*Sue*
Kiedy zostaliśmy sami, naprawdę
zaczęłam się bać tej całej sytuacji. Po ich zachowaniu zaczęłam
się zastanawiać, czy dobrze zrobiłyśmy przejmując ich sprawę.
Stałam i wpatrywałam się w Harrego,
który w ogóle sobie nic nie robił z tego co działo się w około
niego. Siedział wygodnie na fotelu, z nogą na stoliku i zapchany
piankami. Miałam wrażenie, że był naprawdę z siebie bardzo
zadowolony. Udowodnił to swoim głupim szerokim uśmiechem.
Nie przejął się nawet, kiedy wypadło
mu kilka pianek z ust. Jedna z pianek przykleiła się do jego
koszuli.
Zmarszczyłam brwi.
Podeszłam do niego i dotknęłam jego
nogi.
-zasada numer dwa, nie trzymamy nóg na
szklanych meblach -po jego oczach było widać, że jest poirytowany.
Jednak marudząc coś pod nosem, co nie mogłam zrozumieć z powodu
pianek, zdjął nogę ze stolika -możesz wykorzystać do tego sofę.
Spojrzał tylko na nią, ale nie ruszył
się z miejsca. Przetarł palcem usta, które były ubrudzone
rozpuszczonym sokiem i spojrzał na mnie.
Zesztywniałam cała. To, to uczucie
kiedy czujesz się jak metal, który jest przyciągany przez magnes.
Niewiadoma co by się robiło, to nie ma szans aby się mu
przeciwstawić.
Jego oczy paliły mnie żywym ogniem.
Były tak zielone, że chyba nie znalazłabym ich odcienia w palecie
barw. Prędzej jak oglądałam jego zdjęcia, wydawało mi się, że
ma niebieskie oczy. To była miła niespodzianka, albo po prostu
nosił soczewki. Nie zdziwiłabym się.
Jego twarz wykrzywiła się lekko.
Wziął miskę ze stolika, wysypał z niej owoce i wypluł do niej
pianki. Z szerokim uśmiechem rzucił.
-nie, noszę soczewek... -zacisnęłam
zęby. Byłam taka głupia, że wypowiedziałam to zdanie o
soczewkach na głos.
Klapnęłam na sofę i wbiłam wzrok w
notatki. Nie mięła nawet minuta sam na sam, a ja już zaczęłam
gadać głupoty. „opanuj się idiotko!”
Uśmiechnęłam się szeroko i
spojrzałam na Harrego, który wpatrywał się we mnie z
rozbawieniem. Miło mi było, że go rozbawiłam. Tylko pytanie
brzmiało... czym?
-nie jestem gejem, Sue -próbował się
nie roześmiać, a ja nie wiedziałam skąd mu się to wzięło.
Przecież nawet nie zapytałam o to.
-ale ja nie pytałam o to -byłam
trochę zdezorientowana, a on zbytnio nie śpieszył się z
odpowiedzią. Zgiął nogi w kolanach i oparł na nich łokcie.
Przyłożył dłonie do ust i wiercił wzrokiem dziurę w mojej
głowie.
Nagle niepostrzeżenie się odezwał.
-stąd... -jego palec dotknął
notatek, które trzymałam w dłoni.
-ale...
-masz tam napisane, Harry, Louis...
znak zapytania -wyrwał mi kartki z dłoni i pokazał dokładnie, o
co mu chodziło. Miał racje, zastanawiałam się co go łączy z
Louisem, ale nie myślałam o nich w ten sposób, albo dobra
myślałam. A kto by nie pomyślał?
-przepraszam – wstałam i odebrałam
od niego moje notatki. Jakoś nie czułam się dobrze przy nim. To
było bardzo dziwne uczucie.
Chciałam usiąść przy moim biurku,
ale nie zdążyłam usiąść, a mój telefon w kieszeni lekko
zawibrował. Zapomniałam go wyłączyć. Pięknie!
Odwróciłam się plecami do Harrego i
wyciągnęłam telefon z kieszeni. Rose? Zdziwiłam się, bo była
przecież tuż obok.
Rose: w co my się wpakowałyśmy?
Miała rację, z minuty na minutę...
zastanawiałam się w co my wdepnęłyśmy!
-myślę, że wpadłyście w pralkę na
programie wirowania -podskoczyłam, kiedy usłyszałam za sobą głos
Harrego. Stał za mną parę centymetrów i spoglądał mi przez
ramię na telefon, który trzymałam. Nawet nie usłyszałam, kiedy
wstał z fotela i podszedł do mnie.
-mama cię nie nauczyła, że nie czyta
się cudzej korespondencji? -zasłoniłam telefon dłonią. Nie
odwróciłam się do niego. Byłaby możliwość, że znowu
wylądowałabym twarzą w jego koszuli, a to mnie strasznie
rozpraszało. Sama myśl o tym robiła z mojego ciała gąbkę, która
chciałaby ocierać się o jego ciało. Nawet nie wiem jak, ale
cofnęłam się lekko do tyłu i oparłam się lekko plecami o jego
klatkę piersiową. Oparł się brodą o moje ramię.
-lepiej jej odpisz -jego oddech
delikatnie owiał moją szyję. Boże! Traciłam głowę!
Odsunęłam się od niego na bezpieczną
odległość i odpisałam Rose.
Ja: jak to przeżyjemy, robię sobie
urlop na Hawajach!
Wyłączyłam telefon i położyłam go
na biurku. Usiadłam na fotelu, który wcześniej zajmował Luke i
czekałam, aż Harry zajmie swój. On jednak dalej stał w tym samym
miejscu, gdzie go zostawiłam. Miał dość dziwną minę. Chciało
mi się z niego śmiać.
Odchrząknęłam i wtedy na mnie
spojrzał.
-może usiądziesz? -pokręcił lekko
głową i usiadł na fotel. -więc o co poszło? -musiałam jak
najszybciej dojść do sedna sprawy, bo nasz czas powoli się
kończył.
-znasz Miley Cyrus? -pokręciłam
przecząco głową. Naprawdę nie wiedziałam o kim mowa. Może to
śmieszne, ale prawdziwe -żartujesz sobie, prawda? -położył palec
wskazujący na ustach i lekko się uśmiechnął.
-będzie pan wiedział, kiedy żartuję,
panie Styles -irytowało mnie to, kiedy ktoś nabijał się z mojej
niewiedzy. Nie wszyscy muszą wiedzieć wszystko o „światku”
celebrytów.
-Hannah Montana? -jego uśmiech był
tak głupi, że Peter przy nim wymięka. Peter mimo tego, że był
najstarszy z naszej trójki i pełnił bardzo ważną rolę w świecie
medycznym, to w domu był naszym prywatnym klaunem.
-moja bratanica ją uwielbia -na samo
wspomnienie Lilo, zrobiło mi się ciepło na sercu.
-no to przez nią.
-pobiliście się o dziewczynę?
-wyprostowałam się w fotelu i przyjrzałam dokładnie Harremu. Nie
podejrzewałabym nigdy, że mogliby się pokłócić o takie coś!
-puściła nas kantem -roześmiał się
-umawiała się ze mną i z Hemmings'em.
-nie mogliście się jakoś dogadać,
bez przemocy? -moje pytanie jeszcze bardziej go rozbawiło. Teraz
czułam się jak jego osobisty błazen nadworny.
-powiedzmy, że mogliśmy, ale
powiedzieliśmy sobie chyba o parę słów za dużo -potarł szyję i
spojrzał na mnie wzrokiem zranionego pieska. Do kota ze Shreka mu
jeszcze trochę brakowało, ale już prawie, prawie... -chyba to ja
pierwszy... -zaczął cicho
-tak? -nachyliłam się w jego stronę,
aby usłyszeć go
-to chyba ja pierwszy go uderzyłem...
*Harry*
Po wyjściu z TERAPII miałem ochotę
napić się czegoś mocniejszego. Na alkohol było za wcześnie, więc
została mi tylko kawa. Marzyłem o mocnej ciemnej kawie. Nawet o
takiej, która by mogła mnie uśmiercić. Szczerze to był dobry
plan. Skończyły by się wreszcie moje problemy i miałbym wreszcie
spokój.
-Paul, kawa, teraz -rzuciłem hasło i
ruszyłem do pierwszej kawiarenki, którą zobaczyłem. Na moje
szczęście był pusta, ale zbliżały się pory lunchów, więc
spodziewałem się za chwilę tłumów zaspanych i zmęczonych ludzi,
proszących o nektar, zwany kawą.
Paul wepchał mnie na jakiś balkonik,
którego prędzej nie widziałem. Zakazał kelnerce wpuszczać tu
kogokolwiek i zamówił mi DUŻĄ czarną kawę.
Kelnerka po chwili przyniosła mi kawę.
Po jej minie mogłem odczytać, że prawie wychodziła z siebie,
kiedy mnie zobaczyła. Wyciągnąłem serwetkę i się na niej
podpisałem. Z szerokim uśmiechem na twarzy podałem ją jej.
Kiedy odeszła, ja mogłem zacząć
cieszyć się błogim spokojem. Nikt nade mną nie wisiał, nikt nie
chciał wyciągać ze mnie moim brudów, a przez ostatnią godzinę
pani Hearson właśnie to robiła. Teraz przynajmniej mogłem od tego
odpocząć i przemyśleć parę spraw.
Spojrzałem na czarną ciecz przede mną
i szczerze to mi się ode chciało pić kawy. Miałem ochotę na
jakiegoś mocnego drinka, który postawiłaby mnie na nogi i pomógł
zapomnieć o tym co działo się przez ostatnie parę tygodni. Przez
tą cholerną Miley, moja kariera zawisła na włosy. Zakryłem
dłońmi twarz... co ja pieprzę... cała kariera 1D zawisła na
włosku. Nie tylko ja leciałem na pysk, a cały zespół. Ciągnąłem
chłopaków za sobą na samo dno.
Oparłem czoło o stolik. Miałem
ochotę krzyczeć. Mój świat się walił, przez tego idiotę
Hemmings'a i tą żmiję.
Usłyszałem tuż pod balkonikiem
jakieś głosy. Szczególnie się nimi nie przejąłem, bo domyśliłem
się że zbierają się klienci, ale przynajmniej ta sytuacja
wyciągnęła mnie z moich mrocznych myśli.
Myśli to jedno, ale czułem, że całe
piekło jeszcze przede mną. Sue pewnie zaplanowała dla mnie jakieś
tortury. W ogóle tak, kto mądry daje dziecku na imię Sue! Pytanie
jednak jest takie, czy istnieje takie imię?! Mniejsza o imię.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że była z niej niezła laska!
Kiedy tylko wylądowała w moich ramionach poczułem dziwny prąd.
Jej ciało tak doskonale pasowało do mojego, że jakby nie Hemmings,
to nie wypuściłbym jej z ramion. Później jak oparła się o mnie,
ze wszystkich sił musiałem się powstrzymać przed porwaniem jej w
ramiona. Miałem ochotę posmakować jej ust....
-Harry! -tak przez mgłę usłyszałem
jej głos. W pierwszym momencie myślałem, że mi się wydaje.
Myślałem o niej i nagle słyszę jej głos. Otrząsnąłem się z
moich marzeń -Harry... -ktoś naprawdę mnie wołał. Wychyliłem
lekko głowę za balustradę i zobaczyłem ją. Wpatrywała się we
mnie swoimi brązowymi oczami. Schowałem głowę. Pięknie i znowu
musiałem z nią przebywać. Nie to, że mi się to nie podobało...
to raczej mojemu ciału to się nie podobało.
Machnąłem ręką, aby kelnerka ją
wpuściła. Najpierw usłyszałem stukot jej obcasów, a później
dopiero ją. Przebrała się, miała teraz na sobie teraz krótką
spódnicę i białą koszulę. Nie wiem gdzie podziały się jej
spodnie i sweter, ale taki jej ubiór bardziej mi się podobał, choć
jej pośladki nieźle wyglądały o obcisłych jeansach.
Cholera, o czy ja myślę?!
Dziewczyna jakby nigdy nic ominęła
mój stoli i usiadła po drugiej stronie przy oknie. Ze zdziwieniem
patrzałem na to jak bierze w dłonie menu i nie zwraca na mnie w
ogóle uwagi. Ona po prostu mnie olała!
Wstałem i podszedłem do jej stolika.
Usiadłem naprzeciwko jej.
-chciałaś mnie w ten sposób urazić?
-spojrzała na mnie z oburzeniem. Tego się nie spodziewałem,
myślałam że zacznie się ze mnie śmiać, czy coś, ale ona
gromiła mnie wzrokiem.
-ja? Przychodzę tu od pięciu lat,
siedzę zawsze w tym samym miejscu i piję tą samą. -przerwała i
ponownie zabrała się za czytanie karty -czy miałam niby cię
urazić, panie Styles -moje nazwisko zaakcentowała najbardziej.
-czyli to ja powinienem zapytać, czy
mogę się przysiąść? -uśmiechnęła się tak sztucznie, że
miałem ochotę się roześmiać. Jej chęć bycia miłym dla
wszystkich naprawdę mnie bawiła. -więc, czy...
-nie kłopocz się, nie chcę abyś się
przemęczał -jej odpowiedź tak mnie zdziwiła, że nie wiedziałem
co mam powiedzieć. Była dobra w tym co robiła. Wystarczyło jedno
słowo, aby człowiek się zamknął i słuchał tego co ma do
powiedzenia.
-co podać? -nagle obok nas pojawiła
się kelnerka z moją KAWĄ. Postawiła ją przede mną i patrzała
na Sue.
-latte i bananową muffinkę -nie wiem
jak ona to robiła, ale przechodzenie ze stanu jestem ZŁA do stanu jestem MIŁA przychodziło jej bardzo szybko.
-muffinkę? -próbowałem uratować
sytuację między nami, ale chyba mi się nie udało. Sue spojrzała
na mnie znowu z gromami w wzroku.
-muszę sobie osłodzić, gorzkie
zawiedzenie...
-czym się zawiodłaś?
-wami... myślałam, że będę miała
do czynienia z dorosłymi i kulturalnymi osobami, a okazaliście się
rozwrzeszczanymi bachorami. -jej obojętność w głosie mnie
zmroziła. Chyba wolałem jak była taka jak minutę temu.
-dlaczego mi tego nie powiedziałaś? -nie odpowiedziała, tylko wzruszyła ramionami. -więc dlaczego jesteś teraz taka obojętna?
-bo tam jestem w pracy, a tu nie...
-to znaczy, że poza pracą będziesz
niemiła? -trochę ten opis nie pasował mi do Sue, którą poznałem
godzinę temu.
-brawo Sherlocku -klasnęła w dłonie,
a ja pożałowałem, że w ogóle zapytałem.
-to dlaczego to robisz? -mimo, że
wiem, że może odpowiedzieć coś czego bym wolał nie usłyszeć,
chciałem wiedzieć na czym stoję.
-dla pieniędzy i sławy -mówiła mało
przekonywająco -a ty nie robisz tego wszystkiego, dlatego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz