piątek, 18 grudnia 2015

Chapter Seventeen [edycja świąteczna cz.3]




*Harry*
Wieczór powrotu Harrego
Po Sue było widać, że nie jest zadowolona z mojego przyjazdu. Nie byłem w ogóle zdziwiony tym. Nawet nie wiedziałem, co mam powiedzieć kiedy zaproponowała, żebym u niej przenocował. Myślałem, że się pożegna i tyle ją widziałem. Cieszyłem się, że miała inne plany.
Wyszedłem z łazienki, skierowałem się prosto do salonu. Domyśliłem się, że dziś będę się witał z tą nieskazitelnie białą kanapą.
Kiedy do niej podszedłem, otworzyłem szeroko oczy. Myślałem, że przynajmniej dostanę kawałek kocyka i poduszki do spania, a tu nic.
Musiałem poszukać Sue i poprosić ją o jakąś „pościel”.
Poszedłem prosto do jej pokoju. Miałem już zapukać, kiedy drzwi się otworzyły. Sue stała w moich spodniach od dresu i mojej koszulce. Uśmiechnąłem się pod nosem. Mógłbym teraz zażądać zwrotu, chciałem ją obejrzeć nago... tu i teraz.
-wejdź -wyszeptała i pociągnęła mnie za rękę. Byłem już kilka razy w jej mieszkaniu, ale nigdy w jej sypialni.
Wszędzie oczywiście panował porządek. Białe ściany, bez jakiegokolwiek obrazka. Jedna duża szafa i bardzo duże łóżko. Miałem ochotę rzucić ją na nie i...
-nie wiem dlaczego to robię, ale możesz dziś tu spać -ucichnąłem się szeroko. Dobrze, że przynajmniej nie wiedziała o czym myślałem.
Podszedłem do niej wolnym krokiem.
-możemy porozmawiać?
-nie dziś, Harry. Proszę -jęknęła i położyła się na łóżko -dobranoc.
Nie wiem jak długo stałem i wpatrywałem się w leżącą na łóżku Sue. Nie byłem pewny, czy mam się położyć obok niej, czy zrobić sobie posłanie na podłodze.
Raz kozie śmierć. Podszedłem do łóżka i wsunąłem się pod kołdrę. Wszystko pachniało nią.
-mogę się do ciebie przytulić? -zapytała, przysuwając się do mnie. Odebrało mi mowę. Ja i Sue w jednym łóżku. Może to już przerabialiśmy, ale ona wtedy była pijana, a teraz? -mogę? -położyła swoją maleńką dłoń na mojej piersi. Skóra zaczęła mnie mrowić, miałem ochotę wyskoczyć z łóżka i pójść spać na tą przeklętą kanapę. Nie byłem pewny czy to przetrzymam.
-ok -wydusiłem z siebie, a ona wtuliła się w moje ciało. To było tak cudowne uczucie.
-dobranoc, Susanne -ze wszystkich sił starałem się, aby jej nie obmacać. Czułem, że to będzie ciężka noc.
-dobranoc, Haroldzie...

*Sue*
Ranek
Było mi wygodnie, bardzo wygodnie. Leżałam na czymś co pachniało Harrym. Otworzyłam lekko jedno oko. Przed sobą miałam ramię, prawdopodobnie reszta ręki leżała na moich plecach.
Ostatnio jak spałam z Harry, obudziłam się przytulona do niego, ale tym razem przegięłam!! Leżałam na nim całym ciałem! Moja głowa leżała praktycznie na środku jego klatki piersiowej, moje biodra, dotykały jego brzucha, a nogi? A nogi były zaplątane w jego nogi.
Uniosłam lekko głowę i odwróciłam się w stronę, gdzie powinnam spać. O mało nie dostałam zawału, kiedy mój wzrok napotkał leżącego obok Le. Czytał sobie gazetę, tak jakby go nie dziwiło to, że spałam z Harrym... a raczej na Harrym.
-co tu robisz? -zapytałam cicho. Nie chciałam budzić Harrego. Mógłby być zażenowany taką sytuacją, choć z nim nigdy nic nie wiadomo.
-czekam, aż się obudzisz -wyszeptał -twoja babcia to terrorystka! -uniósł lekko głos -obudziła mnie o szóstej, bo chciała iść do piekarni -otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia -stwierdziła, że nie mamy nic do jedzenia.
Cała babcia Klara. Nawet nie chce pomyśleć co ona zrobiła na śniadanie, a co dopiero będzie na święta u rodziców.
Zapominając, że leżę na Harrym, zaczęłam walić głową o jego klatkę piersiową. Jęknął głośno, skrzywiłam się. To nie było zamierzone.
-spokojnie... -jęknął zaspany. Znieruchomiałam i spojrzałam na niego. Wpatrywał się swoimi zielonymi oczami we mnie. To był naprawdę cudowny widok. Nawet nikt sobie nie wyobraża, jak bardzo chciałam aby budzić się przy nim codziennie.
Oparłam czoło o jego klatkę i zaczęłam na siebie wyklinać. Nie miałam nawet najmniejszego prawa, aby tak myśleć. Harry nie jest mój i kiedy zakończymy ich sprawę... zniknie z mojego życia, tak szybko jak się pojawił.
Nagle poczułam, że jego ręka, którą trzymał na moich plecach zjeżdża na moje pośladki. Chwilę potem ją zacisnął. Zdziwiona spojrzałam na niego.
-dzień dobry, Sue -jego uśmiech mógłby powalić każdą kobietę na świecie. Harry nie odrywając ode mnie wzroku zwrócił się do Le -Le, idioto weź tą rękę z moich włosów, bo ci ją połamię -wtedy dopiero zobaczyłam, że Le dotyka włosów Harrego. Uderzyłam go w rękę, z jękiem ją zabrał.
-chciałem tylko dotknąć, masz zajebiste włosy -mruknął kładąc się na plecach -moje nigdy nie były takie -miałam ochotę się roześmiać. Zesunęłam się z Harrego i teraz leżałam między nimi. Nie mogłam pojąć, jak Harry przeszedł do porządku dziennego z tą sytuacją. Każdy facet, który by się obudził obok geja w łózko... prawdopodobnie dostałby szału.
Harry przytulił się do mnie i mruczał coś pod nosem. Nie mogłam nic zrozumieć, oprócz tego że woli dziewczynki.
Nagle drzwi od pokoju otworzyły się. Fabian nie patrząc na nic wszedł do środka i rzucił się na łóżku. Wcisnął się między mnie a Le. Harry przyciągnął mnie bliżej siebie, aby zrobić miejsce nowo przybyłemu.
-co wy dziś odwalacie?! -zdenerwowałam się już. Nie miałam nic przeciwko temu, że przychodzili do mnie jak byłam sama, ale teraz był tu Harry!
-twoja babcia wyrzuciła mnie z łóżka. „Przecież nie można spać do południa” -roześmiałam się, kiedy Fabian próbował naśladować moją babcię -myślicie, że nas tu nie znajdzie?
Harry roześmiał się.
-a tu jesteście -odwróciliśmy się wszyscy w stronę drzwi. Babcia stała w granatowym dresie. Miała na sobie fartuch Le. Zabawnie było patrzeć na babcie z męską klatą. -śniadanie już jest gotowe, a ty Fabianku... miałeś ich zawołać, a nie iść spać -odchodząc nawet nie zamknęła za sobą drzwi.
Spojrzałam na Fabiana, który zasłonił twarz dłońmi.
Przechodząc przez Harrego wyszłam z łóżka. Chłopak spojrzał na mnie z uśmiechem. Poprawił poduszkę pod głową i przyglądał mi się. Trochę dziwnie się czułam pod jego spojrzeniem.
-nie wyganiam was, ale idźcie już sobie -Harry wskazał chłopakom drzwi. Le z jękiem zwlekł się z łózka i pomógł podnieść się Fabianowi.
Kiedy tylko wyszli i zamknęli za sobą drzwi, zwróciłam się do Harrego, który ciągle mi się przypatrywał.
-przepraszam za to wszystko... za mojego brata... -jąkałam się. Nie wiedziałam jak obrać w słowa to co mi chodziło po głowie. Przecież to musiała być dziwna sytuacja dla Harrego.
-spoko, dopóki twój brat i jego przyjaciel trzymają swoje rączki w odpowiedniej odległości ode mnie jest ok -uśmiechnął się -naprawdę, nic się nie stało, a poza tym widać, że żaden z nich nie jest mną zainteresowany -na te słowa wstał z łóżka i podszedł do mnie -ja również nie... -nasze twarze dzieliły milimetry. I teraz tylko sam Pan Bóg wiedział, jak bardzo chciałam aby mnie pocałował. Nie marzyłam o niczym innym teraz jak o tym. Ze wszystkich sił próbowałam się powstrzymać przed tym, aby się na niego nie rzucić. To wszystko było tak dziwne! to całe pole magnetyczne, które nas otaczało... to przyciąganie.
Byłam jak głupia ćma, którą ciągnie do światła. Byłam jak Ikar, który mimo ostrzeżeń brnie w stronę słońca. Byłam pewna, że jeśli wykonam jakikolwiek ruch, sparzę się prędzej czy później.
Przeżuje mnie i wypluje jak każdą inną przede mną. Ja byłam tylko Sue Hearson, zwykła psycholog z dziwnymi marzeniami, a on? On był wielkim Harrym Styles'em, któremu marzenia same się spełniały. Nie jesteśmy sobie pisani, a ja nie miałam ochoty na przygodę ze sławnym piosenkarzem. Nie chciałam być kolejną kreską na wezgłowiu jego łóżka.
-co robisz w święta? -zapytałam przerywając tą całą „magiczna” chwilę. Widziałam po jego oczach, że nie rozumie mojego pytania. Miałam wrażenie, że wpadł w taki sam wir jak ja. Czy to możliwe, że on...
-nie wiem... może wrócę do domu -wyszeptał i odsunął się ode mnie. Poczułam lekki zawód.
-rozumiem -skinęłam głową, odwróciłam się w stronę szafy i zaczęłam szukać czegoś w co mogłabym się ubrać. -moja matka zaprosiła nas na śniadanie świąteczne. -wzruszyłam ramionami. Nie widziałam miny Harrego, a nawet nie chciałam widzieć.
-świetnie, twoja mama super gotuje...
*
Nie wiem jakim sposobem, ale pozwoliłam wyciągnąć siebie babci na zakupy. Choć odpowiedź była oczywista... nie chciałam być za blisko Harrego. Ta cała sytuacja naprawdę mnie przytłaczała.
-jak twój chłopak? -pytanie babci wyciągnęło mnie z myśli o Harrym.
-nie mam chłopka...
-a ten Denis?
-nie jest już moim chłopakiem...
-przykro mi -babcia pochwyciła mnie w ramiona, odwzajemniłam jej uścisk. Nie chciałam jej mówić, że mi nie jest w ogóle przykro z tego powodu.

*Harry*
Otworzyłem oczy, kiedy usłyszałem jakieś krzyki gdzieś w głębi mieszkania. Wstałem z łóżka i podszedłem do drzwi. Nie byłbym sobą jakbym się nie potknął, drzwi trzasnęły... a ja spojrzałem w zdziwione oczy Rose. Miałem ochotę sobie pogratulować. Jeśli ona była zdziwiona moją obecnością, to Sue jej nie powiedziała, że tu jestem. Wydałem moją ukochaną przed jej najlepszą przyjaciółką.
Przywitałem się z nią. Kiedy jednak poprosiła o chwilę rozmowy, przeraziłem się. Kiedy Sue prosi o rozmowę, to tyko cisza przed burzą. Jeśli Rose jest taka sama, to prawdopodobnie jestem w ciemnej dupie. I byłem, po podziękowaniu za pomoc, zjechała mnie z góry na dół. Miała pretensje o moje zachowanie w stosunku Sue.
Miała rację, byłem zły... na siebie, na tego padalca Denisa.. a wyżyłem się na biednej Sue. Ona w tym wszystkim najbardziej ucierpiała. Byłem beznadziejny, każdego dnia popadałem w jeszcze większą beznadziejność.
*
Kiedy wyszła Rose, poleżałem sobie jeszcze na łóżku. Nie miałem ochoty wychodzić z pokoju Sue. Tu wszystko pachniało nią, przez co czułem się zrelaksowany na max.
Nawet nie wiem kiedy usnąłem odurzony jej zapachem. Jednak ze snu wyrwał mnie głośny huk. Mogłem dać sobie uciąć dłoń, że coś upadło. Usiadłem gwałtownie i rozejrzałem się po pokoju, w którym było już ciemno. Chyba nie było warto patrzeć, która godzina.
Zapaliłem lampkę przy łóżku i zobaczyłem, że przy drzwiach stoją jakieś kartony i moje walizki. Wstałem z łóżka i podszedłem do swoich rzeczy. Na koszulę, która teraz wyglądała jakby ktoś ją przemielił, nałożyłem sweter.
Wyszedłem z pokoju i stanąłem przy wejściu do salonu.
Na środku salonu siedział Le, próbując coś złożyć... co chyba powinno być stolikiem. No i dopiero wtedy zauważyłem, że zniknął stary stolik. Wczoraj też go nie było.
Nie przeszkadzając Le składać mebel, wszedłem do kuchni. Przy dużym stole siedziała Sue, a wkoło niej leżały sterta jakiś papierów. Naprzeciwko niej siedziała Klara, czytała gazetę. Odchrząknąłem, aby zwrócić na siebie ich uwagę.
Sue odłożyła kartkę, która trzymała w dłoni i spojrzała na mnie z uśmiechem.
-wyspałeś się? -wstała od stołu, wzięła kubek z szafki i nalała do niego czegoś ze dzbanka. Postawiła na stole i gestem zaprosiła mnie -jesteś głodny?
-dlaczego mnie nie obudziłaś? -usiadłem przy stole i uśmiechnąłem się widząc w kubku herbatę. -muszę poszukać miejsca w jakimś hotelu
-nikt cię stąd nie wygania, Harry -moja dłoń z kubkiem zatrzymała się w połowie drogi do moich ust. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym zostać jeszcze na jedną noc u Sue. -możesz tu zostać jak długo chcesz -poczułem na ramieniu jej dłoń. Otarłem o nią lekko głową, to było przyjemne, kiedy jednak napotkałem wzrok Klary wyprostowałem się. Miałem już powiedzieć, że jednak znajdę sobie miejsce w jakimś hotelu, kiedy starsza kobieta wstała i wyszła z kuchni.
-możemy porozmawiać? -spytałem ją kiedy usiadła przy stole, tuż obok mnie. Pokiwała lekko głową -przepraszam cię, za swoje zachowanie. Byłem wściekły, ale nie miałem najmniejszego prawa być dla ciebie taki okropny.
-racja...
-byłem taki zły na tego palanta, ale chyba najbardziej byłem zły na siebie bo nie uchroniłem cię przed nim... -chciała mi przerwać, ale przystawiłem do jej ust palca -kiedy na drugi dzień zobaczyłem twoją szyję. Wkurzyłem się jeszcze gorzej. -zacisnąłem dłonie w pięści na samo wspomnienie -wyżyłem się na tobie za to... -wstałem od stołu, oparłem się dłońmi o oparcie krzesła -przepraszam... to mnie przerosło... -nie mogłem jej oczywiście powiedzieć, co tamtej nocy powiedział mi Le, ale miałem nadzieję że to co powiedziałem, wystarczy.
-rozumiem... -spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego że rzuci tylko jednym słowem. Ze zmarszczonym czołem pochyliłem się w jej stronę. Musiałem sprawdzić, czy to na pewno Sue.
-Sue... to naprawę ty? -zapytałem ze zdziwieniem
-ja też mam mętlik w głowie, więc cię rozumiem -uśmiechała się do mnie, a ja prawie się roztopiłem. Korzystając ze swojej pozy, złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. Wiem, że zaraz dostane po twarzy i każe mi się wynosić z jej domu, ale nie mogłem się powstrzymać.
Byłem zdziwiony, że zamiast bolesnego uderzenia na twarzy, poczułem delikatne dotknięcie jej dłoni. Cieszyłem się, że dzieli nas jakakolwiek odległość, inaczej pochwyciłbym ją w ramiona. Wtedy bym nawet nie ręczył za siebie.
Do kuchni wszedł Fabian, Sue automatycznie odsunęła się ode mnie. Nie miałem jej tego za złe. Byłem jej klientem, a jakiekolwiek inne stosunki między nami nie wchodziły w grę.
-nie przeszkadzajcie sobie, gołąbeczki -wyszedł z kuchni zostawiając nas samych. Chciało mi śmiać. Teraz już wiedziałem dlaczego tych dwóch jest razem. Te same teksty...
-Harry... -Sue zmierzyła mnie wzrokiem, kiedy chciałem znowu ją pocałować. Jęknąłem w proteście, a Sue wróciła do swojej pracy.
Usiadłem obok, odsunąłem herbatę i spojrzałem czym się zajmuje. Spojrzałem na stertę teczek na których widniały różne nazwiska. Najbardziej jednak zainteresowała mnie ta z moim nazwiskiem. Wyciągnąłem ją spod innych i otworzyłem. Dokumentacja była spora, nawet znalazła się moja karta wypisu ze szpitala. Nasza trasa koncertowa, każde państwo, każde miasto... wszystko co do minuty i wiele informacji, które zapewne znalazła w internecie.
Zdziwiła mnie lista wszystkich „moich kobiet”. No nieźle...

*Sue*
Byłam tak zmęczona, że prawie usypiałam nad dokumentami. Nie lubiłam końca roku, zawsze trzeba było uporządkować wszystko i napisać raporty.
W tym roku mieliśmy aż osiemdziesięciu siedmiu klientów, plus dwóch... jeden z nich uparł się, że pomoże złożyć stolik. Nie ma co się oszukiwać, Le nie był dobry w składaniu mebli, więc pomoc Harrego była wskazana.
-nareszcie! -usłyszałam krzyk radości ze salonu. Domyślałam się, że chłopcy złożyli stolik. Tym razem się zabezpieczyłam i kupiłam zwykły drewniany stolik. Żadnych szklanych stolików, dopóki mieszka ze mną Le. Wolałabym już unikać zbierania szkła z podłogi i szorowania kanapy.
-przynieś mi piwo...
-zapomnij... -usłyszałam głos Fabiana, a później jak coś upada. Pierwszą moją myślą było, że znowu połamali mi stolik. Wbiegłam do salonu i to co zobaczyłam przerosło moje wyobrażenia. Harry leżał za kanapą, a Le nachylał się nad nim znad kanapy. Fabian stał obok niego i próbował się nie śmiać.
-mama ci nigdy nie mówiła, że nie siada się na oparciach? -zapytał Le, później schował się za oparcie kanapy i tylko było słychać jego śmiech.
-co tu się dzieje?!
-Harry badał „śliskość” kanapy... -sama o mało się nie roześmiałam.
*
Harry z jękiem położył się na łóżku. Z tego co mówił, bolał go tyłek. Cieszyłam się, że tylko to... przecież mógł mieć wstrząs mózgu czy coś w tym rodzaju. Położyłam się przy nim, a on mnie do siebie przyciągnął. Było mi tak dobrze przy nim, że aż za miło. To nie mogło się udać, nie mogliśmy być razem i nie mogliśmy robić tego co robiliśmy teraz. Jednak nie powstrzymało mnie to przed tym, abym się nad nim nachylić i pocałować.
-Sue... -wyjęczał przyciągając mnie bliżej do siebie.

-dobranoc, Harry -zamknęłam oczy i za nim usnęłam poczułam jego usta na swoim czole. To było cudowne... oddałabym wszystko, aby tak było codziennie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz