środa, 4 listopada 2015

Chapter One




"Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa"

*Sue*
Wpatrywałam się w zamknięte drzwi mojego gabinetu. Zaraz miałyśmy mieć spotkanie z nowymi „podopiecznymi”, a Rose jak nigdy spóźniała się! Przecież w tym „związku” to ja byłam tą która zawsze gdzieś się spóźniała.
Cholera! Akurat dziś, Rose musiała sobie zrobić wyjątek od reguły.
Chodziłam po gabinecie w tą i z powrotem, chyba już wydreptałam ścieżkę w dywaniku.
Z głośnym westchnieniem opadłam na fotel. Strasznie się stresowałam. Nie codziennie zdarza nam się „pomagać” gwiazdą. Dobra tak naprawdę, to nigdy nam się to nie zdarzało. Spod przymrożonych powiek spojrzałam na swoje notatki. Na pierwszej stronie uśmiechały się do mnie dwie postacie, chłopców, tak chłopców. Po prawej stronie kartki uśmiechał się do mnie jasno włosy chłopak, a z lewej strony brązowowłosy. Jasnowłosy uśmiechał się tak chłopięco i szczerze, że aż sama się uśmiechnęła, natomiast ten drugi... jego uśmiech mnie irytował. Może to dziwne, bo nigdy go nie poznałam, ani nie interesowałam się jego życiem, miałam jednak ochotę go udusić.
Taki chłopiec, próbujący zgrywać dorosłego faceta. Denis, też był taki i dlatego pewnie odstraszają mnie tacy faceci.
Mój wzrok znowu spoczął na zegarku. Rose się spóźniała, panowie się spóźniali, a ja w skali od 1 do 10, byłam na 10 zestresowana. Mimo, że już nie polubiłam jednego z chłopaków, który przypadł mi w losowaniu... to była dla nas wielka szansa.
Podskoczyła, kiedy ktoś zapukał do drzwi, a raczej walił. Domyśliłam się, że to nie Rose. Ona nigdy nie pukała. Szybkim krokiem poszłam otworzyć drzwi. Pierwsze co zobaczyłam po ich otwarciu, to znudzoną twarz jasnowłosego chłopaka i kolczyk w jego wardze.
I o to przede mną stał Pan Hemmings.
-dzień dobry -zwrócił się do mnie facet wyłaniający się za jego ramienia.
-dzień dobry -uśmiechałam się szeroko, choć pewnie mój uśmiech nie był na tyle szczery, aby pan Hemmings w niego uwierzył. Chłopak ze zdziwienia uniósł wysoko jedną brew.
-wejdź, proszę -otworzyłam szerzej drzwi i zaprosiłam mojego gościa do środka -pan nie -zatrzymałam dłonią dryblasa, który z nim przyszedł.
-ale, on...
-ale, on jest dorosły -dokończyłam za niego i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Nie lubię jak ktoś mi się stawia, a co dopiero podważa to co mówię.
Uśmiechnęłam się, tym razem naturalnie, byłam dumna z tego co zrobiłam.
Spojrzałam na chłopaka, który przyglądał mi się z rozbawieniem.
-usiądź sobie -wskazałam fotel, na którym sama przed chwilą sama zajmowałam.
Na potrzebę tego spotkania, przemeblowałam prawie całe biuro. Kiedyś dwa fotele stały obok siebie, teraz dzieliła je duża sofa, na której miałam usiąść razem z Rose.
-czyżby ten, idiota się spóźniał? -jego pytanie nie powinno mnie dziwić, ale nie miałam ochoty słuchać, jak się obrażają.
-pierwsza zasada, nie obrażamy się -chłopak w pierwszym momencie zmarszczył czoło, później jednak się roześmiał. Jeśli mówiłam, że lubię tego chłopaka, to właśnie zmieniłam zdanie.
Jego denerwujący śmiech zagłuszyło pukanie. Kręcąc głową poszłam otworzyć drzwi. Czekała nas prawdziwa wojna.
Złapałam za klamkę, jednak za nim zdążyłam je otworzyć, one same się otworzyły. Przestraszyłam się. Jakby nie silne ramiona, które mnie właśnie trzymały, wylądowałabym jak długa na podłodze.
I tak o to wylądowałam nosem w koszuli jakiegoś faceta. Pachniał nieziemsko, a jego skóra w dotyku była jak jedwab. To wszystko razem doprowadzało mnie do łomotu serca, nigdy takiego czegoś nie czułam. Jeszcze chwila a zemdleje.
-piękne wejście, Styles -mój pierwszy gość pojawił się tuż obok nas.
Tak i o to przeszła mi ochota na mdlenie. Wylądowałam w ramionach Harrego Stylesa.
-Hemmings -poczułam ciepło jego oddechu na włosach. Wtedy znowu te dziwne uczucia powróciły.
-możesz mnie puścić? -zapytałam. Musiałam się otrząsnąć z tego co czułam, a poza tym ktoś musiał stanął między nimi. Jeszcze mi brakowało bójki między tymi dwoma.
Mój gość numer dwa pomógł mi się podnieść. Stanęłam na własnych nogach, poprawiłam bluzkę i wtedy mój wzrok padł na but ortopedyczny pana Stylesa.
Nikt mnie nie uprzedzał, że jeden z naszych klientów jest uszkodzony. Teraz pytanie było takie, czy on uszkodził się sam, czy uszkodził go Hemmings. Tak czy siak, będę musiała pozmieniać kilka moich planów. Cudownie!
-proszę, usiądźcie -wskazałam im ręką fotele.
Hemmings posłał Stylesowi mrożące krew w żyłach spojrzenie i posłusznie usiadł na fotelu, który zajmował prędzej. Gorzej było z tym drugim. Tkwił dalej w tym samym miejscu i przyglądał mi się. To było dziwne.
-pomóc w czymś panu?
-nie -powiedział to tak cicho, że w pierwszym momencie myślałam, że się przesłyszałam.
Chłopak mnie wyminął i usiadł na fotelu, ja jako rozjemca usiadłam między nimi.
Wzięłam swoje notatki. Jak na razie nie miałam co liczyć na Rose, więc musiałam zacząć sama.
-nazywam się Sue Hearson i wraz z przyjaciółką Rose Caisage spróbujemy wam pomóc. Niestety Rose coś zatrzymało, więc musimy zacząć sami -spojrzałam na nich. Oboje nie byli zbytnio zainteresowani tym co mówię. Luke bawił się kolczykiem, a Harry ułożył swoja poszkodowaną nogę na moim ulubionym szklanym stole. Dla spokoju, postanowiłam przemilczeć ten fakt. -tak więc Pan Lucas Robert Hemmings -chłopak uniósł na mnie wzrok i uśmiechnął się. -i Harold...
-Harry -pan numer dwa wcisnął się mi w słowo
-Harold Edward Styles -dokończyłam nie zważając na to co mówił.
Sięgnęłam po pilot, który leżał tuż obok stopy Harrego. Włączyłam telewizor. Na ekranie ukazało się wielkie koło a w nim strzałka. Na pilocie wcisnęłam play. Nagrałam sobie ten ich kiepski występ, a teraz chciałam im go pokazać, choć pewnie już nie raz je widzieli. Ja tez obejrzałam ją kilkakrotnie. A teraz puściłam ją ponownie.
Skrzywiłam się, gdy znowu zobaczyłam jak obaj spadają ze sceny, dwa metry w dół. Wyłączyłam telewizor i spojrzałam na tych dwóch.
-macie coś do powiedzenia w tej sprawie? -miałam dalej przed oczami ich upadek. Jak na szczęście tych dwóch idiotów, nic nikomu się nie stało.
-nie mam nic do dodania -Harry odezwał się pierwszy uśmiechając się. Coraz bardziej mnie irytował.
-ja tylko to, że on jest idiotą! -Hemmings wskazał pacem na Stylesa. I wtedy właśnie poczułam się jak w przedszkolu.
-zasada numer jeden -wstałam i podeszłam do swojego biurka. Wyciągnęłam z szafki paczkę pianek i wróciłam do panów. Otworzyłam pianki i podstawiłam je pod nos Lukowi.
-po co to?
-włóż sobie cztery do ust.
-co?
-to! -teraz już zaczynali działać mi na nerwy. Luke jednak wziął z opakowania pianki i wsadził sobie do ust.
Przynajmniej się słuchał, tyle dobrego.
-czy to, ma jakiś związek z waszą bójka? -wskazałam nogę Harrego. On również spojrzał się na swoją stopę. Wyglądało jakby się zastanawiał nad odpowiedzią. Ostatecznie wzruszył ramionami. Po jego minie można było odgadnąć, że nie chce tu być, a jedyną osobą która się tu dobrze bawi, jest Luke.
-oczywiście, że tak -praktycznie nie zrozumiałam słów Lucasa -taka łamaga z niego. Wiecznie wykłada się na scenie.
Podstawiłam mu pod nos znowu pianki i pokazałam na palcach liczbę trzy. Odburknął coś niezrozumiałego dla mnie w proteście. Pokazałam mu teraz cztery. Posłusznie wziął cztery pianki z opakowania i włożył je do ust.
-pewnie dlatego, że spadłeś na mnie, idioto - twardy głos Harrego uderzył we mnie jak kula ognia.
W pierwszym momencie nie wiedziałam co zrobić. Działał na mnie tak, że zapominałam nawet jak mam na imię. Nie wiem jakim cudem, ale wystarczyła sekunda, abym straciła dla niego głowę. No ale to pewnie nie ja jedyna. Byłam pewna, że każda osoba płci żeńskiej tak na niego reagowała.
Jedna część mojego umysłu już poddała się jego urokowi, ale druga nadal walczyła. Kazała mi wyciągnąć przed siebie rękę. Chciałam napchać go piankami, tak aby już się nie odzywał.
-trzy -wyszeptałam. Tak, stać mnie było tylko i wyłącznie na szept.
Harry uśmiechnął się do mnie. Jego zielone oczy hipnotyzowały. Były jak trawa wiosną. Chłopak nie odrywając ode mnie wzroku sięgnął do paczki i wyciągnął z niej całą garść pianek i wsadził je sobie do ust. Z tak zapchanymi ustami oparł się o fotel. Oznaczało to, że on w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać.
Hemmings śmiał się o mało nie dławiąc piankami.
Pięknie! Zapchałam obu i tyle było rozmowy. Miło!
Wtedy drzwi od gabinetu Rose otworzyły się z trzaskiem i o to w nich stanęła moja przyjaciółka. Wyglądała jakby biegła.
-przepraszam z spóźnienie -wysapała -ale widzę, że dobrze się bawiliście beze mnie -spojrzała wymownie na puste opakowania po piankach.
-Witaj Rose -podeszłam do niej i uśmiechnęłam się do niej. Spojrzałam na Harrego, patrzał na nią z krzywą miną. Dzięki pianką bardzo komicznie to wyglądało. Za to jednak Luke z otwartymi ustami wodził za nią wzrokiem. Pianki prawie wypadały mu z ust.
-witam -podeszła do Harrego, wystawiła rękę w jego stronę -nie wstawaj. -Harry opadł na fotel.
Luke wstał z fotela, jak tylko Rose do niego podeszła.
-witam, panie Hemmings -patrzałam z rozbawieniem na reakcję Luka, kiedy dotknął jej reki. Rose pewnie tego nie widziała, ale za to ja... -my jeszcze z panem Stylesem się jeszcze poznamy, ale teraz chciałabym zabrać pana Hemmings'a do swojego gabinetu -posłała mu uśmiech -czy zechciałbyś... -jemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. W tym momencie przypomniała mi się reklama , kiedy gościu podąża za zapachem kawy. Rose była kawą, a Luke płynął za nią jak na chmurce. Cały ten obrazek przerwał Harry, który podstawił Lukowi nogę. Chłopak o mało nie wyłożył się na podłodze. Hemmings rzucił niewyraźne „Ty Chuju”. Podstawiłam mu od razu pod nos nowe opakowanie pianek, zrobiłam to samo Harremu, który z uśmiechem wyrwał mi całe opakowanie i wcisnął pianki do ust. Myślałam, że zacznie się zaraz dławić, ale on się rozsiadł w fotelu i założył ręce za głowę.

Kiedy tylko drzwi gabinetu Rose zamknęły się, spojrzałam ponuro na chłopaka. Cholerka! musiałam zmierzyć się z samym diabłem w ciele Harrego Stylesa.

2 komentarze:

  1. Dobra, nie mogę z tego hahaha
    Nie spodziewałam się czegoś tak... dobrego
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się nie zawiodłaś:)
      pozdrawiam:*

      Usuń