środa, 25 listopada 2015

Chapter Seven




*Sue*
Dochodziła już piętnasta. Właśnie powinnam kończyć pracę, ale ja musiałam się umówiłam z naszymi klientami i ich przyjaciółmi o tak późnej porze. Czułam, że dziś czekało mnie siedzenie do późna.
Miałam jeszcze z rana jednego klienta i teraz jestem padnięta. Chyba jak przyjęłam sprawę Styles'a, powinnam już nie przyjmować innych klientów, ale mój pracoholizm mi na to nie pozwalał.
Westchnęłam i znowu naparłam na sofę, która nie chciała nawet drgnąć. Chciałam zrobić miejsce, aby cała ósemka się zmieściła, ale dziś nawet fotel był dla mnie wyzwaniem, a co dopiero dwumetrowa sofa.
Cholera, było coraz mniej czasu, a ja byłam w czarnej dupie. Kucnęłam przy sofie zrezygnowana. Jakby nie taka późna godzina, to bym odwołała to całe spotkanie. Nie wiem, czy dziś będę miała siły, aby zapanować nad tą całą dzieciarnią.
Choć wczoraj w parku Harry pokazał jaki jest naprawdę, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wczoraj zachowywał się tak jakby z jego twarzy spadła maska. To tak jakby w jego ciele żyły dwie oddzielne osoby. Ten wczorajszy Harry bardziej mi się podobał, niż ten, który myśli że wszystkie kobiety na świecie na niego lecą.
Moje rozmyślenia przerwało walenie do drzwi. Spojrzałam na zegarek, była równa piętnasta. Z chłopakami byłam umówiona na szesnastą. Na czworaka podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Usiadłam aż na tyłek, gdy zobaczyłam stojącego w nich Harrego. Uśmiechał się do mnie. Kucnął przede mną.
-jeszcze nikt, nigdy mnie tak nie witał -jego głos pobudził wszystkie komórki w moim ciele.
-przyszedłeś za szybko -wyjąkałam.
-przyszedłem ci pomóc -spojrzał na mój gabinet i poprawił włosy -i chyba dobrze, że przyszedłem -wstał, obszedł mnie i podszedł do sofy.
Patrzałam jak bez najmniejszego wysiłku przysunął ją w kąt. Mimo luźnej koszuli, widziałam jak naprężają się pod nią mięśnie. To było naprawdę podniecające.
-będziesz tak siedzieć i mi się przyglądać, czy mi pomożesz? -nie mogłam odwrócić wzroku od jego ust.
Czy mieliście kiedyś uczucie, kiedy tak bardzo czegoś chcecie, że aż braknie wam powietrza w płucach? Ja tak bardzo chciałam pocałować Harrego, że traciłam oddech.
-tam są krzesła -wskazałam na kantorek. Nie wiem, czy Harry rozumiał coś z tego bełkotu, który wypłynął z moich ust, ale posłusznie wszedł do kantorku.
Po chwili wyszedł z pomieszczenia z krzesłami. Rozstawił je w półksiężyc. Jeden z foteli ustawił przodem do krzeseł i postawił obok niego mały stolik, na którym leżały moje notatki.

*Harry*
Czułem się dziś cudownie. Mogłem przestawiać góry i dlatego przestawienie mebli w biurze Sue było dla mnie pestką. Największym wyzwaniem dla mnie okazała się Sue, która od samego mojego wejścia nie odrywała ode mnie wzroku.
Próbowałem nie zwracać uwagi na to, że widziałem że była zmęczona. Dlatego pewnie też przywitała mnie na kolanach.
Ta dziewczyna robiła wszystko, aby wywołać we mnie instynkt opiekuńczy. Miałem ochotę się nią opiekować. Najchętniej zadzwoniłbym do chłopaków, aby odwołać tą całą szopkę.
-może odwołasz dzisiejsze spotkanie? -zapytałem podchodząc do niej. Dalej siedziała obok drzwi i wpatrywała się we mnie jak w obrazek. Czułem się jak jakiś eksponat muzealny.
-nie! -uniosła głos i wstała, ominęła mnie i weszła do kantorka. Wyszła z niego z dużym pudłem. Podszedłem do niej i odebrałem je z jej rąk. Było dość dziwnie lekkie. Postawiłem je na stoliku i z ciekawości zajrzałem do środka. Roześmiałem się, gdy zobaczyłem pianki.
Sue nieźle się zabezpieczała.
-myślę, że nie zapakujemy tego z Hemmings'em do twarzy -odwróciłem się do niej i napotkałem jej zdziwione spojrzenie. Unosiła przy tym dziwnie jedną brew, w ogóle była dziwna ale to właśnie mi się w niej podobało. Była dziwna i inna od tych wszystkich kobiet, które do tej pory spotykałem.
-jest was dziś więcej -przygniotła dłonią wieko kartonu i uśmiechnęła się krzywo. Nie wiem co mnie podkusiło, ale położyłem swoją dłoń na jej i lekko ścisnąłem.
-zapewniam cię, że ta reszta jest bardziej okrzesana niż my -uśmiechnąłem się -jest możliwość, że Niall zje wszystkie pianki -Sue poklepała mnie po dłoni i wyciągnęła swoją dłoń z mojego uścisku.
Odsunęła się na bezpieczna odległość.
-usiądź i poczekaj -otworzyła drzwi, przez które ostatnim razem wyszli Rose i Luke.
Pokręciłem głową, kiedy zostałem sam.

*Sue*
Jak tylko zamknęłam za sobą drzwi, oparłam się o nie. Spojrzałam na swoją dłoń, którą przed chwilą ściskał Harry. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Od czasów Denisa, nie pozwalałam się dotykać żadnemu facetowi. Harry wywoływał we mnie dziwne uczucia. Czułam się przy nim jakiś -holik, uzależniony od czegoś.
Zjechałam plecami po drzwiach i spojrzałam przez dziurkę od klucza. Stał dalej w tym samym miejscu, tylko teraz opierał się o stolik. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Nie wiedziałam co się działo między nami, ale prawda była taka, że coś nas pchało ku sobie.
Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi. Za nim zdążyłam wyjść, Harry zdążył otworzyć drzwi.
Patrzałam jak z przyjemnością wita się z przyjaciółmi. Było ich tylu, że naprawdę nie wiedziałam, którzy to z zespołu Luka, a którzy to z Harrego. Jednak widziałam, że dobrze się czuli w swoim towarzystwie.
-witam -przywitałam się, odwracając uwagę chłopaków od Harrego. Wszyscy się do mnie uśmiechnęli. Brakowało mi jednak Luka. -gdzie Pan Hemmings? -moje pytanie wywołało rozbawienie. Chłopak w czerwonych włosach podszedł do mnie i objął ramieniem. Był dużo wyższy ode mnie.
-też byśmy chcieli wiedzieć, gdzie obecnie znajduje się dupa pana Hemmings'a -reszta chłopaków oprócz Harrego, roześmiało się. Strzepałam rękę gościa z ramienia.
-usiądźcie -wskazałam im krzesła, które prędzej rozstawił Harry.
Chłopcy usiedli, przy czym jeden z nich o mało się nie wyłożył. Czułam się jak w świecie łamag.
Kiedy usiedli, więzłam krzesło, które stało przy moim biurku i postawiłam obok siebie, a stolik, który uprzednio postawił Harry, wylądował przed nimi wraz z piankami.
-pianki! -farbowany blondyn od razu rzucił się na karton i wyciągnął jedną paczkę z pianek.
Chciało mi się z niego śmiać. Na widok pianek cieszył się tak, jakby wygrał milion dolców.
-zaczniemy, bez pana Hemmings'a -zaczęłam i spojrzałam na resztę. Widać było, że powstrzymują się ledwo od śmiechu -jestem Sue Hearson i zaprosiłam wasz wszystkich w sprawie Lucasa i Harolda... -nie zdążyłam nic innego powiedzieć. Wszyscy ryknęli śmiechem. Tylko Harry zasłonił twarz dłonią i coś mamrotał pod nosem. -ej, spokój! -krzyknęłam. Trochę minęło za nim się uspokoili. -więc spotykamy się w ich sprawie -czułam się jak w przedszkolu. A mieli być niby bardziej okrzesani niż sprawcy zamieszania -nie znam was. Czy, któryś z was mógłby napisać na karteczkach imiona i postawić, przed każdym? -zapytałam. Pierwszy do pomocy rzucił się, wysoki szczupły brunet z za długą grzywką i bez skarpetek. Boże, gdzie on miał skarpetki?!
Poczekałam, aż napisze i rozstawi imiona. Nie zajęło mu to dużo czasu. Rozwalił mnie jednak kartką pod nogami Harrego i nie obecnego Luka.
„Twój Kotek”
„Pingwinek”
ok... ok... zabawne to było, ale na poziomie podstawówki.
Chciałam już to skomentować, gdy do gabinetu wpadł zdyszany Luke. Było po nim widać, że biegł. Aż się zdziwiłam, że było mu tu tak śpieszno.
-miło mi, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością -jego grymas na twarzy wskazywał na to, że nie interesuje go to co mówię. Chyba nawet jakbym mu powiedziała teraz, że jestem z nim w ciąży, to by mnie olał.
„Księżniczka” Luke przywitał się z każdym, oprócz Harrego i mnie. Postępy! Mnie też uznał za wrogi obóz.
Usiadł na wolnym krześle i z uśmiechem spojrzał na kartkę. Pokręcił głową i rzucił w moją stronę.
-przepraszam -skinęłam głową.
-co powiecie na temat konfliktu między Lukiem, a Harry? -zapytałam ogólnie. Miałam nadzieję, że któryś bez wywołania się wypowie. Na moje szczęście lub nieszczęście, odezwał się chłopak w długich włosach i okularach. Spojrzałam na kartkę „Ash”
-Harry, poczuj się jak w Harry Potterze. Daj Lukowi skarpetkę i powiedz...jesteś wolny -roześmiał się
-jak da mu twoją, to Luke padnie -odezwał się chłopak o imieniu Mike
-uważasz, że moje skarpetki śmierdzą?
-nie uważam, ja to wiem -poruszał śmiesznie brwiami
-a widzieliście, że ma dziś skarpetki do pary? -tym razem odezwał się chłopak o imieniu Liam
-bo jest okazja....
Nagle zrobił się taki szum, chłopcy zaczęli się przekrzykiwać, kłócić. Nawet Luke i Harry w tym uczestniczyli. To nie była kłótnia taka jak między najgorszymi wrogami, a jak między przyjaciółmi, którzy dyskutują o czymś. Mogłam przez to przynajmniej w jakimś stopniu ocenić ich stosunki do siebie.
To nie był konflikt między zespołami, bo prawie wszyscy się dogadywali. To był ewidentny konflikt między Lukiem a Harrym.
Chłopcy tak się przekrzykiwali, że chyba cały budynek ich słyszał. Ja też powoli miałam dość. W głowie mi szumiało i nie słyszałam własnych myśli.
-zamknijcie się wreszcie, bo przymknę was na miesiąc w piwnicy, bez jedzenia i picia! -wszyscy umilkli i spojrzeli na mnie z przerażeniem, tylko jedyny Harry się śmiał. Biedny ze śmiechu spadł z krzesła. Wszyscy na niego spojrzeli, ale żaden nie ruszył aby mu pomóc się podnieść.
-zacząłem się jej bać -wyszeptał czerwonowłosy, reszta mu zawtórowała.
-weźmy się wreszcie za pracę -jęknęłam, nie chciałam w nikim wywoływać strachu.
Wzięłam notatki do ręki i spojrzałam na zebranych. Harry rozsiadł się na podłodze. Przyglądał mi się cały czas. Bardzo mnie to krępowało. W ogóle całą jego osoba mnie krępowała. Zrobiło mi się gorąco i mogłam się założyć, że teraz jestem czerwona jak burak. Nie mogłam nic poradzić na to, że ten dzieciak na mnie tak działał. Jedyna rzecz, którą mogłam zrobić nie wchodziła nawet w grę. Nie mogłam z tego wszystkiego zrezygnować. Nie mogłam tak po prostu zrezygnować, bo nie wiem, czy bym wytrzymała choć jeden dzień bez myśli o tym, że się spotkamy.
Uzależniałam się od niego. Był tym wszystkim, przed czym się broniłam. Był lepszą i młodszą wersją Denisa.
Nie powinnam nawet na niego zerkać, ale to było silniejsze ode mnie. Zapatrzałam się w jego oczy, które paliły mnie żywcem. Byłam jak Ikar, który podąża w stronę słońca, mimo tego, że wie, że to go zniszczy.
-to może ja zacznę -potrząsnęłam głową i spojrzałam na chłopaka, który przemówił. Nie wiedziałam co się dzieje. Byłam taka otumaniona tym wszystkim. Patrzałam z przerażeniem na chłopaka, który wstał. Czego miałam się po nim spodziewać? -cześć, jestem Ash -przemówił, a moje oczy zrobiły się jak spodki, kiedy reszta chórem odpowiedziała „cześć, Ash” -jestem perkusistą, ale też śpiewam, bo muszę -przerwał -kocham One Direction. Nie wiem co Luke od ciebie chce, Harry ale jak zostanę gejem, to będziesz moją laską -usiadł, a ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zdziwiło mnie to wszystko.
-cześć, jestem Mike -tym razem wstał czerwonowłosy. Cały chór odparł mu „cześć Mike” -lubię One Direction i nie wiem, co odbiło tępej głowie Luka i Harrego. Przez to mamy utrudniony kontakt. Nie możemy się normalnie się spotykać, bo jeden i drugi skacze sobie do gardeł. Opanujcie się! -Harry posłał lekki uśmiech czerwonowłosemu. Widać było, że jego słowa go zabolały i dobrze. Może wreszcie coś dotrze do niego. Natomiast Luke, zachowywał się jakby to go nie dotyczyło. Wyglądało jakby był gdzieś daleko ze swoimi myślami.
-cześć, jestem Liam.
-cześć Liam
-Lubię was chłopcy i mam ochotę nakopać Harremu, za jego zachowanie w stosunku Luka i na odwrót -usiadł, a Harry klepnął go po przyjacielsku w nogę. W tym momencie zrobiło mi się szkoda Harrego.
-cześć, jestem Niall -chórek chłopców odparł „cześć, Niall” -jestem zdołowany tym, że nie mogę spotykać się normalnie z Lukiem -usiadł i spojrzał na Harrego. Ten rzucił w jego stronę bezgłośne „przepraszam”
-cześć, jestem Calum
-cześć, Calum
-lubię wasz wszystkich, ale mnie wszyscy wkurzacie -usiadł.
-cześć, jestem Louis -chór odparł „cześć, Louis” -kocham Harrego jak brata i ciężko mi się patrzy, że kłóci się z kimś, kogo uważał kiedyś za przyjaciela -usiadł.
Ta wypowiedź mnie naprawdę zdziwiła. Wychodziło na to, że Harry o Luke, kiedyś musieli żyć w lepszych stosunkach niż teraz w tym momencie. To był już jeden schodek ku górze.
-Luke, czy chcesz coś dodać? -zapytałam go. Spojrzał na mnie zdziwiony. Najwidoczniej wyrwałam go ze swoich przemyśleń.
-nie -odparł, krótko.
-Harry? -wstał i spojrzał na zebranych.
-przepraszam was za swoje zachowanie -był zrezygnowany. -mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie. -zamilkł
-chcesz jeszcze coś dodać?
-chcę się z tobą umówić -patrzał na mnie zdeterminowany. Chłopcy znowu ryknęli śmiechem. Nawet pan Hemmings, który był nie wiadomo gdzie włączył się do tego.
*
pół godziny później, odetchnęłam z ulgą. Nikt nawet nie wie co to za przyjemność pozbyć się ich wszystkich z mojego gabinetu. Został tylko Luke i Harry, którzy o dziwo na siebie nie warczeli.
-mogę z tobą porozmawiać? -Luke, dotknął lekko mojego ramienia. Oczywiście, że chciałam z nim porozmawiać. Musiał mi się wytłumaczyć z tego dlaczego się spóźnił.
Zaprosiłam go do gabinetu Rose. Panował w nim przyjemny chłód. To było najlepsze lekarstwo na moje rozwichrzane samopoczucie.
-dlaczego się spóźniłeś? -zapytałam nie dając mu nawet szans, na zaczęcie tego co chciał mi powiedzieć.
-ja właśnie z tym. Byłem u Rose
-u Rose? -byłam zdziwiona. Przecież ona nie miała w zwyczaju nikogo zapraszać do siebie.
-tak u niej. Upiła się i musiałem z nią zostać.... -po słowie upiła, przestałam go w ogóle słuchać. Wiem, że Rose lubiła pić wino, ale nigdy się nie upijała i to na pewno nie w obecności klienta. Coś musiało się stać.
-jak...?
-zaczęłam dyskutować z Adrianem, a ona wtedy przyszła z winem i się upiła -tłumaczył się, a ja powoli przetwarzałam to co on mi mówił. To było naprawdę dziwne. -mówiła o jakimś Martinie
Na samo wspomnienie tego gnoja, wszystko we mnie się zagotowało. Zacisnęłam dłonie na rogu biurka.
-cholera, Adrian jest z nią?
-nie
-dupek -syknęłam i ruszyłam w stronę drzwi. Musiałam jak najszybciej znaleźć się u Rose. Musiałam ją zobaczyć.
-kim jest Adrian? -przysnęłam z dłonią na klamce
-jej najlepszym przyjacielem
-a Martin?
-to nie powinno cię obchodzić -wyszłam z gabinetu Rose. Cała się gotowałam, a do tego musiałam się jeszcze pozbyć Harrego. Nie miałam na takie rzeczy czasu.
*
Jak na złość, Harry nie zgodził się abym paradowała po nocach. Uparł się, że mnie odwiezie do Rose. Po długiej dyskusji, na którą nie miałam czasu, zgodziłam się. I o to, tak znalazłam się w aucie Harrego. Nie czułam się w nim dobrze. Zbyt ekskluzywnie jak na mnie, a do tego było pewne, że ktoś rozpozna Harrego i mnie do niego przypisze.
Kiedy zatrzymaliśmy się pod mieszkaniem Rose, wysiadłam z auta jak poparzona. Prędzej uprzedzając Harrego, aby za mną nie wchodził i poczekał na mnie w aucie.
Weszłam szybko po schodach i nacisnęłam klamkę od drzwi. Bez żadnego wysiłku, drzwi się otworzyły. No pięknie, ktoś by wszedł i ją wyniósł. Byłam zła. Teraz, gdy ją zobaczyłam, byłam zła. Jak ona mogła się upić w obecności Luka, a do tego jeszcze wspominać tego dupka!
Przekroczyłam próg i coś włochatego powaliło mnie na ziemię. Odsunęłam sierść z twarzy i spojrzałam prosto na pysk Odiego. Miałam teraz ochotę zabić, to futro.
Próbowałam go zepchać, ale zamiast zejść ze mnie, to cielsko zaczęło mnie lizać po twarzy.
-złaś ze mnie, ty głupie cielsko -próbowałam osłaniać twarz przed jego mokrym językiem
-co się dzieje? -usłyszałam zdezorientowany głos Rose. Spojrzałam w miejsce, skąd dobiegał głos. Rose stała obok kanapy, podbierając się o nią.
-jak weźmiesz tego bydlaka ze mnie, to ci powiem -byłam już praktycznie cała w sierści i w ślinie psa.
Nie to, że nie lubię psów, ale teraz wyklinałam wszystkie psy na świecie.
Nagle usłyszałam przytłumiony śmiech. Spojrzałam w górę i zobaczyłam śmiejącego się Harrego.
-miałeś zostać w aucie -mruknęłam zła
-miałem, ale nie żałuję -roześmiał się. Kiedy już skończył się śmiać. Podrapał Odiego po łbie, a pies jak jakiś kotek zaczął się do niego łasić. Jednym plusem było to, że wreszcie ze mnie zlazł. Mogłam się zabrać za Rose.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz