnęła mnie i
upadłem na kanapę. -przecież mówiłam, że nie mam czasu.
Zadzwoniłabym.
-mamy coś do obgadania. Nie zgadzam
się...
-na co?
-na to, żebym wziął na siebie całą
winę, Luke też zawinił.
Zacisnęła usta w prostą linię. Nie
odzywała się, tylko mierzyła mnie wzrokiem. Zacząłem się
dziwnie czuć pod jej spojrzeniem. Wszystko nagle zaczęło mnie
swędzieć. Nie wiem co się ze mną działo, ale to było wszystko
jej wina. Od kiedy ja tylko spotkałem, stała się moim utrapieniem.
Może dobrze by było pogodzić się publicznie z Lukiem i nie mieć
już jej w zasięgu wzroku. Sprawy by się jakoś ułożyły, a mnie
by ulżyło.
-Harry, nie przysparzaj więcej
problemów. To, że nie chcesz się zgodzić, to nic w porównaniu do
tego, co nas czeka -rzuciła ostro. Była wkurzona i to chyba mało
powiedziane -nie masz wyjścia, zgodzisz się i tyle...
-a jak nie?
-to droga wolna. Ja i Rose już nie
kiwniemy palcem. -wstał -jak chcesz pociągnąć swoich przyjaciół
na samo dno, to proszę. Nie moja sprawa -wyszła z salonu. Zostawiła
mnie samego z mętlikiem w głowie.
-Sue, kochanie... ja wychodzę
-ponownie pojawił się ten koleś. Tym razem w pełnym ubiorze i z
jakąś teczką. Rozejrzał się po pomieszczeniu -gdzie, Sue?
-wzruszyłem ramionami. To chyba on powinien wiedzieć, gdzie
znajduje się jego ukochana -powiedz, mojej siostrze, że wrócę
wieczorem. -usłyszałem tylko trzask drzwi. Siostrze?! To był szok.
Od samego początku postawiłem na to, że ten kolo, to jej facet, a
tu proszę.
Po chwili pojawiła się Sue, z
kieliszkiem czerwonego „czegoś”. Pewnie to było wino. Usiadła
obok mnie i odstawiła kieliszek na stolik.
-jaki mamy problem? -zapytałem po
cichu. Nie chciałem usłyszeć od niej kolejnych kąśliwych uwag.
-Luke, ma podbite oko -spojrzała na
mnie. To co powiedziała, dochodziło do mnie bardzo powoli. Jak już
zrozumiałem, to co do mnie powiedziała, wstałem gwałtownie. To
chyba były jakieś jaja. Co ten, idiota Luke znowu nawywijał.
-co?! -teraz to ja byłem zły. Czułem
jak coś rozrywa mi klatkę piersiową. Sue pociągnęła mnie za
rękę.
-Harry, usiądź -zrobiłem to o co
poprosiła i opróżniłem cały jej kieliszek. Dobrze, że
przyjechałem taksówką. -to nie jest jego wina, ale nasz problem.
-jak nie jego wina? -zapytałem
wściekły. Ten dupek narozrabiał, a ona go jeszcze broni -on to
zrobił specjalnie, aby mnie pogrążyć. Dupek.
Sue, bardzo mocno uderzyła mnie w
ramię.
-to go uderzono. -odparła z uśmiechem
-bronił kogoś
Uniosłem wysoko jedną brew. Tego bym
się nie spodziewał. No jak pan Hemmings, mógł kogoś bronić.
-kogo?
-Rose -dobra, teraz zacząłem wierzyć.
-ale jak, co.... -sam nie wiedziałem o
co mam pytać. Ta sytuacja była skomplikowana. I to tym razem nie ja
ją komplikowałem.
-Adrian uderzył go pierwszy. Niestety
Rose nie udało się ich za szybko rozdzielić. Mamy problem Harry, a
ty go jeszcze bardziej pogłębiasz.
Jakby nie ona, to zapewne bym się
bronił przed tym co mi proponowała, ale prawda była taka, że dla
Sue zrobiłbym wszystko.
-dobrze -poprawiłem włosy -przyznam
się, ale jaki miałem powód?
Sue spojrzała na mnie. Po jej oczach
widziałem, że ma już gotowy cały plan i chyba powinienem zacząć
się bać.
-powiesz, że źle zrozumiałeś Luka
-lekko się uśmiechnęła i wiedziałem, że to jeszcze nie koniec.
-powiesz, że rozmawialiście o twojej siostrze i źle zrozumiałeś,
to co powiedział Luke. Myślałeś, że on ją obraził i...
-o nie, nie, nie... nie bd w to mieszać
Gemmy -wstałem. Oparłem się dłońmi o oparcie kanapy.
-Harry, to wypali. Przecież nawet taki
laik, jak ja wie, jakie stosunki masz do swojej siostry. -miała
racje, ale nie wiem, czy chciałem ją w to mieszać. Zawsze jednak
mogłem zdzwonić do Gemmy. Ona z chęcią by mi pomogła.
-dobrze -stanąłem tuż przed nią.
-zadzwonię do niej
-z twoją, nogą już wszystko ok? -jej
wzrok padł na moją stopę. Na szczęście nie musiałem dalej nosić
tego przeklętego buta ortopedycznego.
-piątka za spostrzegawczość, pani
psycholog -roześmiałem się. Spojrzałem na zegarek. Było już
późno, a byłem umówiony z Paulem. -muszę już iść.
-rozumiem -wstała- odprowadzę cię.
Ja wyciągnął jednak najpierw telefon
i zadzwoniłem po taksówkę. Postanowiłem jednak na nią poczekać
na zewnątrz. Obecność Sue, źle na mnie wpływała.
-do jutra Harry -Sue otworzyła mi
drzwi. Stanęła w progu. Spojrzałem na nią i chyba to był błąd.
Jej piękne oczy przyciągały moje. Nawet nie wiem kiedy do niej
podszedłem. Włożyłem dłoń w jej włosy i nachyliłem się nad
nią. Uniosła oczy do góry i lekko rozchyliła usta.
Boże, tak bardzo chciałem posmakować
jej ust. Oparłem czoło o jej czoło. Nie mogłem jej pocałować,
bo to mogło wszystko zepsuć, więc tylko się przyglądałem jej
ustom.
-Harry, powinieneś już iść -mówiła
ochrypłym głosem. Ta cała sytuacja działała na nią tak samo jak
na mnie.
-wiem -szepnąłem, drugą ręką
objąłem ją w pasie. Teraz stykaliśmy się ciałami.
-to idź już -uśmiechała się.
Podobało jej się.
-idę -mruknąłem. Odsunąłem się od
niej. Rękę, która trzymałem w jej włosach przesunąłem na jej
policzek. Obrysowałem kciukiem jej usta.
-nie widzę -ściągnęła moją dłoń
ze swojego pliczka, jednak jej nie puściła.
-idę... dobranoc, Sue -szepnąłem i
odsunąłem się. Nasze złączone dłonie teraz wisiały między
nami.
-dobranoc, Harry -zacisnęła mocniej
dłoń na mojej dłoni. Puściła wreszcie moją rękę, a ja z
uśmiechem stanąłem na pierwszym schodku.
-jeszcze, jedno.
-tak, Harry? -zapytała
-twój brat, powiedział, że wróci
późno -zbiegłem po schodach. Długo słyszałem za sobą jej
śmiech. Wszystko jednak układało się dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz