Byłam strasznie zestresowana faktem,
że trafiły do nas tak znane osoby. Mało tego! Komunikacja miejska
akurat dzisiaj musiała nawalić, wskutek czego spóźniłam się już
na pierwsze spotkanie. Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam
drzwi.
- Proszę usiąść. - rzuciłam,
próbując zachować spokój.
Chłopak usiadł w fotelu, grzebiąc
się przy tym, jakby miał owsiki. Wzięłam swoje notatki i usiadłam
naprzeciw osoby, z którą będę musiała spędzać dość sporo
czasu. Popatrzyłam w papiery i uśmiechnęłam się pod nosem.
- Nazywam się Rosemarie Caisage. Tak
się składa, że wraz z przyjaciółką przyjęłam waszą sprawę.
Podniosłam wzrok na Luka i ostatkiem
sił powstrzymałam się przed wybuchnięciem śmiechem.
Odchrząknęłam i z bananem na twarzy zwróciłam się do chłopaka.
- Przepraszam, zapomniałam o piankach.
Mój podopieczny w odpowiedzi
przewrócił oczyma i westchnął głęboko. Sięgnęłam po stojący
niedaleko śmietnik i postawiłam go przed mężczyzną.
- Śmiało, niech się pan nie krępuje.
Luke próbował się uśmiechnąć,
aczkolwiek to spowodowało, że z jego ust poleciała ślina.
Obrzydzona odwróciłam się od niego i nasłuchiwałam, czy skończył
wypluwać tą substancję z buzi
- Dzięki. - rzucił oburzony. - Nie
wiem, co wam strzeliło do głowy, żeby zapychać ludzi piankami.
Przełamałam się i znów usiadłam
twarzą do chłopaka. Posłałam jemu nieśmiały uśmiech, sięgając
przy tym po gazetę.
- Metody Sue są nietypowe, ale za to
skuteczne. - położyłam artykuł na stoliku, znajdującym się
pomiędzy nami. - A teraz przejdźmy do rzeczy. Jest pan świadomy
tego, co się tam znajduje?
Luke skinął głową i zaczął bawić
się kolczykiem w wardze.
- Owszem, miałem okazję to
przeczytać. Noo, zaraz po tym jak mój menadżer rzucił mi tym
papierkiem w twarz.
Zaśmiałam się, ponieważ wyobraziłam
sobie tą sytuację.
- Przepraszam. Co spowodowało
zaistniałą sytuację? - spytałam, próbując się opanować.
Chłopak prychnął i wydarł się na
całe gardło.
- Ten idiota, Harry!
- Ale w tym gabinecie nikogo nie
wyzywamy, dobrze?
- A co? - fuknął speszony. - Znowu
zapchasz mnie piankami?
Podirytowana wymusiłam uśmiech na
usta i grzecznie zaprzeczyłam jego słowom. Odłożyłam swoje
notatki na bok, po czym dokładnie przyjrzałam się chłopakowi.
- Nie. Ale obiecuję, że jeśli padnie
tutaj jeszcze jedno przezwisko, to znajdę coś odpowiedniego na
zażegnanie tego problemu.
- To ma być groźba? - zapytał
zaskoczony.
Nie odpowiadałam, więc Luke w końcu
skapitulował i podniósł ręce w geście poddania. Skinęłam głową
i wróciłam do tematu.
- Dlaczego uważa pan, że to Harry
spowodował bójkę?
- Bo taka jest prawda. - syknął. -
Gdyby nie jego puszczalska natura, to do niczego by nie doszło.
- Bez obrażania. - upomniałam go. -
Krok po kroku. Czym Ciebie sprowokował?
Gościu tak działał mi na nerwy, że
już przestałam się fatygować z mówieniem per „pan”. Luke
rozwalił się na fotelu. Uśmiechnął się do mnie i cmoknął
językiem.
- Dałabyś wiarę w to, że moja
dziewczyna puściła mnie kantem dla tego ch..- urwał i szybko się
poprawił. - ..śpiewaka? Wyobraź sobie! Idę sobie do szatni
Nialla, a tutaj napotykam Stylesa i moją laskę, wsadzających sobie
języki do gardeł!
- Troszeczkę ciszej, jeśli można. -
zapisałam sobie zaistniałą sytuację w notatkach i usiadłam
wygodniej. Założyłam nogę na nogę, opierając łokieć na
kolanie. - Czyli wasza bójka poszła o dziewczynę, tak?
Chłopak przyglądał się mi przez
jakiś czas, nie dając z siebie znaku życia. Przewróciłam oczami
i pomachałam ręką przed jego twarzą.
- Halo? Jesteś tu ze mną?
- Amm.. - odchrząknął. - Wła..
Właściwie to przez nią. - zaciął się.
- No dobra. - powiedziałam z uśmiechem
na twarzy. - Ale nie sądzisz, że tutaj zawiniła również
dziewczyna, a nie tylko Harry? Wcale nie musiał wiedzieć, że was
coś łączy, prawda? Mogliście uniknąć tego skandalu.
Luke był wciąż otumaniony, lecz
próbował nawiązać ze mną jakiś kontakt. Przymrużył oczy w
zastanowieniu i usiadł okrakiem, opierając łokcie na nogach.
- Właściwie to niekoniecznie. -
spojrzał w moje lica. - Widzisz.. Ta kobieta była wcześniej ze
Stylesem. Wcale mnie nie zdziwi, jeśli oni po prostu się mną
zabawili. Harry to taka szumowina, że jest to do niego bardzo
podobne.
Przygryzłam wargę, żeby nie
powiedzieć jemu czegoś zgryźliwego. Już ja coś na te wyzwiska
wymyślę.
- Skąd u Ciebie taka niechęć do
członka One Direction? - spytałam. - Z tego co wiem, to jakiś czas
temu robiliście za suport w ich trasie koncertowej i..
- Stare dzieje. - wtrącił mi się w
zdanie.
- Luke. - rzuciłam zniesmaczona jego
zachowaniem. - A więc robiliście za suport i mogłoby się
wydawać, że między wami nie ma żadnych konfliktów. Dlatego nie
jestem w stanie zrozumieć takiej nienawiści, która między wami
istnieje. Coś jest na rzeczy, prawda?
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem od
góry do dołu. Przyglądał się przez chwilę, po czym wstał i
skierował się do drzwi wyjściowych.
- Nie będę się pani tłumaczył. -
rzucił przez ramię. - A teraz idę do toalety.
Wkurzona rzuciłam długopis na stolik
i ruszyłam, co by mu zagrodzić drogę. Wyprzedziłam go i stanęłam
w wejściu, krzyżując ręce na piersi.
- Hola, hola, panie Hemmings. -
zaczęłam, próbując nie zaciągnąć go siłą na fotel. - Nie
odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Odpowiem na nie kiedy wrócę. -
uśmiechnął się uroczo. - A teraz naprawdę muszę pójść się
załatwić.
Odwzajemniłam uśmiech i skierowałam
się na fotele, ciągnąc Luka za rękę. Chociaż tak go mogę
ukarać za te wszystkie wyzwiska. Poza tym, za jakieś pół godziny
spotkanie dobiegnie końca.
- Wyjdzie pan dopiero po naszych
zajęciach.
Hemmings wybuchnął śmiechem i uniósł
brwi wyraźnie rozbawiony.
- To jest ta kara? - prychnął. - To
już podlega pod tortury.
- Ależ gdzie tam. - odpowiedziałam,
zajmując wcześniejsze miejsce.
Nagle usłyszałam dzwonek telefonu.
Spojrzałam na Luka i pokręciłam głową.
- Nie wyciszyłeś go? - spytałam.
Chłopak posłał mi jeden ze swoich
czarujących uśmieszków i zrobił niewinną minę.
- Oczekiwałem ważnego telefonu od
menadżera. Mogę odebrać?
Westchnęłam i skinęłam głowa.
- Ale pośpiesz się, proszę,
Luke uniósł kciuk do góry i wyszedł
z pomieszczenia. Korzystając z sytuacji wyciągnęłam telefon i
napisałam sms do mojej przyjaciółki.
„W co my się wpakowałyśmy?”
*Luke*
Wyszedłem z gabinetu i odetchnąłem z
ulgą. Odebrałem telefon i oparłem się o ścianę.
- Co jest, Calum?
- To raczej ja powinienem spytać „Co
tam”. Dajesz sobie radę? - spytał przyjaciel.
- Trafiłem na porąbaną, aczkolwiek
ładną, panią psycholog. Tak mnie kobieta denerwuje, że nie wiem
jak długo to zniosę. Z drugiej strony wolę ją, niż tą, co
przejęła tego kretyna.
- Eee.. Harry'ego? - westchnął. - Z
resztą, nieważne. Słuchaj, Luke. Nie wiem jak to zrobisz, ale
musisz to przetrwać. Menago powiedział nam, że jeśli nie dasz
sobie z tym rady i nie przestaniesz sobie skakać z Hazzem do gardeł,
to rozwiąże z nami kontrakt. - zaciął się na chwilę, po czym
zaczął kontynuować niepewnym głosem. - Właściwie to dał nam do
zrozumienia, że nie zrobi tego, o ile Ty odejdziesz z kapeli.
Już miałem coś powiedzieć, kiedy to
z gabinetu wychyliła się pani Rose. Warknąłem i rozłączyłem
się.
- Zapraszam do środka, panie Hemmings.
Nie miałem innego wyjścia jak wrócić
i spróbować dojść do jakiegoś porozumienia.
Za każdym razem, kiedy to czytam wyobrażam sobię Luke'a z piankami w ustach :)
OdpowiedzUsuńTaa, dość ciekawie musialoby to wyglądać :p
Usuń