środa, 2 grudnia 2015

Chapter Nine



*Sue*
Są rzeczy, których nie powinnam robić. Pierwszą na liście takich spraw jest: myślenie o Denisie, drugą picie alkoholu, a trzecią? A trzecią jest umawianie się z klientami. Dwie pierwsze właśnie robiłam, a trzecia wisiała na włosku.
Oszalałam!
Miałam dziś wolny dzień i to pierwszy od dłuższego czasu i jak przypuszczałam, myślałam o Denisie. Uniosłam do góry kieliszek z winem. Jego czerwona głębia pozwalała mi zapomnieć o tym, że ten dupek zmarnował mi pięć lat z życia.
Potrafię odgadnąć ludzkie uczucia, a nie potrafiłam zauważyć, co dzieje się pod moim nosem. Chciało mi się śmiać, wczoraj o mało nie urwałam głowy Rose, a dziś sama nie byłam lepsza.
-twoje zdrowie, dupku -roześmiałam się. Powinnam przestać pić. Powinnam przestać robić wiele rzeczy. Po pierwsze powinnam przestać się lenić. Miałam tyle rzeczy do zrobienia. Musiałam nazbierać jak najwięcej informacji o 1D i 5SoS. Nie chciałam pytać o nic Harrego, więc musiałam pogrzebać w necie.
Miałam trochę zalegających informacji na poczcie, które przysłała mi najstarsza z moich bratanic. Obecnie kochała się w Harrym lub w Liamie,a jeszcze był Luke. No bo za nią nie da się zadążyć.
Wcisnęłam link, który mi podesłała i od razu zostałam przekierowana na YouTube. O mało się nie udławiłam, kiedy zobaczyłam jak Harry wywija orła na scenie. On był naprawdę taką łamagą, jak o niem mówią! Nie dziwnie się, że uszkodził sobie stopę.
Pola, przysłała mi jeszcze jakiś film stworzony przez fanów. Na niego musiałam znaleźć trochę więcej czasu i dużo popcornu.
Wstawałam już, aby poszukać popcornu w kuchni, kiedy zadzwonił mój telefon. „Rose”.
-cześć -rzuciłam z uśmiechem na twarzy.
-cześć -wymruczała. Skrzywiłam się. Coś musiało być nie tak. -mamy problem
-z czym? -moje rozbawienie rozwiało się wraz ze słowami Rose. Jeśli Rose mówiła, że mamy problem, to go mieliśmy.
-z Lukiem -musiałam się bardziej przysłuchać. Domyślałam się, że Luke gdzieś krąży obok niej, bo szepcze.
-co nasze dziecko zrobiło?

*Harry*
Wszedłem pod prysznic. Ostatnią godzinę spędziłem na siłowni. Wycisnąłem z siebie nadmiar energii, który ostatnio mi towarzyszył. A dokładnie od pierwszego spotkania z Sue. Co to była za kobieta! Z jednej strony tak władcza, ze aż strach, ale z drugiej wydaje się taka zagubiona i przemęczona. Tak jakby potrzebowała kogoś, kto się nią zajmie.
To samo mogłem powiedzieć o tej drugiej, Rose. Wczoraj to pokazały swoją drugą twarz. Pierwszy raz zobaczyłem, Sue w takim stanie. Strzelała piorunami na prawo i lewo. Zrobiło mi się strasznie żal, Rose i dlatego wkroczyłem.
Nie wiem dokładnie o co chodziło z tym Martinem, ale z pierwszych oględzin można było się domyślić, że ten koleś potraktował Rose jak ostatniego śmiecia.
A ten jej przyjaciel, który Sue zdążyła nazwać wszystkimi możliwymi wyzwiskami, musiał być burakiem skoro zostawił ją w takim stanie. Chwalmy Boga, że przynajmniej ten idiota Luke, zachował się odpowiednio.
Wytarłem włosy i spojrzałem w lustro. Moje odbicie się do mnie głupio uśmiechało. Byłem chyba takim samym burakiem jak ten koleś, Adrian.
Uganiałem się za zajętą laską. Chyba nie nauczyłem nic z lekcji, którą dała mi Miley.
Harry Styles, idioto daj sobie spokój z nią! Doprowadź to do końca i zapomnij. Tylko jak zapomnieć? No jak zapomnieć, kiedy ta dziewczyna przyciąga mnie jak magnes. Moje ciało i umysł rozpływał się przy niej. Nigdy nie czułem tak silnego i dziwnego przyciągania do jakiejkolwiek kobiety. Tylko każda poprzednia nie była Sue. Piękną ciemnowłosą kobietą, która ubiera się dziwacznie. W ogóle była dziwaczna. Jej poglądy i metody był dziwne. Wczoraj zapychała każdego chłopaka, który choćby użył słowa „idiota”, „głupi”. W pewnym momencie Mike i Niall zaczęli się specjalnie wyzywać. Wywaliła ich za drzwi.

*Sue*
Z determinacją kroczyłam w stronę parku. Miałam ochotę kogoś zabić i jedno spojrzenie na park wystarczyło mi, abym znalazła swój cel.
Adrian siedział na ławce, a wkoło niego biegał Odi.
Wiedziałam, że po tej rozmowie to Adrian będzie biegał w około ławki. Już ja się o to postaram.
Kiedy do niego podeszłam, wstał i bezczelnie się do mnie uśmiechnął. Miała siniaka pod okiem i w okolicy ust. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale przyłożyłam mu z otwartej dłoni w twarz. Chłopak się z giął w pół i jęknął z bólu. To musiało go zaboleć i dobrze. Było widać, że Hemmings go nie oszczędził. Miałam jednak cichą nadzieję, że Luke wygląda trochę lepiej od niego.
-za co to było? -wyjąkał, kiedy spojrzał mi w oczy. Cofnął się lekko do tyłu. Cieszyłam się, że się boi, byłam teraz w bojowym nastroju.
-popieprzyło cię do końca?! -mój krzyk zwrócił na nas uwagę kilku starszych pań, które siedziały na następnej ławce. Nawet Odi, przystanął i spojrzał na mnie. -jesteś, idiotą! -mój gniew zaczął osiągać najwyższą skalę. Alkohol podwyższał mi temperaturę. -dlaczego uderzyłeś naszego klienta?
-bo się wpieprza w nie swoje sprawy -skrzywił się -łazi za Rose wszędzie! Do cholery, przyłazi nawet do jej domu -podeszłam do niego bliżej.
-słuchaj -wbiłam palec w jego mostek -to gdzie, Rose zaprasza Luke, to nie twoja sprawa -szepnęłam, bo coraz więcej ludzi zaczęło nam się przyglądać. -jeśli stracimy przez to, ich sprawę, to mi za to zapłacisz, dupku -uderzyłam go z pięści w klatkę piersiową. Jęknął. Nigdy nie cieszyło mnie sprawianie komuś bólu, ale teraz byłam z siebie zadowolona -módl się, żeby Luke cię nie pozwał -nagle jego twarz zmieniła wyraz. Patrzał na mnie przerażony. Ten idiota nawet nie pomyślał, że Luke mógłby go pozwać?! To by był dobry pomysł, przynajmniej nie musielibyśmy się głowić jak wytłumaczyć siniaka Luka, kiedy ktoś to zauważy. Wszyscy pewnie zwalą winę na Harrego, który nawet nie ma pojęcia co nawywijał nasz kochany Luke. -wiesz, że... -moją wypowiedź przerwał dzwonek mojego telefonu. Wkurzona odebrałam telefon.
-słucham -sama nie poznawałam swojego głosu, ale się nie dziwiłam. Byłam tak wkurzona, taki kontrakt mógł przejść nam koło nosa i tylko dlatego, że ten idiota Adrian jest zazdrosny.
-pani Hearson? -miałam ochotę odpowiedzieć, NIE, służba więzienna.
-tak, słucham
-tu Paul Higgins... -Higgins? Cholera, kto to był?! -menadżer... -wyprostowałam się jakbym połknęła kij. Jego telefon mógł znaczyć to, że już się dowiedział o Luku i właśnie straciłyśmy pracę. -chciałem panią poinformować, że na jutrzejszy dzień została zwołana konferencja prasowa, w sprawie Luka i Harrego...
-że co? -byłam w szoku. Konferencja?! Jutro?! Przecież to za szybko! Nie mamy nawet planu!
-została na jutro zwołana konferencja. Mam nadzieję, że odpowiednio przygotowałyście Panie, Harrego i Luka.
-ja...
-jutro o jedenastej... -ziemia się pode mną zarwała, a niebo spadło mi na ziemię. Właśnie spieprzyłyśmy najważniejszą sprawę jaką dostałyśmy i to przez tego idiotę, który miał jeszcze czelność nazywać się przyjacielem, Rose.
-do jutra -szepnęłam i się rozłączyłam. Byłam taka zła.
Wkurzona z całej siły uderzyłam Adriana w brzuch, lekko się zatoczył. Miałam ochotę jeszcze go trochę poturbować, ale nie miałam na to czasu.
Odeszłam z zamiarem zadzwonienia do Rose. Miałyśmy teraz ogromny problem.

*Harry*
Byłem totalnie zmęczony. Położyłem się jak tylko wróciłem z siłowni, ale to nic nie dało. Dalej oczy mi się kleiły, a ciało odmawiało posłuszeństwa. Żyć nie umierać.
Wziąłem telefon do ręki, który uprzednio wyciszyłem. Otworzyłem szeroko oczy, gdy zobaczyłem, że mam prawie sto nie odebranych połączeń i parę wiadomości. Większość połączeń była od Sue i Paula. Przeczytałem wiadomości.
Sue: Gdzie Ty do jasnej cholery jesteś?! Wszyscy Cię szukają!!!
Sue: odbierz ten telefon!
Sue: Harry, nie żartuj sobie z nas! Wszyscy Cię szukają. Gdzie jesteś?!
Olałem totalnie Paula i oddzwoniłem do Sue. Jak tylko odebrała usłyszałem chyba najgłośniejszy krzyk na świecie.
-gdzieś ty się podziewał!!! -musiałem odsunąć telefon od ucha, aby czasem nie ogłuchnąć. Jeden nie słyszący członek zespołu, wystarczy.
-spałem, mam wolny dzień, więc... -myście, ze dała mi się wytłumaczyć? Oczywiście, że nie.
-od kiedy narozrabiałeś z Lukiem, nie masz wolnego czasu i masz odbierać telefony! -westchnąłem. Czy wszyscy muszą mi ciągle przypominać co ostatnio zrobiłem?
-Sue... -szepnąłem zrezygnowany -co się stało?
-mamy wielki problem -warknęła -na jutro zwołano konferencje w waszej sprawie
-co?! -teraz już się na maksa obudziłem. Wstałem z łóżka
-to... nie mamy nawet przygotowanego planu -teraz już mówiła spokojniej. Teraz już wiedziałem, dlaczego była taka zła. -dlatego mam dla ciebie pozycję nie do odrzucenia.
-tak?
-musisz wziąć na siebie cała winę za tą waszą bójkę... -chyba się przesłyszałem. Ona myślała, że nadstawię swoją twarz, aby cały świat mnie zlinczował
-nie...
-nie masz wyjścia, Harry....
-ale jak? -nie wiedziałem co mam powiedzieć.
-zadzwonię do ciebie jak dopracuję mój plan...
-kicia, gdzie masz moje bokserki?! -usłyszałem przytłumiony męski głos. Poczułem dziwne ukucie w okolicy serca.
-a co pilnuję twojej bielizny? -Sue musiała zakryć dłonią telefon, bo praktycznie tego nie usłyszałem -Harry, nie mam czasu. Oddzwonię jak to wszystko dopracuję -rozłączyła się. Zostawiła mnie z otwartymi ustami i telefonem przy uchu.
No tak.... nie miała czasu. Pewnie siedział u niej ten jej facet. Na samą o tym myśl zacisnąłem dłonie. Zazdrość, o tak, zazdrość. Nie miałem zamiaru tak po prostu się poddać.
Ubrałem się szybko i zamówiłem taksówkę. Nie chciałem teraz sam prowadzić. W drodze do Sue, oddzwoniłem do Paula. Czekał na mnie nieziemski opieprz.
*
Wysiadłem przed wysoką, stara kamienica. Wiedziałem, że gdzieś tu mieszka Sue, ale tylko gdzie?
Podszedłem do budynku. Niestety zamiast nazwisk obok przycisków domofonu, był panel jak do wpisywania kodu. Nie znałem numeru domu, więc byłem w ciemnej dupie. Mogłem wcisnąć jakikolwiek numerek i poczekać, aż ktoś mi odpowie. Już chciałem to zrobić kiedy obok mnie pojawiła się jakaś kobieta. Była koło czterdziestki. Spojrzała na mnie z uśmiechem i wpisała jakieś cyferki. Drzwi z trzaskiem ustąpiły. Nie wiedziałem, czy mam wejść czy nie. Mogłem wyglądać jak młodociany przestępca, który chce się do kogoś włamać.
-a pan do kogo? -zapytała kobieta, kiedy przytrzymałem jej drzwi, aby weszła.
-do Sue Hearson -odparłem, modląc się o to, aby dała mi jakąś małą podpowiedź, co do tego gdzie mieszka Sue.
-Sue? -kobieta wcisnęła mi swoje siatki z zakupami do ręki -mieszkamy na tym samym piętrze -chciałem krzyczeć „eureka”. Podałem swoje ramie kobiecie i zaczęliśmy maszerować ku górze. -to stara kamienica, ale mogliby zamontować tu windę -kobieta trajkotała jak opętana -mam dość już codziennie biegania na czwarte piętro.
-bardzo współczuję -chciałem całować tą wygadaną kobietę po rękach. Nawet nie wyobrażała sobie jak pomagała mi tą swoją paplaniną.
Przystanąłem na czwartym piętrze. Mieściły się tam tylko dwa mieszkania. Stanąłem na środku korytarza. Kobieta otworzyła pierwsze drzwi przy schodach.
-dalej sobie już poradzę -odebrała ode mnie zakupy -do widzenia, panu -zniknęła za drzwiami za nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć.
Odwróciłem się w stronę drzwi, za którymi miałem znaleźć Sue i prawdopodobnie jej faceta.
Zapukałem głośno. Sama myśl, że ona należy do innego faceta, doprowadzała mnie do gorączki.
Otworzył mi facet mojego wzrostu. Włosy miał długie, związane na czubku głowy, a najgorsze było to, że był w samych bokserkach! Cholera... gdzie on miał spodnie?!
-cześć, koleś -jednym ruchem ręki wciągnął mnie do środka. Byłem zdezorientowany -ty pewnie, ten nowy klient Sue. Mów mi Le -wyciągnął rękę przed siebie. Uścisnąłem ją lekko. Po czym chłopak wepchnął mnie w głąb domu.
Dom wyglądał jak spod brzytwy. Każdy drobiazg był ustawiony pod odpowiednim kątem i bez grama kurzu. Biała kanapa, która zajmowała większą część salonu, wyglądała jakby przed chwilą wyjechała ze sklepu. Pod oszklonym stolikiem znajdowały się rysunki dzieci. Wszystko było tak perfekcyjne, no prawie. Cały ten idealny obrazek psuły jakieś ubrania na fotelu.
-Sue, zaraz przyjdzie. Rozgość się -spodziewałem się, że zaraz wyjdzie „moja” piękność w samym szlafroku i w roztrzepanych włosach. Obawiałem się, że przeszkodziłem im w czymś o czym nie chciałbym słyszeć.
Nagle drzwi wejściowe otworzyły się i usłyszałem jej głos.
-Le, jest do dupy! -dziewczyna weszła do salonu i od razu wpadła w ramiona tego faceta.
-wyrażaj się, mamy gościa -uśmiechnął się i pocałował ją w czoło. Miałem ochotę obić mu twarz, to ja chciałem ją całować.
-Harry, co tu robisz?! -była bardzo zdziwiona moja obecnością -jak tu trafiłeś? -wzruszyłem ramionami i próbowałem nie patrzeć na to jak przytula się do tamtego kolesia.
Ogarnij się, Styles. To nie kobieta dla ciebie. -Le, idź się ubierz. -ode pchała go od siebie.
-mamy sprawę chyba do omówienia -usiadłem na jej bialutkiej kanapie i od razu wstałem. Bałem się, że ją zabrudzę a Królowa Pani, mnie za to zabije.
-usiądź, Harry -popchnęła mnie i upadłem na kanapę. -przecież mówiłam, że nie mam czasu. Zadzwoniłabym.
-mamy coś do obgadania. Nie zgadzam się...
-na co?
-na to, żebym wziął na siebie całą winę, Luke też zawinił.
Zacisnęła usta w prostą linię. Nie odzywała się, tylko mierzyła mnie wzrokiem. Zacząłem się dziwnie czuć pod jej spojrzeniem. Wszystko nagle zaczęło mnie swędzieć. Nie wiem co się ze mną działo, ale to było wszystko jej wina. Od kiedy ja tylko spotkałem, stała się moim utrapieniem. Może dobrze by było pogodzić się publicznie z Lukiem i nie mieć już jej w zasięgu wzroku. Sprawy by się jakoś ułożyły, a mnie by ulżyło.
-Harry, nie przysparzaj więcej problemów. To, że nie chcesz się zgodzić, to nic w porównaniu do tego, co nas czeka -rzuciła ostro. Była wkurzona i to chyba mało powiedziane -nie masz wyjścia, zgodzisz się i tyle...
-a jak nie?
-to droga wolna. Ja i Rose już nie kiwniemy palcem. -wstał -jak chcesz pociągnąć swoich przyjaciół na samo dno, to proszę. Nie moja sprawa -wyszła z salonu. Zostawiła mnie samego z mętlikiem w głowie.
-Sue, kochanie... ja wychodzę -ponownie pojawił się ten koleś. Tym razem w pełnym ubiorze i z jakąś teczką. Rozejrzał się po pomieszczeniu -gdzie, Sue? -wzruszyłem ramionami. To chyba on powinien wiedzieć, gdzie znajduje się jego ukochana -powiedz, mojej siostrze, że wrócę wieczorem. -usłyszałem tylko trzask drzwi. Siostrze?! To był szok. Od samego początku postawiłem na to, że ten kolo, to jej facet, a tu proszę.
Po chwili pojawiła się Sue, z kieliszkiem czerwonego „czegoś”. Pewnie to było wino. Usiadła obok mnie i odstawiła kieliszek na stolik.
-jaki mamy problem? -zapytałem po cichu. Nie chciałem usłyszeć od niej kolejnych kąśliwych uwag.
-Luke, ma podbite oko -spojrzała na mnie. To co powiedziała, dochodziło do mnie bardzo powoli. Jak już zrozumiałem, to co do mnie powiedziała, wstałem gwałtownie. To chyba były jakieś jaja. Co ten, idiota Luke znowu nawywijał.
-co?! -teraz to ja byłem zły. Czułem jak coś rozrywa mi klatkę piersiową. Sue pociągnęła mnie za rękę.
-Harry, usiądź -zrobiłem to o co poprosiła i opróżniłem cały jej kieliszek. Dobrze, że przyjechałem taksówką. -to nie jest jego wina, ale nasz problem.
-jak nie jego wina? -zapytałem wściekły. Ten dupek narozrabiał, a ona go jeszcze broni -on to zrobił specjalnie, aby mnie pogrążyć. Dupek.
Sue, bardzo mocno uderzyła mnie w ramię.
-to go uderzono. -odparła z uśmiechem -bronił kogoś
Uniosłem wysoko jedną brew. Tego bym się nie spodziewał. No jak pan Hemmings, mógł kogoś bronić.
-kogo?
-Rose -dobra, teraz zacząłem wierzyć.
-ale jak, co.... -sam nie wiedziałem o co mam pytać. Ta sytuacja była skomplikowana. I to tym razem nie ja ją komplikowałem.
-Adrian uderzył go pierwszy. Niestety Rose nie udało się ich za szybko rozdzielić. Mamy problem Harry, a ty go jeszcze bardziej pogłębiasz.
Jakby nie ona, to zapewne bym się bronił przed tym co mi proponowała, ale prawda była taka, że dla Sue zrobiłbym wszystko.
-dobrze -poprawiłem włosy -przyznam się, ale jaki miałem powód?
Sue spojrzała na mnie. Po jej oczach widziałem, że ma już gotowy cały plan i chyba powinienem zacząć się bać.
-powiesz, że źle zrozumiałeś Luka -lekko się uśmiechnęła i wiedziałem, że to jeszcze nie koniec. -powiesz, że rozmawialiście o twojej siostrze i źle zrozumiałeś, to co powiedział Luke. Myślałeś, że on ją obraził i...
-o nie, nie, nie... nie bd w to mieszać Gemmy -wstałem. Oparłem się dłońmi o oparcie kanapy.
-Harry, to wypali. Przecież nawet taki laik, jak ja wie, jakie stosunki masz do swojej siostry. -miała racje, ale nie wiem, czy chciałem ją w to mieszać. Zawsze jednak mogłem zdzwonić do Gemmy. Ona z chęcią by mi pomogła.
-dobrze -stanąłem tuż przed nią. -zadzwonię do niej
-z twoją, nogą już wszystko ok? -jej wzrok padł na moją stopę. Na szczęście nie musiałem dalej nosić tego przeklętego buta ortopedycznego.
-piątka za spostrzegawczość, pani psycholog -roześmiałem się. Spojrzałem na zegarek. Było już późno, a byłem umówiony z Paulem. -muszę już iść.
-rozumiem -wstała- odprowadzę cię.
Ja wyciągnął jednak najpierw telefon i zadzwoniłem po taksówkę. Postanowiłem jednak na nią poczekać na zewnątrz. Obecność Sue, źle na mnie wpływała.
-do jutra Harry -Sue otworzyła mi drzwi. Stanęła w progu. Spojrzałem na nią i chyba to był błąd. Jej piękne oczy przyciągały moje. Nawet nie wiem kiedy do niej podszedłem. Włożyłem dłoń w jej włosy i nachyliłem się nad nią. Uniosła oczy do góry i lekko rozchyliła usta.
Boże, tak bardzo chciałem posmakować jej ust. Oparłem czoło o jej czoło. Nie mogłem jej pocałować, bo to mogło wszystko zepsuć, więc tylko się przyglądałem jej ustom.
-Harry, powinieneś już iść -mówiła ochrypłym głosem. Ta cała sytuacja działała na nią tak samo jak na mnie.
-wiem -szepnąłem, drugą ręką objąłem ją w pasie. Teraz stykaliśmy się ciałami.
-to idź już -uśmiechała się. Podobało jej się.
-idę -mruknąłem. Odsunąłem się od niej. Rękę, która trzymałem w jej włosach przesunąłem na jej policzek. Obrysowałem kciukiem jej usta.
-nie widzę -ściągnęła moją dłoń ze swojego pliczka, jednak jej nie puściła.
-idę... dobranoc, Sue -szepnąłem i odsunąłem się. Nasze złączone dłonie teraz wisiały między nami.
-dobranoc, Harry -zacisnęła mocniej dłoń na mojej dłoni. Puściła wreszcie moją rękę, a ja z uśmiechem stanąłem na pierwszym schodku.
-jeszcze, jedno.
-tak, Harry? -zapytała

-twój brat, powiedział, że wróci późno -zbiegłem po schodach. Długo słyszałem za sobą jej śmiech. Wszystko jednak układało się dobrze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz