Kilkanaście miesięcy później
*Sue
Stałam przy samochodzie na parkingu
tuż przy lotnisku. Cieszyłam się jak małe dziecko. Ostatnio
Harrego widziałam miesiąc temu, kiedy wpakowałam go w samolot.
Wybrał się w podróż z przyjaciółmi na którą ja niestety nie
mogłam lecieć... praca. Jednak mu nie pozwoliłam na odmówienie.
Harry najszczególniej potrzebował odpoczynku, po tych kilkunastu
miesiącach życia na wariackich papierach, ale też dzięki jego
wyjazdowi mogliśmy utrzymać swój związek w tajemnicy. Prawda była
taka, że nie chciałam aby ktoś się dowiedział o tym że tworzymy
parę.
Od niesfornej katastrofy na koncercie
minął rok i nie miałam zamiaru tworzyć następnej.
Każde z nas było starsze o rok i
starsze o doświadczenia.
Z głębokim westchnieniem spojrzałam
na tłum piszczących dziewczyn. To dlatego nie przebywałam w hali
lotniska i nie wyczekiwałam Harrego. Nie chciałam konfrontacji z
żadną z tych dziewczyn. Nie miałam zamiaru jutro rano oglądać
swojej twarzy w gazecie ze wzmianką o nowej dziewczynie Harrego
Stylesa.
Rozejrzała się po parkingu i oparłam
o swój samochód. Czekało mnie dość długie oczekiwanie na mojego
ukochanego. Musiałam się go tego przyzwyczaić. Harry był gwiazdą
i to miało być na porządku dziennym. To był on i jego życie.
Chciałam jednak, aby teraz pośpieszył
tyłek, bo musiałam go jeszcze wdrążyć w plan na jutrzejszy
dzień. Postanowiłam zrobić jej mega niespodziankę w ramach
urodzin Rose. Do tego jednak był mi potrzebny Harry.
Nagle ktoś zakrywa mi oczy dłońmi.
Czuję zimny metal i ten zapach... odrywam dłonie od swojej twarzy.
Odwracam się i wpatruję się z niedowierzaniem w najpiękniejsze
zielone oczy na świecie. To był naprawdę Harry. To był mój
Harry... stał przed mną i wpatrywał się we mnie tymi swoimi
oczętami.
-jak...?
-tylnym wyjściem -szepnął i
przytulił mnie do siebie.
Jego ciepłe ramiona były dla mnie jak
mój maleńki świat.
-witaj kochanie -wyszeptał mi do ucha
-stęskniłem się strasznie za tobą -całuje delikatnie moje czoło.
-ja też, Harry... -mogłabym stać tu
wieczność i wdychać jego cudowny zapach, jednak Harry miał inne
plany.
-zwijajmy się stąd za nim mnie tu
zauważą. Mam zamiar spędzić dziś z tobą cały dzień, a nie na
rozdawaniu autografów.
Odsuwam się od niego z niechęcią.
Z szerokim uśmiechem zapraszam do
swojego auta. Harry z lekkim westchnieniem wrzucam swoją walizkę do
bagażnika, a później zajmuje miejsce pasażera.
Kładzie rękę na moim oparciu i
wpatruje się we mnie, a ja nie mogę uwierzyć, że jest mój...
cały mój. Czy to jest możliwe i realne, że Harry Styles idol
praktycznie co drugiej dziewczyny na świecie jest mój?! Mógłby
mieć każdą, ładniejszą i bogatszą ode mnie... a właśnie
wybrał mnie.
A dlaczego? Ponoć jestem dużo inna
niż te wszystkie wyżej wymienione.
-kocham cię, Harry -szepczę cicho,
tak jakbym się wstydziła tego co powiedziałam.
-ja ciebie też, Sue... bardzo cię
kocham -nachyla się i składa delikatny pocałunek na moim policzku
-jakby nie fakt, że prowadzisz... zacałował bym cię na śmierć,
zajączku...
Spojrzałam na niego i się
roześmiałam. Nie wiem skąd mu się wziął ten zajączek, ale
jakoś ujdzie w tłumie. Nie mam zamiary za to wyrywać mu jego
narządów.
-jak urlop? -pytam
-beznadzieje, bo cie nie było.
Oczywiście , przyznaję się... nie siedziałem całymi dniami i
nocami, wypłakując się w poduszkę... ale wolałbym abyś była
przy mnie
-jeszcze sobie to odbijemy -uśmiecham
się nie odrywając wzroku od drogi -a teraz opowiadaj...
Z uśmiechem na twarzy słuchałam
relacji Harrego z jego wycieczki. Nie mogłam się powstrzymać od
śmiechu, gdy wspomniał że biedny Niall z lekka się trochę
przypalił na słońcu, co skutkowało ty, że przeleżał prawie
tydzień w łóżku jęcząc. No to był cały Niall.
Za nim dotarliśmy do mojego
mieszkania, znałam już wszystkie historie z ich wakacji. Harry
opowiadał szybko, ale konkretnie.
-jak tam Le i Fab? -pyta Harry jak
tylko zatrzymujemy się pod moją kamienicą.
-wrócili do siebie. Toni mieszka z
nimi -uśmiecham się, choć w głębi duszy brakuje mi tych dwóch
idiotów.
-to znaczy, że teraz mieszkasz sama?
Kiwam głową, a Harry dziwnie się
szczerzy. Nie wiem co w tym przyjemnego... nie chcę mieszkać sama.
Źle się z tym czuję... kiedyś mi to nie przeszkadzało, ale od
momentu gdy oni wszyscy ze mną zamieszkali... wszystko się
zmieniło.
Szłam z ociągnięciem przed Harrym,
który ciągnął ze sobą swoją walizkę. Miałam ochotę uwiesić
się na jego szyi, tak aby i mnie zaniósł.
Mam problem z trafieniem do zamka,
kluczem. Usłyszałam lekkie westchnienie i odwróciłam głowę do
tyłu. Harry stał kilka centymetrów za mną. Opierał się jedną
ręką o ścianę tuż obok drzwi.
Widziałam, że cała ta sytuacja
trochę go męczyła, ale to nie moja wina że ostatnio źle spałam.
Kurde... za dużo miałyśmy pracy. Od kiedy świat się dowiedział,
że „dupowate” Zacisze prowadziło terapię Harrego
Stylesa i Luka Hemmings'a i to ze wzorowym skutkiem, nagle spłynęła
na nas fala zgłoszeń. Większość z nich dotyczyła złego
samopoczucia gwiazd, jakiś starych konfliktów... przeglądałyśmy
te zgłoszenia i próbowałyśmy jakoś to ogarnąć i ustawiać
terminy. Większość z nich odsyłałyśmy do znajomych psychologów,
którzy mogli im bardziej pomóc. Wczorajszy wieczór, noc i
dzisiejszy poranek spędziłam na czytaniu takich owych zgłoszeń i
próbie przestawienia grafiku Rose. Kiedy Luke mnie o to poprosił
wiedziałam, że będzie z tym problem. Jednak spięłam się i jakoś
to zrobiłam. Każdemu z nas należy się kiedyś odpoczynek.
Przestawienie grafiku Rose nie było
jeszcze takie złe w porównaniu do tego, że niektórzy ludzie
potrafili dzwonić w środku nocy, nie patrząc na strefę czasową.
Nie no cudownie.
Kiedy wreszcie udaje mi się otworzyć
drzwi, wchodzimy do środka. Ledwo przekraczam próg mieszkania a
słyszę trzaśniecie drzwi za sobą. Nim się odwracam aby sprawdzić
co się dzieję, zostaje przyparta do ściany. Serce podchodzi mi do
gardła, ale kiedy czuję na swoich ustach usta Harrego, wszystko
wraca do normalności... powiedzmy.
-mówiłaś, że jesteśmy sami...
-mruczy w moje usta, a ja prawie się rozpływam. Nie mogłam
uwierzyć, że był mój... bo był prawda?
*
Leżymy na moim łóżku. Moja głowa
ulokowana jest na nagiej klatce piersiowej Harrego, a on gładził
mnie po plecach. Czułam się tak odprężona. Dawno nie było mi tak
dobrze. Miałam przy sobie ukochaną osobę, a życie układało się
bardzo dobrze. Co jeszcze mogłabym chcieć?
-kocham cię, Harry -unoszę lekko
głowę i całuję miejsce gdzie przed chwilą leżała. Patrze w
jego oczach i widzę coś co zawsze chciałam zobaczyć w oczach
mężczyzny. Dumę, szacunek, szczęście i miłość...
-kocham cię...
-uśmiecha się szeroko. Moje serce zamiera i chyba nawet nie chce
zacząć bić... mogłabym teraz umrzeć. Miałam przy sobie cały
mój świat i to było najważniejsze. -co u Rose?
Wzdycham głośno i
uśmiecham się. Harry potrafił mnie zaskakiwać.
-niby wszystko ok,
ale wiesz... Lukowi przedłużyła się trasa. Wraca dopiero za trzy
miesiące, a nawet nie było czasu, aby Rose mogła wziąć sobie
wolne -mówię cicho -trzyma się, ale widzę że jej czegoś brakuje
-dotykam twarzy Harrego. Podsuwam się ku górze i składam lekki
pocałunek na jego ustach -ciebie nie było miesiąc i o mało nie
umarłam, a co dopiero ona...
-Rose jest ślina,
wytrzyma...
-tak -uśmiecham
się szeroko, chyba czas aby wprowadzić Harrego w mój niecny plan.
O tak!
-ej... co ty
kombinujesz? -marszczy czoło -twój uśmiech nie wróży nic
dobrego. Tylko mi nie mów, że chcesz ją wpakować do kartonu i
wysłać...
-nie... ale mam coś
lepszego -ponoszę się, zakładam na siebie koszulę Harrego i
siadam na nim okrakiem -Rose, ma jutro urodziny -uśmiecham się
-wyprawiam jej przyjecie niespodziankę w hotelu taty...
-i mi nie
powiedziałaś? -unosi jedną brew ku górze -nawet prezentu nie
kupiłem... -jęczy
Nachylam się nad
nim. Nasze usta prawie się stykają, ale nie pozwalam aby się
połączyły.
-sprowadzam Luka w
ramach prezentu. -wyszeptuję wprost do jego ust. Oczy Harrego robią
się duże jak spodki. -no i daje jej wolne -opieram czoło o czoło
Harrego -spędziłam cały dzień, aby przestawić cały jej grafik.
Padam na twarz...
-a kiedy królowa,
dostanie wolne?
-mamy zamiar
zatrudnić kogoś do pomocy, więc w najbliższym czasie... -nie
dokończyłam, bo ponownie znalazłam się na plecach, a Harry zawisł
nade mną z dość podejrzanym uśmiechem.
*Harry
Siedzimy w kuchni,
piję herbatę i przysłuchuję się temu co wymyśliła Sue. Nie
mogę uwierzyć, że takie dziwaczne pomysły rodzą się w tak
pięknej główce. Jednak najbardziej jestem zdziwiony tym, że Luke
działa takim podstępem. Choć dobrze. Niespodzianki są super, a
Luke i Rose wreszcie będą musieli się spotkać po tak długiej
rozłące.
-Niall, Liam i
Lou... też przyjadą -wpatruję się w moją dziewczynę z
niedowierzaniem. Czy oni wszyscy to przede mną ukrywali? Poważnie?
-dlaczego mi nie
powiedziałaś?
-pewnie dlatego, że
zaraz byś mi powiedział, że ten pomył jest do bani...
-bo jest -przerywam
-ale tak głupi, że może się udać... kochanie...
Wstaje z krzesła i
podchodzę do Sue. Klękam przed nią i uśmiecha się szeroko.
Jeszcze nie mogę uwierzyć, że jest moja... że mnie kocha i chce
ze mną być.
Takim dupkiem jak
ja. Tyle przeszliśmy, abyśmy mogli teraz normalnie funkcjonować.
Ja przynajmniej normalnie funkcjonowałem. Potrzebowałem miłości,
aby wrócić do stanu przed moja karierą. Każdy kiedyś się wypala
i potrzebuje jakiegoś czynnika zapalnego, aby znowu się rozpalić.
Mój czynnik właśnie siedział przede mną i dziwnie mi się
przyglądał.
Jeśli ktoś by
mnie się zapytał, teraz z kim chcę spędzić resztę swojego
życia, nie wahałbym się z odpowiedzią. Sue była osobą z która
chciałem dożyć później starości. Chciałem mieć z nią dzieci,
wnuki...
Chciałem mieć ją
całą dla siebie.
-wchodzę w to
-śmieję się, a ona szeroko się uśmiecha. To była moja Sue...
tylko moja. Nigdy bym nie pomyślał, że coś tak cudownego zdarzy
się w moim życiu.
Każdy myśli, że
skoro jestem sławny, mam dużo kasy... to mam już wszystko co mi
potrzeba od życia. Jednak bardzo się mylą. Ja potrzebowałem kogoś
kto pokocha mnie za to kim jestem na co dzień, a nie za to ile mam
kasy na koncie i za moją sławę.
Sue kochała mnie i
mogłem w to wierzyć w stu procentach. Poznała mnie przecież,
poznała tego prawdziwego Harrego. Wyciągnęła ze mnie najgorszą
prawdę, wszystkie moje brudy. Obnażyła mnie, tylko po to aby
zobaczyć we mnie człowieka, nie gwiazdę... nie przedmiot, który
zarabia... tylko mnie, całego mnie.
-dziękuję...
-szepczę
-za co? -pyta
zdziwiona
-za to, że mnie
kochasz, Sue...
*Sue
Poranek był dość
przyjemny. Harry przyniósł mi śniadanie do łóżka. Dawno tak
dobrze nie miałam. Później wzięliśmy wspólną kąpiel.
O koło dziesiątej
oddelegowałam Harrego do mojego biura aby pomógł Rose. Miał ją
później przywieźć do hotelu taty.
Ja właśnie byłam
w drodze do niego. W myślach wszystko sobie układałam. O
osiemnastej miał zjawić się Luke i reszta 5sos. O dziewiętnastej
Harry miał przywieźć Rose.
Luke miał
przywitać soją dziewczynę jakąś romantyczną piosenką.
Wszystko w teorii
grało, zobaczymy co będzie w praktyce.
O tym dowiedziałam
się parę godzin później jak już wszystko było przygotowane. Lou
i Niall jeszcze zawieszali jakieś ozdoby. Kelnerki z restauracji
rozkładały naczynia, scena na której stał Liam była już
odpowiednio wyposażona, tylko był jeden problem. Było już pięć
po osiemnastej, goście się już zbierali... ale nigdzie nie było
Luka.
Po raz setny do
niego dzwonie, ale jego telefon nie odpowiada.
Przeglądałam
wszystkie informacje, aby mieć pewność że nie ucierpieli w żadnej
katastrofie lotniczej. Cholera, jakby coś takiego miło miejsce...
zabiłabym się. To byłaby moja wina.
Około wpół do
dziewiętnastej, kiedy już prawie obgryzłam paznokcie do samych
palców, odezwał się mój telefon. Wyświetlił mi się jakiś
nieznany numer. Modląc się, aby to był Luke, odebrałam.
-Sue? -o mało nie
zeszłam na zawał, gdy usłyszałam głos Luke
-gdzie ty jesteś?!
-mieliśmy
opóźniony lot, a teraz utknęliśmy w Londynie. Jednak się nie
martw. Niedługo wylatujemy... przepraszam.
Nawet nie wiecie
jaką ulgę poczułam gdy usłyszałam, że nic im się nie stało.
Oczywiście przeżyjemy to, że się spóźnią. Ważne, aby w ogóle
dotarli.
Pół godziny
później siedzieliśmy wszyscy w sali. Światła były zgaszone, a
wszyscy siedzieli tak cicho, że nawet oddechów nie było słychać.
Nagle drzwi się
otworzyły i usłyszałam głos Rose.
-po co niby Sue, ma
siedzieć po ciemku?
Harry zapalił
światła, a wszyscy krzyknęli NIESPODZIANKA. Nie pamiętam kiedy
Rose była w takim szoku. Stała z otwartymi ustami i wpatrywała się
we wszystkich. Harry musiał ja lekko popchnąć, aby ruszyła w
naszym kierunku. Teraz już wiedziałam, że zrobiłam dobrze
organizując to przyjęcie. Po takim czasie rozpaczy, Rose potrzebna
była jakaś rozrywka.
*Harry
Około dwudziestej
pierwszej zadzwonił mój telefon. Kiedy zobaczyłem na wyświetlaczu
imię mojego szanownego spóźnionego przyjaciela... odetchnąłem z
ulgą. Luke musiał być gdzieś na zewnątrz. Teraz trzeba było
jakoś odwrócić uwagę Rose, aby chłopcy mogli dostać się na
scenę.
-Luke, już jest
-szepcze Sue do ucha -odwróć jej uwagę, a ja ich wprowadzę od
tyłu.
-opuść zasłonkę
na scenie -mówię do Lou, który jak na zawołanie wstaje i idzie w
stronę sceny. Za nim wychodzę z sali, widzę jak Sue zagaduje Rose,
tak że dziewczyna teraz siedzi tyłem do sceny, a Lou rozmawia z JD
i po chwili scena zostaje zasłonięta przez białe płótno. Czas
zacząć zabawę.
▼ Luke ▼
Dzisiejszego dnia dosłownie
wściekłem się na wszelkie środki transportu. Chciałem być
punktualny, umówiłem się nawet z Adrianem, że podjedzie po mnie
na lotnisko. I co się okazało? Po pierwsze, niesamowite korki w
Londynie utrudniły nam dojazd, a po drugie, nasz lot został
opóźniony. Myślałem, że komuś zrobię krzywdę! I do tego
ciągłe telefony to od Sue, to od Nialla, czy Le, doprowadzały mnie
do szału. Kojącą myślą była dla mnie świadomość zbliżającego
się spotkania z moją ukochaną. Nie widziałem się z nią kilka
dobrych miesięcy.. Okropnie za nią tęskniłem! Brakowało jej u
mego boku, brakowało mi jej uśmiechu, dogryzania, jej troski,
bliskości, ciepła.. Rozmawiałem z nią przez skype, ale zarówno
ja, jak i ona, mieliśmy masę pracy. W dodatku na świat przyszedł
syn Melanie, Dean, przez co Rose praktycznie nie miała wolnego
czasu.. Mimo to dawałem z siebie wszystko na koncertach, żeby
zadowolić przybyłych ludzi. To potrafiło mnie nakręcić pozytywną
energią na następne występy. I w końcu nadszedł dzień
dzisiejszy.. Urodziny Rosemarie! Zamierzałem sprawić jej dwie
niespodzianki. Pierwszą było moje pojawienie się na uroczystości,
a drugą malutki prezent ode mnie. Zajęliśmy z chłopakami miejsca,
próbując zrelaksować się przed czekającym na nas lotem.
- Denerwujesz się? - spytał
się Ashton, zajmując miejsce tuż obok mnie.
Spojrzałem na niego z
szerokim uśmiechem przylepionym do twarzy.
- Niby czym? - spytałem,
starając nie posiadać się z radości. - Chłopie, dzisiaj zobaczę
się z Rose. Odczuwam masę emocji, ale uwierz mi, że stres się do
nich nie zalicza.
Przyjaciel roześmiał się
i poklepał mnie po dłoni.
- Cieszę się twoim
szczęściem. Rozmawiałeś może z Adrianem?
Skinąłem głową i
spojrzałem w okno samolotu. Kto by pomyślał, że kiedyś zdobędę
z nim nić porozumienia. No nie powiem.. Pomocny okazał się fakt,
że przestał uganiać się za Rose i znalazł sobie dziewczynę. Z
tego co usłyszałem od swojej ukochanej, to Denice musi być
sympatyczna. Nie ma co się oszukiwać, że Rose bywa nieco wybredna
w stosunku do przyjaciółek Adriana. „Luke, daj spokój.
Przecież wiesz, że ja się tylko o niego troszczę.”
Taa, dość często słyszałem te słowa.
-
Rozmawiałem z nim. - odparłem, wyrywając się z zamyśleń. - Nie
da rady odebrać nas z lotniska, ale za to podeśle nam Fabiana albo
Lue.
- To
dobrze. - odparł Ash. - Mam dość po dzisiejszych przygodach z
komunikacją miejską..
Zaśmiałem
się pod nosem i lekko uderzyłem go pięścią w ramię.
- W
takim razie szykuj się na kilkugodzinną podróż samolotem.
▼
Rose ▼
Kiedy
przyszedł do mnie Styles, myślałam, że wyrzucę go z gabinetu.
Wpadł jak burza, krzycząc, że szybko mam się ubierać i
wychodzić. Nie miałam na to najmniejszej ochoty! Od samego rana
miałam spotkanie z gwiazdką, która rozstała się z chłopakiem i
nalegała, żebym przyjęła jej sprawę. Prawda jest taka, że nie
mam dla niej terminu na terapię. Tłumaczyłam jej jak krowie na
rowie.. Myślicie, że to pomogło? Gdzie tam! Na chama próbowała
się wpisać mi w grafik, który ostatnio miałam grubo napięty. A
gdzie czas na życie prywatne? Tata wyleciał w delegację,
zostawiając mamę i Mel z małym szkrabem. Moja rodzicielka również
ma pracę, która zajmuje jej sporo czasu, przez co na zmianę
pomagałyśmy przy małym Deanie. A w dodatku miałam też własne
sprawy! Ostatni raz rozmawiałam z Lukiem dwa dni temu. Wiecie jakie
to jest uczucie dowiadywać się o jego harmonogramie dnia z
telewizora? Własnego chłopaka! I teraz ni stąd, ni zowąd,
przychodzi Harry i nalega na jakiś wyjazd.
- Rany,
Rose.. Daj spokój. Sue ma jakiś problem z papierami i chciała się
ciebie poprosić o radę.
- To
dlaczego do mnie nie zadzwoni? I tego.. Możesz się na chwilę
odwrócić? - spytałam, sięgając po świeże, nieprzepocone
ciuchy. Tyle dobrze, że zdążyłam wziąć prysznic przed
przybyciem Stylesa. Dzięki Bogu, że w budynku miałyśmy łazienkę
z prysznicem!
-
Żartujesz, tak? - jęknął, odwracając się przodem do ściany. -
Zajmie to co najwyżej godzinę. Poza tym, jutro chyba masz wolny
poranek? Wyśpisz się, wypoczniesz.
Prychnęłam,
zakładając świeżą bluzkę, którą otrzymałam od Luka.
-
Teoretycznie tak. - westchnęłam. - Daj mi chwilę, żebym
zadzwoniła do Melanie, dobra? Przesunę dzisiejsze spotkanie na
późniejszą godzinę i pojedziemy do Sue.
Zadowolony
chłopak aż klasnął w dłonie ze szczęścia. Wzdrygnęłam się,
słysząc nagły trzask.
- To
świetnie. - powiedział, przestając z nogi na nogę. - A i jeszcze
jedna rzecz..
- No? -
spytałam, wciągając spodnie.
- Miło,
że się ze mną przywitałaś po miesiącu mojej nieobecności,
wiesz? - prychnął. - Moja męska duma została urażona.
Zaśmiałam
się i podeszłam do chłopaka, co by nie jęczał. Przytuliłam się
do niego, klepiąc go po plecach tak mocno, jak potrafiłam.
- Cześć,
Harry! - krzyknęłam. - Jak ja się za tobą stęskniłam! Cieszę
się, że jesteś!
Mężczyzna
zrobił minę jakby zobaczył wariatkę. Roześmiał się, po czym
objął mnie ramionami.
- Wciąż
się zastanawiam, jakim sposobem ludzie znajdujący się w otoczeniu
twoim i Sue jeszcze nie zwariowali. Wow, jestem godzien podziwu.
Prychnęłam
i wydostałam się z jego uścisku, po to, aby zasięgnąć po
trzecią rękę każdego współczesnego człowieka.
- No
właśnie, Sue.. Jeden telefon i jedziemy.
*
- Od
kiedy załatwia takie sprawy w hotelu ojca? - jęknęłam, podchodząc
do drzwi prowadzących do naszego celu. - I po co niby Sue ma
siedzieć po ciemku?
Harry
nic nie powiedział, tylko uśmiechnął się pod nosem i zapalił
światło w pomieszczeniu. Jasność oświetliła grupę ludzi,
przyodzianą w uśmiechy na twarzach.
-
NIESPODZIANKA! - wydarli się.
Dosłownie
kopara mi opadła.. Omiotłam wzrokiem salę i zdziwiłam się, kiedy
zobaczyłam przystrojone pomieszczenie. Jeszcze bardziej zszokował
mnie widok znajomych.. Sue, Malanie, Dean, Ed, Lou, Liam, Niall,
Adrian, Denice, Fabian, Le, Toni no i Harry. Ten ostatni popchnął
mnie lekko, abym wyszła ze swojego transu.
- Z
jakiej to okazji? - zdołałam z siebie wydukać.
Podeszła
do mnie uśmiechnięta przyjaciółka, rzucając się przy tym na
szyję.
- Twoich
urodzin! Wszystkiego najlepszego, kochanie.
A więc
to dzisiaj? Byłam przekonana, że to wypada jutro.. Cóż, może
lekko pogubiłam się w tych datach. Uśmiechnęłam się szeroko i
objęłam Sue.
- To
twoja sprawka, co? - wyszeptałam jej do ucha. Kobieta wzruszyła
ramionami i pocałowała mnie w policzek.
-
Powiedzmy, że to wspólny pomysł.
- Dobra,
dobra.. - roześmiałam się. - Już ja swoje wiem. Dziękuję.
Miejsce
mojej przyjaciółki zajął Harry, obejmujący mnie ramieniem.
-
Wszystkiego najlepszego, pani psycholog!
No i
później wszystko się zaczęło.. Każdy z kolejna do mnie
podchodził i składał życzenia. Nie lubię tego uczucia, kiedy
stoję i wysłuchuję tych wszystkich słów, nie wiedząc co
odpowiedzieć. Najwięcej czasu zmarudził Adrian, Le oraz Niall
opowiadający, czego to oni mi nie życzą. Niee, oni nie określili
tego ogólnikowo.. Wręcz przeciwnie! Wymieniali dosłownie
szczegółowe sytuacje!
- Noo..
I dużo małych Hemmingsów. Ale to w przyszłości, nie spiesz się.
- rzekł z uśmiechem Lue.
Roześmiałam
się, przytulając do siebie przyjaciela. Dobrze, że stary dowcip
nigdy nie opuścił tego osobnika.
-
Będziesz je później niańczył. Zrobię z ciebie przedszkolankę,
Lue.
Le
zaśmiał się pod nosem i pocałował mnie w policzek.
- Jeśli
to miałoby ciebie odciążyć, to ja się na to piszę.
Naszą
rozmowę przerwał malutki Dean, zbliżający się do mnie przy
pomocy swojego taty. Uśmiechnęłam się szeroko i wyciągnęłam do
niego ręce.
- No,
chodź do mnie, mały. - powiedziałam, - Dzielny chłopczyk!
Ed
doprowadził go do mojej osoby, przekazując mi pod opiekę małego
siostrzeńca. Traktowałam tego szkraba jak moje małe dziecko.
Oczywiście nawet nie próbowałam zastąpić jemu matki, czy też
chociażby ją udawać. Nic z tych rzeczy. Wzięłam go na ręce i
ucałowałam w pulchniutki policzek.
-
A kto tu do mnie przyszedł? - spytałam się małego, mając
satysfakcję z jego śmiechu.
- Do
twarzy tobie z dzieckiem. - rozbrzmiał za mną głos Adriana.
Uśmiechnęłam
się, dalej zabawiając Deana.
- No
nie? - spytałam, odwracając się do niego przodem. - Idziesz do
wujka? - spytałam małego, zapinając rozpięty guzik u jego
ubranka. - Niech sam się przymierzy do takiego maleństwa, prawda?
Adrian
roześmiał się i przejął Dean w swoje ręce.
-
Ciotka, ty się o to nie martw. - powiedział, wtulając w małego
twarz. - Przyjdzie taki czas, co młody doczeka się kompana do
zabawy.
- He? -
spytałam, nie rozumiejąc do końca o co chodzi. - Chcesz mi coś
powiedzieć?
Przyjaciel
spojrzał na mnie i posłał mi swój szeroki uśmiech.
-
Jeszcze nie. - zaśmiał się. - Ale kto wie, kto wie.. Może
wkrótce.
Skinęłam
głową, zwracając uwagę na tańczące na parkiecie pary. Widok
Harry'ego i Sue przyprawił mnie o ciepło na serduchu. Cieszyłam
się, że tej dwójce wyszło. Tym bardziej, że nie widzieli się z
dobry miesiąc.. Należy im się wspólna zabawa, mimo że odłączyli
się nieco od pozostałych. Żałuję, że nie ma tutaj Luka. No ale
cóż.. obowiązki. Następnym obrazkiem jaki zobaczyłam, to Nialla
i Lou popijającego alkohol. Widok zamroczonego wzroku Horana
sprawił, że się do nich skierowałam. Usiadłam tuż obok
chłopców, szeroko się do nich uśmiechając.
- Jak
się bawicie? - spytałam przyjaznym głosem.
- Ooo,
Rosemarie! - rozbrzmiał zbyt wesoły ton głosu Nialla. - Nawet nie
wiesz jak się cieszę, że tutaj przyszłaś. Louis właśnie robił
mi wykład z anatomii człowieka.
Wspomniany
mężczyzna głośno się roześmiał. Mhm, temu panu też chyba
procenty dają o sobie znać. Na ten widok sama zaniosłam się
śmiechem.
- Taki z
ciebie znawca, Tomlinson? - spytałam,
Lou
spojrzał na mnie i wyszczerzył swoje zęby.
- Chcesz
się przekonać?
- Hamuj
konie, palancie. - burknął pod nosem Niall, wstając od stołu i
podchodząc do mnie. - Zatańczysz?
- Lou..
- rozbrzmiał głos Liama, podchodzącego do stołu. - Ty też
ruszyłbyś się tym swoim dupskiem na parkiet, co by te procenty z
ciebie uleciały.
- To
zatańczysz ze mną? - mruknął Louis do Payne'a.
Liam
wywrócił oczyma i skinął lekko głową.
- Niech
będzie..
Sama
myśl o ich ewentualnym tańcu wprawiła mnie w atak śmiechu. Gdyby
nie chwiejący się, podtrzymujący mnie Niall, to padłabym tam jak
długa.
- Ejj..
Liam? - powiedział Lou, podchodząc do przyjaciela. - Tylko tak dla
jasności.. Z tego nic nie będzie, jasne? Wiesz, a może i nie
wiesz, że ja to jednak gejem nie jestem.. I nie próbuj mnie
podrywać. - rzekł ledwo zrozumiale.
Prawie
sikałam tam ze śmiechu! Posłuchałabym dalszego przebiegu akcji,
ale niestety równie podchwiany Niall zabrał mnie na parkiet. Już
czułam swoje podeptane stopy..
▼
Luke ▼
Zadzwoniłem
wcześniej do Le, żeby poprosić go o szybką podwózkę. Będąc
pod hotelem musiałem przetelefonować do Harry'ego, co by wiedział
o mojej obecności na zewnątrz. Według planu wchodziliśmy po cichu
na scenę i wtedy z zaskoczenia dajemy koncert. Odliczyłem pięć
minut i razem z chłopakami ruszyliśmy w kierunku budynku.
- Wiecie
co? - wyszeptał Hood. - Przed żadnym występem nie stresowałem się
tak, jak teraz.
Uśmiechnąłem
się do niego pod nosem, wchodząc przez drzwi do środka. Wzrokiem
wyszukałem Rosemarie, żeby móc ją w końcu zobaczyć na żywo! I
stało się.. Znalazłem swoją ukochaną w tłumie, siedzącą do
mnie tyłem. Serce zaczęło niesamowicie szybko bić, a ciało
odruchowo chciało do niej pobiec. Jednak wszystko po kolei.. Sue
spisywała się na medal, zagadując swoją przyjaciółkę. Co jak
co, ale jak ta dwójka zaczęła o czym rozmawiać, to mogły mijać
godziny, a one by tego nie zauważyły. Przygotowałem się i
spojrzałem na przyjaciół. Ci skinęli mi głową na znak, że są
gotowi.. No to wio.. Moje palce zetknęły się ze strunami, wydając
z siebie pierwsze dźwięki..
„For a while we
pretended
That we never had to end it
But we knew we’d have to say goodbye
You were crying at the airport
When they finally closed the plane door
I could barely hold it all inside”
That we never had to end it
But we knew we’d have to say goodbye
You were crying at the airport
When they finally closed the plane door
I could barely hold it all inside”
Przez
cały czas obserwowałem Rose. Na pierwsze dźwięki jej plecy
zesztywniały, a na twarz Sue wpełzł uśmiech. Szturchnęła swoją
przyjaciółkę, na co moja ukochana odwróciła się do mnie
przodem. Posłałem jej swój uśmiech, śpiewając refren.
„Wherever you are, you,
wherever you are
Every night I almost call you just to say it always will be you, wherever you are „
Every night I almost call you just to say it always will be you, wherever you are „
Widok
jej zszokowanej twarzy, a jednocześnie uśmiechniętej i wzruszonej,
sprawił, że rozpływałem się od środka. W pewnym momencie
zszedłem ze sceny i powoli zacząłem się do niej zbliżać. Stojąc
od niej kilkanaście centymetrów, spojrzałem jej w oczy i
wyśpiewałem właśnie te dwa ostatnie wersy refrenu. Po policzkach
Rose spływały łzy.. I nie były to łzy smutku. Kiedy skończyliśmy
grać, kobieta zarzuciła mi swoje ręce na szyję, mocno się
wtulając. Szczerze? Nawet będąca między nami gitara nie stanowiła
niedogodności. Objąłem swoją ukochaną ramionami, czując, że
mam przy sobie wszystko, co jest mi potrzebne do szczęścia.
- Jesteś
tutaj.. - wychlipała mi w szyję.
-
Przecież obiecałem.. - wyszeptałem, odsuwając ją od siebie na
kawałek. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie.
Po tych
słowach złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, o którym
tak marzyłem od kilku miesięcy. Teraz mogłem umierać szczęśliwy..
Niechętnie odsunąłem się od niej i oparłem swoje czoło o mojej
ukochanej.
- Jak ty
to.. - zaczęła Rose, będąc w dalszym szoku.
Uśmiechnąłem
się i starłem z jej policzka spływającą łzę.
- Chyba
nie sądziłaś, że nie pojawię się na twoich urodzinach, co?
Kobieta
zaśmiała się pod nosem i ponownie mnie pocałowała.
- Kocham
cię.
- Ja
ciebie też, skarbie. - wymruczałem jej w wargi.
*
Impreza
mijała, a ja na krok nie odstępowałem swojej ukochanej. Musiałem
nadrobić z nią cały ten czas, który spędziłem w trasie. Fakt,
musieliśmy wrócić do dalszego koncertowania, ale przed tym miałem
jeszcze tydzień wolnego. Już nawet wiedziałem jak go wykorzystam.
Po mojej lewej stronie siedzieli porządnie ululani Niall i Calum.
Nie sądziłem, że aż tak za sobą tęsknili. Niall ledwo
kontaktował, a Hood niczym się od niego nie różnił.
- Chyba
znalazłem miłość swojego życia.. - wybełkotał Niall.
- No nie
gaadaj.. Kto to?
Horan
spojrzał podejrzliwie na Hooda. Poruszył brwiami i lekko się do
niego przysunął.
- Ty.
- Coo? -
pisnął Calum, wstając i oddalając się od niego. - Kiepskie
żarty, Horan.
- Chodź
do mnie, kotku.. - wybełkotał, wstając i idąc za Calumem.
- Aaa! -
zapiszczał Hood. - Weźcie go ode mnie!
Mój
przyjaciel wybiegł gdzieś w stronę korytarza, a Niall nie
odstępował go na krok.
- Chodź
kochanie na bzykanie! - wydarł się Horan.
Niall
musiał mieć dobry ubaw, gnębiąc w ten sposób mojego przyjaciela.
Trzeba przyznać, że okazywali sobie sympatię trochę dziwacznie.
Gdybym ich nie znał, to powiedziałbym, że są parą
homoseksualistów.
-
Zabierzcie ode mnie tego napaleńca! - krzyczał Hood.
Dalej
już nie mogłem niczego usłyszeć, bo odbiegli od nas na dość
sporą odległość. Poza tym, jestem pełen podziwu, że byli w
stanie biec i się nie zabić.
- Tym
panom na dzisiaj wystarczy. - wyszeptała Rose, siedząca mi na
kolanach.
Uśmiechnąłem
się i pocałowałem ją w czoło.
-
Zdecydowanie.
W tle
usłyszałem piosenkę, którą Rose wręcz uwielbiała. Wstałem,
zsuwając ja na nogi, i delikatnie się ukłoniłem, całując ją w
dłoń.
- Mogę
panią prosić do tańca?
Kobieta
skinęła głową i skierowaliśmy się na parkiet. Wziąłem w
ramiona swoją ukochaną, tańcząc z nią do rytmów piosenki „All
of me”.
- Nawet
nie wiesz jak się cieszę, że tutaj jesteś. - wyszeptała. - Mam
nadzieję, że nie musisz dzisiaj lecieć z powrotem..
Pokręciłem
głową i posłałem jej swój uśmieszek.
- Nie.
Właściwie to mam dla ciebie jeszcze jeden prezent..
Chciałem
jej wręczyć to, co miałem skryte w kieszeni swojego ubrania.
Niestety przerwał mi płacz dziecka. Odwróciłem się i zobaczyłem
uśmiechniętą Melanie z małą pociechą w ramionach. Podeszła do
nas i zagadała swoją siostrę.
- Nie
gniewaj się, Rose, ale my musimy już uciekać..
- A więc
to jest Dean, tak? - spytałem, szczerząc się do małego brzdąca.
- Mogę wziąć go na ręce?
-
Pewnie. - rzuciła z uśmiechem.
Rose
zajęła się rozmową ze swoją siostrą, a ja z kolei zabawiałem
najmłodsze pokolenie rodziny Caisage. Potarłem nosem o jego nosek,
co sprawiło, że młody lekko się skrzywił czując mój zarost na
twarzy.
- Ejj..
- oburzyłem się. - Ty też kiedyś zarośniesz.
Dean
machnął małą rączką, klepiąc mnie po prawej dłoni, którą go
gilgotałem. Młody śmiał się i wariował, mimo że pierwszy raz
mnie widział. Coś czuję, że to będzie bardzo towarzyskie
dziecko.
- Jaki
ty fajny jesteś.. - wysepleniłem w jego kierunku. - Mam do ciebie
pytanie. Pogniewasz się, jeśli porwę tobie ciotkę na kilka dni?
Jeśli się nie zgadzasz, to powiedz to głośno.
Oczywiście
nie sądziłem, że Dean zrozumie to, co do niego mówię. Spojrzał
na mnie i zaczął się szeroko uśmiechać.
- Uznaję
to jako zgodę.
*Sue
Miałam jakieś
dziwne deja vu. Siedziałam w schowku na ostatnim piętrze, razem z
Harrym. Tym razem jednak pomieszczenie było oświetlone przez
maleńką lampkę, którą trzymał Hazz. Znowu zatrzasnęliśmy się
w schowku. Tata zapomniał wymienić zamek w tych przeklętych
drzwiach. Jednak to nie to mnie martwiło. Chciałam wiedzieć co ja
tu robię... dlaczego Harry znowu nas tu zatrzasnął.
-Harry, jak my stąd
wyjdziemy? -pytam szeptem
-zadzwonię do
Liam'a a on nas wypuści... -kiwnęłam głową, mimo tego że
chciałam już stąd wyjść. Miałam lęki przed zamkniętymi
pomieszczeniami, a Harry właśnie nas w takim jednym zamknął.
Otwierałam już
usta aby coś powiedzieć, gdy usłyszałam krzyk i głośne kroki,
tak jakby ktoś przebiegał przez hol.
-Niall, odwal
się... -patrzę zdziwiona na Harrego. Calum?
Zaraz słychać jak
ktoś znowu przebiega i przystaje kawałek dalej.
-myszko... nie
uciekaj od swojego kotka! -Niall głośno krzyczy, mam nadzieję że
żaden z klientów hotelu nie będzie się skarżył.
-Ni... nie mogę
już!
-to nie uciekaj...
-słychać jeszcze trzaśnięcie drzwi i znowu panuje cisza.
-Niall... -Harry
się śmieje -jak się napije, to robi dość dziwne rzeczy... -kiwam
głową, choć nic z tego nie kumam.
-dlaczego tu
jesteśmy?
-po to, aby nam
nikt nie przeszkadzał -uśmiechnął się szeroko.
-w czym? -odwracam
twarz ku niemu i wpatruję się w niego. Widzę, że czymś się
denerwuje, ale czym?
-wiem, że nie
jesteśmy parą zbyt długo i nie znamy się też za długo... ale
chcę... -przerywa -Sue, kocham cię całym sercem i chcę z tobą
spędzić resztę mojego nędznego życia.
-ja z tobą też
-przytulam się do jego ramienia. Uwielbiam jego zapach.
Nagle Harry wstaje,
a później klęka przed moją osobą. Wyciąga coś z kieszeni a mi
serce zamiera. Chyba chcę umrzeć... albo nie, chcę żyć i to
usłyszeć.
-Sue, kocham cię
całym sercem. Jesteś całym moim światem. Mógłbym dla ciebie
umrzeć... -otwiera pudełeczko, a leciutka poświata pada na złoty,
maleńki pierścionek -czy zechciałabyś zostać kiedyś, tam w
przyszłości żoną takiego idioty jak ja? -uśmiecha się
delikatnie -nie obiecuję ci, że nie będę nikogo lał po mordzie.
Nie mogę ci też obiecać, że nie będę miał tłumu fanek, które
będą robić dziwne rzeczy. Nie mogę ci obiecać, że nie będą
pisać o nas w gazetach, ani to, że nie będą mówić o nas
telewizji. Nie mogę ci obiecać, że zawsze będę kiedy będziesz
mnie potrzebować... ale obiecuję ci, że będę cię kochać aż do
śmierci i zawsze będziesz najważniejszą osobą w moim życiu...
Rzucam mu się w
ramiona i całuję w usta, wytrącam mu przy tym pudełko z
pierścionkiem z dłoni. Nie interesuje mnie to, że wpadł pod regał
i będziemy musieli się natrudzić, aby go stamtąd wyciągnąć.
Teraz liczy się tylko to, że jesteśmy razem.
-tak, Harry...
tak... -szepczę, kiedy tylko rozłączmy usta.
To był idealny
koniec tej historii... po prostu idealny.
Może trochę
śmieszny, bo wszystko kończy się w schowku na pościel... ale był
idealny, bo koniec jednej historii był początkiem całkiem innej.
▼
Rose ▼
Od
dłuższego czasu nie widziałam ani Sue, ani Harry'ego, ani także
Nialla z Horanem. Zaczęłam się obawiać, czy nie zrobili sobie
czegokolwiek.. Oczywiście nie miałam na myśli mojej przyjaciółki
i jej ukochanego, nie nie. Mówiłam o pozostałej dwójce. Co jeśli
wparowali do pokoju któregoś z klientów? Albo spadli po schodach?
- Daj
spokój, Rose. - powiedział Luke, przytulając mnie od tyłu. -
Pewnie leżą gdzieś i chrapią jak niedźwiedzie.
- Być
może.. - wyszeptałam.
Staliśmy
na dworze, chcąc odpocząć od hałasu imprezy, który dochodził z
środka budynku. Goście dalej bawili się wyśmienicie. Na razie
wybyła tylko Melanie ze swoją przyszłą rodzinką. Byłam w pełni
szczęśliwa. Jak się teraz tak zastanowić, to nic nie mogło
popsuć mi humoru. Wspaniali przyjaciele czekali na mnie kilka metrów
dalej, a u mojego boku miałam swojego ukochanego. Wiele razy
wyobrażałam sobie chwilę, w której się spotkam z Lukiem. Ale
żaden scenariusz nie wyglądał w sposób, w jaki mój mężczyzna
postanowił mi się pokazać. Można uznać to za oklepane, ale wcale
takie nie było. Wyobraźcie sobie.. Twój chłopak koncertuje po
całym świecie. Myślisz, że jest aktualnie po drugiej części
globu, podczas gdy nagle w uszach rozbrzmiewa Tobie jego głos w
uszach. Myślisz, że to złudzenie, kiedy tak naprawdę miłość
Twojego życia stoi kilka kroków dalej, śpiewając dla Ciebie.
Uśmiechnęłam się szeroko i odwróciłam przodem do Luka.
- Na ile
zostajesz? - spytałam, nie do końca będąc pewną, czy chcę
słyszeć odpowiedź.
- A,
widzisz.. - zaczął, sięgając po coś do kieszeni. - I tutaj jest
druga część mojej niespodzianki..
Zaskoczona
spojrzałam na jego rękę, kierującą się do kieszeni koszuli.
Byłam nieco zdezorientowana.. No bo co on może tam chować? Luke
uśmiechnął się do mnie szelmowsko i pocałował mnie w nos.
-
Proszę. - podał mi w rękę dwa papiery. - Wylatujemy jutro.
- Co to
jest?
- Dwa
bilety na Bahamy.
Zaskoczona
spojrzałam na niego, nie do końca dowierzając o co chodzi. Toć to
było irracjonalne!
-
Przecież ty masz trasę.. - wyjąkałam. - A ja.. Ja mam pracę.. Do
tego jjeszcze Melanie z Deanem, to nie jest..
Przerwałem
jej paplaninę pocałunkiem. Kiedy poczułem, że się rozluźniła,
odsunąłem się od niej i uśmiechnąłem pod nosem.
- Mamy
tydzień wolnego z chłopakami. Ja swój czas zamierzam spędzić z
tobą na cieplutkiej, pięknej wyspie.. A co do twojej pracy.. No to
cóż. Sue poprzestawiała tobie grafik w taki sposób, żebyś mogła
polecieć. O Melanie także nie musisz się martwić. Będzie miała
wsparcie w czwórce kretynów. - spojrzałam na niego pytająco, na
co ten się roześmiał. - Ash, Mike, Calum, Adrian.. Dochodzi do
tego jego piękna partnerka. Denice, tak?
Uśmiechnęłam
się pod nosem i skinęłam głową. Normalnie zaczęłabym się
sprzeczać i walczyć o to, żeby wyrobić się z czasem moich
terapii. Ale skoro Sue była taka kochana i poprzestawiała mi
terminy.. Mogłam w końcu spędzić swój czas z MOIM Lukiem!
- To
kiedy wylatujemy? - wyszeptałam w jego wargi.
- Jutro
rano. - wymruczał zadowolony Luke. - A później zostaniemy we
dwójkę.. Tylko ty i ja. Z dala od tego wszystkiego, zamknięci w
swoim świecie.
- Brzmi
świetnie. - powiedziałam.
- Oj,
kochanie.. To dopiero początek. Mamy przed sobą całą wieczność.
Uśmiechnęłam
się i pocałowałam Luka z pewnością, że nikt nigdy nie będzie w
stanie zabrać mi mojego małego skrawka świata, którym był ten
wysoki blondyn. Kto by pomyślał, że jedna osoba potrafi tak bardzo
odmienić moje życie, całą mnie. Mówią, że przemoc nie popłaca.
Jednak gdyby nie bójka Styles'a z Hemmings'em, to nigdy nie
odnalazłabym miłości swojego życia... Nigdy nie odnalazłabym
siebie.
______________________________________________________________________
Moi drodzy! Ogłaszamy wszem i wobec, że właśnie nadszedł koniec naszej wspólnej pracy, jaką jest Love Therapy. Chciałyśmy podziękować wszystkim czytelnikom, którzy przez cały czas przy nas byli i wspierali tak, jak tylko potrafili. Wasze komentarze dawały nam niesamowitą motywację do dalszego pisania! Jesteście wspaniali! Obiecujemy, że to nie jest nasze ostatnie dzieło! Już wkrótce (najprawdopodobniej we wrześniu) wrócimy z nowymi pomysłami, weną, energią oraz motywacją, które przeobrażą się w kolejne opowiadanie! Mamy nadzieję, że lubicie kryminały, gdzie w jednym z nich powikłane będą dwie osoby z 5SoS. Także nie żegnamy się, a mówimy "Do zobaczenia!".
~ Od Smieszek ~ Margaret:
Chciałam również podziękować Monice, która podjęła się przyjęcia mnie jako współtwórczyni tego opowiadania. Kochana, zaryzykowałaś dość mocno :D Love Therapy było jednym z najaktrakcyjniejszych rzeczy, które spotkały mnie przez ostatnie pół roku (Toż spędziłyśmy ze sobą 5 miesięcy! I nie straciłyśmy głowy!). Niesamowite doświadczenie, dzielące się z niesamowitą i równie postrzeloną osobą, jak ja! Mów co chcesz, ale teraz nie dam Tobie spokoju na dłuugi, dłuugi czas ^^ W końcu czeka nas jeszcze jedno opowiadanie, przy którym będziemy miały równie świetną zabawę! (Papier ścierny, Ikea, Sara i te sprawy..) Także dziękuję i życzę weny twórczej na pozostałe opowiadania! Zawsze będę trzymać za Ciebie kciuki! :D
♥Od Yaśmina De:
Dziękuję Gosi za ten spędzony ze mną czas, że wytrzymałaś kobieto ze mną aż 5 miesięcy!! normalnie 5!!
Znalazłam w Tobie bratnią duszę, która ma tak samo wielki dystans do pewnych rzeczy i nie wpada w jakiś szał na punkcie konkretnej osoby. Dzięki, że mnie rozmieszasz i potrafisz nieźle zaskoczyć swoimi tekstami, które potrafią mnie doprowadzić do płaczu. Pamiętaj nasza lista "woskowania" jest nadal otwarta!!
Mam nadzieję, że będziemy miały taki sam ubaw przy pisaniu kolejnego opowiadania jak i przy tym. tylko nie wiem czy ktoś przebije Papier Ścierny, Sarę i Ikea :) mam nadzieję, że przerwa naładuje Cię odpowiednio i trzymam kciuki za zdaną MATURĘ!
A po za tym dużo weny, do Twojego opowiadania!!
kocham Cię całym sercem!! ♥♥♥
♥Od Yaśmina De:
Dziękuję Gosi za ten spędzony ze mną czas, że wytrzymałaś kobieto ze mną aż 5 miesięcy!! normalnie 5!!
Znalazłam w Tobie bratnią duszę, która ma tak samo wielki dystans do pewnych rzeczy i nie wpada w jakiś szał na punkcie konkretnej osoby. Dzięki, że mnie rozmieszasz i potrafisz nieźle zaskoczyć swoimi tekstami, które potrafią mnie doprowadzić do płaczu. Pamiętaj nasza lista "woskowania" jest nadal otwarta!!
Mam nadzieję, że będziemy miały taki sam ubaw przy pisaniu kolejnego opowiadania jak i przy tym. tylko nie wiem czy ktoś przebije Papier Ścierny, Sarę i Ikea :) mam nadzieję, że przerwa naładuje Cię odpowiednio i trzymam kciuki za zdaną MATURĘ!
A po za tym dużo weny, do Twojego opowiadania!!
kocham Cię całym sercem!! ♥♥♥