sobota, 7 listopada 2015

Chapter Two



*Rose*
Byłam strasznie zestresowana faktem, że trafiły do nas tak znane osoby. Mało tego! Komunikacja miejska akurat dzisiaj musiała nawalić, wskutek czego spóźniłam się już na pierwsze spotkanie. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam drzwi.
- Proszę usiąść. - rzuciłam, próbując zachować spokój.
Chłopak usiadł w fotelu, grzebiąc się przy tym, jakby miał owsiki. Wzięłam swoje notatki i usiadłam naprzeciw osoby, z którą będę musiała spędzać dość sporo czasu. Popatrzyłam w papiery i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nazywam się Rosemarie Caisage. Tak się składa, że wraz z przyjaciółką przyjęłam waszą sprawę.
Podniosłam wzrok na Luka i ostatkiem sił powstrzymałam się przed wybuchnięciem śmiechem. Odchrząknęłam i z bananem na twarzy zwróciłam się do chłopaka.
- Przepraszam, zapomniałam o piankach.
Mój podopieczny w odpowiedzi przewrócił oczyma i westchnął głęboko. Sięgnęłam po stojący niedaleko śmietnik i postawiłam go przed mężczyzną.
- Śmiało, niech się pan nie krępuje.
Luke próbował się uśmiechnąć, aczkolwiek to spowodowało, że z jego ust poleciała ślina. Obrzydzona odwróciłam się od niego i nasłuchiwałam, czy skończył wypluwać tą substancję z buzi
- Dzięki. - rzucił oburzony. - Nie wiem, co wam strzeliło do głowy, żeby zapychać ludzi piankami.
Przełamałam się i znów usiadłam twarzą do chłopaka. Posłałam jemu nieśmiały uśmiech, sięgając przy tym po gazetę.
- Metody Sue są nietypowe, ale za to skuteczne. - położyłam artykuł na stoliku, znajdującym się pomiędzy nami. - A teraz przejdźmy do rzeczy. Jest pan świadomy tego, co się tam znajduje?
Luke skinął głową i zaczął bawić się kolczykiem w wardze.
- Owszem, miałem okazję to przeczytać. Noo, zaraz po tym jak mój menadżer rzucił mi tym papierkiem w twarz.
Zaśmiałam się, ponieważ wyobraziłam sobie tą sytuację.
- Przepraszam. Co spowodowało zaistniałą sytuację? - spytałam, próbując się opanować.
Chłopak prychnął i wydarł się na całe gardło.
- Ten idiota, Harry!
- Ale w tym gabinecie nikogo nie wyzywamy, dobrze?
- A co? - fuknął speszony. - Znowu zapchasz mnie piankami?
Podirytowana wymusiłam uśmiech na usta i grzecznie zaprzeczyłam jego słowom. Odłożyłam swoje notatki na bok, po czym dokładnie przyjrzałam się chłopakowi.
- Nie. Ale obiecuję, że jeśli padnie tutaj jeszcze jedno przezwisko, to znajdę coś odpowiedniego na zażegnanie tego problemu.
- To ma być groźba? - zapytał zaskoczony.
Nie odpowiadałam, więc Luke w końcu skapitulował i podniósł ręce w geście poddania. Skinęłam głową i wróciłam do tematu.
- Dlaczego uważa pan, że to Harry spowodował bójkę?
- Bo taka jest prawda. - syknął. - Gdyby nie jego puszczalska natura, to do niczego by nie doszło.
- Bez obrażania. - upomniałam go. - Krok po kroku. Czym Ciebie sprowokował?
Gościu tak działał mi na nerwy, że już przestałam się fatygować z mówieniem per „pan”. Luke rozwalił się na fotelu. Uśmiechnął się do mnie i cmoknął językiem.
- Dałabyś wiarę w to, że moja dziewczyna puściła mnie kantem dla tego ch..- urwał i szybko się poprawił. - ..śpiewaka? Wyobraź sobie! Idę sobie do szatni Nialla, a tutaj napotykam Stylesa i moją laskę, wsadzających sobie języki do gardeł!
- Troszeczkę ciszej, jeśli można. - zapisałam sobie zaistniałą sytuację w notatkach i usiadłam wygodniej. Założyłam nogę na nogę, opierając łokieć na kolanie. - Czyli wasza bójka poszła o dziewczynę, tak?
Chłopak przyglądał się mi przez jakiś czas, nie dając z siebie znaku życia. Przewróciłam oczami i pomachałam ręką przed jego twarzą.
- Halo? Jesteś tu ze mną?
- Amm.. - odchrząknął. - Wła.. Właściwie to przez nią. - zaciął się.
- No dobra. - powiedziałam z uśmiechem na twarzy. - Ale nie sądzisz, że tutaj zawiniła również dziewczyna, a nie tylko Harry? Wcale nie musiał wiedzieć, że was coś łączy, prawda? Mogliście uniknąć tego skandalu.
Luke był wciąż otumaniony, lecz próbował nawiązać ze mną jakiś kontakt. Przymrużył oczy w zastanowieniu i usiadł okrakiem, opierając łokcie na nogach.
- Właściwie to niekoniecznie. - spojrzał w moje lica. - Widzisz.. Ta kobieta była wcześniej ze Stylesem. Wcale mnie nie zdziwi, jeśli oni po prostu się mną zabawili. Harry to taka szumowina, że jest to do niego bardzo podobne.
Przygryzłam wargę, żeby nie powiedzieć jemu czegoś zgryźliwego. Już ja coś na te wyzwiska wymyślę.
- Skąd u Ciebie taka niechęć do członka One Direction? - spytałam. - Z tego co wiem, to jakiś czas temu robiliście za suport w ich trasie koncertowej i..
- Stare dzieje. - wtrącił mi się w zdanie.
- Luke. - rzuciłam zniesmaczona jego zachowaniem. - A więc robiliście za suport i mogłoby się wydawać, że między wami nie ma żadnych konfliktów. Dlatego nie jestem w stanie zrozumieć takiej nienawiści, która między wami istnieje. Coś jest na rzeczy, prawda?
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu. Przyglądał się przez chwilę, po czym wstał i skierował się do drzwi wyjściowych.
- Nie będę się pani tłumaczył. - rzucił przez ramię. - A teraz idę do toalety.
Wkurzona rzuciłam długopis na stolik i ruszyłam, co by mu zagrodzić drogę. Wyprzedziłam go i stanęłam w wejściu, krzyżując ręce na piersi.
- Hola, hola, panie Hemmings. - zaczęłam, próbując nie zaciągnąć go siłą na fotel. - Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Odpowiem na nie kiedy wrócę. - uśmiechnął się uroczo. - A teraz naprawdę muszę pójść się załatwić.
Odwzajemniłam uśmiech i skierowałam się na fotele, ciągnąc Luka za rękę. Chociaż tak go mogę ukarać za te wszystkie wyzwiska. Poza tym, za jakieś pół godziny spotkanie dobiegnie końca.
- Wyjdzie pan dopiero po naszych zajęciach.
Hemmings wybuchnął śmiechem i uniósł brwi wyraźnie rozbawiony.
- To jest ta kara? - prychnął. - To już podlega pod tortury.
- Ależ gdzie tam. - odpowiedziałam, zajmując wcześniejsze miejsce.
Nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na Luka i pokręciłam głową.
- Nie wyciszyłeś go? - spytałam.
Chłopak posłał mi jeden ze swoich czarujących uśmieszków i zrobił niewinną minę.
- Oczekiwałem ważnego telefonu od menadżera. Mogę odebrać?
Westchnęłam i skinęłam głowa.
- Ale pośpiesz się, proszę,
Luke uniósł kciuk do góry i wyszedł z pomieszczenia. Korzystając z sytuacji wyciągnęłam telefon i napisałam sms do mojej przyjaciółki.
„W co my się wpakowałyśmy?”

*Luke*
Wyszedłem z gabinetu i odetchnąłem z ulgą. Odebrałem telefon i oparłem się o ścianę.
- Co jest, Calum?
- To raczej ja powinienem spytać „Co tam”. Dajesz sobie radę? - spytał przyjaciel.
- Trafiłem na porąbaną, aczkolwiek ładną, panią psycholog. Tak mnie kobieta denerwuje, że nie wiem jak długo to zniosę. Z drugiej strony wolę ją, niż tą, co przejęła tego kretyna.
- Eee.. Harry'ego? - westchnął. - Z resztą, nieważne. Słuchaj, Luke. Nie wiem jak to zrobisz, ale musisz to przetrwać. Menago powiedział nam, że jeśli nie dasz sobie z tym rady i nie przestaniesz sobie skakać z Hazzem do gardeł, to rozwiąże z nami kontrakt. - zaciął się na chwilę, po czym zaczął kontynuować niepewnym głosem. - Właściwie to dał nam do zrozumienia, że nie zrobi tego, o ile Ty odejdziesz z kapeli.
Już miałem coś powiedzieć, kiedy to z gabinetu wychyliła się pani Rose. Warknąłem i rozłączyłem się.
- Zapraszam do środka, panie Hemmings.

Nie miałem innego wyjścia jak wrócić i spróbować dojść do jakiegoś porozumienia.

2 komentarze:

  1. Za każdym razem, kiedy to czytam wyobrażam sobię Luke'a z piankami w ustach :)

    OdpowiedzUsuń