"Rozdział nie jest ocenzurowany. Może zawierać przekleństwa i obraźliwe słowa"
*Sue*
Wpatrywałam się w zamknięte drzwi
mojego gabinetu. Zaraz miałyśmy mieć spotkanie z nowymi
„podopiecznymi”, a Rose jak nigdy spóźniała się! Przecież w
tym „związku” to ja byłam tą która zawsze gdzieś się
spóźniała.
Cholera! Akurat dziś, Rose musiała
sobie zrobić wyjątek od reguły.
Chodziłam po gabinecie w tą i z
powrotem, chyba już wydreptałam ścieżkę w dywaniku.
Z głośnym westchnieniem opadłam na
fotel. Strasznie się stresowałam. Nie codziennie zdarza nam się
„pomagać” gwiazdą. Dobra tak naprawdę, to nigdy nam się to
nie zdarzało. Spod przymrożonych powiek spojrzałam na swoje
notatki. Na pierwszej stronie uśmiechały się do mnie dwie
postacie, chłopców, tak chłopców. Po prawej stronie kartki
uśmiechał się do mnie jasno włosy chłopak, a z lewej strony
brązowowłosy. Jasnowłosy uśmiechał się tak chłopięco i
szczerze, że aż sama się uśmiechnęła, natomiast ten drugi...
jego uśmiech mnie irytował. Może to dziwne, bo nigdy go nie
poznałam, ani nie interesowałam się jego życiem, miałam jednak
ochotę go udusić.
Taki chłopiec, próbujący zgrywać
dorosłego faceta. Denis, też był taki i dlatego pewnie odstraszają
mnie tacy faceci.
Mój wzrok znowu spoczął na zegarku.
Rose się spóźniała, panowie się spóźniali, a ja w skali od 1
do 10, byłam na 10 zestresowana. Mimo, że już nie polubiłam
jednego z chłopaków, który przypadł mi w losowaniu... to była
dla nas wielka szansa.
Podskoczyła, kiedy ktoś zapukał do
drzwi, a raczej walił. Domyśliłam się, że to nie Rose. Ona nigdy
nie pukała. Szybkim krokiem poszłam otworzyć drzwi. Pierwsze co
zobaczyłam po ich otwarciu, to znudzoną twarz jasnowłosego
chłopaka i kolczyk w jego wardze.
I o to przede mną stał Pan Hemmings.
-dzień dobry -zwrócił się do mnie
facet wyłaniający się za jego ramienia.
-dzień dobry -uśmiechałam się
szeroko, choć pewnie mój uśmiech nie był na tyle szczery, aby pan
Hemmings w niego uwierzył. Chłopak ze zdziwienia uniósł wysoko
jedną brew.
-wejdź, proszę -otworzyłam szerzej
drzwi i zaprosiłam mojego gościa do środka -pan nie -zatrzymałam
dłonią dryblasa, który z nim przyszedł.
-ale, on...
-ale, on jest dorosły -dokończyłam
za niego i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
Nie lubię jak ktoś mi się stawia, a
co dopiero podważa to co mówię.
Uśmiechnęłam się, tym razem
naturalnie, byłam dumna z tego co zrobiłam.
Spojrzałam na chłopaka, który
przyglądał mi się z rozbawieniem.
-usiądź sobie -wskazałam fotel, na
którym sama przed chwilą sama zajmowałam.
Na potrzebę tego spotkania,
przemeblowałam prawie całe biuro. Kiedyś dwa fotele stały obok
siebie, teraz dzieliła je duża sofa, na której miałam usiąść
razem z Rose.
-czyżby ten, idiota się spóźniał?
-jego pytanie nie powinno mnie dziwić, ale nie miałam ochoty
słuchać, jak się obrażają.
-pierwsza zasada, nie obrażamy się
-chłopak w pierwszym momencie zmarszczył czoło, później jednak
się roześmiał. Jeśli mówiłam, że lubię tego chłopaka, to
właśnie zmieniłam zdanie.
Jego denerwujący śmiech zagłuszyło
pukanie. Kręcąc głową poszłam otworzyć drzwi. Czekała nas
prawdziwa wojna.
Złapałam za klamkę, jednak za nim
zdążyłam je otworzyć, one same się otworzyły. Przestraszyłam
się. Jakby nie silne ramiona, które mnie właśnie trzymały,
wylądowałabym jak długa na podłodze.
I tak o to wylądowałam nosem w
koszuli jakiegoś faceta. Pachniał nieziemsko, a jego skóra w
dotyku była jak jedwab. To wszystko razem doprowadzało mnie do
łomotu serca, nigdy takiego czegoś nie czułam. Jeszcze chwila a
zemdleje.
-piękne wejście, Styles -mój
pierwszy gość pojawił się tuż obok nas.
Tak i o to przeszła mi ochota na
mdlenie. Wylądowałam w ramionach Harrego Stylesa.
-Hemmings -poczułam ciepło jego
oddechu na włosach. Wtedy znowu te dziwne uczucia powróciły.
-możesz mnie puścić? -zapytałam.
Musiałam się otrząsnąć z tego co czułam, a poza tym ktoś
musiał stanął między nimi. Jeszcze mi brakowało bójki między
tymi dwoma.
Mój gość numer dwa pomógł mi się
podnieść. Stanęłam na własnych nogach, poprawiłam bluzkę i
wtedy mój wzrok padł na but ortopedyczny pana Stylesa.
Nikt mnie nie uprzedzał, że jeden z
naszych klientów jest uszkodzony. Teraz pytanie było takie, czy on
uszkodził się sam, czy uszkodził go Hemmings. Tak czy siak, będę
musiała pozmieniać kilka moich planów. Cudownie!
-proszę, usiądźcie -wskazałam im
ręką fotele.
Hemmings posłał Stylesowi mrożące
krew w żyłach spojrzenie i posłusznie usiadł na fotelu, który
zajmował prędzej. Gorzej było z tym drugim. Tkwił dalej w tym
samym miejscu i przyglądał mi się. To było dziwne.
-pomóc w czymś panu?
-nie -powiedział to tak cicho, że w
pierwszym momencie myślałam, że się przesłyszałam.
Chłopak mnie wyminął i usiadł na
fotelu, ja jako rozjemca usiadłam między nimi.
Wzięłam swoje notatki. Jak na razie
nie miałam co liczyć na Rose, więc musiałam zacząć sama.
-nazywam się Sue Hearson i wraz z
przyjaciółką Rose Caisage spróbujemy wam pomóc. Niestety Rose
coś zatrzymało, więc musimy zacząć sami -spojrzałam na nich.
Oboje nie byli zbytnio zainteresowani tym co mówię. Luke bawił się
kolczykiem, a Harry ułożył swoja poszkodowaną nogę na moim
ulubionym szklanym stole. Dla spokoju, postanowiłam przemilczeć ten
fakt. -tak więc Pan Lucas Robert Hemmings -chłopak uniósł na mnie
wzrok i uśmiechnął się. -i Harold...
-Harry -pan numer dwa wcisnął się mi
w słowo
-Harold Edward Styles -dokończyłam
nie zważając na to co mówił.
Sięgnęłam po pilot, który leżał
tuż obok stopy Harrego. Włączyłam telewizor. Na ekranie ukazało
się wielkie koło a w nim strzałka. Na pilocie wcisnęłam play.
Nagrałam sobie ten ich kiepski występ, a teraz chciałam im go
pokazać, choć pewnie już nie raz je widzieli. Ja tez obejrzałam
ją kilkakrotnie. A teraz puściłam ją ponownie.
Skrzywiłam się, gdy znowu zobaczyłam
jak obaj spadają ze sceny, dwa metry w dół. Wyłączyłam
telewizor i spojrzałam na tych dwóch.
-macie coś do powiedzenia w tej
sprawie? -miałam dalej przed oczami ich upadek. Jak na szczęście
tych dwóch idiotów, nic nikomu się nie stało.
-nie mam nic do dodania -Harry odezwał
się pierwszy uśmiechając się. Coraz bardziej mnie irytował.
-ja tylko to, że on jest idiotą!
-Hemmings wskazał pacem na Stylesa. I wtedy właśnie poczułam się
jak w przedszkolu.
-zasada numer jeden -wstałam i
podeszłam do swojego biurka. Wyciągnęłam z szafki paczkę pianek
i wróciłam do panów. Otworzyłam pianki i podstawiłam je pod nos
Lukowi.
-po co to?
-włóż sobie cztery do ust.
-co?
-to! -teraz już zaczynali działać mi
na nerwy. Luke jednak wziął z opakowania pianki i wsadził sobie do
ust.
Przynajmniej się słuchał, tyle
dobrego.
-czy to, ma jakiś związek z waszą
bójka? -wskazałam nogę Harrego. On również spojrzał się na
swoją stopę. Wyglądało jakby się zastanawiał nad odpowiedzią.
Ostatecznie wzruszył ramionami. Po jego minie można było odgadnąć,
że nie chce tu być, a jedyną osobą która się tu dobrze bawi,
jest Luke.
-oczywiście, że tak -praktycznie nie
zrozumiałam słów Lucasa -taka łamaga z niego. Wiecznie wykłada
się na scenie.
Podstawiłam mu pod nos znowu pianki i
pokazałam na palcach liczbę trzy. Odburknął coś niezrozumiałego
dla mnie w proteście. Pokazałam mu teraz cztery. Posłusznie wziął
cztery pianki z opakowania i włożył je do ust.
-pewnie dlatego, że spadłeś na mnie,
idioto - twardy głos Harrego uderzył we mnie jak kula ognia.
W pierwszym momencie nie wiedziałam co
zrobić. Działał na mnie tak, że zapominałam nawet jak mam na
imię. Nie wiem jakim cudem, ale wystarczyła sekunda, abym straciła
dla niego głowę. No ale to pewnie nie ja jedyna. Byłam pewna, że
każda osoba płci żeńskiej tak na niego reagowała.
Jedna część mojego umysłu już
poddała się jego urokowi, ale druga nadal walczyła. Kazała mi
wyciągnąć przed siebie rękę. Chciałam napchać go piankami, tak
aby już się nie odzywał.
-trzy -wyszeptałam. Tak, stać mnie
było tylko i wyłącznie na szept.
Harry uśmiechnął się do mnie. Jego
zielone oczy hipnotyzowały. Były jak trawa wiosną. Chłopak nie
odrywając ode mnie wzroku sięgnął do paczki i wyciągnął z niej
całą garść pianek i wsadził je sobie do ust. Z tak zapchanymi
ustami oparł się o fotel. Oznaczało to, że on w ogóle nie chciał
ze mną rozmawiać.
Hemmings śmiał się o mało nie
dławiąc piankami.
Pięknie! Zapchałam obu i tyle było
rozmowy. Miło!
Wtedy drzwi od gabinetu Rose otworzyły
się z trzaskiem i o to w nich stanęła moja przyjaciółka.
Wyglądała jakby biegła.
-przepraszam z spóźnienie -wysapała
-ale widzę, że dobrze się bawiliście beze mnie -spojrzała
wymownie na puste opakowania po piankach.
-Witaj Rose -podeszłam do niej i
uśmiechnęłam się do niej. Spojrzałam na Harrego, patrzał na nią
z krzywą miną. Dzięki pianką bardzo komicznie to wyglądało. Za
to jednak Luke z otwartymi ustami wodził za nią wzrokiem. Pianki
prawie wypadały mu z ust.
-witam -podeszła do Harrego, wystawiła
rękę w jego stronę -nie wstawaj. -Harry opadł na fotel.
Luke wstał z fotela, jak tylko Rose do
niego podeszła.
-witam, panie Hemmings -patrzałam z
rozbawieniem na reakcję Luka, kiedy dotknął jej reki. Rose pewnie
tego nie widziała, ale za to ja... -my jeszcze z panem Stylesem się
jeszcze poznamy, ale teraz chciałabym zabrać pana Hemmings'a do
swojego gabinetu -posłała mu uśmiech -czy zechciałbyś... -jemu
nie trzeba było dwa razy powtarzać. W tym momencie przypomniała mi
się reklama , kiedy gościu podąża za zapachem kawy. Rose była
kawą, a Luke płynął za nią jak na chmurce. Cały ten obrazek
przerwał Harry, który podstawił Lukowi nogę. Chłopak o mało nie
wyłożył się na podłodze. Hemmings rzucił niewyraźne „Ty
Chuju”. Podstawiłam mu od razu pod nos nowe opakowanie pianek,
zrobiłam to samo Harremu, który z uśmiechem wyrwał mi całe
opakowanie i wcisnął pianki do ust. Myślałam, że zacznie się
zaraz dławić, ale on się rozsiadł w fotelu i założył ręce za
głowę.
Kiedy tylko drzwi gabinetu Rose
zamknęły się, spojrzałam ponuro na chłopaka. Cholerka! musiałam
zmierzyć się z samym diabłem w ciele Harrego Stylesa.
Dobra, nie mogę z tego hahaha
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się czegoś tak... dobrego
Pozdrawiam
Bardzo się cieszę, że się nie zawiodłaś:)
Usuńpozdrawiam:*