*Sue*
Dochodziła już piętnasta. Właśnie
powinnam kończyć pracę, ale ja musiałam się umówiłam z naszymi
klientami i ich przyjaciółmi o tak późnej porze. Czułam, że
dziś czekało mnie siedzenie do późna.
Miałam jeszcze z rana jednego klienta
i teraz jestem padnięta. Chyba jak przyjęłam sprawę Styles'a,
powinnam już nie przyjmować innych klientów, ale mój pracoholizm
mi na to nie pozwalał.
Westchnęłam i znowu naparłam na
sofę, która nie chciała nawet drgnąć. Chciałam zrobić miejsce,
aby cała ósemka się zmieściła, ale dziś nawet fotel był dla
mnie wyzwaniem, a co dopiero dwumetrowa sofa.
Cholera, było coraz mniej czasu, a ja
byłam w czarnej dupie. Kucnęłam przy sofie zrezygnowana. Jakby nie
taka późna godzina, to bym odwołała to całe spotkanie. Nie wiem,
czy dziś będę miała siły, aby zapanować nad tą całą
dzieciarnią.
Choć wczoraj w parku Harry pokazał
jaki jest naprawdę, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wczoraj
zachowywał się tak jakby z jego twarzy spadła maska. To tak jakby
w jego ciele żyły dwie oddzielne osoby. Ten wczorajszy Harry
bardziej mi się podobał, niż ten, który myśli że wszystkie
kobiety na świecie na niego lecą.
Moje rozmyślenia przerwało walenie do
drzwi. Spojrzałam na zegarek, była równa piętnasta. Z chłopakami
byłam umówiona na szesnastą. Na czworaka podeszłam do drzwi i je
otworzyłam. Usiadłam aż na tyłek, gdy zobaczyłam stojącego w
nich Harrego. Uśmiechał się do mnie. Kucnął przede mną.
-jeszcze nikt, nigdy mnie tak nie witał
-jego głos pobudził wszystkie komórki w moim ciele.
-przyszedłeś za szybko -wyjąkałam.
-przyszedłem ci pomóc -spojrzał na
mój gabinet i poprawił włosy -i chyba dobrze, że przyszedłem
-wstał, obszedł mnie i podszedł do sofy.
Patrzałam jak bez najmniejszego
wysiłku przysunął ją w kąt. Mimo luźnej koszuli, widziałam jak
naprężają się pod nią mięśnie. To było naprawdę
podniecające.
-będziesz tak siedzieć i mi się
przyglądać, czy mi pomożesz? -nie mogłam odwrócić wzroku od
jego ust.
Czy mieliście kiedyś uczucie, kiedy
tak bardzo czegoś chcecie, że aż braknie wam powietrza w płucach?
Ja tak bardzo chciałam pocałować Harrego, że traciłam oddech.
-tam są krzesła -wskazałam na
kantorek. Nie wiem, czy Harry rozumiał coś z tego bełkotu, który
wypłynął z moich ust, ale posłusznie wszedł do kantorku.
Po chwili wyszedł z pomieszczenia z
krzesłami. Rozstawił je w półksiężyc. Jeden z foteli ustawił
przodem do krzeseł i postawił obok niego mały stolik, na którym
leżały moje notatki.
*Harry*
Czułem się dziś cudownie. Mogłem
przestawiać góry i dlatego przestawienie mebli w biurze Sue było
dla mnie pestką. Największym wyzwaniem dla mnie okazała się Sue,
która od samego mojego wejścia nie odrywała ode mnie wzroku.
Próbowałem nie zwracać uwagi na to,
że widziałem że była zmęczona. Dlatego pewnie też przywitała
mnie na kolanach.
Ta dziewczyna robiła wszystko, aby
wywołać we mnie instynkt opiekuńczy. Miałem ochotę się nią
opiekować. Najchętniej zadzwoniłbym do chłopaków, aby odwołać
tą całą szopkę.
-może odwołasz dzisiejsze spotkanie?
-zapytałem podchodząc do niej. Dalej siedziała obok drzwi i
wpatrywała się we mnie jak w obrazek. Czułem się jak jakiś
eksponat muzealny.
-nie! -uniosła głos i wstała,
ominęła mnie i weszła do kantorka. Wyszła z niego z dużym
pudłem. Podszedłem do niej i odebrałem je z jej rąk. Było dość
dziwnie lekkie. Postawiłem je na stoliku i z ciekawości zajrzałem
do środka. Roześmiałem się, gdy zobaczyłem pianki.
Sue nieźle się zabezpieczała.
-myślę, że nie zapakujemy tego z
Hemmings'em do twarzy -odwróciłem się do niej i napotkałem jej
zdziwione spojrzenie. Unosiła przy tym dziwnie jedną brew, w ogóle
była dziwna ale to właśnie mi się w niej podobało. Była dziwna
i inna od tych wszystkich kobiet, które do tej pory spotykałem.
-jest was dziś więcej -przygniotła
dłonią wieko kartonu i uśmiechnęła się krzywo. Nie wiem co mnie
podkusiło, ale położyłem swoją dłoń na jej i lekko ścisnąłem.
-zapewniam cię, że ta reszta jest
bardziej okrzesana niż my -uśmiechnąłem się -jest możliwość,
że Niall zje wszystkie pianki -Sue poklepała mnie po dłoni i
wyciągnęła swoją dłoń z mojego uścisku.
Odsunęła się na bezpieczna
odległość.
-usiądź i poczekaj -otworzyła drzwi,
przez które ostatnim razem wyszli Rose i Luke.
Pokręciłem głową, kiedy zostałem
sam.
*Sue*
Jak tylko zamknęłam za sobą drzwi,
oparłam się o nie. Spojrzałam na swoją dłoń, którą przed
chwilą ściskał Harry. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Od
czasów Denisa, nie pozwalałam się dotykać żadnemu facetowi.
Harry wywoływał we mnie dziwne uczucia. Czułam się przy nim jakiś
-holik, uzależniony od czegoś.
Zjechałam plecami po drzwiach i
spojrzałam przez dziurkę od klucza. Stał dalej w tym samym
miejscu, tylko teraz opierał się o stolik. Wyglądał jakby się
nad czymś zastanawiał. Nie wiedziałam co się działo między
nami, ale prawda była taka, że coś nas pchało ku sobie.
Moje rozmyślenia przerwało pukanie do
drzwi. Za nim zdążyłam wyjść, Harry zdążył otworzyć drzwi.
Patrzałam jak z przyjemnością wita
się z przyjaciółmi. Było ich tylu, że naprawdę nie wiedziałam,
którzy to z zespołu Luka, a którzy to z Harrego. Jednak widziałam,
że dobrze się czuli w swoim towarzystwie.
-witam -przywitałam się, odwracając
uwagę chłopaków od Harrego. Wszyscy się do mnie uśmiechnęli.
Brakowało mi jednak Luka. -gdzie Pan Hemmings? -moje pytanie
wywołało rozbawienie. Chłopak w czerwonych włosach podszedł do
mnie i objął ramieniem. Był dużo wyższy ode mnie.
-też byśmy chcieli wiedzieć, gdzie
obecnie znajduje się dupa pana Hemmings'a -reszta chłopaków oprócz
Harrego, roześmiało się. Strzepałam rękę gościa z ramienia.
-usiądźcie -wskazałam im krzesła,
które prędzej rozstawił Harry.
Chłopcy usiedli, przy czym jeden z
nich o mało się nie wyłożył. Czułam się jak w świecie łamag.
Kiedy usiedli, więzłam krzesło,
które stało przy moim biurku i postawiłam obok siebie, a stolik,
który uprzednio postawił Harry, wylądował przed nimi wraz z
piankami.
-pianki! -farbowany blondyn od razu
rzucił się na karton i wyciągnął jedną paczkę z pianek.
Chciało mi się z niego śmiać. Na
widok pianek cieszył się tak, jakby wygrał milion dolców.
-zaczniemy, bez pana Hemmings'a
-zaczęłam i spojrzałam na resztę. Widać było, że powstrzymują
się ledwo od śmiechu -jestem Sue Hearson i zaprosiłam wasz
wszystkich w sprawie Lucasa i Harolda... -nie zdążyłam nic innego
powiedzieć. Wszyscy ryknęli śmiechem. Tylko Harry zasłonił twarz
dłonią i coś mamrotał pod nosem. -ej, spokój! -krzyknęłam.
Trochę minęło za nim się uspokoili. -więc spotykamy się w ich
sprawie -czułam się jak w przedszkolu. A mieli być niby bardziej
okrzesani niż sprawcy zamieszania -nie znam was. Czy, któryś z was
mógłby napisać na karteczkach imiona i postawić, przed każdym?
-zapytałam. Pierwszy do pomocy rzucił się, wysoki szczupły brunet
z za długą grzywką i bez skarpetek. Boże, gdzie on miał
skarpetki?!
Poczekałam, aż napisze i rozstawi
imiona. Nie zajęło mu to dużo czasu. Rozwalił mnie jednak kartką
pod nogami Harrego i nie obecnego Luka.
„Twój Kotek”
„Pingwinek”
ok... ok... zabawne to było, ale na
poziomie podstawówki.
Chciałam już to skomentować, gdy do
gabinetu wpadł zdyszany Luke. Było po nim widać, że biegł. Aż
się zdziwiłam, że było mu tu tak śpieszno.
-miło mi, że zaszczyciłeś nas swoją
obecnością -jego grymas na twarzy wskazywał na to, że nie
interesuje go to co mówię. Chyba nawet jakbym mu powiedziała
teraz, że jestem z nim w ciąży, to by mnie olał.
„Księżniczka” Luke przywitał się
z każdym, oprócz Harrego i mnie. Postępy! Mnie też uznał za
wrogi obóz.
Usiadł na wolnym krześle i z
uśmiechem spojrzał na kartkę. Pokręcił głową i rzucił w moją
stronę.
-przepraszam -skinęłam głową.
-co powiecie na temat konfliktu między
Lukiem, a Harry? -zapytałam ogólnie. Miałam nadzieję, że któryś
bez wywołania się wypowie. Na moje szczęście lub nieszczęście,
odezwał się chłopak w długich włosach i okularach. Spojrzałam
na kartkę „Ash”
-Harry, poczuj się jak w Harry
Potterze. Daj Lukowi skarpetkę i powiedz...jesteś wolny -roześmiał
się
-jak da mu twoją, to Luke padnie
-odezwał się chłopak o imieniu Mike
-uważasz, że moje skarpetki śmierdzą?
-nie uważam, ja to wiem -poruszał
śmiesznie brwiami
-a widzieliście, że ma dziś
skarpetki do pary? -tym razem odezwał się chłopak o imieniu Liam
-bo jest okazja....
Nagle zrobił się taki szum, chłopcy
zaczęli się przekrzykiwać, kłócić. Nawet Luke i Harry w tym
uczestniczyli. To nie była kłótnia taka jak między najgorszymi
wrogami, a jak między przyjaciółmi, którzy dyskutują o czymś.
Mogłam przez to przynajmniej w jakimś stopniu ocenić ich stosunki
do siebie.
To nie był konflikt między zespołami,
bo prawie wszyscy się dogadywali. To był ewidentny konflikt między
Lukiem a Harrym.
Chłopcy tak się przekrzykiwali, że
chyba cały budynek ich słyszał. Ja też powoli miałam dość. W
głowie mi szumiało i nie słyszałam własnych myśli.
-zamknijcie się wreszcie, bo przymknę
was na miesiąc w piwnicy, bez jedzenia i picia! -wszyscy umilkli i
spojrzeli na mnie z przerażeniem, tylko jedyny Harry się śmiał.
Biedny ze śmiechu spadł z krzesła. Wszyscy na niego spojrzeli, ale
żaden nie ruszył aby mu pomóc się podnieść.
-zacząłem się jej bać -wyszeptał
czerwonowłosy, reszta mu zawtórowała.
-weźmy się wreszcie za pracę
-jęknęłam, nie chciałam w nikim wywoływać strachu.
Wzięłam notatki do ręki i spojrzałam
na zebranych. Harry rozsiadł się na podłodze. Przyglądał mi się
cały czas. Bardzo mnie to krępowało. W ogóle całą jego osoba
mnie krępowała. Zrobiło mi się gorąco i mogłam się założyć,
że teraz jestem czerwona jak burak. Nie mogłam nic poradzić na to,
że ten dzieciak na mnie tak działał. Jedyna rzecz, którą mogłam
zrobić nie wchodziła nawet w grę. Nie mogłam z tego wszystkiego
zrezygnować. Nie mogłam tak po prostu zrezygnować, bo nie wiem,
czy bym wytrzymała choć jeden dzień bez myśli o tym, że się
spotkamy.
Uzależniałam się od niego. Był tym
wszystkim, przed czym się broniłam. Był lepszą i młodszą wersją
Denisa.
Nie powinnam nawet na niego zerkać,
ale to było silniejsze ode mnie. Zapatrzałam się w jego oczy,
które paliły mnie żywcem. Byłam jak Ikar, który podąża w
stronę słońca, mimo tego, że wie, że to go zniszczy.
-to może ja zacznę -potrząsnęłam
głową i spojrzałam na chłopaka, który przemówił. Nie
wiedziałam co się dzieje. Byłam taka otumaniona tym wszystkim.
Patrzałam z przerażeniem na chłopaka, który wstał. Czego miałam
się po nim spodziewać? -cześć, jestem Ash -przemówił, a moje
oczy zrobiły się jak spodki, kiedy reszta chórem odpowiedziała
„cześć, Ash” -jestem perkusistą, ale też śpiewam, bo muszę
-przerwał -kocham One Direction. Nie wiem co Luke od ciebie chce,
Harry ale jak zostanę gejem, to będziesz moją laską -usiadł, a
ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zdziwiło mnie to wszystko.
-cześć, jestem Mike -tym razem wstał
czerwonowłosy. Cały chór odparł mu „cześć Mike” -lubię One
Direction i nie wiem, co odbiło tępej głowie Luka i Harrego. Przez
to mamy utrudniony kontakt. Nie możemy się normalnie się spotykać,
bo jeden i drugi skacze sobie do gardeł. Opanujcie się! -Harry
posłał lekki uśmiech czerwonowłosemu. Widać było, że jego
słowa go zabolały i dobrze. Może wreszcie coś dotrze do niego.
Natomiast Luke, zachowywał się jakby to go nie dotyczyło.
Wyglądało jakby był gdzieś daleko ze swoimi myślami.
-cześć, jestem Liam.
-cześć Liam
-Lubię was chłopcy i mam ochotę
nakopać Harremu, za jego zachowanie w stosunku Luka i na odwrót
-usiadł, a Harry klepnął go po przyjacielsku w nogę. W tym
momencie zrobiło mi się szkoda Harrego.
-cześć, jestem Niall -chórek
chłopców odparł „cześć, Niall” -jestem zdołowany tym, że
nie mogę spotykać się normalnie z Lukiem -usiadł i spojrzał na
Harrego. Ten rzucił w jego stronę bezgłośne „przepraszam”
-cześć, jestem Calum
-cześć, Calum
-lubię wasz wszystkich, ale mnie
wszyscy wkurzacie -usiadł.
-cześć, jestem Louis -chór odparł
„cześć, Louis” -kocham Harrego jak brata i ciężko mi się
patrzy, że kłóci się z kimś, kogo uważał kiedyś za
przyjaciela -usiadł.
Ta wypowiedź mnie naprawdę zdziwiła.
Wychodziło na to, że Harry o Luke, kiedyś musieli żyć w lepszych
stosunkach niż teraz w tym momencie. To był już jeden schodek ku
górze.
-Luke, czy chcesz coś dodać?
-zapytałam go. Spojrzał na mnie zdziwiony. Najwidoczniej wyrwałam
go ze swoich przemyśleń.
-nie -odparł, krótko.
-Harry? -wstał i spojrzał na
zebranych.
-przepraszam was za swoje zachowanie
-był zrezygnowany. -mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczycie.
-zamilkł
-chcesz jeszcze coś dodać?
-chcę się z tobą umówić -patrzał
na mnie zdeterminowany. Chłopcy znowu ryknęli śmiechem. Nawet pan
Hemmings, który był nie wiadomo gdzie włączył się do tego.
*
pół godziny później, odetchnęłam
z ulgą. Nikt nawet nie wie co to za przyjemność pozbyć się ich
wszystkich z mojego gabinetu. Został tylko Luke i Harry, którzy o
dziwo na siebie nie warczeli.
-mogę z tobą porozmawiać? -Luke,
dotknął lekko mojego ramienia. Oczywiście, że chciałam z nim
porozmawiać. Musiał mi się wytłumaczyć z tego dlaczego się
spóźnił.
Zaprosiłam go do gabinetu Rose.
Panował w nim przyjemny chłód. To było najlepsze lekarstwo na
moje rozwichrzane samopoczucie.
-dlaczego się spóźniłeś?
-zapytałam nie dając mu nawet szans, na zaczęcie tego co chciał
mi powiedzieć.
-ja właśnie z tym. Byłem u Rose
-u Rose? -byłam zdziwiona. Przecież
ona nie miała w zwyczaju nikogo zapraszać do siebie.
-tak u niej. Upiła się i musiałem z
nią zostać.... -po słowie upiła, przestałam go w ogóle słuchać.
Wiem, że Rose lubiła pić wino, ale nigdy się nie upijała i to na
pewno nie w obecności klienta. Coś musiało się stać.
-jak...?
-zaczęłam dyskutować z Adrianem, a
ona wtedy przyszła z winem i się upiła -tłumaczył się, a ja
powoli przetwarzałam to co on mi mówił. To było naprawdę dziwne.
-mówiła o jakimś Martinie
Na samo wspomnienie tego gnoja,
wszystko we mnie się zagotowało. Zacisnęłam dłonie na rogu
biurka.
-cholera, Adrian jest z nią?
-nie
-dupek -syknęłam i ruszyłam w stronę
drzwi. Musiałam jak najszybciej znaleźć się u Rose. Musiałam ją
zobaczyć.
-kim jest Adrian? -przysnęłam z
dłonią na klamce
-jej najlepszym przyjacielem
-a Martin?
-to nie powinno cię obchodzić
-wyszłam z gabinetu Rose. Cała się gotowałam, a do tego musiałam
się jeszcze pozbyć Harrego. Nie miałam na takie rzeczy czasu.
*
Jak na złość, Harry nie zgodził się
abym paradowała po nocach. Uparł się, że mnie odwiezie do Rose.
Po długiej dyskusji, na którą nie miałam czasu, zgodziłam się.
I o to, tak znalazłam się w aucie Harrego. Nie czułam się w nim
dobrze. Zbyt ekskluzywnie jak na mnie, a do tego było pewne, że
ktoś rozpozna Harrego i mnie do niego przypisze.
Kiedy zatrzymaliśmy się pod
mieszkaniem Rose, wysiadłam z auta jak poparzona. Prędzej
uprzedzając Harrego, aby za mną nie wchodził i poczekał na mnie w
aucie.
Weszłam szybko po schodach i
nacisnęłam klamkę od drzwi. Bez żadnego wysiłku, drzwi się
otworzyły. No pięknie, ktoś by wszedł i ją wyniósł. Byłam
zła. Teraz, gdy ją zobaczyłam, byłam zła. Jak ona mogła się
upić w obecności Luka, a do tego jeszcze wspominać tego dupka!
Przekroczyłam próg i coś włochatego
powaliło mnie na ziemię. Odsunęłam sierść z twarzy i spojrzałam
prosto na pysk Odiego. Miałam teraz ochotę zabić, to futro.
Próbowałam go zepchać, ale zamiast
zejść ze mnie, to cielsko zaczęło mnie lizać po twarzy.
-złaś ze mnie, ty głupie cielsko
-próbowałam osłaniać twarz przed jego mokrym językiem
-co się dzieje? -usłyszałam
zdezorientowany głos Rose. Spojrzałam w miejsce, skąd dobiegał
głos. Rose stała obok kanapy, podbierając się o nią.
-jak weźmiesz tego bydlaka ze mnie, to
ci powiem -byłam już praktycznie cała w sierści i w ślinie psa.
Nie to, że nie lubię psów, ale teraz
wyklinałam wszystkie psy na świecie.
Nagle usłyszałam przytłumiony
śmiech. Spojrzałam w górę i zobaczyłam śmiejącego się
Harrego.
-miałeś zostać w aucie -mruknęłam
zła
-miałem, ale nie żałuję -roześmiał
się. Kiedy już skończył się śmiać. Podrapał Odiego po łbie,
a pies jak jakiś kotek zaczął się do niego łasić. Jednym plusem
było to, że wreszcie ze mnie zlazł. Mogłam się zabrać za Rose.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz