środa, 11 listopada 2015

Chapter Three




*Sue*
Kiedy zostaliśmy sami, naprawdę zaczęłam się bać tej całej sytuacji. Po ich zachowaniu zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłyśmy przejmując ich sprawę.
Stałam i wpatrywałam się w Harrego, który w ogóle sobie nic nie robił z tego co działo się w około niego. Siedział wygodnie na fotelu, z nogą na stoliku i zapchany piankami. Miałam wrażenie, że był naprawdę z siebie bardzo zadowolony. Udowodnił to swoim głupim szerokim uśmiechem.
Nie przejął się nawet, kiedy wypadło mu kilka pianek z ust. Jedna z pianek przykleiła się do jego koszuli.
Zmarszczyłam brwi.
Podeszłam do niego i dotknęłam jego nogi.
-zasada numer dwa, nie trzymamy nóg na szklanych meblach -po jego oczach było widać, że jest poirytowany. Jednak marudząc coś pod nosem, co nie mogłam zrozumieć z powodu pianek, zdjął nogę ze stolika -możesz wykorzystać do tego sofę.
Spojrzał tylko na nią, ale nie ruszył się z miejsca. Przetarł palcem usta, które były ubrudzone rozpuszczonym sokiem i spojrzał na mnie.
Zesztywniałam cała. To, to uczucie kiedy czujesz się jak metal, który jest przyciągany przez magnes. Niewiadoma co by się robiło, to nie ma szans aby się mu przeciwstawić.
Jego oczy paliły mnie żywym ogniem. Były tak zielone, że chyba nie znalazłabym ich odcienia w palecie barw. Prędzej jak oglądałam jego zdjęcia, wydawało mi się, że ma niebieskie oczy. To była miła niespodzianka, albo po prostu nosił soczewki. Nie zdziwiłabym się.
Jego twarz wykrzywiła się lekko. Wziął miskę ze stolika, wysypał z niej owoce i wypluł do niej pianki. Z szerokim uśmiechem rzucił.
-nie, noszę soczewek... -zacisnęłam zęby. Byłam taka głupia, że wypowiedziałam to zdanie o soczewkach na głos.
Klapnęłam na sofę i wbiłam wzrok w notatki. Nie mięła nawet minuta sam na sam, a ja już zaczęłam gadać głupoty. „opanuj się idiotko!”
Uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na Harrego, który wpatrywał się we mnie z rozbawieniem. Miło mi było, że go rozbawiłam. Tylko pytanie brzmiało... czym?
-nie jestem gejem, Sue -próbował się nie roześmiać, a ja nie wiedziałam skąd mu się to wzięło. Przecież nawet nie zapytałam o to.
-ale ja nie pytałam o to -byłam trochę zdezorientowana, a on zbytnio nie śpieszył się z odpowiedzią. Zgiął nogi w kolanach i oparł na nich łokcie. Przyłożył dłonie do ust i wiercił wzrokiem dziurę w mojej głowie.
Nagle niepostrzeżenie się odezwał.
-stąd... -jego palec dotknął notatek, które trzymałam w dłoni.
-ale...
-masz tam napisane, Harry, Louis... znak zapytania -wyrwał mi kartki z dłoni i pokazał dokładnie, o co mu chodziło. Miał racje, zastanawiałam się co go łączy z Louisem, ale nie myślałam o nich w ten sposób, albo dobra myślałam. A kto by nie pomyślał?
-przepraszam – wstałam i odebrałam od niego moje notatki. Jakoś nie czułam się dobrze przy nim. To było bardzo dziwne uczucie.
Chciałam usiąść przy moim biurku, ale nie zdążyłam usiąść, a mój telefon w kieszeni lekko zawibrował. Zapomniałam go wyłączyć. Pięknie!
Odwróciłam się plecami do Harrego i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Rose? Zdziwiłam się, bo była przecież tuż obok.
Rose: w co my się wpakowałyśmy?
Miała rację, z minuty na minutę... zastanawiałam się w co my wdepnęłyśmy!
-myślę, że wpadłyście w pralkę na programie wirowania -podskoczyłam, kiedy usłyszałam za sobą głos Harrego. Stał za mną parę centymetrów i spoglądał mi przez ramię na telefon, który trzymałam. Nawet nie usłyszałam, kiedy wstał z fotela i podszedł do mnie.
-mama cię nie nauczyła, że nie czyta się cudzej korespondencji? -zasłoniłam telefon dłonią. Nie odwróciłam się do niego. Byłaby możliwość, że znowu wylądowałabym twarzą w jego koszuli, a to mnie strasznie rozpraszało. Sama myśl o tym robiła z mojego ciała gąbkę, która chciałaby ocierać się o jego ciało. Nawet nie wiem jak, ale cofnęłam się lekko do tyłu i oparłam się lekko plecami o jego klatkę piersiową. Oparł się brodą o moje ramię.
-lepiej jej odpisz -jego oddech delikatnie owiał moją szyję. Boże! Traciłam głowę!
Odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość i odpisałam Rose.
Ja: jak to przeżyjemy, robię sobie urlop na Hawajach!
Wyłączyłam telefon i położyłam go na biurku. Usiadłam na fotelu, który wcześniej zajmował Luke i czekałam, aż Harry zajmie swój. On jednak dalej stał w tym samym miejscu, gdzie go zostawiłam. Miał dość dziwną minę. Chciało mi się z niego śmiać.
Odchrząknęłam i wtedy na mnie spojrzał.
-może usiądziesz? -pokręcił lekko głową i usiadł na fotel. -więc o co poszło? -musiałam jak najszybciej dojść do sedna sprawy, bo nasz czas powoli się kończył.
-znasz Miley Cyrus? -pokręciłam przecząco głową. Naprawdę nie wiedziałam o kim mowa. Może to śmieszne, ale prawdziwe -żartujesz sobie, prawda? -położył palec wskazujący na ustach i lekko się uśmiechnął.
-będzie pan wiedział, kiedy żartuję, panie Styles -irytowało mnie to, kiedy ktoś nabijał się z mojej niewiedzy. Nie wszyscy muszą wiedzieć wszystko o „światku” celebrytów.
-Hannah Montana? -jego uśmiech był tak głupi, że Peter przy nim wymięka. Peter mimo tego, że był najstarszy z naszej trójki i pełnił bardzo ważną rolę w świecie medycznym, to w domu był naszym prywatnym klaunem.
-moja bratanica ją uwielbia -na samo wspomnienie Lilo, zrobiło mi się ciepło na sercu.
-no to przez nią.
-pobiliście się o dziewczynę? -wyprostowałam się w fotelu i przyjrzałam dokładnie Harremu. Nie podejrzewałabym nigdy, że mogliby się pokłócić o takie coś!
-puściła nas kantem -roześmiał się -umawiała się ze mną i z Hemmings'em.
-nie mogliście się jakoś dogadać, bez przemocy? -moje pytanie jeszcze bardziej go rozbawiło. Teraz czułam się jak jego osobisty błazen nadworny.
-powiedzmy, że mogliśmy, ale powiedzieliśmy sobie chyba o parę słów za dużo -potarł szyję i spojrzał na mnie wzrokiem zranionego pieska. Do kota ze Shreka mu jeszcze trochę brakowało, ale już prawie, prawie... -chyba to ja pierwszy... -zaczął cicho
-tak? -nachyliłam się w jego stronę, aby usłyszeć go
-to chyba ja pierwszy go uderzyłem...

*Harry*
Po wyjściu z TERAPII miałem ochotę napić się czegoś mocniejszego. Na alkohol było za wcześnie, więc została mi tylko kawa. Marzyłem o mocnej ciemnej kawie. Nawet o takiej, która by mogła mnie uśmiercić. Szczerze to był dobry plan. Skończyły by się wreszcie moje problemy i miałbym wreszcie spokój.
-Paul, kawa, teraz -rzuciłem hasło i ruszyłem do pierwszej kawiarenki, którą zobaczyłem. Na moje szczęście był pusta, ale zbliżały się pory lunchów, więc spodziewałem się za chwilę tłumów zaspanych i zmęczonych ludzi, proszących o nektar, zwany kawą.
Paul wepchał mnie na jakiś balkonik, którego prędzej nie widziałem. Zakazał kelnerce wpuszczać tu kogokolwiek i zamówił mi DUŻĄ czarną kawę.
Kelnerka po chwili przyniosła mi kawę. Po jej minie mogłem odczytać, że prawie wychodziła z siebie, kiedy mnie zobaczyła. Wyciągnąłem serwetkę i się na niej podpisałem. Z szerokim uśmiechem na twarzy podałem ją jej.
Kiedy odeszła, ja mogłem zacząć cieszyć się błogim spokojem. Nikt nade mną nie wisiał, nikt nie chciał wyciągać ze mnie moim brudów, a przez ostatnią godzinę pani Hearson właśnie to robiła. Teraz przynajmniej mogłem od tego odpocząć i przemyśleć parę spraw.
Spojrzałem na czarną ciecz przede mną i szczerze to mi się ode chciało pić kawy. Miałem ochotę na jakiegoś mocnego drinka, który postawiłaby mnie na nogi i pomógł zapomnieć o tym co działo się przez ostatnie parę tygodni. Przez tą cholerną Miley, moja kariera zawisła na włosy. Zakryłem dłońmi twarz... co ja pieprzę... cała kariera 1D zawisła na włosku. Nie tylko ja leciałem na pysk, a cały zespół. Ciągnąłem chłopaków za sobą na samo dno.
Oparłem czoło o stolik. Miałem ochotę krzyczeć. Mój świat się walił, przez tego idiotę Hemmings'a i tą żmiję.
Usłyszałem tuż pod balkonikiem jakieś głosy. Szczególnie się nimi nie przejąłem, bo domyśliłem się że zbierają się klienci, ale przynajmniej ta sytuacja wyciągnęła mnie z moich mrocznych myśli.
Myśli to jedno, ale czułem, że całe piekło jeszcze przede mną. Sue pewnie zaplanowała dla mnie jakieś tortury. W ogóle tak, kto mądry daje dziecku na imię Sue! Pytanie jednak jest takie, czy istnieje takie imię?! Mniejsza o imię. Najgorsze w tym wszystkim było to, że była z niej niezła laska! Kiedy tylko wylądowała w moich ramionach poczułem dziwny prąd. Jej ciało tak doskonale pasowało do mojego, że jakby nie Hemmings, to nie wypuściłbym jej z ramion. Później jak oparła się o mnie, ze wszystkich sił musiałem się powstrzymać przed porwaniem jej w ramiona. Miałem ochotę posmakować jej ust....
-Harry! -tak przez mgłę usłyszałem jej głos. W pierwszym momencie myślałem, że mi się wydaje. Myślałem o niej i nagle słyszę jej głos. Otrząsnąłem się z moich marzeń -Harry... -ktoś naprawdę mnie wołał. Wychyliłem lekko głowę za balustradę i zobaczyłem ją. Wpatrywała się we mnie swoimi brązowymi oczami. Schowałem głowę. Pięknie i znowu musiałem z nią przebywać. Nie to, że mi się to nie podobało... to raczej mojemu ciału to się nie podobało.
Machnąłem ręką, aby kelnerka ją wpuściła. Najpierw usłyszałem stukot jej obcasów, a później dopiero ją. Przebrała się, miała teraz na sobie teraz krótką spódnicę i białą koszulę. Nie wiem gdzie podziały się jej spodnie i sweter, ale taki jej ubiór bardziej mi się podobał, choć jej pośladki nieźle wyglądały o obcisłych jeansach.
Cholera, o czy ja myślę?!
Dziewczyna jakby nigdy nic ominęła mój stoli i usiadła po drugiej stronie przy oknie. Ze zdziwieniem patrzałem na to jak bierze w dłonie menu i nie zwraca na mnie w ogóle uwagi. Ona po prostu mnie olała!
Wstałem i podszedłem do jej stolika. Usiadłem naprzeciwko jej.
-chciałaś mnie w ten sposób urazić? -spojrzała na mnie z oburzeniem. Tego się nie spodziewałem, myślałam że zacznie się ze mnie śmiać, czy coś, ale ona gromiła mnie wzrokiem.
-ja? Przychodzę tu od pięciu lat, siedzę zawsze w tym samym miejscu i piję tą samą. -przerwała i ponownie zabrała się za czytanie karty -czy miałam niby cię urazić, panie Styles -moje nazwisko zaakcentowała najbardziej.
-czyli to ja powinienem zapytać, czy mogę się przysiąść? -uśmiechnęła się tak sztucznie, że miałem ochotę się roześmiać. Jej chęć bycia miłym dla wszystkich naprawdę mnie bawiła. -więc, czy...
-nie kłopocz się, nie chcę abyś się przemęczał -jej odpowiedź tak mnie zdziwiła, że nie wiedziałem co mam powiedzieć. Była dobra w tym co robiła. Wystarczyło jedno słowo, aby człowiek się zamknął i słuchał tego co ma do powiedzenia.
-co podać? -nagle obok nas pojawiła się kelnerka z moją KAWĄ. Postawiła ją przede mną i patrzała na Sue.
-latte i bananową muffinkę -nie wiem jak ona to robiła, ale przechodzenie ze stanu jestem ZŁA do stanu jestem MIŁA przychodziło jej bardzo szybko.
-muffinkę? -próbowałem uratować sytuację między nami, ale chyba mi się nie udało. Sue spojrzała na mnie znowu z gromami w wzroku.
-muszę sobie osłodzić, gorzkie zawiedzenie...
-czym się zawiodłaś?
-wami... myślałam, że będę miała do czynienia z dorosłymi i kulturalnymi osobami, a okazaliście się rozwrzeszczanymi bachorami. -jej obojętność w głosie mnie zmroziła. Chyba wolałem jak była taka jak minutę temu.
-dlaczego mi tego nie powiedziałaś? -nie odpowiedziała, tylko wzruszyła ramionami. -więc dlaczego jesteś teraz taka obojętna?
-bo tam jestem w pracy, a tu nie...
-to znaczy, że poza pracą będziesz niemiła? -trochę ten opis nie pasował mi do Sue, którą poznałem godzinę temu.
-brawo Sherlocku -klasnęła w dłonie, a ja pożałowałem, że w ogóle zapytałem.
-to dlaczego to robisz? -mimo, że wiem, że może odpowiedzieć coś czego bym wolał nie usłyszeć, chciałem wiedzieć na czym stoję.

-dla pieniędzy i sławy -mówiła mało przekonywająco -a ty nie robisz tego wszystkiego, dlatego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz