Grafika: Yaśmina De
* Rose
Cały wieczór spędziłam z Lukiem
rozmawiając o ostatnich wydarzeniach. Dowiedziałam się, że wraz z
Adrianem doszli do jako takiego porozumienia i Hemmings nie zamierza
pozywać mojego przyjaciela o pobicie. Z radości aż go wyściskałam!
Wyszłam z jego pokoju dopiero kiedy zasnął. Muszę przyznać, że
wyglądał coraz lepiej. Noo.. Przynajmniej nabrał już jakiegoś
koloru skóry i nie był blady jak ściana. Poszłam sprawdzić, czy
dziadkowie już zasnęli, czy też nie. Uchyliłam delikatnie drzwi i
kątem oka zobaczyłam, że chrapią w najlepsze. W sumie to dobrze,
bo napracowali się przez ostatnie dwa dni i zasłużyli na
odpoczynek. Pobiegłam do swojego pokoju, szybko się przebrałam i
padłam niczym trup na łóżko.
O ósmej rano obudziło mnie głośne
huknięcie. Od razu po głowie przeszły mi wszystkie czarne myśli i
najgorsze scenariusze. Wyskoczyłam z ciepłej pościeli i zbiegłam
na dół ubrana tak, jak stałam.
- Babciu!? - krzyknęłam po drodze.
Wbiegłam do ich sypialni, lecz tam ich
nie było. Lekko już podenerwowana skierowałam się wprost do
kuchni gdzie zastałam moich dziadków i Luka. Mieli niezły ubaw, co
wzbudziło moje zainteresowanie. Oparłam się biodrem o framugę
drzwi i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Co się stało? - spytałam
rozweseloną gromadkę.
Wszyscy gwałtownie obrócili się do
mnie twarzą, mając w oczach łzy ze śmiechu. Babcia pierwsza się
ogarnęła i podeszła do mnie, obejmując przy tym ramieniem moją
szyję.
- Widzisz, wnusiu.. - zachichotała. -
Twój przyjaciel oraz dziadek chcieli pomóc mi nakryć do stołu.
Tacy z nich pomocnicy, że niechcący wpadli na siebie, tłucząc
przy tym wszystkie talerze. Najlepsze jest to, że Ron wpadł tyłkiem
do miski z wodą, w której wcześniej moczył nogi.
Poważnie? To ich tak rozbawiło?
Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam do mojego dziadka.
- Nic Ci się nie stało? - spytałam z
troski.
Staruszek palnął mnie lekko w głowę,
mierząc przy tym wzrokiem moją osobę jak jakieś małe dziecko.
- Nie chodź boso po szkle! - krzyknął.
- Oszalałaś?
Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego,
że weszłam wprost na potłuczone talerze. Spojrzałam w dół i
zauważyłam, że wkoło mnie leżą odłamki porcelany. Podniosłam
ostrożnie stopę, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie wbiło mi
się szkło. Znacie powiedzenie, że głupi ma zawsze szczęście?
No, w każdym razie to mnie nie dotyczy, bo z prawej stopy wystawał
mi fragment białej zastawy. Stojąc na jednej nodze próbowałam
zachować równowagę, jednocześnie próbując wyciągnąć szkło z
mojego ciała.
- Rose, zaraz wyrżniesz orła. -
ostrzegł mnie Luke.
- Mhm. - mruknęłam, ciągnąc za
odłamek. Wyszedł lekko, a ja zadowolona ostrożnie odstawiłam
swoją stopę na podłogę. - Zdziwiony? - spytałam, spoglądając
na Hemmingsa.
Luke założył ramiona na klatce i
uśmiechnął się szelmowsko.
- To powiedz mi teraz cwaniaro jak
zamierzasz się stąd ruszyć.
Rozejrzałam się wkoło i potarłam
ręką po karku.
- Cóż, to już jest cięższa sprawa.
- wymamrotałam, wciąż zaspanym głosem.
Usłyszałam od jego strony głośne
westchnięcie, po czym podszedł do mnie w dziadkowych kapciach i
wziął mnie na ręce, niczym pannę młodą. Zaskoczona spojrzałam
jemu w oczy, a on tylko głupkowato się uśmiechnął.
- Ratuję niewiastę z opresji.
Moją uwagę od jego niebieskich oczu
odwrócił głośny śmiech dziadka i babci. Całkowicie zapomniałam
o ich obecności! Potrząsnęłam głową, żeby wrócić do
rzeczywistości, której wyzbyłam się będąc w umięśnionych
ramionach blondyna. Klepnęłam go lekko w klatkę piersiową i
wyszeptałam do ucha.
- Ej, Romeo. - uśmiechnęłam się pod
nosem. - Możesz mnie odstawić.
Luke przeszedł prawie przez całą
kuchnię, nie zwracając na to uwagi. Sama byłam zaskoczona faktem,
że znaleźliśmy się tak daleko od miejsca, w którym wziął mnie
na ręce. Postawił mnie na podłodze, lecz prawe ramię zawinął
wokół mojej talii.
- Seksownie wyglądasz w samej bluzce.
- mruknął mi ledwo słyszalnie na ucho.
Odsunęłam się od niego i walnęłam
go w lewą rękę.
- Zachowuj się, Hemmings. - mruknęłam,
czując jak na moje policzki wlewają się rumieńce.
Luke zaśmiał się pod nosem i zabrał
swoje łapy z dala ode mnie. Szybko odczułam tęsknotę za jego
dotykiem. Przygryzłam wargę, żeby nie zrobić nic głupiego i
spojrzałam na dziadków.
- Przepraszam. - mruknęłam
zawstydzona. - Koleżka czasami ma zbyt wybujałe poczucie humoru.
Dziadek z babcią spojrzeli na siebie,
po czym wybuchnęli śmiechem. Taa.. Naprawdę się cieszę, że mam
wyluzowanych dziadków, ale czasami potrafi to człowieka
podirytować. Speszona podeszłam po miotłę i zaczęłam sprzątać
po kalectwie Luka i dziadka Rona. I właśnie wtedy coś sobie
uświadomiłam.
- Luke. - rzuciłam, spoglądając na
niego kątem oka. - Czy to przypadek, że już drugi raz coś zostało
przez Ciebie stłuczone?
Usłyszałam tylko jego prychnięcie, a
następnie szept przy moim uchu. Jak to możliwe, że tak wysoki
gościu podszedł do mnie niesłyszalnie?
- Nie musiałaś tego głośno mówić.
- mruknął. - I tak dla Twojego przypomnienia to Ty zbiłaś
szklankę, nie ja.
Uśmiechnęłam się pod nosem i lekko
szturchnęłam go łokciem.
- Ale z Twojej winy.
Hemmings cicho jęknął i oddalił się
ode mnie. Ja z kolei mogłam na spokojnie skończyć zbierać
potłuczone szkło z podłogi.
W południe spakowaliśmy swoje rzeczy
do walizek. Dzisiaj musiałam wrócić do siebie, bo w końcu dom sam
się nie ogarnie. Dzięki Bogu Sue posprzątała gabinet, bo nie wiem
jak miałabym się wyrobić. Jestem jej za to winna dużą przysługę.
Może wykupię jej bilet do kina, albo kolację w jednej z lepszych
restauracji? Coś pokombinuję. Luke zaniósł nasze torby do
samochodu, a ja na spokojnie mogłam pożegnać się z dziadkami.
- To widzimy się za kilka dni, tak? -
upewniłam się, przytulając babcię.
Kobieta skinęła lekko głową,
wycierając przy tym łzy wzruszenia. Taa.. Była bardzo wrażliwa i
czasami zastanawiałam się, dlaczego przy każdym pożegnaniu
płacze. Przypuszczam, że żegna się w razie gdyby miałaby nas
kolejny raz nie spotkać. Smutna wizja, ale kiedyś wspominała mi,
że to jest jej największa obawa. Z kolei dziadek nie ma takiego
problemu. Podszedł i przytulił mnie tak mocno, że ledwo mogłam
oddychać.
- Mam nadzieję, że będę miał
okazję spotkać tego Twojego kolegę, co Rosita? - uśmiechnął
się szeroko. - Mów co chcesz, ale to dobry chłopak.
Roześmiałam się i poklepałam go po
plecach.
- Znasz go kilka dni, dziadku. -
uśmiechnęłam się szeroko. - Ale tutaj przyznam Tobie rację.
Po wyściskaniu i wycałowaniu Luka
przez babcię wsiedliśmy do samochodu i wyjechaliśmy z podwórka.
Upewniłam się, że Hemmings zapiął pasy, po czym ruszyłam w
drogę.
- Masz bardzo sympatycznych dziadków.
- powiedział, bawiąc się kolczykiem. - Chyba nawet mnie polubili,
co?
Uśmiechnęłam się pod nosem i
spojrzałam na niego na krótką chwilę. Naprawdę lepiej wyglądał
i miał się całkiem dobrze. Może to dziwne zważywszy na to jak
niedawno miała się cała ta sytuacja. Ale zupki i zioła robione
przez moją babcie zawsze działały szybciej, niż mogłoby się
wydawać.
- Tak sądzę. - powiedziałam. - Ale
niech Cię to nie zmyli.
Luke milczał przez pozostałą część
drogi. Zaparkowałam na podjeździe do mojego domu. Nie zdążyłam
nawet zamknąć drzwi samochodu, kiedy to blondyn powędrował już
do bagażnika po walizki. Dżentelmen z manierami mi się trafił,
co? Zakluczyłam auto i pobiegłam do drzwi wejściowych, żeby móc
otworzyć mieszkanie. Gdyby nie mój szybki refleks to leżałabym
jak długa przez oblodzone schody. Muszę zapamiętać, że mam
obsypać je solą. Ogarnęłam się szybko i otworzyłam drzwi
targającemu walizki chłopakowi.
- Nie pośliźnij się. - ostrzegłam
człapiącego Luka.
Chłopak spojrzał na mnie i uśmiechnął
się szelmowsko.
- Spokojna Twoja rozczochrana, Rose.
Nie wszyscy zabijają się na każdym kroku.
- Ciesz się, że masz torby, bo
inaczej już dostałbyś po tej swojej pięknej główce, Hemmings. -
mruknęłam.
- Brzmi obiecująco! - krzyknął
wchodząc do domu.
* Luke
Po wypakowaniu swoich walizek poszliśmy
do kuchni, żeby przygotować obiad. Dzisiaj ja postanowiłem zabawić
się w kucharza i ugotować lasagne. Zeszło mi to wyjątkowo szybko,
ponieważ po półtora godziny mogłem już podawać do stołu. Na
widok posiłku Rose aż się zaśmiała.
- Pan Luke Hemmings potrafi gotować? -
zagwizdała. - Wow. Posprzątaj mi jeszcze całe mieszkanie, a już
nigdy nie wypuszczę Cię z domu.
Usiadłem na swoje miejsce i zacząłem
pałaszować jedzenie.
- Mi dwa razy nie trzeba powtarzać. -
powiedziałem między kęsami i posłałem jej uśmiech.
Po obiedzie poszedłem zadzwonić do
mamy i poinformować, że w te święta nie dotrę do domu, ponieważ
wszystkie bilety są już wykupione. I nie, to nie była żadna
wymówka. Naprawdę tak było! Aż sam się zdziwiłem, że tak
szybko poszły. Moja rodzicielka była nieco zasmucona ale zrozumiała
cała sytuację. Takim oto sposobem zostałem sam na święta w obcym
mieście. Jedyną zaletą była obecność Rose. Mając ją u boku
mógłbym nawet siedzieć przez ten czas na pustyni o suchym pysku.
Nikt w życiu nie przyciągał mnie tak do siebie jak ona. Około
godziny szesnastej zabraliśmy się za porządki. Rose myła okna, a
ja przez ten czas miałem pościerać kurze z mebli w dwóch pokojach
– gościnnym i tym w którym śpi Rose. Na dolnym piętrze poszło
mi dość szybko, ponieważ nie było tam zbyt dużo rupieci.
Niestety nie mogłem powiedzieć tego samego o górnym pomieszczeniu.
Na kilku półkach stało pełno zdjęć. Szczęka mi dosłownie
opadła na widok fotografii, na której była uśmiechnięta Rose
oraz Martin. W klatce piersiowej poczułem ukłucie zazdrości, ale
cholera, co to miało znaczyć?! Gościu wywija jej taki numer, a ona
trzyma jego parszywy pysk u siebie w pokoju? Ktoś tu chyba nie
pogodził się ze swoją przeszłością.. Westchnąłem i zacząłem
przecierać pozostałe meble. Na razie pozostawię ten temat, co nie
oznacza, że nie porozmawiam z nią na ten temat. Ścieranie kurzy
zajęło mi może pół godziny. Po wykonaniu swojej roboty zszedłem
na dół do mojej piękności wycierającej ostatnie okno na tym
piętrze. Uśmiechnąłem się i podszedłem do niej po cichu.
Gwałtownie objąłem jej nogi, nie dając się ruszyć.
- Czyś Ty zwariował? - krzyknęła
spoglądając na mnie z góry. - Ciekawe co byś zrobił, jakbym
spadła na dół.
Wtuliłem twarz w jej uda, mrucząc pod
nosem.
- Skoczył bym za Tobą.
Kobieta zachichotała i zmierzwiła
moją czuprynę.
- Pocieszałabym się faktem, że
zamortyzowałabym Twój upadek i nie miałabym Ciebie na sumieniu.
Na sumieniu? Przecież to był tylko
parter!
- Aż tak przejmujesz się moim
zdrowiem? - spytałem spoglądając w jej twarz.
- Mhm. - mruknęła, po czym jakimś
cudem wyszła z mojego uścisku. - Dlatego zbieraj się od tego okna
i zmiataj do pokoju, żeby Ciebie nie przewiało.
Klepnąłem ją po łydce i skierowałem
się w kierunku kuchni.
- Lepiej powiedz mi, co mam pomóc! -
krzyknąłem, sięgając po ścierkę.
Uwierzcie mi lub nie, ale praca poszła
nam tak zwinnie, że wieczorem mogliśmy już spokojnie usiąść po
ogarnianiu całego domu. Dzięki Bogu, że Rose ogarnęła większą
część mieszkania przed wyjazdem. Siedzieliśmy właśnie w pokoju
i oglądaliśmy jakiś film świąteczny, ot taki klimacik. Rose
leżała na kanapie, a ja zajmowałem miejsce na fotelu.
- Wiesz co? - zagadnąłem. - Myślę,
że miałbym lepszy widok oglądając film od frontu.
Kobieta spojrzała na mnie sennym
wzrokiem, poprawiając sobie poduszkę.
- Będziesz się rozpychał, a ja tego
nie lubię. - mruknęła.
Jak ona dobrze wiedziała o co mi
chodzi. Chociaż może to dlatego, że trułem jej o tym dupę od
godziny? Przechyliłem głowę na prawo i wydąłem wargi.
- A jak obiecam, że będę posłuszny
jak dziecko?
Rose jęknęła i przesunęła się
kawałek.
- Wskakuj. - burknęła. - Ale spróbuj
przesunąć mnie chociaż o kawałek, to przysięgam, że wylądujesz
z hukiem na podłodze.
Z szerokim uśmiechem wskoczyłem na
kanapę, umieszczając swoje ciało od strony oparcia. To tak w razie
tego, gdyby Rose chciała spełnić swoją groźbę. Ułożyłem się
wygodnie i nachyliłem się, żeby móc wyszeptać jej do ucha.
- Nie spodziewałem się, że dostanę
aż tyle miejsca.
Kobieta wzdrygnęła się, wystawiając
mi język.
- Jeszcze słowo. Hemmings.
Roześmiałem się i wtuliłem w plecy
mojej piękności. Spodziewałem się, że zostanę wyrzucony z
mojego przytulnego miejsca, albo też Rose zacznie się wyrywać. Ale
na moje szczęście nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie!
Dziewczyna sięgnęła ręką za swoje plecy i złapała za koc, żeby
w chwilę po tym okryć fragment mojego ciała.
- Przykryj się tym. - wyszeptała
spiętym głosem. - Nie chcę, żebyś się oziębił.
W podzięce pocałowałem ją w ramię
i przykryłem się cały materiałem, jednocześnie znajdując się
bezpośrednio przy drobnej sylwetce mojej ukochanej. W pewnej chwili
aż sam zacząłem bać się tego, co chodziło po mojej głowie.
Wyobrażałem sobie moje dłonie na jej ciele w miejscach, które..
Ah, cholera! Co też ona ze mną robiła?! Nie musiałem długo
czekać, aby zauważyć, że Rose zasnęła ze zmęczenia. Z
uśmiechem na twarzy ucałowałem jej czoło i ponownie wtuliłam się
w jej drobne ciało, żeby zrobić to samo i zasnąć u jej boku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz